W pomieszczeniu panowała ciemność. Światło z korytarza słabo oświetlało podłogę. Ashton otworzył oczy i spojrzał w zardzewiałe kraty. Dźwięk uderzającej pały o metal odbijał się echem. Ochrona budziła więźniów na śniadanie. Blondyn westchnął ciężko i zwrócił głowę do ściany, na której przyklejone były zdjęcia i list. Ostatni list, jaki napisał do Caitlin trzy dni temu i którego nie wysłał. Ściągnął kawałek kartki, po czym spojrzał na tekst. Przetarł twarz dłonią, a potem złapał się za czoło i zaczął czytać.
"Droga Caitlin,
Nie wiem, który z kolei list piszę, ale.. ten będzie ostatnim. Wszystkie inne traktowałem, jak rachunek sumienia, mający rozgrzeszyć mnie chociaż w 20% krzywd, jakie wyrządziłem, chociaż miałem świadomość, że nie działa to nie działa w ten sposób. I chyba w końcu zrozumiałem, że możliwość na to, żebyś żyła spokojnie i bezpiecznie, to życie beze mnie. Bo byłem, jestem i zawsze będę zagrożeniem.
Miałem szansę na ucieczkę z tego pieprzonego psychiatryka. Przypisano mi najlepszą adwokatkę, która zrobiłaby wszystko, by mi pomóc. I prawie się udało.
Ale dostałem też wybór.
Moją wolność albo Twoją.
Wiem, że Sean Cię miał. Jest człowiekiem honorowym, więc wiem też, że już wszystko w porządku. I cieszę się.
Odkąd Cię poznałem, wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Zakochałem się w Tobie bezgranicznie. I na jedynej rzeczy, na jakiej mi zależało i zależy nadal to Twoje szczęście. Mam nadzieję, że teraz je otrzymasz. A ja otrzymam rozgrzeszenie, bo w końcu czyjeś dobro postawiłem ponad swoje.... "
Oczy mężczyzny zaszkliły się. Zgniótł kartkę w dłoni i odrzucił, a ta odbiła się o ścianę i potoczyła na środę celi. Tkwił cały czas w tych samych wspomnieniach, a kiedy doszła do niego świadomość, że zamknął już jedyną drogę, która mogła zaprowadzić je do rzeczywistości, umierał wewnętrznie. Jakby kotwica, która wciąż trzymała go przy życiu opadła na samo dno. Musiał zaakceptować fakt, że już na zawsze będą otaczały go te trzy ściany i kraty, od jakich chciał jak najszybciej się uwolnić. Skazał się na wieczność. Sam, z własnej woli. By ją ocalić.
- Ty, poeta - zawołał ochroniarz, zatrzymując się przy kracie i otwierając ją - Wyłaź, masz widzenie.
Ashton wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na mężczyznę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nigdy wcześniej nie widział tego ochroniarza na służbie, a rzadko zdarzało się, by któryś z nich był tutaj nowy. Ten zaś był dość młody, zdawało się, że w jego wieku. Niechętnie ruszył z łóżka i podszedł do kraty, aby facet mógł założyć mu kajdanki. Cały czas bacznie go obserwował. Postępował zgodnie z zasadami, zachowywał się, jakby miał kilkuletnie doświadczenie w tym zawodzie, ale Ashtonowi wciąż coś nie odpowiadało. Potrzebował czasu, by zrozumieć co.
Szedł przed wysokim brunetem prosto do sali widzeń i zaklinał w duchu, że nie mógł być za nim. Potrzebował go obejrzeć. To nie była zwykła ciekawość, czy zainteresowanie. On zwyczajnie mu się nie podobał, odkąd go tylko zobaczył. To może wydawać się dziwne, ale wystarczyły dwie minuty, by Irwin zauważył coś niepokojącego.
Po przejściu całego korytarza i zejściu piętro niżej, by dotrzeć do pomieszczenia widzeń, ochroniarz najpierw zapukał do drzwi, a później je otworzył, żeby wpuścić więźnia do środka. Kiedy Ashton wszedł do pokoju i zobaczył, kto siedzi na krześle i czeka na rozmowę z nim, nie mógł w to uwierzyć. Zaklął w duchu, a jego ciało ogarnął strach zmieszany z wyrzutami sumienia. To była Ona.
- Addelaine? - zapytał, jąkając się.
Nawet nie poświęciła sekundy, by na niego spojrzeć. Patrzyła w ścianę, tuż za przygotowanym dla niego krzesłem i milczała. Ashton wiedział, że czeka, aż usiądzie naprzeciwko niej, aby mogła przeprowadzić z nim małą konwersację i stresował się tym. Nie miał pojęcia co mógłby jej powiedzieć. Czy wytłumaczyć wszystko i liczyć na zrozumienie? Przeprosić? Po takiej sytuacji czułby po tym wszystkim niedosyt. Nie było słów, ani działań, które mogłyby to wszystko naprawić. Nie próbował wyobrazić sobie, jak zażenowana, rozczarowana i załamana Addelaine musiała się czuć. Ale ona również nie wiedziała, jak czuł się On.
Blondyn zajął miejsce naprzeciwko adwokatki. Popatrzył na ochroniarza, który nagle opuścił pomieszczenie. Zmarszczył czoło oglądając jego wyjście. Nigdy wcześniej ochrona nie zostawiała go "sam na sam" z osobą widzącą. W dodatku po ostatnich wydarzeniach te działania powinny zostać zaostrzone, a nie złagodzone.
- Masz jakieś rzeczy osobiste w celi? - zapytała, nawet nie patrząc mu w oczy.
Addelaine wypisywała jeden z dokumentów. Zdawała się być bardzo skupioną na swojej pracy.
- Nie - odpowiedział krótko, mierząc kobietę gniewnym wzrokiem. Wciąż musiał grać mściwego mordercę bez serca. Z każdej strony patrzyły na niego kamery, a ściany miały w końcu uszy. Ponadto, wszyscy odgrywali tutaj jakieś podejrzane przedstawienie, o którym nie miał zielonego pojęcia. - Nie zabrali ci licencji adwokata?
- Zostałam zawieszona, ale to kwestia kilku dni, żebym mogła odzyskać licencję - odparła obojętnie - Dobrze więc, do zobaczenia, panie Irwin.
Addelaine zabrała swoje rzeczy ze stolika i wyszła, a tuż po niej zjawił się ochroniarz. Pomógł Ashtonowi wstać, po czym odprowadził do drzwi i powolnym krokiem odprowadzał go do celi. Irwin przez chwilę myślał, że to tylko chory sen. Jednak kiedy w końcu miał okazję iść za mężczyzną podającym się za ochroniarza, coś przykuło jego uwagę. A mianowicie broń.
Pistolet, jaki skrywał w kaburze różnił się od tych, jakie mieli pozostali ochroniarze. Wtedy Ashton uświadomił sobie, że mężczyzna wcale nie pracował w więzieniu. Facet trzymając Irwina za ramię, gwałtownie szarpnął nim i skręcił w nieznajomy korytarz. Przyśpieszyli tempa. Ochroniarz co chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić czy nikt za nimi nie idzie.
- Co do... - warknął Irwin, szarpiąc się - Puszczaj mnie! - próbował się wyswobodzić, jednak facet zdecydowanie był silniejszy.
W przeciągu chwili dotarli do dużych, metalowych drzwi. Brunet pchnął je, a potem Ashtona. Ten mając problem ze złapaniem równowagi, przechodząc przez próg drzwi, upadł na ziemię. Zaklął pod nosem, kiedy poczuł lekkie pieczenie na przetartych dłoniach i kolanach. Gdy otworzył oczy, które wcześniej przed upadkiem zamknął, ujrzał czarne lakierowane szpilki. Spojrzał w górę, a tuż przed nim stała Addelaine, ze skrzyżowanymi rękoma.
- Wstawaj, nie mamy czasu - zawołała ochoczo.
Drzwi auta rozsunęły się, a z wnętrza wyłonili się Calum oraz Michael. Pomachali do swojego przyjaciela i gestem dłoni zachęcili do wejścia. Ashton powoli wstał z ziemi i zmierzył wszystkich wzrokiem. Domniemany ochroniarz właśnie przed nim zdejmował swój strój i zakładał mundur, który kiedyś już widział. Wsiadł na miejsce pasażera, obok kierowcy i czekał na odjazd.
Ashton popatrzył niepewnie na Addelaine.
- Co Wy zrobiliście? - spytał zaskoczony - Co się dzieje?
- Podpisaliśmy za ciebie pakt z samym diabłem - szepnęła do jego ucha, po czym spotkali się wzrokiem. Brunetka wyminęła go i wsiadła do czarnego SUV'a, czekając aż Irwin zrobi to samo. Zajął miejsce naprzeciwko niej. Chwilę później odjeżdżali spod drzwi wyjścia ewakuacyjnego numer 4 i opuszczali teren więzienny.
- Możesz im wszystkim pomachać, bo już tam nie wracasz, stary - powiedział uśmiechnięty Calum, kiedy zauważył, jak Ashton wpatruje się w budynek więzienia.
- Mogę wiedzieć, co do cholery się stało?! - wrzasnął wściekły, zwracając się do swoich przyjaciół i Addelaine - Przegraliśmy rozprawę, więc jakim cudem wychodzę z więzienia?
- Widzi Pan, Panie Irwin - zagadała Levinson - Ja zawsze walczę o swoje. A że Pana sprawa została mi przypisana, podeszłam do tego dosyć osobiście i zdobyłam to, co jest moje.
Ashton zacisnął dłonie spoczywające na jego kolanach w pięści. Jego całe ciało ogarnął nieprzyjemny gorąc.
- Porozmawiałam z kim trzeba - wydusiła z siebie - Nie było łatwo, ale się udało. Później przyjdzie czas na wyjaśnienia.
- Ale ja nie mogę wyjść z tego przeklętego więzienia! - warknął wściekle, ale dla Addelaine brzmiało to bardziej, jak foch małego dziecka.
- Oficjalnie wciąż w nim jesteś - odparła brunetka, zwracając głowę ku swojemu klientowi - Ashton Irwin miał widzenie ze swoją adwokatką Addelaine Levinson, z którą ostro się pokłócił. W gniewie rzucił się na bezbronną kobietę i już prawie ją uderzył, ale ochroniarz zdążył zareagować. Odesłany został do izolatki. Termin powrotu jest nieznany. - kobieta przedstawiła Ashtonowi sytuację, jaka została spisana w protokole więziennym.
Ashton nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Otworzył usta z wrażenia i opadł na fotel nie odzywając się już więcej.
~*~
Gdy dotarli do umówionego miejsca, samochód zatrzymał się, a ich szofer - starszy mężczyzna koło pięćdziesięciu lat, o siwych włosach i delikatnym zaroście, rozsunął drzwi SUV'a. Ich oczom ukazał się wielki, nowoczesny, czteropiętrowy budynek ogrodzony metalowymi kratami pod napięciem. Zamiast ścian, widniały duże prostokątne okna z szybami o lustrzanym efekcie. Nie było możliwości, aby ktokolwiek zobaczył, co dzieje się wewnątrz. Addelaine wyszła na zewnątrz, po czym podeszła do bramy. Zadzwoniła domofonem na recepcję i powiadomiła o swojej obecności. Chwilę później, wróciła do swojego klienta i jego przyjaciół.
- Życzę wam miłego dnia - powiedziała z uśmiechem.
- Gdzie jesteśmy? - spytał Michael, patrząc na idących w ich stronę dobrze zbudowanych oraz uzbrojonych mężczyzn w mundurach. Addelaine wskazała na tabliczkę wiszącą przy samym domofonie.
- O kurwa - wydusił z siebie Calum - Chyba właśnie się podnieciłem.
- ASIS - szepnął Irwin - Jak ty... - Zerknął na Addelaine, która tylko wzruszyła ramionami.
Dwóch funkcjonariuszy zaprosiło więźnia w towarzystwie Michaela i Caluma do środka.
- To prawdziwy mundur? A ten gnat? Pokażecie mi resztę zabaweczek? - dopytywał Calum, który wyraźnie był fanem australijskich tajnych służb wywiadu.
- Stary, postaraj się czasem zamknąć - rzucił obojętnie Irwin - Na przykład teraz.
Calum zignorował słowa kolegi. Przyjaciele Ashtona od razu przekroczyli próg terenu strzeżonego, nie czekając na niego czy adwokatkę. Ich zainteresowanie tym miejscem oraz ludźmi było zbyt ważne, żeby marnowali czas.
Addelaine już zamierzała wsiadać do auta, kiedy blondyn zatrzymał ją, pociągając ją za rękę i odwracając do siebie.
- Nie masz pojęcia, co robisz.
- Wiem doskonale, co robię - warknęła równie ostro, co On, pochylając się - Prowokuję, manipuluję, zdobywam informacje, nakłaniam do zeznań i działań, atakuję i walczę o to, czego chcę - wymieniała kolejno - Nie żyję w pieprzonym mroku, nie ukrywam się przed jakimś psychopatą czy mu odpuszczam, jak robisz to ty, Irwin.
- Nie wiesz z kim masz do czynienia, Addelaine - krzyczał Ashton, cały czas kłócąc się z adwokatką - Znam Seana kilkanaście lat, wiem do czego ten sukinsyn jest zdolny! Ja jestem mordercą, złodziejem i każdego rodzaju przestępcą, jakich mogłabyś wymienić, a i tak nie umiem przewidzieć żadnego jego ruchu. Zwyczajnie się go boję, bo nie wiem do czego jest zdolny.
- Mam do czynienia z potworem, który zabił mi brata i musi za to zapłacić - krzyknęła - Nie pozwolę, żeby chodził po tym świecie bezkarnie, otaczając mrokiem i strachem innych ludzi, rozumiesz?
- Problem polega na tym, że poza otaczającym ludzi mrokiem - powiedział - On sam nim jest.
- MAM.TO.GDZIEŚ. - powiedziała, akcentując każdy wyraz.
- Do tego jestem ci potrzebny? - zapytał, zerkając na nią z wyrzutem - Do rozegrania twojej osobistej wendety?
- Z Seanem umiałeś zawrzeć umowę, dlaczego nie miałbyś zrobić tego ze mną? - odpowiedziała pytaniem, starając się zmienić temat zanim Ashton dotknie jej sumienia - Pomóż mi go dorwać, a ja pomogę ci odnaleźć Caitlin.
- Już raz próbowałaś się dogadać ze mną na tych zasadach.
- Teraz mam za plecami wyszkolonych ludzi ze służb wywiadu, którzy zrobią wszystko żeby dostać Seana w swoje ręce. W dodatku mają o wiele ciekawszą ofertę w zamian za jego głowę. Nie chcę ci ubliżać, ale on jest dla nich cenniejszy niż ty. Kiedy zaproponowałam im wymianę i kilka innych bonusów, okazało się, że są zainteresowani.
Irwin prychnął.
- Co w przypadku, kiedy powiem, że to dla mnie trochę za mało?
- To jest tylko jeden punkt oferty, jaką przygotowali - oświadczyła - Reszta będzie dla ciebie wisienką na torcie.
- W porządku, ale co w przypadku, kiedy złapanie przez nich Seana to dla ciebie za mało? - dopytywał - Nie wierzę, że masz z tego tylko to i jest ci z tym dobrze.
- To tylko to, o czym ty powinieneś wiedzieć - syknęła ostro, po czym wyrwała się z jego uścisku i wsiadła do auta. W tym samym czasie jeden z mężczyzn podszedł do Ashtona i złapał go za ramię, by zaprowadzić go do pomieszczenia, w którym za chwilę miało się rozpocząć ich spotkanie.
- No tak - zaśmiał się pod nosem i mruknął - Bo przecież w każdym rozwiązaniu jest jakiś haczyk.
~*~
Minęło pół godziny, zanim Addelaine dotarła do domu, by po ciężkich dwóch dniach walki o teoretyczną wolność Irwina w końcu odpocząć. Czasami nie czuła niczego i to niszczyło ją jako człowieka. Była niczym maszyna, bez uczuć, żadnych resztek człowieczeństwa. Było jej lepiej, kiedy nie przejmowała się, nie myślała i nie kierowała emocjami, a jedynie chorą obsesją, z którą szła przez życie trzymając się przy okazji zasady "po trupach do celu". W przypadku Ashtona trzymała ją ogromna nadzieja na to, że w końcu osiągnie zamierzone cele i wszystko wyjdzie na prostą, a ona sama zazna spokoju. Chociaż może to właśnie czyniło ją człowiekiem? Głupi fakt, że nie mogła doczekać się ujęcia Seana?
Weszła do budynku, a następnie poszła do windy, by wjechać na wybrane piętro. Kiedy maszyna zatrzymała się, a drzwi rozsunęły, Addelaine wysiadła i zaczęła iść w stronę mieszkania. Zatrzymała się, kiedy do jej uszu dobiegła rozmowa dwóch osób.
- Musisz stąd iść, teraz - Addelaine usłyszała w korytarzu głos Charlotte - Ona za chwilę może tu być.
- Mała, chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji - ciężki męski ton obił się o uszy Levinson.
Charlotte nigdy nie sprowadzała przyjaciół do ich mieszkania, a już na pewno nie mężczyzn. Tym bardziej Addelaine była zaskoczona, słysząc jej rozmowę z facetem tuż przed drzwiami ich domu. Skręciła w korytarz wiodący do ich mieszkania i zobaczyła ową dwójkę - Charlotte stojącą w progu, a nieznajomego, wysokiego mężczyznę o delikatnych, ciemnych blond lokach wystających spod kaptura.
- Charlie? - zagadała, zatrzymując się kilka metrów od nich. Mężczyzna popatrzył na nią, a później na Charlotte, która wbijała w niego przerażony wzrok. Uśmiechnął się do niej lekko, a następnie zwrócił do brunetki.
- Ty zapewne jesteś Addelaine - powiedział, podchodząc do niej pewnym krokiem. Jego akcent brzmiał na silny brytyjski, co zaskoczyło kobietę, bo rzadko spotykała w tej okolicy anglików.
- A ty kim jesteś? - spytała trochę chamsko, jednak nie śmiała się poprawić. Jakoś nie odczuła wyrzutów sumienia ze względu na swoje podejście do tego człowieka po tym, jak usłyszała kawałek ich rozmowy. Nie brzmiał przyjacielsko.
Obejrzała go dokładnie. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe, smukłą twarz i niskie czoło, które przysłaniały kosmyki lokowanych włosów. Głęboko niebieskie oczy zdawały się być naprawdę hipnotyzujące. Przez kurtkę można było zauważyć mięśnie na jego ramionach. Do tego ten brytyjski akcent, który Addelaine wydawał się być całkiem seksowny, co już budziło w niej podejrzenia. Wyglądał zdecydowanie dobrze, aż za dobrze. Coś musiało tu nie grać.
- Miło cię poznać, jestem Will - wyciągnął ku niej dłoń, przedstawiając się z uśmiechem na ustach.
o kurwa ❤
OdpowiedzUsuń