środa, 27 grudnia 2017

Rozdział 21

Proces przebiegał dosyć dobrze, jakby pominąć ciągłe ataki prokuratora w kierunku oskarżonego. Podopieczna Addelaine radziła sobie ze sprawą, manipulowała świadkami i wyciągała niezbędne dla niej informacje, przechylając szalę na swoją korzyść. Sama Levinson była zaskoczona tak pozytywnym obrotem spraw. Była wręcz przekonana, że może liczyć na uniewinnienie Ashtona.
- Wzywam oskarżonego Ashtona Irwina – rzuciła ostro adwokatka uznając, że nadszedł czas na wyjaśnienie paru kwestii.
Blondyn wstał i popatrzył Addelaine w oczy. Myślał o niej przez całą rozprawę; o tym jaka jest silna i odważna, jak stąpa mocno po ziemi i nie daje się zmieść z powierzchni. Dawała z siebie wszystko przez ten cały czas, a teraz przyszła kolej na finał – na niego. I chociaż bardzo nie chciał, musiał stanąć twarzą w twarz z nią oraz sądem. Musiał rozegrać swoją część w tym przedstawieniu.
Na początku było łagodnie i powoli. Adwokatka zadawała podstawowe pytania, a on kulturalnie udzielał odpowiedzi. Nawet ona wydawała się być zadowoloną z ich współpracy. Szło im całkiem nieźle, sędzina nie okazywała znudzenia lub pogardy, natomiast prokurator owszem, co oczywiście działało na ich korzyść.
Addelaine w końcu poczuła się niczym ryba w wodzie – pewna sukcesu, śmiała i bez obaw. Odłożyła notatki, które i tak znała na pamięć. Jej podopieczna zaczęła chodzić po Sali, rozmawiając z Ashtonem, jak z kolegą. Do pewnego momentu.
- Sprostujmy parę kwestii, Ashton – zaproponowała – David Fritch, lat osiemnaście, piąty czerwca, rok dwutysięczny dziewiąty, Sydney. Pamiętasz?
- Jak wczorajszy dzień – odparł.
- Zabiłeś go – oznajmiła brunetka.
- Tak – powiedział twardo, spuszczając przy tym wzrok.
- Został dźgnięty nożem, na którym znajdowały się Twoje odciski palców – kontynuowała kobieta – Jednak historia jest nieco bardziej zawiła, nieprawdaż?
- Nie – odpowiedział Ashton, a Addelaine już chciała serwować pod nosem w tym samym momencie, co jej koleżanka, kolejną ze swoich wyuczonych linijek, jednak gdy dotarło do niej, co powiedział Irwin, zatrzymała się i osłupiała, patrząc na niego zaskoczona i licząc, że odwróci się do niej i to wyjaśni, chociaż zwykłym spojrzeniem.
- Nie? – dopytała dla pewności obrończyni.
- Nie – burknął blondyn.
Kobieta gapiła się na Irwina pytająco, kompletnie zmieszana i zagubiona.
Pytała go spojrzeniem, co takiego wyprawia? Czy jest coś, co chciałby jej powiedzieć? Czy pomyliła fakty? Czy to żart? A może zmiana planów? On jedynie zerknął na nią, a potem spojrzał na publiczność przybierając obojętną postawę, jakby nagle wszystko było mu jedno. A
 wtedy Addelaine zaczęła wyczuwać kłopoty.
- Nikogo nie było z tobą tej nocy? – zapytała młoda kobieta, próbując obudzić Ashtona z koszmaru, w jaki ją wplątał.
- Byłem sam.
- W porządku – westchnęła – Natomiast Alison Teller, z dnia...
- Również ją zabiłem – wyznał – A także wiele innych osób, których nazwiska są w kartotece. Addelaine jeszcze raz obrzuciła go pełnym niezrozumienia wzrokiem.
- Panno Hudson, co to ma być za szopka? – wtrąciła się w ich dyskusję Sędzina.
- Ja... - wyjąkała, po czym otrząsnęła się i zwróciła do Sędzi – Jeszcze jedno pytanie.
Podeszła do Ashtona i zapytała prosto z mostu. „Co ty do cholery wyprawiasz?" – burknęła cicho, ale on milczał. Przełknął ciężko ślinę i dalej kierował swój wzrok na publikę, jakby to miało mu dać wytchnienie. Nie mógł tego wyjaśnić, nie teraz. Dziewczyna zamotała się. Przetarła dłonią spocone czoło i zerknęła błagalnie na Addelaine, prosząc, by coś zrobiła.
Kobieta zacisnęła dłonie i zaczęła nierówno oddychać, jakby za moment miała dostać zawału. Zaczęła się zastanawiać, co to za typ gry, jaką obecnie prowadził Irwin i jak bardzo chciał wyprowadzić ją z równowagi. Do głowy przychodził jej nawet fakt, że może gra trwała od samego początku, a ona dopiero dobrnęła do ostatniego jej etapu.
- Haczyk tkwi w każdym rozwiązaniu... - wyszeptała sama do siebie słowa, jakie Irwin powiedział do niej w szpitalu.
Wtedy zrozumiała, że miała rację. Gra trwała, a ona była w jej samym centrum... przygrywając. Gniew w jej ciele narastał. Nie mogła już patrzeć na Ashtona tym łagodnym spojrzeniem, które było wypełnione żalem i współczuciem. Znów patrzyła na niego w taki sam sposób, jak w pierwszych dniach ich znajomości. I po raz kolejny stawała z nim do walki, chwytając się każdej możliwej deski ratunku w nadziei, że może jednak stanie się coś, co diametralnie odwróci ich role i to ona będzie na podium zwycięstwa.
- Caitlin Teasel – syknęła ostro Addelaine przez publiczność Addelaine tak, by usłyszała jej słowa adwokatka. Nie planowała poruszać jej tematu, ze względu na samego Ashtona, który o to prosił, ale nie miała już niczego do stracenia. Kobieta powtórzyła za swoją koleżanką. – Caitlin Teasel. Mówiłeś, że z nią byłeś...
Zyskała zainteresowanie Irwina, kiedy tylko usłyszał nazwisko swojej ukochanej. Dopiero wtedy zobaczyła ciemność w jego oczach i poczuła, jak bardzo na straconej pozycji została.
- Nie kochałem jej – powiedział słabym głosem – Wykorzystywałem i manipulowałem nią, aby zdobyć to, co było dla mnie ważne.
Coś w Addelaine pękło. Miała wrażenie, że to nieśmieszny żart lub po prostu się przesłyszała. W jej głowie tylko przebiegały wspomnienia z rozmów z Ashtonem, który zawsze wypowiadał się o Catilin w pochlebny sposób, patrząc na nią tymi oczami pełnymi miłości i szczęścia, kiedy opowiadał o ich wspólnych przygodach czy całej znajomości. Nie mogła uwierzyć w te kłamstwa, jakie rzucał w tej chwili. Nie mogła uwierzyć w jego postawę, w ten dzień, w tę chwilę, która stawała się jej najgorszym koszmarem.
- Wystarczy tego – wrzasnęła Sędzina – Po przerwie sąd ogłosi wyrok. Wyprowadzić oskarżonego. – kobiecina uderzyła drewnianym młotem i czym prędzej wyszła z sali, by odetchnąć.
Policjanci złapali Ashtona za ramiona i pokierowali go w stronę drzwi.
Addelaine wbiła wzrok w mężczyznę licząc na słowa wyjaśnień, ale on nawet na nią nie spojrzał. Przy wyjściu minął swoich przyjaciół – Caluma i Michaela, którzy również pytali i prosili o odpowiedzi, jednak zignorował ich i oddał się w ręce władz, znikając w tłumie, w korytarzu. Dave złapał za rękę Addelaine i szybko wyprowadził z Sali rozpraw. Świat wyłączył się dla niej, wszystko przestało istnieć.
Wiedziała, że to już jest koniec. Wszyscy znali werdykt. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, nie mogła wyjść z sądu, chociaż chciała jak najszybciej się ulotnić. Jedna łza spłynęła po jej policzku, kiedy szef kierował ją ku wyjściu. Potem już oślepiły ją błyski fleszy, setki pytań paparazzi i krzyki Dave'a, który próbował przedostać się do auta. Gdy już zamknęła się w samochodzie, zapadł mrok i cisza. Jej serce biło, niczym oszalałe, a gniew opanowywał jej ciało. Nie odzywała się podczas jazdy, oparła głowę o drzwi i patrzyła pusto przed siebie, zamykając swoje myśli w głowie. Dopiero, kiedy zatrzymali się pod jej domem, pośpiesznie wysiadła i nie czekając na nikogo wbiegła do budynku, kierując się do mieszkania.
Weszła szybko do domu i zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła się o nie. Szeroko otwartymi oczyma patrzyła w przypadkowy punkt, próbując uspokoić swój oddech. Łzy spływały po jej policzkach, ale dopiero teraz na to pozwalała. Uciekła od tego chaosu, jaki ogarnął praktycznie cale miasto. Była w swoim domu, swoich czterech ścianach, gdzie zawsze była sobą i zawsze mogła odetchnąć. Chociaż tym razem miała z tym problem. Rzuciła swoje rzeczy na podłogę. Chwiejnym krokiem podeszła do stolika i podniosła z niego szklankę. Myślała, że uda jej się nalać wody, upić kilka łyków, usiąść i uspokoić się. Popatrzyła chwilę na naczynie, po czym cisnęła nim o ścianę. Jednak to było tylko początkiem wyładowywania złości. Tuż później na ziemię runął stolik, a krzesło uderzyło w obraz, który spadł ze ściany w korytarzu. Rzucała każdą możliwą rzeczą, jaką miała pod ręką. Gazetami, wazonem z kwiatami czy sztućcami.
Chciała wyzbyć się gniewu, wstydu i nienawiści. Ale to nie było takie łatwe. Mogła wyrzucić przez okno każdą dekorację, zniszcyć każdy mebel, jednak pamięci czy wydarzeń nie. Z nimi musiała po prostu sobie poradzić lub je zaakceptować.
Charlotte wyjrzała zza drzwi swojego pokoju. Widząc furię Addelaine zamknęła się i postanowiła czekać. Widziała wiadomości i nie mogła nic zrobić. Ostrzegała ją. Wiedziała, że Levinson potrzebuje przejść przez to sama, choćby miała zrównać z ziemią całe mieszkanie. Ona nie mogła jej pomóc. Nie teraz.
Addelaine uklękła, a następnie rozejrzała się po salonie. Tuż obok niej leżał pilot do telewizora, który jakimś cudem przeżył to szaleńcze tornado. Odważyła się wcisnąć guzik. Na ekranie rozbłysł obraz. Akurat powtarzali wiadomość dnia, w popołudniowych wiadomościach.
- Jak przestępca może zdobyć zaufanie adwokata, a później z niego publicznie zakpić? O tym może opowiedzieć tylko Ashton Irwin, który zrujnował karierę jednej z najlepszych w tym roku obrońców – Addelaine Levinson. Nagle cisnęła pilotem proto w ekran, który pękł i wrzasnęła – gniewnie, z żalem i ogromnym bólem.
Poczuła się tak, jakby wszystko co miała, zostało jej odebrane w przeciągu sekundy. Jakby coś, na co pracowała całe życie niespodziewanie rozpadło się i nie miało już żadnego sensu.
- Dlaczego? Dlaczego?! – zadawała sobie to pytanie krzycząc i uderzając poduszką w podłogę, dopóki materiał nie rozerwał się, a z zewnątrz nie wyleciała pierzyna. – Dlaczego, Irwin? – załkała – Dlaczego mi to zrobiłeś? – spytała z wyrzutem, po czym uderzyła pilotem o podłogę.
Rozpłakała się z bezradności, słuchając jak ludzie mówiący o niej w telewizji naśmiewali się. Jej oczy były opuchnięte i czerwone, a po policzkach spływał tusz do rzęs.
W jednej sekundzie Ashton ją zniszczył – zmiażdżył, jak małego bezwartościowego robaka. Pozbawił ją jedynej rzeczy, która trzymała ją przy życiu. Bo od dawna nie potrafiła walczyć o siebie, ale perfekcyjnie walczyła o innych. Uniemożliwił jej dotrzymania obietnicy, jaką złożyła kilka lat temu.
Zrujnował ją jako czlowieka.

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz