wtorek, 20 lutego 2018

Rozdział 28


muzyka: klik

Ochrona słysząc strzały szybko przybiegła do mieszkania Addelaine, zabezpieczona w pistolety. Zjawili się niestety o kilka minut za późno. Levinson w chaotyczny sposób tłumaczyła to, co przed chwilą miało miejsce. Jeden z funkcjonariuszy wzywał pogotowie, a drugi zaś słuchał, jak adwokatka wyjaśniała całe zajście, podczas gdy Irwin starał się utrzymywać Mali przy życiu.
- To był Sean Fletcher – zarzekała – Albo jakiś pieprzony snajper wynajęty przez niego.
Gestykulowała, chcąc jak najlepiej i najszybciej opisać sytuację. Potrzebowała prędko pozbyć się wszystkich i uporządkować sprawy, by przygotować się na spotkanie z Seanem, a także nie budzić żadnych  podejrzeń.
Na szczęście, każda rzecz szła zgodnie z planem. Pogotowie przyjechało w przeciągu piętnastu minut, a po pół godzinie Mali została zabrana do szpitala. Ashton pod opieką funkcjonariusza postanowił pojechać do szpitala i powiadomić Caluma. Ona natomiast obiecała, że spotkają się, kiedy już będzie w siedzibie ASIS. Była świetną kłamczuchą, zwłaszcza pod presją czasu.
Policja pojawila się chwilę po odjeździe karetki. Los nie mógł być dla niej aż tak łaskawy, by postawić na slużbie kogoś innego niż Andre. Starała się jak najbardziej ukrócić ich konwersację i jechać na spotkanie z Seanem. Odpowiednio się do tego przygotowała. Broń postanowiła trzymać blisko siebie, w kieszeni płaszcza. Musiała być ubezpieczona, w końcu mógł zawsze zastawić na nią pułapkę, żeby usunąć ją z tego świata. Tak byłoby łatwiej.
Addelaine z pomocą nawigacji ruszyła samochodem w wybrane przez Seana miejsce. Adres, który otrzymała doprowadził ją do samego centrum miasta. Było tam tłoczno, prawie jak na Time Square.
Ulica, którą otrzymała poprzez sms, skierowała ją do pobliskiego domu, przypominającego przeciętny domek rodzinny.
Z zewnątrz słyszała rozbrzmiewającą muzykę.
Niechętnie i z delikatnym wahaniem wchodziła po schodach, aż stanęła przed samymi drzwiami. Obejrzała je wzrokiem dość dokładnie. Żadne nazwisko nie było wyryte na drewnie, numer domu również.
Addelaine zapukała raz, ale odpowiedziała jej cisza. Zaczekała chwilę, zerkając na zasłony w oknie, czy aby się nie ruszają. Poza ciszą, odpowiadała jej tylko cisza. Zwątpiła w siebie i pragnęła stąd odejść, ale wewnętrzna siła, którą w sobie trzymała oraz cała nienawiść, jaką żywiła do Seana nie pozwalała jej na to. Była za blisko, by się poddać. W końcu osiągała swój cel – odnalezienie Fletchera i poddanie go karze. Nie mogła się przecież wycofać.
Wsunęła dłoń do kieszeni kurtki i mocno zacisnęła ją na rękojeści. Jej szczęka trochę drżała, jakby z zimna, chociaż temperatura była na plusie, a słońce dopiero zachodziło. Wiedziała, że to nerwy i musi się opanować. Ostatnią rzeczą, jaką chciała by Sean zauważył, to jej zdenerwowanie.
Addelaine uderzyła dwa razy pięścią w drzwi, które po kilku sekundach uchyliły się. Zaczekała moment, zanim odważyła się wejść. Ostrożnie przeszła przez próg domu, rozglądając się. Każdy jej zmysł stał się ostrzejszy.
Wnętrze domu wyglądało na stare, jakby od dawna nikt w nim nie mieszkał. Ściany były szare, obdrapane i poplamione od zacieków lub innych.. rzeczy. W niektórych miejscach podłogi, panele zaczynały odstawać. Addelaine zauważyła również ślady krwi.
Brunetka starała się zachować ciszę i iść powoli, prawie że na palcach. Zachowywała bezpieczeństwo, chociaż nie musiała się zbytnio starać. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, do tego stopnia, że umiała już rozpoznać gatunek, a także samą piosenkę. Doris Day rozbrzmiewała w całym domu, śpiewając Dream a little dream of Me.
Dotarla do schodów prowadzących na drugie piętro, jednak nie poszła nimi, gdy zobaczyła wejście do salonu. Po środku znajdował się stolik, a na nim leżały znajome jej papiery. Bez przemyślenia ruszyła do pomieszczenia, by odebrać dokumenty. Wzięła je do ręki i obejrzała, sprawdzając czy to na pewno one, a nie sfałszowane akta, które miały być pułapką.
- Mamy czas – usłyszała zza pleców męski, ciężki głos – Możesz jeszcze raz je przeczytać, jeśli chcesz.
Levinson odwróciła się i ujrzała go - po raz pierwszy - twarzą w twarz.
Był znacznie wyższy od niej. Chudy, blady, o czarnych lokowanych włosach opadających na twarz i zgarbionej postawie ciała. Jego ręce były pokryte licznymi tatuażami. Czarne ubrania komponowały się z jego burzą ciemnych loków. Swoim mroczym, prawie palącym spojrzeniem przyprawiał o dreszcze.
Stał za biurkiem, ze skrzyżowanymi rękoma, bokiem opierając się o półkę z zakurzonymi książkami. W ustach trzymał nieodpalonego papierosa. Patrzył na Addelaine dosyć oceniająco, z lekkim zaskoczeniem, jakby.. spodziewał się kogoś innego. Lepszego, a może gorszego? Sama do końca nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Milczała i po prostu wgapiała się w niego, jak w swoje trofeum. Była w szoku, bo nie spodziewała się tak szybkiego spotkania, a w dodatku na tyle łatwego.
Sean widząc jej reakcje, zaśmiał się pod nosem. Rozłożył ręce i zrobił dwa kroki w jej stronę.
- Żadnych słów? Pytań? – rzucił obojętnie i schował dłonie w kieszenie.
Addelaine ocknęła się i widząc, jak blisko niej jest, przeszła na koniec pokoju.
- Dlaczego spotykasz się ze mną tutaj? – zapytała nieśmiało – To dosyć oblegane przez ludzi miejsce.
- Właśnie – odparł – Dlatego łatwo zniknąć w ich tłumie.
Levinson spojrzała na dokumenty, a później na Seana, machając nimi.
- Dlaczego mi je oddajesz?
- Żebyś je dokładnie przeczytała, Addelaine – odpowiedział ze spokojem, wciąż patrząc prosto w jej oczy. Na jego twarzy widniał wciąż zadziorny uśmiech.
Brunetka prychnęła i popatrzyła w okno.
- Zrobiłam to już dawno – warknęła.
- Niedokładnie – szybko wtrącił – Gdybyś to zrobiła, nie byłoby cię tutaj. Nie szukałabyś mnie, a Ashton znajdowałby się tam, gdzie powinien.
Sean wyraźnie dał znać adwokatce, że wie o jego wyjściu. Zaklęła, bo sądziła, że chociaż ta informacja pomaga jej być o krok przed nim.
- O czym ty mówisz? – zapytała, starając się go zrozumieć.
- O tym, że zabójca twojego brata jest codziennie obok ciebie – oświadczył – Spójrz w akta.
Na myśl o bracie, w Addelaine zagotowało się. Jej wzrok momentalnie stał się gniewny. Oczy pociemniały, a bicie serca przyśpieszyło. Sięgnęła do kartek i odnalazła dzień, którego nie potrafiła zapomnieć. Zaczęła czytać notatki z tej daty. Zeznania były bardzo dobrze opisane, a treść pokazywała, że Ashton dostąpił się zabójstwa. Addelaine zmarszczyła brwi. Przecież to czytała, nie pominęłaby tak ważnej dla siebie informacji. W pewnej chwili przestała myśleć logicznie i wyciągnęła z kieszeni pistolet, celując prosto w Seana.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez tyle lat szukałam potwora, który zniszczył mi życie i... wypuściłam go na wolność? - zapytała jego, ale i również samą siebie, ale starała się opanować, więc po sekundzie dodała - Blefujesz. I myślisz, że w to wszystko uwierzę – zaśmiała się szaleńczo.
- Nie musisz – powiedział z lekkością – Wystarczy, że zapytasz Ashtona o ten dzień. Ta data jest dla niego bardzo wyjątkowa. Na pewno będzie pamiętał dzień w którym to wszystko się zaczęło.
Levinson nagle wyłączyła się. Zaczęła mieć wątpliwości.
Próbowała poskładać sobie wszystko w jedną całość.
- Wiem, co myślisz… - szepnął do jej ucha i zaczął obchodzić ją dookoła – Serce i rozsądek walczą ze sobą – powiedział z lekkim rozbawieniem, bawiąc się z nią w grę pełną manipulacji – Rozum mówi ci, że jesteś adwokatem, który sprawdza takie rzeczy i musi mieć niezbite dowody, a serce podpowiada, żeby mnie zabić, bo w końcu nienawidziłaś mnie przez lata – wyjaśniał, praktycznie czytając w jej myślach – Ale… co jeśli, nienawidziłaś złego człowieka? – spytał, stając przed kobietą i przyciskając klatkę piersiową do lufy pistoletu, który trzymała – Co wygra, Addelaine Levinson? Emocje, czy rozsądek? Twój wybór.
Addelaine oddychała energicznie i nierównomiernie. Do jej oczu napłynęły łzy. Zaciskała zęby, a czasem nawet i oczy, żeby nie hamować się i strzelić prosto w pierś Seana, ale umiała wyrzucić ze swojej głowy wątpliwości, jakie się pojawiły po rozmowie z nim.
- Wspominał ci już, jak ważna jest dla niego Caitlin i zrobiłby wszystko, by ją odzyskać? – dopytywał – Dosłownie WSZYSTKO?
- Co o niej wiesz? – spytała, wyrywając się z zamyśleń.
- Wiele – rzucił – Na przykład to, że jej szuka. Ale nie znajdzie.
- Niby dlaczego?
- Na to pytanie również zostawiłem ci odpowiedź – powiedział wyraźnie rozbawiony – Między kartkami.
Levinson po minucie walki z samą sobą opuściła broń. Ścisnęła w dłoni dokumenty i ruszyła do wyjścia, krzycząc tylko.
- To nie koniec, Fletcher.
Chwiejnym krokiem dotarła do drzwi i uciekła z tego nawiedzonego przez Seana domu.
Nie mogła uwolnić swoich myśli, które krążyły wokół pytań „Co jeśli..”. Oddech uwiązł w jej gardle, nie potrafiła wziąć ponownie powietrza w swoje płuca. Nie była w stanie poradzić sobie z emocjami, które tłumiła. Łzy płynęły po jej policzkach, a makijaż, który wcześniej zdobił jej twarz, teraz tylko ją szpecił i brudził. Przypominała obłąkaną lub pijaną kobietę.
Adwokatka ledwie szła ulicą, cały świat wirował przed jej oczami, a nogi plątały się do takiego stopnia, że wiele razy musiała podeprzeć się o mur czy ścianę, dopóki nie straciła sił i upadła na ziemię. Obie dłonie ułożyła płasko na chodniku i podniosła się. Rozejrzała się dookoła. Żaden z przechodniów nawet na nią nie spojrzał, a gdy przypadkiem już to zrobił, przechodził obok udając, że nic się nie stało. Wiedziała, że empatia była czymś bardzo rzadkim w obecnych czasach, ale nie sądziła, że kiedykolwiek stanie się aż tak niewidzialna, a w pewnym sensie nawet odrzucająca, bo skoro nikt nie odważyl się jej pomóc, oznaczało to, że budziła niechęć.
Jakimś cudem, po kilku potyczkach i przerwach na wzięcie głębokiego oddechu, udało jej się przedostać na drugą stronę. Zamazanym od łez wzrokiem, kilka minut szukała swojego samochodu, błąkając się po parkingu. Przypadkowo, przez oparcie na jednym, włączyła alarm. Szybko uciekla, jak najdalej od auta sygnalizując włamanie, tym samym odnajdując swój wóz. Wsiadła i drżącymi rękoma zapięła po kilku próbach pasy, po czym uruchomiła samochód. Z rozpędem wyjechała z parkingu, kierując się tylko w jedno możliwe miejsce, gdzie mogła zaznać spokój i otrzymać wszystkie odpowiedzi.
W przeciągu pół godziny dotarła pod siedzibę ASIS, gdzie powinien był przebywać Ashton. Zerknęła w okna jego pokoju i widziała poruszającą się postać. Nie czekała ani chwili dłużej, nawet nie zamknęła samochodu. Wbiegła do placówki, szybko pokazując przepustkę i pokierowała się do pomieszczenia w którym obecnie był Irwin. Bez pukania, wtargnęła do jego pokoju, gdzie Ashton właśnie przechodził z kuchni do salonu.
- Siadaj – warknęła ostro.
- Kolejne przesłuchanie? – spytał znudzony – Wiesz, już nie jesteśmy na tym etapie, Levinson.
Opadł obojętnie na fotel, patrząc na nią bez jakichkolwiek emocji.
- 30-ty marca – rzuciła – Opowiadaj.
- Addelaine, o co..
Dopiero wtedy zauważył jej zdenerwowanie i niecodzienne zachowanie. Nigdy wcześniej nie widział jej bez opanowania, a jej zazwyczaj stoicki spokój naprawdę mu imponował. Coś się zmieniło, a fakt że była tak rozchwiana emocjonalnie nie wskazywał niczego dobrego.
- OPOWIADAJ! – wrzasnęła, a jej włosy prawie stały dęba. Desperacja i chęć poznania prawdy opanowała ją całkowicie.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – odkrzyknął, wstając z miejsca – Chcesz mi coś powiedzieć?
- Podobno to ważna dla ciebie data.
- Data? – zmarszczył czoło, ale gdy sobie przypomniał, zrozumiał o co chodzi adwokatce. A przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. – Dzień, w którym poznałem Caitlin… - wspominał, po czym dodał – Dzień morderstwa.
Addelaine rozszerzyła oczy i otworzyła usta. Poczuła dziwny ścisk w żoądku. Ogarnął ją nieprzyjemny chłód. Traciła kontrolę.
- Jakiego morderstwa? – wydusiła z siebie, na jednym wdechu, ale jej wargi już drżały, a oczy były zaszklone.
- Faceta Giny – odpowiedział obojętnie, patrząc na nią ze zdziwieniem – Jakie to ma znaczenie? – Irwin wzruszył ramionami, czekając na odpowiedź adwokatki, kiedy ta tępo i w milczeniu patrzyła na niego, dopóki z jej policzka nie poleciała pierwsza łza.
- On miał rację – szepnęła – To.. to byłeś ty.
- O czym ty kurwa znowu mówisz? – zapytał zirytowany, podchodząc do kobiety, jednak ona się odsunęła.
Addelaine puszczały nerwy, a wszystkie emocje jakie w sobie kłębiła, właśnie wychodziły na wolność. Miała wrażenie, że za moment jej głowa rozpadnie się na kawałki. Ale to ona rozpadała się, wewnątrz.
- Zabiłeś go – wyznała, delikatnie łkając i patrząc na Ashtona z wyrzutem, po czym wrzasnęła – Zabiłeś mojego brata!
Brunetka ruszyła na Ashtona i pchnęła go, ale ten prawie ani drgnął. Różnica między ich siłą była ogromna, zwłaszcza, że kobieta była wtedy zraniona i zagubiona. Nie miała nawet szans na walkę z nim, jednak i tak uderzała pięściami w jego klatkę piersiową krzycząc i wyzywając od morderców. Ashton chciał ją chwycić i uspokoić, ale przede wszystkim próbował przypomnieć sobie wydarzenia z tamtego dnia, by móc się wytłumaczyć. Levinson jednak nie zamierzała słuchać, ani dopuścić go do siebie. Już nie.
- Poświęciłam ci wszystko! – szlochała krzycząc – Byłeś moim kluczem do mordercy, którym myślałam, że jest Sean!
- A więc tym dla ciebie byłem? – spytał z wyrzutem, chociaż wiedział, że w tej sytuacji nie powinien czepiać się o jej słowa, a ratować i bronić samego siebie. Jednak poczucia bycia wykorzystanym w niego uderzyło.
- Jak śmiesz! – syknęła i zamachnęła się, by wymierzyć mężczyźnie siarczysty cios w policzek, jednak ten prędko ją powstrzymał, chwytając dłoń i zatrzymując przed swoją twarzą.
- Nawet się nie waż – wypowiedział słowa przez zaciśnięte zęby, mierząc ją ostrym spojrzeniem.
Addelaine wyrwała się spod jego uścisku i odsunęła.
- Nienawidzę cię – wyznała – Zmarnowałam dziesięć lat swojego życia na szukanie zabójcy mojego brata, z którym jeszcze współpracowałam. Jesteś nikim, a jedynie potworem! – rzucała obelgami w jego kierunku – Pożałujesz tego – obiecała wściekle, po czym wybiegła z jego pokoju.
Ashton w pewnym momencie ich rozmowy zrozumiał, o czym kobieta mówił. Wiedział wtedy, że popełnił duży błąd potęgując awanturę podczas ich spotkania. Addelaine wszystko źle odebrała.
Levinson uciekła z budynku, od razu podążając do auta i wsiadając do niego, po czym się zamykając. Zamknęła oczy, jednak to nie powstrzymało niekontrolowanego płaczu, jaki wybuchł tuż po oparciu głowy o siedzenie. Z jej drobnego ciała wydobył się krzyk pełen gniewu, żalu i ogromnego bólu, który od dłuższego czasu próbowała wyrzucić. Przez dziesięć lat trzymała w sobie tęsknotę za bratem, a także nienawiść do oprawcy, który spowodował jego śmierć. Ale trzymała w sobie również uczucia, które wyniszczały ją od wewnątrz – rozczarowanie samą sobą oraz bezsilność. I mimo że teraz wypuściła na wolność cały ból, jaki jej towarzyszył, to nie pomagało w zaznaniu spokoju. Bo poznanie prawdy spowodował, że jeszcze bardziej zawiodła się na sobie. Uwolniła człowieka, którego szukała latami i chciała ukarać. Naiwność, łatwowierność i głupota, jakiej się dopuściła zżerała ją, właśnie w tej chwili.
Zaciśniętymi pięściami uderzała w swoje kolana, a później w kierownicę. Otworzyła oczy i niespodziewanie powstrzymała się. Prawą dłonią sięgnęła do płaszcza. Wzięła do rąk schowaną tam wcześniej broń.
Levinson chwilę patrzyła na pistolet, a później uniosła wzrok i spojrzała w okno pokoju Ashtona.

niedziela, 11 lutego 2018

Rozdział 27


muzyka: klik

Czas jakby się zatrzymał. Cała trójka stała w otępieniu patrząc się na siebie. Charlotte wciąż celowała pistoletem w Ashtona, a on, jak również i Addelaine przez kilka sekund nie reagowali, dopóki informacje, jakie przetwarzali w głowie nie zaczęły do nich docierać.
Irwin spuścił wzrok, po czym zaśmiał się. Przetarł dłonią twarz, jakby chciał wymazać twarz dziewczyny i liczyć, że więcej już jej nie zobaczy. Ale to była rzeczywistość – przykra, jednak prawdziwa.
Levinson po raz pierwszy była w szoku. Nie wiedziała co bardziej ją przytłacza – fakt, że jej współlokatorka nie jest osobą, za którą się podawała, czy może to, że celowała właśnie do jej klienta. Zacisnęła na moment powieki, by ogarnąć strach, którego w pewnym momencie nie mogła kontrolować. Po kilku sekundach straciła oddech, a powietrze zaczęła łapać gwałtownie. Mało brakowało, a wpadłaby w histerię. Jej życie wywracało się do góry nogami codziennie, co chwilę.
- To jakiś żart – wydusił z siebie, po czym złapał się za głowę i zwrócił do adwokatki – Addelaine, powiedz mi, że to żart.
Kobieta pokręciła głową, zszokowana i oszołomiona.  nie wiedziała, co ma powiedzieć. W jej głowie toczyła się walka polegająca na analizie. Czy Charlotte to Caitlin? Wiedziała tylko, że wpadła w dobrze przemyślaną pułapkę, którą zastawił na nią Sean lub sama Charlotte.
- I byłaś tutaj cały ten czas… - mruknął nie dowierzając.
- Niespodzianka – warknęła, a kąciki jej ust uformowały sztuczny uśmiech.
- Jak mogłaś mu to zrobić? On cię szukał latami, kiedy ty nawet nie raczyłaś się odezwać, by wiedział, że żyjesz – powiedział z wyrzutem – Pieprzona egoistka.
Addelaine podeszła i stanęła przed nimi. Przez chwilę łudziła się jeszcze, że to jakaś głupia zabawa, w którą została wciągnięta, ale coś podpowiadało jej, że sprawa ma o wiele większe dno.
- Czy ktoś w końcu powie mi, o co tutaj do jasnej cholery chodzi? – wrzasnęła Levinson – To Caitlin?
- Caitlin?! – krzyknęła Charlotte – Poważnie!?
Adwokatka wywróciła oczami i skrzyżowała ręce na piersi, zwracając się do Ashtona. Popatrzyła na niego z politowaniem i niedowierzaniem. Była przekonana co do swoich racji.
- A więc niech zgadnę – wtrąciła Addelaine – Twoja eks.
Blondyn złapał się za głowę, tuż po jej słowach.
- Nawet tak nie żartuj – oburzył się – Kijem bym jej nie tknął.
Ciemnowłosa wpadła w szał i ruszyła w kierunku mężczyzny, po czym powstrzymała się i tylko podsumowała go.
- Ty sukinsynu!
- Wyrażaj się – warknął ostro w odpowiedzi, podkreślając jej imię– Mali.
Addelaine potrzebowała chwili czasu, żeby wziąć się w garść, jednak kiedy Ashton przedstawił dziewczynę, mówiąc jej prawdziwe imię, ocknęła się.
- Mali?! – krzyk Levinson rozbrzmiał w całym domu, gdy spojrzała na Ashtona, a potem na współlokatorkę– Kim ty do cholery jesteś?
Ciemnowłosa złapała obiema drżącymi dłońmi pistolet, by utrzymać go w odpowiedniej pozycji. Oddychała szybko i niespokojnie, jakby nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Zmagała się ze złością i strachem, które zupełnie pozbawiały ją sił. Starała się zmusić do racjonalnego myślenia, co powinna zrobić, ale wszystko, co przychodziło jej na myśl w tym momencie, to była obrona  i walka o przekonanie adwokatki.
- Addelaine, zaufaj mi! – gorączkowo zarzekała się - Jestem dobrą osobą!
Adwokatka szybko stanęła przed Ashtonem i osłoniła go.
- Jeśli to byłaby prawda, nie trzymałabyś w dłoni broni i nie celowała jej wprost na niego – stwierdziła, odgórnie osądzając Mali – Więc pytam ostatni raz: Kim kurwa jesteś? – zapytała, drżącym głosem.
- Siostrą Caluma – odpowiedział za nią Ashton, wyraźnie znudzony i poirytowany faktem, że poświęcił właśnie temu swój czas, jaki mógł zainwestować w spotkanie z ciotką Caitlin – Której szukał latami – dodał, a następnie wykluczył z tematu Addelaine i powrócił do przeszłych wydarzeń - Dlaczego tak go zraniłaś, co?
- Dlaczego? – prychnęła, potrząsając bronią – Chcesz wiedzieć? – dopytywała, a w jej oczach pojawiły się łzy – Bo Sean dał mi coś, co ty odebrałeś.
- Niby co takiego, Mali? – blondyn kiwnął głową, czekając tylko na kolejny atak.
- Rodzinę – wyznała pełnym żalu głosem.
Dziewczyna zaczęła zarzucać przestępcy, ile przez niego straciła. Przez cały ten czas, kiedy do niego mówiła, nie chciał w to wszystko wierzyć. Teraz docierało do niego, co tak naprawdę wydarzyło się lata temu i jak jego sytuacja jest skomplikowana. Irwin próbował zapanować nad emocjami, ale każdy atak Mali sprawiał, że jego ciało opanowywał coraz to większy gorąc.
Irwin śmiał się, głośno i szczerze. Odpowiedź Mali była dla niego totalną abstrakcją, chociaż gdyby zastanowił się nad tym dłużej, to przypomniałby sobie, że Sean lubił tego typu gry. Stwarzał pozory osoby działającej w dobrej wierze, która daje od siebie ciepło i opiekę, by zmanipulać ofiarę. A później wykorzystać, co zapewne zrobił z siostrą jego przyjaciela.
- Nie odebrałem ci rodziny, wariatko – podkreślił i przystanął obok Addelaine, która wcześniej go zasłaniała. Widząc strach w jej oczach spowodowany ich sprzeczką i obawą przed strzałem, postanowił sam się bronić, a jej zapewnić bezpieczeństwo. – Rodzice wciąż byli w domu, a Calum wrócił po ciebie, ale..
- Było już za późno – dokończyła, odbezpieczając broń.
Na twarzy ciemnowłosej malowało się równie wielkie przerażenie. Nie była przygotowana na spotkanie z Ashtonem, w dodatku w towarzystwie Addelaine. Wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej. Ogarniała ją panika, a do oczu napływały łzy.
Addelaine kierowana odruchem, odsunęła się na bok i sięgnęła do wewnętrzej kieszeni kurtki, gdzie wcześniej skryła broń. Oparła się dłońmi o blat stolika, lekko przysiadając. Wykorzystując sytuację, jaką była zacięta dyskusja pomiędzy Ashtonem, a Mali, chwyciła pistolet dłonią i trzymała, czekając do odpowiedniej okazji.
Ashton milczał przez chwilę, jakby zastanawiał się nad słowami Mali, ale Addelaine widziała po jego zachowaniu, że czuje się dosyć swobodnie mimo że dziewczyna celuje w niego z broni. Zastanawiała się, co przez niego przemawia. Obojętność względem życia i śmierci, czy zwykła głupota?
- Ale będzie miał minę, kiedy cię zobaczy – wypalił nagle, odwracając wzrok do ściany i myśląc o swoim przyjacielu – Nie jestem w stanie pomyśleć nawet, co możesz mu powiedzieć, żeby tak nie cierpiał na twój widok.
- Po prostu się nie spotkamy – wzruszyła ramionami, a potem wyprostowała rękę – A ty nic mu nie powiesz, bo już będziesz martwy.
W tym momencie, Addelaine zerwała się na równe nogi. Wyprostowała się gwałtownie i wyciągnęła rękę z kieszeni, kierując ją w stronę Mali. Dźwięk odbezpieczania pistoletu zwrócił jej uwagę. Spojrzała na Addelaine, która celowała prosto w nią. Wiedziała, ze popełnia straszliwy błąd tracąc nad sobą kontrolę i posuwając się do takich czynów, ale uznała to za ostateczność i w pewnym sensie obronę własną.
- Spróbuj tylko pociągnąć za spust, a będziesz musiała amputować sobie nogę – ostrzegła ostro.
Irwin popatrzył na siostrę Caluma z satysfakcją. Towarzyszyła mu delikatna duma, jaka pojawiła się, gdy Addelaine po raz już drugi stanęła w jego obronie. Posłał jej ciepły uśmiech, będąc zachwyconym, a jednocześnie czując malą obawę, czy zdołałaby wystrzelić. Później znów skierował się do Mali, która zdawała się już nie być taką pewną swoich działań. Wyciągnął szeroko ręce, wzruszając ramionami.
- Więc.. – westchnął z zadowoleniem - Jak rozwiążemy tę sytuację?
Niespodziewanie dźwięk telefonicznego dzwonka rozbrzmiał w mieszkaniu. Addelaine i Ashton spojrzeli na siebie, jednak to nie komórka adwokatki dzwoniła. To był telefon Mali.
Dziewczyna sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła smartfona sprawdzając przychodzące połączenie, wciąż trzymając w ręku pistolet. Dwójka ofiar patrzyła na nią doskonale wiedząc, od kogo będzie ten telefon. Ciemnowłosa posyłając im wrogie spojrzenie, szybko przeciągnęła palcem po wyświetlaczu, a potem przyłożyła telefon do ucha, słuchając poleceń.
Zamknęła oczy i zaczęła niepowstrzymanie drżeć. Wiedziala, że ten telefon w dodatku w tej chwili nie wróżył niczego dobrego.
Nie minęło kilka sekund, a odezwała się do nich, wołając Addelaine.
– To do ciebie… - powiedziała cicho, z grymasem na twarzy przekazując jej telefon.
Brunetka chwyciła komórkę i zmierzyła dziewczynę wzrokiem.
- Witaj, Addelaine… - w słuchawce rozbrzmiał ochrypiały męski głos, który wywołał ciarki na jej ciele – Nie masz ochoty na małe spotkanie?
- Sean… - warknęła z nienawiścią, ledwo przełykając ślinę i mierząc wzrokiem Mali - Dlaczego nagle chcesz się spotkać, huh?
Spotkała się z jego głośnym aroganckim śmiechem.
- Podobno zgubiłaś pewne dokumenty Ashtona… - nawiązał do kilku kartek, których zniknięcie niedawno zauważyła.
- Sam je ukradłeś! – warknęła, odwracając się plecami do Irwina, żeby przypadkiem nie usłyszał, o czym rozmawiają.
Ale on przyglądał się jej cały czas z zaciekawieniem, zastanawiając się, dlaczego Fletcher zdecydował się spotkać z nią, a nie z nim. Zdawało się być to całkiem podejrzane.
- Ponieważ wiedziałem, że coś w nich pominęłaś. Coś, co zapewne zmieni Twoje poglądy wobec Irwina i zrozumiesz, czemu nie chcemy go na wolności – oświadczył, po czym szybko dodał, powstrzymując ją przed rozłączeniem się – A, jeszcze jedno… przekaż Mali, że nieposłuszeństwo podlega karze...
Nagle świst przerwał ich konwersację. Okno balkonowe roztrzaskało się na kawałki pod wplywem przelatującej kuli. Addelaine i Ashton impulsywnie upadli na podłogę, zasłaniając swoje głowy dłońmi. Dekoracje na meblach zatrzęsły się, a niektóre nawet spadły na ziemię. Pisk Addelaine rozniósł się po budynku.
Chwilę później nastąpiła głucha cisza. Brunetka uniosła powoli głowę sprawdzając, czy jej klient nadal jest tuż obok. Irwin również zaczął się podnosić z podłogi. Od razu spojrzał w okno, po czym podbiegł do niego rozglądając się i szukając napastnika. Patrzył na każdy widoczny dach budynku, a także w otwarte okna, jednak nikogo nie spostrzegł.
Jego obserwację przerwało wołanie Addelaine i krzyki Mali. Gdy się odwrócił, zobaczył leżącą na ziemi dziewczynę i płynącą krew spod jej ciała. Zaklął głośno i szybko podszedł do leżącej ciemnowłosej. Rozerwał kawałek swojej koszulki i przycisnął materiał do ranionego ramienia siostry Caluma, uciskając.
Addelaine już miała sięgać po komórkę, kiedy telefon Mali zawibrował, a na wyświetlaczu pojawił się SMS. Levinson odczytała go.
„Mówiła, że czerwony to jej ulubiony kolor.
Za dwie godziny dostaniesz adres.”



niedziela, 4 lutego 2018

Rozdział 26

muzyka: klik

Policja przez około dwie godziny sprawdzała całe biuro wraz z miejscami parkingowymi, by upewnić się, że przestępcy nie pozostawili żadnych bomb czy innych specyfików zagrażających życiu. Addelaine składała zeznania wraz z resztą obecnych pracowników, poza tymi, którzy postanowili uciec z biurowca.
- W porządku – zawołała Levinson, wracając do Irwina i jego towarzyszy – Na nas już czas – zawiadomiła obojętnie, obdarowując mężczyzn uśmiechem.
Calum zignorował adwokatkę i poszedł rozejrzeć się jeszcze po biurze, tłumacząc, że potrzebuje upewnić się, czy całe pomieszczenie zostało dokładnie sprawdzone. Addelaine obserwowała go przez chwilę, bo zdało jej się dziwnym to, że Hood podważa pracę policji, a także najlepszych służb specjalnych Australii, które przyjechały tuż po lokalnych funkcjonariuszach.
- Nie chcesz pojechać do domu, żeby sprawdzić, o co chodzi z tą współlokatorką? – wtrącił Michael, odrywając ją od zamyśleń – Jeśli stanowi zagrożenie…
Addelaine pokręciła przecząco głową, wracając do rozmowy i zostawiając Caluma, by wykonywał swoje zadania wyznaczone przez samego siebie. Wystarczyła chwila, aby gdzieś zniknął. Nie była tym zaskoczona. Nie udało mu się jej powstrzymać przed szukaniem Caitlin, więc nie chciał uczestniczyć w rozmowach o niej, skoro i tak nie zdołałby nic wskórać. Pozostawało mu tylko odpuścić.
- Zajmę się tym później – machnęła ręką i zwróciła się do Ashtona – Dostałam informację, że Eleanor wcale nie znajduje się w Sydney. Jest w Mildurze, czyli około pięć godzin stąd.
Ashton wyciągnął prędko dłoń do Michaela, by się z nim pożegnać. Jego przyjaciel spojrzał na niego pusto, ale Addelaine obdarował już chłodnym, znaczącym spojrzeniem, które dało jej do zrozumienia, że podzielał zdanie Caluma. Potem już ich nie było.
Czas ich podróży wynosił dwie i pół godziny, bez żadnych przystanków. Ruszyli około godziny trzynastej po południu w towarzystwie eskorty służb, jadących tuż za nimi. Jazda przebiegała dość dobrze, dopóki Addelaine nie zaczynała tematu innego niż Caitlin. Ashton był podekscytowany spotkaniem z ciotką swojej dziewczyny. Levinson nie chciała ciągnąć rozmowy, by nie robić mu nadziei. Gdyby przypadkiem okazało się, że Eleanor nie wyrazi chęci na dyskusję lub spotkanie nie będzie szło w dobrym kierunku, ona nie chciała być główną winowajczynią tej sytuacji.
Ich podróż trwała już dłuższą chwilę. W radiu leciała muzyka rodem z lat osiemdziesiątych. Addelaine zerknęła w tylną szybę, aby sprawdzić, czy funkcjonariusze jadą za nimi. Nie widziała znajomego, czarnego auta.  Zaczęła bardziej przyglądać się jadącym samochodom, jednak żadnego z nich nie rozpoznawała. Poinformowała o tym Ashtona, jednak podszedł do tego dość obojętnie, mówiąc że mogą być kilka aut dalej.
Zjechali z autostrad po wskazówkach nawigacji. Około dziesięciu minut nawigacja prowadziła ich szeroką, dwukierunkową ulicą aż do momentu, gdy nakazała skręcić w lewo. Kierowali się w stronę szosy tuż obok lasu. Addelaine zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy byli zupełnie sami. Ich ochrony nie było, nie było nikogo.
Nagle auto zaczęło drżeć i dziwnie podskakiwać. Ashton zacisnął dłonie na kierownicy, by zapanować nad samochodem. Uderzenia o ziemię zdawały się być dosyć silne, a w dodatku nie były spowodowane ubytkami w jezdni. Levinson trzymała rękę na uchwycie drzwi, aby ustabilizować swoje ciało. Miała wrażenie, że za moment się rozbiją. Największe ciosy padały z prawej strony.
Zatrzymali się na poboczu tuż przy ścieżce służącej za ulicę, która po prawej stronie graniczyła z lasem. Addelaine wysiadła, a tuż za nią zrobił to Ashton.
- Co jest do jasnej cholery?! – wrzasnął wściekły, idąc na przód samochodu.
- No nie – warknęła ze złości Levinson.  – Jeszcze brakowało tego, żebyśmy złapali gumę.
O mały włos, a brunetka tupnęłaby ze złości niczym mała dziewczynka. Zacisnęła zęby i ruszyła wzdłuż ulicy w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, który podpowiedziałby im, gdzie się znaleźli. Nie było jednak żadnych tarcz, czy tablic z nazwą miejscowości. Stali pośrodku pustkowia, a to nie wróżyło im nic dobrego.
Ashton przykucnął przy prawym kole i zaczął się rozglądać. Opuszkami palców dotykał opony, dopóki nie natrafił na nadzwyczajne, drapiące i dziurawe miejsce. Materiał był nierówno przedarty i poszarpany.
- To nie było złapanie gumy – poinformował adwokatkę Irwin ze zrezygnowaniem.  – Ktoś zrobił dziurę w oponie. Są ślady.
- Słucham?! – odwróciła się do mężczyzny, który klęczał obok koła i dokładnie je oglądał.
Brunetka podeszła do Ashtona, po czym również zaczęła się przyglądać oponie. Faktycznie, cięcia różniły się od zwykłego przebicia na jezdni. Oznaczało to, że ktoś chciał ich zatrzymać.
- Nie jesteśmy tu bezpieczni – zauważył Irwin, zerkając na adwokatkę.
- Sugerujesz, że to pułapka? – spytała, a blondyn szybko skinął głową i ruszył do bagażnika, by sprawdzić, czy samochód ma zapasowe koło. Levinson w tym czasie złapała za telefon i postanowiła szukać zasięgu, aby jak najszybciej dodzwonić się do eskorty, która powinna była jechać tuż za nimi, a jednak zostali sami, po środku lasu.
Adwokatka zaczęła chodzić po drodze (usunięty przecinek) w poszukiwaniu zasięgu. Wykonała kilka telefonów, by zorientować się, co właściwie się wydarzyło i dlaczego zostali sami, bez ochrony. Poświęciła około dziesięciu minut, aby dogadać się z funkcjonariuszami i wytłumaczyć im, gdzie właściwie się znaleźli.
- Okej, dotrą do nas w przeciągu godziny – oznajmiła kobieta, tuż po rozłączeniu się z zespołem agencji, kiedy przyszła do Ashtona, który grzebał właśnie w schowku samochodu.
- Ostatnio miałaś tu broń…
- Mhm – przytaknęła, a wtedy Ashton odwrócił się do niej.
Brunetka pomachała mu pistoletem, który trzymała w dłoni. Miała go schowanego w wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Czemu masz go przy sobie? – spytał podejrzliwie, patrząc na nią zaskoczony.
- Procedury odnośnie bezpieczeństwa – odparła.  – Bez zabezpieczenia nie moglibyśmy jechać we dwójkę. Mając to, nie potrzebuję ochroniarza na tylnym siedzeniu.
- Czy mi się wydaje, czy ty właśnie okazujesz mi brak zaufania? – oburzył się Irwin, jednak Addelaine szybko rzuciła swoje argumenty, by zatrzymać kłótnię.
- Okazałabym to, gdyby z tyłu w wozie siedział jakiś ubezpieczający mnie palant słuchający naszych rozmów  – oświadczyła jasno.
Irwin i Levinson zmierzyli się wzrokiem. Gdy ona postanowiła wsiąść do auta i cierpliwie poczekać na wsparcie, mężczyzna jeszcze kilka minut mocował się z dziurawą oponą, żeby chociaż ją zdjąć. Funkcjonariusze mieli dostarczyć im koło zapasowe oraz przedyskutować plan dalszej podróży. Gdy wykonał swoje obowiązki, również powędrował do samochodu, w którym oboje czekali na przyjazd agentów. Widział zdenerwowanie Addelaine. Kobieta nie czuła się bezpiecznie, a on to dostrzegał. Sam martwił się podejrzaną pułapką i rozważał pomysł zabrania kobiecie broni, jednak obawy, czym to by skutkowało, zdecydowanie nie były warte nawet podjęcia próby.
Addelaine natomiast długo walczyła ze sobą, by w końcu rozpocząć rozmowę z Ashtonem. Musiała stawić czoła niepodważalnym faktom, a także swoim podejrzeniom względem przyjaciół Irwina, jednak obawiała się jego reakcji. Co, jeśli pomyślałby, że nastawia go przeciwko swoim kolegom?
Kilka razy odwracała głowę i próbowała otworzyć usta, kiedy on siedział na miejscu kierowcy z zamkniętymi oczyma i przysypiał, by przyśpieszyć czas i kontynuować podróż. Czekał na moment, gdy ochrona powie, że można kontynuować akcję. Dwóch mężczyzn wciąż dyskutowało przy swoim samochodzie przez telefon z szefem, który miał zaakceptować wszystkie informacje i wyrazić zgodę na dalszą jazdę.
Dłonie Addelaine zaczęły się pocić, a bicie serca przyspieszyło. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się stresuje przed wyznaniem swoich teorii. W dalszym ciągu upierała się przy tym, że Ashton przestał się dla niej liczyć i nie żywiła względem niego żadnych pozytywnych uczuć. Była wręcz rozczarowana jego ostatnim zachowaniem i zła za to, że nie usłyszała od niego żadnych przeprosin za to, co wydarzyło się w sądzie. Czemu więc szczerość w stosunku do niego sprawiała jej taki problem i potrzebowała ponad dziesięciu minut zanim zdążyła wziąć się w garść i poruszyć ten ciężki temat?
- Ashton… - zagadała spokojnie, a gdy on otworzył oczy i zwrócił swój wzrok ku niej, zawahała się. Przełknęła ślinę z trudem, jakby w jej gardle była masa igieł, a potem nieśmiało wyjąkała – Ja.. ja nie są…dzę, że to był Sean.
Prychnął i pokręcił głową znudzony, znów odwracając twarz.
- A niby kto? – burknął wkurzony, a w tym czasie funkcjonariusze podeszli do ich auta i zezwolili na kontynuację jazdy.
Ashton wsadził kluczyki do stacyjki, wzdychając ciężko. Zaczął układać się wygodnie na fotelu. Już miał przekręcić kluczyk, gdy Addelaine przerwała mu.
- Calum i Michael – wyznała prawie szeptem.
- C-co? – spytał zdziwiony, prawie krzycząc.
Blondyn opuścił dłonie, puszczając kierownicę. Bokiem ciała przekręcił się w stronę kobiety. Prawym ramieniem oparł się o kierownicę. Wbił swój wzrok w adwokatkę i czekał na to, co ma mu do powiedzenia.
- Wiem, że to dosyć zaskakujące, ale..
- Nie, Addelaine – wtrącił, mówiąc z wyraźną irytacją w głosie – To niepokojące. Skąd ci w ogóle przyszła taka bzdura do głowy?
Patrzył na nią w sposób, jakiego jeszcze nie widziała. Tak pretensjonalnie i bez jakiegokolwiek zrozumienia. Nie mogła mu się dziwić, skoro właśnie atakowała jego przyjaciół i sugerowała, że nie chcą, aby odnalazł miłość i sens jego życia. Ale mimo to poczuła się wystarczająco źle przez jego spojrzenie i bolało ją to, że nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Z drugiej strony próbowała postawić się na jego miejscu. Czy gdyby on wygadywał takie rzeczy względem jej bliskich, w ogóle posłuchałaby tego, co do niej mówi?
Niemniej jednak zachowanie Caluma i Michaela wskazywało na jedno. A ona musiała odpowiednio przedstawić Ashtonowi swoje racje.
-  Nie zauważyłeś, jak bardzo Calum próbuje odwieść nas od szukania Caitlin? – Levinson starała się naprowadzić Ashtona na swój tok myślenia, bez informowania go o rozmowie z Hoodem, który jasno powiedział jej, że wie, gdzie dziewczyna się ukrywa.
- Nonsens – Ashton nie mógł powstrzymać śmiechu, słysząc opowieści adwokatki.
Wszystko co mówiła brzmiało głupio i bezmyślnie. Zastanawiał się, co wpłynęło na nagłą zmianę zdania Addelaine względem jego najlepszych przyjaciół. Nie mógł uwierzyć w słowa, jakie płynęły z jej ust. Znał ich praktycznie całe życie i doskonale wiedział, że nigdy nie zrobiliby niczego, żeby mu zaszkodzić, a tym bardziej, by go zranić.
- Ashton, on nawet nie chciał, bym rozmawiała z jej przyjaciółką, którą spotkałam w Sydney, kiedy szukałam ciotki Caitlin.
- Calum i Michael mieli chronić jej bliskich – tłumaczył.  – Nie znał cię wtedy, więc nie dopuścił do przesłuchania Cassie. Gdyby wiedział, że jesteś moim…
- Przedstawiłam się, a on ją odesłał.
- Na pewno źle to odebrałaś – zapewniał brunetkę.
Addelaine zacisnęła dłonie w pięści. Ashton był jak skała – Levinson mogła mówić, krzyczeć i przekonywać go, ale on miał swoje racje, a ich zburzenie wymagało wielkich poświęceń, a w tym konsekwencji.
- Skoro tak, czemu w takim układzie Calum zatrzymał mnie i wręcz zakazał szukania Caitlin?
Irwin niespodziewanie zamilkł. Nie patrzył już na Addelaine, a prosto przed siebie, w przednią szybę. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. Przestał szukać argumentów, negować.
Po prostu opadł na fotel i pusto wgapiał się w przestrzeń, bo słowa adwokatki i wszystkie zdarzenia zaczęły właśnie do niego docierać.
Przez dziesięć lat Calum odbierał od niego listy, a Caitlin nigdy na nie nie odpowiedziała. Pytając Michaela o swoją dziewczynę, unikał odpowiedzi i szybko narzucał nowy, inny temat. Po pewnym czasie zaczął nakłaniać go do wyjścia z więzienia właśnie dla niej, chociaż ona nigdy go nie odwiedziła ani nie wyraziła chęci zobaczenia się z nim czy to tu, czy na wolności, w żaden sposób. W agencji Calum negował wszystkie pomysły odnalezienia Teasel, a teraz nawet Levinson zauważyła coś niepokojącego. Jednak Ashton dostrzegł w tej sprawie coś więcej..
Sprawa współlokatorki Addelaine budziła wyjątkowo wiele podejrzeń.
- Addelaine… - zagadał.
- Hm?
- Co, jeśli od samego początku odpowiedź na nasze pytania była pod nosem?
- O czym ty mówisz?
- Muszę zobaczyć tę dziewczynę, z którą mieszkasz.
- Słucham?
- Chcę ją zobaczyć.
- Nie mam jej zdjęć.
- Więc nie jedźmy do Mildury, jedźmy do twojego mieszkania.
- Ashton, ja widziałam, jak wygląda Caitlin i Charlotte zdecydowanie nią nie jest – zarzekała Levinson.
Jej dłonie drżały z nerwów. Nagle pojawiło się tak wiele niedomkniętych drzwi tej długiej historii, które ona sama przeoczyła. To wszystko zaczęło ją przytłaczać.
- A co, jeśli ten temat jest praktycznie rzeką? – spytał, wciąż wgapiając się w nią i czekając z niecierpliwością, aż poda mu adres i zgodzi się na zmianę planów.
Levinson zjadła ciekawość i chęć poznania prawdy o Charlotte. Wyciągnęła telefon, a następnie w nawigację wpisała swój adres zamieszkania, który miał pokierować Ashtona prosto pod budynek. Następnie poinformowała ochronę o kierunku jazdy.
Powrót do Adelaide zajął im niecałą godzinę, co oznaczało, że przy zatrzymaniu się z powodu przebitej opony byli już w połowie drogi do miejsca docelowego, gdzie mieli spotkać się z Eleanor. Jazda przebiegała w milczeniu. Levinson nie drążyła tematu, widząc, jakie problemy miał Ashton z zapanowaniem nad sobą. Kilka razy Addelaine upomniała go, by zwolnił, ponieważ przekraczał prędkość. Widziała, jak żyły pulsują na jego szyi, a mięśnie napinają się na myśl, że jego przyjaciele mogliby go zdradzić, a Caitlin mogła być tak blisko. Po jego dobrym humorze, bezczelnych żartach czy uszczypliwości nie było ani śladu. Teraz  liczył się tylko czas i dotarcie do mieszkania Addelaine, bo za wszelką cenę pragnął poznać prawdę. I chociaż nie nastawiał się na najgorsze, to był rozdarty. Pomiędzy złością na swoich partnerów, a strachem przed tym, co może się wydarzyć, kiedy okaże się, że faktycznie dopuścili się oszustwa.
Ashton wszedł do mieszkania, jakby wchodził do siebie.  Nie poczekał na kobietę, a wręcz wepchnął się przed nią, gdy zdążyła otworzyć drzwi wejściowe. Levinson poprosiła funkcjonariuszy, którzy przyjechali razem z nimi, aby zaczekali na terenie osiedla w razie, gdyby coś się wydarzyło. Chwilę później wrócili do auta i obserwowali budynki mieszkalne. Irwin zaś od razu zaczął sprawdzać każde pomieszczenie, każdy pokój, łazienkę i kuchnię, szukając osoby, którą od dawna pragnął zobaczyć. Addelaine podążyła za nim, ale nie zdołała go powstrzymać przed penetrowaniem całego jej mieszkania. Irwin zdawał się być w szale. Wszedł do jej pokoju, otwierał każdą szafę, jakby Caitlin miała się w niej skryć. Levinson nawet go nie powstrzymywała. Zatrzymała się w salonie, gdzie usiadła na kanapie i cierpliwie czekała, aż skończy swoje przeszukanie. W pewnym stopniu rozumiała jego desperację, a w dodatku utożsamiała się z nią. Być może to właśnie było przyczyną, dla której postanowiła dać mu w tej sprawie swobodę i załatwić to po swojemu.
Ashton szybko przeszedł do pokoju Charlotte i spędził tam chwilę, podczas gdy Addelaine zastanawiała się, co powie dziewczynie, kiedy ta wróci. Jaka będzie jej reakcja na widok Irwina w ich domu? Nie wyobrażała sobie dobrego zakończenia dzisiejszego dnia. Nawet sama nie wiedziała, jak powinna się zachować po tym, gdy faktycznie okaże się, że Charlotte jest osobą, której od pewnego czasu szukali.
Addelaine nie była już niczego pewna. A zdecydowanie nie była pewna tego, czy wcześniej mogła się czuć bezpiecznie.
Brunetka wstała i już miała iść do Irwina, by zrezygnować z ich planu konfrontacji, ale mężczyzna ją wyprzedził. Levinson rozłożyła ręce w geście poddania.
- Nie wiem, gdzie ona jest, Ashton – powiedziała bezradnie – Ani kiedy wróci.
Irwin prychnął wściekle, po czym wysunął ręce zza pleców, pokazując adwokatce co znalazł. W dłoni ściskał blond perukę.
- Nie obchodzi mnie to – warknął. – Poczekam.
Irwin cisnął sztucznymi włosami o podłogę. Złapał dłonią podbródek i zaczął kręcić się po salonie. Nigdy wcześniej nie czuł takiej złości, jaka teraz mu towarzyszyła. Co chwila przecierał przepoconą twarz. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Targało nim wiele emocji.
Addelaine stała całkiem osłupiała, gapiąc się na perukę. Również chciała to zrozumieć, ale w jej głowie nie było niczego poza pustką. Nie znała motywów, celów ani znaczenia. To ją irytowało.
- To nie może być Ca…
Ashton już chciał wrzeszczeć, kiedy niespodziewanie drzwi wejściowe otwarły się, a ciemnowłosa kobieta stanęła w ich progu. Już miała witać swoją współlokatorkę, informując o swoim przyjściu, ale gdy uniosła głowę i zobaczyła osobę stojącą przed nią, zatrzymała się.
Ich spojrzenia się spotkały. Przez kilka sekund patrzyli na siebie całkowicie sparaliżowani.
- Niemożliwe…. – powiedział na jednym wdechu, patrząc prosto w jej oczy niczym osłupiały - To nie możesz być ty…

A wtedy ona  schowała dłoń za plecy i moment później wyciągnęła pistolet, celując prosto w niego.

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz