Szliśmy ciemną uliczką w ciszy, kierując się na parking. Teren
na którym znajdowało się kilka samochodów oświetlały niewielkie lampy, niekiedy
rażące po oczach. Jedyne co dało się usłyszeć to szum liści znajdujących się na
drzewach. Panował spokój.
Szedłem równo z Michael’em, natomiast Calum i Luke wlekli się
za nami. Wiedzieli, co za chwilę będzie miało miejsce, ich twarze mówiły same
za siebie. Przerażenie w ich oczach było tak silne, że dotykało nawet mnie. Nie
chcieli w tym uczestniczyć, więc po prostu zwolnili tempo i zostawili naszą
dwójkę samych, abyśmy ucięli sobie pogawędkę, która od początku nie miała
należeć do najmilszych.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś - rozpoczął Michael, mówiąc
wściekle.
Wywróciłem oczami, chcąc powiedzieć iż znowu zaczyna swoje
nudne pouczenia, ale nie miałem na to sił. Wolałem, żeby wygłosił swój
pieprzony monolog o tym, jakim jestem idiotą i dał sobie spokój. Zacząłem
szukać wzrokiem mojego samochodu, całkowicie ignorując słowa przyjaciela.
Liczyłem, że sobie pogada i skończy temat nie zwracając nawet uwagi na to, czy
go słucham czy nie.
Michael nie mógł pogodzić się z podjętą przeze mnie decyzją.
Szczerze mówiąc, ja również.
Akceptacja żądania Logan’a była impulsem. Sam do końca nie
wiem, dlaczego zgodziłem się na wymianę. Działałem pod wpływem chwili i wiem,
że popełniłem błąd, ale nie da się go teraz cofnąć. Podczas wypowiadania moich
słów myślałem jedynie o incydencie, który wydarzył się dziś. To wszystko
zamydliło mój umysł. Przekląłem siebie samego w myślach i ugryzłem się w język,
bo tylko tyle mogłem wtedy zrobić. Kompletnie zapomniałem, dlaczego nawiązałem
kontakt z Caitlin oraz po co trzymam ją tak blisko siebie. Zrobiłem z siebie
kretyna i mam tego świadomość.
- Dobrze wiesz, co Logan chce zrobić z Caitlin! - wydarł się
przystając, kiedy ja wciąż szedłem - Irwin, kurwa! - zawołał, zatrzymując mnie
- Poświęcisz tyle miesięcy ratowania tej dziewczynie dupy, dla jednej nędznej
informacji, która w dodatku może być fałszywa?!
Odwróciłem się, po czym podążyłem w stronę ciemnowłosego.
Złapałem skrawki materiału jego kurtki, zaciskając dłonie. Pchnąłem go na mur,
zrobiony z szarych cegieł. Moja cierpliwość dobiegła końca. Miałem dość
słuchania, jaki to jestem zły i jakie błędy popełniam. Każdy dobrze wiedział,
że jedyne na czym mi zależy to odnalezienie sprawcy zabójstwa mojego ojca.
Dojdę do tego choćby po trupach. Sam się na to pisał, a teraz nagle podąża
uczuciami? Współczuciem dla tej dziewczyny?
Wszedł na naprawdę delikatny i wrażliwy dla mnie temat, przez
co sam mnie sprowokował. Nie zamierzałem mu tego odpuścić. Powinien być
wdzięczny, że doszło jedynie do szarpaniny, bo mogłem się posunąć jeszcze
dalej.
- Słuchaj, Clifford - warknąłem, mierząc go wzrokiem - Sama
się w to wpakowała - odparłem - Nikt nie mówił, że wyjdzie z tego cało.
Michael zacisnął swoje dłonie na materiale mojej koszulki, a
potem odepchnął mnie od siebie. Z determinacją cisnął pięścią w moją twarz.
Cichy jęk wyleciał z moich ust. Pod wpływem uderzenia moja głowa przekręciła
się. Ciemnowłosy złapał dłońmi moje ramiona, a następnie rzucił na maskę
czerwonego audi. Na całym parkingu rozległ się irytujący dźwięk autoalarmu.
Kiedy już chciałem wstać, Michael jeszcze raz położył mnie na auto, ciągnąc
mnie później do góry i opierając o boczne drzwi samochodu.
- To ty mnie posłuchasz - syknął - Wróciłeś tu, bo zachciało
ci się wyjść z tego bagna. Akcja z rodzicami miała być ostatnią, czyż nie?
Uratowałeś tą dziewczynę, co miało być początkiem twojej wielkiej przemiany i
co? Znowu wracasz do tego samego? Ona nie jest zabawką, a ty nie będziesz się
nią bawił, rozumiesz? Posłałeś ją na śmierć baranie! - krzyczał - Myślisz, że
Logan ma coś dla ciebie? Gówno prawda! Jedyne, czego on chce to twojego
zniknięcia. Więc lepiej, żebyś miał jakiś plan, bo nie zamierzam znowu staczać
się na dno, ani nie zamierzam tobie na to pozwolić, tak samo, jak nie pozwolę
ci na krzywdzenie niewinnych osób.
Michael spojrzał na mnie pogardliwie, po czym mnie puścił.
Przytknąłem swoją dłoń do policzka, na którym wcześniej wylądowała pięść mojego
przyjaciela. Splunąłem na ziemię śliną zmieszaną z krwią. Prawdopodobnie
wypłynęła z moich słabych dziąseł. Oboje oddychaliśmy nierówno, próbując się
uspokoić, jednak było nam ciężko.
To nie pierwsza sytuacja i zapewne nie ostatnia, która doprowadziła
do rękoczynu. Nie raz zdarzało się, że któryś z naszej czwórki obrywał za swoją
głupotę. Zazwyczaj ja byłem tym, który zadawał cios, ale tego dnia uległo to
zmianie. W pełni zasłużyłem i nie wypieram się tego. Popełniłem błąd, duży błąd
za który powinienem był oberwać o wiele mocniej.
Ciemnowłosy przebiegł palcami po swoich włosach, ciągnąc za
ich końcówki. Nie spojrzał na mnie więcej Odwrócił się na pięcie i kontynuował
drogę do mojego wozu. Zatrzymał się przed nim dosłownie na sekundę, aby powiedzieć
ostatnie słowa.
- Wiesz, Ashton… - popatrzył na unoszący się na niebie księżyc
- Czasami twoją siłę ukazuje fakt, że potrafisz sobie coś odpuścić, a nie
posiadanie broni czy wielkich mięśni - oświadczył.
Patrzyłem jak chłopak wsiada, zaciskając szczękę. Autoalarm,
który wciąż dawał o sobie znać doprowadzał mnie do szału. Nie mogłem już dłużej
znieść tego dźwięku, zwłaszcza, że byłem wkurzony zaistniałą sytuacją.
Uderzyłem nogą agresywnie w oponę, a następnie pięścioma w maskę samochodu,
jednak to nie pomogło. Dyszałem, jak po przebiegnięciu maratonu. Miałem
trudności ze złapaniem głębszego oddechu. To wszystko zdecydowanie nie było na
moje nerwy.
- Stary, w porządku? - spytał Calum, dotykając mojego
ramienia.
- A gdzie byłeś wcześniej, durniu? - prychnąłem, zrzucając
jego rękę.
Podążyłem za Michael’em. Luke zdecydował się wracać Nissan’em,
a Calum postanowił mu towarzyszyć. Żałowałem, że nie zamieniliśmy się osobami
towarzyszącymi, bo moja jazda przebiegła w zupełnej ciszy, przez co nie
myślałem o niczym innym, jak o Caitlin, mając w dodatku wyrzuty sumienia.
Gdy dojechaliśmy do willi, każde z nas bez słowa udało się do
swoich pokojów. No.. może oprócz mnie. Przechodziłem korytarzem, kierując się
do swojej sypialni, kiedy ujrzałem uchylone drzwi pokoju gościnnego.
Dostrzegłem niewielkie światło wewnątrz pomieszczenia. Stałem przez chwilę
patrząc na wejście i myśląc, czy powinienem tam zajrzeć. Miałem nadzieję, że
Caitlin nie przyszło do głowy uciec, bo doprowadziłaby mnie tym do białej
gorączki. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuję, to problemy tego typu.
Oparłem dłoń o drzwi, a te odsunęły się, wydając nieprzyjemne
skrzypienie. Mała lampka znajdująca się na szafce nocnej była zapalona, a tuż
obok na łóżku leżała blondynka. Wyglądało na to, że śpi. Przekroczyłem próg
pokoju, podchodząc bliżej, aby sprawdzić czy faktycznie Caitlin zasnęła.
Przekonałem się, że miałem całkowitą rację.
Usiadłem na skraju łóżka, przyglądając się śpiącej
dziewczynie.
Jej wyraz twarzy był spokojny, wyglądała tak bezbronnie. Opuszkami
palców przejechałem po jej policzku, który w niektórych miejscach był mokry;
musiała płakać. Jej skóra była miękka, niczym jedwab, nieskazitelna. Była taka
piękna, jak mały, słodki anioł. Delikatne, blond kosmyki opadały na jej twarz.
- Przepraszam - wyszeptałem, patrząc na niewinną dziewczynę.
Przykryłem Caitlin kocem, który znalazłem na krześle. Nie
przerywając snu, wtuliła się w niego niczym małe dziecko. Uśmiechnąłem się pod
nosem, widząc całe zajście. Coraz bardziej było mi jej szkoda. Nie mogłem
zrozumieć samego siebie. Dlaczego zgodziłem się na to wszystko? Gdzie miałem
głowę? Gdzie był mój rozum? Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Jedno jest pewne - rozegram to po mojemu, a Caitlin nie oddam
po dobroci.
Caitlin’s POV
Obudziłam się w całkowicie nasłonecznionym pokoju. W końcu
zmieniła się pogoda, pochmurne dni odeszły, a nastały te ciepłe oraz słoneczne.
Przeciągnęłam się w łóżku, czując się pierwszy raz od kilku dni wyspana. Nie
męczyły mnie koszmary, a co lepsze - nic mi się nie śniło.
Męczyło mnie jednak wczorajsze zajście. Nie chciałam wkurzyć
Ashton’a, a na pewno nie do tego stopnia. Wiedziałam, że teraz nasze relacje
znacznie się pogorszą, chociaż jeszcze przed dniem wczorajszym myślałam, że już
gorzej między nami być nie może. Musiałam go przeprosić, aby ulżyć samej sobie.
Tkwiły we mnie ogromne wyrzuty sumienia. Są różne typy ludzi, jedni uznają to
za naruszenie prywatności, inni nie. Ashton’owi moje wejście do pokoju jego
rodziców bardzo przeszkadzało, więc postanowiłam, że będę na tyle mądrą iż
ustąpię i wysilę się na słowo “przepraszam”.
Ruszyłam więc z pokoju w poszukiwaniu blondyna, który zapewne
nie jest w najlepszym humorze. Zeszłam na dół, gdzie nie było nikogo poza
malującą paznokcie Giną. Po wczorajszym wyjściu Ashton’a i jego przyjaciół,
myślałam, że ta dziewczyna zagada mnie na śmierć. Opowiedziała mi o swojej
znajomości z Irwin’em od początku do końca ze szczegółami. Poznałam całą
historię ich romansu, dowiedziałam się jak dobry jest w łóżku, jak szybko
doszła podczas seksu z nim, oraz jak cudowny był ich stosunek w samochodzie.
Oczywiście, nie wierzyłam w większość z jej opowieści, ponieważ widząc ich
relacje mogłam śmiało stwierdzić, że były wyssane z palca, aczkolwiek nie
miałam wątpliwości, że na pewno uprawiali seks. Niekoniecznie jednak chciałam
znać tego szczegóły.
Wróciłam na piętro, sprawdzając każdy pokój, omijając
oczywiście sypialnię rodziców Ashton’a szerokim łukiem. Nie ryzykowałabym
ponownego wejścia do tego pomieszczenia. Podróżując po sypialniach, napotkałam
śpiących chłopców, a między innymi Luke’a i Michael’a. Nie spostrzegłam jedynie
Calum’a. Kiedy dotarłam do ostatnich drzwi, otworzyłam je. W oddali, w progu
drzwi balkonowych spostrzegłam siedzącego na zimnych kafelkach Ashton’a, popalającego
swoje ulubione Marlboro. Przesiadywał tam sam, wpatrując się w niewielki ogród
na terenie posiadłości. Starałam się rozgryźć, czy w ogóle zauważył, że właśnie
wtargnęłam do pomieszczenia.
Przeszłam przez cały pokój, który nie był sypialnią Ashton’a,
lub po prostu na to nie wskazywał. Wyglądał na zwykły, gościnny pokój, podobny
do mojego, różnił się tylko małymi szczegółami.
Miał inny kolor ścian, natomiast rozłożenie mebli było
identyczne.
- Ashton - mruknęłam, kiedy stałam tuż obok chłopaka.
- Czego chcesz? - spytał gburowato.
- Chciałam przeprosić, no wiesz.. za wczoraj - rzuciłam,
patrząc na niego smutno - Głupio wyszło.. przepraszam, nie chciałam naruszyć
twojej sfery prywatności.
- Powinnaś iść - odparł bezinteresownie, jakby nie słysząc moich
słów.
- Naprawdę mi przykro - powtórzyłam.
- Tam są drzwi - wskazał palcem, odwracając się i kompletnie
ignorując to, co mówiłam.
Zacisnęłam dłonie, patrząc na niego z irytacją. Przyszłam go
przeprosić, płaszczyć się przed nim, a on kolejny raz mnie zignorował w dodatku
z bezczelnością. Automatycznie zaczęło się we mnie gotować. Ten chłopak
przyprawiał mnie o palpitacje serca. Staram się utrzymać z nim minimalnie dobre
relacje, ale on sam mi na to nie pozwala.
- Okej, serio?! - zapytałam, znowu formując dłonie w pięści, a
za chwile je prostując - Posłuchaj kurwa! - krzyknęłam, a Ashton wstał z
miejsca.
- Nie podnoś na mnie głosu - syknął, zbliżając się do mnie.
Było za późno, żebym przejęła się jego ostrzeżeniem. Widziałam
już każdy stopień jego wściekłości, więc nie mógł mnie już zaskoczyć.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić - warknęłam, tym razem
sama podchodząc do chłopaka jeszcze bliżej. Zmniejszyłam między nami dystans
potęgując jedynie złość wiszącą w powietrzu. Nie przejęłam się zbytnio. Tym razem
przyszedł czas na odwet, za wszystkie kłótnie, które Ashton rozpoczął i wygrał.
- Nie tylko ty straciłeś ojca. Ja straciłam dodatkowo mamę,
ale nie stałam się przez to arogantką, która ma w dupie uczucia innych! -
wydzierałam się, kiedy Ashton stał nieruchomo, przyglądając mi się ze
zdziwieniem - Obudź się, Ashton, bo nie jesteś do kurwy nędzy pępkiem świata!
Może i źle zrobiłam, wchodząc do tego pokoju, ale ty również święty nie jesteś!
Nie będę już przypominać ci o tym, jak kilkakrotnie włamałeś się do mojego
mieszkania. W dodatku jestem pewna, że robiłeś o wiele gorsze rzeczy, o które w
ogóle się nie czepiam! - zakończyłam swój monolog, prawie tupiąc nogą, jak
obrażona, mała dziewczynka. Czułam jak skóra moich policzków zaczyna mnie piec.
Zgaduję, że byłam cała czerwona na twarzy. Moje ciśnienie znacznie podskoczyło,
ale musiałam w końcu powiedzieć co myślę. Naprawdę żałowałam, że naruszyłam
jego prywatność, ale nie mogłam znieść jego przesadnej obrazy. Wiele osób na
świecie straciło rodzica lub rozdziców i żyje z tym dalej, ten człowiek również
powinien zacząć, inaczej straci wszystkich wokół tylko i wyłącznie przez swoje
nieodpowiednie nastawienie.
Chłopak spuścił wzrok, gdy zauważył, że czekam na jego
odpowiedź. Byłam gotowa na przeprowadzenie ostrej wymiany zdań, ale z tego co
zdążyłam zauważyć, to tym razem Ashton nie był na to przygotowany. Zauważyłam,
że jest coś, co go dręczy i nie jest w stanie toczyć ze mną kłótni.
Najzwyczajniej w świecie odpuścił, zostawiając każdą obelgę w swoich myślach.
Odwróciłam się i skierowałam do drzwi. Nie miałam tu czego
szukać. Stwierdziłam, że widocznie tego dnia nie mam możliwości na normalną
rozmowę z moim prześladowcą, a także porywaczem. Właściwie, nie miałam
możliwości nawet na kłótnię, na nic. Ashton zdecydowanie nie wyglądał na osobę
chętną do dyskusji tego dnia. Wręcz przeciwnie - był bardzo aspołeczny, jakby
nic go nie interesowało prócz samotności. To było coś dziwnego, niespotykanego.
Widząc jego obojętność i brak zainteresowania również
zrezygnowałam z drążenia tematu. Chciałam już opuścić pokój, gdy Irwin nagle
mnie zatrzymał.
- Mogę ci zadać pytanie? - usłyszałam za sobą, przez co
przystanęłam.
Zgodziłam się, wracając na poprzednie miejsce. Ashton ponownie
usiadł, po czym poklepał dłonią płaszczyznę obok. Usiadłam naprzeciwko niego,
czekając na pytanie, które właśnie chciał rzucić. Chłopak zastanawiał się przez
chwilę, czy na pewno chce ze mną rozmawiać przez co milczał, jednak przełamał
się po kilku sekundach i zabrał głos.
- Czy kiedykolwiek czułaś się samotnie, będąc w zatłoczonym
pokoju? - zapytał. Wypuściłam powietrze z ust, myśląc nad odpowiedzią, której
od razu nie uzyskał. Właściwie mogę uznać, że nawet na nią nie czekał. - Ja tak
- odpowiedział sam na swoje pytanie - Czułem się tak, kiedy każdy sąsiad,
albo sąsiadka wytykali mnie palcami, nazywając mordercą własnego ojca.
- Przykro mi - mruknęłam.
- Mi nie - urwał - Nigdy nie wiesz jak bardzo jesteś silny,
dopóki siła to ostatnie co ci zostało. Dzięki tym ludziom, właśnie tego się
dowiedziałem - oświadczył, zaciągając się papierosem, jak to miał w zwyczaju
robić.
- Czy ja mogę zadać ci pytanie? - spytałam, a chłopak skinął -
Czy kiedyś zatrzymałeś się i myślałeś nad tym, jak złe jest to, co robisz?
- Tak - odparł - Dlatego właśnie wyjechałem z Sydney.
- A więc nie było cię tutaj?
- Nie. Byłem w Brisbane przez dłuższy czas, wróciłem kilka
miesięcy temu - objaśnił blondyn - Masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał,
kiedy przez dłuższy czas milczałam, próbując wszystko połączyć w jedną całość.
- Czy to wszystko.. czy to się kiedyś skończy? - zapytałam
nieśmiało, bojąc się reakcji Ashton’a.
Ten zaś uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał w niebo
zapadając w głębokie myślenie. Zastanawiałam się, czy ma wahania aby powiedzieć
mi prawdę, czy może myślał o czymś zupełnie innym. Był całkowicie rozluźniony,
a nawet rozbawiony, jakby coś sobie przypomniał. Moje serce zabiło dwa razy
mocniej, rozmyślając nad tym, co za chwilę odpowie mi Ashton. Bałam się
usłyszeć odpowiedź “Nie”. Brak powrotu do mojego zwykłego, szarego życia byłby
dla mnie katorgą. Nie wyobrażam sobie jazdy z Hurtsville do pracy, a po pracy
powrotu w towarzystwie któregoś z ludzi Ashton’a jako pewnego rodzaju eskorty.
Nie wyobrażam sobie również mieszkania w domu Irwin’a całe życie, będąc non
stop pod jego okiem, nie posiadając własnego kąta, żyjąc z osobami z którymi
wcale nie chcę żyć. To właśnie dlatego nie byłam do końca pewna, czy chcę tej
odpowiedzi, ale skoro zapytałam, to pewna część mnie na pewno jej pragnęła.
- Zabawne, zdawało mi się, że zadasz inne pytanie..
- Jakie? - spytałam zdziwiona, a zarazem ciekawa jego
odpowiedzi.
- Na przykład, czy lubię Eminema - chłopak ledwo wykrztusił z
siebie te słowa, tłumiąc śmiech. Po chwili pozwolił mu swobodnie wylecieć ze
swych ust. Siedziałam nieruchomo, patrząc jak rozbawiony Ashton prawie wala się
po ziemii ze śmiechu. Po kilku minutach kąciki moich ust same z siebie uniosły
się, przypominając sobie całą historię z samochodu. Blondyn natomiast nie mógł
się opanować. Zakrywał usta dłońmi, aby chociaż trochę się uspokoić, ale moje
słowa naprawdę go bawiły. Wywróciłam teatralnie oczami, a potem uderzyłam go
łokciem w ramię. Irwin kilka razy kaszlnął, spoglądając na mnie, ale widząc
moje piorunujące spojrzenie spuścił głowę, dochodząc do absolutnej powagi i
bawiąc się palcami dłonii. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Wiedziałam, że za
moment coś z siebie wykrztusił i miałam rację.
- Przepraszam - mruknął.
- Za co?
- Za wszystko - wyszeptał blondyn, co całkowicie mnie
zszokowało. Po raz drugi w ciągu naszej znajomości usłyszałam to słowo.
Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować, mając świadomość, że to właśnie od
niego usłyszałam znowu przeprosiny. - Spieprzyłem ci życie - wyrzucił z siebie,
wzdychając.
- Nie jest najgorzej - odparłam.
- A co uważasz za najgorsze? - prychnął - Wiesz, co miałem
ochotę ci zrobić, kiedy stałaś tak po prostu w pokoju moich rodziców? O niczym
innym nie myślałem, jak o wyrządzeniu ci krzywdy - oświadczył z obrzydzeniem,
ale nie ze względu na mnie tylko na siebie. Wyraźnie było mu głupio, albo po
prostu źle czuł się z tym, co zaszło wczorajszego dnia.
- Ale mnie nie skrzywdziłeś, to się liczy - powiedziałam,
akcentując ostatnie słowa. Dotknęłam dłonią jego ramienia, a następnie je
pocieszająco pocierając.
Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Może po prostu było mi go
szkoda? Może odczuwałam, że faktycznie było mu przykro? Wciąż miałam
wątpliwości, a w mojej głowie nadal tkwiła myśl, iż jest to kolejny podstęp
Cienia. Mimo, że brzmiał dość wiarygodnie, nawet to nie pozwalało mi ufać mu
bezgranicznie. Rozum zdecydowanie zabraniał mi zatracenia w swej wierze, jednak
serce podpowiadało, że chłopakowi jest w tej chwili naprawdę ciężko i ma
świadomość swoich błędów. Wiem jaką krzywdę wyrządziła Irwin’owi społeczność,
ale nie mogę zapomnieć o przestępstwach, których się dopuścił.
Nie wiem sama, co powinnam myśleć. Ciężko mi zrozumieć tego
człowieka, ciężko jest mi z nim żyć czy nawet rozmawiać. Czuję ogromną pustkę,
niewiedzę. Nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem. Za każdym razem muszę być
ostrożna na to, co robię lub co mówię. To mnie irytuje.
Zabrałam swoją dłoń, kiedy głowa Ashton’a zwróciła się w moją
stronę, spoglądając również na gest, do jakiego się posunęłam. Przełknęłam
nerwowo ślinę, po czym splotłam swoje dłonie, kładąc je na uda. Ścisnęłam palce
mocno, jakbym chciała zadać sobie ból, za karę. Nie powinnam była go w ogóle
dotykać.
Kurczowo trzymałam ręce blisko siebie, aby po raz kolejny nie
zrobić czegoś głupiego. Chłopak ponownie odwrócił się w kierunku nieba i ciężko
wdychając powietrze, oglądał je.
Było bezchmurne, całkowicie błękitne niczym najczystszy ocean.
Szybujące po nim ptaki ozdabiały ten idealny, piękny obraz trwającej wiosny.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu rozkoszując się tym widokiem i rozmyślając.
Sądzę, że zastanawialiśmy się nad tym samym, ale żadne z nas nie umiało
rozmawiać o tym na głos. To był jeden z naszych problemów. Wszystko byłoby o
wiele prostsze, gdybym była doinformowana. Mogłabym pomóc, przedyskutować z nim
parę kwestii, coś zmienić. Nasza znajomość na pewno wyglądałaby zupełnie
inaczej, jednak Ashton całkowicie zablokował dostęp do siebie. Był skryty,
zamknięty w sobie, nie zamierzał się nawet otworzyć, a przynajmniej nie na
mnie.
Uznałam, że nie ma sensu dalej siedzieć w ciszy. Wstałam z
miejsca i ostatni raz zerknęłam na Ashton’a, a następnie na ogród. Uśmiechnęłam
się pod nosem, po czym przekroczyłam próg drzwi balkonowych. Zatrzymałam się, a
swój wzrok przeniosłam na blondyna. Zawołałam go, a ten odwrócił się,
spoglądając na mnie smutno.
- Jestem pewna, że znajdziesz sprawcę śmierci ojca i wszystko
wyjaśnisz - powiedziałam pogodnie.
- Skąd wiedziałaś, że o to mi chodzi?
- Intuicja - mruknęłam, posyłając chłopakowi uśmiech.
Pozbawiając nas niezręczności, ruszyłam do drzwi prowadzących
na korytarz piętra domu. Ciągnęłam już za klamkę, gdy tym razem Ashton zawołał
mnie, zatrzymując.
- Gdybyś ty miała podobną sytuację ze śmiercią rodziców… gdyby
ktoś ich zamordował, a ty miałabyś możliwość poznania tego skurwiela, ale musiałabyś
poświęcić swój czas, pewne rzeczy… osoby… co byś zrobiła? - usłyszałam zza
swoich pleców.
- Ruszyłabym dalej - odpowiedziałam - Nie wrócę im życia, a
próbując się mścić mogę skrzywdzić innych - dokończyłam swoją wypowiedź,
patrząc na zrezygnowanego chłopaka.
Ashton sprawiał wrażenie toczącego w sobie walkę. Wydawało mi
się, że zastanawia się nad dokonaniem wyboru, a to naprawdę go dobijało.
Zapewne był między młotem, a kowadłem, bo bez przyczyny nie zadałby takiego
pytania. Odpowiedziałam na nie szczerze, powiedziałam co myślę. Na miejscu
Ashton’a naprawdę odpuściłabym sobie pościg za mordercą jego ojca. On na pewno
nie chciałby, aby jego syn wylądował w więzieniu za jakiekolwiek zabójstwo.
Swoją zemstą Ash pogorszy tylko sytuację. Czy nie lepiej po prostu powiedzieć
“dość” i zacząć żyć?
- Naprawdę kibicuję ci, abyś wyrównał rachunki z winowajcą,
skoro bardzo tego chcesz, ale uważam, że powinieneś po prostu odpuścić -
poradziłam.
Blondyn skinął głową, akceptując, a raczej przyjmując do
wiadomości moje zdanie.
~*~
Nadchodziło południe. Wszyscy byli zabiegani, jakby miało stać
się coś ważnego. Nikt nie zwracał uwagi na to co robię ani co mówię. Jedyną
osobą mającą dla mnie czas była Gina, a jej towarzystwo zdecydowanie mi nie
odpowiadało. Nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego.
Dziewczyna siedziała w swoim pokoju, na parapecie. Brunetka
słuchała głośno muzyki, prostując przy tym swoje włosy. Była ubrana w czarną
ramoneskę, zwykły t-shirt z nadrukiem oraz czarne spodnie. Prawdopodobnie
gdzieś wychodziła, bo przedtem widziałam ją w szarych, znoszonych dresach i
rozczochranych włosach, a teraz zdecydowanie się szykowała.
Miałam ochotę śmiać się na cały dom, kiedy Gina stroiła się do
lustra, robiąc przy tym różne miny. Nie chciałabym jej obrazić, ale fakt faktem
- zachowywała się, jakby szła do burdelu, jedynie strój nie pasował do klimatu
tego miejsca.
Nie mogłam dłużej jej oglądać, działało to na mnie zbyt
negatywnie. Przedostałam się do swojego pokoju, skąd zabrałam torebkę.
Znalazłam swoją starą, dżinsową kurtkę i wcisnęłam ją na siebie. Ledwo mi się
to udało, ponieważ była już trochę za mała, jednak miałam do niej zbyt wielki
sentyment. Przypominała mi o dniu przed wypadkiem, właśnie wtedy ją nosiłam na
sobie.
Wraz ze swoimi rzeczami zeszłam na dół, gdzie miałam czekać na
Ashton’a. To właśnie z nim dzisiaj jechałam do pracy. Odwoził mnie, ale nie
wracał później do Hurstville. Postanowił pooglądać mnie w czasie roboty, a przy
okazji pograć trochę w bilard i pozałatwiać kilka spraw na mieście - tak właśnie
to ujął. Po części czułam dyskomfort, a zarazem zdenerwowanie, bo nie oznaczało
to niczego dobrego, jednak odepchnęłam od siebie złe myśli. To Ashton Irwin, po
nim można się przecież wszystkiego spodziewać. Gdybym była w
niebezpieczeństwie, dałby mi to do zrozumienia, nieprawdaż? Właśnie, mogłam
myśleć o BEZPIECZEŃSTWIE jakie zapewnia mi Irwin, lub sprawia tego pozory.
Czego więc miałam się obawiać? Jak na razie nie zanosi się na to, aby pragnął
mojej śmierci. W sumie.. wracając do przeszłości, zdarzyło mu się to tylko i
wyłącznie raz, dość niedawno. Sądząc po jego zmianach nastroju, odrzucił już tą
myśl.
Wyszłam przed dom, niecierpliwiąc się. Czekałam już
kilkanaście minut. Ashton rzadko się spóźniał, co tylko spotęgowało moją
irytację, zwłaszcza, że byłam pewna iż nie dojedziemy na czas.
Gdy znalazłam się na zewnątrz, ujrzałam czarny, połyskujący
samochód, kompletnie nie przypominający mojego Volvo. Otworzyłam oczy szerzej,
myśląc, że śnię. Nigdy wcześniej takie piękne auto nie znajdowało się w pobliżu
mojej osoby, no chyba, że mówimy o wystawach. Zaklęłam w myślach widząc takie
bóstwo przed sobą. Ten wóz był wręcz idealny.
Ashton oparł się o maskę samochodu, szeroko uśmiechając.
Skrzyżował swoje ręce, oglądając moją zszokowaną twarz. Jestem pewna, że już
zdążył zauważyć ten szaleńczy błysk w oku na widok takiego cuda. Zastanawiało
mnie tylko jedno... Czy to oznaczało, że dzisiaj będziemy jechać tym wozem?
Naprawdę?
- Gdzie.. gdzie.. moje volvo? - wydukałam nie odrywając wzroku
od auta.
- Z brzydkiego kaczątka w łabędzia - oznajmił - Wybacz, ale
twoje volvo s40 poszło na złom, przedstawiam BMW Concept Gran Coupe.
- Żartujesz? To moje auto?! - pisnęłam podekscytowana,
poczynając obchód samochodu.
Blondyn skinął.
Podarował mi auto, auto za prawie czterdzieści kawałków! Nadal
nie mogłam w to uwierzyć! Zastanawiałam się przez moment, czy ten wóz nie jest
kradziony, ale to było wręcz niemożliwe. Przypomniałam sobie, gdy Gina mówiła,
iż dom należał do rodziców Ashton’a, więc prawdopodobnie jego ojciec zapisał mu
w testamencie coś więcej niż tylko to. Ten chłopak musiał być naprawdę cholerym
milionerem.
- Taki mały prezent, to nic wielkiego - wzruszył ramionami.
Nic wielkiego? Dla niego samochód wartości czterdziestu
tysięcy to nic wielkiego? Moje Volvo było za jakieś cztery tysiące, a do tego
było używane! Odkładałam na nie pieniądze przez jakieś sześć miesięcy! A teraz
nowe BMW jest moje? Chyba śnię!
- Nic wielkiego?
- Oh błagam cię - prychnął - W garażu mam jeszcze Skyline’a,
Porsche i parę innych nowych sztuk - oznajmił, a moje oczy tylko się
zwiększały. Myślałam, że żartuje.
Rzucił w moją stronę kluczyki, które ze zwinnością złapałam.
Od razu wsiadłam do samochodu, aby zobaczyć go od środka. Siedzenia wyłożone
były skórą w kolorze beżu. Cały panel był czarny. Samochód posiadał
automatyczną skrzynię biegu, ogrzewanie, a także klimatyzację. Czułam się jak w
jakimś programie, w którym robią z ludzi żarty. Byłam pewna, że ktoś wyjdzie z
kwiatami, a potem oznajmi, że zabiera moje upragnione auto.
Sama w sobie czułam się źle, siedząc w tak… bogatym wozie. Ten
samochód dużo kosztował, dużo wymaga, a w dodatku nie dołożyłam się do jego
kupna. Nie jestem źle wychowana. Skoro nie dałam na niego pieniędzy, nie mogłam
go także posiadać.
- Ja.. ja.. nie mogę tego przyjąć - wyjąkałam.
- Więc po prostu je ode mnie pożycz, oddasz kiedy będziesz
chciała - powiedział Ashton, siadając na miejscu pasażera.
Uśmiechnęłam się do blondyna, a ten mi zawtórował. Nasze oczy
po raz pierwszy spotkały się na dłuższą chwilę. Wpatrywałam się w duże, piwne
tęczówki Irwin’a, które ewidentnie lśniły. Nigdy nie widziałam tak pięknego
błysku w oku. Mijała sekunda za sekundą, a my nie odrywaliśmy od siebie wzroku.
W końcu jednak ten moment musiał nastąpić, a gdy oboje się ocknęliśmy, Ashton
wymamrotał speszony - No odpalaj, chcesz się spóźnić kurwa?
Około godziny osiemnastej znaleźliśmy się pod pub’em ciotki
Eleanor. Zaparkowałam równo nowe BMW, ale w innym miejscu na parkingu. Nie
chciałam, aby każdy widział czym dzisiaj przyjechałam. Ciotka od razu zauważyłaby,
że coś jest nie tak. Sama nie zarobiłabym na takie auto przy mojej marnej
pensji. Zamartwianie nie wyjdzie jej na zdrowie, więc tym bardziej musiałam je
ukryć o wiele dalej.
Gładziłam opuszkami palców kierownicę, bijącą świeżością.
Wcale nie miałam ochoty wysiadać z tego magicznego samochodu. Co więcej, Ashton
musiał wyciągać mnie z niego praktycznie siłą, obiecując, że będę nim jeszcze
jeździć długi czas. Postanowiłam zaufać mu w tej sprawie i opuściłam pojazd,
ale z ogromnym smutkiem. Ten wóz był dla mnie niczym dziecko, którego nie
chciałam zostawić w samotności. Dodatkowo blondyn zabrał mi kluczyki, bo
przecież miał zamiar załatwiać pewne sprawy.
Udałam się więc do baru bez samochodu, jedynie z
optymistycznym nastawieniem i nadzieją na spokojny wieczór.
Zazwyczaj mam przeczucia, że dane dni będą naprawdę do bani.
Tego dnia widocznie “zepsułam się”, bo nie byłam w ogóle świadoma, co się
szykuje.
Ashton otworzył przede mną drzwi. Przekroczyłam próg baru,
automatycznie żałując swojego czynu. Stojący przy samym barze Dan wraz z Cassie
jako pierwsi rzucili mi się w oczy. Wiedziałam, że to nie będzie dobry wieczór,
zwłaszcza, jeśli są razem. Wzięłam głęboki wdech. Musiałam zmierzyć się z
obojgiem, co było dość trudne, zwłaszcza, że ja byłam jedna. Ashton nie przejął
się ich obecnością. Zawiadomił mnie jedynie, co zamierza robić i o której
wyjdzie. Podążył do stołu bilardowego, rozpoczynając grę. Ja natomiast ruszyłam
do znajomych, przygotowując się na małą wojnę. Prawdopodobnie nie przyszli do
pub’u bez powodu, co jeszcze bardziej mnie martwiło. Gdy tylko wzrok mój, jak i
mojej przyjaciółki spotkały się, przez moje ciało przeszły dreszcze.
Zmierzyłyśmy się wzajemnie wzrokiem, mówiąc sobie tym samym, że musimy wiele
wyjaśnić.
- A więc to prawda? - spytała Cassie, widząc mnie i Ashton’a
razem.
- O czym ty mówisz i w ogóle co tutaj robisz? - odpowiedziałam
pytaniem.
- Ty i Cień, jesteście ze sobą - stwierdziła, patrząc z
przerażeniem.
- Co?! - pisnęłam.
Pociągnęłam brunetkę za ramię, przechodząc z nią na zaplecze
baru.
- Dan powiedział, że ty i on… jesteście parą - oświadczyła.
Wywróciłam oczami. Dan był na tyle głupi, aby poskarżyć się
Cassie, licząc, że ona odciągnie mnie od Ashton’a. Mogłam to przewidzieć. Sama
dziewczyna stwierdziła, że nie była w stanie mu uwierzyć i nawet tego nie
zrobiła, bo znała moją wcześniejszą sytuację związaną z Irwin’em. Nie zmieniało
to faktu, że Dan posunął się za daleko.
- Więc, nie. Nie jesteśmy ze sobą. Ashton mi pomaga -
popatrzyłam na brunetkę z politowaniem - Jak w ogóle mogłaś tak chociaż przez
moment pomyśleć Cassie?
- W takim układzie lepiej się zmywajcie.
- Co? Dlaczego? - uniosłam brwi, będąc zaciekawioną jej
stwierdzeniem.
- Bo nadopiekuńczy Danny zadzwonił po policję tuż po waszym
wejściu - oznajmiła brunetka.