Siedziałam na chłodnej terakocie, tuż przy drzwiach balkonowych w samych majtkach i za dużym topie Ashtona, okrywając dłońmi ramiona. Nie odczuwałam chłodu, ale nieświadomie pocierałam swoje ciało, wytwarzając ciepło. Intensywnie wpatrywałam się w chmury, z których za chwile spaść miał deszcz, a przynajmniej na to właśnie wyglądało. Zablokowałam każdą myśl, a moją głowę wypełniała pustka. Obraz wczorajszej nocy przebiegał przez mój umysł i chociaż chciałam przez chwilę odpłynąć, wracałam do najcudowniejszego momentu mojego życia, kiedy to emocje oraz uczucia wzięły górę tuż po tym, jak Ashton wyznał mi miłość.
Całował zachłannie i pożądliwie, a ja nie powstrzymywałam go. Zatapiałam palce w jego puszystych kręconych włosach, oddając się całkowicie pod jego władanie. Być może postradałam zmysły, ale potrzebowałam bliskości, pocałunków, głosu, Jego. W jednej sekundzie odbiegałam od rzeczywistości, wkraczając do idealnego świata, który wykreowałam już za naszych początków. Nie spostrzegłam, kiedy blondyn uniósł mnie i poprowadził do sypialni. Wszystko działo się naturalnie, a jednocześnie niespodziewanie. Pocałunek zamienił się ze zwykłego w pełen namiętności i pożądania. Nie pragnęłam niczego, ani nikogo innego niż Ashtona w całej okazałości. Moje serce biło szybko i mocno, a ciało stawało się coraz bardziej gorące. Ze splecionymi nogami wokół jego bioder, niesiona przez niego, podążałam do sypialni, gdzie później znalazłam się na łóżku. Składałam mokre pocałunki na jego szyi, dopóki nie zdjęłam jego koszulki. Być może nie odważyłabym się na ten ruch, gdyby w moim organiźnie nie byłoby alkoholu. Zobaczyłam znów jego szerokie, umięśnione ramiona. Mogłabym widzieć go codziennie w takim wydaniu. Ashton bez koszulki prezentował się doskonale. Dotykałam go. Pieściłam dłońmi każdą część jego boskiego ciała. On zaś nie zdecydował się na bycie mi dłużnym. Prędko pozbył się moich ubrań, abym mogła stać przed nim w samej bieliźnie. Jego oddech odbijający się o moje ucho powodował, że traciłam kontakt ze światem, zwłaszcza, gdy szeptał, jak piękna dla niego jestem. Mówił, że mnie kocha i potrzebuje, a ja pochłaniałam każde słowo, powtarzając je sobie w głowie. Byłam niczym w transie, z którego nawet nie miałam ochoty wychodzić. Podobała mi się hipnoza, w którą trafiłam.
Niespodziewanie znalazłam się pod nim. Ustami zjeżdżał niżej, aż dotarł do koronkowych majtek, w kolorze bieli, które z łatwością zniżył. Czułam się, jakbym trafiła do raju, kiedy wszedł we mnie palcem. Jęknęłam z rozkoszy, co tylko dało satysfakcję Ashtonowi, a także możliwość kontynuacji tych rozkoszy. Nim spróbowałam uporać się z szaleństwem, jakie panowało wokół i spostrzegłam pustą paczuszkę po prezerwatywie na nocnym stoliku, blondyn wszedł we mnie. Na początek subtelnie i delikatnie, ale później z energią i pożądaniem.
I kochaliśmy się. Czule, namiętnie i romantycznie, wkładając w to całe nasze serca, tańczące w tym samym rytmie. Oddałam mu siebie, w stu procentach, a on zrobił to samo. Nie mogłam czuć się lepiej. Nie myślałam o niczym innym, a jedynie o Ashtonie i doznaniu, jakie dzięki niemu przychodziło. Oddałam się rozkoszy, zapominając o realnym świecie. Po raz pierwszy liczyło się tylko i wyłącznie to, co było między nami. Ta silna więź, której żadne z nas nie potrafiło się oprzeć. Miłość, której nie powstrzymaliśmy, bo miłości nie można powstrzymać. To uczucie można wyciszyć, na krótką chwilę, ale później wraca, ze zdwojoną siłą. Zamiast je blokować, powinniśmy byli je dopuścić do naszych umysłów, o wiele wcześniej.
Poczułam na swoich ramionach okrywający mnie materiał. Ashton nakrył moje ciało bluzą. Zajął miejsce obok mnie. Miał na sobie same jeansy. Po jego skórze przeszły dreszcze, kiedy wiatr musnął jego ciało. Milczał. Spoglądał na niebo, w to samo miejsce, w które patrzyłam ja. Po chwili wyjął z kieszeni swoich spodni paczkę papierosów. Zapalił jednego, zaciągając się - jak zwykle. Pewne rzeczy nie uległy zmianie. Dym rozpłynął się w powietrzu. Wyciągnął fajka ze swoich ust i ułożył go między palcami. Uśmiechnęłam się krzywo, chociaż szczerze rozbawiło mnie jego zachowanie. To, jak mieć deja vu, jednak tym razem postawiłam na obrót sytuacji. Nagle zapragnęłam nikotyny. Zabrałam papierosa i również wzięłam bucha, nie krztusząc się, chociaż to był mój pierwszy raz od bardzo dawna. Zaspokoiłam swój głód, bo chyba tak mogłam to nazwać i oddałam blondynowi truciznę.
Przetarłam dłońmi swoją twarz, jakby ta czynność miała mi pomóc w całkowitym oczyszczeniu umysłu. W końcu wszystko, co dobre, musiało się kiedyś skończyć, nieprawdaż? Powróciłam na ziemię, w burzę, która toczyła się w moim życiu, mknącym z prędkością światła.
Chciałam znaleźć sposób, aby mu wybaczyć.
Chciałam wymazać z pamięci wszystkie jego kłamstwa i żyć z myślą, że nigdy żadnych z nich się nie dopuścił.
Chciałam codziennie rano budzić się obok niego.
Chciałam już przez całe życie patrzeć na tą idealną twarz, z uśmiechem, którym mnie zarażał.
Chciałam zostać z nim na zawsze.
Chciałam, żeby wracał po południu zmęczony z pracy, normalnej pracy, gdzie czekałabym na niego z gotowym obiadem.
Chciałam stworzyć z nim coś zwykłego, a zarazem niezwykłego.
Nie mogłam, nie w miejscu, w którym ścigała nas przeszłość. To było niemożliwe – żyć naturalnie, jak szary, mały człowieczek. Nie przy życiu, jakie prowadziliśmy teraz. Nie w tym momencie.
Jednak może to właśnie w tym tkwił cały sens? Bo przecież, gdyby każdy dostawałby wszystko, co chce – życie stałoby się nic nie warte, a także przewidywalne. Może to tylko moja podświadomość wpajała mi do głowy argumenty ,,przeciw’’, nie chcąc ukazać tych ‘’za’’? Co, jeśli ciotka Eleanor miała rację? Możliwe, że nie zauważałam plusów, bo skupiałam się na minusach. Zachowywałam się, niczym prawdziwa pesymistka. Może nadszedł czas, żeby to zmienić?
To historia, historia napisana przez Boga. On postawił na mojej drodze Ashtona, mając na pewno jakiś powód. Może o to chodziło? Miałam zakochać się w wariacie, oszuście, przestępcy, a kłótnie i toksyczna relacja były dowodem naszego uczucia. Tego, ile dla siebie znaczymy. Pomimo wielu wad oraz przeciwności wracamy do siebie, jesteśmy silni, staramy się być. Walczymy z uczuciem, któremu powinniśmy dać wolność. Czyż nie?
Może tak miała wyglądać nasza normalność, a moim zadaniem było ją zaakceptować? Pogodzić się z faktem, że moja opowieść była inną od reszty, typowych bajek o perfekcyjnych związkach, pełnych uczucia, zakładaniu rodzin i normalnych pracach? Być może nasza normalność była inna, ale równie niesamowita?
Wciąż próbowałam to rozgryźć.
Ashton opuszkami palców dotknął mojego ramienia. Ukazał szereg białych zębów na widok dreszczy spowodowanych jego dotykiem. Wydawał się taki szczęśliwy, jakby moja obecność stanowiła coś ważnego, obowiązkowego i naturalnego.
Sięgnął po moją dłoń, a potem ścisnął ją delikatnie i przyłożył do swoich ust. Jego ciepłe wargi przylgnęły do mojej skóry, lekko ją muskając. Zacisnął powieki, utrzymując ten słaby, ale pełny pasji i uczucia pocałunek. Gdy otworzył oczy, spojrzał na mnie. Odsunął moją dłoń od swojej twarzy.
- Caitlin… - szepnął, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku – Wiem, że spieprzyłem. Wiem, że jestem gnojkiem, kretynem i świnią. Wiem, że masz wiele powodów, dla których nie powinnaś tu być, ze mną. Wiem, że masz również powody, aby dać mi w pysk i kazać spadać. – mówił opanowanym głosem – Ale kocham cię, jak nikogo innego – wyznał, a moje serce zabiło szybciej – I jeśli tylko dasz nam szansę, codziennie będę starał się udowodnić ci, że dokonałaś dobrego wyboru.
Wypuściłam powietrze, patrząc na blondyna z niedowierzaniem. Tyle przeciwności, mnóstwo uderzeń, setka powodów, dla których wczorajsza noc nie powinna mieć miejsca. Mój przyjazd do tego mieszkania nie był planowany, ale znalazłam się tutaj i zrobiłam coś, za co na pewno zapłacę. Ale muszę zadać sobie jedno, pierwszorzędne pytanie.
Czy ja tego żałowałam?
Nie.
Nie żałowałam ani minuty, spędzonej z Ashtonem.
Wstałam z podłogi, kiedy poczułam, że do moich oczu napływały łzy. Za dużo emocji kłębiło się we mnie. Kochałam Ashtona Irwina, szczerze, całym sercem i duszą, przez co moje uczucia zagłuszały logiczne myślenie. To Ashtona dotyk sprawiał, że drżałam. To przy jego pocałunkach czułam zwariowane motylki w brzuchu. To przy naszych kłótniach traciłam siły, bo tylko on potrafił mnie zranić. To przez niego miałam ochotę umrzeć, bo myślałam, że straciłam go na zawsze.
Opieranie się miłości byłoby bez sensu, bo dodałabym do swojego życia tylko więcej cierpienia. Bo to nie miłośc boli, a samotność, strata oraz odrzucenie. Miłość jest piękna. Ona właśnie sprawia, że te trzy rzeczy znikają, a my czujemy się niesamowicie zapominając o dręczących nas problemach.
Ashton również podniósł się z miejsca. Spoglądał na mnie niepewnie. Nie czekając na jego kolejne słowa, wyrwałam swoją dłoń z uścisku chłopaka. Zamachnęłam się, wymierzając siarczysty, pełen złości cios w policzek Irwin’a. Jego twarz wykrzywiła się pod wpływem uderzenia. Dotknął dłonią piekącego miejsca na swojej skórze. Popatrzył na mnie kompletnie zdezorientowany. Nadzieja, która jeszcze chwilę temu błyskała w jego oczach uciekła.
- Masz rację – stwierdziłam, zaciskając zęby – Mam mnóstwo powodów, aby uderzyć cię jeszcze kilkanaście razy – powiedziałam. Mój ton był poważny. – Ale nie mogę znaleźć ani jednego, który z czystym sumieniem pozwoli mi kazać ci spadać – łza spłynęła po moim policzku – Chorobliwie cię kocham i nie umiem z ciebie zrezygnować! – krzyknęłam, wyrzucając z siebie ten ogromny ciężar, który nie pozwalał normalnie mi funkcjonować.
Ashton podszedł do mnie. Ujął moją twarz dłońmi. Przycisnął swoje wargi do moich, zachłannie całując. Pasja i uczucie, jakie wdarło się do tego pocałunku sprawiało, że wyglądał on na nasz ostatni. Wtedy już wiedziałam, że Ashton Cień Irwin był jedyną osobą, z którą chciałam być. Dupek, arogant, oszust, przestępca, wariat… miłość mojego życia.