muzyka: klik
Wyszłam na
zewnątrz domu, a blask słońca uderzył prosto w moje oczy. Zapowiadała się
piękna pogoda, ale nastroje otaczających mnie osób, jak również i mnie nie
zwiastowały dobrego dnia. Każdy pogrążał się w smutku oraz rozpaczy z powodu
śmierci Luke’a, którego mieliśmy pochować, aby mógł spoczywać w spokoju. Widziałam
Caluma opierającego się o drzewo nieopodal wypełnione zielonymi młodymi liśćmi,
które osłaniały go przed słońcem. Instensywnie patrzył w ziemię, skupionym
wzrokiem. Domyślałam się, co chodziło po jego głowie. Ruszyłam w kierunku
Hooda, chociaż nie do końca wiedziałam, jak mogłabym rozpocząć z nim rozmowę.
Od śmierci Luke’a nie rozmawiał z nikim, włącznie ze swoimi najbliższymi
przyjaciółmi. I nie dziwiłam mu się. Stracił Hemmingsa - człowieka, którego
nazywał bratem; osobę, która była dla niego rodziną. Pomimo mojego nikłego
kontaktu z Lukiem, sama odczuwałam jego braki. Słońce unosiło się na niebie, a
jednak moje ciało było zimne, jakbym wyszła z chłodziarni. Łzy niekontrolowanie
wypływały z moich oczu i czułam pustkę, jakby kawałek mojego serca został
uszkodzony lub zabrany. Ciągle zadawałam sobie pytanie, dlaczego akurat Luke. Z
jakiego powodu to właśnie on musiał odejść z tego przeklętego, pełnego
niesprawiedliwości świata? Byłam pewna, że nie mnie jedyną męczyło to pytanie.
Nie tylko ja cierpiałam, a przede wszystkim nie mogłam wyobrażać sobie, jak
wielki ból tłumił w sobie sam Calum.
Przystanęłam
przy ciemnowłosym, ale nie odważyłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Kątem
oka oglądałam jedynie jego twarz. Wzrok nie zwrócił się nawet na milimetr, aby
zobaczyć kto zdecydował się być jego towarzyszem. Wgapiał się w rozkopaną
ziemię, w której za niedługo miał znaleźć się Luke. Z jego twarzy nie
potrafiłam wyczytać emocji. Wyglądał na obojętnego, chociaż wewnątrz umierał
razem z przyjacielem.
- Dobrze
być w domu, co? – zapytał ciężkim i znudzonym głosem, a ja odwróciłam głowę,
kiedy tylko jego pytanie dotarło do moich uszu. Odezwał się, a w dodatku wybrał
akurat mnie do przeprowadzenia dialogu.
- Zależy
kto uważa Hurstville za swój dom.. – szepnęłam.
- Luke
uważał – odparł szybko i pewnie – Nazywał swoim domem tamten garaż – wskazał
palcem, a potem prychnął – Czasem nawet nocował w tej ruderze.
W jego
oczach wezbrały się łzy. Ten widok był niesamowicie ciężki do oglądania.
Musiałam stać i obserwować, jak chłopak napina mięśnie i stara się powstrzymać
przed kolejną godziną szlochu. Zaciągał nosem, po czym ocierał swoją twarz
rękawem starej bluzy, którą dostał od zmarłego przyjaciela na piętnaste
urodziny.
- Ja.. –
zawahał się, zanim dokończył wypowiedź – Ja nie chcę zemsty.. – wyznał – Chcę
tylko wiedzieć dlaczego… Rozumiesz? Chciałbym wiedzieć dlaczego właśnie on…
Kiedy
pierwsza łza spłynęła po jego policzku, moje serce rozpadło się na milion
kawałkow tak samo, jak rozpadał się sam Calum. Zanim przyciągnęłam go do
siebie, pozwalając płakać w moje ramię, zdążyłam jedynie wymamrotać, jak bardzo
mi przykro. Później przez dobre pół godziny, obejmowałam go milcząc i
pozwalając wylewać cały swój żal poprzez płacz. Sama dołączyłam do przyjaciela
Ashtona, pogrążając się w większej rozpaczy. Pomimo żywych kolorów, jakie
nadawała pogoda, ten dzień należał do szarych, pozbawionych uroku i melodii.
Był beznadziejny.
Calum
poprosił mnie, o chwilę samotności, dlatego wróciłam do domu, gdzie Ashton i
Michael przygotowywali się do pogrzebu. Cassie siedziała w salonie, nucąc pod
nosem kołysankę, niegdyś śpiewaną nam do snu przez moją mamę. Miałam ogromne
wyrzuty sumienia. Wszelkich przykrości i cierpień doświadczyła z mojej winy.
Gdybym tylko trzymała ją z daleka od spraw Cienia, nie poznałaby Luke’a i nie
opłakiwałaby go, zamykając się na świat.
- Rozmawiałaś
z nim? – usłyszałam głos za plecami i gwałtownie odwróciłam się.
- Nie mówił
zbyt wiele – odpowiedziałam Michaelowi – Jedynie wspominał.
Clifford
nie spał od trzech dni. W przeciągu całego mojego pobytu w Hurstville, budziłam
się codziennie o tej samej godzinie. Schodziłam po schodach na palcach, aby
nikogo nie zbudzić, jednak Michael nigdy nie spał. Mijając jego pokój, zawsze
sprawdzałam przez uchylone drzwi, czy usnął, ale on siedział na łóżku, co
chwila przecierając twarz.
Ashtona zaś
był gościem w swojej własnej posiadłości. Zarówno w nocy, jak i za dnia
sporadycznie pojawiał się w domu, zabierając kilka dokumentów lub narzędzi.
Oczywiście nie mógł tu spędzać dużej ilości czasu, jako osoba poszukiwana, ale
to wcale nie oznaczało, że musi uznawać nas za kompletnie nieznajome osoby.
Podczas jego powrotów panowała cisza. Irwin wchodził milcząc i milcząc
wychodził. Zupełnie, jakby nas nie było.
Sean wszedł,
niczym do swojego lokum, a Calum tuż za nim. Z nienawiścią patrzył na starszego
Fletchera. Ten zaś rozejrzał się po pomieszczeniu dokładnie, a potem uśmiechnął
się, mijając wzrokiem nasze spojrzenia pełne nienawiści. Wyjął dłonie z
kieszeni, otrzepał spodnie, po czym stanął przed nami wszystkimi lekko
zgarbiony, ale dumny.
- Cóż, za
wiele się nie zmieniło, Irwin – stwierdził i nie musiał czekać, aż krew
zagotuje się w ciele Ashtona.
Twarz
blondyna poczerwieniała, a oczy wypełniła ciemność rozbudzona wstrętem i
nienawiścią do swojego dawnego mentora. Podszedł do niego i zamachnął się, aby
wymierzyć cios, jednak ten pochylił się, po czym uderzył pięścią w brzuch
Irwina. Ten zgiął się w pół, ale szybko ponownie stanął do walki, nie poddając
się. Złapał starszego Fletchera w biodrach , a następnie pchnął do ściany. Gdy
ten już był gotów do wyjęcia broni, Ashton prędko uderzył go w twarz, a potem
cisnął kolanem w jego brzuch. Pistolet upadł na podłogę. Irwin, żeby dobić
przeciwnika, uniósł łokieć, aby później wbić go w środek kręgosłupa Fletchera.
Kiedy ten stracił na siłach, Ashton zacisnął dłonie na jego koszuli i przyparł
go do ściany. Nie zdążyłam się zorientować, a blondyn już miał w ręku niewielki
scyzoryk, który przyłożył do bladej szyi Seana.
- I co
teraz? – warknął wściekle Ashton – Nie sądziłeś, że uczeń może przerosnąć
mistrza, co? – zapytał.
W pewnym
momencie tkwiłam w przerażeniu, iż Ashton znowu staje się tym, kogo nie
chciałam po rak kolejny zobaczyć. Sądziłam, że znowu zatraca się w mroku, jaki
zapanował właśnie przez Seana, ale z drugiej strony chciałam, aby poniósł
konsekwencje swoich czynów zarówno jak reszta, więc stałam w milczeniu
obserwując, co nastąpi dalej, chociaż nie ukrywałam, nie chciałam oglądać
śmierci Seana Fletchera, którego w dodatku zabijał Ashton – człowiek przeze
mnie kochany.
Sean
roześmiał się głośno, patrząc prosto w oczy Irwina, co tylko pobudzało
drzemiącą w nim bestię. Widziałam, jak zerkał na skórę swojego przeciwnika i czekał
na odpowiednią chwilę, żeby przesunąć po niej scyzorykiem. Moje serce kołatało
niczym szalone. Zastanawiałam się, do czego zdolny jest Ashton. Sam kilka dni
temu wrócił do swojego zawodu, oświadczając mi to jasno i wyraźnie. Nie byłam
jednak przekonana, czy mógłby zabić go na moich oczach, o ile jeszcze pamiętał,
że znajdujemy się w tym samym pomieszczeniu.
- Jesteś
tak samo durny, jak twój brat - syknął Irwin, przyciskając scyzoryk bardziej do
skóry Seana - śmiejesz się z własnej porażki.
- To nie ja
ponoszę porażkę, a ty - odparł, a Ashton zmarszczył brwi nie mając pojęcia, o
czym mówi Sean. Czarnowłosy sięgnął dłonią do kieszeni, po czym wyjął z niej
kartę. Uniósł rękę, a później przekręcił, abyśmy wszyscy ujrzeli króla kier.
Ashton automatycznie odsunął się od swojego byłego mentora, otwierając szeroko
usta. Sean spoważniał, jakby ta sytuacja przestała go bawić w momencie, kiedy
Irwin nie spełnił swoich marzeń.
- Dostałeś
króla… - szepnął Irwin zaskoczony.
- A ty
dostaniesz damę, kiedy mnie zabijesz, bo tego właśnie chce ten palant, który z
nami pogrywa. – dodał Sean.
Każdy z nas
podejrzewał Seana o bycie karciarzem. Byłam również pewna, że Ashton sądził, iż
to właśnie jego dawny nauczyciel zabił Luke’a. Nie miał już wątpliwości,
dlatego tak zareagował na jego wizytę. Ale skoro Sean przychodził do nas z
kartą… nie mógł ich wykładać… chyba, że to była część jego chorej gry.
Ashton
zacisnął usta, bacznie przyglądając się starszemu Fletcherowi. Po raz pierwszy
nie potrafiłam wyczytać z jego reakcji, co planuje zrobić następnie. Widziałam
tylko zaszklone oczy i napinające się mięśnie. Powstrzymywał swoją złość do
ostatniego momentu, ale nie wytrzymał więc postanowił wyładować się, na
najbardziej odpowiedniej osobie.
Zacisnął
dłonie na koszuli Seana i ponownie przyparł go do ściany w akcie desperacji.
Niepoczytalność w jego zachowaniu oraz sięganie do ostatnich desek ratunku,
jakimi było zwykłe wypuszczenie emocji i błagalna, ale jednocześnie stanowcza
prośba dawała nam wszystkim do zrozumienia, że Ashton Irwin balansował na
cienkiej linii pomiędzy spokojem, a szaleństwem.
- O co w
tym chodzi, Sean? - zapytał załamanym głosem, a jego wargi drżały - Powiedz mi
- wyszeptał.
-
Ktokolwiek wykłada karty, wykreował nas na swoje marionetki - oświadczył -
Każdego z nas - dodał, aby uświadomić nas, że on także stał się ofiarą gry –
Ale przesyła nam również wiadomość. Już wiemy, że dama pik zabija króla kier,
jak jest to zobrazowane na samej karcie. – wyjaśniał – Co oznacza, że zabijając
mnie staniesz się damą, bo ja zszedłem z asa na miejsce króla.
- Czekaj,
dostałeś asa? – zapytał Michael.
- Asa trefl,
jeszcze zanim tu przyjechałem – odpowiedział, poprawiając swoją marynarkę.
Obszedł
nas, a potem zajął miejsce na kanapie, rozsiadając się. Wyjął z kieszeni
papierosa, którego później zapalił i począł rozkoszować się smakiem oraz
zapachem nikotyny. Ja zaś próbowałam przeanalizować jego słowa. Za wszelką cenę
musieliśmy dojść do jakiegoś rozwiązania, jak najszybciej. W końcu, po
głębokich przemyśleniach, przypomniała mi się kwestia wróżenia z kart, kiedy to
każdy kolor i figura musiały coś oznaczać.
- To nie
musi być ranga – wtrąciłam, a wzrok każdego z osobna zwrócił się ku mnie – Ciotka
Eleanor kiedyś wróżyła z kart, każda miała jakieś znaczenie. Jeżeli są
wiadomością, mogą nie tylko określać rangi.
-
Niespodzianka – wymamrotał Sean, wyjmując fajka z ust– As trefl zwiastuje
niespodziankę, sam wysyłałem tę kartę.
- A reszta?
– zapytał Calum, a wtedy zwrócił na siebie uwagę Fletchera.
- Wyglądam
na wróżbitę? – odpysknął obojętnie.
- Cóż.. ta
burza loków może zmylić – dodał Ashton - Brakuje ci jeszcze kuli.
- A więc
musimy poznać znaczenie każdej z osobna – powiedział Clifford, aby załagodzić
sytuacje między chłopakami. Oboje wiedzieliśmy, że kolejna kłótnia jest w tej
chwili zbędna – Jeżeli wszystko złączy się w jedną całość, rozwiążemy zagadkę,
tak?
- Moja
droga Caitlin, zamienisz się w detektywa i odwiedzisz ciotkę, zanim cię
uprzedzę? – Sean skierował swoje pytanie do mnie – Chyba nie muszę wspominać,
że moja wizyta może nie być tak przyjemna, jak twoja.
Zmierzyłam
go morderczym wzrokiem. Ten człowiek wzbudzał we mnie masę mieszanych emocji.
Wyglądał na dobrą i spokojną osobę, podczas gdy zabijał bez skrupułów. Nie
mrugnął nawet, kiedy strzelał do swojego wspólnika, a także przyjaciela. Nie
potrafiłam powstrzymać obrzydzenia i wstrętu, jaki odczuwałam przy Seanie.
- Jest
jedna luka – mruknął Calum – Nie mamy pewności, czy to Ashton ma być damą –
spostrzegł - Ten ktoś może nie wiedzieć o jego istnieniu, a wtedy ty Fletcher
jesteś na celowniku.
- Trafna
uwaga – zauważył Sean – Ale jestem przygotowany na wszelkiego rodzaju
odwiedziny.
- A co
jeśli jednak wie? Może chce odwrócić naszą uwagę? – zagadałam.
Ashton
uderzył pięścią w stół wyrywając nas wszystkich z zamyślenia. Wszyscy
popatrzyliśmy w jego kierunku. Po raz pierwszy oglądałam Ashtona w takim
stanie. Nie był sobą, ani Ashtonem Irwinem, ani Cieniem. Był kompletnie zbity z
tropu, zagubiony i nie mógł podołać wyzwaniu rozwiązania zagadki. Presja w
niego uderzyła. Śmierć Luke’a była czymś więcej, niż stratą przyjaciela. Ten
ruch złamał Ashtona psychicznie. Złapał się za głowę i rozpaczliwie począł
chodzić od jednego końca pokoju do drugiego.
-
Przepraszam was – wyznał – Zawiodłem i ciągle zawodzę – szepnął – Nie mam już
siły na tą grę. Czuję, że upadam pod tym całym ciężarem.
Nastała
cisza. Nikt nie wypowiedział żadnego słowa, budującego czy dołującego, bo nie
byliśmy w stanie pocieszyć Ashtona, nawet ja. Cierpiałam widząc go
wyczerpanego, zdezorientowanego, pozwalającego wpuszczać ten cały chaos do
swojej głowy. Nie umiałam mu pomóc, żadne z nas nie umiało, ponieważ tkwiliśmy
w tej samym labiryncie, szukając wyjścia. Jedni znosili to lepiej, drudzy
natomiast gorzej.
- Irwin –
warknął starszy Fletcher patrząc chłodno na swego starego ucznia. Podszedł do
niego, a potem położył dłoń na jego ramieniu. Spojrzał blondynowi w oczy swym
piorunującym spojrzeniem i gdy już myślałam, że stanie się coś strasznego, ten
zaś zdecydował się na słowa otuchy. – Nikt ci nie zabrania upaść – powiedział –
Ale najważniejsze jest, abyś z tego upadku się podniósł.
Niespodziewanie
w pokoju rozbrzmiał dźwięk mojej komórki. Sięgnęłam do kieszeni spodni, żeby
sprawdzić przychodzące połączenie. Ku mojemu zdziwieniu, dzwoniła Theresa.
Dotknęłam palcem wskazującym ust, aby poprosić wszystkich obecnych o ciszę, a
potem przesunęłam palcem po wyświetlaczu w celu rozpoczęcia rozmowy.
- Cześć,
Theresa – zagaiłam.
- Witaj,
Caitlin – odezwała się, a jej głos wydawał się drżeć – Mam pewną sprawę…
Zmarszczyłam
brwi, patrząc po każdym z osobna. Ashton gestykulując poprosił, abym
przełączyła rozmowę na tryb głośnomówiący, a ja wykonałam polecenie.
- Mów,
śmiało – poprosiłam.
- Pamiętasz
morderstwo Logana Fletchera? – spytała, a Sean od razu zainteresował się
konwersacją. Usiadł prosto i w skupieniu słuchał dziewczyny, po tym jak
przytaknęłam – Dostał kartę, damę pik.
Ashton
popatrzył na mnie pytająco, ale wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam do czego
zmierza Theresa.
- Tak,
kojarzę… - nagliłam dziewczynę – Znaleziono odciski palców? – dopytywałam.
- Nie –
szybko zaprzeczyła – Problem polega na tym, że… ja też dostałam kartę.