W piątkowy wieczór jak zwykle muzyka przebiegała ulicami Sydney, stawiając miasto na nogi nawet w najpóźniejszych godzinach. W barze Eleanor piosenki country rozbrzmiewały na cały lokal, gwarantując klientom dobry klimat tego miejsca i komfortowe oraz miłe spędzanie czasu. Dla mnie ten dzień dobiegł końca tuż po odwiezieniu Cassie do domu. Poinformowałam Luke'a o powrocie mojej przyjaciółki, a ten czym prędzej udał się do niej. Była bezpieczna, skoro Hemmings zaoferował swoją ochronę. Zostawiłam ich samych, bo na pewno mieli dużo do nadrobienia. Ja wyciągnęłam wystarczająco informacji od dziewczyny, chociaż tak naprawdę.. nie zdobyłam żadnych.
Sean nie kłamał, znalazł Cassie przy drodze. Nie uciekła, a została wypuszczona z miejsca, w którym przez pewien czas była więziona. Nie widziała niczego poza ciemnością, bo bandzior postarał się o to, aby zapamiętała jak najmniej szczegółów. Zawiązał chustę na jej oczach, żeby nie zauważyła nic charakterystycznego, przenosił z miejsca do miejsca, aby nie czuła po jakim gruncie stąpa, ani czego dotyka. Jedynie słyszała głos - zachrypiały, znużony i pełen złości. Często kaszlał i zaciągał nosem. Posługiwał się imionami; mówił o Loganie, Seanie, o mnie.. o wszystkich. Miał pewien plan, który wcielał w życie, ale nie wiadomo, jaki był jego cel. Nie pozostało nam nic innego, jak czekanie.
Ale czekanie mnie męczyło, dręczyło i zżerało od środka. Jak mogłam siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć na to, co działo się wokół mnie? Ktoś rozpalał ogień, aby zniszczyć mnie i moich bliskich, a ja nie potrafiłam stać bezczynnie i przyglądać się klęsce.
W dodatku słowa Seana odbiły się na mnie niczym echo, które nigdy nie cichnie. Sądziłam, że tylko ja oraz bliscy Ashtona zauważyli skrytą w nim dobroć, a tymczasem Sean doskonale o niej wiedział, a pomimo tego, oderwał Irwina od krawędzi, której mocno się trzymał, rzucając go w wir świata o zasadach walki na śmierć lub życie. To on zniszczył Ashtona, razem ze swoim bratem. Ponadto wcale nie życzył sobie, aby jego doskonały uczeń wrócił do normalnego życia. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że moja pomoc działa na jego niekorzyść.
A więc spostrzegł to, czego ja nie byłam pewna przez dłuższy czas. Wahanie Ashtona przy ratowaniu nastolatka i czekaniu na moją zgodę. Ten ruch wkurzył Seana, bo w innym przypadku, Ashton zachęciłby go do następnej kulki i zabrania mnie z jego oczu, a tym razem.. przeciwstawił się mu, co sprawiło, że ponownie zaczęłam w niego wierzyć. Moje zaufanie do Ashtona Cienia Irwina powoli wracało.
Siedziałam przy barze, podpierając dłońmi twarz. Patrzyłam na butelkę Jacka Danielsa ustawioną na jednej z półek, zastanawiając się, co powinno być moim kolejnym krokiem. Choćbym zamartwiała się każdą możliwą rzeczą, która miała miejsce w moim życiu, on zawsze był tym, o którego martwiłam się najwięcej. Mogłam rzucać obelgi w jego kierunku, wygarniać ze swojego ciała gniew i mówić słowa, które miały na celu uderzyć w Ashtona, ale naprawdę zależało mi na nim, chociaż on zranił mnie zdecydowanie mocniej. I właśnie w tym tkwił mój problem. Pewnych rzeczy nie umiałam wyrzucić z pamięci.
- Ostatni raz przyłapałam cię na piciu alkoholu dwa tygodnie po wypadku - usłyszałam głos ciotki, a po chwili szklanka z whisky zniknęła sprzed moich oczu - Powiedziałaś mi wtedy, że wszystko jest w porządku. Czy dzisiaj też zamierzasz skłamać?
Rudowłosa stanęła naprzeciwko mnie. Skrzyżowała ręce i karcąco patrzyła na mnie, oczekując wyjaśnień.
Zaśmiałam się ironicznie.
- Wtedy przynajmniej mogłaś mnie ukarać, bo nie byłam pełnoletnia - zauważyłam, odbierając od kobiety szklankę, a jej zawartość wlałam do ust. Uniosłam brwi, pokazując puste naczynie i licząc, iż ciotka będzie na tyle łaskawa, aby polać mi jeszcze jedną kolejkę.
- Wiem, że wiele wydarzyło się w twoim życiu, Caitlin - rozpoczęła, a ja już wiedziałam, że za moment będę słuchaczką jej monologu, który nosił tytuł "Możesz mówić mi o wszystkim." - I doskonale to rozumiem, ale nie odwracaj się od ludzi, którym na tobie zależy.
Nie odwracałam się. Po prostu miałam dość tego szaleństwa wokół mnie, którego nie potrafiłam poskładać do kupy. Żeby tego było mało, nikt nie mógł mi pomóc, bo każdy doinformowany igrał ze swym losem. I nikt nie potrafił zrozumieć mojego milczenia, gdyż nie miał pojęcia, w jakie bagno zostałam wpakowana. Więc nie miałam usta zamknięte na kłódkę. Tak bardzo, jak chciałam wykrzyczeć światu co ciąży na moim sercu, nie mogłam. Byłam zmuszona zachować dla siebie fakt, że Ashton Cień Irwin nadal żył, a ja utrzymywałam z nim kontakt. Nie mogłam opowiadać o tym, jak wielki ból sprawia mi patrzenie na niego i brak możliwości wtulenia się w jego klatkę piersiową, bo po prostu... nie potrafiłam tego zrobić. Wspomnienia osiadły w mojej głowie i na tym polegał cały problem. Dopóki nie wyrzuciłam ze swoich myśli wszystkich błędów Ashtona, nie mogłam ruszyć dalej i postarać się zacząć od nowa. Wydawało mi się, że postępuję słusznie odsuwając go od siebie, ale przez Seana pojawiły się wątpliwości, które nie pozwalały mi iść spokojnie drogą bez zadawania sobie pytania "Co by było, gdym jednak postawiła krok do przodu i wybaczyłabym Ashtonowi?" Słowa Seana, Caluma, Cassie.. każdego z osobna mówiły zupełnie co innego, a ja nie wiedziałam, czego powinnam słuchać - serca, a może rozumu, bo ta dwójka kłóciła się od samego początku.
- Nie chcę o tym rozmawiać - rzuciłam rezygnując z ckliwej rozmowy na temat mojego życia i podejmowanych przeze mnie decyzji - Najwyraźniej nie umiem poradzić sobie sama z pewnymi rzeczami, ale jestem panią własnego losu, więc nie mogę słuchać kazań innych ludzi.
Ręka rudowłosej przejechała po moich plecach. Na jej twarzy wymalowała się troska. Delikatny uśmiech rozpromienił jej buzię. Poklepała mnie po ramieniu, a potem objęła delikatnie, przyciągając do siebie. Ucałowała moje czoło, po czym wyszeptała.
- Nie zamierzam prawić ci kazań – zachichotała – Powiem ci tylko jedno, moja kochana Cait… - wzięła nie duży wdech, aby później skończyć zdanie – Czasami musimy pomyśleć o sobie i robić to, co nas uszczęśliwia zamiast patrzeć na to, co myślą o tym inni.
Do baru zaczynali schodzić się kolejni klienci, których należało obsłużyć. Ciotka zauważając ruch, sięgnęła po fartuch i nałożyła go na siebie. Już miała odejść, ale zatrzymałam ją krótkim pytaniem.
- Nawet jeśli to, co nas uszczęśliwia może być złe? - W moim głosie słychać było lekkie zdziwienie.
- Skąd wiesz, że jest? Może jeszcze nie widzisz w tym szczęściu dobra skarbie? – spytała, puszczając mi oczko, a ja przez chwilę pomyślałam, że doskonale wiedziała, co mnie gnębiło. Ale przecież nie mogła. A gdyby nawet znała prawdę, nie odpowiedziałaby w ten sposób, mając świadomość, z czym się mierzymy.
Nim zebrałam się na jakąkolwiek odpowiedź, ciotki Eleanor już nie było. Pognała wzdłuż labiryntu stolików rozpoczynając przyjmowanie zamówień. Dokończyłam swoją drugą kolejkę whisky, po czym stwierdziłam, że przyszedł na mnie czas. Zwolniłam miejsce przy barze i pokierowałam się do wyjścia. Latarnie oświetlały dobrze mi znaną ulicę przy barze. Zmierzałam na parking prosto do mojego samochodu, aby usiąść w nim i przemyśleć wszystko od początku do końca. Kiedy znalazłam się przy aucie, zaczęłam grzebać w torebce, żeby odnaleźć kluczyki. Pech sprawił, że zajęło mi to dłuższą chwilę. Zdążyłam więc usłyszeć ciężkie i szybkie kroki. Odwróciłam się, a przed moimi oczami stanął Ashton. Dyszał, jakby biegł przez całe Sydney tylko po to, aby trafić tu na mnie. Wybrał najgorszy moment.
- Żyjesz, cholera, żyjesz - zawołał wyrażając swoje szczęście.
- Dobrze, że zauważyłeś - odparłam, wracając do swych poszukiwań.
Na moje nieszczęście, alkohol w moim organizmie dał się we znaki. Zachwiałam się i oparłam o auto, aby nie upaść.
- Piłaś - stwierdził, a ja popatrzyłam na niego z politowaniem.
- Cóż za spostrzegawczość, Irwin.
Nareszcie udało mi się wyciągnąć kluczyki. Pomachałam nimi przed nosem blondyna, a później wsunęłam do zamka, aby dostać się do wnętrza wozu. Otworzyłam drzwi, ale chłopak prędko zamknął je, stając przede mną i blokując mi dojście do strony kierowcy.
- I zamierzasz prowadzić po pijaku - uniósł brew - Teasel, ty mała niegrzeczna buntowniczko.
Ashton złapał moją dłoń i wysunął kluczyki z moich palców. Pociągnął za klamkę tylnych drzwi, po czym spojrzeniem poprosił, abym wsiadła. Na początku wyraziłam swój sprzeciw, jednak widząc jego determinację odpuściłam. Nie miałam sił na kolejną kłótnię.
- Zamierzasz robić za mojego szofera? - zapytałam, gdy rozsiadłam się na tyłach auta. Blondyn zaś zerknął w przednie lusterko, aby nasze oczy spotkały się. Wzruszył ramionami niby niewinnie, ale wiedziałam, że jego reakcja ma drugie dno. Tylko czekałam, aż powie coś w jego stylu. Oczywiście, nie pomyliłam się.
- Odwiozę cię, albo zabiję - oświadczył nie odrywając ode mnie wzroku - Zdecyduję w trakcie jazdy.
Ashton posłał mi cwaniacki uśmiech. Odpalił silnik samochodu i poczekał kilka minut. Kiedy samochód rozgrzał się, chłopak wyjechał z parkingu, a za kierunek obrał główną autostradę.
Całą podróż przebyliśmy w milczeniu, dopóki nie spostrzegłam, że droga, którą przemierzaliśmy nie była tą, którą zazwyczaj jeździłam. Zadawałam setki pytań, ale Ashton nie śmiał odpowiedzieć. Zabawniej przecież było, kiedy mógł mnie irytować swoim zachowaniem. Moja złość sprawiała mu więcej przyjemności.
Podjechaliśmy pod znajomy mi budynek, jednak nie ten, którego oczekiwałam. Wysiadłam z samochodu i obejrzałam budowlę od góry do dołu. Gdy Ashton podszedł do mnie i ujął moją dłoń, zadrżałam, a później posłałam mu piorunujące spojrzenie. Ten pociągnął mnie za sobą, nie zważając na moje protesty.
- To nie jest mój dom - powiedziałam, stojąc przy domofonie.
- Cóż za spostrzegawczość, Teasel - odgryzł się.
Wywróciłam oczami. Wciąż walczyłam o swoje, gdy trafiliśmy do windy.
- Wolałabym wrócić do siebie - delikatnie zasugerowałam, iż nie byłam zadowolona z obrotu spraw.
- Przenocujesz tutaj - zarządził Irwin, który najwyraźniej miał dość moich sprzeciwów.
Weszliśmy do mieszkania, w którym nocowałam tuż po tym, jak poznałam osobiście Ashtona. Ponowny widok tego miejsca tylko spotęgował przypływ nękających mnie wspomnień Każda rozmowa i każdy obraz przebiegały w moim umyśle z prędkością światła, nie dając mi ani minuty wytchnienia. Moja głowa pękała.
Trzasnęłam drzwiami frontowymi, kiedy weszliśmy do środka. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie wypuścić ze swoich ust tych wszystkich przekleństw, które nasuwały mi się na myśl. Wszystko działo się z jego powodu. Ochota na wykrzyczenie Ashtonowi prosto w twarz jakim był kretynem, prostakiem i bydlakiem towarzyszyła mi od dawna i już chciałam to zrobić, a jednak coś mnie powstrzymywało. Te wszystkie dobre chwile siedzące w mojej głowie nie pozwalały mi zaprzepaścić tej relacji. Toczyłam wewnętrzną walkę.
- Ashton, chcę wrócić do siebie - warknęłam.
Moje dłonie formowały się w pięści. Intensywność tego miejsca była niemożliwa. Nie sądziłam, że ten obraz mógłby tak na mnie zadziałać, ale wrzałam wewnątrz.
- Nie będę teraz włóczył się po nocy, zwłaszcza że jestem poszukiwany, a twój dom pod obserwacją. - odpowiedział obojętnie, machając na mnie ręką.
Przeszedł do salonu, a potem do kuchni. Otworzył lodówkę i począł w niej grzebać, totalnie ignorując to, co do niego mówiłam.
- Gdybyś nie wrócił, nikt by cię nie szukał! - wrzasnęłam, bo przestawałam panować nad emocjami.
Blondyn odwrócił się w moją stronę.
- Jak tak bardzo ci zależy, mogę wyjechać i już nigdy mnie nie zobaczysz.
Wywrócił oczami, bo dla niego moje słowa były starą śpiewką.
- Nie - To krótkie słowo wyrwało się z moich ust.
- Nie? - popatrzył na mnie zdezorientowany.
- NIE!
- Czemu nie?
- Bo musimy znaleźć zabójcę Logana - odpowiedziałam szybko, aby Ashton nie mógł sobie niczego pomyśleć, ani odczytać odpowiedzi z moich oczu. Serce waliło mi niczym oszalałe, a dłonie spociły się. Dlaczego akurat palnęłam słowo "Nie" ?! Wpadłam po uszy.
- To jedyny powód, dla którego chcesz, żebym nie wyjeżdżał?
- Tak - urwałam, popełniając kolejny błąd.
- Tak?
Ashton zmarszczył brwi. Oparł się o blat stołu, lustrując mnie wzrokiem, kiedy stałam naprzeciwko niego.
- TAK! - wrzasnęłam, rozkładając ręce.
- Jesteś tego pewna? - spytał.
Powolnym krokiem obszedł stolik, żeby po chwili znaleźć się kilka centymetrów ode mnie.
- Dlaczego to robisz? - zapytałam cicho ze smutkiem i bezradnością w głosie. Nie mogłam już dłużej z nim walczyć. To mnie niszczyło. Kiedy ja się denerwowałam on rósł na sile i wykorzystywał to perfidnie.
- Robię co?
- Droczysz się, wkurzasz, irytujesz, cholera jasna, Ashton! - krzyknęłam nie mogąc dłużej znieść tego napięcia - Dlaczego w ogóle wróciłeś do tego pieprzonego miasta...
- Chcesz wiedzieć?
- Tak, Ashton! - zawołałam - Chcę!
Nagle blondyn uderzył pięścią w komodę znajdującą się po jego prawej stronie. Zadrżałam, patrząc na niego całkowicie zaskoczona. Bałam się, że właśnie za moment wpadnie w furię, jednak stało się coś zupełnie innego. Coś, czego się nie spodziewałam.
- Bo cię kocham ty idiotko! - krzyknął - Kocham cię i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, chociaż niesamowicie działasz mi na nerwy i odpychasz za każdym razem kiedy próbuję się do ciebie zbliżyć. Pomimo że nie możesz mi wybaczyć, to uczucie jest silne, a nawet silniejsze niż przedtem. Bez ciebie nie funkcjonuję, rozumiesz? Jestem pieprzonym wrakiem człowieka. Działasz na mnie jak powietrze, jeżeli nie mogę oddychać - umieram. Choćbym chciał przestać cię kochać, to nie mogę - próbowałem
Próbowałam złapać oddech, ale wszystko co powiedział Ashton spowodowało chwilowe zamarcie. Ja.. ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, ani zrobić. Analizowałam w myślach każde zdanie, które przed momentem usłyszałam. Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć,że blondwłosy, wysoki chłopak o nieziemskim uśmiechu, który był lub nadal jest członkiem gangu i który sfingował swoją śmierć mówił właśnie, że… że mnie kocha.
Ashton gwałtownie ruszył w moją stronę. Ujął dłońmi moją twarz, a jego gorące wargi przylgnęły do moich. Całował zachłannie, jakby brakowało mu moich ust, dotyku i wszystkiego co dotyczyło mnie. Nie mogłam zaprotestować. Tym razem dałam uczuciom wygrać, a powód był jasny. Ja również kochałam Ashtona - przedtem nie umiałam tego przyznać, jednak teraz wszystko uległo zmianie.
WYGRAJ KSIĄŻKĘ "CIEŃ" W PAPIEROWYM WYDANIU! KLIKNIJ TUTAJ