niedziela, 5 listopada 2017

Rozdział 18

Grube białe drzwi rozsunęły się, a do środka szpitala wbiegli ratownicy pchający nosze. Jeden z asystentów przytrzymywał wszystkie narzędzia niezbędne do ciągłej reanimacji Ashtona i towarzyszył mu w podróży na blok operacyjny. Przenośny kardiomonitor pokazywał, jak słabnie jego puls. Serce ledwie biło, a temperatura ciała spadała szybko – organizm nie chciał walczyć. Już podczas drogi do szpitala, ratownicy w karetce kilkakrotnie informali, że tracą mężczyznę i ponownie zaczynali reanimację. Wszystko działo się tak szybko.
Addelaine utykając, podążała za nimi, krzycząc i rzucając cały czas nowe pytania.
- Czy on umrze?
- Jak bardzo źle jest?
- Uratujecie go?
- Jak długo jeszcze będzie trwać reanimacja?!
Spojrzenia ludzi będących w izbie przyjęć skierowały się ku niej i ku poszkodowanemu. Gdy tylko zobaczyli znajome twarze, cały żal i współczucie nagle odeszło. W końcu to był Ashton Cień Irwin – morderca, przestępca. W ich oczach nigdy nie powinien wyjść na wolność, ani nie otrzymywać żadnej pomocy ze strony szpitali. Siedzieli na swoich miejscach i oglądali oceniająco sytuację.
- Zamknijcie cały korytarz, aż do sali czwartej – nakazał lekarz, gdy podszedł do recepcji – Zwolnijcie ostatnie piętro i zadzwoń na komendę policji.
- A…ale.. nie możemy przecież tego zrobić, doktorze! – zaprotestowała zmieszana blondwłosa pielęgniarka, która obecnie miała dyżur – Tam są pacjenci i…
- To ich przenieście! – wrzasnął poirytowany starszy mężczyzna, po czym otarł chusteczką pot ze swojego czoła. Palcem wskazującym pogroził młodej kobiecie. – Nie mam czasu na takie pierdoły, ona się nimi zajmie po tym, jak zostanie przebadana – wzrok skierował na posiniaczoną brunetkę, która przyjechała do szpitala razem z nimi. Po posłaniu jej wrogiego spojrzenia, udał się na salę operacyjną, gdzie przewieziony został Ashton Irwin. Będąc w korytarzu, zaczął zwoływać wszystkich asystentów do sali, w której rozpoczynała się akcja ratunkowa.
Addelaine przeszła do poczekalni, po czym oparła się o ścianę i osunęła na ziemię, zakrywając twarz dłońmi. Czuła silny ból w nodze, plecach i doskwierała jej migrena, ale pomimo wszystkich objaw odmówiła badania lekarskiego pielęgniarce, która chwilę po jej upadku na podłogę podbiegła pytając, czy wszystko w porządku. Nic nie było w porządku, dlatego potrzebowała zostać w tym miejscu, w którym była i czekać na informacje od lekarzy,a  przy okazji zastanawiać się, co zrobi, gdy operacja zakończy się skutkiem negatywnym.
Andre przeszedł przez białe wejściowe drzwi i rozejrzał się po poczekalni. Za nim wkroczyło kilku funkcjonariuszy, którzy skierowali się prosto do recepcji po niezbędne informacje. Później dwóch policjantów pobiegło w stronę Sali operacyjnej, jeden z nich został na izbie przyjęć, a reszta pognała do wyjścia by potem rozdzielić się i otoczyć teren. Gdy Ande odnalazł wzrokiem Addelaine, natychmiast do niej popędził. Spojrzał na nią i nie mógł powstrzymać się przed stwierdzeniem, jak fatalnie wyglądała. Miała podkrążone oczy, siniaki na twarzy i ciele, a w dodatku była strasznie blada i zdawało się, że zaraz zemdleje. Od przyjazdu do szpitala, jej myśli krążyły tylko wokół Ashtona i pytania, czy wyliże się z tego. W głowie starała się ułożyć jakiś plan B, gdyby jednak nie udałoby się go uratować, ale nie była w stanie zaakceptować tej wersji wydarzeń. Wpatrywała się w ścianę i powtarzała sobie, że Ashton musi żyć. Sama jednak do końca nie wiedziała, czy chce tego ze względu na sprawę i klucz, jakim dla niej był, czy może dlatego, że znalazła w nim odrobinę człowieczeństwa, poznała go od innej strony i obdarowała zaufaniem, a także przywiązała się do niego i czuła wyrzuty sumienia zmieszane z żalem.
Kątem oka spostrzegła znajome czarne oficerskie buty i uniosła głowę, by upewnić się, że to Andre. Mężczyzna przystanął nad nią i zmierzył wzrokiem pełnym gniewu i rozczarowania. Ona jednak zdawała się tego nie widzieć i gdy tylko go ujrzała, wstała i wyrzuciła z siebie wszystkie nurtujące ją pytania.
- Znaleźliście auto? Ich? – zapytała z nadzieją w głosie, a Andre tylko odwrócił wzrok.
- Addelaine – mruknął cicho, z niezadowoleniem; nawet na nią nie zerkając.
- Wiadomo, jaki to był kaliber? Ashton stracił naprawdę dużo krwi… - mówiła - Którędy pojechali, czy zostawili coś po sobie?
- Addelaine, nie znaleźliśmy go. – oznajmił szorstko – Ktokolwiek to był…
- Jak to ktokolwiek?! – oburzyła się brunetka – Sean Fletcher lub któryś z jego pionków, mówiłam ci!
- Nie wydaje Ci się, że to trochę podchodzi pod obsesję?
Levinson pomarszczyła czoło.
- Proszę?
Andre prychnął i wywrócił oczami, po czym zerknął na adwokatkę z politowaniem.
- Popatrz na to, co wyprawiasz – powiedział szorstko – Bronisz mordercy, wypuszczasz go na dwa dni, a teraz lądujesz przez niego w szpitalu.
- To wszystko nie jest jego winą! – wrzasnęła, zbierając spojrzenia obecnych ludzi wokół siebie – Nic o nim nie wiesz, Andre!
Funkcjonariusz chwycił brunetkę za ramię i szybko przeprowadził w drugą część pomieszczenia, gdzie było o wiele mniej gapiów i ponownie zaczął rozmawiać z Addelaine, nieco ciszej, by nie wabić publiczności.
- Wiem tyle, ile powinienem. I wiem, że ta cała szopka,  jaką odwalasz to krucjata obiecana Dylanowi.
- Mylisz się, a w dodatku stąpasz po cienkim lodzie, Andre – warknęła przez zaciśnięte zęby, kiedy zbliżyła swoją twarz do jego, by ich spojrzenia w końcu się spotkały. On jednak pozostał wobec niej obojętny i odsunął się.
- Nie, to ty się mylisz Addelaine – odparł zrezygnowany - Może ta sytuacja i śmierć Irwina pomoże ci przejrzeć na oczy.
Andre odszedł od kobiety, kierując się w stronę recepcji. Przystanął, gdy nagle Addelaine zawołała go po nazwisku, przy wszystkich obserwujących i rzuciła jedno krótkie pytanie, rozpoczynające wielką wojnę, kiedy mężczyzna odwrócił się do niej.

- A może Tobie pozwoli przejrzeć na oczy siedzenie za kratkami? – głośnym i ostrym tonem zagroziła funkcjonariuszowi na oczach wszystkich. Nie czuła wstydu, zażenowania czy strachu. Stanęła dumnie, unosząc brew i czekając, aż jej towarzysz odpowie na niewinne zapytanie.
- Co ty do mnie powiedziałaś? - zmrużył oczy i popatrzył na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Szybko ruszył w jej stronę, ale ona nie cofnęła się, a poczekała, aż będzie wystarczająco blisko. Znowu można było wyczuć między nimi niebezpieczne napięcie, które prowadziło do niczego dobrego.
- To, że mam nadzieję, że on przeżyje i skończę szybko jego sprawę z wynikiem pozytywnym, bo następną jaką się zajmę, będzie nosiła twoje nazwisko i wierz mi, Andre – przerwała, by zbliżyć się jeszcze bardziej do niego i szepnąć mu do ucha jedno zdanie - Wciągnę cię w bagno, zamiast z niego wyciągać.

Ostatni raz zmierzyli się wzrokiem, a potem brunetka odsunęła się i utykając, pokierowała się do korytarza prowadzącego do sali operacyjnej. Nie zważając na uwagi i prośby pielęgniarek, poszła pod same drzwi bloku operacyjnego i przystanęła tam, cierpliwie czekając na zakończenie tej męki i pozytywne informacje.
***
Za szklanymi drzwiami i za parawanem od dwóch godzin trwała operacja. Słychać było tylko krótkie dźwięki pracujących maszyn oraz co chwila odkładanie i zmienianie szpitalnych narzędzi. Addelaine co chwila zerkała przez szybę i bacznie nasłuchiwała modląc się, by nie usłyszeć tego ponurego ciągłego sygnału, który był wszystkim dobrze znany. Minęło tyle czasu, odkąd Ashton walczył o życie na bloku operacyjnym i nikt nie wychodził z żadnymi informacjami – Addelaine nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. 
Niespodziewanie, w szpitalu zjawili się Calum oraz Michael. Gdy spostrzegli w oddali, na końcu korytarza brunetkę siedzącą na podłodze, od razu chcieli do niej podejść, jednak policja natychmiastowo ich zatrzymała. Bez żadnych słów, funkcjonariusze złapali szybko dwóch mężczyzn za ręce, obezwładniło i powaliło na ziemię. Krzyki i dźwięk upadku zwróciły uwagę Addelaine i kiedy zobaczyła, co dzieje się w poczekalni na izbie przyjęć, ruszyła tam.
- Co to do cholery ma oznaczać!? – zapytała Andre z pretensją, jednak ten potraktował ją niczym powietrze i kontynuował swoje czynności. Addelaine natomiast nie dawała za wygraną i złapała go za ramię, mocno szarpiąc. Mężczyznę poniosły emocje i uniósł dłoń, przygotowując się do uderzenia. Zdążył tylko krzyknąć i się zamachnąć, kiedy przed popełnieniem wielkiego błędu powstrzymał go Dave.
- Andre – ryknął ostro, a wtedy wszyscy spojrzeli tylko na niego – Przemyśl to, mój drogi.
On i Ona nadal mierzyli się ze sobą. Ich oddechy były ciężkie i szybkie. Addelaine tylko czekała, aż Andre potknie się noga i da jej tym samym zielone światło do działania i ogromną satysfakcję.
- Byle odpowiednio – dopowiedziała Levinson – Chcę mieć kolejny powód, dla którego będę mogła cię wsadzić.
- Zabierzcie ich – rozkazał swoim współpracownikom, a potem odsunął się od adwokatki i podążył za kolegami.
- Po moim trupie – odpowiedziała Levinson, stając przed nim. Jego spojrzenie mówiło jasno, że trzyma się już ostatnich granic wytrzymałości, które kobieta aktualnie naruszała, jednak Levinson była zbyt uparta, żeby sama dać sobie spokój. Dlatego wkroczył ktoś, kto miał na nią odpowiedni wpływ.
- Addelaine – wrzasnął znacząco Dave i usunął ją z drogi Andre, przeciągając ją na swoją stronę, po czym powiedział do przyjaciół Ashtona – Jedźcie, załatwię to.
Gdy cała awantura na środku szpitala dobiegła końca i ciężka atmosfera trochę opadła, Dave postanowił ruszyć temat ponownie, tym razem robiąc to w bardziej prywatnym miejscu i zaciągnął Addelaine do jednego z pokoi, które zostały zamknięte ze względu na przebywanie Ashtona w szpitalu. Addelaine opadła zmęczona na jedno z krzeseł i spojrzała na Dave’a miną zbitego psa licząc, że to złagodzi obecną sytuację.
- Co do cholery sobie myślałaś, Addelaine? – wrzasnął na nią szef.
Był wkurzony. Jego policzki poczerwieniały, pięści co chwila zaciskały się, a klatka piersiowa pośpiesznie unosiła. Jego siostrzeniec mógł w każdej chwili umrzeć, a wszystko zdarzyło się przez to, że wyszedł na wolność i nieodpowiednia osoba miała sprawować nad nim kontrolę.
- To nie był mój pomysł – powiedziała ze złością w głosie i próbując się obronić – Nie mogłam go powstrzymać, poprosiłam tylko, żebyśmy nie wyjeżdżali na miasto, ale on zobaczył Caitlin, a potem nas zaatakowali!
- Nie byłoby tego, gdybyś się mu postawiła!
- Próbowałam, Dave! – odbiła piłeczkę, majac już łzy w oczach - Sądzę, że akurat Ty powinieneś dobrze wiedzieć, jak ciężko jest zapanować nad Ashtonem!
- Chcesz mi powiedzieć, że przerasta cię ta sprawa? – zarzucił.
- Dave… - błagalnie wypowiedziała jego imię wiedząc, co chce jej powiedzieć.
Zapadła chwilowa cisza. Dave wahał się ze swoją decyzją i ciężko było mu to wyznać, ale w końcu postanowił, że tak będzie najlepiej.
- Addelaine, zostajesz odsunięta.
Brunetka wstała, mało się nie przewracając.
- Dave, nie możesz!
- Owszem, mogę – odparł chłodno – To zaszło zdecydowanie za daleko, mogłaś zginąć, Ashton może zginąć!
- To nie była nasza wina! – zaprotestowała – Zaatakowali nas, Dave! Kula od pocisku jest w oponie, możemy to udowodnić.
- Żadnej kuli nie było w oponie, Addelaine – uświadomił ją mężczyzna, spuszczając wzrok – Niczego, ani nikogo tam nie było. Po prostu jechaliście za szybko, Ashton nie zapanował nad samochodem i…
- Co ty mówisz, Dave?! – wrzasnęła, o mało nie wyrywając sobie włosów z głowy. To była dla niej jakaś abstrakcja. Nigdy w życiu nie słyszała większych bzdur. – Przecież była tam wielka strzelanina! Na pewno były na ulicy jakieś kamery, cokolwiek!
- Addelaine, w tamtej dzielnicy nie ma żadnych kamer – mówił – Nie było żadnej strzelaniny, nikt nie słyszał strzałów, nikt nie zgłaszał żadnych niepokojących sytuacji. To co mówisz, brzmi w tej chwili jak bajka.
Addelaine odsunęła się od mężczyzny i zaczęła przechadzać się w kółko po korytarzu. Trzymała się za głowę, miała szeroko otwarte oczy, a w nich kłębiły się łzy. Bicie jej serca jeszcze bardziej przyśpieszyło, a migrena nasiliła się. Nawet Dave nie wierzył w to, co mu opowiadała. Uważał, że to była bajka, mimo że wszystko wydarzyło się naprawdę, ale przez chytrość Seana, była o krok w tył i obecna rzeczywistość zamieniła się w jej najgorszy koszmar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz