muzyka <klik>
________________
- Addelaine – zawołała Charlotte, gdy adwokatka uścisnęła
dłoń brytyjczykowi – Will właśnie wychodził – powiedziała, po czym spojrzała na
mężczyznę doyć błagalnym spojrzeniem.
Facet zawahał się przez moment, zerkając na czarnowłosą.
Addelaine zauważyła, jak kąciki jego ust powędrowały delikatnie w górę ukazując
lekki, zadziorczy uśmieszek. Charlotte nie odrywała od mężczyzny wzroku, a jej
oczy były coraz szersze. Wyglądały na pełne strachu i przerażenia. Levinson
mogłaby dać sobie rękę uciąć, że w myślach po prostu krzyczała, by sobie stąd
poszedł.
- Cóż, miło było cię poznać, Will – przerwała niezręczną
ciszę, również sugerując mężczyźnie mało subtelnie wyjście, po czym zwróciła
się do Charlotte – Za chwilę wpadnie Andre, kojarzysz go? Wysoki, dobrze
zbudowany, ze służb specjalnych – uśmiechnęła się do współlokatorki, kątem oka
badając również zachowanie towarzysza kobiety.
Brytyjczyk zaśmiał się lekko pod nosem licząc, że tylko
Charlotte zauważy ten gest, ale Addelaine momentalnie zwróciła głowę ku niemu i
spojrzała pytająco. Stała pewnie, wykazując małą obojętność względem
nieznajomego, chcąc pokazać mu, że nie jest w stanie w żaden sposób jej
wystraszyć. Była gotowa mierzyć się z nim na spojrzenia.
- Ciebie także – odpowiedział w końcu i jeszcze raz rzucił
okiem na Charlotte, jednak w jego spojrzeniu nie było już rozbawienia, a raczej
chłód i przerażająca powaga, która wywołała u ciemnowłosej ciarki na rękach.
Mężczyzna odszedł, a Charlotte przesunęła się, by wpuścić
swoją współlokatorkę do mieszkania. Addelaine przeszła przez próg, po czym
odwróciła się, by stać przodem do dziewczyny. Skrzyżowała ręce na piersi,
oparła się o ścianę dzielącą korytarz i kuchnię, a potem tylko czekała na
wyjaśnienia. Charlotte chciała zignorować współlokatorkę i przejść obok niej,
jednak Levinson szybko zagrodziła jej drogę, patrząc na nią z powagą.
- Chyba nie muszę o nic pytać – rzuciła oschle – Sama
powinnaś coś wyjaśnić.
Charlotte znów podjęła próbę zwinnego wyminięcia koleżanki i
tym razem się jej udało. Za plecami usłyszała głośne chrząknięcie, więc zaklęła
cicho. Nie pozostało jej nic innego, jak zacząć mówić.
- Byliśmy kiedyś razem – burknęła, ale dla Addelaine
zabrzmiało to bardziej, jak wymówka – On nie rozumie, że dla mnie to był tylko
jednorazowy numer, więc czasem przychodzi.
Addelaine ruszyła do kuchni, aby nalać wody do szklanki i
upić łyka. Charlotte podążyła za nią, kontynuując swoją historię. Adwokatka
natomiast zaczęła zajmować się w tym czasie codziennymi rzeczami. Sprzątnęła
blat, na którym znajdowały się okruszki po pieczywie, zmyła brudny kubek po
kawie, jaki zostawiła przed wyjściem, a potem zajrzała do lodówki, by
sprawdzić, jakie produkty należałoby kupić na kolację.
- Addie, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytała w końcu
Charlotte widząc kompletną ignorancję swojej koleżanki.
- Hm? – mruknęła, zerkając na nią, po czym skinęła głową,
zagryzając jabłko, które znalazła w misce wraz z innymi owocami. Gdy przełknęła
kawałek przekąski, dodała szybko – Tak, Charlotte, po prostu chwilę mi zajmuje
przyswojenie tych głupot, które próbujesz mi wcisnąć.
Współlokatorka stanęła przed brunetką, a jej usta
momentalnie rozłączyły się tworząc literę „O”. I już chciała dodać coś na swoją
obronę, kiedy Addelaine ponownie ją wyprzedziła.
- Jeśli masz opowiadać mi takie bzdury, to zwyczajnie nic mi
nie mów – oświadczyła ostro – Czy wpuszczałaś go do naszego domu?
- Nie.
- W porządku – odparła obojętnie – W takim razie to twoja
sprawa. Nie wtrącam się.
Levinson udała obojętną względem tej sprawy i weszła do swojego pokoju. Oczywiście nic
nie pasowało jej w historii Charlotte i zmartwiły ją te wszystkie kłamstwa.
Mężczyzna był wyjątkowo podejrzany, co nie dawało jej spokoju.
Ustawiła kubek na biurku i już miała sięgać po dokumenty
Cienia, kiedy nagle powstrzymała się. Levinson miała niezwykły dar – świetną
pamięć. Rzadko kiedy myliła się w sytuacjach, które wymagały powrotu do przeszłości
czy wspomnień. A tu, w jej pokoju, w prywatnym miejscu ewidentnie coś było nie
tak. Przeraził ją ten fakt, bo zawsze zamykała pokój na klucz. Pamiętała ułożenie
kartek, dokumentów i akt, a teraz widziała w nich nieład. Szybko przebrała
papierek za papierkiem.
Brakowało jednego dokumentu.
- Gdzie są akta zabójstw z marca, z Sydney? Dlaczego ich nie
ma? – zapytała samą siebie.
~*~
Addelaine z samego rana ruszyła do ośrodka ASIS, aby spotkać
się z Ashtonem. Wiedziała, że wiele rzeczy z pewnością ma do wyjaśnienia, a
mężczyzna oczekuje jej wizyty. Nie zdziwiło jej więc, kiedy dotarła na miejsce
i ujrzała blondyna stojącego na balkonie.
Miał na sobie tylko spodnie podarte w kolanach. Promienie
słoneczne padały na jego umięśnioną klatkę piersiową. W ustach trzymał
papierosa, którego zapewne kupili mu przyjaciele. Zaciągał się, a jednocześnie
rzucał na nią pogardliwy wzrok. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Irwin wycigął
fajkę z ust, po czym wyrzucił poza balkon i momentalnie wrócił do swojego
pokoju, by się w nim skryć. Usiadł na łóżku, a potem dłońmi przetarł twarz.
Jego włosy były roztrzepane i nieogarnięte, a kiedy Calum kilka godzin temu
zwrócił na nie uwagę, odparł tylko:
- Tak jak moje życie.
Czuł się zagubiony. Od kilku miesięcy każdy dzień był dla
niego zagadką. W dodatku ostatnio poświęcał całego siebie, by ratować innych.
Caluma, Michaela, Caitlin, a nawet Addelaine, która nie potrafiła patrzeć już
na niego, jak na człowieka. Doskonale wiedział, że stracił w jej oczach, po
tym, jak zachował się na sali rozpraw. Ale ona tego nie rozumiała. Nie
rozumiała, w jakiej sytuacji został postawiony Ashton, ani w jakim świecie
tkwi, tkwił i tkwić będzie. Jego życie nigdy nie było usłane różami – składało się
z szantaży, awantur, bijatyk i mordów. Codziennie toczył walkę o przetrwanie –
nie swoje, a swoich bliskich. I czekał, aby to w końcu się skończyło. Z tym, że
jeszcze nigdy nie widział końca…
Addelaine wtargnęła do pokoju Ashtona, niczym do swojego.
Pomieszczenie niczym nie przypominało więzienia. Mężczyzna miał wszystko, czego
mógł zapragnąć. Co prawda nie był to wielki apartament, ale wystarczające
miejsce na tymczasowy nocleg.
Ściany były koloru szarego. W prawym kącie stało dość
szerokie jednoosobowe łóżko, a na nim znajdował się duży materac. Tuż obok
znajdowała się dwudrzwiowa wnękowa szafa w kolorze białym. Było w niej pusto –
Ashton nie zabrał ze sobą niczego, nawet ubrań. Nie miał na to czasu. Agencja
miała zapewnić mu nowe, czyste koszule oraz spodnie na czas pobytu. Po lewej
stronie znajdował się szklany stolik oraz dwa białe fotele. Na jednej ze ścian
wisiało obramowane zdjęcie starego dębu stojącego samotnie na środku pola.
Naprzeciwko od foteli stał niewielki telewizor, a podłogę zdobił kwadratowy
biały dywan. Można było śmiało powiedzieć, że ten pokój miał lepsze standardy
niż niektóre mieszkania w dzielnicach Adelaide czy Sydney.
Addelaine zajęła miejsce na krześle i obserwowała bacznie
Ashtona. On natomiast patrzył na nią, z lekką złością, wyrzutem i
rozczarowaniem. Oboje doskonale wiedzieli, jak ciężkie będzie to spotkanie. Jednocześnie
mieli świadomość, o czym będą rozmawiać i jakie słowa padną. Mierzyli się
wzrokiem przez dłuższą chwilę po raz pierwszy od dłuższego czasu. Dawno nie
mieli odwagi patrzeć na siebie w ten sposób.
- Jak mniemam, miałeś spotkanie z szefostwem – przerwała
ciszę – Satysfakcjonujące?
Ashton prychnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że tak – burknął, po czym wstał i pochylił
się, żeby podciągnąć nogawkę swoich spodni – Najlepszym punktem programu było
to.
Blondyn wkazał na swoją kostkę. Spoczywała na niej duża
metalowa opadka z czujnikiem. Zielona kropka na pasku pojawiała się i znikała.
Czerwona miała zaświecić się na kilka sekund w momencie, gdy Irwin przekroczy
określoną granicę. A potem mogło stać się najgorsze.
- Wolałam, żeby warunki przedstawili Oni – powiedziała cicho,
zerkając na nogę blondyna.
Ashton wstał z miejsca i zaczął iść w kierunku Addelaine.
Utykał, bo nie mógł przyzwyczaić się do ciężaru spoczywającego na prawej
kostce.
- Doprawdy? – zapytał podnozsąc ton głosu – Bo co? Bo nie
umiałabyś mnie zrobić w chuja osobiście, więc wynajęłaś sobie do tego ludzi?
Levinson także podniosła się z fotela, po czym uderzyła
płaską dłonią o stolik.
- Powinieneś być wdzięczny za szansę, jaką dostałeś –
warknęła ostro – Wystarczy, że pomożesz im schwytać Fletchera, a Oni dadzą ci
wolność – objaśniła – Ja zamiast zajmować się woimi sprawami, będę ganiać za
twoją dziewczyną, więc naprawdę nie masz na co narzekać, Irwin.
Brunetka po opanowaniu się, ponownie usiadła. Odwróciła
wzrok od mężczyzny, by spojrzeć w okno i spróbować uspokoić się.
- Czy ty kiedykolwiek… no wiesz.. przestajesz być taką
sztywną jędzą? – zapytał wprost Ashton, rozkładając ręce w geście poddania się.
- Hmm… - udała teatralnie zastanowienie, po czym z powagą
spojrzała na niego i odpowiedziała krótko – Nie.
Nagle drzwi od pomieszczenia otwarły się.
- Raz była całkiem wyluzowana – napomknął rozbawiony Calum, kiedy
wszedł w towarzystwie Michaela do pokoju Ashtona, wspominając ich jedno wspólne
wyjście – Pamiętacie jak…
- Tak – wtrącił Michael, śmiejąc się – Już rozumiem,
dlaczego zdecydowałaś się przestać pić alkohol.
Levinson wywróciła oczami i wzruszyła ramionami na widok
towarzyszy Irwina.
- Miło, że jesteśmy wszyscy w komplecie – odezwała się,
pomijając temat wytkniętej przez nich imprezy – Czy dostaliście niezbędne
informacje na temat Fletchera? Kiedy zaczynacie działać?
- Natychmiast – warknął Irwin – Tylko jak to możliwe, że ty
masz nam w tym wszystkim pomagać? – spytał podejrzliwie, krzyżując ręce na
klatce piersiowej i czekając na wiadomość bez ekscytacji.
Uniosła brwi, patrząc na więźnia z niedowierzaniem. Nie
sądziła, że nie jest świadomy całej sytuacji.
- Wciąż jestem twoim adwokatem i jednocześnie jedyną deską
ratunku – odparła – Sprawa Seana nie jest mi obca, o czym doskonale wie ASIS.
Jestem w stanie trochę powęszyć z wami, dlatego jeszcze dziś pojedziemy na małe
spotkanie z kilkoma osobami, które mogą nam pomóc, tuż po tym, jak rozmówię się
z głównodowodzącym naczelnikiem.
- Cóż, mam nadzieję, że nie wyjeżdżamy poza miasto, bo
inaczej podróż może być wybuchowa – Hood rzucił małą docinkę, zerkając na nogę
swojego przyjaciela.
- Spokojnie, jeśli będzie taka potrzeba, zwiększą zasięg –
objaśniła działanie magicznej opaski – My też musimy mieć zabezpieczenie, Irwin
– próbowała się obronić.
- Z tego co zdążyłem się dowiedzieć, to był twój pomysł –
zaatakował ją Hood, stając tuż obok Irwina. Michael natomiast zerkał w okno,
chcąc odizolować się od napiętej atmosfery. On jedyny nie chciał brać udziału w
tej przepychance słów, a tylko pomóc Ashtonowi stanąć na nogi.
Addelaine już miała naskoczyć na mężczyznę, sugerując
Irwinowi, by znalazł sobie lepszego adwokata, ale zdecydowała odpowiedzieć po
prostu na jego zarzuty.
- Zaskoczeni? Po ostatnim numerze na sali rozpraw, zaufanie
jakim cię darzyłam, Ashton, spadło do minimum – wytłumaczyła – Zobaczymy, czy
jesteś w stanie je odbudować.
- I vice versa – warknął ostro blondyn.
- To nie zabrzmiało, jak przeprosiny – odparła Addelaine,
uśmiechając się sztucznie. – W przeciwieństwie do ciebie, ja cię zaufaniem
obdarowałam, ale ty mnie nigdy.
- Nie masz nawet pojęcia ile poświę…
- Muszę już iść – przerwała mu nagle – Podobno są jakieś
informacje w sprawie Caitlin, więc chyba to jest istotniejsze niż nasza
konwersacja.
Michael i Calum spojrzeli na siebie znacząco. Hood podrapał
się po głowie, ale przemilczał sprawę i spotkał się z kolejnym groźnym
spojrzeniem swojego kolegi.
Nim Irwin zdążył odpowiedzieć na słowa adwokatki, ona wyszła.
Oparła się o ścianę i westchnęła ciężko. Spotkania z Ashtonem nie należały do
najłatwiejszych, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, do których się
przyczynił. Chęci niesienia mu pomocy spadły, mimo że miała świadomość, że mógł
działać w dobrych intencjach, ale to było za mało. Zaufanie, jakim obdarowała
go Addelaine zniknęło. Opinia, jakiej się trzymała również. Znów był oszustem,
a przede wszystkim przestępcą. Przestała pracować z nim, by go uratować.
Współpracowała z nim tylko dlatego, że chciała uratować i rozgrzeszyć samą
siebie. Dobro Ashtona nie leżało już w koszyku jej priorytetów. Skoro z zimną
krwią odebrał jej godność, wartość i uznanie w społeczeństwie, ona nie
potrafiła podarować mu jego pragnień. Pozastawiała wiele haczyków, a także
ustaliła odpowiednie granice, aby zabezpieczyć tym razem ich relacje. Między
innymi wybrała ograniczającą opaskę, która wybuchnie w chwili, gdy Ashton
zbuntuje się i postanowi uciec.
Nie czekając ani chwili dlużej, ruszyła w stronę pokoju
konferencyjnego, gdzie czekało na nią wiele osób w celu ustalenia planu
działań, a także przedyskutowania prawy Caitlin. Addelaine chciała ją znaleźć
nie tyle, co dla Ashtona, ale dla siebie. Zmieniła plan gry. Ona mogła być jej
kartą przetargową i motywować Irwina do współpracy. Czemu więc miałaby nie
skorzystać z tak dobrego pomysłu, jaki podsunęły jej służby specjalne
Australii? Musiała pójść na ten układ, jeśli oni chcieli pójść na jej.
Negocjowali, aż w końcu doszli do porozumienia. Trwało to aż cztery godziny.
Później pozostało tylko wyciągnąć Irwina z więzienia, zrobić go swoim
niewolnikiem i uruchomić niecny plan. I chociaż Addelaine towarzyszyły wyrzuty
sumienia i czuła się, jakby zdradziła kogoś sobie bliskiemu, zrobiła to.
-
Addelaine! – zawołał Calum – Levinson, stój!
Brunetka zatrzymała się, gdy jeden z przyjaciół Ashtona
przerwał jej podróż na konferencję.
- Boże Święty, jesteś zdecydowanie cholerną wersją ludzką
migreny – wrzasnęła poirytowana, odwracając się do mężczyzny – Czego?
Ciemnowłosy zatrzymał się przed nią i dyszał ze zmęczenia.
Oparł dłoń o ścianę i próbował złapać oddech. Gdy mu się to wreszcie udało,
popatrzył na nią ze strachem w oczach.
- Nie możesz szukać Caitlin – powiedział błagalnym głosem,
jakby chciał ją o to poprosić.
Brunetka zaśmiała się pod nosem i popatrzyła na Caluma z
politowaniem, czekając na logiczne wyjaśnienie jego prośby.
- Po prostu zaufaj mi i Michaelowi – rzucił – Ona nie wróci,
choćby nie wiem jak Ashton chciał, a ty byś się starała.
Addelaine pociągnęła mężczyznę za rękę, skręcając w jeden z
korytarzy. Calum o mały włos nie przewrócił się, kiedy adwokatka nagle nim
szarpnęła. Gdy zniknęli z widoku kamer i wszystkich ochroniarzy w budynku,
kobieta wbiła w Caluma swój piorunujący wzrok i zapytała dobitnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że obaj doskonale wiecie, gdzie ona
się znajduje i ukrywacie prawdę przed Ashtonem.
Calum odwrócił wzrok, dodając tylko szeptem:
- W tym przypadku lepsze jest kłamtwo niż prawda.
Boze czekam z niecierpliwoscia na nastepne rozdzialy , wszytkie czesci przeczytalam w dwa dni kocham cie ❤
OdpowiedzUsuń