muzyka: klik
Calum i Michael stali przy barze, obserwując bawiącą się w
tłumie dwójkę. Śmiali się z nich, a może do nich? Cała czwórka szokująco dobrze
się czuła w swoim towarzystwie. Ashton obracał Addelaine na parkiecie i zamiast
przetańczyć jedną piosenkę, przetańczył z nią połowę nocy. Dał jej coś, czego
od dawna nie zaznała w swoim życiu – wolność. Zakazy przestały mieć dla niej
znaczenie, a problemy, z którymi się borykała odeszły w niepamięć. I uśmiechała
się, jak nigdy wcześniej. I pomyśleć, że wystarczyło kilka kieliszków i jeden
taniec z odpowiednią osobą. Ten uśmiech nie był nieodwzajemniony – sam Irwin
bawił się świetnie. Na chwilę porzucił swoje rozterki, żale, gniew oraz ból, a
ludzi za którymi tęsknił zastąpił innymi. I może było to okrutne, ale po dziesięciu
latach czuł taką samą potrzebę, jaką Addelaine – wolności.
Ale nic nie mogło wiecznie trwać, a już na pewno nie ten
wieczór. Addelaine pomimo delikatnego stanu upojenia, pamiętała ustaleniach godzinowych
Ashtona. Gdy ostatnia z zamawianych przez Irwina piosenek skończyła się, oboje
zeszli z parkietu i dołączyli do dwóch mężczyzn przy barze, którzy właśnie kończyli
swoje drinki. Dochodziła godzina pierwsza w nocy, kiedy spojrzeli na zegarek
wiszący na ścianie.
- Trochę przegięliśmy z czasem – stwierdziła Addelaine, po
czym zerknęła na swój telefon.
Miała dwadzieścia połączeń od Andre i kilka wiadomości.
Szybko odpisała mu wiadomość z adresem miejsca, w którym obecnie znajdowała się
z Ashtonem, a także zawarła krótką informację, że wszystko jest w porządku.
- A już chciałem powiedzieć, że fenomenalnie ruszasz się na
parkiecie, ale wróciła... – powiedział Calum, unosząc dłonie do góry, robiąc
głupią minę i parodiując – Panna Levinson, obrońca z wyboru – naśladował słowa,
a także ruchy Addelaine.
- Hej! – krzyknęła brunetka, dając towarzyszowi kuksańca w
ramię. – Jedna partyjka w bilard i spadamy, okej? – spytała, a panowie zgodzili
się – Już zadzwoniłam po naszego szofera.
Mężczyźni pokierowali się do stołu i szybko zabrali się za
grę. Addelaine usiadła niedaleko i obserwowała grę, powoli trzeźwiejąc. Mimo że
nie wypiła dużo, jej stan upojenia dawał się we znaki. Ale przynajmniej było
jej lżej na sercu, a w umyśle czuła chwilową pustkę, dzięki czemu mogła
odpocząć od całego prawniczego chaosu. Jej umysł zaczął przywracać wspomnienia
z czasów nim została adwokatem. To było takie beztroskie życie młodej i wolnej
dziewczyny, która wykorzystywała czas na przygodach z przyjaciółmi, odkrywając
nowe miejsca oraz doświadczając nowych rzeczy. I nagle wszystko przybrało
zupełnie inny obrót za pomocą jednej osoby. Wystarczył jeden dzień, by wszystko
uległo zmianie.
Nawet nie spostrzegła, kiedy łza spłynęła po jej policzku
tuż po tym, jak w jej głowie pojawił się obraz wydarzenia, które odbiło się na
całym jej życiu. Szybko otarła twarz, ale na nic się to nie zdało, bo kolejne
łzy już zbiegały po bladej skórze. Zebrała torebkę z blatu i uciekła do
wyjścia, z pilną potrzebą zaczerpnięcia świeżego powietrza. I racja – było to
nieodpowiedzialne – zostawienie samych trzech przestępców, w tym jednego, będącego
na zwolnieniu warunkowym, ale nie była już w stanie utrzymać tych emocji. Po
raz pierwszy pozwoliła im wziąć górę w miejscu, gdzie każdy mógł ją zobaczyć.
Nie chowała się już z nimi w swoim pokoju, gdzie sączyła whisky i beczała, jak
małe dziecko. Tym razem ból, cierpienie i żal miały nad nią przewagę.
Zatrzymała się przy budynku i oparła się o ścianę. Oddychała
szybko, głośno i głęboko, jakby się dusiła swoimi własnymi wspomnieniami.
Dłonią ściskała czoło, próbując powstrzymać okropny ból głowy. Druga ręka
spoczywała na jej klatce piersiowej, a palce ściskały koszulę, tuż przy sercu.
Tyle wysiłku kosztowało ją codzienne wstawanie z łóżka, każde zachowanie i
działanie. Chciała już przestać, doczekać się czasu takiego, jak ten – kiedy nie
czuła tych wszystkich negatywnych emocji. Gdy mogła spojrzeć na Ashtona
normalnie, nie widząc w nim Jego. Ale poznając go bliżej, właśnie widziała to
podobieństwo. I to bolało, a także utrudniało ich współpracę.
Ashton po swojej kolejce odszedł od stolika i już miał
wędrować w kierunku baru, gdy spostrzegł, że Levinson tam nie ma. Od razu
rzucił się w stronę wyjścia, w poszukiwaniu kobiety. Zanim jednak wyszedł,
zauważył ją przez okno i zawahał się. Już wcześniej zastanawiał się, jak
ogromną tajemnicę kryje w sobie adwokatka. Nie był głupi, ani naiwny. Każdy
adwokat, który wcześniej miał z nim do czynienia wytrzymywał zaledwie tydzień
bądź dwa, a ona była inna – twarda, zmotywowana i zdeterminowana. A to musiało
nieść za sobą pewien sekret. Było zbyt wiele potknięć, a jednocześnie powiązań –
ich spotkanie, nagłe groźby i zastraszania. Wiedział, że nie jest to przypadek,
ale nie był pewny, kiedy może wykorzystać te wszystkie informacje, by to
wyjaśnić. Czy teraz to odpowiedni moment?
- Addelaine! – zawołał, po wyjściu z budynku – Levinson, co
do jasnej cholery się z tobą dzieje?
Brunetka prędko zasłoniła twarz i odwróciła wzrok, żeby się
uspokoić.
- Nic – burknęła, czekając chwilę, by nie spojrzeć na niego
zapłakanymi oczami.
- Nic? – spytał, parskając śmiechem i rozkładajac ręce –
Znam to – powiedział ze spokojem, podchodząc do niej bliżej i kładąc dłoń na
jej ramieniu, a palcem odwracając jej twarz w swoją stronę – Każdą swoją bliznę
ukrywasz za słowami „W porządku, nic mi nie jest”, ale ja wiem, że jest
inaczej.
Addelaine zaciągnęła nosem i popatrzyła na Irwina z gniewem.
- Niby skąd?
- Bo powtarzam innym tą samą formułkę – odparł szczerze, tym
samym przypominając sobie najcięższe wspomnienie jednej osoby, która podążała
za nim od dziesięciu lat. Caitlin. – Wymagałaś ode mnie zaufania i to zrobiłem.
Czas, żebyś ty zapracowała na moje zaufanie i była szczera. Wiem, że nie bez
powodu walczysz o moje wyjście, Levinson. Po prostu mi po…
- Ty! – krzyknął ktoś z tyłu – Cień! Irwin! – wydzierał się,
dopóki oboje się nie zatrzymali i nie odwrócili – Już się wybawiłeś? Grunt, że
nikogo dzisiaj nie zarżnąłeś.
Ashton odsunął się od Addelaine i przystanął w kierunku
obcego. Jego oczy pociemniały, a twarz spoważniała. Kiedy Addelaine zauważyła
jego reakcję, szybko chwyciła go za ramię i stanęła obok.
- Nie daj się sprowokować – poradziła – Jeden zły ruch i
wrócisz skąd przyszedłeś, nie warto marnować reszty dni na takich ludzi.
Irwin wziął głęboki wdech i powoli uspokajał się. Już miał
pokręcić głową i pójść dalej, ale nieznajomy facet nie dawał za wygraną.
- Pozdrów Caitlin – powiedział mężczyzna. Addelaine
zauważyła, jak triumfalnie unosi brwi i cwaniacko się uśmiecha, jakby tylko
chciał, aby Ashtonowi puściły nerwy – A może ja to zrobię?
Blondyn zacisnął pięści i ruszył na mężczyznę. Był średniego
wzrostu, trochę umięśniony, jednak nie mógł się równać z Irwinem, który w
więzieniu miał dużo czasu na ćwiczenia i dbanie o swoją siłę. Złapał
nieznajomego za koszulkę i pchnął na ścianę. Żyły na jego rękach stały się
wyraźniejsze. Jego serce biło trzy razy szybciej. Przycisnął go do muru i
czekał na kolejne słowa, które dałyby mu pozwolenie na wymierzenie ciosu. Jego
spojrzenie było przepełnione złością. Oddychał szybko, na krótko wdychając powietrze.
Kilka kosmyków włosów opadło na jego czoło, przysłaniając twarz.
Calum i Michael wyszli z baru, a gdy zobaczyli całą
sytuację, zamarli. Krzyczeli do Ashtona, namawiając go do spokoju, do
powstrzymania się. Levinson nie mogła uwierzyć, że jeszcze chwilę temu wszyscy
dobrze się bawili, a teraz każda możliwa rzecz szła w złym kierunku. Ogarnęło
ją poczucie winy. Nie powinna była się zgadzać na to wyjście. Mogła
przewidzieć, że nie skończy się to dobrze.
Przyjaciele Ashtona i Addelaine odważyli się ruszyć do
Ashtona i go powstrzymać, ale w tym samym czasie usłyszeli dźwięk załadowania
pistoletu. Gdy Levinson spojrzała na blondyna, miał przyłożoną do głowy broń.
Jednak nie był to żaden znajomy atakującego mężczyzny. Za Irwinem stał Andre.
- Puść go – warknął chłodno.
- Andre! – wrzasnęła brunetka – Opanuj się, do cholery!
Addelaine nie miała nawet nadziei, że Cień zmniejszy nacisk na
faceta lub w ogóle odpuści. Trzymał mężczyznę mocno, nie zerkając na nią lub
jej przyjaciela, który starał się zapanować nad sytuacją. Mierząc mężczyznę
wzrokiem, zwrócił się jedynie słownie do funkcjonariusza.
- Słyszałeś, co powiedziała – wycedził przez zęby Irwin –
Opanuj się, bo będziesz następny.
- Chcę ci oświadczyć, że grozisz w tej chwili
funkcjonariuszowi – odparł – Nie pomoże ci to w wyjściu z więzienia. – bronią
dotknął głowy Irwina – A teraz puść go albo ja puszczę pocisk w twój łeb –
wyraził się jasno.
Ashton był nieugięty. Jeszcze mocniej zacisnął dłoń na jego
koszuli, a drugą natomiast uformował w pięść i już ją podnosił, gdy wtrąciła
się Levinson.
- Ashton, proszę... – Addelaine powiedziała półgłosem.
Blondyn wstrzymał się. Mierzył nieznajomego wzrokiem i
walczył sam ze sobą, by nie popełnić błędu, który wiele by go kosztował i
przekreślił szanse na wyjście i lepsze życie. Ale pragnienie było ogromne, a
prowokacja odpowiednia. Wiedział, czym go dotknie i uruchomi. Ashton w tej
chwili pomyślał – zadał odpowiednie pytania, by znaleźć odpowiedź. A kiedy już
domyślił się, co miała na celu ta szopka, rozluźnił delikatnie uścisk.
- Pamiętasz o waszej umowie, Irwin? – spytał cicho mężczyzna
tak, by tylko Cień mógł usłyszeć jego słowa.
Ashton uwolnił swój gniew i wrzasnął, uderzając pięścią tuż
obok głowy swojego napastnika, prosto w mur. Krew popłynęła z jego pokaleczonej
dłoni. Odsunął się od faceta, który już chciał uciec, ale Andre opuścił broń
skierowaną w Ashtona i rzucił się za nim, łapiąc go i szybko sprowadzając na
ziemię by założyć kajdanki. Później zadzwonił po wsparcie i posadził swojego
więźnia pod ścianą, by czekał na funkcjonariuszy.
Ashton oparł głowę o ścianę. Jego klatka unosiła się i
opadała tak, że Addelaine widziała, jak ciężko oddycha będąc kilka metrów
dalej.
- Czy do końca cię porąbało? – brunetka zwróciła się do
swojego kolegi, po czym spojrzała na Ashtona – A ciebie? – zapytała – Co ci w
ogóle do głowy strzeliło?! Mówiłam, żebyś nie dał się sprowokować! – zganiła
Irwina, a potem wróciła wzrokiem do Andre – Musiałeś odstawiać taki cyrk!? Ten
koleś sam zaczął!
Andre spojrzał na nią badawczo i uniósł brwi, śmiało
stwierdzając.
- Jesteś pijana – parsknął, kręcąc głową oburzony – Za chwilę
będzie taksówka więc lepiej wsiądźcie szybko, zanim ktoś zobaczy cię w takim
stanie i skończy twoją karierę w ciągu pięciu sekund.
Addelaine wyprostowała się. Nagle zaczęło być jej dziwnie
gorąco. W głowie panowała pustka – wiedziała, że nie ma nic na swoją obronę.
Przecież, nie może powiedzieć, że nie piła, bo czuć od niej alkohol. Po drugie,
mogłaby walczyć o swoje, ale wciąż stali pod barem z którego wyszli i podała
Andre właśnie ten adres. Trudno by było wyjść z tej sytuacji bez szwanku – a w tym
wypadku – trzeźwo.
- Od razu pijana... – burknęła nieco urażona jego banalnym
stwierdzeniem – Jestem w stanie upojenia alkoholowego, co wcale nie oznacza, że
jestem pijana.
***
Po tym, jak taksówka odwiozła Ashtona i jego przyjaciół do
hotelu, Addelaine poprosiła o podwózkę do domu, mimo że z samego rana znów
musiała znaleźć się w tym samym miejscu. Wolała jednak przespać noc spokojnie w
swoim łóżku niż w obcym miejscu. O godzinie ósmej zebrała się do wyjścia, a o
godzinie dziewiątej już znalazła się pod hotelem, gdzie czekał na nią Andre.
Przeszła obok niego, traktując go niczym powietrze, bo wiedziała, że gdyby
odezwała się chociaż słowem, dostałaby piętnastominutowy wykład na temat
swojego zachowania. A ona po prostu chciała zapomnieć o tym, co wydarzyło się
wczorajszej nocy. Poza oczywiście sytuacją, która zdarzyła się już po wyjściu z
baru, bo ta znowu dawała jej wiele do myślenia.
Drzwi pokoju Irwina były uchylone, więc bez zapytania
wtargnęła do pomieszczenia, rozglądając się bacznie. Nikogo nie zauważyła i
kiedy poczula się wystarczająco bezpiecznie, wkroczyła do samego środka,
szukając swojego klienta. Blond czuprynę wystającą zza drzwi spostrzegła na
balkonie. Szybko pokierowała się w tamtą stronę, chcąc dać już Ashtonowi
odpowiednią reprymendę odnośnie nie zamykania się i głuchej ciszy. Jednak gdy
do niego dotarła i zobaczyła, jak z konsternacją patrzy na unoszące się na
niebie słońce, postanowiła na chwilę zamilknąć.
Addelaine usiadła obok Ashtona i spojrzała w tym samym
kierunku, odkrywając przepiękny widok.
- Kiedyś to było tym, co ratowało mnie przed okropnym
światem. – wyznał - Dziesięć lat temu siedziałem z moimi przyjaciółmi na
balkonie w naszym domu rozmawiając i oglądając to, a teraz czasem nie wiem, jak
z nimi rozmawiać – blondyn spuścił głowę i zaczął nerwowo pocierać posiniaczone
knykcie opuszkami palców. – A jak jest z tobą?
- Ze mną? – spytała zaskoczona – Co jest ze mną?
- Też się nad tym zastanawiam… - zażartował, łapiąc się za
głowę, a ona odpowiedziała mu ostrym kuksańcem w ramię. – Co jest twoją
odskocznią od rzeczywistości?
- Milczenie – odpowiedziała prosto, po czym wywracając
oczami dodała – I alkohol.
Ashton zaśmiał się, a Addelaine mu zawtórowała.
- Wychodzę z założenia, że jeśli wciąż się o czymś gada, to
nadal nam na tym zależy.
- To, że nie chcesz mówić o tym głośno, Levinson, nie
znaczy, że o tym nie myślisz. A to oznacza, że ci zależy.
- Panie Irwinie, nie po to mam serce, by pękało mi każdego dnia
przez kilka złych wspomnień – oświadczyła, słabo się uśmiechając.
Addelaine wstała i już miała opuścić balkon, gdy Ashton
złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Nie musi pękać każdego dnia, Addelaine – powiedział ze
spokojem – Wystarczy, że pęknie raz i wszystko co w tobie siedzi da ci wolność.
- Właśnie, Irwin – odparła – Zastosuj się do tych rad, a ja
o nich pomyślę.
Z korytarza słychać było głośne śmiechy. Oboje wiedzieli, że
Calum i Michael już nadchodzą i zamierzają ich zaskoczyć swoimi szalonymi
pomysłami. Prędko wstali i wrócili do pokoju, gdzie czekali już na nich
chłopcy. Na twarzy Caluma widniał już głupkowaty uśmiech, przez co Addelaine
wiedziała, że nie wróży to niczego dobrego. Mając jednak na uwadze to, że
mężczyźni pomagali jej tchnąć w Ashtona życie i sprawić by zanim zatęsknił,
uginała się pod każdym wymysłem i przystawała na ich warunki.
- Dobrze więc, jakie plany macie na dziś? – spytała Addelaine,
kiedy wszyscy rozgościli się w hotelowym pokoju Ashtona.
- Pomyślałem, że możemy pojechać do mnie – wychylił się
Calum, a Michael bez słowa skinął tylko głową. Addelaine również wyraziła zgodę
na jego pomysł, bo wydał się o dziwo dosyć normalny, a nawet za normalny, jak
na kolegę Ashtona, który od początku zdawał się najbardziej szalonym z ich
grupy. I nie myliła się, bo Hood już zacierał rączki ze względu na powodzenie
swojego niecnego planu.
Caluma dom znajdował się niecałe pięć kilometrów za miastem
Addelaide. W ciągu godziny byli już przy posiadłości. Był to niewielki ceglasty
domek o dwóch piętrach, w którym spokojnie mogłyby mieszkać cztery osoby. Nie
miał bogatego wyposażenia i nie wydawał się być mocno zadbany. Meble wyglądały
na kilkunastoletnie, wykładziny zdobiły podłogę, w kuchni brakowało
nowoczesnych urządzeń takich jak zmywarka czy elegancka kuchenka. Kran w zlewie
został wykręcony w odwrotną stronę lub montowany przez amatora, który nie miał
zielonego pojęcia, jak go założyć. Z rozmów z Michaelem, Addelaine zapamiętała
Caluma, jako bogatego faceta, jednak najwidoczniej nie inwestował on w dom, a
inne rzeczy – prawdopodobnie nielegalne, a co za tym szło – Addelaine nie
chciała nawet o tym wiedzieć. W dodatku dom sprawiał wrażenie opuszczonego.
Może Calum w ogóle w nim nie przebywał, a był on jedynie przykrywką? To miało
wtedy sens. Ale po co sprowadzałby ich wszystkich tutaj? Addelaine zadawała w
swojej głowie mnóstwo pytań, prosząc siebie samą o wyjaśnienia, aczkolwiek nie
była ona jedyną, która pytała. Ashton również nie poznawał tego miejsca, widać
było to po jego zachowaniu. Każdą rzecz oglądał i starał się zapamiętać.
Dotykał zakurzonych wazonów i obrazów, jakby chciał sobie cokolwiek
przypomnieć, ale pustka w jego głowie na to nie pozwalała. Czuł się dziwnie i
obco, bo zaczął zauważać, jak wiele się zmieniło i jak wielki dystans dzielił
jego i przyjaciół przez ten cały czas.
Jako, że Addelaine ponownie pełniła funkcję opiekuna i miała
wymienić się z Andre zmianą za około trzy godziny, zabrała ze sobą kilka
książek prawniczych do przestudiowania, a także akta Irwina z nadzieją, że może
wpadnie na nowy pomysł, który wniesie coś do sprawy i pomoże w procesie ułaskawiającym.
W jej głowie wciąż widniały wydarzenia z wczorajszego dnia, a także inne
pułapki zaplanowane na nią. Zastanawiała się, jakie mogą mieć powiązania i jak
może je wykorzystać. Do procesu zostały niecałe dwa tygodnie, a ona nie
wyciągnęła z Ashtona nic, poza sprawą Caitlin i kilkoma zdaniami na temat
popełnionych przez niego występków. To
wciąż było za mało. Musiała znaleźć pewien sposób, który nakłoniłby go do
rozmowy.
Mijało kilka godzin, kiedy chłopcy nadrabiali stracony czas,
a Addelaine zagłębiała się w lekturę, starając się łączyć fakty oraz historie.
W pewnej chwili przerwano jej studiowanie.
- Wychodzimy na zewnątrz – rzucił krótko Michael, a kobieta
zaczęła zbierać swoje rzeczy i powędrowała za mężczyznami.
Ogród był nieduży, ale w porównianiu do reszty części domu,
całkiem zadbany. Calum wynajmował specjalne osoby, które czasami przyjeżdżały
tu i zajmowały się domem, podczas jego nieobecności. Nie tłumaczył Ashtonowi,
gdzie i po co był poza miastem, szybko ucinał rozmowy na ten temat, a to stawiało
wiele wątpliwości. On, a także Addelaine wyczuli, że jest coś, czego im nie
mówił. Ashton jednak nie drążył tematu, ze względu na brak czasu. Chciał
spędził czas z przyjaciółmi jak najlepiej, nie marnując go na niepotrzebne
kłótnie. Od żadnego ze swoich przyjaciół nie oczekiwał, że przez dziesięć lat
będą siedzieć i nocować pod murami więzienia, planując wydostanie go. Czuł
jedynie dziwny niepokój, gdy Calum stawał się małomówny, mimo że często
zachowywał się w taki sposób. Ale tym razem, Irwin odbierał to inaczej.
Wszyscy udali się na tyły niewielkiej posiadłości, za którą
znajdował się duży garaż. Właściwie, można było śmiało powiedzieć, że pan Hood
zainwestował w niego bardziej, niż w dom. Do głowy Addelaine dochodziły
pytania, skąd taki pomysł, ale wolała nie zadawać ich głośno. W tym przypadku
uznawała, że niewiedza byłaby dla niej lepsza. Ale mężczyźni mieli zupełnie
inne odczucia.
- Okej, przypomnijmy Ci trochę starych czasów – powiedział
Calum, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Addelaine spojrzała na
niego pytająco, a Ashton milczał i wpatrywał się w drzwi garażu, które za
chwile miały się podnieść. Jego oczy rozbłysły i nie mógł doczekać się, aż
zobaczy to, co na niego czeka.
Szerokie drzwi wyjazdowe zaczęły się unosić.
Przed oczami zebranych pojawiły się trzy czterokołowe
maszyny – Biały Nissan GTR Nismo, czarne BMW i8 oraz czerwone Audi R8 Spyder.
Duże, masywne opony, lśniące felgi, przyciemniane szyby i spoilery. Samo
patrzenie na drogie auta sprawiało, że Addelaine miękły nogi na myśl, że Ashton
w jednym z nich mógłby wyjechać, a ktoś mógłby go zobaczyć.
- O kurwa – wydusił z siebie Irwin, a potem złapał się za
głowę i ruszył w kierunku samochodów – Myślałem, że je też sprzedaliście!
- Bez jaj – wymsknęło się Addelaine, która od razu zaczęła
reagować – Chyba nie zamierzacie jechać na wyścigi?! Przecież on do jasnej
cholery nawet jeszcze nie wyszedł z więzienia! – wrzasnęła.
Calum spojrzał na Michaela i wzruszył ramionami.
- Już na pewno wiemy, że wytrzeźwiała – stwierdził szybko.
Ciemnowłosy uderzył łokciem kolegę, by nie pogarszał sprawy
i pozwolił sobie samemu wyjaśnić adwokatce sytuację.
- Nie zamierzamy jechać na wyścigi, panno Levinson – Michael
starał się wyprowadzić kobietę z błędu.
- Ponieważ my nie jeździmy na wyścigi – wtrącił Ashton – My je
organizujemy – sprostował – Nie odnotowali tego w moich aktach, czy może nie
czytałaś ich dokładnie i ze zrozumieniem?
- Wystarczy – warknęła ostro, mierząc blondyna wzrokiem –
Możesz tylko na nie popatrzeć, bo nie ma nawet mowy, żebyś…
Nagle spod jednej maski samochodu usłyszeli głośne
warknięcie silnika. Ashton otworzył drzwi i wychylił się zza nich, uśmiechając
się złośliwie do Addelaine.
- Je odpalił? – zapytał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz