piątek, 25 maja 2018

Rozdział 34



- Że co, do cholery?! - wrzasnęła, po czym zakasłała mocno, czując silny ucisk przy żebrach - Calum i Michael go zamknęli w jakimś starym bunkrze, żeby po prostu tam zgnił?!
- Nie rozumiesz - odparł - Connor był całym tym złem, przez które to wszystko ma miejsce - Ashton próbował jak najlepiej zobrazować Addelaine całą historię związaną z ich wrogiem - To był popieprzony, psychiczny morderca, a w dodatku cwany manipulant. Musiał zapłacić za wszystkie wyrządzone nam krzywdy.
- I czego w tej chwili ode mnie oczekujesz? - zapytała - Że będę wyrozumiała lub miła? Jakbyś mnie nie znał - ironizowała - Zamordowaliście człowieka!

- Bo na to zasługiwał - wydarł się Ashton, uderzając dłonią o kierownicę.

Nastała cisza. Addelaine była równie wściekła, co blondyn, ale nie wiedziała, co może więcej powiedzieć, niż po prostu go skarcić, niczym małe dziecko. Broniła go cały ten czas, w pewnym sensie nawet ufała, a on nie powiedział jej tak istotnej rzeczy. Zastanawiała się, co jeszcze mógł przed nią zataić.
Kobieta zauważyła, jak Irwin zmienia trasę. Domyśliła się, gdzie próbuje ją zabrać i natychmiastowo przerwała ciszę, by mu przeszkodzić.
- Nie ma czasu na szpital - zarzekała się - Zawieź mnie do Andre - nakazała, a on spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Jesteś pewna? - dopytał, a w jego głosie słychać było troskę.

- W takim stanie na pewno go jakoś zniosę - powiedziała, a gdyby mogła to wzruszyłaby nawet ramionami - Będę za bardzo skupiona na bólu, żeby go słuchać.

Addelaine podała Ashtonowi adres. W przeciągu kilku minut dotarli pod strzeżone osiedle, na które wpuściła ich ochrona. Po wyjściu, Irwin szybko okrył adwokatkę swoim płaszczem by zasłonić ślady krwi. Objął ją i prowadził do klatki, a później do windy. Po dotarciu na czwarte piętro, pośpiesznie pognali pod drzwi przyjaciela Levinson. Ashton zaczął agresywnie bić pięścią w drzwi, czekając aż policjant otworzy. 

Pojawił się w przejściu, ubrany tylko w spodnie dresowe. Jego umięśniona klatka piersiowa nie zrobiła jednak wrażenia na Addelaine. Nie w takim stanie. Spojrzała jedynie błagalnie w jego oczy.

- Powinienem pytać? - rzucił krótko, gdy ją ujrzał.

Wyglądała źle, bardzo. Była blada, a jej ubrania zakrwawione. Ashton zarzucił jej rękę na swoje barki, żeby pomóc jej iść.

- Niekoniecznie - burknęła pod nosem, po czym ruszyła do jego domu, nawet nie prosząc o wejście.

Addelaine poprosiła Ashtona, by poprowadził ją do kuchni. Ponawigowała go. Doskonale znalazła każdy zakątek tego mieszkania. Nie raz była tutaj gościem. 

Przestronny apartament urządzony w nowoczesnym stylu robił dość duże wrażenie. Andre zainwestował większość swoich oszczędności, by mieć dom, o jakim marzył. Brakowało mu w nim jedynie rodziny, ale to był odrębny temat, który doskonale Addelaine znała. Kiedyś był przyjacielem nie tylko jej, ale również jej ojca. Wszystko odmieniło się tego jednego, feralnego dnia.

- Muszę wrócić do biurowca - oznajmiła, gdy opadła na kanapę.

Wzięła głęboki wdech.

- Odpocznij - powiedział Irwin - Ja mam sprawę do załatwienia. Kiedy już się z nią uporam, wrócę po ciebie.

Irwin nie musiał się tłumaczyć, czy nawet wspominać dokąd jedzie. Brunetka już wiedziała, co dokładnie planuje. 

- Wykluczone - uderzyła dłonią w kawowy stół znajdujący się naprzeciwko niej - Nie możesz tam pójść, na pewno nie sam.

- Będę z Michaelem.

- Nie robi to dużej różnicy, kiedy idziecie tylko we dwójkę - odparła - Potrzebujecie wsparcia.

Andre stał i przyglądał się bacznie dwójce, która go odwiedziła. Miał wiele pytań, ale za bardzo bał się dyskusji z Addelaine, by móc wypowiedzieć je głośno. Dlatego sam próbował wyciągnąć jakieś wnioski i ułożyć całą historię.

- Daj spokój - machnął ręką - Przynajmniej zginiemy robiąc to, co kochamy. Igranie z ogniem.

- Czy słyszałeś chociaż jedno słowo, które wypowiedziałam? - zapytała ze spokojem - Nie pozwolę Wam na taką samowolkę. 

Levinson zignorowała kolejne komentarze Irwina i wyciągnęła telefon. Brunetka szybko wystukała z pamięci numer do biura służb. Grzecznie przedstawiła się, wyjaśniła w skrócie sytuację i poprosiła o dodatkowy zespół specjalny wraz z zezwoleniem na akcję. Chwilę zajęło jej przekonywanie jednego z szefów, by wyraził zgodę na ich działania. Nie była zaskoczona spotykaniem się z odmową w obecnych sytuacjach. To było istne szaleństwo. Każdego dnia ich życie stawało się coraz to bardziej niebezpieczne. Nikt nie chciał ryzykować. 

Koniec końców jej dar przekonywania przezwyciężył i dziesięć osób pod jego rozkazami miało przygotować się do wyjazdu. Addelaine przekazała wszystko Ashtonowi, który z zadowoleniem przyjął informacje. Brakowało mu takiego tempa i nutki niebezpieczeństwa, a teraz miał tego aż nadto. Mimo to, wcale nie czuł się z tym faktem źle. To go nakręcało i sprawiało, że chciało mu się robić coś więcej, niż tylko chodzić po tym nieszczęsnym świecie.

Levinson miała złe przeczucia i nie ukrywała tego. Kilkakrotnie ostrzegała swojego klienta o pułapkach i oceniała szanse niebezpieczeństwa, którymi Ashton zupełnie się nie przejmował. Prosiła, by na siebie uważał, a także na innych, ale on podchodził do tego na zbyt lekkomyślnie. Nie traktował jej słów poważnie, bo był pewny, że wykona swoją robotę perfekcyjnie i nic nikomu nie zagrozi. No chyba,  że pojawi się Sean.

Kiedy blondyn wyjechał, Levinson nie czuła tak wielkiego strachu, jak po godzinie bez żadnego braku kontaktu. Nie miała telefonu, ani auta, a w dodatku jej stan fizyczny nie pozwalał na jakąkolwiek pomoc czy towarzystwo. Czuła się bezsilnie.

Mijała kolejna godzina, a brunetka stukała z blat stolika, przy którym usiadła, tempo patrząc się na ścianę. Jej zachowanie znacznie się zmieniło, gdy na stole zawibrował telefon, powiadamiając o smsie. Szybko wzięła komórkę do ręki mając nadzieję, że to właśnie Ashton. Niestety, było o wiele gorzej.



"Dzisiejszego wieczoru, niech poleje się krew."



- Mój Boże.. - szepnęła, widząc wiadomość, a wtedy Andre na nią spojrzał pytająco. Bez zawahania odpowiedziała mu. - On wie. On wszystko wie.

- Addelaine, spokojnie - mężczyzna z uniesionymi dłońmi w geście poddania podchodził do niej powoli i spokojnie. Widząc jej przerażenie, ostatnią rzeczą jakiej chciał, była awantura, więc starał się jak najlepiej uspokoić sytuację.

- N..nie.. mogę - wydukała nerwowo, po czym wstała z miejsca i ruszyła w stronę korytarza.

Przykucnęła na podłodze i sięgnęła po buty, by za moment nałożyć je na swoje stopy. Niezdarnie wiązała sznurówki adidasów, podczas gdy on ją obserwował. Nałożyła lekko zakrwawiony płaszcz na siebie.

- Addelaine - odezwał się w końcu, ale kiedy spotkał się z milczeniem, powtórzył jej imię ostrzej - Addelaine!

Kobieta złapała się za głowę, licząc że ten ruch wyciszy jego głos i migrenę, która wciąż jej towarzyszyła. Toczyła wewnętrzną bitwę, by podjąć jakąkolwiek decyzję. Myślała logicznie i wiedziała, że nie jest w stanie prowadzić, ani dojechać na miejsce w porę, żeby wszystko powstrzymać. Ale jednocześnie nie potrafiła siedzieć i czekać na telefon. Zajmując miejsce na kanapie, naprzeciwko zegara, ciągle obserwowała ruch wskazówek, odliczając czas. I to zabijało ją od środka. Ta cholerna niewiedza.

- Muszę im pomóc! - wyrzuciła z siebie wreszcie, pozwalając rękom swobodnie opaść - Po prostu muszę.

- Ledwie utrzymujesz się na nogach - stwierdził, mierząc ją od góry do dołu wzrokiem - A co dopiero, gdybyś miała gdzieś iść.

- Czego tutaj nie rozumiesz? - spytała z wyrzutem, stając między korytarzem, a salonem - To cholerna pułapka! Zginą, jeśli ktoś tego nie powstrzyma!

Niespodziewanie ich dyskusję przerwały wiadomości, które z około piętnastominutowym wyprzedzeniem pojawiły się w telewizji. Lekki kobiecy głos wydobył się z głośników informując, iż przerywają transmisję, by nadać nowe istotne informacje. Addelaine przestała kłócić się z Andrew i na tyle prędko, na ile pozwoliło jej ciało i jego obecne możliwości, przemknęła przez korytarz, by zobaczyć co się dzieje.
Spojrzała w ekran telewizora, który stał w salonie. Wiadomości zostały przerwane. Ładna, blondwłosa młoda dziewczyna siedząca za eleganckim biurkiem z białą kartką położoną na blacie, widniała przed kamerą, podając informację z ostatniej chwili.
- Właśnie otrzymaliśmy najświeższe wieści z niedużej wsi tuż pod miastem Addelaide. Nastąpił wybuch stodoły, gdzie miała miejsce mieć obława jednego z długo poszukiwanych przestępców. Udział w niej brało...

- Tylko nie to... - szepnęła, a jej oczy zaszkliły się.

poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział 33

muzyka: klik

Addelaine zaciskała dłonie na nadgarstkach obcego mężczyzny z całej siły, jednak w żaden sposób nie pomogło jej to w uwolnieniu się. Była zbyt słaba, a w dodatku zdana na samą siebie. Powoli brakło jej powietrza i tym samym traciła kontakt ze światem. Powieki powolnie opadały, zamykając oczy. Opuściła ręce w momencie zapadania ciemności i poddała się. A przynajmniej tak mogło się wydawać.

Poruszyła prawą nogą - z bólem, ale jednak była ona sprawna i wciąż utrzymywała się na pedale gazu. Sprawdziła lewą kończynę - również wszystko było w porządku. Wtedy znalazła zupełnie nową drogę ucieczki i postanowiła zrealizować swój pomysł. 

W momencie ostatniego wdechu, przycisnęła gaz i zaczęła odpuszczać sprzęgło. Silnik zawarczał głośno, a samochód z niesamowitą prędkością ruszył do przodu. Otwarte drzwi od strony kierowcy uderzyły w napastnika i powaliły go na ziemię. Auto zatrzymało się na najbliższej latarni. 

Addelaine odetchnęła z ulgą, chociaż wiedziała, że prawdziwa walka dopiero się zaczyna. Odnalazła ostatki sił i zabrała z fotela dokumenty, po czym wyczołgała się z wozu. Na kolanach ruszyła do ucieczki, prosto, przed siebie. 

Gdy dotarła do jednego z budynków, wspomagając się, wstała na nogi. Zboczyła z głównej ulicy, oglądając się co chwila za siebie. Potykała się, a raz nawet upadła, jednak podniosła się, bo trzymała się nadziei, która pozwoli jej przetrwać.  Kurczowo ściskała rękoma swój brzuch, w okolicach żeber, w który wbiła się kierownica podczas uderzenia. Odczuwała mdłości, a w jej głowie wciąż wszystko wirowało. Próbowała jak najdłużej utrzymać świadomość i kontakt ze światem, by uciec i znaleźć bezpieczne miejsce do schronienia się.  Była cała poobijana i zakrwawiona. Asekurując się ścianami bloków, szlajała się niezdarnie pomiędzy ciemnymi uliczkami, aż w końcu dotarła do głównych alei, znajdujących się kilka przecznic od wypadku, w którym uczestniczyła. 

Przystanęła na moment, by wziąć głębszy wdech, jednak każde wpuszczenie powietrza do płuc sprawiało jej ogromny ból. Nie wiedziała, gdzie jest. Kilkoro ludzi mijało ją, obrzucając spojrzeniem pełnym obrzydzenia i pogardy albo strachu. Wołała szeptem o pomoc. Nie była w stanie wysilić się na krzyk. Błagalnie patrzyła na przechodzących obok niej mężczyzn oraz kobiet, wyciągając dłoń, ale oni tylko odsuwali się i przyśpieszali kroku. Nie umiała pohamować łez. 

I wtedy ujrzała go - na głównym skrzyżowaniu, rozglądającego się. Jej serce zabiło szybciej. Czym prędzej rzuciła się do biegu i skryła w ciemnej ulicy, za kontenerami ze śmieciami. Podsunęła nogi pod brodę. Dłonią zatkała swoje usta, by nikt nie usłyszał jej szlochu, a nawet oddechu. I czekała, modląc się, by jej nie znalazł. Po raz pierwszy była tak blisko śmierci, że zaczęła bać się o własne życie. Nigdy wcześniej jej się to nie przytrafiało, ale odkąd poznała Ashtona i podzieliła jego historię, przestawała ukrywać coraz więcej emocji. Nie była już tą samą twardą kobietą bez serca, która spojrzeniem sprawiała, że padałeś na kolana i wyznawałeś wszystkie swoje grzechy. Stała się otwarta, delikatna i krucha. 

Minęło około dziesięciu minut, nim zdecydowała się wyjść z ukrycia. Niepewnym krokiem podchodziła do głównej ulicy, której nie przecinał już żaden przechodzień. Jej oczy powoli opadały, a oddech stawał się słabszy. Nogi zaplątały się i już leciała na ziemię, gdy nagle ktoś uchronił ją przed upadkiem.

- Drugi raz w ciągu dnia? To już rutyna - wypowiedział na wdechu, biorąc kobietę w swoje ramiona.

- Ashton... - westchnęła, zerkając na niego ostatnimi siłami.

- Proszę, nie mów mojego imienia w ten sposób, bo czuję się, jak anioł, który właśnie spadł ci z  nieba i popadam w samozachwyt - poprosił żartobliwie, uśmiechając się szelmowsko po czym przeniósł prawą rękę pod nogi adwokatki, by unieść jej ciało.

Levinson ogarnęło dziwne ciepło. Odczuła spokój, a przede wszystkim poczuła się bezpiecznie. Zamknęła oczy i odpłynęła.

Po wzięciu Addelaine na swe ręce, szybko ruszył w stronę pozostawionego auta przy ulicy. Chwilę siłował się z drzwiami, by je otworzyć, ale gdy już to zrobił, delikatnie postawił Addelaine na ziemi i pomógł jej zasiąść na miejscu pasażera. Zamknął drzwi i rozejrzał się po ulicy, by sprawdzić, czy są bezpieczni. Nie był tego pewny pomimo nie zauważenia podejrzanych zachowań. Czuł się obserwowany i nie uważał tego za przewrażliwienie. Ale te właśnie odczucia popchnęły go do szybkich reakcji. W przeciągu krótkiej chwili wsiadł do samochodu, wsadził kluczyki do stacyjki i odjechał. 

~*~

Addelaine obudziła się po piętnastu minutach. Zauważając przemieszczające się budynki i drzewa, od razu wyprostowała się, chcąc stanąć na równe nogi i uciekać. Opanował ją ból, który dał o sobie znać w momencie, gdy poderwała się do góry. Syknęła ostro i opadła na siedzenie, znów łapiąc się za żebra. Kiedy jednak zauważyła, kto jest kierowcą auta, spokojnie ułożyła się na miejscu i unormowała oddech.

- C...co... co się stało? - wydukała, zerkając na Ashtona.

- Cóż.. zemdlałaś.. znowu... wpadając prosto w moje ręce - oświadczył łagodnie, by Levinson przyjęła do wiadomości ten fakt, po czym dodał nieco przemądrzałym i złośliwym głosem - Wiesz, że nie musisz się posuwać do tak ekstremalnych kroków, by zdobyć trochę mojej uwagi, nie?

Brunetka zdołała spiorunować swojego towarzysza wzrokiem, a następnie odwrócić się od niego, do okna.

- Mój widok musi dostarczać ci naprawdę dużo hm... rozrywki? - rzuciła ironicznie - W końcu praktycznie umieram - zakrztusiła się, czując ucisk w klatce piersiowej, jakby coś ją przygniatało.

- Kiedyś próbowano mnie zabić - wyznał - Wyglądało to o wiele gorzej, niż stan w którym obecnie jesteś.

Kobieta przemilczała jego komentarz.

- Dlaczego mnie uratowałeś? Myślałam, że po tym, co stało się wcześniej będziesz pierwszą osobą, która mnie dobije przy możliwej okazji - zmieniła szybko tok dyskusji.

- Zwykłe "Dziękuje" będzie w tym przypadku, jak najbardziej na miejscu - stwierdził, nawet na nią nie zerkając.

- Poważnie, Irwin - burknęła.

- Powiedzmy, że zostałaś zaadoptowana przez grupę niecodziennych przyjaciół, którzy lubią sobie czasem kogoś zabić.  

- Jesteś ranna? Trochę krwi spływa z twojej twarzy.. - zauważył, podczas podróży.

- Muszę...  te dokumenty... - wydukała, ściskając w dłoni teczkę.

- Nie w tym stanie - powiedział ostro - Zabiorę cię do oddziału, gdzie czeka już opieka medyczna - oświadczył, po czym spytał - Pamiętasz, co się wydarzyło?

Brunetka pokręciła z niezadowoleniem głową, po czym dotknęła swojego czoła. Spojrzała następnie na pokrwawione ręce i wtedy zaczynała sobie przypominać. Miała tylko małe przebłyski.

- Miałam wypadek, samochód uderzył w.... - urwała, gdyż kompletnie nie wiedziała, co się wydarzyło - Jakiś mężczyzna... podszedł i zaczął mnie dusić...

- Jack? Sean? - dopytywał Irwin.

- Nie..nie wiem... - mruknęła, chowając twarz w dłonie - Słabo widziałam... ale to nie był nikt znajomy - zapewniała.

Irwin oparł się o siedzenie, wbijając stopę w pedał gazu i ruszając z impetem, gdy zapaliło się zielone światło. Widząc stan adwokatki, nie zamierzał ciągnąć tematu i dalej jej zadręczać wydarzeniami, które miały miejsce, chociaż mógłby - z czystej złośliwości. Ale uznał, że Addelaine wystarczająco dostała w kość za zdradę i pozostawienie Caluma, którego i tak zamierzał uratować. W pewnym sensie odczuł wobec niej współczucie i żal, pomimo że nie był tego typu osobą. Coś jednak nakazywało mu się przejąć skrzywdzoną kobietą i nałożyć na siebie pewne zobowiązania. 

- Cholera - rzucił krótko w celu rozluźnienia atmosfery - Ty i ja musimy być naprawdę bardzo wysoko na liście Seana zatytułowanej "Osoby, których nienawidzę". 

- Wiesz... ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam teraz usłyszeć była właśnie prawda - zaśmiała się delikatnie, ale widząc jego zakłopotanie postanowiła pójść z tematem w nieco innym kierunku - Jeżeli mnie ściga, to z jakiegoś powodu, a z pewnością jest nim uwolnienie cię z więzienia. Tylko dlaczego twoja wolność jest dla niego takim problemem? - zapytała.

Blondyn wzruszył obojętnie ramionami, sam zastanawiając się nad powodami, jakimi kierował się Sean. Znał go dobrze, aż za dobrze. Doskonale wiedział, że niczego nie robił bez przyczyny. Zawsze musiał mieć ukryty cel, korzyść lub... istotne informacje, które pchały go do takich, a nie innych czynów. A jak się okazywało, to właśnie mogło być kluczem do rozwiązania całej zagadki.

- Czekaj... - wydusił z siebie, jakby nagle doznał olśnienia.

Ashton niespodziewanie zjechał z drogi, kierując pojazd na pobocze. Gwałtownie zatrzymał się i wyciągnął komórkę z kieszeni, wybierając czyiś numer. Addelaine spojrzała na niego pytająco, kiedy zobaczyła, jak jego twarz pobladła i stała się poważna. 

- To nie problem... - wyznał - A zemsta. 

- Nie rozumiem... - szepnęła Addelaine, a wtedy Irwin oderwał się od rozmowy z nią, rozpoczynając kolejną.

- Michael? - spytał, gdy usłyszał po drugiej stronie męski głos - Kiedy ostatnio składałeś wizytę Ticksowi?

niedziela, 6 maja 2018

Rozdział 32

muzyka: klik

Andre wjechał autem na podjazd, stając przed ogrodzeniem wielkiego budynku. Addelaine nie czekając na niego, wysiadła z auta i pobiegła w stronę wejścia. Zignorowała idącego do niej ochroniarza, chcącego sprawdzić jej tożsamość. Jej nogi nagle odnalazły siłę by poruszać się z szybką prędkością i odnaleźć Ashtona. Jej ubrania były zaplamione krwią, która wciąż płynęła z jej ramienia.
- Irwin, Irwin.. – ciche wołanie wydobywało się z jej ust.
Była słaba, bardzo. W całym biegu wykorzystywała już ostatki swoich sił.
- Ashton! – krzyknęła desperacko – Błagam! – łkała – Niech ktoś go sprowadzi.
Jeden z funkcjonariuszy zareagował i czym prędzej pobiegł do pokoju przestępcy, żeby go przyprowadzić. Brunetka oparła się o ścianę, dysząc ciężko. Andre kłócił się z ochroniarzem, by go wpuścił, tłumacząc sytuację, która zaszła kilka godzin wcześniej. Po okazaniu policyjnej legitymacji, przekroczył wejście, szybko biegnąc na pomoc adwokatce.
W tym czasie, Ashton i Michael zjawili się na korytarzu.
Na jej widok, oczy blondyna stały się szersze. Stanął niczym zamurowany. Był zmieszany, nie wiedział, co robić. Wyglądała strasznie, jak po przejściu ciężkiej bitwy. Jej eleganckie ubrania były brudne od ziemi oraz krwi, tak jak twarz i ręce.
- Le.. Addelaine? – zapytał zagubiony.
- Sean.. – mruknęła – Ma Caluma…
Cały świat przed nią zawirował. Sufit zdawał się być na dole, a podłoga na górze. Wszyscy znajdujący się tuż przy niej zdublowali się. Przymknęła lekko oczy, po czym uchyliła je, aż w końcu same opadły. Jej nogi ugięły się, a ciało zaczęło upadać na ziemię. Ashton rzucił się do biegu i w ostatnim momencie chwycił ciało kobiety kilka centymetrów nad podłogą, ratując ją od silnego upadku. Rozejrzał się po ludziach, którzy przyglądali się całej sytuacji.
- Na co kurwa czekacie?! – krzyknął pretensjonalnie pytając i nakazał – Wezwijcie pomoc i sprowadzcie tego waszego przełożonego!

~*~
Addelaine obudziła się w towarzystwie przerażającego bólu głowy. Delikatnie i powoli otwierała oczy, ale światło lampy zawieszonej na suficie raziło ją do tego stopnia, że musiała przysłonić je dłonią. Podniosła się do pozycji siedzącej i właśnie wtedy zauważyła, że znajduje się w pokoju Ashtona, a raczej jego sypialni. Jej wspomnienia przywróciły ostatnie zdarzenia, a także przypomniały o zranionym ramieniu. Gdy na nie spojrzała, ujrzała dobrze zaciśnięty bandaż.
- Nie mogę uwierzyć w to, co się stało – wychrypiała.
- Odpoczywaj – poradził Michael.
 - Jak możesz? – spytała.
Brunetka wstała z łóżka, chwiejąc się na nogach. Clifford chciał ją asekurować, jednak odepchnęła go i obdarowała chłodnym spojrzeniem. Tylko przez chwilę patrzył na nią pytająco, bo później już zrozumiał.
- Ty wiesz… - wydusił z siebie, a na jego twarzy można było dostrzec zmartwienie.
Levinson uśmiechnęła się złośliwie, po czym wyraz jej twarzy ponownie spoważniał.
- Powinniście byli mu o wszystkim powiedzieć! – krzyknęła, kiedy w jej oczach zbierały się łzy – Zasługiwał na prawdę!
Michael podbiegł do kobiety i przyłożył do jej ust dłoń. Przycisnął adwokatkę do ściany, gdy ta zaczęła piszczeć.
- Czy będąc w więzieniu lub wychodząc z niego po dziesięciu pieprzonych latach, chciałabyś usłyszeć taką prawdę, Addelaine!? Chciałabyś?! – cicho pytał brunetkę z wyrzutem.
Gdy oboje usłyszeli wołanie znajomego głosu, Michael odsunął się od Addelaine, puszczając ją wolno. Kobieta wzięła głęboki wdech i oparła się o ścianę. Kiedy Irwin ponownie zawołał imię swojego przyjaciela, ten przeszedł do pokoju głównego, a adwokatka poszła za nim, kiedy uspokoiła pracę serca, by nie wzbudzać wątpliwości.
- Addelaine! Gdzie jest Cal? – gdy tylko Ashton ją zobaczył, zaczął rzucać pytaniami wyraźnie zdesperowany, chodząc po pokoju – Co się stało? Dlaczego nas zostawiliście?
- On… on.. znalazł kartkę – dukała – Sean zagroził, że zabije Mali, jeśli…. – zrobiła pauzę i zerknęła na Michaela, który patrzył na nią błagalnym spojrzeniem, jakby już wiedział, co dalej powie.
- Jeśli co!?
- Nie wywiezie mnie z domu, na jakieś pustkowie – skłamała – Tam na nas czekali… Calum kazał mi uciekać i walczył…
- I tak po prostu go zostawiłaś?! – wtrącił się w jej opowieść, pytając pretensjonalnym głosem i rzucając jej gniewne spojrzenie.
- Czemu patrzysz na mnie w ten sposób? – spytała z wyrzutem - Kazał mi uciekać! – wrzasnęła Addelaine, oburzona jego brakiem wyrozumiałości.
Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem i dalej wykłócał się z kobietą.
- A gdyby kazał ci skoczyć z mostu, też byś to zrobiła!?
Addelaine zaczęła gotować się ze złości. Jej twarz poczerwieniała. Powoli traciła nad sobą panowanie. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Ashton nie umie postawić się w jej sytuacji i działa tak impulsywnie. To nie ona podjęła decyzję bycia bohaterem tej akcji, a Calum. Gdyby miała możliwość pomocy, zrobiłaby to. Ale dwóch mężczyzn im groziło, Sean ją gonił, a Bóg jeden wiedział tylko, ilu jeszcze ich było.
- Jak mieliśmy się wyjść z tego cało, co?! – próbowała wytłumaczyć mu sytuację – Otoczyli nas, nie mieliśmy broni, niczego! Calum chciał, żebym chociaż ja uciekła i dała Wam znać o całym zdarzeniu, byśmy razem wspólnymi siłami..
- Uratowali go? – prychnął – Naprawdę myślisz, że to takie proste?
- Może nie proste, ale…
- Ale niewykonalne – odparł – Dałaś Seanowi to, czego chciał. On niczego nie oddaje, bo ma na to ochotę – wyjaśnił – Słabo odwalasz robotę zwaną przekonywaniem mnie, że postąpiłaś dobrze.
Levinson odwróciła wzrok i skierowała go ku ścianie, próbując się uspokoić, a również i skryć łzy, jakie krążyły w jej oczach. Zaciskała usta, oddychając głęboko. Dopadła ją migrena, a ból ramienia nasilał się z każdym krzykiem i oskarżeniami Ashtona. Obrywała za coś, czego sama padła ofiarą. Żałowała, że nadstawiała głowę do tego stopnia za przyjaciół Irwina. Wiedziała, że to nie jest odpowiedni czas, ale prawda aż cisnęła jej się na język i miała ogromne trudności z trzymaniem jej w sobie.
- Mam dość – warknęła ostro – Mam dość twojego gniewu, który wyrzucasz na mnie, chociaż ta cała chora sytuacja nie dzieje się z mojej winy! – wykrzyczała.
- A może dzieje się z mojej?!
- Nie – odpowiedziała ze spokojem – Ale pojęcia nie masz, jak to wszystko jest popieprzone, Irwin.
- Więc mi wyjaśnij – Ashton stanął przed nią ze splecionymi rękoma na klatce piersiowej.
Addelaine uśmiechnęła się grymaśnie pod nosem, powstrzymując łzy.
- Żałuję, że nie zostałam tam, żeby ten palant mnie zabił – wyznała ze złością w głosie, licząc że powiedziała to jedynie w myślach.
Blondyn podszedł do kobiety, patrząc jej prosto w oczy.
- Czytaj z moich ust – nakazał – I tak miałbym to w dupie – oznajmił ostro – Problem w tym, że w tej sytuacji znajdujesz się nie ty, a mój przyjaciel.
- Przyjaciel – prychnęła, a łza popłynęła po jej policzku.
Addelaine ostatni raz zmierzyła się wzrokiem z Ashtonem. W jej oczach zobaczył smutek, jakiego nigdy wcześniej nie widział i wtedy już wiedział, że jej serce zostało przez niego nadszarpnięte, a emocje powoli wydostawały się na zewnątrz. Pękała od środka, ale jego to już nie obchodziło. Liczył się tylko Calum i walka o jego życie. A także prawda, jaką skrywała adwokatka.
Levinson zacisnęła mocno pięści i zwinnie wyminęła Ashtona, by skierować się do wyjścia. Już miała ciągnąć za klamkę, gdy ciężka dłoń przycisnęła mocno drzwi do framugi, blokując kobiecie przejście. Zadrżała, kiedy drzwi trzasnęły.
- Nie myśl sobie, że wyjdziesz bez jakiejkolwiek odpowiedzi na moje pytania – syknął – Pożałujesz, jeśli to zrobisz – ostrzegł Irwin.
- Twoje dziecinne zachowanie nie wygra tej walki – poradziła przestępcy – A odpowiedzi nie powinieneś szukać u mnie -  mruknęła ze smutkiem, zerkając tylko na sekundę w stronę Michaela, po czym ponownie pociągnęła za klamkę i odsunęła drzwi, odpychając Ashtona, który po jej słowach nawet już się z nią nie siłował.
Opuściła pokój zostawiając dwóch mężczyzn samych.
Ashton jednak zdążył zauważyć ten gest, jakim adwokatka obdarowała jego przyjaciela. Natychmiast zwrócił się do niego, patrząc morderczym wzrokiem. Można było powiedzieć, że w jego ciemnych oczach za moment mogły zapalić się płomienie, co skutkowałoby wielkimi szkodami.
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał przez zaciśnięte zęby, a jego dłonie już formowały się w pięści.
Michael stał w ciszy, uciekając od mrocznego wzroku Ashtona. Jego dłonie zaczęły się pocić, a w jego myślach powtarzały się prośby, by Irwin zamknął temat. W głębi duszy wiedział jednak, że tak łatwo nie pójdzie. Addelaine dała mu zbyt wiele wskazówek mówiących, że za ostatnimi wydarzeniami stoi coś więcej niż tylko on sam. Gdzieś, w tym milczeniu Michaela, kryła się przyczyna.
Kąciki ust blondyna uniosły się, formując sarkastyczny uśmiech. Odwrócił wzrok i powolnym krokiem podszedł do Clifforda, zatrzymując się przed jego twarzą. Dopiero wtedy zwrócił głowę i zmierzył go ostrym, mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
- W porządku – mruknął obojętnie, a później jego głos stał się twardy i ciężki – Kiedy odbijemy Caluma, dam wam kolejną szansę na wyjaśnienia – oświadczył chłodno, kładąc dłoń na jego karku. Chwilę później zacisnął palce na jego skórze i przyciągnął głowę ciemnowłosego bliżej tak, by prawie zetknęła się z jego – Ale to będzie ostatnia okazja, jaką dostaniecie, więc lepiej żebyście obaj przemyśleli, czy chcecie drugi raz odpowiedzieć milczeniem.
Irwin po swoim ostrzeżeniu puścił przyjaciela gwałtownie i odsunął się. Zabrał z fotela kurtkę ostatni raz rzucając Michaelowi groźne spojrzenie i wyszedł, aby odszukać Addelaine i rozpocząć jakiekolwiek działania.
Tajemnice wystarczająco go zmotywowały.

~*~
Addelaine drżała jeszcze przez dobre dwadzieścia minut, jakie minęły od jej rozmowy z Ashtonem. Siedząc w sali konferencyjnej omawiała następne działania, tuż po tym, jak opowiedziała służbom, co jej się przydarzyło. Ich celem było teraz odbicie Caluma, a także schwytanie Seana. Żadna z tych rzeczy nie należała do najłatwiejszych.
Dokładnie dwunastu ludzi szperało w dokumentach, śledziło monitory i wykonywało telefony, chodząc od ściany do ściany, ruszając cały świat i rozpatrując każdą opcję. Poza nią. Ona pośród tego tłumu po prostu siedziała przy biurku, z opartymi łokciami na blacie i ze splecionymi dłońmi, którymi podpierała głowę, patrząc się wprost. Sama szukała wyjścia z tej sytuacji, jednocześnie zastanawiając się, jak ta sprawa tak bardzo stała się zagmatwana. Sprawiała wrażenie człowieka będącego na skraju wytrzymałości i nikt nie mógł jej się dziwić. Przez ten cały czas chowała się za żelazną skorupą i jednym celem, za którym stał ogromny i dramatyczny powód. A teraz wszystko się zmieniło. Pewne pytania znalazły swą odpowiedź – jak na przykład Sean i jego niewinność w przypadku przestępstwa, za które go ścigała, czy sama Caitlin i jej zaginięcie. Natomiast bez odpowiedzi pozostawało pytanie, dlaczego Sean chce ją mieć, a Ashtona utrzymać w więzieniu.
Musiała porozmawiać z Irwinem, czy tego chciała czy nie. Kolejne prześledzenie jego życiorysu, przy wspólnej współpracy mogłoby zaowocować rozwiązaniem sprawy, ale aktualnie nie potrafiła zmusić się do spotkania z nim. Nie po słowach, które padły zarówno z jej, jak i jego ust.
- Panno Levinson – wyrwał ją z rozmyśleń oficer prowadzący akcję, w której uczestniczyli – Proszę się powołać na immunitet.
- Immunitet? – spytała, jakby sama siebie i nagle doznała olśnienia – Oczywiście… - szepnęła, po czym powiedziała głośno – Jeśli zgłoszę napaść na siebie, jako adwokata, część sądu, czyli organ państwa…
- Wszystkie służby są Pani u stóp – dokończył za nią funkcjonariusz – Musi tylko Pani wypełnić oświadczenia i dostarczyć…
Brunetka przestała słuchać mężczyzny. Wstała od stołu i skierowała się ku wyjściu, pędząc do sekretariatu, gdzie chwilę później otrzymała odpowiednie dokumenty. Wypisanie kilkustronnicowych papierków zajęło jej około pięciu minut. Potem wybiegła z pomieszczenia, od razu kierując się na parking.
Wypełnione dokumenty leżały na miejscu pasażera, zapięte teczką i podpisane nazwiskiem Addelaine. Brunetka z zapiętymi pasami wyjechała spod terytorium służb specjalnych i skierowała się ku prokuraturze. Piętnaście minut po rozpoczęciu podróży ponownie wykonała telefon do znajomego prokuratora, by upewnić się, iż ich spotkanie jest aktualne. Gdy potwierdził swój przyjazd do sądu, rozłączyła się, a następnie nogą cisnęła w pedał gazu. Ramię wciąż bolało, ale starała się nie skupiać na swoim cierpieniu. Jej myśli krążyły wokół Seana. Determinacja wróciła i znów chciała jak najbardziej go pogrążyć i schwytać, nawet jeśli to nie on był sprawcą tragedii, jaka przydarzyła się jej rodzinie.
Na jej telefonie zaczęły pojawiać się przychodzące połączenia – jedno po drugim. Nadawcą był Ashton. Początkowo starała się go ignorować, jednak po trzydziestym telefonie oraz milionie wiadomości, postanowiła odebrać od niego rozmowę, chociaż wcale nie miała na to ochoty. W jej głowie jednak zapaliła się mała żarówka, że być może Sean odezwał się do niego i stawia warunki, o których chce jej powiedzieć. Niestety, przeliczyła się.
- Gdzie jesteś?! – ostrym, wręcz karcącym tonem zaczął ich konwersację Irwin.
- W drodze – burknęła, patrząc przed siebie.
- Czy postradałaś do końca zmysły?! – wrzeszczał niczym opętany – Fletcher chciał dorwać waszą dwójkę, myślisz, że nadal tego nie chce?! – zarzucał – Jeszcze mu się wystawiasz! Halo? Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Tak – odparła – Po prostu chwilę zajmuje mi ogarnięcie tych wszystkich głupot, które mi mówisz za jednym razem.
- Jadę, Levinson – oświadczył – Powiedz, gdzie dokładnie jesteś. Muszę wiedzieć, czy jestem blisko.
- Kto dał ci w ogóle pozwolenie?! – oburzyła się.
Niespodziewane uderzenie w samochód przerwało ich rozmowę. Ciemny bus jadący z naprzeciwka wjechał z impetem w samochód adwokatki przecinając skrzyżowanie i wjeżdżając na czerwonym świetle. Czarny mercedes Levinson odbił się od auta, obracając się o sto osiemdziesiąt stopni na środku ulicy i zatrzymując się. Zawiasy w drzwiach samochodu zniszczyły się, a same drzwi opadły w dół. Wszystkie szyby pękły. Cały bok auta był mocno stłuczony, wgnieciony i zarysowany.
Kolejne dwa auta również uderzyły w siebie powodując drugi wypadek.
Poduszki bezpieczeństwa otworzyły się w celu zmniejszenia obrażeń kierowcy. Addelaine w momencie uderzenia zobaczyła jedynie błysk, a później zapadła ciemność. Straciła przytomność, gdy jej głowa z wielką siłą runęła w kierownicę. Po jej skroni zaczęła spływać krew.
- Halo! Wszystko w porządku?! Halo?! – zza samochodu dochodził męski głos.
Ktoś zaczął przygniatać poduszki, aby powietrze z nich zeszło. Addelaine walczyła ze sobą, by się dobudzić, gdy podświadomie słyszała słowa mężczyzny. Po kilkunastu sekundach udało jej się odzyskać przytomność. Była słaba, wykończona. Delikatnie uniosła powieki, ale wszystko co widziała, było rozmazane. Mogła dostrzec tylko kontury.
Nagle, poczuła ucisk przy szyi. Mosiężne dłonie oplotły jej skórę, a palce zaczęły się zaciskać. Próbowała złapać powietrze, jednak jedyne co mogła zrobić, to zachłysnąć się w pierwszej minucie walki. Dłońmi oplotła nadgarstki napastnika i starała się uwolnić, ale brakło jej sił.
Ktoś ją dusił – wtedy już wiedziała, że wypadek nie był przypadkiem, a celem zamierzonym.

Czekała ją śmierć.

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz