niedziela, 4 lutego 2018

Rozdział 26

muzyka: klik

Policja przez około dwie godziny sprawdzała całe biuro wraz z miejscami parkingowymi, by upewnić się, że przestępcy nie pozostawili żadnych bomb czy innych specyfików zagrażających życiu. Addelaine składała zeznania wraz z resztą obecnych pracowników, poza tymi, którzy postanowili uciec z biurowca.
- W porządku – zawołała Levinson, wracając do Irwina i jego towarzyszy – Na nas już czas – zawiadomiła obojętnie, obdarowując mężczyzn uśmiechem.
Calum zignorował adwokatkę i poszedł rozejrzeć się jeszcze po biurze, tłumacząc, że potrzebuje upewnić się, czy całe pomieszczenie zostało dokładnie sprawdzone. Addelaine obserwowała go przez chwilę, bo zdało jej się dziwnym to, że Hood podważa pracę policji, a także najlepszych służb specjalnych Australii, które przyjechały tuż po lokalnych funkcjonariuszach.
- Nie chcesz pojechać do domu, żeby sprawdzić, o co chodzi z tą współlokatorką? – wtrącił Michael, odrywając ją od zamyśleń – Jeśli stanowi zagrożenie…
Addelaine pokręciła przecząco głową, wracając do rozmowy i zostawiając Caluma, by wykonywał swoje zadania wyznaczone przez samego siebie. Wystarczyła chwila, aby gdzieś zniknął. Nie była tym zaskoczona. Nie udało mu się jej powstrzymać przed szukaniem Caitlin, więc nie chciał uczestniczyć w rozmowach o niej, skoro i tak nie zdołałby nic wskórać. Pozostawało mu tylko odpuścić.
- Zajmę się tym później – machnęła ręką i zwróciła się do Ashtona – Dostałam informację, że Eleanor wcale nie znajduje się w Sydney. Jest w Mildurze, czyli około pięć godzin stąd.
Ashton wyciągnął prędko dłoń do Michaela, by się z nim pożegnać. Jego przyjaciel spojrzał na niego pusto, ale Addelaine obdarował już chłodnym, znaczącym spojrzeniem, które dało jej do zrozumienia, że podzielał zdanie Caluma. Potem już ich nie było.
Czas ich podróży wynosił dwie i pół godziny, bez żadnych przystanków. Ruszyli około godziny trzynastej po południu w towarzystwie eskorty służb, jadących tuż za nimi. Jazda przebiegała dość dobrze, dopóki Addelaine nie zaczynała tematu innego niż Caitlin. Ashton był podekscytowany spotkaniem z ciotką swojej dziewczyny. Levinson nie chciała ciągnąć rozmowy, by nie robić mu nadziei. Gdyby przypadkiem okazało się, że Eleanor nie wyrazi chęci na dyskusję lub spotkanie nie będzie szło w dobrym kierunku, ona nie chciała być główną winowajczynią tej sytuacji.
Ich podróż trwała już dłuższą chwilę. W radiu leciała muzyka rodem z lat osiemdziesiątych. Addelaine zerknęła w tylną szybę, aby sprawdzić, czy funkcjonariusze jadą za nimi. Nie widziała znajomego, czarnego auta.  Zaczęła bardziej przyglądać się jadącym samochodom, jednak żadnego z nich nie rozpoznawała. Poinformowała o tym Ashtona, jednak podszedł do tego dość obojętnie, mówiąc że mogą być kilka aut dalej.
Zjechali z autostrad po wskazówkach nawigacji. Około dziesięciu minut nawigacja prowadziła ich szeroką, dwukierunkową ulicą aż do momentu, gdy nakazała skręcić w lewo. Kierowali się w stronę szosy tuż obok lasu. Addelaine zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy byli zupełnie sami. Ich ochrony nie było, nie było nikogo.
Nagle auto zaczęło drżeć i dziwnie podskakiwać. Ashton zacisnął dłonie na kierownicy, by zapanować nad samochodem. Uderzenia o ziemię zdawały się być dosyć silne, a w dodatku nie były spowodowane ubytkami w jezdni. Levinson trzymała rękę na uchwycie drzwi, aby ustabilizować swoje ciało. Miała wrażenie, że za moment się rozbiją. Największe ciosy padały z prawej strony.
Zatrzymali się na poboczu tuż przy ścieżce służącej za ulicę, która po prawej stronie graniczyła z lasem. Addelaine wysiadła, a tuż za nią zrobił to Ashton.
- Co jest do jasnej cholery?! – wrzasnął wściekły, idąc na przód samochodu.
- No nie – warknęła ze złości Levinson.  – Jeszcze brakowało tego, żebyśmy złapali gumę.
O mały włos, a brunetka tupnęłaby ze złości niczym mała dziewczynka. Zacisnęła zęby i ruszyła wzdłuż ulicy w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, który podpowiedziałby im, gdzie się znaleźli. Nie było jednak żadnych tarcz, czy tablic z nazwą miejscowości. Stali pośrodku pustkowia, a to nie wróżyło im nic dobrego.
Ashton przykucnął przy prawym kole i zaczął się rozglądać. Opuszkami palców dotykał opony, dopóki nie natrafił na nadzwyczajne, drapiące i dziurawe miejsce. Materiał był nierówno przedarty i poszarpany.
- To nie było złapanie gumy – poinformował adwokatkę Irwin ze zrezygnowaniem.  – Ktoś zrobił dziurę w oponie. Są ślady.
- Słucham?! – odwróciła się do mężczyzny, który klęczał obok koła i dokładnie je oglądał.
Brunetka podeszła do Ashtona, po czym również zaczęła się przyglądać oponie. Faktycznie, cięcia różniły się od zwykłego przebicia na jezdni. Oznaczało to, że ktoś chciał ich zatrzymać.
- Nie jesteśmy tu bezpieczni – zauważył Irwin, zerkając na adwokatkę.
- Sugerujesz, że to pułapka? – spytała, a blondyn szybko skinął głową i ruszył do bagażnika, by sprawdzić, czy samochód ma zapasowe koło. Levinson w tym czasie złapała za telefon i postanowiła szukać zasięgu, aby jak najszybciej dodzwonić się do eskorty, która powinna była jechać tuż za nimi, a jednak zostali sami, po środku lasu.
Adwokatka zaczęła chodzić po drodze (usunięty przecinek) w poszukiwaniu zasięgu. Wykonała kilka telefonów, by zorientować się, co właściwie się wydarzyło i dlaczego zostali sami, bez ochrony. Poświęciła około dziesięciu minut, aby dogadać się z funkcjonariuszami i wytłumaczyć im, gdzie właściwie się znaleźli.
- Okej, dotrą do nas w przeciągu godziny – oznajmiła kobieta, tuż po rozłączeniu się z zespołem agencji, kiedy przyszła do Ashtona, który grzebał właśnie w schowku samochodu.
- Ostatnio miałaś tu broń…
- Mhm – przytaknęła, a wtedy Ashton odwrócił się do niej.
Brunetka pomachała mu pistoletem, który trzymała w dłoni. Miała go schowanego w wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Czemu masz go przy sobie? – spytał podejrzliwie, patrząc na nią zaskoczony.
- Procedury odnośnie bezpieczeństwa – odparła.  – Bez zabezpieczenia nie moglibyśmy jechać we dwójkę. Mając to, nie potrzebuję ochroniarza na tylnym siedzeniu.
- Czy mi się wydaje, czy ty właśnie okazujesz mi brak zaufania? – oburzył się Irwin, jednak Addelaine szybko rzuciła swoje argumenty, by zatrzymać kłótnię.
- Okazałabym to, gdyby z tyłu w wozie siedział jakiś ubezpieczający mnie palant słuchający naszych rozmów  – oświadczyła jasno.
Irwin i Levinson zmierzyli się wzrokiem. Gdy ona postanowiła wsiąść do auta i cierpliwie poczekać na wsparcie, mężczyzna jeszcze kilka minut mocował się z dziurawą oponą, żeby chociaż ją zdjąć. Funkcjonariusze mieli dostarczyć im koło zapasowe oraz przedyskutować plan dalszej podróży. Gdy wykonał swoje obowiązki, również powędrował do samochodu, w którym oboje czekali na przyjazd agentów. Widział zdenerwowanie Addelaine. Kobieta nie czuła się bezpiecznie, a on to dostrzegał. Sam martwił się podejrzaną pułapką i rozważał pomysł zabrania kobiecie broni, jednak obawy, czym to by skutkowało, zdecydowanie nie były warte nawet podjęcia próby.
Addelaine natomiast długo walczyła ze sobą, by w końcu rozpocząć rozmowę z Ashtonem. Musiała stawić czoła niepodważalnym faktom, a także swoim podejrzeniom względem przyjaciół Irwina, jednak obawiała się jego reakcji. Co, jeśli pomyślałby, że nastawia go przeciwko swoim kolegom?
Kilka razy odwracała głowę i próbowała otworzyć usta, kiedy on siedział na miejscu kierowcy z zamkniętymi oczyma i przysypiał, by przyśpieszyć czas i kontynuować podróż. Czekał na moment, gdy ochrona powie, że można kontynuować akcję. Dwóch mężczyzn wciąż dyskutowało przy swoim samochodzie przez telefon z szefem, który miał zaakceptować wszystkie informacje i wyrazić zgodę na dalszą jazdę.
Dłonie Addelaine zaczęły się pocić, a bicie serca przyspieszyło. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się stresuje przed wyznaniem swoich teorii. W dalszym ciągu upierała się przy tym, że Ashton przestał się dla niej liczyć i nie żywiła względem niego żadnych pozytywnych uczuć. Była wręcz rozczarowana jego ostatnim zachowaniem i zła za to, że nie usłyszała od niego żadnych przeprosin za to, co wydarzyło się w sądzie. Czemu więc szczerość w stosunku do niego sprawiała jej taki problem i potrzebowała ponad dziesięciu minut zanim zdążyła wziąć się w garść i poruszyć ten ciężki temat?
- Ashton… - zagadała spokojnie, a gdy on otworzył oczy i zwrócił swój wzrok ku niej, zawahała się. Przełknęła ślinę z trudem, jakby w jej gardle była masa igieł, a potem nieśmiało wyjąkała – Ja.. ja nie są…dzę, że to był Sean.
Prychnął i pokręcił głową znudzony, znów odwracając twarz.
- A niby kto? – burknął wkurzony, a w tym czasie funkcjonariusze podeszli do ich auta i zezwolili na kontynuację jazdy.
Ashton wsadził kluczyki do stacyjki, wzdychając ciężko. Zaczął układać się wygodnie na fotelu. Już miał przekręcić kluczyk, gdy Addelaine przerwała mu.
- Calum i Michael – wyznała prawie szeptem.
- C-co? – spytał zdziwiony, prawie krzycząc.
Blondyn opuścił dłonie, puszczając kierownicę. Bokiem ciała przekręcił się w stronę kobiety. Prawym ramieniem oparł się o kierownicę. Wbił swój wzrok w adwokatkę i czekał na to, co ma mu do powiedzenia.
- Wiem, że to dosyć zaskakujące, ale..
- Nie, Addelaine – wtrącił, mówiąc z wyraźną irytacją w głosie – To niepokojące. Skąd ci w ogóle przyszła taka bzdura do głowy?
Patrzył na nią w sposób, jakiego jeszcze nie widziała. Tak pretensjonalnie i bez jakiegokolwiek zrozumienia. Nie mogła mu się dziwić, skoro właśnie atakowała jego przyjaciół i sugerowała, że nie chcą, aby odnalazł miłość i sens jego życia. Ale mimo to poczuła się wystarczająco źle przez jego spojrzenie i bolało ją to, że nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Z drugiej strony próbowała postawić się na jego miejscu. Czy gdyby on wygadywał takie rzeczy względem jej bliskich, w ogóle posłuchałaby tego, co do niej mówi?
Niemniej jednak zachowanie Caluma i Michaela wskazywało na jedno. A ona musiała odpowiednio przedstawić Ashtonowi swoje racje.
-  Nie zauważyłeś, jak bardzo Calum próbuje odwieść nas od szukania Caitlin? – Levinson starała się naprowadzić Ashtona na swój tok myślenia, bez informowania go o rozmowie z Hoodem, który jasno powiedział jej, że wie, gdzie dziewczyna się ukrywa.
- Nonsens – Ashton nie mógł powstrzymać śmiechu, słysząc opowieści adwokatki.
Wszystko co mówiła brzmiało głupio i bezmyślnie. Zastanawiał się, co wpłynęło na nagłą zmianę zdania Addelaine względem jego najlepszych przyjaciół. Nie mógł uwierzyć w słowa, jakie płynęły z jej ust. Znał ich praktycznie całe życie i doskonale wiedział, że nigdy nie zrobiliby niczego, żeby mu zaszkodzić, a tym bardziej, by go zranić.
- Ashton, on nawet nie chciał, bym rozmawiała z jej przyjaciółką, którą spotkałam w Sydney, kiedy szukałam ciotki Caitlin.
- Calum i Michael mieli chronić jej bliskich – tłumaczył.  – Nie znał cię wtedy, więc nie dopuścił do przesłuchania Cassie. Gdyby wiedział, że jesteś moim…
- Przedstawiłam się, a on ją odesłał.
- Na pewno źle to odebrałaś – zapewniał brunetkę.
Addelaine zacisnęła dłonie w pięści. Ashton był jak skała – Levinson mogła mówić, krzyczeć i przekonywać go, ale on miał swoje racje, a ich zburzenie wymagało wielkich poświęceń, a w tym konsekwencji.
- Skoro tak, czemu w takim układzie Calum zatrzymał mnie i wręcz zakazał szukania Caitlin?
Irwin niespodziewanie zamilkł. Nie patrzył już na Addelaine, a prosto przed siebie, w przednią szybę. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. Przestał szukać argumentów, negować.
Po prostu opadł na fotel i pusto wgapiał się w przestrzeń, bo słowa adwokatki i wszystkie zdarzenia zaczęły właśnie do niego docierać.
Przez dziesięć lat Calum odbierał od niego listy, a Caitlin nigdy na nie nie odpowiedziała. Pytając Michaela o swoją dziewczynę, unikał odpowiedzi i szybko narzucał nowy, inny temat. Po pewnym czasie zaczął nakłaniać go do wyjścia z więzienia właśnie dla niej, chociaż ona nigdy go nie odwiedziła ani nie wyraziła chęci zobaczenia się z nim czy to tu, czy na wolności, w żaden sposób. W agencji Calum negował wszystkie pomysły odnalezienia Teasel, a teraz nawet Levinson zauważyła coś niepokojącego. Jednak Ashton dostrzegł w tej sprawie coś więcej..
Sprawa współlokatorki Addelaine budziła wyjątkowo wiele podejrzeń.
- Addelaine… - zagadał.
- Hm?
- Co, jeśli od samego początku odpowiedź na nasze pytania była pod nosem?
- O czym ty mówisz?
- Muszę zobaczyć tę dziewczynę, z którą mieszkasz.
- Słucham?
- Chcę ją zobaczyć.
- Nie mam jej zdjęć.
- Więc nie jedźmy do Mildury, jedźmy do twojego mieszkania.
- Ashton, ja widziałam, jak wygląda Caitlin i Charlotte zdecydowanie nią nie jest – zarzekała Levinson.
Jej dłonie drżały z nerwów. Nagle pojawiło się tak wiele niedomkniętych drzwi tej długiej historii, które ona sama przeoczyła. To wszystko zaczęło ją przytłaczać.
- A co, jeśli ten temat jest praktycznie rzeką? – spytał, wciąż wgapiając się w nią i czekając z niecierpliwością, aż poda mu adres i zgodzi się na zmianę planów.
Levinson zjadła ciekawość i chęć poznania prawdy o Charlotte. Wyciągnęła telefon, a następnie w nawigację wpisała swój adres zamieszkania, który miał pokierować Ashtona prosto pod budynek. Następnie poinformowała ochronę o kierunku jazdy.
Powrót do Adelaide zajął im niecałą godzinę, co oznaczało, że przy zatrzymaniu się z powodu przebitej opony byli już w połowie drogi do miejsca docelowego, gdzie mieli spotkać się z Eleanor. Jazda przebiegała w milczeniu. Levinson nie drążyła tematu, widząc, jakie problemy miał Ashton z zapanowaniem nad sobą. Kilka razy Addelaine upomniała go, by zwolnił, ponieważ przekraczał prędkość. Widziała, jak żyły pulsują na jego szyi, a mięśnie napinają się na myśl, że jego przyjaciele mogliby go zdradzić, a Caitlin mogła być tak blisko. Po jego dobrym humorze, bezczelnych żartach czy uszczypliwości nie było ani śladu. Teraz  liczył się tylko czas i dotarcie do mieszkania Addelaine, bo za wszelką cenę pragnął poznać prawdę. I chociaż nie nastawiał się na najgorsze, to był rozdarty. Pomiędzy złością na swoich partnerów, a strachem przed tym, co może się wydarzyć, kiedy okaże się, że faktycznie dopuścili się oszustwa.
Ashton wszedł do mieszkania, jakby wchodził do siebie.  Nie poczekał na kobietę, a wręcz wepchnął się przed nią, gdy zdążyła otworzyć drzwi wejściowe. Levinson poprosiła funkcjonariuszy, którzy przyjechali razem z nimi, aby zaczekali na terenie osiedla w razie, gdyby coś się wydarzyło. Chwilę później wrócili do auta i obserwowali budynki mieszkalne. Irwin zaś od razu zaczął sprawdzać każde pomieszczenie, każdy pokój, łazienkę i kuchnię, szukając osoby, którą od dawna pragnął zobaczyć. Addelaine podążyła za nim, ale nie zdołała go powstrzymać przed penetrowaniem całego jej mieszkania. Irwin zdawał się być w szale. Wszedł do jej pokoju, otwierał każdą szafę, jakby Caitlin miała się w niej skryć. Levinson nawet go nie powstrzymywała. Zatrzymała się w salonie, gdzie usiadła na kanapie i cierpliwie czekała, aż skończy swoje przeszukanie. W pewnym stopniu rozumiała jego desperację, a w dodatku utożsamiała się z nią. Być może to właśnie było przyczyną, dla której postanowiła dać mu w tej sprawie swobodę i załatwić to po swojemu.
Ashton szybko przeszedł do pokoju Charlotte i spędził tam chwilę, podczas gdy Addelaine zastanawiała się, co powie dziewczynie, kiedy ta wróci. Jaka będzie jej reakcja na widok Irwina w ich domu? Nie wyobrażała sobie dobrego zakończenia dzisiejszego dnia. Nawet sama nie wiedziała, jak powinna się zachować po tym, gdy faktycznie okaże się, że Charlotte jest osobą, której od pewnego czasu szukali.
Addelaine nie była już niczego pewna. A zdecydowanie nie była pewna tego, czy wcześniej mogła się czuć bezpiecznie.
Brunetka wstała i już miała iść do Irwina, by zrezygnować z ich planu konfrontacji, ale mężczyzna ją wyprzedził. Levinson rozłożyła ręce w geście poddania.
- Nie wiem, gdzie ona jest, Ashton – powiedziała bezradnie – Ani kiedy wróci.
Irwin prychnął wściekle, po czym wysunął ręce zza pleców, pokazując adwokatce co znalazł. W dłoni ściskał blond perukę.
- Nie obchodzi mnie to – warknął. – Poczekam.
Irwin cisnął sztucznymi włosami o podłogę. Złapał dłonią podbródek i zaczął kręcić się po salonie. Nigdy wcześniej nie czuł takiej złości, jaka teraz mu towarzyszyła. Co chwila przecierał przepoconą twarz. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Targało nim wiele emocji.
Addelaine stała całkiem osłupiała, gapiąc się na perukę. Również chciała to zrozumieć, ale w jej głowie nie było niczego poza pustką. Nie znała motywów, celów ani znaczenia. To ją irytowało.
- To nie może być Ca…
Ashton już chciał wrzeszczeć, kiedy niespodziewanie drzwi wejściowe otwarły się, a ciemnowłosa kobieta stanęła w ich progu. Już miała witać swoją współlokatorkę, informując o swoim przyjściu, ale gdy uniosła głowę i zobaczyła osobę stojącą przed nią, zatrzymała się.
Ich spojrzenia się spotkały. Przez kilka sekund patrzyli na siebie całkowicie sparaliżowani.
- Niemożliwe…. – powiedział na jednym wdechu, patrząc prosto w jej oczy niczym osłupiały - To nie możesz być ty…

A wtedy ona  schowała dłoń za plecy i moment później wyciągnęła pistolet, celując prosto w niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz