niedziela, 22 października 2017

Rozdział 17

muzyka - klik

Addelaine po raz kolejny wywróciła teatralnie oczami, gdy mężczyźni czekali, aż wsiądzie ona do białego Nissana, w którym miejsce zajmował już Ashton.
- Przez Was, moja kariera będzie po prostu skończona – oświadczyła – Nie możemy tego zrobić, Panowie.
- Przejedziemy się tylko wokół domu, nikt nas nie zauważy – obiecywał Calum.
- Ostatnim razem, kiedy to mówiłeś, wszystko poszło inaczej – przypomniała Addelaine, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i mierząc go wzrokiem.
Hood popatrzył na kolegów i wzruszył ramionami, po czym spojrzał na Addelaine lekkim, błagalnym wzrokiem, a kiedy kobieta nic nie mówiła, wykorzystał sytuację i pobiegł szybko do swojego czerwonego Audi, usiadł na miejscu kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce, uruchamiając silnik. Brunetka zacisnęła pięści widząc, jak nie może nic wskórać. Jej klient nie mógł już robić żadnych głupstw, a jego przyjaciele zamiast zachowywać się, jak na mężczyzn przystało, pogarszali tylko sprawę namawiając go do dziecinnych zabaw, które mogą mu przysporzyć kłopotów.
Michael posłał jej bezradne spojrzenie i ruszył do wolnego BMW, a Addelaine została sama, mierząc się z podjętą przez większość decyzją. Ogarniała ją złość – nie tak wyobrażała sobie zachęcanie Ashtona do wyjścia z więzienia. Miała nadzieję, na wspomnienia w domowym zaciszu, spacery po rodzinnej okolicy, a nie wyścigi w ciągu dnia, za które może zostać nawet zwolniona.
Niechętnie zajęła miejsce obok kierowcy, nawet nie zerkając na Ashtona, który czekał, aż w końcu będzie mógł wyjechać na ulicę. Jej serce waliło niczym oszalałe, a umysł nie dawał spokoju. Co, jeżeli ktoś ich zobaczy? Jeśli zrobi zdjęcia i prasa w ciągu kilku minut opublikuje najnowszy news, a policja za moment tu trafi? To czysty obłęd! Nie mogła uwierzyć na co się zgodziła, ani na to, jak źle to może się skończyć.
- Wokół osiedla? – zapytał Michael swoich kolegów, a oni skinęli głowami.
Trzy ekskluzywne, sportowe auta zaczęły wyjeżdżać z posiadłości. Ashton już na pierwszym zakręcie rozpoczął swoje popisy i z piskiem opon wyjechał na ulicę. Odgłos silnika Nissana było słychać w całym osiedlu, a Addelaine odchodziła już od zmysłów, mając świadomość, że już za chwilę służby mogą zjechać się do ich posiadłości.
Jednak przez pierwsze trzy okrążenia wszystko szło sprawnie i w miarę bezpiecznie. Ashton nie jeździł przepisowo, palił gumę na większych skrzyżowaniach, wchodził w zakręty z piskiem opon, ale miał z tego frajdę, a w dodatku nikt mu w tym nie przeszkadzał. Nie słychać było syren policyjnych, czy krzyków sąsiadów z okien. To uspokajało Addelaine, chociaż wciąż miała na uwadze, że robią coś nielegalnego i niebezpiecznego, a to w ogóle nie powinno mieć miejsca.
- To dopiero zabawa, co? – zapytał Irwin, gdy Addelaine siedziała nieruchomo, patrząc w przednią szybę i mocno cisnęła paznokciami w fotel.
- Za chwilę zwymiotuję – wyznała, a Ashton zaczął się śmiać.
Już hamował, by zatrzymać samochód, ale coś przykuło jego uwagę.
- Znam to auto.. – powiedział, jakby sam do siebie, zwracając uwagę również adwokatki. Spojrzała w miejsce, któremu się przyglądał – Caitlin? Caitlin tu jest? – odwrócił się do brunetki, a ona patrzyła na niego pusto, zmieszanie. Nie wiedziała, co się właściwie dzieje.
Ashton już miał wysiąść z samochodu, gdy czarny, nieoznakowany nawet tablicami czy marką auto odjechało spod posiadłości Caluma. Ashton zatrzasnął drzwi, które wcześniej uchylił i zaczął jechać za podejrzanym wozem.
- Ashton, nie możemy… - Addelaine próbowała powstrzymać mężczyznę, gdy zauważyła, że wyjeżdżają z osiedla. Bloki oraz domy mieszkalne powoli znikały z zasięgu jej wzroku, a pojawiał się las i długa dwukierunkowa ulica prowadząca na autostradę – Ashton…
- Addelaine, to może być ona! – krzyknął Ashton, chociaż jego głos lekko załamywał się – Ja… ja.. muszę…
Samochód zdawał się przyśpieszać. Ashton wciąż starał się gonić za nieznaną osobą, ale gdy tylko byli bliżej, kierowca auta oddalał się od nich, jakby nie chciał zostać złapany. Addelaine miała złe przeczucia – coś podpowiadało jej, że ta osoba nie jest Caitlin, a jedynie haczykiem, który wyciąga ich z małej miejscowości na większe ulice.
Blondyn był skupiony na drodze, wciąż patrzył na tył śledzonego wozu. W jego kieszeni wibrował telefon, ale nie śmiał nawet przeszkadzać sobie w podróży i odbierać. Zapewne dzwonił Calum lub Michael, aby dowiedzieć się, gdzie są. Był zaślepiony nadzieją, że w końcu po tylu latach spotka się z miłością swojego życia. Nic nie mogło stanąć im teraz na przeszkodzie. Domyślał się, czemu jeszcze Caitlin nie zatrzymywała się – chciała znaleźć ustronne miejsce. Był przekonany, że coś jej grozi i teraz szuka pomocy, dlatego desperacko podążał za samochodem.
- Ashton, to bez sensu – powiedziała starając zachować spokój Addelaine – Gdyby to była ona, już dawno by się zatrzymała.
- Może przed czymś ucieka… - zastanawiał się Irwin.
- Tak – warknęła Levinson, wzdychając nerwowo – Przed nami, właśnie w tej chwili! – krzyknęła, po czym nakazała – Zawracamy, Irwin. Nie powinno nas tutaj w ogóle być.
- Nie odpuszczę – burknął Irwin, dociskając pedał gazu.
Spod maski rozległ się głośny ryk silnika.
- Boisz się prędkości? – spytał nagle.
Popatrzyła w jego stronę, a później zerknęła na zegar wskazujący sto czterdzieści kilometrów na godzinę. Znowu wciskała paznokcie w skórzany fotel i ciało docisnęła do oparcia.
- Jesteś na warunkowym, Irwin – zaznaczyła ostro – Ledwo wyszedłeś, a już przestajesz dbać o zasady.
Ashton wywrócił oczami, po czym podgłośnił muzykę i ponownie skupił się na drodze. Wjechali na most prowadzący prosto do miasta. Addelaine zwróciła głowę w stronę szyby, znów zamykając się w swoich myślach. Kątem oka blondyn obserwował kobietę, a kiedy zauważył, że przymknęła na chwilę oczy, nie chcąc oglądać przelatujących obrazów budynków i drzew, cisnął ponownie stopą w pedał gazu i zaczął jeszcze bardziej rozpędzać auto, by dogonić samochód.
- Zasady są po to, żeby je łamać – szepnął.
Zwinnie omijał jadące przez most samochody z prędkością znacznie wyższą niż dozwolona. Na jego ustach zaczął malować się uśmiech na wspomnienia wyścigów. Przypominał sobie, jak przyjemnie jest prowadzić szybko auto, jak dobrze jest tracić kontrolę.
Addelaine poczuła mocniejszy powiew we włosach i otworzyła oczy. Gdy spostrzegła, jak latarnie dosłownie migają, nagle otrzeźwiała i obudziła się.
- Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła – Zwolnij, już!
Jednak jej nakazy nie były w stanie teraz zatrzymać Irwina. On w końcu czuł, że żyje.
- Irwin, stój do cholery!
- Nie panikuj, to tylko dwieście dwadzieścia – na jego słowa, jej serce zaczęło bić szybciej, a paznokcie wbijać się w fotel – Nie sądziłem, że Caitlin tak dobrze jeździ.
- Drogi Boże, zginiemy! – wrzasnęła – Ashton, błagam Cię!
Addelaine popatrzyła na Ashtona z przerażeniem, którego w jego oczach nie było. Widziała w nich błysk, a nawet iskrę szczęścia, która dziwnym sposobem zaczęła ją uspokajać. On również odwrócił wzrok w jej kierunku, chcąc już krzyczeć, aby dała mu prowadzić i siedziała cicho, jednak gdy ich spojrzenia spotkały się, coś w jego sumieniu nie pozwalało mu wybuchnąć. Patrzyli na siebie, a samochód zwalniał. Irwin nie potrafił dodać gazu, aby potęgować jej strach.
Gdy odwrócił wzrok, samochodu już nie było. Otworzył usta, ale żadne słowo z nich nie padło. Na jego twarzy wymalowała się złość. Czuł rozczarowanie i gniew. Caitlin zniknęła zamiast na niego zaczekać, a wszystko było winą Addelaine i tego, że go spowolniła. Gwałtownie zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Uderzył pięścią w kierownicę raz, a potem drugi i trzeci i czwarty, aż oparł o nią głowę. Oddychał nierówno i pośpiesznie. Nie mógł wybaczyć sobie, że był tego spotkania na tyle blisko, że zaprzepaścił szansę urzeczywistnienia go.
Nagle wysiadł z samochodu i przystanął obok. Potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić się, zanim Addelaine zobaczyłaby łzy, jakie gromadziły się w jego oczach. Nie mógł znieść tego wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu dwóch dni. Dwa razy miał okazję spotkać się z Nią – tą jedyną, na którą czekał dziesięć lat i dwa razy coś poszło nie tak. To go przytłaczało.
- Ashton, musimy wracać – poprosiła Addelaine, kiedy również wyszła z auta. Jej nogi drżały, ledwo zdołała ustać w szpilkach – Nikt nie może cię tutaj zobaczyć, a już z pewnością nie w takim samochodzie.
Gdy zauważyła, że blondyn nie odzywa się, postanowiła wrócić i zaczekać w aucie, niż stać przy nim i denerwować go. Nie była pewna tego, czego mogła się w tej chwili po nim spodziewać.
- Chcę wyjść na wolność – wyznał, zatrzymując adwokatkę.
Nie okazała tego, ale gdy usłyszała jego słowa, poczuła ciepło wypełniające całe jej ciało. Tak długo czekała i tak wiele poświęciła by usłyszeć to zdanie. Nie mogła uwierzyć, że Ashton wreszcie poczuł, jak to jest być tu, na zewnątrz. Uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała na niego i obiecała, że tak się stanie. Nie powiedziała mężczyźnie tego wprost, ale była wystarczająco zmotywowana, by złożyć taką przysięgę samej sobie.
Ashton nie musiał zdradzać powodu, dla którego niespodziewanie zapragnął wolności.
Addelaine wiedziała, że chodziło o Caitlin.  Chciał ją odnależć i walczyć. To właśnie z tego powodu Levinson ustaliła, że ona będzie kluczem do umysłu Ashtona. Była pod wrażeniem, jak bardzo Irwin, znany jako straszny przestępca jest w stanie kochać do takiego stopnia. Nie spotkała się z takim silnym uczuciem od czasu, kiedy sama nie darzyła nim kogoś dla niej wyjątkowego.
Oboje zajęli miejsce w samochodzie i ruszyli w drogę powrotną – tym razem nie łamiąc przepisów i jadąc zgodnie ze znakami postawionymi przy drodze.
- Spójrz, panno Levinson – zagadał - To takie samo tempo, w jakim toczy się twoje życie – powiedział, po czym dodał żartobliwie – A nawet wolniejsze.
- Irwin – warknęła.
- Nie mam racji? – spytał, ale odpowiedziała mu milczeniem.
Odwrócił się więc, spoglądając przed siebie, na drogę i czekając na zielone światło, gdy dotarli do skrzyżowania.
- Wiesz, mi tego brakowało – ponownie zagadał, otwierając się przed adwokatką – Te dziesięć lat było dla mnie męką.. wiecznością.
Addelaine spojrzała jeszcze raz w oczy Ashtona.
- A teraz czuję, jakby życie znowu nabrało tempa – wyznał – Tęskniłem za tym.
Brunetka uśmiechnęła się lekko, zupełnie nie kontrolując tego. Nagle poczuła się dumna i szczęśliwa. Słowa Ashtona były dla niej dowodem, że jego wyznanie było szczere – chciał wrócić. Pragnął opuścić więzienie i znowu skosztować normalnego życia, zamiast chodzić po spacerniaku z łatką zabójcy.
Szczerość i zaufanie, jakim Ashton obdarzył Addelaine sprawiało, że ona też chciała się otworzyć. Miała dość potajemnego wykorzystywania go, by dotrzeć do Seana i była gotowa powiedzieć mu prawdę, na którą od bardzo dawna liczył.
Gdy tylko kolor światła zmienił się, Ashton ruszył, a potem przyśpieszył nieco tempo jazdy, zerkając co chwila w lusterka.
- W porządku, ale tym razem jedźmy trochę wolniej – zaśmiała się, oglądając uciekające z jej pola widzenia budynki.
Levinson już miała zacząć swoją historię, jednak Ashton przeszkodził jej w zabraniu głosu.
- Właściwie, to nie bardzo mogę – mruknął, a wtedy Addelaine zauważyła, jak zaciska ręce na kierownicy, a jego wzrok nerwowo przebiega po wszystkich trzech lusterkach.
- Co do cho... – urwała, kiedy w odbiciu zobaczyła czarnego Range Rovera z przyciemnianymi szybami, jadącego tuż za nimi – Kto to? – spytała grzecznie, ale z każdym kolejnym pytaniem i milczeniem ze strony Ashtona, Addelaine podnosiła głos – Znasz ich? Wiesz, kto za nami jedzie? Są niebezpieczni? Kto jedzie za nami, Ashton?
- Myślę, że wiesz – syknął, po czym skręcił w uliczkę, aby uciec od oprawców.
Addelaine zamarła. Czy Irwin mógł wiedzieć więcej, niż mówiła? Co jego słowa miały w ogóle oznaczać? Nie mogła się jednak w tej chwili zastanawiać. Odwróciła się, by zobaczyć, jak daleko są od samochodu jadącego za nimi, a gdy spostrzegła, że są niebezpiecznie blisko, postanowiła posunąć się do ostatecznych działań.
- Przyśpiesz – nakazała.
- A co z prze…
- Pieprzyć przepisy – warknęła, po czym odwróciła się na chwilę całym ciałem do przodu. Sięgnęła do torebki, w której grzebała przez parę sekund. Jej dłonie zaczęły się pocić, a serce bić w niebezpiecznie szybkim tempie. Miała chwilę zawahania, ale w końcu wyciągnęła czarny mały pistolet. Ashton spojrzał na broń, a później na kobietę. Na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie i delikatny niepokój.
- Umiesz się tym posługiwać? – zapytał, a w jego głosie dało wyczuć się obawę.
Addelaine popatrzyła na niego z niedowierzaniem i wywróciła oczami poirytowana.
- Przeszłam pięć profesjonalnych szkoleń i mam pozwolenie odkąd zaczęłam wykonywać zawód – oświadczyła, a następnie zaczęła nieporadnie przeciskać się na tylne siedzenia. Samochód jechał zbyt szybko, aby mogła swobodnie przejść na jego tyły, dlatego podczas swojej krótkiej podróży odbijała się raz od prawej, a raz od lewej strony, aż w końcu wylądowała na siedzeniu, uderzając głową o dach auta. – Cholera, staraj się jechać w miarę prosto, żebym się nie chwiała.
- Może chcesz sama poprowadzić, a ja zajmę się naszymi kolegami? – zaproponował wrzeszcząc.
- Tobie jazda idzie nienagannie, a poza tym w przypadku oddawania strzałów, ja będę działać w obronie własnej.
- A ja nie?
- Jeśli chodzi o ciebie, nie będzie miało to znaczenia – powiedziała podczas uchylania okna – Aktualnie zawróciliby cię do więzienia za zgniecenie małej muchy.
- Nie mogłaś mnie uświadomić pięć minut temu? – spytał – Oszczędziłbym ją! – zażartował, ale szybko spotkał się z karcącym spojrzeniem Addelaine, które zobaczył w odbiciu lusterka.
Brunetka wychyliła powoli głowę zza samochodu, ale w tym czasie zamaskowany mężczyzna wystrzelił kolejny pocisk w ich kierunku. Szybko schowała się w aucie i skuliła, a kula uderzyła w tylną szybę i przebiła szkło, które rozpadło się na kawałki. Ashton zadrżał, a samochód wpadł w lekki poślizg, kiedy jego ręce dosłownie na sekunde puściły kierownicę.
- O ile pamiętam, uchodzisz za dobrego kierowcę – wrzasnęła na niego Levinson.
- Cholera, dziesięć lat nie jeździłem! – krzyknął spanikowany.
- Piętnaście minut temu szło ci dobrze!
- Nie jechałem pod pieprzoną presją!
- Przypomniałeś sobie w ciągu dwóch minut, jak jeździ się bez presji, to przypomnij sobie, jak jeździ się w jej towarzystwie! – odpowiedziała Addelaine kolejnym krzykiem i wychyliła się, aby sprawdzić odległość od oprawców. Nie mogli ich zgubić.
Brunetka wyciągnęła telefon i wybrała z ostatnich kontaktów numer.  Usłyszała męski, zmęczony głos dopiero po kilku próbach nawiązania połączenia.
- Czego tym razem potrzebujesz? – zapytał nieprzyjemnym tonem głosu.
- Pomocy! – krzyknęła – Wezwij posiłki kretynie, ten wariat nas ściga – starała się podać najważniejsze informacje, ale kolejne strzały były wysyłane w ich kierunku – Jesteśmy trzy ulice od sądu.
- Addelaine, o czym ty mówisz?
- Mówię, że Sean Fletcher chce mnie zabić! Zrób coś, kurwa!
Kolejny pocisk wystrzelił, a Ashton by go ominąć, zjechał gwałtownie na pas obok. Addelaine uderzyła ciałem w drzwi auta, po czym opadła na fotele. Telefon wypadł z jej dłoni. Nie mogła dostrzec go wzrokiem, więc odpuściła sobie wzywanie pomocy. Podniosła się z foteli i umiejscowiła się na wewnętrznym daszku bagażnika. Łokcie oparła na pokrytym miękkim materiałem daszku, dłonie zacisnęła na pistolecie, a palec ułożyła na spuście. Wzięła głęboki oddech i skupiła się. Jej wzrok szukał dobrego miejsca do strzału, chociaż czasu było zbyt mało, aby odpowiednio wycelować i puścić swobodnie pocisk, który z pewnością wylądowałby w odpowiednim punkcie. Starała się uderzyć w opony. Chwila spokoju i nagłe mocne przyciśnięcie. Wystrzał był silny, odepchnął ją z miejsca. Spudłowała. Zdecydowała się ponowić próbę, jednak gdy zerknęła dalej, ujrzała napastnika celującego w ich samochód. Zmieniła miejsce oddania strzału i szybko wypuściła pocisk, jednak mężczyzna zdążył zrobić unik. Addelaine widziała, jak machnął w jej kierunku, a później oddał strzał prosto w koło. Potem usłyszała tylko głośny pisk, zauważyła toczącą się oponę i wtedy zapoczątkował się ich koniec.
Biały Nissan sunął po drodze, z impetem wjeżdżając w barierki. Tył maszyny odbił się od ziemii i przepchnął całość auta w przód. Ashton uderzył głową o kierownicę i już wtedy stracił przytomność. Pistolet Addelaine wypadł z jej rąk, a ona sama ciałem obijała się o każde możliwe miejsce samochodu, gdy przeleciał on przez barierki i zaczął dachować. Dosłownie w kilka sekund znaleźli się na polu tuż za drogą, zatrzymując się przy drzewie, w które uderzył samochód.  Krzyczała, głośno i panicznie, jednak nikt nie był w stanie jej usłyszeć. Próbowała utrzymać się w jednej pozycji, ale siła uderzeń sprawiała, że każda część jej ciała została poraniona od uderzeń. Starała się krzyczeć imię Ashtona, ale on nie odpowiadał. Siedział na miejscu kierowcy, przypięty pasami. Jego głowa bezwładnie przesuwała się na każdą stronę pod wpływem dachowania. Miał zamknięte oczy, zakrwawioną twarz.
Addelaine podjęła próbę wydostania się z wozu. Pociągnęła za klamkę, jednak ta ani drgnęła. Czuła zapach benzyny unoszący się w powietrzu, a to nie wróżyło niczego dobrego. Prędko zaczęła przeczołgiwać się przez wnękę, w której powinna znajdować się szyba. Kilka odłamków szkła mieściło się jeszcze w szynie i kaleczyło brunetkę podczas wyjścia z wozu. Syknęła, gdy ostrzejszy kawałek szyby przejechał po jej brzuchu rozrywając koszulę oraz wbijając się w skórę. Spojrzała na swoje ciało i czuła obrzydzenie. Załkała z bólu. Im głębiej próbowała oddychać, tym bardziej szkło wbijało się w jej skórę. Zacisnęła zęby i ponownie ruszyła do wyjścia przez okno. Będąc w większości na zewnątrz opadła na trawę i odpychając się od niej rękoma, wysunęła swoje nogi i wydostała się. Wzięła kilka głębokich wdechów, zanim chwyciła za odłamek szkła, który utkwił w jej skórze i zaczęła go wyciągać. Krzyczała głośno, a łzy płynęły z jej oczu niczym oszalałe, jednak udało się. Szybko otarła twarz i wstała, po czym pobiegła do drzwi kierowcy i z całej siły za nie pociągnęła. Ku jej szczęściu, otworzyły się za pierwszym razem. Brunetka odpięła pasy Ashtona, a następnie poklepała go lekko po policzku. Nie odpowiadał. Zaklęła głośno i wsunęła swoje ręce pod jego pachy, by wysunąć go z siedzenia. Był ciężki, a ona nie mogła znaleźć w sobie tyle siły, aby z łatwością wyprowadzić mężczyznę z wozu, jednak starała się. Krawiący i bolący brzuch nie pomagał jej w ucieczce. Wiedziała, że za moment może mieć miejsce wielki wybuch. Widziała przecież, jak dym unosił się spod maski, a wszystkie płyny wyciekały.
Addelaine wydostała Ashtona i odciągnęła go tak daleko, jak siły jej pozwalały, by został w bezpiecznym miejscu. W tym samym momencie rozległ się grzmot i nastąpił wybuch, który sprawił, że kobieta momentalnie padła na ziemię. Przysunęła się prędko do Irwina i pochyliła się nad nim, zasłaniając mu twarz przed nadchodzącym ciepłem oraz dymem. Na szczęście byli w bezpiecznej odległości, która nie spowodowała kolejnych obrażeń. Jak tylko fala wybuchowa przeszła, Levinson podniosła się i popatrzyła na Ashtona. Był nieprzytomny. Dwa palce dłoni przyłożyła do jego szyi, aby odszukać puls, ale niczego nie czuła.
- Irwin?! Ashton… Ashton kurwa, obudź się! – wrzeszczała spanikowana, klepiąc go po policzku, jednak na marne.  
Addelaine przykucnęła obok Ashtona i rozdarła jego koszulę, odsłaniając wyrzeźbioną i poranioną klatkę piersiową. Ułożyła nadgarstek jednej ręki na środku klatki, natomiast drugą dłoń położyła na pierwszej, splatając palce. Uciskała klatkę piersiową blondyna, nerwowo oddychając i czekając z niecierpliwością, aż się ocknie.
- Nie umrzesz, Irwin – mówiła, zmniejszając nacisk i kontynuując reanimację – Nie umrzesz tutaj, rozumiesz? No dalej, Irwin! Cholera, nie rób mi tego!
W tle słychać było syreny. W powietrzu unosił się ciemny dym.  Ona nie przestawała, nawet kiedy podjechały policyjne wozy i karetka. Funkcjonariusze prosili, by odpuściła, ale ona cały czas go reanimowała, dopóki nie odciągnęli jej siłą, a lekarze ratowniczy nie przejęli jej roboty. Jeden z policjantów wziął ją za ręce i mimo oporu, zaprowadził do radiowozu, gdy medycy przenosili Ashtona na nosze i zabierali do karetki. Nigdy wcześniej Addelaine nie była w takim transie, a jednocześnie w szoku. Wcześniej nie spotkała się ze śmiercią, nikt nie umarł na jej oczach. Doświadczyła straty bliskiej osoby, ale nie w ten sposób. Nie mogła pozwolić, aby Ashton teraz odszedł. Nie wybaczyłaby sobie tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz