Wyglądała, jak wrak człowieka. Nie odbierała telefonów i nie rozmawiała z nikim, poza swoim głosem w umyśle. Czasem Charlotte zapukała do jej pokoju, prosząc o chociaż słowo, jednak za każdym razem spotykała się z ciszą i odbijającym się echem oddechem Addelaine - ciężkim i pustym.
Brunetka siedziała raz na łóżku, a raz pod drzwiami na podłodze. Jej wzrok skierowany był na ścianę lub w stronę okna, ale niczego nie oglądała czy podziwiała. Utknęła zagubiona w swoim umyśle. A to właśnie w nim działy się najstraszniejsze rzeczy, które niszczyły ją od środka.
Tyle emocji kłębiło się w środku niej. Była wściekła, rozczarowana, załamana tym, jak naiwnym człowiekiem stała się na przestrzeni dwóch miesięcy. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo dała się zmanipulować, a później oszukać na oczach wszystkich ludzi, u których walczyła o uznanie i straciła je przez kogoś zwanego Ashton Cień Irwin. Nie chodziło tutaj przecież o jakiegoś młodocianego złodziejaszka, a o prawdziwego przestępce, którego służby szukały długi czas. I chociaż była od początku wrogo nastawiona w stosunku do niego – wreszcie mu zaufała, a w dodatku to zaufanie zdawało się jej odwzajemnione. I kiedy przypominała to sobie, giew narastał, bo jednocześnie zapamiętywała, jak głupio dała się mu oszukać.
Ale czuła także pustkę, bo straciła Ashtona. Straciła osobę, na którą potrafiła się otworzyć w TEN sposób. Może i był krętaczem, mordercą i skazańcem, ale zbudowała z nim relację, której nie umiała stworzyć z nikim innym. Zdawało jej się, że ją rozumiał. Może i była uparta, ale on trafiał w jej czułe punkty, o których istnieniu nawet nie wiedziała. Zmieniał jej punkt widzenia na świat, bo był jednym z tych ludzi, którzy nie gonili za czasem, a postanowili się zatrzymać, żeby w końcu zapytać, co u niej i jak ona się czuję, zamiast ciągle ględzić i martwić się o siebie. Pomimo swoich problemów, jego obchodziła ona i jej zmagania z życiem. Dlatego w jej sercu pojawił się mrok, bo Ashton momentalnie zniknął. Dla niej – na zawsze.
Nie płakała już, ani nie piła. Tylko pierwsze trzy dni obfitowały w alkohol i łzy. Każdy kolejny dzień był długi, szary i smutny. Godzinami leżała w łóżku, a potem wstawała, żeby usiąść w innym miejscu swojego pokoju i nadal nic nie robić, a jedynie siedzieć. W pewnym sensie szukała miejsca, w którym ucieknie od samej siebie, chociaż doskonale wiedziała, że ono nie istnieje. W jej głowie odbywała się trudna walka ze sobą, swoim sumieniem i wyrzutami, jakie wciąż gdzieś w niej tkwiły. Nie mogła przeboleć przegranej, w dodatku w taki sposób. Przy każdym łyku wody, pojawiał się obraz sali rozpraw i słów Irwina. Wiedziała, że zawiodła. Siebie, rodziców, Dave’a, a przede wszystkim Jego – osobę, dla której zdecydowała się na ten zawód. Swojego nieżyjącego brata. Na myśl o nim, czuła ogromny ból w sercu, a wspomnienia wracały. Zdarzenie, które próbowała wyrzucić ze swojej głowy, powtarzało się cały czas, niczym film, który w kółko ktoś cofał. To było druzgocące, dołujące i wyniszczające.
Do drzwi zadzwonił dzwonek, ale Addelaine nawet nie drgnęła, by je otworzyć. Wiedziała, że Charlotte wyszła jakąś godzinę temu. I tak nie widziała sensu, by z kimkolwiek rozmawiać w obecnym stanie oraz sytuacji. Co, gdyby odwiedzała ją właśnie prasa, policja lub Dave? Nie miała ochotę na rozmowę, a jej żali i tak nikt by nie chciał słuchać. Zawsze musiała radzić sobie sama, więc pozostawała przy takiej postawie.
Jednak wizytor nie odpuszczał. Dźwięk dzwonka rozbrzmiewał w mieszkaniu przez dobre pięć minut, jakby odwiedzający wiedział, że ktoś jest w domu i tą osobą jest właśnie Addelaine.
Wstała z podłogi i wyszła z pokoju, by przejść przez korytarz i znaleźć się przy wejściowych drzwiach. Agresywnie pociągnęła za klamkę, aby zobaczyć, kto próbuje zakłócić jej ciszę i wewnętrzną rozterkę, ale gdy tylko spojrzała przed siebie, od razu popchnęła drzwi, żeby się zamknęły. Niestety jeden z jej gości wsunął swoją dłoń, a później rękę, by ją powstrzymać.
- Addelaine, proszę. Wysłuchaj nas. – poprosił błagalnie Michael, patrząc na nią.
Wyglądała strasznie, jakby niedawno wróciła z balu Halloween. Była blada, niczym ściana. Pod podkrążonymi oczami widniały jeszcze ślady rozmazanego makijażu, po kilkudniowym płaczu. Włosy były potargane, przetłuszczone. Oczy puste, jakby uciekło z nich życie. Stała zgarbiona, na ugiętych nogach, bo nie miała na tyle siły, by utrzymać się w normalnej pozycji. Zdawała się być niższa i krucha. Aż strach było ją dotknąć w obawie, że za moment się rozpadnie, jak kostka cukru.
Kobieta posłała wrogie spojrzenie w stronę mężczyzny, po czym ironicznie uśmiechnęła się i pchnęła drzwi.
- Wybacz, ale spasuję – oświadczyła, starając się jak najszybciej zamknąć drzwi, jednak Calum pomógł przyjacielowi przepchnąć drzwi wraz z kobietą, która oparła się o ścianę, aby nie upaść. Michael szybko wszedł do mieszkania i złapał kobietę, jednak ta szybko wyrwała się z jego uścisku.
- Po cholerę tu przyszliście, hm? – zapytała z wyrzutem, a jej twarz poczerwieniała ze złości – Stanąć w kolejce? Nie musicie. Jeśli nie zabiorą mi licencji, osobiście wpieprzę was do więzienia, do tej samej celi, co wasz przeklęty kolega.
- Zaczynam myśleć, że należysz do grona tych głupich ludzi, dla których instrukcja musi być nawet na szamponie – skwitował Calum, który wszedł tuż po swoim przyjacielu i od razu rozsiadł się wygodnie na kanapie – Czy naprawdę nie zauważyłaś, że w całej tej sytuacji są pewne niedociągnięcia i jest to zdecydowana gra?
- Och no tak, przepraszam – zadrwiła Levinson, wchodząc tuż za nim do salonu – Byłam zajęta ratowaniem swojej całej reputacji po tym, jak Ashton ją zszargał beznamiętnie.
- Nie wyglądasz w tej chwili na kogoś, kto ratuje swoją reputację – zauważył Hood, po czym spotkał się z piorunującym spojrzeniem Michaela.
- Addelaine, to wszystko jest grą – wtrącił Clifford, zanim Calum zdążyłby zdenerwować adwokatkę na tyle, że wyrzuciłaby ich ponownie z domu. Nie pytała jednak o szczegóły, ani nie prosiła o wyjaśnienia, co dawało mu znać, że nie jest zainteresowana już tą sprawą albo dobrze udaje.
- Ashton podobno dał ci o tym znać – dodał Hood, zakładając nogę na nogę. Sięgnął po pilot do telewizora i już chciał go włączyć, kiedy zobaczył stłuczony ekran. – Wow, faktycznie dbasz o tę reputację. Po prostu nie oglądasz tego, co o tobie mówią. – powiedział, starając się dojść do jakiegoś rozwiązania i gdy uznał, że odkrył całą tajemnicę, pogratulował kobiecie sarkastycznie – Co za błyskotliwy i świetny pomysł! Jak dobrą musiałaś mieć imprezę, skoro rozwaliłaś cacko za kilka tysięcy?
- Za moment mogę rozwalić samochód, którym tu przyjechałeś – zagroziła, a ciemnowłosy zamilkł i pozwolił Michaelowi kontynuować temat.
- Powiedział nam, że wiesz o wszystkim – oświadczył – Że nam wszystko wytłumaczysz…
- No cóż, zasugerował mi dosyć znacząco w sądzie, że to wszystko było jedną wielką grą – odparła, kpiąc ostro.
Addelaine świadoma, że przyjaciele Ashtona czekają z nadzieją na jej pozytywny odzew, zdecydowała się przemilczeć sprawę i przejść do kuchni po szklankę wody. Nagle coś zakłuło ją w klatce piersiowej, a serce zabiło szybciej na myśl, że to wszystko było manipulacją Seana, która w dodatku mu się udała i uszła na sucho. Ale nie miała stuprocentowej pewności, bo równocześnie to znowu Irwin i jego spółka mogli szykować jej nieprzyjemny dowcip.
Ciemnowłosa upiła łyk wody i wzięła kilka wdechów. Niespodziewanie szklanka wyleciała z jej rąk i rozbiła się na drobne kawałki, gdy Addelaine przypomniała sobie słowa Irwina w szpitalu.
- Musimy coś z tym zro...
- Addelaine – warknął ostro, krztusząc się, a gdy zamilkła i spojrzała na niego, a on dotknął jej dłoni leżącej na łóżku – Nie wiem, jak bardzo Sean musiał zaleźć ci za skórę, ale ja znam go lepiej i wiem, że brnięcie w jego grę spowoduje tylko większe straty, niż jest to warte. Dlatego właśnie nigdy nie śpieszyłem się do wyjścia z więzienia.
- Jaką grę?
- Sądzę, że dowiesz się o niej w swoim czasie... - szepnął i ponownie zwrócił się do ściany, szybko zamykając oczy, by zblokować wspomnienia związane z Fletcherem….
- Mój Boże… - szepnęła – To faktycznie jest gra…Addelaine pobiegła raptem do swojego pokoju, nie sprzątając nawet szkła, które zbiło się w kuchni. Mężczyźni popatrzyli na siebie zszokowani, kiedy chwilę później pojawiła się z koszulą, marynarką i spodniami w ręku.
- Wyjaśnisz nam, co się w tej chwili dzieje? – zapytał Hood, patrząc na brunetkę szeroko otwartymi oczyma.
- Mam spotkanie – oznajmiła z powagą w głosie, a potem spotkała się z głośnym „Co?!” – Ashton mówił, że w każdym rozwiązaniu tkwi haczyk – zaczęła prędko wyjaśniać – Oznacza to, że Sean musiał mieć coś, co sprawiło, że Ashton wolał zostać w więzieniu niż z niego wyjść.
Michael i Calum wciąż patrzyli na kobietę niezrozumiale, starając się znaleźć wskazówkę, którą ona trzymała już w garści. Addelaine szybko pobiegła do łazienki przebrać się i doprowadzić do porządku, podczas gdy dwaj przyjaciele Ashtona rozwiązywali zagadkę.
- Musi chodzić o Levinson – szepnął Hood – Co, jeśli Fletcher chciał ją zabić, dlatego Ashton się wycofał?
Michael chodził po pokoju, oglądając ściany, jakby chciał znaleźć na nich podpowiedzi. Analizował słowa Irwina, które przekazała im adwokatka, a także tok myślenia Caluma, jednak jego wyjaśnienie wydawało mu się zbyt łatwe i błache. Tu nie mogło chodzić tylko o Addelaine. Ashton ją lubił, ale nie do tego stopnia, by niszczyć sobie znowu życie.
Addelaine wyszła z łazienki i zaczęła zbierać wszystkie dokumenty do torebki.
- Hej! – krzyknął Calum – Zaczekaj, co robisz?!
- Jadę ratować Irwina – zawiadomiła swoich towarzyszy – I osobę, którą chroni przed Seanem.
Ciemnowłosy oraz brunet poczuli się zbici z tropu. Kiedy Addelaine wyszła z mieszkania i zostawiła ich zupełnie samych, jakby o nich zapomniała, jeszcze raz wymienili się spojrzeniami. W pewnym momencie pomyśleli o tym samym rozwiązaniu i wiedzieli, że jest ono prawidłowe, a także niesie za sobą mnóstwo kłopotów.
- Caitlin – powiedzieli cicho zgodnie.
- Kurwa – zaklął Hood – Musimy ją powstrzymać, Clifford.
- Addie, to ty? – z telefonu dobiegł zmartwiony głos Andre – Jak się czujesz, przyjechać do ciebie? Wszystko w porządku? Ja.. przepraszam cię za wszystko i chcia..
- Zamknij się i przekieruj połączenie do twojego szefa– zarządziła, biegnąc do swojego auta.
- C..c…o? – wydukał zaskoczony – Ale p..pp…po co?
- Mam dla niego propozycję dotyczącą pana Irwina – zaczęła mówić oficjalnie, by przygotować się do spotkania, które miało nastąpić za niedługo.
- Nie wierzę – warknął – Po tym wszystkim, co ten wariat ci zrobił…
- Nawet jeśli ten wariat da mi tysiąc powodów, żeby tę sprawę zostawić, zawsze znajdę ten jeden, przez który nie odpuszczę – wtrąciła mężczyźnie, zanim zdążył rzucić kolejne obelgi – Przekieruj mnie do kurwy nędzy albo złożę na ciebie cholerną skargę.
Nagle usłyszała dźwięk połączenia. Andre nie pożegnał się, ani nie powiedział nic więcej poza tym, co zdążyła usłyszeć przed swoimi słowami. A jeżeli nie wtrącał już nic, to wiedziała, że między ich znajomością nastąpił definitywny koniec. Ale jakoś jej to nie przeszkadzało.
- Pani Levinson - przywitał wyniośle adwokatkę ciężki i zachrypiały głos - Czy jeszcze powinienem zachowywać Pani tytuł, czy został on już odebrany?
Addelaine zaśmiała się pod nosem i wyklęła starszego mężczyznę w myślach.
- Do rzeczy, panie Hemsworth - zagaiła z uśmiechem na ustach, szukając swojego samochodu na parkingu - Potrzebuję skontaktować się z szefem ASIS.
Usłyszała, jak starszy mężczyzna mało nie opluł się wodą, którą obecnie popijał.
- Po takich okolicznościach, jakie cię spotkały, prosisz mnie o spotkanie z szefami ASIS... - powiedział prawie szeptem, analizując każde zagranie oraz słowa Addelaine, a później zwrócił się do niej ponownie - Jak bardzo głupia lub zdesperowana jesteś?
- Przestałam być - odparła równie poważnym tonem, co mężczyzna - Postanowiłam, ze tym razem ja porozdaję karty w małej grze.
- O czym ty do cholery jasnej mówisz?
- Nie chce Pan wiedzieć.
- Chcę, dlatego do cholery jasnej pytam.
- W porządku – westchnęła – Stwierdziłam, że po trzech dniach pijaństwa, a łącznie dziewięciu dniach depresji, czas podbić świat, dać panu Irwinowi szansę na poprawę, a ASIS ciekawą ofertę.
- Cholera, nie sądziłem, że jest Pani aż tak popieprzona – stwierdził prawie wrzeszcząc – Dlaczego ja w ogóle marnuję czas na tę dyskusję…
- Proponuję wymianę – oznajmiła ostro, otwierając drzwi do auta i siadając na miejscu kierowcy.
- Wymianę? – spytał zaciekawiony, licząc, że adwokatka rozbawi go jeszcze bardziej – Niech zgadnę, dotyczy ona Irwina – zaśmiał się.
- Dokładnie – powiedziała – Mam kogoś cenniejszego niż On.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz