niedziela, 1 października 2017

Rozdział 15

muzyka: klik

Dochodził wieczór, kiedy Addelaine dotarła do rodzinnego domu państwa Irwin i odebrała Ashtona, przejmując chwilowo wartę swojego kolegi, by zamienić się rolami opiekuna. Teraz to ona sprawowała odpowiedzialność nad przestępcą i musiała go mieć na oku. Poza nią oczywiście byli strażnicy, ale oni trzymali się na uboczu, siedząc w samochodach i obserwując zachowanie Irwina z daleka. Taki rozkaz otrzymali od Andre, a Andre od Addelaine, która chciała, aby mężczyzna zaznał wolności i za nią zatęsknił. Widziała w tym rozwiązaniu nadzieję na to, że Ashton zechce wyjść i pomóc jej w znalezieniu Jego.
Trudno było rozdzielić syna i stęsknioną za nim matkę, która pragnęła mieć go już na zawsze przy sobie. Zmarnowali tyle pięknych rodzinnych lat, które ona bardzo chciała nadrobić. Jej łzy i pełen bólu oraz strachu płacz wywoływały w każdym z obecnych ogromne emocje. Zwłaszcza w Addelaine, która już nie potrafiła nawet powiedzieć, kiedy dokładnie widziała po raz ostatni rodziców. Nie spodziewała się, że obecna sytuacja nawet w niej wywoła głęboką nostalgię. Zdążyła ledwo wejść, przywitać się i popatrzeć przez dwie minuty na starszą kobietę, swojego przełożonego i klienta, a momentalnie zapragnęła zaczerpnąć powietrza. Wyszła na zewnątrz i tam postanowiła zaczekać na wszystkich.
Stojąc na schodach, przed domem Irwinów, spostrzegła kilka domów dalej czarną mazdę sześć z zapalonymi światłami. Za dobrze znała ten wóz, aby nie przyciągnął jej uwagi. Ruszyła w jego stronę, widząc, gdy zauważyła rysy człowieka siedzącego za kierownicą. Jej serce zabiło szybciej, a oddech przyśpieszył. Nie spodziewała się, że będzie to takie proste spotkanie, zwłaszcza po słowach, jakie wypowiedziała przez słuchawkę. Z jednej strony cieszyła się, że to w końcu nadeszło, a z drugiej… zastanawiała się, czy to nie jest przypadkowe. Może to wcale nie chodziło o nią? Może była po prostu przynętą, która właśnie doprowadziła go do Ashtona? Może to odwrócenie uwagi?
Przestała iść - zaczęła biec. W wysokich czarnych szpilkach nie było to wygodne, ani dobrze nie wyglądało. Gdyby ktoś ją teraz widział – pomyślałby, że cierpi na jakąś chorobę związaną z krzywym chodzeniem i utykaniem. Z tego właśnie względu Andre miał ją wyręczać w gonitwie za Ashtonem. Nie zamierzała się przecież ośmieszać na oczach przechodniów. Tutaj nikogo nie było poza strażą obserwującą dom Irwina, nie ją. Była ona i on, nikt więcej – na spotkaniu, po latach.
Nagle ktoś uruchomił silnik auta, a później włączył światła. Gdy Addelaine była na środku ulicy, już prawie przy samochodzie, nieznajomy ruszył z piskiem opon, prosto na nią. To były dosłownie sekundy, które prawniczka wykorzystała w porę, gdy rzuciła się w lewą stronę na chodnik, by ratować własne życie. Kilka centymetrów mniej od skoku, a opona rozstrzaskałaby jej kości w nogach. Zaklęła, kiedy poczuła ból w lewym biodrze, na które upadła. Starała się go zignorować, by wstać i sprawdzić, gdzie jest oprawca, ale w tym momencie zdolała się jedynie przeczołgać spowrotem na ulicę. Było pusto, jakby się rozpłynął.
Odetchnęła z ulgą.
Powoli podniosła się, opierając o samochód dostawczy zaparkowany tuż obok. Jej płaszcz był przetarty, wręcz do wyrzucenia, ale tak naprawdę to on uratował kobietę przed ranami. Przełożyła torebkę z prawego ramienia na lewę, aby zasłonić uszkodzenia. Spodnie otarła z piachu, a fryzurę poprawiła, aby nikt nie zadawał zbędnych pytań. Cały czas obserwowała nerwowo drogę, sprawdzając, czy On nie wracał.
- Addelaine? – usłyszała głos Ashtona.
Odwróciła się, a mężczyzna stał przed swoim domem, wgapiając się w nią niezrozumiale.
- Co? – zapytała z irytacją w głosie, żeby zabrzmieć całkiem naturalnie. Przecież non stop chodziła wkurzona, więc ten ton powinien wydawać się dla Irwina zwyczajnym.
- Co ty tam robisz? – zastanawiał się.
Bacznie obserwował jej zachowanie. Coś mu podpowiadało, że skrywa przed nim jakiś sekret, ale nie mógł jej o nic oskarżyć, bo nie miał pewności. Ale jej dłonie trzęsły się, widać to było z daleka. Głos wydawał się być inny, sztuczny i nerwowy. Ashton wiedział, że coś jest nie tak i to od dłuższego czasu. Było zbyt pięknie, by mogło być prawdziwie. Od samego początku nie mógł jej rozpracować, a to denerwowało go najbardziej. Jednak z każdym dniem, Addelaine podkładała sobie kłody pod nogi i dawała mu więcej wskazówek. A on tylko czekał, aż rozwiąże jej zagadkę.
- Czekam na ciebie – odparła, wzruszając ramionami, jakby nic nie miało miejsca podczas jego nieobecności – Jedziemy, czy nie? – zapytała, a Irwin skinął głową, zostawiając sprawę specjalnie, by uśpić czujność adwokatki.
***
Noc była piękna i wystarczająco ciepła, aby móc spacerować po zasypanym liśćmi parku botanicznym niedaleko Plane Tree Drive. Żadna z chmur nie pokrywała granatowego, roziskrzonego gwiazdami nieba. Jaskrawe światła latarni przebijały się przez ciemne korony drzew. Wiatr delikatnie rozwiewał zeschnięte liście, które opadły na drogę, ale widoki były bajeczne, wręcz magiczne. Było cicho, pusto, spokojnie i jesiennie.
Addelaine i Ashton spacerowali powoli po parku, oczyszczając swoje myśli i zaczerpując świeżego powietrza. Ashton poprosił o małą godzinną wycieczkę, kiedy jego przyjaciele musieli załatwić kilka spraw. Zarówno on, jak i ona potrzebowali tej chwili spokoju, kiedy nic nie zaprzątało im głów, ani nie zwiastowało kolejnych problemów. A przynajmniej stwarzali pozory, jakby na moment przestali siebie wzajemnie rozpracowywać, chociaż nie było to prawdą.
Przechadzali się wspólnie alejami, jednak nie rozmiawiali. No, może czasem, kiedy żadne z nich nie chciało, aby było niezręcznie. Addelaine chciała podarować Ashtonowi kilka momentów wytchnienia, zanim wróci do trzech ścian oraz kraty. Tym samym próbowała odrzucić swoje myśli związane z niespodzianką, jaką zostawiono w jej mieszkaniu, a także sytuacji, która zdarzyła się w Hurstville. I chociaż bardzo tego nie chciała, miała nadzieję, że to był właśnie On i już niedługo, spotkają się – w nadziei Addelaine – ostatni raz. Ashton natomiast pogrążył się w swoich myślach, od czasu do czasu zapomniwszy, że ktoś w ogóle mu towarzyszy. A kiedy już w końcu dostrzegał Addelaine u swojego boku, dopytywał o proste rzeczy.
- Gdzie będę nocował?
- W dobrze strzeżonym hotelu – Levinson odpowiadała na każde jego pytania ze spokojem i cierpliwością.
- Ty również? – spytał, a Addelaine przystanęła i popatrzyła na niego dziwnie, z lekkim uśmiechem i niezrozumieniem.
- Jesteś na tyle duży, że nie potrzebujesz niani za ścianą – powiedziała, a potem schowała zmarźnięte dłonie do kieszeni płaszcza i ruszyła dalej. Ashton wywrócił oczami i zakrył twarz dłonią, by ukryć swoje zażenowanie względem adwokatki, po czym dołączył do niej.
- Co będę robił jutro? – kontynuował swoje małe przesłuchanie, starając się wyprowadzić Addelaine z równowagi.
- Cieszył się wolnością, tak sądzę.
Blondyn zatrzymał się i rozłożył ręce.
- Jakie ty musisz mieć cholernie trudne i nudne życie – burknął z niezadowoleniem – Myślałem, że to ja jestem skomplikowanym człowiekiem, ale jednak nie różnimy się tak bardzo, jak może się komukolwiek wydawać – powiedział w końcu, a później popatrzył na nią z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście, że się różnimy, panie Irwin – odparła – Ja nie jestem taką ciężką do rozgryzienia zbuntowaną przestępczynią – zaśmiała się, mówiąc pół żartem, pół serio.
- Przestępczynią może nie… - mruknął, a potem dodał – Ale ciężko cię rozgryźć, Levinson.
Brunetka uśmiechnęła się słabo. Założyła kaptur na głowę i kontynuowała wędrówkę. Szła przed siebie, nie dostrzegając piękna parku ani nie delektując się ciepłą, choć jesienną pogodą. Słowa Ashtona przywołały wspomnienia, które starała się zatrzeć, jednak każdej nocy – nawet tej, podczas której nie leżała w łóżku, przykryta pościelą, pod którą wylewała swoje łzy – powracały. Jedno zdanie, które zmieniło całe jej życie odbijało się echem w jej głowie codziennie. I nie była w stanie się tego pozbyć, ani zahamować bólu, który jej towarzyszył.
Przetarła szybko zaszklone oczy, zanim Ashton zobaczyłby, jak pozwala emocjom wziąć górę. Nie pokazywała swojej twarzy, a już na pewno nie mogła pokazać jej Irwinowi. Ashton jednak nie musiał jej widzieć, by wiedzieć. A wiedział doskonale.
- A najbardziej łączy nas to, że oboje nosimy rany, które wciąż krwawią i nie są w stanie się zagoić –wypowiedział swoje myśli głośno i prosto, nie plącząc się w swoich słowach, kiedy złapał kobietę za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
- O czym ty mówisz? – zapytała zaskoczona tym, co wyznał mężczyzna.
- Myślę, że dobrze wiesz… - powiedział cicho i ruszył dalej, w stronę wyjścia z parku.
Przy ulicy czekali już Calum oraz Michael, którym zdecydowanie dopisywali nastroje. Wygłupiali się oraz śmiali, gdy Ashton i Addelaine do nich dołączyli.
- Zjaraliście się? – spytał wprost Irwin, patrząc na swoich kolegów z niedowierzaniem – Wiecie, że ja nie mogę więc przyszliście mi podokuczać w takim stanie?
Obaj pokręcili przecząco głowami.
- Nie… nie.. Nie możesz? – Calum był zaskoczony – Ale to co? Żadnego zielska, ani alkoholu? Nie zabawimy się dzisiaj?
Ich oczy powędrowały na Addelaine, która zmierzyła mężczyzn wzrokiem.
- Jako twój obrońca…
- No błagam, nie zaczynaj – wtrącił Hood – Zabierzemy go tam, gdzie nie będzie nikogo lub nie będzie ludzi, którzy go znają.
- Calum, wszyscy mnie znają – powiedział Irwin, dając koledze do zrozumienia, że powinien znaleźć lepsze argumenty.
- Nie pomagasz – burknął Hood pod nosem, posyłając mały sygnał Ashtonowi.
- Addelaine – Michael popatrzył na kobietę błagalnie – Jest jedno miejsce, gdzie Ashton będzie bezpieczny i wszyscy inni też. Nikt się nie dowie.
- Nie powinnam….
- Nie możesz nagiąć trochę przepisów? Lub swojego zawodowego „Ja – Pani Adwokat, która zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś miał piekło”?
Brunetka otworzyła usta ze zdziwienia, a w jej żyłach zagotowała się krew.
- Wypraszam sobie! – wrzasnęła.
- Czyli się zgadzasz? – dopytywał Clifford.
Addelaine milczała chwilę, rozważając wszelkie za i przeciw. Przecież jeśli ktokolwiek dowie się, że puściła więźnia na imprezę alkoholową, to jej kariera będzie skończona. Ale chciała dać Ashtonowi jak największą linię możliwości, by zdobyć jego zaufanie, a później otrzymać informacje, na których jej zależało. Nie potrafiła postawić przed nimi kategorycznego słowa „Nie”. Była za bardzo zdesperowana i to ją gubiło.
- Pod moją opieką – powiedziała – I maksymalnie godzina, a potem wracamy do hotelu, gdzie dopiero tam Ashton będzie mógł wypić trochę alkoholu.
I mimo że przekazywała im swoje warunki, przyjaciele Ashtona zdawali się jej nie słuchać. Zajęli się swoim towarzyszem, pakując go szybko do auta i ustawiając nawigację na lokal. Addelaine szybko pobiegła i wsiadla do samochodu, zanim kompletnie zapomnieliby o jej istnieniu.
Levinson nie była typem osoby imprezowej, już nie. Kilka lat temu umiała się dobrze bawić i korzystać z życia, jednak ostatnimi latami, kiedy zaczęła aplikować na posadę prawnika, wiele się zmieniło. Pewna część z jej życia została wyrwana nagle i ciężko było się przyzwyczaić do spędzanych nocy przy książkach zamiast w towarzystwie przyjaciół. Już zapomniała, jak to jest.
Bar znajdował się niedaleko wjazdu do Hurstville. Cała czwórka przeszła przez drzwi prawie niezauważona, jednak po wejściu do głównego pomieszczenia, w którym mieściło się stoisko z barem, wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Każdy, widząc Ashtona Irwina na wolności, w dodatku w miejscu publicznym, zamarł.
- Nikt go nie zna, nikogo nie będzie, ta? – warknęła w stronę Caluma, wściekła Addelaine.
Żałowała, że dała się namówić na takie przedstawienie.
- Wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł – burknął pod nosem równie niezadowolony Ashton.
Michael położył dłoń na jego ramieniu.
- Kiedyś taka reakcja nie robiła na tobie wrażenia – powiedział – Dlaczego nie wrócimy do tych czasów, chociaż dzisiaj? – zapytał, z lekkim uśmiechem.
Irwin przewrócił oczami i strząchnął jego dłoń. Ruszył do przodu, kierując się do baru. Usiadł na jednym z krzeseł i już miał krzyknąć do barmana swoje zamówienie, kiedy nagle obok pojawiła się Addelaine.
- Cztery drinki, w tym jedno bezalkoholowe mohito – oświadczyła, po czym zwróciła się do Ashtona – Na mój koszt.
- Jednak moja opiekunka pozwoliła mi na jedną kolejkę? – zaśmiał się.
- Mohito jest dla ciebie – stwierdziła kobieta, wzruszając lekko ramionami.
- Nie żartuj. Mohito, jak dla dziecka? – prychnął obrażony – Poza tym, skoro jesteś na mini służbie, czy nie powinnaś również nie pić?
- Bądźmy szczerzy, panie Irwin – zaczęła, ciężko wzdychając, po czym spojrzała mu w oczy – Ja nie przetrwam tego na trzeźwo.
Ashton popatrzył na nią z niedowierzaniem. Zaczął zastanawiać się, czy to na pewno ta sama pani adwokat, która była nieugięta na przesłuchaniach i doprowadzała go do największej pasji.
Barman podsunął pierwsze kieliszki. Addelaine i Ashton sięgnęli po drinki; zaczekali na Michaela oraz Caluma, a potem wspólnie wznosząc toast napili się. Tuż po tym ruszyli do stołu bilardowego i rozpoczęli grę. Kobieta zaś została przy barze, sączyła drinka i oglądała wnętrze pubu, patrząc również na jego gości. Co jakiś czas zerkała na Ashtona i obserwowała go. Wydawał się być zupełnie innym człowiekiem, niż ten, którego widziała za kratkami. Widziała na jego twarzy ten mały błysk szczęścia, co również ją uszczęśliwiało. Wmawiała sobie, że cieszy się z dobrze idącego zadania, za jakie zabrała się z Michaelem oraz Calumem, ale to szczęście było spowodowane po prostu jego szczęściem. Odczuwała swego rodzaju satysfakcję, bo sprawiła komuś przyjemność. A poza sądowym wybronienem nie zdarzało się to za często.
Ashton zdawał się czerpać z wolności jak najwięcej. Zdołał zapomnieć, że wcześniej swoje dni spędzał za kratkami. Przypominał sobie stare dobre czasy, kiedy jego dni zapełniali przyjaciele – Calum, Michael i Luke. Nic więcej się nie liczyło, tylko oni. Brakowało mu tego.
Ale nie tylko tęsknota i przywołanie wspomnień było celem tego wyjścia. Ashton również jak Addelaine, miał swój plan, który powoli wprowadzał w życie. Być może adwokatka myślała, że dobrze odgrywa swoją rolę, ale Ashton również potrafił to robić, lepiej niż ona. Dlatego tym razem to on postanowił zacząć działać i zdobyć zaufanie Addelaine, by dowiedzieć się, co takiego skrywa.
- Widzę, że bawisz się fantastycznie – zagadał do prawniczki, nie omieszkając dorzucić do swoich słów nutki ironii, gdy Calum i Michael kończyli swoją rundę bilarda.
Addelaine zaśmiała się sztucznie.
- Mnie taka forma spędzania czasu odpowiada – odparła – Czy ma pan z tym problem, panie Irwin?
- Czy ty kiedykolwiek gdzieś wychodziłaś, Levinson? – zapytał – No wiesz, tak ze znajomymi?
- Owszem – powiedziała, po czym przełknęła ciężko alkohol, który w siebie wlała po tych słowach – Ale teraz jestem prawnikiem, więc nie przystoi mi szlajanie się po klubach czy barach.
- Więc co tutaj robisz?
- Jak to co, niańczę cię! – obruszyła się brunetka.
- Wiesz co? Nawet niańczyć można o wiele lepiej – zaśmiał się – A skoro już mi matkujesz, powinnaś też zapewniać mi trochę rozrywki – Irwin puścił jej oczko, przyjmując postawę flirciarza.
- Czy bilard już ci się znudził? Możemy zmienić lokal na inny... – wtrąciła – Znam jedno miejsce, gdzie są rzutki, chińczyk, a może... szachy?
- Chodź, zatańcz ze mną – zaproponował, a jego twarz spoważniała.
- Co?! – wrzasnęła, mało nie opluwając całego blatu baru. Otarła twarz i zadała Ashtonowi kolejne pytanie. – Oszalałeś?
Blondyn zaś zignorował pytanie adwokatki i uniósł rękę, przywołując tym gestem barmana.
- Jeszcze jeden kieliszek dla tej pani – poprosił grzecznie – I puśćcie jakąś hiszpańską muzykę.
Pociągnął ją za rękę. Stanęli w tłumie tańczących ludzi, którzy właśnie zmieniali rytm do puszczonej piosenki. Ashton przyciągnął Addelaine do siebie. Chwycił jej prawą dłoń i uniósł, natomiast drugą dłoń położył na jej plecach. Kobieta zdawała się być delikatnie oszołomiona, tym co właśnie się działo. Blondyn zaczął stawiać pierwsze kroki i prowadzić partnerkę, powoli wchodząc w rytm piosenki. Addelaine ciągle myślała o tym, aby nikogo nie podeptać. Trochę szumiało jej w głowie, po mocnym drinku; próbowała się kontrolować, ale Ashton dawał jej tak dużo swobody, że w pewnym momencie zapragnęła się uwolnić. Chciała chociaż na ten wieczór dać sobie spokój z byciem oficjalną, odrzucić prowadzenie sprawy i matkowanie. Potrzebowała przypomnieć sobie stare czasy. I odpuściła.

Przestała myśleć o krokach, o pracy czy kulturze prawniczej. Po prostu zaczęła się bawić i to z człowiekiem, o którym w życiu by nie pomyślała, że będzie mogła pójść do baru, swobodnie rozmawiać, tańczyć i się śmiać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz