niedziela, 28 stycznia 2018

Rozdział 25

muzyka: klik

Levinson nie dawała za wygraną. Po spotkaniu z szefostwem ASIS, pognała do pokoi gościnnych, gdzie między innymi mieszkał tymczasowo Ashton. Postanowiła poszukać Caluma zanim wyjadą z bazy i jeszcze raz rozmówić się z nim na temat Caitlin. Kiedy znalazła mężczyzn przed budynkiem, przeprosiła Michael'a i Ashton'a, po czym wzięła Calum'a za rękę i pociągnęła za sobą, by znów porozmawiać. 
- Calum, co miałeś  na myśli wcześniej? - zapytała ostro Addelaine, tracąc powoli kontrolę nad sobą.
- Musimy robić to teraz?! - ciemnowłosy wyraźnie był przerażony rozmową tuż obok kolegów. Gdy adwokatka skinęła, wywrócił oczami. - Po prostu to zostaw i zajmij się całkowitym uwolnieniem Ashtona - odparł, po czym odwrócił się i ruszył do samochodu. 
- A więc to tyle tak? - spytała - Nie zamierzasz nic więcej powiedzieć?
- Nie - odkrzyknął, rozkładając ręce.
Calum wsiadł do czarnego Range Rovera, zostawiając Addelaine samą.
- A powinieneś - odpowiedziała, a po chwili dodała - Później będziesz tego żałować.
Adwokatka również pognała do auta, a później wspólnie odjechali spod terenu ASIS.
- Gdzie jedziemy?
- Do mojego biura.
- Czy my w ogóle powinniśmy się tam pokazywać?
- Pracownicy wiedzą, że jesteś na wolności - przekazała - Będzie dobrze - zapewniła, chociaż sama miała co do tego ogromne wątpliwości.

***
Gdy weszli do głównego holu, wszystkie oczy były skierowane na nich. Addelaine szła pewnie, jednak Ashton nie odwracał wzroku nawet na chwilę. Patrzył na swoje nogi, jak kroczą po ziemi. Nie mógł spojrzeć nikomu z obecnych w twarz. Nie miał odwagi zmierzyć się z tymi wszystkimi spojrzeniami pełnymi gniewu i winy. Chciał po prostu przejść przez korytarz i udawać, że wcale go tutaj nie ma. Jednak mimo nie spoglądania na będących w tym miejscu ludzi,  było to ciężkie i bolesne. Jakby ciągnął za sobą kotwicę wypełnioną poczuciem winy i sumieniem. Nigdy wcześniej nie czuł się tak nieswojo.
Addelaine otworzyła swój gabinet. Zaprosiła mężczyzn do środka i pozwoliła im usiąść. Chciała dopuścić do spotkania Johna z Ashtonem, ale napięty grafik na to nie pozwolił. Dzisiaj w biurze zarządzał kierownik, w zastępstwie za szefa. Na szczęście nie było problemu z przyjazdem Ashtona. Nie wszyscy uważali go za przestępcę i zdrajcę, jak sam myślał.
Addelaine po rozgoszczeniu się swoich towarzyszy, sama usiadła, po czym rozłożyła na stoliku fotografie, a także krótki protokół, jaki otrzymała od służb.
- To ostatnie zdjęcia Sean'a, jakie mamy - oświadczyła, a wtedy Ashton roześmiał się.
- Trzy tygodnie temu? - wydusił przez śmiech - To wszystko? 
- Może być teraz wszędzie - Michael spróbował wyjaśnić ze spokojem adwokatce zachowanie swojego przyjaciela - Jak mamy go znaleźć?
Addelaine rozłożyła ręce i usiadła na krześle, po czym zaczęła obracać się lekko na boki, będąc kompletnie rozluźnioną i obojętną. 
- Macie wolną rękę - odparła.
- Szkoda, że nie nogę - podsumował krótko Ashton.
- Na pewno posiadacie większą wiedzę na jego temat, zwłaszcza pan Irwin. 
- Nie wiem, czy chcę ją wykorzystywać.
Addelaine uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, o co mu chodzi. Ashton nie zacząłby mówić, dopóki nie dostałby czegoś w zamian. W końcu zawarli umowę słowną, a z agencją pisemną, że współpracują na zasadach "oko za oko".
- Ostatnim razem, kiedy byłam w Sydney nie zastałam ciotki Caitlin - zaczęła - Tym razem będzie inaczej. Otrzymałam dokładne dane jej obecnego zamieszkania. Pojedziemy tam razem, jutro.
- W porządku - odpowiedział ze spokojem - W takim układzie my dzisiaj powęszymy w sprawie Seana. Czy dostanę broń?
- Nie żartuj ze mnie, proszę.
- Powinienem - powiedział.
- Skąd to stwierdzenie?
- Moja wewnętrzna kobieca intuicja podpowiada mi, że bardzo się przyda - odparł - Dziwne, że nie podpowiada tego tobie.
Addelaine potrząsnęła głową z dezaprobatą. 
- Czy naprawdę jest sens męczyć Eleanor? - wtrącił Calum - Ta kobieta i tak już się nacierpiała.
- Zadamy tylko kilka niewinnych pytań - odpowiedziała szybko Addelaine, zerkając na Hood'a z zadziornym uśmiechem.
- Właśnie, stary - dodał Ashton, biorąc stronę Addelaine - Ona na pewno mnie nie okłamie i powie, czy Sean ma Caitlin.
- Ona nawet nie wiedziała, że coś was łączy, dopóki nie Cait nie trafiła do szpitala - Calum starał się rzucić jak najwięcej argumentów, by powstrzymać blondyna przed wyjazdem - Myślisz, że będzie chciała w ogóle z tobą rozmawiać? Stary...
Niespodziewanie głośny i szybki świst, a później huk, przerwał ich kłótnię. Szyby i okna zadrżały. Krzyki i piski opanowały całe biuro. Wszyscy padli na ziemię. Addelaine zbladła, a jej serce zabiło szybciej. Już miała wyjść z gabinetu, by zobaczyć co się dzieje, ale Ashton szybko złapał dłonią jej nadgarstek i pociągnął w dół, by kobieta również znalazła się na podłodze. Kolejny strzał padł, a za nim ciągnęły się wrzaski przerażonych ludzi. Nikt nie miał pojęcia, co właśnie się działo, poza trzema osobami. Ashton, Calum i Michael doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto i po co przyszedł.
Ashton panikował. Obawiał się najgorszego - Sean'a we własnej osobie. A kiedy On pojawiał się osobiście, to nigdy nie wróżyło nic dobrego. 
- Jakie liczne towarzystwo! - ciężki, męski głos rozbrzmiał w holu, gdzie swoje biurka miało około dziesięć osób - Spokojnie, nikomu nie stanie się krzywda, jeśli z "cienia" wyjdzie pan Irwin - oznajmił wszystkim obecnym, stukając metalową częścią w blat jednego z biurek. Addelaine od razu zorientowała się, że to broń.
Cicho i bezszelestnie przeczołgała się pod ścianę tuż przy drzwiach. Ku jej szczęściu, miała zamontowaną szybę, którą przysłaniała nie do końca opuszczona roleta. Delikatnie wychyliła się, by sprawdzić, jaka obecnie panuje sytuacja i kto jest sprawcą całego zamieszania. Jednym okiem zerknęła szybko, co dzieje się w holu, a wtedy zobaczyła go. 
Tego samego mężczyznę, który odwiedził dzień wcześniej jej mieszkanie. 
Czym prędzej przedostała się do biurka za którym siedział Ashton. Calum i Michael skryli się za szafą, co chwila sprawdzając, czy wszyscy są bezpieczni i próbując również zobaczyć hol oraz napastnika.
- Cholera, to ten sam facet, co był u Charlotte - zauważyła adwokatka - wysoki brytyjczyk, całkiem przystojny...
- Jack?! - prawie wrzasnął Irwin - I jaki znowu przystojny?!
- Wow, kiedy przedstawiał się mi, nosił inne imię - powiedziała zszokowana - Czy to ten sam Jack, który..
- Tak! - odparł Ashton - A ty go wpuściłaś do domu, idiotko!
- Powiedz do mnie jeszcze raz "idiotko", a w ciągu pięciu sekund wyślę cię do więzienia - zagroziła, a potem dodała - Po wcześniejszej kastracji.
Duży pocisk cisnął w szybę drzwi gabinetu Addelaine i rozbił ją na tysiące kawałków. Wszyscy obecni w pomieszczeniu dłońmi zakryli głowy, by zapobiec wbiciu się odłamków szkła w czaszkę i stłumić huk. Żadne z nich nie było przerażone w porównaniu do ludzi będących na zewnątrz. Oni starali się wymyślić dobry plan, który mógłby pomóc im wyjść obronną ręką z tej trudnej sytuacji, zanim ktoś mógłby zostać ranny. Addelaine widziała, jak Michael ze swojej kieszeni wysuwa komórkę, by czym prędzej wezwać policję. Calum zaś palcami próbował wyszukać na półkach czegoś, co mogłoby posłużyć mu za broń. I wtedy Addelaine przypomniała sobie o pewnej skrytce. Wskazała Calumowi palcem na jedną z książek leżących na półce naprzeciwko niego. Ciemnowłosy szybko przekartkował jedną z encyklopedii prawniczych, aż wreszcie znalazł mały kluczyk. Przykucnął, po czym pchnął kluczyk po podłodze w stronę adwokatki. Ta zaś prędko otwarła szufladę w biurku, za którym siedziała wraz z Ashtonem. Starała się wyczuć zamek, a kiedy jej się udało, wcisnęła kluczyk i przekręciła, odsuwając kolejną szufladę, z której wyjęła niewielki pistolet.
- Kurwa, ile jeszcze masz takich niespodzianek? Po jednym w każdym miejscu?! W aucie, w biurze, w domu?
Brunetka wzruszyła ramionami i skinęła.
- Ashton, kolego - zawołał napastnik - Nie chcesz wyjść i się przywitać?
Słychać było ciężkie kroki brytyjczyka, które stawały się coraz głośniejsze. Addelaine skupiła się na zmyśle słuchu i mogła tylko podejrzewać, że znajdował się już w połowie holu.
- Podaj mi go - zdecydował Irwin, a następnie wyciągnął rękę ku kobiecie, która popatrzyła na niego zaskoczona.
- Nie - odparła stanowczo.
- Addelaine, kurwa! - Ashton prawie pisnął, potrząsając ręką. 
Blondyn wychylił się, by spojrzeć, jak daleko jest Jack. Był blisko, za blisko. 
Levinson pokręciła niezdecydowanie głową i po kilku sekundach z niechęcią przekazała przestępcy broń. Uniosła ręce w geście zapytania, by dowiedzieć się, co teraz Ashton ma w planach. On wykorzystując fakt, że dzieliły ich drzwi, a także pewna odległość, szybko odbezpieczył pistolet, chowając go pod nogami, by stłumić dźwięk. Zwrócił się do Addelaine tak, by usiąść do niej naprzeciwko.
- Ufasz mi? - spytał, a ona patrzyła na niego chwilę, zastanawiając się. 
Zdawała sobie sprawę z tego, co planował. Widziała w jego oczach, że chciał, aby była przynętą, ale zdawało się, że to było dla niej za dużo. Jeszcze wczoraj mówili o wypracowaniu sobie zaufania, jednak nie spodziewała się, że już następnego dnia będą musieli się poświęcać albo dawać od siebie więcej, niż postanowili. Jednak tutaj nie chodziło tylko o nich, a o jakieś dwadzieścia osób obecnych w budynku, które mogło zostać skrzywdzonymi. Miała wybór - zaufać Ashtonowi i dać się wykorzystać lub rozegrać to po swojemu i zwiększyć prawdopodobieństwo porażki.
Przełamała się. Skinęła głową i na moment zamknęła oczy, aby zebrać się w sobie i zacząć działać. Wzięła głęboki wdech i podniosła się, aby wychylić się zza biurka, które wcześniej było jej skrytką.
- Nie ma go tutaj, WILL - zaakcentowała jego domniemane imię, gdy wyłoniła się zza mebli i jednocześnie stała się łatwym celem gangstera. 
Wyszła z rozłożonymi rękoma ze swojego biura, zanim On zdążyłby do niego wejść. Podeszła do niego i uniosła dłonie w geście poddania się.
- Addelaine Levinson, pani adwokat - zawołał z rozbawieniem - Jak miło znów cię widzieć.
- Ciebie niekoniecznie - burknęła - Czemu nie szukasz Ashtona w więzieniu? - zapytała - O wiele łatwiej jest znaleźć kogoś w miejscu, w którym jest. 
Wysoki mężczyzna podszedł do brunetki. Przyłożył pistolet do jej policzka, a następnie sunął nim po jej barkach, aż zjechał na dekolt. 
- Problem w tym, że jego wcale tam nie ma i oboje dobrze o tym wiemy - szepnął kobiecie do ucha. Jego usta dotykały jej skóry. 
Po całym ciele Addelaine przebiegły nieprzyjemne ciarki. Poczuła obrzydzenie. 
Lufa pistoletu powoli osuwała się, krążąc w okolicach jej biustu, odsuwając materiał koszuli. Levinson straciła cierpliwość i chwyciła nadgarstek mężczyzny, odrzucając go jak najdalej od swojego ciała. Sama odsunęła się o krok i spiorunowała spojrzeniem przestępcę.
- Musisz poszukać go gdzieś indziej, bo znów źle trafiłeś - warknęła i przeszła pewnie obok niego. Wysunęła rękę w stronę korytarza, gdzie znajdowała się winda i schody ewakuacyjne. - Tam jest wyjście, wynocha.
- Posłuchaj wredna zdziro - brytyjczyk stracił panowanie nad sobą i ścisnął mocno rękę Addelaine, aż pisnęła z bólu. 
Brunetka impulsywnie zamachnęła się, by wymierzyć cios prosto w twarz napastnika, jednak ten szybko ją unieruchomił. 
- Musisz poćwiczyć nad odpowiednim celem, kretynko - wyśmiał adwokatkę.
- A ty nad bystrością - odpysknęła adwokatka, spoglądając mężczyźnie za plecy i widząc Ashtona, celującego bronią.
Blondyn wykorzystując sytuację, że mężczyzna stanął do niego plecami, wyszedł z ukrycia i z pozycji leżącej ustawił broń w kierunku nóg Jacka. Gdy ten odwrócił się, było już za późno. Irwin pociągnął za spust, a pierwszy pocisk trafił w prawą łydkę brytyjczyka. Momentalnie runął na podłogę puszczając rewolwer, który wcześniej ściskał w dłoni. Addelaine szybko zabrała broń z ziemi. Mężczyzna zaś wrzasnął z bólu i ręką zaczął uciskać krwawiącą nogę. 
Ashton, Calum i Michael wybiegli z pokoju i szybko ruszyli do Addelaine. Ludzie będący w biurze skierowali się ku wyjściu, by jak najszybciej uciec i znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Irwin cały czas celował do Jack'a, stojąc nad nim.
- Kopę lat, stary - przywitał się oschle - Sean cię nie nauczył, że tyłem do nie sprawdzonych pomieszczeń się nie staje?
- Pierdol się, fiucie - rzucił z bólem w głosie Jack.
Na twarzy Ashtona pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. Odkąd go złapali obmyślał plan, co zrobi Jack'owi, kiedy się spotkają po tym wszystkim, co przeszła przez niego Caitlin. Teraz miał do tego dobrą okazję.
- Okej, to co teraz? - zapytał Clifford.
- Otrujmy go - rzucił Calum
- Nie! - zanegował Irwin - Ja jestem za ucięciem rąk.
- Nie lepiej go wyrzucić do jakiejś rzeki? - kłócił się Michael.
- Bez sensu! Potnijmy go i wyślijmy w paczce Seanowi.
- DOŚĆ! Oddamy go policji, a wy macie go nie dotykać - wtrąciła Addelaine, po czym spotkała się z głośną negatywną opinią Caluma.
- Boże, jesteś taka nudna.
Addelaine podsumowała jego słowa gniewnym spojrzeniem. Zignorowała swoich towarzyszy, którzy wciąż planowali wykończyć napastnika i przykucnęła, aby zadać mu kilka pytań. Rozejrzała się dookoła i spostrzegła telefon stacjonarny na jednym z biurek. Wyrwała z niego kable i wzięła w ręce.
- Co wspólnego ma z tobą, Charlotte? - spytała grzecznie, ze sztucznym uśmiechem.
- Charlotte? - parsknął - Nie znam żadnej Charlotte.
Levinson bez żadnych zahamowań cisnęła telefonem prosto w zranioną nogę faceta. Ten zawył z bólu, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ty suko! - wrzasnął - Zabiję cię.
Jack uniósł ręce, by złapać nimi szyję adwokatki, ale Ashton szybko przycisnął do jego głowy broń przypominając mu, że powinien powstrzymać swoje emocje.
- Zaraz zmienię zdanie i pozwolę im zrobić z tobą, co tylko będą chcieli - warknęła - Moja współlokatorka.
- Ooochh... - jęknął z bólu i opadł na podłogę, po czym odpowiedział na pytanie prawniczki - Ładne imię wybrała. 
Levinson zmarszczyła czoło.
- Co?
W tym samym czasie, policja wkroczyła do biura, rzucając kilka komend na raz. Jako pierwsza padła prośba o opuszczenie broni przez Ashtona, którego chwilę później zakuto w kajdanki. Tuż po nim, przyszedł czas na Calum'a i Michael'a, a potem na krwawiącego Jack'a.
- Addelaine! - zawołał Andre i gdy tylko spostrzegł kobietę, przybiegł do niej i zaczął sprawdzać, czy jest cała.
- Andre - mruknęła z niezadowoleniem - Świetna kolejność - podsumowała - Najpierw wziąć się za niewinnych, a potem zgarnąć człowieka, który mało nas wszystkich nie powybijał. - zakpiła Levinson, po czym nakazała wypuścić Ashtona i jego przyjaciół.
- Najpierw mi powiedzi, co tu się do cholery wydarzyło?
- Chcesz usłyszeć krótką czy dłuższą wersję wydarzeń? - zapytała Addelaine, oglądając, jak policjanci zakuwają Jack'a.
- Krótką - Andre pokręcił głową, chcąc szybko zebrać zeznania.
- Sean.
- A jaka jest długa?
- Znajomy Sean'a wpadł z wizytą - wyjaśniła kobieta.
Andre stanął przed Addelaine i popatrzył na nią oniemiały. Westchnął ciężko widząc, że prawniczka nie ma nic więcej do powiedzenia. Miała do niego wielki żal i nie zamierzała zmienić swojego stosunku do byłego przyjaciela jej brata nawet ze względu na jego status społeczny. Poprosił kolegów, by rozkuli Irwina. Znał sprawę, jaką rozegrała Addelaine i wiedział, że Ashton jest na wolności warunkowo ze względu na działania ASIS, w dodatku incognito. Nie mógł się sprzeciwiać rozkazom wydanym przez wyższe służby. Musiał sprzątać tylko ten bałagan, który należał do niego.
- Okej, zabieramy go - oznajmił Andre swoim kolegom, którzy bez żadnych zahamowań pchnęli przestępcę ze zranioną nogą w stronę wyjścia. 
Bez pożegnania, udał się z funkco
- Jeszcze jedno! - zawołała Addelaine, goniąc policjantów. Gdy dotarła do mężczyzn, zwróciła się do Jack'a - Zapomniałeś oddać coś, co należy do mnie - zauważyła, wystawiając płasko dłoń. 
- Mówisz o pewnej kartce, dotyczącej Ashtona? - dopytał udając zaskoczenie, a później z uśmiechem sam odpowiedział na swoje pytanie - Otrzymasz ją w swoim czasie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz