środa, 27 grudnia 2017

Rozdział 21

Proces przebiegał dosyć dobrze, jakby pominąć ciągłe ataki prokuratora w kierunku oskarżonego. Podopieczna Addelaine radziła sobie ze sprawą, manipulowała świadkami i wyciągała niezbędne dla niej informacje, przechylając szalę na swoją korzyść. Sama Levinson była zaskoczona tak pozytywnym obrotem spraw. Była wręcz przekonana, że może liczyć na uniewinnienie Ashtona.
- Wzywam oskarżonego Ashtona Irwina – rzuciła ostro adwokatka uznając, że nadszedł czas na wyjaśnienie paru kwestii.
Blondyn wstał i popatrzył Addelaine w oczy. Myślał o niej przez całą rozprawę; o tym jaka jest silna i odważna, jak stąpa mocno po ziemi i nie daje się zmieść z powierzchni. Dawała z siebie wszystko przez ten cały czas, a teraz przyszła kolej na finał – na niego. I chociaż bardzo nie chciał, musiał stanąć twarzą w twarz z nią oraz sądem. Musiał rozegrać swoją część w tym przedstawieniu.
Na początku było łagodnie i powoli. Adwokatka zadawała podstawowe pytania, a on kulturalnie udzielał odpowiedzi. Nawet ona wydawała się być zadowoloną z ich współpracy. Szło im całkiem nieźle, sędzina nie okazywała znudzenia lub pogardy, natomiast prokurator owszem, co oczywiście działało na ich korzyść.
Addelaine w końcu poczuła się niczym ryba w wodzie – pewna sukcesu, śmiała i bez obaw. Odłożyła notatki, które i tak znała na pamięć. Jej podopieczna zaczęła chodzić po Sali, rozmawiając z Ashtonem, jak z kolegą. Do pewnego momentu.
- Sprostujmy parę kwestii, Ashton – zaproponowała – David Fritch, lat osiemnaście, piąty czerwca, rok dwutysięczny dziewiąty, Sydney. Pamiętasz?
- Jak wczorajszy dzień – odparł.
- Zabiłeś go – oznajmiła brunetka.
- Tak – powiedział twardo, spuszczając przy tym wzrok.
- Został dźgnięty nożem, na którym znajdowały się Twoje odciski palców – kontynuowała kobieta – Jednak historia jest nieco bardziej zawiła, nieprawdaż?
- Nie – odpowiedział Ashton, a Addelaine już chciała serwować pod nosem w tym samym momencie, co jej koleżanka, kolejną ze swoich wyuczonych linijek, jednak gdy dotarło do niej, co powiedział Irwin, zatrzymała się i osłupiała, patrząc na niego zaskoczona i licząc, że odwróci się do niej i to wyjaśni, chociaż zwykłym spojrzeniem.
- Nie? – dopytała dla pewności obrończyni.
- Nie – burknął blondyn.
Kobieta gapiła się na Irwina pytająco, kompletnie zmieszana i zagubiona.
Pytała go spojrzeniem, co takiego wyprawia? Czy jest coś, co chciałby jej powiedzieć? Czy pomyliła fakty? Czy to żart? A może zmiana planów? On jedynie zerknął na nią, a potem spojrzał na publiczność przybierając obojętną postawę, jakby nagle wszystko było mu jedno. A
 wtedy Addelaine zaczęła wyczuwać kłopoty.
- Nikogo nie było z tobą tej nocy? – zapytała młoda kobieta, próbując obudzić Ashtona z koszmaru, w jaki ją wplątał.
- Byłem sam.
- W porządku – westchnęła – Natomiast Alison Teller, z dnia...
- Również ją zabiłem – wyznał – A także wiele innych osób, których nazwiska są w kartotece. Addelaine jeszcze raz obrzuciła go pełnym niezrozumienia wzrokiem.
- Panno Hudson, co to ma być za szopka? – wtrąciła się w ich dyskusję Sędzina.
- Ja... - wyjąkała, po czym otrząsnęła się i zwróciła do Sędzi – Jeszcze jedno pytanie.
Podeszła do Ashtona i zapytała prosto z mostu. „Co ty do cholery wyprawiasz?" – burknęła cicho, ale on milczał. Przełknął ciężko ślinę i dalej kierował swój wzrok na publikę, jakby to miało mu dać wytchnienie. Nie mógł tego wyjaśnić, nie teraz. Dziewczyna zamotała się. Przetarła dłonią spocone czoło i zerknęła błagalnie na Addelaine, prosząc, by coś zrobiła.
Kobieta zacisnęła dłonie i zaczęła nierówno oddychać, jakby za moment miała dostać zawału. Zaczęła się zastanawiać, co to za typ gry, jaką obecnie prowadził Irwin i jak bardzo chciał wyprowadzić ją z równowagi. Do głowy przychodził jej nawet fakt, że może gra trwała od samego początku, a ona dopiero dobrnęła do ostatniego jej etapu.
- Haczyk tkwi w każdym rozwiązaniu... - wyszeptała sama do siebie słowa, jakie Irwin powiedział do niej w szpitalu.
Wtedy zrozumiała, że miała rację. Gra trwała, a ona była w jej samym centrum... przygrywając. Gniew w jej ciele narastał. Nie mogła już patrzeć na Ashtona tym łagodnym spojrzeniem, które było wypełnione żalem i współczuciem. Znów patrzyła na niego w taki sam sposób, jak w pierwszych dniach ich znajomości. I po raz kolejny stawała z nim do walki, chwytając się każdej możliwej deski ratunku w nadziei, że może jednak stanie się coś, co diametralnie odwróci ich role i to ona będzie na podium zwycięstwa.
- Caitlin Teasel – syknęła ostro Addelaine przez publiczność Addelaine tak, by usłyszała jej słowa adwokatka. Nie planowała poruszać jej tematu, ze względu na samego Ashtona, który o to prosił, ale nie miała już niczego do stracenia. Kobieta powtórzyła za swoją koleżanką. – Caitlin Teasel. Mówiłeś, że z nią byłeś...
Zyskała zainteresowanie Irwina, kiedy tylko usłyszał nazwisko swojej ukochanej. Dopiero wtedy zobaczyła ciemność w jego oczach i poczuła, jak bardzo na straconej pozycji została.
- Nie kochałem jej – powiedział słabym głosem – Wykorzystywałem i manipulowałem nią, aby zdobyć to, co było dla mnie ważne.
Coś w Addelaine pękło. Miała wrażenie, że to nieśmieszny żart lub po prostu się przesłyszała. W jej głowie tylko przebiegały wspomnienia z rozmów z Ashtonem, który zawsze wypowiadał się o Catilin w pochlebny sposób, patrząc na nią tymi oczami pełnymi miłości i szczęścia, kiedy opowiadał o ich wspólnych przygodach czy całej znajomości. Nie mogła uwierzyć w te kłamstwa, jakie rzucał w tej chwili. Nie mogła uwierzyć w jego postawę, w ten dzień, w tę chwilę, która stawała się jej najgorszym koszmarem.
- Wystarczy tego – wrzasnęła Sędzina – Po przerwie sąd ogłosi wyrok. Wyprowadzić oskarżonego. – kobiecina uderzyła drewnianym młotem i czym prędzej wyszła z sali, by odetchnąć.
Policjanci złapali Ashtona za ramiona i pokierowali go w stronę drzwi.
Addelaine wbiła wzrok w mężczyznę licząc na słowa wyjaśnień, ale on nawet na nią nie spojrzał. Przy wyjściu minął swoich przyjaciół – Caluma i Michaela, którzy również pytali i prosili o odpowiedzi, jednak zignorował ich i oddał się w ręce władz, znikając w tłumie, w korytarzu. Dave złapał za rękę Addelaine i szybko wyprowadził z Sali rozpraw. Świat wyłączył się dla niej, wszystko przestało istnieć.
Wiedziała, że to już jest koniec. Wszyscy znali werdykt. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, nie mogła wyjść z sądu, chociaż chciała jak najszybciej się ulotnić. Jedna łza spłynęła po jej policzku, kiedy szef kierował ją ku wyjściu. Potem już oślepiły ją błyski fleszy, setki pytań paparazzi i krzyki Dave'a, który próbował przedostać się do auta. Gdy już zamknęła się w samochodzie, zapadł mrok i cisza. Jej serce biło, niczym oszalałe, a gniew opanowywał jej ciało. Nie odzywała się podczas jazdy, oparła głowę o drzwi i patrzyła pusto przed siebie, zamykając swoje myśli w głowie. Dopiero, kiedy zatrzymali się pod jej domem, pośpiesznie wysiadła i nie czekając na nikogo wbiegła do budynku, kierując się do mieszkania.
Weszła szybko do domu i zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła się o nie. Szeroko otwartymi oczyma patrzyła w przypadkowy punkt, próbując uspokoić swój oddech. Łzy spływały po jej policzkach, ale dopiero teraz na to pozwalała. Uciekła od tego chaosu, jaki ogarnął praktycznie cale miasto. Była w swoim domu, swoich czterech ścianach, gdzie zawsze była sobą i zawsze mogła odetchnąć. Chociaż tym razem miała z tym problem. Rzuciła swoje rzeczy na podłogę. Chwiejnym krokiem podeszła do stolika i podniosła z niego szklankę. Myślała, że uda jej się nalać wody, upić kilka łyków, usiąść i uspokoić się. Popatrzyła chwilę na naczynie, po czym cisnęła nim o ścianę. Jednak to było tylko początkiem wyładowywania złości. Tuż później na ziemię runął stolik, a krzesło uderzyło w obraz, który spadł ze ściany w korytarzu. Rzucała każdą możliwą rzeczą, jaką miała pod ręką. Gazetami, wazonem z kwiatami czy sztućcami.
Chciała wyzbyć się gniewu, wstydu i nienawiści. Ale to nie było takie łatwe. Mogła wyrzucić przez okno każdą dekorację, zniszcyć każdy mebel, jednak pamięci czy wydarzeń nie. Z nimi musiała po prostu sobie poradzić lub je zaakceptować.
Charlotte wyjrzała zza drzwi swojego pokoju. Widząc furię Addelaine zamknęła się i postanowiła czekać. Widziała wiadomości i nie mogła nic zrobić. Ostrzegała ją. Wiedziała, że Levinson potrzebuje przejść przez to sama, choćby miała zrównać z ziemią całe mieszkanie. Ona nie mogła jej pomóc. Nie teraz.
Addelaine uklękła, a następnie rozejrzała się po salonie. Tuż obok niej leżał pilot do telewizora, który jakimś cudem przeżył to szaleńcze tornado. Odważyła się wcisnąć guzik. Na ekranie rozbłysł obraz. Akurat powtarzali wiadomość dnia, w popołudniowych wiadomościach.
- Jak przestępca może zdobyć zaufanie adwokata, a później z niego publicznie zakpić? O tym może opowiedzieć tylko Ashton Irwin, który zrujnował karierę jednej z najlepszych w tym roku obrońców – Addelaine Levinson. Nagle cisnęła pilotem proto w ekran, który pękł i wrzasnęła – gniewnie, z żalem i ogromnym bólem.
Poczuła się tak, jakby wszystko co miała, zostało jej odebrane w przeciągu sekundy. Jakby coś, na co pracowała całe życie niespodziewanie rozpadło się i nie miało już żadnego sensu.
- Dlaczego? Dlaczego?! – zadawała sobie to pytanie krzycząc i uderzając poduszką w podłogę, dopóki materiał nie rozerwał się, a z zewnątrz nie wyleciała pierzyna. – Dlaczego, Irwin? – załkała – Dlaczego mi to zrobiłeś? – spytała z wyrzutem, po czym uderzyła pilotem o podłogę.
Rozpłakała się z bezradności, słuchając jak ludzie mówiący o niej w telewizji naśmiewali się. Jej oczy były opuchnięte i czerwone, a po policzkach spływał tusz do rzęs.
W jednej sekundzie Ashton ją zniszczył – zmiażdżył, jak małego bezwartościowego robaka. Pozbawił ją jedynej rzeczy, która trzymała ją przy życiu. Bo od dawna nie potrafiła walczyć o siebie, ale perfekcyjnie walczyła o innych. Uniemożliwił jej dotrzymania obietnicy, jaką złożyła kilka lat temu.
Zrujnował ją jako czlowieka.

środa, 22 listopada 2017

Rozdział 20

Mijały dni, noce, aż w końcu minął tydzień... 
Addelaine nie wychodziła ze swojego pokoju, szukając setek wskazówek, kruczków prawnych oraz możliwości, które pozwoliłyby wrócić jej do sprawy Ashtona. Zbliżał się proces, a ona spadła ze stołka adwokata, co kompletnie zniszczyło jej wszystkie plany. Musiała zmienić decyzję Dave'a tak, jak zmieniła Ashtona, który nagle, na łożu szpitalnym, tydzień temu, zdecydował się walczyć o swoją wolność. Być może spowodowane było to ich zaprzyjaźnieniem i wzajemnym zaufaniem, jakim się obdarzyli oraz szczerymi konwersacjami, jakie odbywali podczas gdy Addelaine odwiedzała Ashtona w szpitalu. Największe znaczenie miała dla nich rozmowa, która odbyła się kilka dni temu. 
- Panie Irwin... - mruknęła niepewnie Levinson, siedząc tuż obok jego łóżka – Nigdy nie spytałam o jedną rzecz... Blondyn skinął lekko głową. - Jakie to uczucie... - zaczęła nieśmiało, spoglądając w okno – zabić kogoś... 
- Żadne – odparł obojętnie, ale zacieśnił swój uścisk na białej kołdrze – Przy zabijaniu nie towarzyszy ci uczucie. Ono pojawia się tylko przed i po. 
- Jak to? 
- Kiedy celujesz w kogoś z broni, czujesz gniew przeszywający cię od stóp po głowę. Czasami pojawia się strach, który poniekąd chce powstrzymać cię przed głupotą. Pokazuje ci twoje życie. Nagle widzisz w swoim umyśle ludzi, których kochasz, rodzinny dom i wydarzenia, które przyniosły ci szczęście. Jednak złość zabija strach, rzadko jest w stanie z nim wygrać. Strzelasz, a wtedy wszystko umiera. Świat staje się cichy, braknie dźwięku, czas leci wolniej. Po kilku minutach lub nawet i godzinach, gdy wracasz do domu i siadasz na kanapie, zaczynasz zastanawiać się, co niedawno miało miejsce. Dopada cię najgorsze z możliwych uczuć. Wyrzuty sumienia. 
- Udaje ci się z tym żyć? 
- Po swoim pierwszym zabójstwie wmawiałem sobie, że to tylko przejściowe. Z czasem będzie mi łatwiej, ale kiedy drugi raz wymierzyłem karę śmierci na człowieku, wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie potrafiłem znieść ciężaru, jaki dźwigałem. Wtedy na mojej drodze stanął starszy Fletcher. 
Ashton opowiedział Addelaine, jak cała historia z gangami znalazła swój początek. Było to dokładnie jedenastego września, dwutysięcznego dziesiątego roku, kiedy to zszedł do garażu w ręku trzymając gruby sznur. 
Stanął na schodkach i zaczął zawieszać linę na haku, który wcześniej przymocował do sufitu. 
- Nie bądź żałosny – usłyszał za swoimi plecami ciężki męski głos i gwałtownie się odwrócił – Samobójstwo to nie rozwiązanie, to tchórzostwo. 
- Jak tutaj wszedłeś? – zapytał zaskoczony widokiem chłopaka w jego domu. 
- Czy to ważne? – odpowiedział pytaniem – Zejdź i nie rób scen – machnął na blondyna ręką, kompletnie nie wzruszony panującą sytuacją. 
- Nie mogę.. – szepnął Ashton kręcąc głową. Ścisnął dłońmi sznurek, który oplatał jego szyję – Ja muszę to zrobić. Nie potrafię już żyć... 
- Jesteś gorszy niż aktorzy z Mody na sukces, Irwin – warknął rozzłoszczony – Ludzie mają większe problemy i nie wieszają się z tego powodu. 
- Większe problemy? – spytał niedowierzając – Zabiłem człowieka! Dwóch ludzi! Jestem mordercą! Powinienem teraz siedzieć w więzieniu. 
- Jeden z tych ludzi był gwałcicielem, a drugi zabójcą – wyjaśnił – Naprawdę uważasz, że popełniłeś błąd? Zasłużyli na los, jaki ich spotkał! Nie powinieneś mieć tego wielkiego poczucia winy zwłaszcza, że był to zwykły wypadek, który w ich przypadku powinien być wymierzeniem kary, a nie sytuacją losową. 
- Jak możesz tak mówić, Sean? - zapytał z wyrzutem - Od tego są sądy! Nie my! Nie powinienem był pić tamtego wieczoru.. - powiedział zrozpaczony - Nie powinienem był wsiadać za kółko, a potem słuchać się ciebie i... 
- Sąd ssie, Irwin! – wrzasnął – Policja i sąd nie robią niczego, aby pomóc państwu! Działamy wbrew prawu, ale to nie znaczy, że robimy coś złego. 
Chłopak o czarnych niczym smoła, kręconych włosach podszedł do blondyna i pociągnął go za rękę, by ściągnąć ze schodków, zanim popełni głupotę. 
- Jak ty to robisz, Sean? Jakim cudem jesteś tak obojętny? Nie ukazujesz żadnych emocji? Twoja twarz zastyga, trzymasz się powagi. Jakim sposobem trzymasz nerwy na wodzy, nie dopuszczasz uczuć do swojej głowy? – dopytywał, gdy wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Jego oczy były zaszklone. 
- Uczucia nas niszczą, Ashton – syknął, trzymając go za ramiona i patrząc prosto w oczy chłopaka – Sprawiają, że jesteśmy słabi, naiwni, ulegli. - oświadczył – Dlatego ty jeszcze nie nadajesz się na mojego wspólnika. 
- Jeszcze? 
- Mogę ci pomóc – zaoferował – Mogę sprawić, że przestaniesz myśleć o swoich ofiarach, zaczniesz myśleć trzeźwo. Nauczę cię tego, bo masz potencjał i chcę cię mieć u swojego boku. Jesteś chrytry, przebiegły i zawzięty. 
Zamilkł. 
Przełknął ciężko ślinę, potarł przepocone czoło.
 - Weź to – z kieszeni wyciągnął białą kartę, na której widniał czarny As - Kiedy podejmiesz słuszną decyzję, znajdziesz mnie dzięki niej. 
~*~ 
Brunetka pojawiła się w biurze, kierując się prosto do gabinetu szefa. Spotkała się z wieloma karcącymi spojrzeniami po drodze, ale zignorowała je, skupiając się na swoim zadaniu. Przemknęła przez korytarz, wchodząc bez pukania do pokoju, zastając Dave'a, w trakcie spotkania z kolejnym klientem. Mężczyzna zbladł na jej widok, prędko przeprosił siedzącego starszego faceta i poprosił grzecznie, by spotkali się za około godzinę. Ten z grymasem zgodził się i ulotnił, a wtedy Addelaine zamknęła za nim drzwi i postanowiła działać. 
- Dave, powiem to wprost - opuściła ręce w geście poddania - Musisz mi pozwolić bronić go podczas procesu - oświadczyła desperackim głosem. 
- Ja również powiem wprost Addelaine - rzucił obojętnie - Nie. 
Ciemnowłosy wstał i wyszedł ze swojego pokoju, przechadzając się korytarzem i rozdając pracownikom dokumenty. Addelaine nie dawała za wygraną i poszła za nim, dając miliony argumentów, dla których nie powinien jej oddalać. Wiedziała, że nie pozostawiła Dave'owi wyjścia po wypadku, jaki zdarzył się po części z jej winy, ale nie mogła sobie odpuścić. 
- Addelaine, on nie wyjdzie z więzienia - powiedział, a w jego głosie wyczuła zmęczenie i żal - Po ostatnim wydarzeniu, nie wypuszczą go już na wolność. 
I mimo, że miał rację, ona dalej prosiła. 
- Pozwól mi więc walczyć o jego uniewinnienie - tłumaczyła - Proces jest za dwa dni, przygotuję go. Dave zatrzymał się i odwrócił do brunetki, zerkając na nią zawiedziony. 
- Addelaine, nie możesz go bronić - oświadczył mężczyzna, rozkładając ręce i kręcąc głową z niezadowoleniem - Nie zostaniesz dopuszczona przez sąd jako obrońca. Na Twoim miejscu cieszyłbym się, że nie zabrali ci licencji, bo powinni. 
Wuj Ashtona ruszył dalej, ale Addelaine stała, niczym zastygnięta lub przyklejona do podłogi. Patrzyła, jak się oddala, jednak nie mogła zanim pójść, dopóki nie znalazłaby odpowiedniego argumentu, który przekonałby go do walki. 
Walczyła więc z czasem, zanim Dave zdążyłby się ulotnić, stojąc i analizując. Wzrokiem szukała wskazówek po całym korytarzu, ludzie obserwowali ją bacznie. Aż w końcu trafiła na swoją odpowiedź i od razu rzuciła ją Dave'owi. 
- Ja nie mogę - oznajmiła - Ale mogę przygotować każdą osobę tutaj do rozprawy, obserwując jej przebieg na sali i ewentualnie konsultować się w razie niepowodzeń czy potrzeb. 
~*~ 
Masa ludzi czekała, aż zostanie wpuszczona na salę rozpraw. Addelaine stała w progu, oparta o framugę. Jej serce biło szybko, ale na twarzy widać było jedynie skupienie. Nie mogła zaprzeczyć, że się nie denerwowała, jednak nie mogła tego okazać. Na pewno nie przy siedzącym za nią Ashtonie, który nie kamuflował strachu i obaw ciążących na jego duchu. 
Brunetka zerkała co jakiś czas za swoje ramię, aby spojrzeć na mężczyznę, który zgarbiony siedział przy biurku i oglądał gips na swojej ręce, która cały czas zdrowiała po wypadku. Zastanawiało ją, co może sobie w tej chwili myśleć. Ma nadzieję, że ona go uratuje, a może odwrotnie – wcale na to nie liczy, a denerwuje go tylko przechodzenie przez ten sam koszmar, co dziesięć lat temu, rozprawę. Chciała cokolwiek powiedzieć, aby go wesprzeć – nie dlatego, że było jej go żal. Nic nie mogło pójść dzisiaj źle. Skoro ona trzymała się w garści, Ashton również musiał. I to był jedyny powód, dla którego próbowała się odezwać. A przynajmniej, tak wmawiała wszystkim, a także samej sobie. Pracowała nad tym planem kilka miesięcy, musiało być dobrze. 
Ostatnimi tygodniami, Ashton współpracował, nawet bardzo, wyrażając swoją chęć wyjścia, a to tylko dawało jej większą motywację i potęgowało zdeterminowanie. Dave ugiął się i poprosił jedną ze swoich pracowniczek o przejęcie sprawy Ashtona, przy współpracy Addelaine. Ona przedstawiła jej plan swoich działań, a podstawiona kobieta miała iść jedynie wskazówkami, jakie dała Levinson. Ashton odpoczywając jeszcze w szpitalu, przygotowywał się u boku swojej byłej adwokatki, ucząc się na pamięć zdań i zeznań, jakie opracowała. Zdawało się, że jest to plan doskonały, z którego wszyscy na pewno wyjdą cało, aczkolwiek każdy denerwował się, jak na swoim pierwszym szkolnym egzaminie. 
- Wszystko w porządku? – wydusiła z siebie w końcu brunetka – Kiedy tylko będziesz gotów, pó... 
- Jestem gotów – wtrącił Irwin pewnym tonem.
- Nie na porażkę – odparła – A na zwycięstwo, ponieważ dziś jest ono nasze. 
Na korytarzu zrobiło się głośniej. Addelaine wyjrzała zza drzwi, żeby sprawdzić co się dzieje pod salą. Dostrzegła idącego prokuratora. Osiwiały, lekko zgarbiony mężczyzna z ciężkim wyrazem twarzy. Już wtedy wiedziała, że to nie będzie łatwa rozgrywka. Ale ona traktowała tego typu rozprawy, jak wyzwania. A w końcu kto nie ryzykuje, ten nic nigdy nie zyska.
- Musimy iść – oświadczyła, również w stronę policjantów czekających za drzwiami. Nie zostawiliby Irwina samego, nawet na pięć minut. 
Blondyn mimowolnie wstał i skierował się do wyjścia z opuszczoną głową. Długie loki przysłaniały mu twarz. Mógł odgarnąć włosy, jak miał w swoim zwyczaju, ale tym razem ich nie dotknął. Chciał się pod nimi ukryć, schować swój strach i wstyd. Addelaine widziała to w jego zachowaniu odkąd pojawili się w sądzie. Nigdy wcześniej Ashton nie czuł się winny niczemu, czego dostąpił. Mówił o swoich przestępstwach obojętnie, bezuczuciowo. Jednak kiedy stał obok niej, zdawał się żałować... za wszystko. 
Addelaine szła tuż obok Ashtona i policjantów, którzy trzymali go za ręce, jakby miał za chwilę się wyrwać i uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie zrobił tego przez dziesięć lat, więc czego oczekiwali? Oczywiście, były to procedury, a niektóre z nich wydawały się być śmiesznymi w opinii panny Levinson. Oczy wszystkich czekających na rozprawę skierowane były ku więźniowi. Wyrazy twarzy tych ludzi... ich zmieszanie, strach oraz obrzydzenie na widok Ashtona sprawiły, że Addelaine zrobiło się gorąco. Zaczęła się zastanawiać nad sensem tego spotkania. Co ona do cholery wyprawiała? Od samego początku broniła mordercy i miała tego absolutną świadomość. Jeżeli wygraliby tę sprawę, po wyjściu zostałaby zlinczowana tak, jak adwokatka, którą podstawili wraz z Davem. Ba, nawet jeśli im się nie uda, w najlepszej sytuacji dostanie tylko jednym pomidorem po twarzy, kiedy opuszczą filię sądową. Addelaine spotkała nową adwokatkę Ashtona w korytarzu, rozmawiającą z prokuratorem.
 - Panno Levinson – skinął głową niewysoki staruszek.
 - Panie Johnson, życzę powodzenia – powiedziała brunetka, z powagą na twarzy. 
- Nie sądzę, aby było mi potrzebne – odparł prokurator – To zwykła formalność, w końcu będziemy rozmawiać o sprawie prawdziwego mordercy, który w ogóle nie powinien mieć prawa do składania w wniosków o tego typu spotkania. 
W głowie policzyła do dziesięciu, aby przełknąć jad, jakim tryskał prokurator już przed sprawą. Nie mogła dać się sprowokować, ani wyprowadzić z równowagi po raz kolejny. A więc wzięła głęboki wdech, zignorowała jego głupi komentarz i uśmiechnęła się sztucznie, aczkolwiek serdecznie. 
- Zazwyczaj to starsi udzielają porad młodszym, ale pozwoli mi Pan, Panie Johnson, abym podzieliła się z Panem bardzo ważną radą – odezwała się, po krótkiej chwili milczenia – Człowieka można oceniać, kiedy pozna się go, a nie odwrotnie. 
Staruszek odszedł, a ona zwróciła się do młodej blondynki stojącej obok. Ta zaś poprosiła funkcjonariuszy o pokierowanie swojego klienta na salę rozpraw, która w międzyczasie została otwarta i wypełniała się już sporą publicznością. Brunetka uśmiechem pożegnała mężczyznę i ostatni raz powtórzyła swoją strategię z jego obrończynią. 
Gdy Dave już się zjawił, w jego towarzystwie weszła na salę i zajęła miejsca na ławkach dla tzw. publiczności. Minęło około dziesięć minut, kiedy poproszono wszystkich o powstanie. Starsza sędzina weszła na salę i zajęła swoje miejsce. 
Przedstawienie właśnie się zaczynało.

niedziela, 12 listopada 2017

Rozdział 19

Mijały trzy godziny, a operacja wciąż trwała. Addelaine siedziała na plastikowym krześle szpitalnym, czekając, aż lekarz w końcu wyjdzie i poinformuje ich o stanie Ashtona. Dave spacerował po szpitalu, o ile szybkie i ciężkie kroki od ściany do ściany można było nazwać spacerem. W ręku ściskał telefon i toczył ze sobą wewnętrzną bitwę związaną z poinfomorwaniem matki Irwina o wypadku.

Nagle usłyszeli świst przesuwanych drzwi. Lekarz w poplamionym krwią białym fartuchu wyszedł z Sali operacyjnej, zdjął z twarzy maskę i skierował się w stronę stojącej nieopodal pielęgniarki. Poinstruował ją cicho, aby nikt z obecnych nie usłyszał jego słów. Zdjął fartuch, szybko przekazał go kobiecie, po czym wyszedł do poczekalni, gdzie czekali na niego wszyscy. Gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu, Addelaine, Dave i reszta towarzyszy wstali, a następnie podeszli do niego. Jako pierwsza z pytaniami ruszyła Levinson.
 - Czy on żyje? – rzuciła szybko, patrząc na starszego mężczyznę oczami pełnymi nadziei.
- Stan pacjenta jest stabilny – oznajmił doktor, a wtedy wszyscy odetchnęli z ulgą – Obecnie śpi, odpoczywa. Będzie można go odwiedzić za około godzinę.
- Czy stało mu się coś poważniejszego? – dopytywał Dave.
- Jest parę spraw, które powinniśmy omówić – powiedział, a w jego głosie Addelaine wyczuła niepokój – Zapraszam do mojego gabinetu.
Dave powędrował wraz z lekarzem, a Addelaine ponownie zajęła miejsce na krześle, cierpliwie czekając, aż wybije odpowiednia godzina, w której zobaczy się z Ashtonem. Wpatrywała się niczym zahipnotyzowana w zegar, licząc czas. Gdy pielęgniarka się zjawiła, oznajmiając dobrą nowinę, szybko pobiegła jako pierwsza, zobaczyć się z Ashtonem.
Weszła do białego pokoju, w którym znajdowało się łóżko, szpitalne aparatury oraz drewniany stolik i krzesło, tak naprawdę dla młodego dziecka. Szpital nie należał do eksluzywnych, czy bardzo zadbanych. W sali pozabiegowej znajdowały się tylko najbardziej przydatne przedmioty, które miały pacjenta badać, utrzymywać przy życiu oraz pozwolić odpocząć. Oczywiście wszystkie trzy rzeczy się wykluczały, ponieważ narzędzia do badania pulsu były na tyle głośne, że w normalnym stanie pacjenci nie umieli przy nich spać, chyba że dosłownie padali ze zmęczenia lub byli po zabiegu, jeszcze pod utrzymującą się narkozą.
Ashton leżał, wyglądając całkiem spokojnie, jednak gdy podeszła bliżej, dostrzegła liczne siniaki na jego twarzy. Łuk brwiowy był nawet zszywany. Jego skóra zdawała się być bledsza niż zwykle. Nie widziała jego ciała, ale miała pewność, że znajdowało się na nim najwięcej ran.  Poczuła dziwny żal i kłucie w sercu. Męczyło ją delikatne poczucie winy spowodowane całym wypadkiem. Gdyby była bardziej zdecydowana, postawiła na swoim i nie dopuściła do wyjazdu z miasta, może inaczej potoczyłyby się ich losy. Tymczasem leżał tutaj, na szpitalnym łóżku, spotykając się o włos ze śmiercią. Nie tak to miało wyglądac.
Brunetka usiadła przy łóżku i chwilę patrzyła na mężczyznę. Wydawał się taki spokojny i niewinny. Przez chwilę wierzyła nawet, że nie jest żadnym mordercą, że to wszystko jest jedną wielką farsą, w którą został wplątany, ale logiczne myślenie szybko sprowadzało ją na ziemię.
Niespodziewanie Irwin otworzył oczy i uśmiechnął się na widok Addelaine.
- Jak się czujesz? – zapytała nieśmiało.
- Jakbym był na koncercie w pierwszym rzędzie, tańczył pogo, potem stracił rytm i znalazł się na ziemi, gdzie ludzie zgniataliby mnie swoimi ciężkimi butami – stwierdził, po czym słabo się zaśmiał – Wyliżę się z tego?
- Oczywiście – Addelaine odpowiedziała śmiało – Przecież musisz jeszcze pojawić się na rozprawie i wyjść na wolność, prawda? – rzuciła całkiem poważnie, ale Ashton zareagował dosyć obojętnie na jej stwierdzenie i odwrócił wzrok, zaczynając oglądać cały pokój.
Wszystko pamiętał, jak przez mgłę. Starał się sobie przypomnieć całe wydarzenie, jednak w jego głowie przebiegało tylko kilka obrazów – widok Caitlin, ciemne auto, strzały, barierka i ciemność. A kiedy zapętlony film w jego myślach dobiegał końca i pojawiał się mrok, nachodziła go silna migrena i natychmiastowo zamykał oczy, jakby chciał wymazać wszystko ze wspomnień i otwierał je licząc, iż wraca do normy. Czuł się omamiony, oszołomiony. Oglądał śnieżnobiałe pomieszczenie, starając się odpowiadać na swoje pytania. Nie widział jeszcze dobrze, ledwo rozpoznał Addelaine. Cały czas zbierało mu się na wymioty i nie był pewny, czy to dobry efekt po zabiegu, czy powinien skonsultować się ponownie z lekarzem. Nie miał też za bardzo ochoty rozmawiać, brakło mu tchu i czuł suchość w gardle, ale kiedy Levinson zaczynała temat i swoje pytania, próbował mówić. Nie po to, żeby się od niego wreszcie odczepiła, a żeby ją uspokoić.
- Oni nam nie wierzą, Ashton – mruknęła – Nie wierzą, że to był atak…
Zwrócił swoją uwagę ku kobiecie, która wydawała się zmartwiona zaistniała sytuacją. Stawiał sobie pytanie, czym bardziej się martwi – wiarygodnością, czy jego stanem. Już wcześniej zauważył, że Sean stanowił dla niej istotną rolę. Była pewna, że to on ich zaatakował, mimo że nikogo nie widziała. A to oznaczało, że Sean grał istotną rolę w jej życiu, co nie przynosiło żadnych dobrych wieści. Dlatego wolał tę sprawę zostawić.
- W porządku, Addelaine – odparł, ledwo znajdując siłę na wypowiadanie słów.
- Nie! – wrzasnęła – To nie jest w porządku, nie możemy tego tak zostawić.
- Addelaine… - zawołał prosząco.
- Mogliśmy zginąć, a wszystko spada na nas…
- Addelaine… - wtrącił ponownie.
- Musimy coś z tym zro…
- Addelaine – warknął ostro, krztusząc się, a gdy zamilkła i spojrzała na niego, a on dotknął jej dłoni leżącej na łóżku – Nie wiem, jak bardzo Sean musiał zaleźć ci za skórę, ale ja znam go lepiej i wiem, że brnięcie w jego grę spowoduje tylko większe straty, niż jest to warte. Dlatego właśnie nigdy nie śpieszyłem się do wyjścia z więzienia.
- Jaką grę?
- Sądzę, że dowiesz się o niej w swoim czasie… - szepnął i ponownie zwrócił się do ściany, szybko zamykając oczy, by zblokować wspomnienia związane z Fletcherem. Cały czas w pamięci Ashtona widniała groźba przekazana przez kolegę Seana, w więzieniu.
- Ashton, razem możemy coś w tym kierunku zrobić – starała się go nakłonić – Samo twoje wyjście jest już sukcesem, na pewno znajdziemy rozwiązanie, które…
 - Wszędzie jest haczyk, Addelaine – wtrącił – W każdym rozwiązaniu.
Addelaine chciała się już z nim kłócić i przekonywać do walki, chociaż w pewnym stopniu wiedziała, że Irwin ma rację. Zdążyła się poznać na Seanie, wystarczyło jej ponad dziesięć lat udręki i cierpień, jakie wywołał. I chociaż Ashton miał rację, jej silna wola była o wiele większa. Konwersację przerwało im jednak pukanie do drzwi, a potem wejścia lekarza, który wcześniej prowadził operację Irwina.
- Panno Levinson, Pani dziesięć minut już minęło – oznajmił lekarz – Za chwilę musimy podać kolejną dawkę leków.
Po krótkiej informacji doktor wyszedł, a brunetka również zaczęła się zbierać. Westchnęła cicho, ostatni raz rzucając spojrzenie pełne troski Ashtonowi. Przełknęła ślinę, by żadne niechciane słowa nie wypadły z jej ust. Szybko zabrała bluzę, którą wcześniej otrzymała od Dave’a i którą trzymała na swoich kolanach. Cicho pożegnała się z Ashtonem i skierowała się do wyjścia z pokoju, by zostawić go samego.  Już miała ciągnąć za klamkę, ale powstrzymała się. Długą chwilę walczyła ze sobą i powstrzymywała się, jednak w końcu nie wytrzymała.
- Przez Seana Fletchera zginął ktoś bardzo mi bliski – wydusiła z siebie przed opuszczeniem pokoju – Nie pozwolę, żeby chodził bezkarnie po tym świecie, panie Irwin.

Sydney, Australia. Godzina pierwsza w nocy.
(…)
Mijałam już ostatni zakręt, podskakując jak zwariowana. Nie zwracałam na nic uwagi, dopóki nie usłyszałam przerażonego, męskiego głosu z uliczki naprzeciwko.
- Proszę nie. Nie rób mi tego, mam dziewczynę, ona tego nie przeżyje - zatrzymałam się, gdy moje uszy zarejestrowały te słowa.
Widziałam jedynie kontury. Mój wzrok w tym stanie był bardzo słaby i wciąż nie mogłam ruszyć do przodu, jakby moje nogi przywarły do asfaltu. Cały czas stałam przyglądając się całej sytuacji. Próbowałam wytężyć swój wzrok i skupić się, aby dostrzec jak najwięcej. Prawdopodobnie było tam pięciu mężczyzn. Jeden z nich klęczał przed drugim, wysokim gościem. Dwóch stało po obu stronach , a trzeci siedział obok, śmiejąc się. Nie widziałam ich twarzy, byli zbyt daleko.
 - Masz rację. Nie przeżyje, bo ją zabiję, tak samo jak Ciebie. - wszyscy parsknęli śmiechem, a po chwili było słychać tylko strzał i niosące jego dźwięk echo.
(…)

Cień, prolog.

niedziela, 5 listopada 2017

Rozdział 18

Grube białe drzwi rozsunęły się, a do środka szpitala wbiegli ratownicy pchający nosze. Jeden z asystentów przytrzymywał wszystkie narzędzia niezbędne do ciągłej reanimacji Ashtona i towarzyszył mu w podróży na blok operacyjny. Przenośny kardiomonitor pokazywał, jak słabnie jego puls. Serce ledwie biło, a temperatura ciała spadała szybko – organizm nie chciał walczyć. Już podczas drogi do szpitala, ratownicy w karetce kilkakrotnie informali, że tracą mężczyznę i ponownie zaczynali reanimację. Wszystko działo się tak szybko.
Addelaine utykając, podążała za nimi, krzycząc i rzucając cały czas nowe pytania.
- Czy on umrze?
- Jak bardzo źle jest?
- Uratujecie go?
- Jak długo jeszcze będzie trwać reanimacja?!
Spojrzenia ludzi będących w izbie przyjęć skierowały się ku niej i ku poszkodowanemu. Gdy tylko zobaczyli znajome twarze, cały żal i współczucie nagle odeszło. W końcu to był Ashton Cień Irwin – morderca, przestępca. W ich oczach nigdy nie powinien wyjść na wolność, ani nie otrzymywać żadnej pomocy ze strony szpitali. Siedzieli na swoich miejscach i oglądali oceniająco sytuację.
- Zamknijcie cały korytarz, aż do sali czwartej – nakazał lekarz, gdy podszedł do recepcji – Zwolnijcie ostatnie piętro i zadzwoń na komendę policji.
- A…ale.. nie możemy przecież tego zrobić, doktorze! – zaprotestowała zmieszana blondwłosa pielęgniarka, która obecnie miała dyżur – Tam są pacjenci i…
- To ich przenieście! – wrzasnął poirytowany starszy mężczyzna, po czym otarł chusteczką pot ze swojego czoła. Palcem wskazującym pogroził młodej kobiecie. – Nie mam czasu na takie pierdoły, ona się nimi zajmie po tym, jak zostanie przebadana – wzrok skierował na posiniaczoną brunetkę, która przyjechała do szpitala razem z nimi. Po posłaniu jej wrogiego spojrzenia, udał się na salę operacyjną, gdzie przewieziony został Ashton Irwin. Będąc w korytarzu, zaczął zwoływać wszystkich asystentów do sali, w której rozpoczynała się akcja ratunkowa.
Addelaine przeszła do poczekalni, po czym oparła się o ścianę i osunęła na ziemię, zakrywając twarz dłońmi. Czuła silny ból w nodze, plecach i doskwierała jej migrena, ale pomimo wszystkich objaw odmówiła badania lekarskiego pielęgniarce, która chwilę po jej upadku na podłogę podbiegła pytając, czy wszystko w porządku. Nic nie było w porządku, dlatego potrzebowała zostać w tym miejscu, w którym była i czekać na informacje od lekarzy,a  przy okazji zastanawiać się, co zrobi, gdy operacja zakończy się skutkiem negatywnym.
Andre przeszedł przez białe wejściowe drzwi i rozejrzał się po poczekalni. Za nim wkroczyło kilku funkcjonariuszy, którzy skierowali się prosto do recepcji po niezbędne informacje. Później dwóch policjantów pobiegło w stronę Sali operacyjnej, jeden z nich został na izbie przyjęć, a reszta pognała do wyjścia by potem rozdzielić się i otoczyć teren. Gdy Ande odnalazł wzrokiem Addelaine, natychmiast do niej popędził. Spojrzał na nią i nie mógł powstrzymać się przed stwierdzeniem, jak fatalnie wyglądała. Miała podkrążone oczy, siniaki na twarzy i ciele, a w dodatku była strasznie blada i zdawało się, że zaraz zemdleje. Od przyjazdu do szpitala, jej myśli krążyły tylko wokół Ashtona i pytania, czy wyliże się z tego. W głowie starała się ułożyć jakiś plan B, gdyby jednak nie udałoby się go uratować, ale nie była w stanie zaakceptować tej wersji wydarzeń. Wpatrywała się w ścianę i powtarzała sobie, że Ashton musi żyć. Sama jednak do końca nie wiedziała, czy chce tego ze względu na sprawę i klucz, jakim dla niej był, czy może dlatego, że znalazła w nim odrobinę człowieczeństwa, poznała go od innej strony i obdarowała zaufaniem, a także przywiązała się do niego i czuła wyrzuty sumienia zmieszane z żalem.
Kątem oka spostrzegła znajome czarne oficerskie buty i uniosła głowę, by upewnić się, że to Andre. Mężczyzna przystanął nad nią i zmierzył wzrokiem pełnym gniewu i rozczarowania. Ona jednak zdawała się tego nie widzieć i gdy tylko go ujrzała, wstała i wyrzuciła z siebie wszystkie nurtujące ją pytania.
- Znaleźliście auto? Ich? – zapytała z nadzieją w głosie, a Andre tylko odwrócił wzrok.
- Addelaine – mruknął cicho, z niezadowoleniem; nawet na nią nie zerkając.
- Wiadomo, jaki to był kaliber? Ashton stracił naprawdę dużo krwi… - mówiła - Którędy pojechali, czy zostawili coś po sobie?
- Addelaine, nie znaleźliśmy go. – oznajmił szorstko – Ktokolwiek to był…
- Jak to ktokolwiek?! – oburzyła się brunetka – Sean Fletcher lub któryś z jego pionków, mówiłam ci!
- Nie wydaje Ci się, że to trochę podchodzi pod obsesję?
Levinson pomarszczyła czoło.
- Proszę?
Andre prychnął i wywrócił oczami, po czym zerknął na adwokatkę z politowaniem.
- Popatrz na to, co wyprawiasz – powiedział szorstko – Bronisz mordercy, wypuszczasz go na dwa dni, a teraz lądujesz przez niego w szpitalu.
- To wszystko nie jest jego winą! – wrzasnęła, zbierając spojrzenia obecnych ludzi wokół siebie – Nic o nim nie wiesz, Andre!
Funkcjonariusz chwycił brunetkę za ramię i szybko przeprowadził w drugą część pomieszczenia, gdzie było o wiele mniej gapiów i ponownie zaczął rozmawiać z Addelaine, nieco ciszej, by nie wabić publiczności.
- Wiem tyle, ile powinienem. I wiem, że ta cała szopka,  jaką odwalasz to krucjata obiecana Dylanowi.
- Mylisz się, a w dodatku stąpasz po cienkim lodzie, Andre – warknęła przez zaciśnięte zęby, kiedy zbliżyła swoją twarz do jego, by ich spojrzenia w końcu się spotkały. On jednak pozostał wobec niej obojętny i odsunął się.
- Nie, to ty się mylisz Addelaine – odparł zrezygnowany - Może ta sytuacja i śmierć Irwina pomoże ci przejrzeć na oczy.
Andre odszedł od kobiety, kierując się w stronę recepcji. Przystanął, gdy nagle Addelaine zawołała go po nazwisku, przy wszystkich obserwujących i rzuciła jedno krótkie pytanie, rozpoczynające wielką wojnę, kiedy mężczyzna odwrócił się do niej.

- A może Tobie pozwoli przejrzeć na oczy siedzenie za kratkami? – głośnym i ostrym tonem zagroziła funkcjonariuszowi na oczach wszystkich. Nie czuła wstydu, zażenowania czy strachu. Stanęła dumnie, unosząc brew i czekając, aż jej towarzysz odpowie na niewinne zapytanie.
- Co ty do mnie powiedziałaś? - zmrużył oczy i popatrzył na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Szybko ruszył w jej stronę, ale ona nie cofnęła się, a poczekała, aż będzie wystarczająco blisko. Znowu można było wyczuć między nimi niebezpieczne napięcie, które prowadziło do niczego dobrego.
- To, że mam nadzieję, że on przeżyje i skończę szybko jego sprawę z wynikiem pozytywnym, bo następną jaką się zajmę, będzie nosiła twoje nazwisko i wierz mi, Andre – przerwała, by zbliżyć się jeszcze bardziej do niego i szepnąć mu do ucha jedno zdanie - Wciągnę cię w bagno, zamiast z niego wyciągać.

Ostatni raz zmierzyli się wzrokiem, a potem brunetka odsunęła się i utykając, pokierowała się do korytarza prowadzącego do sali operacyjnej. Nie zważając na uwagi i prośby pielęgniarek, poszła pod same drzwi bloku operacyjnego i przystanęła tam, cierpliwie czekając na zakończenie tej męki i pozytywne informacje.
***
Za szklanymi drzwiami i za parawanem od dwóch godzin trwała operacja. Słychać było tylko krótkie dźwięki pracujących maszyn oraz co chwila odkładanie i zmienianie szpitalnych narzędzi. Addelaine co chwila zerkała przez szybę i bacznie nasłuchiwała modląc się, by nie usłyszeć tego ponurego ciągłego sygnału, który był wszystkim dobrze znany. Minęło tyle czasu, odkąd Ashton walczył o życie na bloku operacyjnym i nikt nie wychodził z żadnymi informacjami – Addelaine nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. 
Niespodziewanie, w szpitalu zjawili się Calum oraz Michael. Gdy spostrzegli w oddali, na końcu korytarza brunetkę siedzącą na podłodze, od razu chcieli do niej podejść, jednak policja natychmiastowo ich zatrzymała. Bez żadnych słów, funkcjonariusze złapali szybko dwóch mężczyzn za ręce, obezwładniło i powaliło na ziemię. Krzyki i dźwięk upadku zwróciły uwagę Addelaine i kiedy zobaczyła, co dzieje się w poczekalni na izbie przyjęć, ruszyła tam.
- Co to do cholery ma oznaczać!? – zapytała Andre z pretensją, jednak ten potraktował ją niczym powietrze i kontynuował swoje czynności. Addelaine natomiast nie dawała za wygraną i złapała go za ramię, mocno szarpiąc. Mężczyznę poniosły emocje i uniósł dłoń, przygotowując się do uderzenia. Zdążył tylko krzyknąć i się zamachnąć, kiedy przed popełnieniem wielkiego błędu powstrzymał go Dave.
- Andre – ryknął ostro, a wtedy wszyscy spojrzeli tylko na niego – Przemyśl to, mój drogi.
On i Ona nadal mierzyli się ze sobą. Ich oddechy były ciężkie i szybkie. Addelaine tylko czekała, aż Andre potknie się noga i da jej tym samym zielone światło do działania i ogromną satysfakcję.
- Byle odpowiednio – dopowiedziała Levinson – Chcę mieć kolejny powód, dla którego będę mogła cię wsadzić.
- Zabierzcie ich – rozkazał swoim współpracownikom, a potem odsunął się od adwokatki i podążył za kolegami.
- Po moim trupie – odpowiedziała Levinson, stając przed nim. Jego spojrzenie mówiło jasno, że trzyma się już ostatnich granic wytrzymałości, które kobieta aktualnie naruszała, jednak Levinson była zbyt uparta, żeby sama dać sobie spokój. Dlatego wkroczył ktoś, kto miał na nią odpowiedni wpływ.
- Addelaine – wrzasnął znacząco Dave i usunął ją z drogi Andre, przeciągając ją na swoją stronę, po czym powiedział do przyjaciół Ashtona – Jedźcie, załatwię to.
Gdy cała awantura na środku szpitala dobiegła końca i ciężka atmosfera trochę opadła, Dave postanowił ruszyć temat ponownie, tym razem robiąc to w bardziej prywatnym miejscu i zaciągnął Addelaine do jednego z pokoi, które zostały zamknięte ze względu na przebywanie Ashtona w szpitalu. Addelaine opadła zmęczona na jedno z krzeseł i spojrzała na Dave’a miną zbitego psa licząc, że to złagodzi obecną sytuację.
- Co do cholery sobie myślałaś, Addelaine? – wrzasnął na nią szef.
Był wkurzony. Jego policzki poczerwieniały, pięści co chwila zaciskały się, a klatka piersiowa pośpiesznie unosiła. Jego siostrzeniec mógł w każdej chwili umrzeć, a wszystko zdarzyło się przez to, że wyszedł na wolność i nieodpowiednia osoba miała sprawować nad nim kontrolę.
- To nie był mój pomysł – powiedziała ze złością w głosie i próbując się obronić – Nie mogłam go powstrzymać, poprosiłam tylko, żebyśmy nie wyjeżdżali na miasto, ale on zobaczył Caitlin, a potem nas zaatakowali!
- Nie byłoby tego, gdybyś się mu postawiła!
- Próbowałam, Dave! – odbiła piłeczkę, majac już łzy w oczach - Sądzę, że akurat Ty powinieneś dobrze wiedzieć, jak ciężko jest zapanować nad Ashtonem!
- Chcesz mi powiedzieć, że przerasta cię ta sprawa? – zarzucił.
- Dave… - błagalnie wypowiedziała jego imię wiedząc, co chce jej powiedzieć.
Zapadła chwilowa cisza. Dave wahał się ze swoją decyzją i ciężko było mu to wyznać, ale w końcu postanowił, że tak będzie najlepiej.
- Addelaine, zostajesz odsunięta.
Brunetka wstała, mało się nie przewracając.
- Dave, nie możesz!
- Owszem, mogę – odparł chłodno – To zaszło zdecydowanie za daleko, mogłaś zginąć, Ashton może zginąć!
- To nie była nasza wina! – zaprotestowała – Zaatakowali nas, Dave! Kula od pocisku jest w oponie, możemy to udowodnić.
- Żadnej kuli nie było w oponie, Addelaine – uświadomił ją mężczyzna, spuszczając wzrok – Niczego, ani nikogo tam nie było. Po prostu jechaliście za szybko, Ashton nie zapanował nad samochodem i…
- Co ty mówisz, Dave?! – wrzasnęła, o mało nie wyrywając sobie włosów z głowy. To była dla niej jakaś abstrakcja. Nigdy w życiu nie słyszała większych bzdur. – Przecież była tam wielka strzelanina! Na pewno były na ulicy jakieś kamery, cokolwiek!
- Addelaine, w tamtej dzielnicy nie ma żadnych kamer – mówił – Nie było żadnej strzelaniny, nikt nie słyszał strzałów, nikt nie zgłaszał żadnych niepokojących sytuacji. To co mówisz, brzmi w tej chwili jak bajka.
Addelaine odsunęła się od mężczyzny i zaczęła przechadzać się w kółko po korytarzu. Trzymała się za głowę, miała szeroko otwarte oczy, a w nich kłębiły się łzy. Bicie jej serca jeszcze bardziej przyśpieszyło, a migrena nasiliła się. Nawet Dave nie wierzył w to, co mu opowiadała. Uważał, że to była bajka, mimo że wszystko wydarzyło się naprawdę, ale przez chytrość Seana, była o krok w tył i obecna rzeczywistość zamieniła się w jej najgorszy koszmar.

niedziela, 22 października 2017

Rozdział 17

muzyka - klik

Addelaine po raz kolejny wywróciła teatralnie oczami, gdy mężczyźni czekali, aż wsiądzie ona do białego Nissana, w którym miejsce zajmował już Ashton.
- Przez Was, moja kariera będzie po prostu skończona – oświadczyła – Nie możemy tego zrobić, Panowie.
- Przejedziemy się tylko wokół domu, nikt nas nie zauważy – obiecywał Calum.
- Ostatnim razem, kiedy to mówiłeś, wszystko poszło inaczej – przypomniała Addelaine, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i mierząc go wzrokiem.
Hood popatrzył na kolegów i wzruszył ramionami, po czym spojrzał na Addelaine lekkim, błagalnym wzrokiem, a kiedy kobieta nic nie mówiła, wykorzystał sytuację i pobiegł szybko do swojego czerwonego Audi, usiadł na miejscu kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce, uruchamiając silnik. Brunetka zacisnęła pięści widząc, jak nie może nic wskórać. Jej klient nie mógł już robić żadnych głupstw, a jego przyjaciele zamiast zachowywać się, jak na mężczyzn przystało, pogarszali tylko sprawę namawiając go do dziecinnych zabaw, które mogą mu przysporzyć kłopotów.
Michael posłał jej bezradne spojrzenie i ruszył do wolnego BMW, a Addelaine została sama, mierząc się z podjętą przez większość decyzją. Ogarniała ją złość – nie tak wyobrażała sobie zachęcanie Ashtona do wyjścia z więzienia. Miała nadzieję, na wspomnienia w domowym zaciszu, spacery po rodzinnej okolicy, a nie wyścigi w ciągu dnia, za które może zostać nawet zwolniona.
Niechętnie zajęła miejsce obok kierowcy, nawet nie zerkając na Ashtona, który czekał, aż w końcu będzie mógł wyjechać na ulicę. Jej serce waliło niczym oszalałe, a umysł nie dawał spokoju. Co, jeżeli ktoś ich zobaczy? Jeśli zrobi zdjęcia i prasa w ciągu kilku minut opublikuje najnowszy news, a policja za moment tu trafi? To czysty obłęd! Nie mogła uwierzyć na co się zgodziła, ani na to, jak źle to może się skończyć.
- Wokół osiedla? – zapytał Michael swoich kolegów, a oni skinęli głowami.
Trzy ekskluzywne, sportowe auta zaczęły wyjeżdżać z posiadłości. Ashton już na pierwszym zakręcie rozpoczął swoje popisy i z piskiem opon wyjechał na ulicę. Odgłos silnika Nissana było słychać w całym osiedlu, a Addelaine odchodziła już od zmysłów, mając świadomość, że już za chwilę służby mogą zjechać się do ich posiadłości.
Jednak przez pierwsze trzy okrążenia wszystko szło sprawnie i w miarę bezpiecznie. Ashton nie jeździł przepisowo, palił gumę na większych skrzyżowaniach, wchodził w zakręty z piskiem opon, ale miał z tego frajdę, a w dodatku nikt mu w tym nie przeszkadzał. Nie słychać było syren policyjnych, czy krzyków sąsiadów z okien. To uspokajało Addelaine, chociaż wciąż miała na uwadze, że robią coś nielegalnego i niebezpiecznego, a to w ogóle nie powinno mieć miejsca.
- To dopiero zabawa, co? – zapytał Irwin, gdy Addelaine siedziała nieruchomo, patrząc w przednią szybę i mocno cisnęła paznokciami w fotel.
- Za chwilę zwymiotuję – wyznała, a Ashton zaczął się śmiać.
Już hamował, by zatrzymać samochód, ale coś przykuło jego uwagę.
- Znam to auto.. – powiedział, jakby sam do siebie, zwracając uwagę również adwokatki. Spojrzała w miejsce, któremu się przyglądał – Caitlin? Caitlin tu jest? – odwrócił się do brunetki, a ona patrzyła na niego pusto, zmieszanie. Nie wiedziała, co się właściwie dzieje.
Ashton już miał wysiąść z samochodu, gdy czarny, nieoznakowany nawet tablicami czy marką auto odjechało spod posiadłości Caluma. Ashton zatrzasnął drzwi, które wcześniej uchylił i zaczął jechać za podejrzanym wozem.
- Ashton, nie możemy… - Addelaine próbowała powstrzymać mężczyznę, gdy zauważyła, że wyjeżdżają z osiedla. Bloki oraz domy mieszkalne powoli znikały z zasięgu jej wzroku, a pojawiał się las i długa dwukierunkowa ulica prowadząca na autostradę – Ashton…
- Addelaine, to może być ona! – krzyknął Ashton, chociaż jego głos lekko załamywał się – Ja… ja.. muszę…
Samochód zdawał się przyśpieszać. Ashton wciąż starał się gonić za nieznaną osobą, ale gdy tylko byli bliżej, kierowca auta oddalał się od nich, jakby nie chciał zostać złapany. Addelaine miała złe przeczucia – coś podpowiadało jej, że ta osoba nie jest Caitlin, a jedynie haczykiem, który wyciąga ich z małej miejscowości na większe ulice.
Blondyn był skupiony na drodze, wciąż patrzył na tył śledzonego wozu. W jego kieszeni wibrował telefon, ale nie śmiał nawet przeszkadzać sobie w podróży i odbierać. Zapewne dzwonił Calum lub Michael, aby dowiedzieć się, gdzie są. Był zaślepiony nadzieją, że w końcu po tylu latach spotka się z miłością swojego życia. Nic nie mogło stanąć im teraz na przeszkodzie. Domyślał się, czemu jeszcze Caitlin nie zatrzymywała się – chciała znaleźć ustronne miejsce. Był przekonany, że coś jej grozi i teraz szuka pomocy, dlatego desperacko podążał za samochodem.
- Ashton, to bez sensu – powiedziała starając zachować spokój Addelaine – Gdyby to była ona, już dawno by się zatrzymała.
- Może przed czymś ucieka… - zastanawiał się Irwin.
- Tak – warknęła Levinson, wzdychając nerwowo – Przed nami, właśnie w tej chwili! – krzyknęła, po czym nakazała – Zawracamy, Irwin. Nie powinno nas tutaj w ogóle być.
- Nie odpuszczę – burknął Irwin, dociskając pedał gazu.
Spod maski rozległ się głośny ryk silnika.
- Boisz się prędkości? – spytał nagle.
Popatrzyła w jego stronę, a później zerknęła na zegar wskazujący sto czterdzieści kilometrów na godzinę. Znowu wciskała paznokcie w skórzany fotel i ciało docisnęła do oparcia.
- Jesteś na warunkowym, Irwin – zaznaczyła ostro – Ledwo wyszedłeś, a już przestajesz dbać o zasady.
Ashton wywrócił oczami, po czym podgłośnił muzykę i ponownie skupił się na drodze. Wjechali na most prowadzący prosto do miasta. Addelaine zwróciła głowę w stronę szyby, znów zamykając się w swoich myślach. Kątem oka blondyn obserwował kobietę, a kiedy zauważył, że przymknęła na chwilę oczy, nie chcąc oglądać przelatujących obrazów budynków i drzew, cisnął ponownie stopą w pedał gazu i zaczął jeszcze bardziej rozpędzać auto, by dogonić samochód.
- Zasady są po to, żeby je łamać – szepnął.
Zwinnie omijał jadące przez most samochody z prędkością znacznie wyższą niż dozwolona. Na jego ustach zaczął malować się uśmiech na wspomnienia wyścigów. Przypominał sobie, jak przyjemnie jest prowadzić szybko auto, jak dobrze jest tracić kontrolę.
Addelaine poczuła mocniejszy powiew we włosach i otworzyła oczy. Gdy spostrzegła, jak latarnie dosłownie migają, nagle otrzeźwiała i obudziła się.
- Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła – Zwolnij, już!
Jednak jej nakazy nie były w stanie teraz zatrzymać Irwina. On w końcu czuł, że żyje.
- Irwin, stój do cholery!
- Nie panikuj, to tylko dwieście dwadzieścia – na jego słowa, jej serce zaczęło bić szybciej, a paznokcie wbijać się w fotel – Nie sądziłem, że Caitlin tak dobrze jeździ.
- Drogi Boże, zginiemy! – wrzasnęła – Ashton, błagam Cię!
Addelaine popatrzyła na Ashtona z przerażeniem, którego w jego oczach nie było. Widziała w nich błysk, a nawet iskrę szczęścia, która dziwnym sposobem zaczęła ją uspokajać. On również odwrócił wzrok w jej kierunku, chcąc już krzyczeć, aby dała mu prowadzić i siedziała cicho, jednak gdy ich spojrzenia spotkały się, coś w jego sumieniu nie pozwalało mu wybuchnąć. Patrzyli na siebie, a samochód zwalniał. Irwin nie potrafił dodać gazu, aby potęgować jej strach.
Gdy odwrócił wzrok, samochodu już nie było. Otworzył usta, ale żadne słowo z nich nie padło. Na jego twarzy wymalowała się złość. Czuł rozczarowanie i gniew. Caitlin zniknęła zamiast na niego zaczekać, a wszystko było winą Addelaine i tego, że go spowolniła. Gwałtownie zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Uderzył pięścią w kierownicę raz, a potem drugi i trzeci i czwarty, aż oparł o nią głowę. Oddychał nierówno i pośpiesznie. Nie mógł wybaczyć sobie, że był tego spotkania na tyle blisko, że zaprzepaścił szansę urzeczywistnienia go.
Nagle wysiadł z samochodu i przystanął obok. Potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić się, zanim Addelaine zobaczyłaby łzy, jakie gromadziły się w jego oczach. Nie mógł znieść tego wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu dwóch dni. Dwa razy miał okazję spotkać się z Nią – tą jedyną, na którą czekał dziesięć lat i dwa razy coś poszło nie tak. To go przytłaczało.
- Ashton, musimy wracać – poprosiła Addelaine, kiedy również wyszła z auta. Jej nogi drżały, ledwo zdołała ustać w szpilkach – Nikt nie może cię tutaj zobaczyć, a już z pewnością nie w takim samochodzie.
Gdy zauważyła, że blondyn nie odzywa się, postanowiła wrócić i zaczekać w aucie, niż stać przy nim i denerwować go. Nie była pewna tego, czego mogła się w tej chwili po nim spodziewać.
- Chcę wyjść na wolność – wyznał, zatrzymując adwokatkę.
Nie okazała tego, ale gdy usłyszała jego słowa, poczuła ciepło wypełniające całe jej ciało. Tak długo czekała i tak wiele poświęciła by usłyszeć to zdanie. Nie mogła uwierzyć, że Ashton wreszcie poczuł, jak to jest być tu, na zewnątrz. Uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała na niego i obiecała, że tak się stanie. Nie powiedziała mężczyźnie tego wprost, ale była wystarczająco zmotywowana, by złożyć taką przysięgę samej sobie.
Ashton nie musiał zdradzać powodu, dla którego niespodziewanie zapragnął wolności.
Addelaine wiedziała, że chodziło o Caitlin.  Chciał ją odnależć i walczyć. To właśnie z tego powodu Levinson ustaliła, że ona będzie kluczem do umysłu Ashtona. Była pod wrażeniem, jak bardzo Irwin, znany jako straszny przestępca jest w stanie kochać do takiego stopnia. Nie spotkała się z takim silnym uczuciem od czasu, kiedy sama nie darzyła nim kogoś dla niej wyjątkowego.
Oboje zajęli miejsce w samochodzie i ruszyli w drogę powrotną – tym razem nie łamiąc przepisów i jadąc zgodnie ze znakami postawionymi przy drodze.
- Spójrz, panno Levinson – zagadał - To takie samo tempo, w jakim toczy się twoje życie – powiedział, po czym dodał żartobliwie – A nawet wolniejsze.
- Irwin – warknęła.
- Nie mam racji? – spytał, ale odpowiedziała mu milczeniem.
Odwrócił się więc, spoglądając przed siebie, na drogę i czekając na zielone światło, gdy dotarli do skrzyżowania.
- Wiesz, mi tego brakowało – ponownie zagadał, otwierając się przed adwokatką – Te dziesięć lat było dla mnie męką.. wiecznością.
Addelaine spojrzała jeszcze raz w oczy Ashtona.
- A teraz czuję, jakby życie znowu nabrało tempa – wyznał – Tęskniłem za tym.
Brunetka uśmiechnęła się lekko, zupełnie nie kontrolując tego. Nagle poczuła się dumna i szczęśliwa. Słowa Ashtona były dla niej dowodem, że jego wyznanie było szczere – chciał wrócić. Pragnął opuścić więzienie i znowu skosztować normalnego życia, zamiast chodzić po spacerniaku z łatką zabójcy.
Szczerość i zaufanie, jakim Ashton obdarzył Addelaine sprawiało, że ona też chciała się otworzyć. Miała dość potajemnego wykorzystywania go, by dotrzeć do Seana i była gotowa powiedzieć mu prawdę, na którą od bardzo dawna liczył.
Gdy tylko kolor światła zmienił się, Ashton ruszył, a potem przyśpieszył nieco tempo jazdy, zerkając co chwila w lusterka.
- W porządku, ale tym razem jedźmy trochę wolniej – zaśmiała się, oglądając uciekające z jej pola widzenia budynki.
Levinson już miała zacząć swoją historię, jednak Ashton przeszkodził jej w zabraniu głosu.
- Właściwie, to nie bardzo mogę – mruknął, a wtedy Addelaine zauważyła, jak zaciska ręce na kierownicy, a jego wzrok nerwowo przebiega po wszystkich trzech lusterkach.
- Co do cho... – urwała, kiedy w odbiciu zobaczyła czarnego Range Rovera z przyciemnianymi szybami, jadącego tuż za nimi – Kto to? – spytała grzecznie, ale z każdym kolejnym pytaniem i milczeniem ze strony Ashtona, Addelaine podnosiła głos – Znasz ich? Wiesz, kto za nami jedzie? Są niebezpieczni? Kto jedzie za nami, Ashton?
- Myślę, że wiesz – syknął, po czym skręcił w uliczkę, aby uciec od oprawców.
Addelaine zamarła. Czy Irwin mógł wiedzieć więcej, niż mówiła? Co jego słowa miały w ogóle oznaczać? Nie mogła się jednak w tej chwili zastanawiać. Odwróciła się, by zobaczyć, jak daleko są od samochodu jadącego za nimi, a gdy spostrzegła, że są niebezpiecznie blisko, postanowiła posunąć się do ostatecznych działań.
- Przyśpiesz – nakazała.
- A co z prze…
- Pieprzyć przepisy – warknęła, po czym odwróciła się na chwilę całym ciałem do przodu. Sięgnęła do torebki, w której grzebała przez parę sekund. Jej dłonie zaczęły się pocić, a serce bić w niebezpiecznie szybkim tempie. Miała chwilę zawahania, ale w końcu wyciągnęła czarny mały pistolet. Ashton spojrzał na broń, a później na kobietę. Na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie i delikatny niepokój.
- Umiesz się tym posługiwać? – zapytał, a w jego głosie dało wyczuć się obawę.
Addelaine popatrzyła na niego z niedowierzaniem i wywróciła oczami poirytowana.
- Przeszłam pięć profesjonalnych szkoleń i mam pozwolenie odkąd zaczęłam wykonywać zawód – oświadczyła, a następnie zaczęła nieporadnie przeciskać się na tylne siedzenia. Samochód jechał zbyt szybko, aby mogła swobodnie przejść na jego tyły, dlatego podczas swojej krótkiej podróży odbijała się raz od prawej, a raz od lewej strony, aż w końcu wylądowała na siedzeniu, uderzając głową o dach auta. – Cholera, staraj się jechać w miarę prosto, żebym się nie chwiała.
- Może chcesz sama poprowadzić, a ja zajmę się naszymi kolegami? – zaproponował wrzeszcząc.
- Tobie jazda idzie nienagannie, a poza tym w przypadku oddawania strzałów, ja będę działać w obronie własnej.
- A ja nie?
- Jeśli chodzi o ciebie, nie będzie miało to znaczenia – powiedziała podczas uchylania okna – Aktualnie zawróciliby cię do więzienia za zgniecenie małej muchy.
- Nie mogłaś mnie uświadomić pięć minut temu? – spytał – Oszczędziłbym ją! – zażartował, ale szybko spotkał się z karcącym spojrzeniem Addelaine, które zobaczył w odbiciu lusterka.
Brunetka wychyliła powoli głowę zza samochodu, ale w tym czasie zamaskowany mężczyzna wystrzelił kolejny pocisk w ich kierunku. Szybko schowała się w aucie i skuliła, a kula uderzyła w tylną szybę i przebiła szkło, które rozpadło się na kawałki. Ashton zadrżał, a samochód wpadł w lekki poślizg, kiedy jego ręce dosłownie na sekunde puściły kierownicę.
- O ile pamiętam, uchodzisz za dobrego kierowcę – wrzasnęła na niego Levinson.
- Cholera, dziesięć lat nie jeździłem! – krzyknął spanikowany.
- Piętnaście minut temu szło ci dobrze!
- Nie jechałem pod pieprzoną presją!
- Przypomniałeś sobie w ciągu dwóch minut, jak jeździ się bez presji, to przypomnij sobie, jak jeździ się w jej towarzystwie! – odpowiedziała Addelaine kolejnym krzykiem i wychyliła się, aby sprawdzić odległość od oprawców. Nie mogli ich zgubić.
Brunetka wyciągnęła telefon i wybrała z ostatnich kontaktów numer.  Usłyszała męski, zmęczony głos dopiero po kilku próbach nawiązania połączenia.
- Czego tym razem potrzebujesz? – zapytał nieprzyjemnym tonem głosu.
- Pomocy! – krzyknęła – Wezwij posiłki kretynie, ten wariat nas ściga – starała się podać najważniejsze informacje, ale kolejne strzały były wysyłane w ich kierunku – Jesteśmy trzy ulice od sądu.
- Addelaine, o czym ty mówisz?
- Mówię, że Sean Fletcher chce mnie zabić! Zrób coś, kurwa!
Kolejny pocisk wystrzelił, a Ashton by go ominąć, zjechał gwałtownie na pas obok. Addelaine uderzyła ciałem w drzwi auta, po czym opadła na fotele. Telefon wypadł z jej dłoni. Nie mogła dostrzec go wzrokiem, więc odpuściła sobie wzywanie pomocy. Podniosła się z foteli i umiejscowiła się na wewnętrznym daszku bagażnika. Łokcie oparła na pokrytym miękkim materiałem daszku, dłonie zacisnęła na pistolecie, a palec ułożyła na spuście. Wzięła głęboki oddech i skupiła się. Jej wzrok szukał dobrego miejsca do strzału, chociaż czasu było zbyt mało, aby odpowiednio wycelować i puścić swobodnie pocisk, który z pewnością wylądowałby w odpowiednim punkcie. Starała się uderzyć w opony. Chwila spokoju i nagłe mocne przyciśnięcie. Wystrzał był silny, odepchnął ją z miejsca. Spudłowała. Zdecydowała się ponowić próbę, jednak gdy zerknęła dalej, ujrzała napastnika celującego w ich samochód. Zmieniła miejsce oddania strzału i szybko wypuściła pocisk, jednak mężczyzna zdążył zrobić unik. Addelaine widziała, jak machnął w jej kierunku, a później oddał strzał prosto w koło. Potem usłyszała tylko głośny pisk, zauważyła toczącą się oponę i wtedy zapoczątkował się ich koniec.
Biały Nissan sunął po drodze, z impetem wjeżdżając w barierki. Tył maszyny odbił się od ziemii i przepchnął całość auta w przód. Ashton uderzył głową o kierownicę i już wtedy stracił przytomność. Pistolet Addelaine wypadł z jej rąk, a ona sama ciałem obijała się o każde możliwe miejsce samochodu, gdy przeleciał on przez barierki i zaczął dachować. Dosłownie w kilka sekund znaleźli się na polu tuż za drogą, zatrzymując się przy drzewie, w które uderzył samochód.  Krzyczała, głośno i panicznie, jednak nikt nie był w stanie jej usłyszeć. Próbowała utrzymać się w jednej pozycji, ale siła uderzeń sprawiała, że każda część jej ciała została poraniona od uderzeń. Starała się krzyczeć imię Ashtona, ale on nie odpowiadał. Siedział na miejscu kierowcy, przypięty pasami. Jego głowa bezwładnie przesuwała się na każdą stronę pod wpływem dachowania. Miał zamknięte oczy, zakrwawioną twarz.
Addelaine podjęła próbę wydostania się z wozu. Pociągnęła za klamkę, jednak ta ani drgnęła. Czuła zapach benzyny unoszący się w powietrzu, a to nie wróżyło niczego dobrego. Prędko zaczęła przeczołgiwać się przez wnękę, w której powinna znajdować się szyba. Kilka odłamków szkła mieściło się jeszcze w szynie i kaleczyło brunetkę podczas wyjścia z wozu. Syknęła, gdy ostrzejszy kawałek szyby przejechał po jej brzuchu rozrywając koszulę oraz wbijając się w skórę. Spojrzała na swoje ciało i czuła obrzydzenie. Załkała z bólu. Im głębiej próbowała oddychać, tym bardziej szkło wbijało się w jej skórę. Zacisnęła zęby i ponownie ruszyła do wyjścia przez okno. Będąc w większości na zewnątrz opadła na trawę i odpychając się od niej rękoma, wysunęła swoje nogi i wydostała się. Wzięła kilka głębokich wdechów, zanim chwyciła za odłamek szkła, który utkwił w jej skórze i zaczęła go wyciągać. Krzyczała głośno, a łzy płynęły z jej oczu niczym oszalałe, jednak udało się. Szybko otarła twarz i wstała, po czym pobiegła do drzwi kierowcy i z całej siły za nie pociągnęła. Ku jej szczęściu, otworzyły się za pierwszym razem. Brunetka odpięła pasy Ashtona, a następnie poklepała go lekko po policzku. Nie odpowiadał. Zaklęła głośno i wsunęła swoje ręce pod jego pachy, by wysunąć go z siedzenia. Był ciężki, a ona nie mogła znaleźć w sobie tyle siły, aby z łatwością wyprowadzić mężczyznę z wozu, jednak starała się. Krawiący i bolący brzuch nie pomagał jej w ucieczce. Wiedziała, że za moment może mieć miejsce wielki wybuch. Widziała przecież, jak dym unosił się spod maski, a wszystkie płyny wyciekały.
Addelaine wydostała Ashtona i odciągnęła go tak daleko, jak siły jej pozwalały, by został w bezpiecznym miejscu. W tym samym momencie rozległ się grzmot i nastąpił wybuch, który sprawił, że kobieta momentalnie padła na ziemię. Przysunęła się prędko do Irwina i pochyliła się nad nim, zasłaniając mu twarz przed nadchodzącym ciepłem oraz dymem. Na szczęście byli w bezpiecznej odległości, która nie spowodowała kolejnych obrażeń. Jak tylko fala wybuchowa przeszła, Levinson podniosła się i popatrzyła na Ashtona. Był nieprzytomny. Dwa palce dłoni przyłożyła do jego szyi, aby odszukać puls, ale niczego nie czuła.
- Irwin?! Ashton… Ashton kurwa, obudź się! – wrzeszczała spanikowana, klepiąc go po policzku, jednak na marne.  
Addelaine przykucnęła obok Ashtona i rozdarła jego koszulę, odsłaniając wyrzeźbioną i poranioną klatkę piersiową. Ułożyła nadgarstek jednej ręki na środku klatki, natomiast drugą dłoń położyła na pierwszej, splatając palce. Uciskała klatkę piersiową blondyna, nerwowo oddychając i czekając z niecierpliwością, aż się ocknie.
- Nie umrzesz, Irwin – mówiła, zmniejszając nacisk i kontynuując reanimację – Nie umrzesz tutaj, rozumiesz? No dalej, Irwin! Cholera, nie rób mi tego!
W tle słychać było syreny. W powietrzu unosił się ciemny dym.  Ona nie przestawała, nawet kiedy podjechały policyjne wozy i karetka. Funkcjonariusze prosili, by odpuściła, ale ona cały czas go reanimowała, dopóki nie odciągnęli jej siłą, a lekarze ratowniczy nie przejęli jej roboty. Jeden z policjantów wziął ją za ręce i mimo oporu, zaprowadził do radiowozu, gdy medycy przenosili Ashtona na nosze i zabierali do karetki. Nigdy wcześniej Addelaine nie była w takim transie, a jednocześnie w szoku. Wcześniej nie spotkała się ze śmiercią, nikt nie umarł na jej oczach. Doświadczyła straty bliskiej osoby, ale nie w ten sposób. Nie mogła pozwolić, aby Ashton teraz odszedł. Nie wybaczyłaby sobie tego.

wtorek, 10 października 2017

Rozdział 16

muzyka: klik

Calum i Michael stali przy barze, obserwując bawiącą się w tłumie dwójkę. Śmiali się z nich, a może do nich? Cała czwórka szokująco dobrze się czuła w swoim towarzystwie. Ashton obracał Addelaine na parkiecie i zamiast przetańczyć jedną piosenkę, przetańczył z nią połowę nocy. Dał jej coś, czego od dawna nie zaznała w swoim życiu – wolność. Zakazy przestały mieć dla niej znaczenie, a problemy, z którymi się borykała odeszły w niepamięć. I uśmiechała się, jak nigdy wcześniej. I pomyśleć, że wystarczyło kilka kieliszków i jeden taniec z odpowiednią osobą. Ten uśmiech nie był nieodwzajemniony – sam Irwin bawił się świetnie. Na chwilę porzucił swoje rozterki, żale, gniew oraz ból, a ludzi za którymi tęsknił zastąpił innymi. I może było to okrutne, ale po dziesięciu latach czuł taką samą potrzebę, jaką Addelaine – wolności.
Ale nic nie mogło wiecznie trwać, a już na pewno nie ten wieczór. Addelaine pomimo delikatnego stanu upojenia, pamiętała ustaleniach godzinowych Ashtona. Gdy ostatnia z zamawianych przez Irwina piosenek skończyła się, oboje zeszli z parkietu i dołączyli do dwóch mężczyzn przy barze, którzy właśnie kończyli swoje drinki. Dochodziła godzina pierwsza w nocy, kiedy spojrzeli na zegarek wiszący na ścianie.
- Trochę przegięliśmy z czasem – stwierdziła Addelaine, po czym zerknęła na swój telefon.
Miała dwadzieścia połączeń od Andre i kilka wiadomości. Szybko odpisała mu wiadomość z adresem miejsca, w którym obecnie znajdowała się z Ashtonem, a także zawarła krótką informację, że wszystko jest w porządku.
- A już chciałem powiedzieć, że fenomenalnie ruszasz się na parkiecie, ale wróciła... – powiedział Calum, unosząc dłonie do góry, robiąc głupią minę i parodiując – Panna Levinson, obrońca z wyboru – naśladował słowa, a także ruchy Addelaine.
- Hej! – krzyknęła brunetka, dając towarzyszowi kuksańca w ramię. – Jedna partyjka w bilard i spadamy, okej? – spytała, a panowie zgodzili się – Już zadzwoniłam po naszego szofera.
Mężczyźni pokierowali się do stołu i szybko zabrali się za grę. Addelaine usiadła niedaleko i obserwowała grę, powoli trzeźwiejąc. Mimo że nie wypiła dużo, jej stan upojenia dawał się we znaki. Ale przynajmniej było jej lżej na sercu, a w umyśle czuła chwilową pustkę, dzięki czemu mogła odpocząć od całego prawniczego chaosu. Jej umysł zaczął przywracać wspomnienia z czasów nim została adwokatem. To było takie beztroskie życie młodej i wolnej dziewczyny, która wykorzystywała czas na przygodach z przyjaciółmi, odkrywając nowe miejsca oraz doświadczając nowych rzeczy. I nagle wszystko przybrało zupełnie inny obrót za pomocą jednej osoby. Wystarczył jeden dzień, by wszystko uległo zmianie.
Nawet nie spostrzegła, kiedy łza spłynęła po jej policzku tuż po tym, jak w jej głowie pojawił się obraz wydarzenia, które odbiło się na całym jej życiu. Szybko otarła twarz, ale na nic się to nie zdało, bo kolejne łzy już zbiegały po bladej skórze. Zebrała torebkę z blatu i uciekła do wyjścia, z pilną potrzebą zaczerpnięcia świeżego powietrza. I racja – było to nieodpowiedzialne – zostawienie samych trzech przestępców, w tym jednego, będącego na zwolnieniu warunkowym, ale nie była już w stanie utrzymać tych emocji. Po raz pierwszy pozwoliła im wziąć górę w miejscu, gdzie każdy mógł ją zobaczyć. Nie chowała się już z nimi w swoim pokoju, gdzie sączyła whisky i beczała, jak małe dziecko. Tym razem ból, cierpienie i żal miały nad nią przewagę.
Zatrzymała się przy budynku i oparła się o ścianę. Oddychała szybko, głośno i głęboko, jakby się dusiła swoimi własnymi wspomnieniami. Dłonią ściskała czoło, próbując powstrzymać okropny ból głowy. Druga ręka spoczywała na jej klatce piersiowej, a palce ściskały koszulę, tuż przy sercu. Tyle wysiłku kosztowało ją codzienne wstawanie z łóżka, każde zachowanie i działanie. Chciała już przestać, doczekać się czasu takiego, jak ten – kiedy nie czuła tych wszystkich negatywnych emocji. Gdy mogła spojrzeć na Ashtona normalnie, nie widząc w nim Jego. Ale poznając go bliżej, właśnie widziała to podobieństwo. I to bolało, a także utrudniało ich współpracę.
Ashton po swojej kolejce odszedł od stolika i już miał wędrować w kierunku baru, gdy spostrzegł, że Levinson tam nie ma. Od razu rzucił się w stronę wyjścia, w poszukiwaniu kobiety. Zanim jednak wyszedł, zauważył ją przez okno i zawahał się. Już wcześniej zastanawiał się, jak ogromną tajemnicę kryje w sobie adwokatka. Nie był głupi, ani naiwny. Każdy adwokat, który wcześniej miał z nim do czynienia wytrzymywał zaledwie tydzień bądź dwa, a ona była inna – twarda, zmotywowana i zdeterminowana. A to musiało nieść za sobą pewien sekret. Było zbyt wiele potknięć, a jednocześnie powiązań – ich spotkanie, nagłe groźby i zastraszania. Wiedział, że nie jest to przypadek, ale nie był pewny, kiedy może wykorzystać te wszystkie informacje, by to wyjaśnić. Czy teraz to odpowiedni moment?
- Addelaine! – zawołał, po wyjściu z budynku – Levinson, co do jasnej cholery się z tobą dzieje?
Brunetka prędko zasłoniła twarz i odwróciła wzrok, żeby się uspokoić.
- Nic – burknęła, czekając chwilę, by nie spojrzeć na niego zapłakanymi oczami.
- Nic? – spytał, parskając śmiechem i rozkładajac ręce – Znam to – powiedział ze spokojem, podchodząc do niej bliżej i kładąc dłoń na jej ramieniu, a palcem odwracając jej twarz w swoją stronę – Każdą swoją bliznę ukrywasz za słowami „W porządku, nic mi nie jest”, ale ja wiem, że jest inaczej.
Addelaine zaciągnęła nosem i popatrzyła na Irwina z gniewem.
- Niby skąd?
- Bo powtarzam innym tą samą formułkę – odparł szczerze, tym samym przypominając sobie najcięższe wspomnienie jednej osoby, która podążała za nim od dziesięciu lat. Caitlin. – Wymagałaś ode mnie zaufania i to zrobiłem. Czas, żebyś ty zapracowała na moje zaufanie i była szczera. Wiem, że nie bez powodu walczysz o moje wyjście, Levinson. Po prostu mi po…
- Ty! – krzyknął ktoś z tyłu – Cień! Irwin! – wydzierał się, dopóki oboje się nie zatrzymali i nie odwrócili – Już się wybawiłeś? Grunt, że nikogo dzisiaj nie zarżnąłeś.
Ashton odsunął się od Addelaine i przystanął w kierunku obcego. Jego oczy pociemniały, a twarz spoważniała. Kiedy Addelaine zauważyła jego reakcję, szybko chwyciła go za ramię i stanęła obok.
- Nie daj się sprowokować – poradziła – Jeden zły ruch i wrócisz skąd przyszedłeś, nie warto marnować reszty dni na takich ludzi.
Irwin wziął głęboki wdech i powoli uspokajał się. Już miał pokręcić głową i pójść dalej, ale nieznajomy facet nie dawał za wygraną.
- Pozdrów Caitlin – powiedział mężczyzna. Addelaine zauważyła, jak triumfalnie unosi brwi i cwaniacko się uśmiecha, jakby tylko chciał, aby Ashtonowi puściły nerwy – A może ja to zrobię?
Blondyn zacisnął pięści i ruszył na mężczyznę. Był średniego wzrostu, trochę umięśniony, jednak nie mógł się równać z Irwinem, który w więzieniu miał dużo czasu na ćwiczenia i dbanie o swoją siłę. Złapał nieznajomego za koszulkę i pchnął na ścianę. Żyły na jego rękach stały się wyraźniejsze. Jego serce biło trzy razy szybciej. Przycisnął go do muru i czekał na kolejne słowa, które dałyby mu pozwolenie na wymierzenie ciosu. Jego spojrzenie było przepełnione złością. Oddychał szybko, na krótko wdychając powietrze. Kilka kosmyków włosów opadło na jego czoło, przysłaniając twarz.
Calum i Michael wyszli z baru, a gdy zobaczyli całą sytuację, zamarli. Krzyczeli do Ashtona, namawiając go do spokoju, do powstrzymania się. Levinson nie mogła uwierzyć, że jeszcze chwilę temu wszyscy dobrze się bawili, a teraz każda możliwa rzecz szła w złym kierunku. Ogarnęło ją poczucie winy. Nie powinna była się zgadzać na to wyjście. Mogła przewidzieć, że nie skończy się to dobrze.
Przyjaciele Ashtona i Addelaine odważyli się ruszyć do Ashtona i go powstrzymać, ale w tym samym czasie usłyszeli dźwięk załadowania pistoletu. Gdy Levinson spojrzała na blondyna, miał przyłożoną do głowy broń. Jednak nie był to żaden znajomy atakującego mężczyzny. Za Irwinem stał Andre.
- Puść go – warknął chłodno.
- Andre! – wrzasnęła brunetka – Opanuj się, do cholery!
Addelaine nie miała nawet nadziei, że Cień zmniejszy nacisk na faceta lub w ogóle odpuści. Trzymał mężczyznę mocno, nie zerkając na nią lub jej przyjaciela, który starał się zapanować nad sytuacją. Mierząc mężczyznę wzrokiem, zwrócił się jedynie słownie do funkcjonariusza.
- Słyszałeś, co powiedziała – wycedził przez zęby Irwin – Opanuj się, bo będziesz następny.
- Chcę ci oświadczyć, że grozisz w tej chwili funkcjonariuszowi – odparł – Nie pomoże ci to w wyjściu z więzienia. – bronią dotknął głowy Irwina – A teraz puść go albo ja puszczę pocisk w twój łeb – wyraził się jasno.
Ashton był nieugięty. Jeszcze mocniej zacisnął dłoń na jego koszuli, a drugą natomiast uformował w pięść i już ją podnosił, gdy wtrąciła się Levinson.
- Ashton, proszę... – Addelaine powiedziała półgłosem.
Blondyn wstrzymał się. Mierzył nieznajomego wzrokiem i walczył sam ze sobą, by nie popełnić błędu, który wiele by go kosztował i przekreślił szanse na wyjście i lepsze życie. Ale pragnienie było ogromne, a prowokacja odpowiednia. Wiedział, czym go dotknie i uruchomi. Ashton w tej chwili pomyślał – zadał odpowiednie pytania, by znaleźć odpowiedź. A kiedy już domyślił się, co miała na celu ta szopka, rozluźnił delikatnie uścisk.
- Pamiętasz o waszej umowie, Irwin? – spytał cicho mężczyzna tak, by tylko Cień mógł usłyszeć jego słowa.
Ashton uwolnił swój gniew i wrzasnął, uderzając pięścią tuż obok głowy swojego napastnika, prosto w mur. Krew popłynęła z jego pokaleczonej dłoni. Odsunął się od faceta, który już chciał uciec, ale Andre opuścił broń skierowaną w Ashtona i rzucił się za nim, łapiąc go i szybko sprowadzając na ziemię by założyć kajdanki. Później zadzwonił po wsparcie i posadził swojego więźnia pod ścianą, by czekał na funkcjonariuszy.
Ashton oparł głowę o ścianę. Jego klatka unosiła się i opadała tak, że Addelaine widziała, jak ciężko oddycha będąc kilka metrów dalej.
- Czy do końca cię porąbało? – brunetka zwróciła się do swojego kolegi, po czym spojrzała na Ashtona – A ciebie? – zapytała – Co ci w ogóle do głowy strzeliło?! Mówiłam, żebyś nie dał się sprowokować! – zganiła Irwina, a potem wróciła wzrokiem do Andre – Musiałeś odstawiać taki cyrk!? Ten koleś sam zaczął!
Andre spojrzał na nią badawczo i uniósł brwi, śmiało stwierdzając.
- Jesteś pijana – parsknął, kręcąc głową oburzony – Za chwilę będzie taksówka więc lepiej wsiądźcie szybko, zanim ktoś zobaczy cię w takim stanie i skończy twoją karierę w ciągu pięciu sekund.
Addelaine wyprostowała się. Nagle zaczęło być jej dziwnie gorąco. W głowie panowała pustka – wiedziała, że nie ma nic na swoją obronę. Przecież, nie może powiedzieć, że nie piła, bo czuć od niej alkohol. Po drugie, mogłaby walczyć o swoje, ale wciąż stali pod barem z którego wyszli i podała Andre właśnie ten adres. Trudno by było wyjść z tej sytuacji bez szwanku – a w tym wypadku – trzeźwo.
- Od razu pijana... – burknęła nieco urażona jego banalnym stwierdzeniem – Jestem w stanie upojenia alkoholowego, co wcale nie oznacza, że jestem pijana.
***
Po tym, jak taksówka odwiozła Ashtona i jego przyjaciół do hotelu, Addelaine poprosiła o podwózkę do domu, mimo że z samego rana znów musiała znaleźć się w tym samym miejscu. Wolała jednak przespać noc spokojnie w swoim łóżku niż w obcym miejscu. O godzinie ósmej zebrała się do wyjścia, a o godzinie dziewiątej już znalazła się pod hotelem, gdzie czekał na nią Andre. Przeszła obok niego, traktując go niczym powietrze, bo wiedziała, że gdyby odezwała się chociaż słowem, dostałaby piętnastominutowy wykład na temat swojego zachowania. A ona po prostu chciała zapomnieć o tym, co wydarzyło się wczorajszej nocy. Poza oczywiście sytuacją, która zdarzyła się już po wyjściu z baru, bo ta znowu dawała jej wiele do myślenia.
Drzwi pokoju Irwina były uchylone, więc bez zapytania wtargnęła do pomieszczenia, rozglądając się bacznie. Nikogo nie zauważyła i kiedy poczula się wystarczająco bezpiecznie, wkroczyła do samego środka, szukając swojego klienta. Blond czuprynę wystającą zza drzwi spostrzegła na balkonie. Szybko pokierowała się w tamtą stronę, chcąc dać już Ashtonowi odpowiednią reprymendę odnośnie nie zamykania się i głuchej ciszy. Jednak gdy do niego dotarła i zobaczyła, jak z konsternacją patrzy na unoszące się na niebie słońce, postanowiła na chwilę zamilknąć.
Addelaine usiadła obok Ashtona i spojrzała w tym samym kierunku, odkrywając przepiękny widok.
- Kiedyś to było tym, co ratowało mnie przed okropnym światem. – wyznał - Dziesięć lat temu siedziałem z moimi przyjaciółmi na balkonie w naszym domu rozmawiając i oglądając to, a teraz czasem nie wiem, jak z nimi rozmawiać – blondyn spuścił głowę i zaczął nerwowo pocierać posiniaczone knykcie opuszkami palców. – A jak jest z tobą?
- Ze mną? – spytała zaskoczona – Co jest ze mną?
- Też się nad tym zastanawiam… - zażartował, łapiąc się za głowę, a ona odpowiedziała mu ostrym kuksańcem w ramię. – Co jest twoją odskocznią od rzeczywistości?
- Milczenie – odpowiedziała prosto, po czym wywracając oczami dodała – I alkohol.
Ashton zaśmiał się, a Addelaine mu zawtórowała.
- Wychodzę z założenia, że jeśli wciąż się o czymś gada, to nadal nam na tym zależy.
- To, że nie chcesz mówić o tym głośno, Levinson, nie znaczy, że o tym nie myślisz. A to oznacza, że ci zależy.
- Panie Irwinie, nie po to mam serce, by pękało mi każdego dnia przez kilka złych wspomnień – oświadczyła, słabo się uśmiechając.
Addelaine wstała i już miała opuścić balkon, gdy Ashton złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Nie musi pękać każdego dnia, Addelaine – powiedział ze spokojem – Wystarczy, że pęknie raz i wszystko co w tobie siedzi da ci wolność.
- Właśnie, Irwin – odparła – Zastosuj się do tych rad, a ja o nich pomyślę.
Z korytarza słychać było głośne śmiechy. Oboje wiedzieli, że Calum i Michael już nadchodzą i zamierzają ich zaskoczyć swoimi szalonymi pomysłami. Prędko wstali i wrócili do pokoju, gdzie czekali już na nich chłopcy. Na twarzy Caluma widniał już głupkowaty uśmiech, przez co Addelaine wiedziała, że nie wróży to niczego dobrego. Mając jednak na uwadze to, że mężczyźni pomagali jej tchnąć w Ashtona życie i sprawić by zanim zatęsknił, uginała się pod każdym wymysłem i przystawała na ich warunki.
- Dobrze więc, jakie plany macie na dziś? – spytała Addelaine, kiedy wszyscy rozgościli się w hotelowym pokoju Ashtona.
- Pomyślałem, że możemy pojechać do mnie – wychylił się Calum, a Michael bez słowa skinął tylko głową. Addelaine również wyraziła zgodę na jego pomysł, bo wydał się o dziwo dosyć normalny, a nawet za normalny, jak na kolegę Ashtona, który od początku zdawał się najbardziej szalonym z ich grupy. I nie myliła się, bo Hood już zacierał rączki ze względu na powodzenie swojego niecnego planu.
Caluma dom znajdował się niecałe pięć kilometrów za miastem Addelaide. W ciągu godziny byli już przy posiadłości. Był to niewielki ceglasty domek o dwóch piętrach, w którym spokojnie mogłyby mieszkać cztery osoby. Nie miał bogatego wyposażenia i nie wydawał się być mocno zadbany. Meble wyglądały na kilkunastoletnie, wykładziny zdobiły podłogę, w kuchni brakowało nowoczesnych urządzeń takich jak zmywarka czy elegancka kuchenka. Kran w zlewie został wykręcony w odwrotną stronę lub montowany przez amatora, który nie miał zielonego pojęcia, jak go założyć. Z rozmów z Michaelem, Addelaine zapamiętała Caluma, jako bogatego faceta, jednak najwidoczniej nie inwestował on w dom, a inne rzeczy – prawdopodobnie nielegalne, a co za tym szło – Addelaine nie chciała nawet o tym wiedzieć. W dodatku dom sprawiał wrażenie opuszczonego. Może Calum w ogóle w nim nie przebywał, a był on jedynie przykrywką? To miało wtedy sens. Ale po co sprowadzałby ich wszystkich tutaj? Addelaine zadawała w swojej głowie mnóstwo pytań, prosząc siebie samą o wyjaśnienia, aczkolwiek nie była ona jedyną, która pytała. Ashton również nie poznawał tego miejsca, widać było to po jego zachowaniu. Każdą rzecz oglądał i starał się zapamiętać. Dotykał zakurzonych wazonów i obrazów, jakby chciał sobie cokolwiek przypomnieć, ale pustka w jego głowie na to nie pozwalała. Czuł się dziwnie i obco, bo zaczął zauważać, jak wiele się zmieniło i jak wielki dystans dzielił jego i przyjaciół przez ten cały czas.
Jako, że Addelaine ponownie pełniła funkcję opiekuna i miała wymienić się z Andre zmianą za około trzy godziny, zabrała ze sobą kilka książek prawniczych do przestudiowania, a także akta Irwina z nadzieją, że może wpadnie na nowy pomysł, który wniesie coś do sprawy i pomoże w procesie ułaskawiającym. W jej głowie wciąż widniały wydarzenia z wczorajszego dnia, a także inne pułapki zaplanowane na nią. Zastanawiała się, jakie mogą mieć powiązania i jak może je wykorzystać. Do procesu zostały niecałe dwa tygodnie, a ona nie wyciągnęła z Ashtona nic, poza sprawą Caitlin i kilkoma zdaniami na temat popełnionych przez  niego występków. To wciąż było za mało. Musiała znaleźć pewien sposób, który nakłoniłby go do rozmowy.
Mijało kilka godzin, kiedy chłopcy nadrabiali stracony czas, a Addelaine zagłębiała się w lekturę, starając się łączyć fakty oraz historie. W pewnej chwili przerwano jej studiowanie.
- Wychodzimy na zewnątrz – rzucił krótko Michael, a kobieta zaczęła zbierać swoje rzeczy i powędrowała za mężczyznami.
Ogród był nieduży, ale w porównianiu do reszty części domu, całkiem zadbany. Calum wynajmował specjalne osoby, które czasami przyjeżdżały tu i zajmowały się domem, podczas jego nieobecności. Nie tłumaczył Ashtonowi, gdzie i po co był poza miastem, szybko ucinał rozmowy na ten temat, a to stawiało wiele wątpliwości. On, a także Addelaine wyczuli, że jest coś, czego im nie mówił. Ashton jednak nie drążył tematu, ze względu na brak czasu. Chciał spędził czas z przyjaciółmi jak najlepiej, nie marnując go na niepotrzebne kłótnie. Od żadnego ze swoich przyjaciół nie oczekiwał, że przez dziesięć lat będą siedzieć i nocować pod murami więzienia, planując wydostanie go. Czuł jedynie dziwny niepokój, gdy Calum stawał się małomówny, mimo że często zachowywał się w taki sposób. Ale tym razem, Irwin odbierał to inaczej.
Wszyscy udali się na tyły niewielkiej posiadłości, za którą znajdował się duży garaż. Właściwie, można było śmiało powiedzieć, że pan Hood zainwestował w niego bardziej, niż w dom. Do głowy Addelaine dochodziły pytania, skąd taki pomysł, ale wolała nie zadawać ich głośno. W tym przypadku uznawała, że niewiedza byłaby dla niej lepsza. Ale mężczyźni mieli zupełnie inne odczucia.
- Okej, przypomnijmy Ci trochę starych czasów – powiedział Calum, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Addelaine spojrzała na niego pytająco, a Ashton milczał i wpatrywał się w drzwi garażu, które za chwile miały się podnieść. Jego oczy rozbłysły i nie mógł doczekać się, aż zobaczy to, co na niego czeka.
Szerokie drzwi wyjazdowe zaczęły się unosić.
Przed oczami zebranych pojawiły się trzy czterokołowe maszyny – Biały Nissan GTR Nismo, czarne BMW i8 oraz czerwone Audi R8 Spyder. Duże, masywne opony, lśniące felgi, przyciemniane szyby i spoilery. Samo patrzenie na drogie auta sprawiało, że Addelaine miękły nogi na myśl, że Ashton w jednym z nich mógłby wyjechać, a ktoś mógłby go zobaczyć.
- O kurwa – wydusił z siebie Irwin, a potem złapał się za głowę i ruszył w kierunku samochodów – Myślałem, że je też sprzedaliście!
- Bez jaj – wymsknęło się Addelaine, która od razu zaczęła reagować – Chyba nie zamierzacie jechać na wyścigi?! Przecież on do jasnej cholery nawet jeszcze nie wyszedł z więzienia! – wrzasnęła.
Calum spojrzał na Michaela i wzruszył ramionami.
- Już na pewno wiemy, że wytrzeźwiała – stwierdził szybko.
Ciemnowłosy uderzył łokciem kolegę, by nie pogarszał sprawy i pozwolił sobie samemu wyjaśnić adwokatce sytuację.
- Nie zamierzamy jechać na wyścigi, panno Levinson – Michael starał się wyprowadzić kobietę z błędu.
- Ponieważ my nie jeździmy na wyścigi – wtrącił Ashton – My je organizujemy – sprostował – Nie odnotowali tego w moich aktach, czy może nie czytałaś ich dokładnie i ze zrozumieniem?
- Wystarczy – warknęła ostro, mierząc blondyna wzrokiem – Możesz tylko na nie popatrzeć, bo nie ma nawet mowy, żebyś…
Nagle spod jednej maski samochodu usłyszeli głośne warknięcie silnika. Ashton otworzył drzwi i wychylił się zza nich, uśmiechając się złośliwie do Addelaine.

- Je odpalił? – zapytał. 

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz