niedziela, 28 stycznia 2018

Rozdział 25

muzyka: klik

Levinson nie dawała za wygraną. Po spotkaniu z szefostwem ASIS, pognała do pokoi gościnnych, gdzie między innymi mieszkał tymczasowo Ashton. Postanowiła poszukać Caluma zanim wyjadą z bazy i jeszcze raz rozmówić się z nim na temat Caitlin. Kiedy znalazła mężczyzn przed budynkiem, przeprosiła Michael'a i Ashton'a, po czym wzięła Calum'a za rękę i pociągnęła za sobą, by znów porozmawiać. 
- Calum, co miałeś  na myśli wcześniej? - zapytała ostro Addelaine, tracąc powoli kontrolę nad sobą.
- Musimy robić to teraz?! - ciemnowłosy wyraźnie był przerażony rozmową tuż obok kolegów. Gdy adwokatka skinęła, wywrócił oczami. - Po prostu to zostaw i zajmij się całkowitym uwolnieniem Ashtona - odparł, po czym odwrócił się i ruszył do samochodu. 
- A więc to tyle tak? - spytała - Nie zamierzasz nic więcej powiedzieć?
- Nie - odkrzyknął, rozkładając ręce.
Calum wsiadł do czarnego Range Rovera, zostawiając Addelaine samą.
- A powinieneś - odpowiedziała, a po chwili dodała - Później będziesz tego żałować.
Adwokatka również pognała do auta, a później wspólnie odjechali spod terenu ASIS.
- Gdzie jedziemy?
- Do mojego biura.
- Czy my w ogóle powinniśmy się tam pokazywać?
- Pracownicy wiedzą, że jesteś na wolności - przekazała - Będzie dobrze - zapewniła, chociaż sama miała co do tego ogromne wątpliwości.

***
Gdy weszli do głównego holu, wszystkie oczy były skierowane na nich. Addelaine szła pewnie, jednak Ashton nie odwracał wzroku nawet na chwilę. Patrzył na swoje nogi, jak kroczą po ziemi. Nie mógł spojrzeć nikomu z obecnych w twarz. Nie miał odwagi zmierzyć się z tymi wszystkimi spojrzeniami pełnymi gniewu i winy. Chciał po prostu przejść przez korytarz i udawać, że wcale go tutaj nie ma. Jednak mimo nie spoglądania na będących w tym miejscu ludzi,  było to ciężkie i bolesne. Jakby ciągnął za sobą kotwicę wypełnioną poczuciem winy i sumieniem. Nigdy wcześniej nie czuł się tak nieswojo.
Addelaine otworzyła swój gabinet. Zaprosiła mężczyzn do środka i pozwoliła im usiąść. Chciała dopuścić do spotkania Johna z Ashtonem, ale napięty grafik na to nie pozwolił. Dzisiaj w biurze zarządzał kierownik, w zastępstwie za szefa. Na szczęście nie było problemu z przyjazdem Ashtona. Nie wszyscy uważali go za przestępcę i zdrajcę, jak sam myślał.
Addelaine po rozgoszczeniu się swoich towarzyszy, sama usiadła, po czym rozłożyła na stoliku fotografie, a także krótki protokół, jaki otrzymała od służb.
- To ostatnie zdjęcia Sean'a, jakie mamy - oświadczyła, a wtedy Ashton roześmiał się.
- Trzy tygodnie temu? - wydusił przez śmiech - To wszystko? 
- Może być teraz wszędzie - Michael spróbował wyjaśnić ze spokojem adwokatce zachowanie swojego przyjaciela - Jak mamy go znaleźć?
Addelaine rozłożyła ręce i usiadła na krześle, po czym zaczęła obracać się lekko na boki, będąc kompletnie rozluźnioną i obojętną. 
- Macie wolną rękę - odparła.
- Szkoda, że nie nogę - podsumował krótko Ashton.
- Na pewno posiadacie większą wiedzę na jego temat, zwłaszcza pan Irwin. 
- Nie wiem, czy chcę ją wykorzystywać.
Addelaine uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, o co mu chodzi. Ashton nie zacząłby mówić, dopóki nie dostałby czegoś w zamian. W końcu zawarli umowę słowną, a z agencją pisemną, że współpracują na zasadach "oko za oko".
- Ostatnim razem, kiedy byłam w Sydney nie zastałam ciotki Caitlin - zaczęła - Tym razem będzie inaczej. Otrzymałam dokładne dane jej obecnego zamieszkania. Pojedziemy tam razem, jutro.
- W porządku - odpowiedział ze spokojem - W takim układzie my dzisiaj powęszymy w sprawie Seana. Czy dostanę broń?
- Nie żartuj ze mnie, proszę.
- Powinienem - powiedział.
- Skąd to stwierdzenie?
- Moja wewnętrzna kobieca intuicja podpowiada mi, że bardzo się przyda - odparł - Dziwne, że nie podpowiada tego tobie.
Addelaine potrząsnęła głową z dezaprobatą. 
- Czy naprawdę jest sens męczyć Eleanor? - wtrącił Calum - Ta kobieta i tak już się nacierpiała.
- Zadamy tylko kilka niewinnych pytań - odpowiedziała szybko Addelaine, zerkając na Hood'a z zadziornym uśmiechem.
- Właśnie, stary - dodał Ashton, biorąc stronę Addelaine - Ona na pewno mnie nie okłamie i powie, czy Sean ma Caitlin.
- Ona nawet nie wiedziała, że coś was łączy, dopóki nie Cait nie trafiła do szpitala - Calum starał się rzucić jak najwięcej argumentów, by powstrzymać blondyna przed wyjazdem - Myślisz, że będzie chciała w ogóle z tobą rozmawiać? Stary...
Niespodziewanie głośny i szybki świst, a później huk, przerwał ich kłótnię. Szyby i okna zadrżały. Krzyki i piski opanowały całe biuro. Wszyscy padli na ziemię. Addelaine zbladła, a jej serce zabiło szybciej. Już miała wyjść z gabinetu, by zobaczyć co się dzieje, ale Ashton szybko złapał dłonią jej nadgarstek i pociągnął w dół, by kobieta również znalazła się na podłodze. Kolejny strzał padł, a za nim ciągnęły się wrzaski przerażonych ludzi. Nikt nie miał pojęcia, co właśnie się działo, poza trzema osobami. Ashton, Calum i Michael doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto i po co przyszedł.
Ashton panikował. Obawiał się najgorszego - Sean'a we własnej osobie. A kiedy On pojawiał się osobiście, to nigdy nie wróżyło nic dobrego. 
- Jakie liczne towarzystwo! - ciężki, męski głos rozbrzmiał w holu, gdzie swoje biurka miało około dziesięć osób - Spokojnie, nikomu nie stanie się krzywda, jeśli z "cienia" wyjdzie pan Irwin - oznajmił wszystkim obecnym, stukając metalową częścią w blat jednego z biurek. Addelaine od razu zorientowała się, że to broń.
Cicho i bezszelestnie przeczołgała się pod ścianę tuż przy drzwiach. Ku jej szczęściu, miała zamontowaną szybę, którą przysłaniała nie do końca opuszczona roleta. Delikatnie wychyliła się, by sprawdzić, jaka obecnie panuje sytuacja i kto jest sprawcą całego zamieszania. Jednym okiem zerknęła szybko, co dzieje się w holu, a wtedy zobaczyła go. 
Tego samego mężczyznę, który odwiedził dzień wcześniej jej mieszkanie. 
Czym prędzej przedostała się do biurka za którym siedział Ashton. Calum i Michael skryli się za szafą, co chwila sprawdzając, czy wszyscy są bezpieczni i próbując również zobaczyć hol oraz napastnika.
- Cholera, to ten sam facet, co był u Charlotte - zauważyła adwokatka - wysoki brytyjczyk, całkiem przystojny...
- Jack?! - prawie wrzasnął Irwin - I jaki znowu przystojny?!
- Wow, kiedy przedstawiał się mi, nosił inne imię - powiedziała zszokowana - Czy to ten sam Jack, który..
- Tak! - odparł Ashton - A ty go wpuściłaś do domu, idiotko!
- Powiedz do mnie jeszcze raz "idiotko", a w ciągu pięciu sekund wyślę cię do więzienia - zagroziła, a potem dodała - Po wcześniejszej kastracji.
Duży pocisk cisnął w szybę drzwi gabinetu Addelaine i rozbił ją na tysiące kawałków. Wszyscy obecni w pomieszczeniu dłońmi zakryli głowy, by zapobiec wbiciu się odłamków szkła w czaszkę i stłumić huk. Żadne z nich nie było przerażone w porównaniu do ludzi będących na zewnątrz. Oni starali się wymyślić dobry plan, który mógłby pomóc im wyjść obronną ręką z tej trudnej sytuacji, zanim ktoś mógłby zostać ranny. Addelaine widziała, jak Michael ze swojej kieszeni wysuwa komórkę, by czym prędzej wezwać policję. Calum zaś palcami próbował wyszukać na półkach czegoś, co mogłoby posłużyć mu za broń. I wtedy Addelaine przypomniała sobie o pewnej skrytce. Wskazała Calumowi palcem na jedną z książek leżących na półce naprzeciwko niego. Ciemnowłosy szybko przekartkował jedną z encyklopedii prawniczych, aż wreszcie znalazł mały kluczyk. Przykucnął, po czym pchnął kluczyk po podłodze w stronę adwokatki. Ta zaś prędko otwarła szufladę w biurku, za którym siedziała wraz z Ashtonem. Starała się wyczuć zamek, a kiedy jej się udało, wcisnęła kluczyk i przekręciła, odsuwając kolejną szufladę, z której wyjęła niewielki pistolet.
- Kurwa, ile jeszcze masz takich niespodzianek? Po jednym w każdym miejscu?! W aucie, w biurze, w domu?
Brunetka wzruszyła ramionami i skinęła.
- Ashton, kolego - zawołał napastnik - Nie chcesz wyjść i się przywitać?
Słychać było ciężkie kroki brytyjczyka, które stawały się coraz głośniejsze. Addelaine skupiła się na zmyśle słuchu i mogła tylko podejrzewać, że znajdował się już w połowie holu.
- Podaj mi go - zdecydował Irwin, a następnie wyciągnął rękę ku kobiecie, która popatrzyła na niego zaskoczona.
- Nie - odparła stanowczo.
- Addelaine, kurwa! - Ashton prawie pisnął, potrząsając ręką. 
Blondyn wychylił się, by spojrzeć, jak daleko jest Jack. Był blisko, za blisko. 
Levinson pokręciła niezdecydowanie głową i po kilku sekundach z niechęcią przekazała przestępcy broń. Uniosła ręce w geście zapytania, by dowiedzieć się, co teraz Ashton ma w planach. On wykorzystując fakt, że dzieliły ich drzwi, a także pewna odległość, szybko odbezpieczył pistolet, chowając go pod nogami, by stłumić dźwięk. Zwrócił się do Addelaine tak, by usiąść do niej naprzeciwko.
- Ufasz mi? - spytał, a ona patrzyła na niego chwilę, zastanawiając się. 
Zdawała sobie sprawę z tego, co planował. Widziała w jego oczach, że chciał, aby była przynętą, ale zdawało się, że to było dla niej za dużo. Jeszcze wczoraj mówili o wypracowaniu sobie zaufania, jednak nie spodziewała się, że już następnego dnia będą musieli się poświęcać albo dawać od siebie więcej, niż postanowili. Jednak tutaj nie chodziło tylko o nich, a o jakieś dwadzieścia osób obecnych w budynku, które mogło zostać skrzywdzonymi. Miała wybór - zaufać Ashtonowi i dać się wykorzystać lub rozegrać to po swojemu i zwiększyć prawdopodobieństwo porażki.
Przełamała się. Skinęła głową i na moment zamknęła oczy, aby zebrać się w sobie i zacząć działać. Wzięła głęboki wdech i podniosła się, aby wychylić się zza biurka, które wcześniej było jej skrytką.
- Nie ma go tutaj, WILL - zaakcentowała jego domniemane imię, gdy wyłoniła się zza mebli i jednocześnie stała się łatwym celem gangstera. 
Wyszła z rozłożonymi rękoma ze swojego biura, zanim On zdążyłby do niego wejść. Podeszła do niego i uniosła dłonie w geście poddania się.
- Addelaine Levinson, pani adwokat - zawołał z rozbawieniem - Jak miło znów cię widzieć.
- Ciebie niekoniecznie - burknęła - Czemu nie szukasz Ashtona w więzieniu? - zapytała - O wiele łatwiej jest znaleźć kogoś w miejscu, w którym jest. 
Wysoki mężczyzna podszedł do brunetki. Przyłożył pistolet do jej policzka, a następnie sunął nim po jej barkach, aż zjechał na dekolt. 
- Problem w tym, że jego wcale tam nie ma i oboje dobrze o tym wiemy - szepnął kobiecie do ucha. Jego usta dotykały jej skóry. 
Po całym ciele Addelaine przebiegły nieprzyjemne ciarki. Poczuła obrzydzenie. 
Lufa pistoletu powoli osuwała się, krążąc w okolicach jej biustu, odsuwając materiał koszuli. Levinson straciła cierpliwość i chwyciła nadgarstek mężczyzny, odrzucając go jak najdalej od swojego ciała. Sama odsunęła się o krok i spiorunowała spojrzeniem przestępcę.
- Musisz poszukać go gdzieś indziej, bo znów źle trafiłeś - warknęła i przeszła pewnie obok niego. Wysunęła rękę w stronę korytarza, gdzie znajdowała się winda i schody ewakuacyjne. - Tam jest wyjście, wynocha.
- Posłuchaj wredna zdziro - brytyjczyk stracił panowanie nad sobą i ścisnął mocno rękę Addelaine, aż pisnęła z bólu. 
Brunetka impulsywnie zamachnęła się, by wymierzyć cios prosto w twarz napastnika, jednak ten szybko ją unieruchomił. 
- Musisz poćwiczyć nad odpowiednim celem, kretynko - wyśmiał adwokatkę.
- A ty nad bystrością - odpysknęła adwokatka, spoglądając mężczyźnie za plecy i widząc Ashtona, celującego bronią.
Blondyn wykorzystując sytuację, że mężczyzna stanął do niego plecami, wyszedł z ukrycia i z pozycji leżącej ustawił broń w kierunku nóg Jacka. Gdy ten odwrócił się, było już za późno. Irwin pociągnął za spust, a pierwszy pocisk trafił w prawą łydkę brytyjczyka. Momentalnie runął na podłogę puszczając rewolwer, który wcześniej ściskał w dłoni. Addelaine szybko zabrała broń z ziemi. Mężczyzna zaś wrzasnął z bólu i ręką zaczął uciskać krwawiącą nogę. 
Ashton, Calum i Michael wybiegli z pokoju i szybko ruszyli do Addelaine. Ludzie będący w biurze skierowali się ku wyjściu, by jak najszybciej uciec i znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Irwin cały czas celował do Jack'a, stojąc nad nim.
- Kopę lat, stary - przywitał się oschle - Sean cię nie nauczył, że tyłem do nie sprawdzonych pomieszczeń się nie staje?
- Pierdol się, fiucie - rzucił z bólem w głosie Jack.
Na twarzy Ashtona pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. Odkąd go złapali obmyślał plan, co zrobi Jack'owi, kiedy się spotkają po tym wszystkim, co przeszła przez niego Caitlin. Teraz miał do tego dobrą okazję.
- Okej, to co teraz? - zapytał Clifford.
- Otrujmy go - rzucił Calum
- Nie! - zanegował Irwin - Ja jestem za ucięciem rąk.
- Nie lepiej go wyrzucić do jakiejś rzeki? - kłócił się Michael.
- Bez sensu! Potnijmy go i wyślijmy w paczce Seanowi.
- DOŚĆ! Oddamy go policji, a wy macie go nie dotykać - wtrąciła Addelaine, po czym spotkała się z głośną negatywną opinią Caluma.
- Boże, jesteś taka nudna.
Addelaine podsumowała jego słowa gniewnym spojrzeniem. Zignorowała swoich towarzyszy, którzy wciąż planowali wykończyć napastnika i przykucnęła, aby zadać mu kilka pytań. Rozejrzała się dookoła i spostrzegła telefon stacjonarny na jednym z biurek. Wyrwała z niego kable i wzięła w ręce.
- Co wspólnego ma z tobą, Charlotte? - spytała grzecznie, ze sztucznym uśmiechem.
- Charlotte? - parsknął - Nie znam żadnej Charlotte.
Levinson bez żadnych zahamowań cisnęła telefonem prosto w zranioną nogę faceta. Ten zawył z bólu, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ty suko! - wrzasnął - Zabiję cię.
Jack uniósł ręce, by złapać nimi szyję adwokatki, ale Ashton szybko przycisnął do jego głowy broń przypominając mu, że powinien powstrzymać swoje emocje.
- Zaraz zmienię zdanie i pozwolę im zrobić z tobą, co tylko będą chcieli - warknęła - Moja współlokatorka.
- Ooochh... - jęknął z bólu i opadł na podłogę, po czym odpowiedział na pytanie prawniczki - Ładne imię wybrała. 
Levinson zmarszczyła czoło.
- Co?
W tym samym czasie, policja wkroczyła do biura, rzucając kilka komend na raz. Jako pierwsza padła prośba o opuszczenie broni przez Ashtona, którego chwilę później zakuto w kajdanki. Tuż po nim, przyszedł czas na Calum'a i Michael'a, a potem na krwawiącego Jack'a.
- Addelaine! - zawołał Andre i gdy tylko spostrzegł kobietę, przybiegł do niej i zaczął sprawdzać, czy jest cała.
- Andre - mruknęła z niezadowoleniem - Świetna kolejność - podsumowała - Najpierw wziąć się za niewinnych, a potem zgarnąć człowieka, który mało nas wszystkich nie powybijał. - zakpiła Levinson, po czym nakazała wypuścić Ashtona i jego przyjaciół.
- Najpierw mi powiedzi, co tu się do cholery wydarzyło?
- Chcesz usłyszeć krótką czy dłuższą wersję wydarzeń? - zapytała Addelaine, oglądając, jak policjanci zakuwają Jack'a.
- Krótką - Andre pokręcił głową, chcąc szybko zebrać zeznania.
- Sean.
- A jaka jest długa?
- Znajomy Sean'a wpadł z wizytą - wyjaśniła kobieta.
Andre stanął przed Addelaine i popatrzył na nią oniemiały. Westchnął ciężko widząc, że prawniczka nie ma nic więcej do powiedzenia. Miała do niego wielki żal i nie zamierzała zmienić swojego stosunku do byłego przyjaciela jej brata nawet ze względu na jego status społeczny. Poprosił kolegów, by rozkuli Irwina. Znał sprawę, jaką rozegrała Addelaine i wiedział, że Ashton jest na wolności warunkowo ze względu na działania ASIS, w dodatku incognito. Nie mógł się sprzeciwiać rozkazom wydanym przez wyższe służby. Musiał sprzątać tylko ten bałagan, który należał do niego.
- Okej, zabieramy go - oznajmił Andre swoim kolegom, którzy bez żadnych zahamowań pchnęli przestępcę ze zranioną nogą w stronę wyjścia. 
Bez pożegnania, udał się z funkco
- Jeszcze jedno! - zawołała Addelaine, goniąc policjantów. Gdy dotarła do mężczyzn, zwróciła się do Jack'a - Zapomniałeś oddać coś, co należy do mnie - zauważyła, wystawiając płasko dłoń. 
- Mówisz o pewnej kartce, dotyczącej Ashtona? - dopytał udając zaskoczenie, a później z uśmiechem sam odpowiedział na swoje pytanie - Otrzymasz ją w swoim czasie.





wtorek, 23 stycznia 2018

Rozdział 24

muzyka <klik>
________________

- Addelaine – zawołała Charlotte, gdy adwokatka uścisnęła dłoń brytyjczykowi – Will właśnie wychodził – powiedziała, po czym spojrzała na mężczyznę doyć błagalnym spojrzeniem.
Facet zawahał się przez moment, zerkając na czarnowłosą. Addelaine zauważyła, jak kąciki jego ust powędrowały delikatnie w górę ukazując lekki, zadziorczy uśmieszek. Charlotte nie odrywała od mężczyzny wzroku, a jej oczy były coraz szersze. Wyglądały na pełne strachu i przerażenia. Levinson mogłaby dać sobie rękę uciąć, że w myślach po prostu krzyczała, by sobie stąd poszedł.
- Cóż, miło było cię poznać, Will – przerwała niezręczną ciszę, również sugerując mężczyźnie mało subtelnie wyjście, po czym zwróciła się do Charlotte – Za chwilę wpadnie Andre, kojarzysz go? Wysoki, dobrze zbudowany, ze służb specjalnych – uśmiechnęła się do współlokatorki, kątem oka badając również zachowanie towarzysza kobiety.
Brytyjczyk zaśmiał się lekko pod nosem licząc, że tylko Charlotte zauważy ten gest, ale Addelaine momentalnie zwróciła głowę ku niemu i spojrzała pytająco. Stała pewnie, wykazując małą obojętność względem nieznajomego, chcąc pokazać mu, że nie jest w stanie w żaden sposób jej wystraszyć. Była gotowa mierzyć się z nim na spojrzenia.
- Ciebie także – odpowiedział w końcu i jeszcze raz rzucił okiem na Charlotte, jednak w jego spojrzeniu nie było już rozbawienia, a raczej chłód i przerażająca powaga, która wywołała u ciemnowłosej ciarki na rękach.
Mężczyzna odszedł, a Charlotte przesunęła się, by wpuścić swoją współlokatorkę do mieszkania. Addelaine przeszła przez próg, po czym odwróciła się, by stać przodem do dziewczyny. Skrzyżowała ręce na piersi, oparła się o ścianę dzielącą korytarz i kuchnię, a potem tylko czekała na wyjaśnienia. Charlotte chciała zignorować współlokatorkę i przejść obok niej, jednak Levinson szybko zagrodziła jej drogę, patrząc na nią z powagą.
- Chyba nie muszę o nic pytać – rzuciła oschle – Sama powinnaś coś wyjaśnić.
Charlotte znów podjęła próbę zwinnego wyminięcia koleżanki i tym razem się jej udało. Za plecami usłyszała głośne chrząknięcie, więc zaklęła cicho. Nie pozostało jej nic innego, jak zacząć mówić.
- Byliśmy kiedyś razem – burknęła, ale dla Addelaine zabrzmiało to bardziej, jak wymówka – On nie rozumie, że dla mnie to był tylko jednorazowy numer, więc czasem przychodzi.
Addelaine ruszyła do kuchni, aby nalać wody do szklanki i upić łyka. Charlotte podążyła za nią, kontynuując swoją historię. Adwokatka natomiast zaczęła zajmować się w tym czasie codziennymi rzeczami. Sprzątnęła blat, na którym znajdowały się okruszki po pieczywie, zmyła brudny kubek po kawie, jaki zostawiła przed wyjściem, a potem zajrzała do lodówki, by sprawdzić, jakie produkty należałoby kupić na kolację.
- Addie, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytała w końcu Charlotte widząc kompletną ignorancję swojej koleżanki.
- Hm? – mruknęła, zerkając na nią, po czym skinęła głową, zagryzając jabłko, które znalazła w misce wraz z innymi owocami. Gdy przełknęła kawałek przekąski, dodała szybko – Tak, Charlotte, po prostu chwilę mi zajmuje przyswojenie tych głupot, które próbujesz mi wcisnąć.
Współlokatorka stanęła przed brunetką, a jej usta momentalnie rozłączyły się tworząc literę „O”. I już chciała dodać coś na swoją obronę, kiedy Addelaine ponownie ją wyprzedziła.
- Jeśli masz opowiadać mi takie bzdury, to zwyczajnie nic mi nie mów – oświadczyła ostro – Czy wpuszczałaś go do naszego domu?
- Nie.
- W porządku – odparła obojętnie – W takim razie to twoja sprawa. Nie wtrącam się.
Levinson udała obojętną względem tej sprawy  i weszła do swojego pokoju. Oczywiście nic nie pasowało jej w historii Charlotte i zmartwiły ją te wszystkie kłamstwa. Mężczyzna był wyjątkowo podejrzany, co nie dawało jej spokoju.
Ustawiła kubek na biurku i już miała sięgać po dokumenty Cienia, kiedy nagle powstrzymała się. Levinson miała niezwykły dar – świetną pamięć. Rzadko kiedy myliła się w sytuacjach, które wymagały powrotu do przeszłości czy wspomnień. A tu, w jej pokoju, w prywatnym miejscu ewidentnie coś było nie tak. Przeraził ją ten fakt, bo zawsze zamykała pokój na klucz. Pamiętała ułożenie kartek, dokumentów i akt, a teraz widziała w nich nieład. Szybko przebrała papierek za papierkiem.
Brakowało jednego dokumentu.
- Gdzie są akta zabójstw z marca, z Sydney? Dlaczego ich nie ma? – zapytała samą siebie.
~*~
Addelaine z samego rana ruszyła do ośrodka ASIS, aby spotkać się z Ashtonem. Wiedziała, że wiele rzeczy z pewnością ma do wyjaśnienia, a mężczyzna oczekuje jej wizyty. Nie zdziwiło jej więc, kiedy dotarła na miejsce i ujrzała blondyna stojącego na balkonie.
Miał na sobie tylko spodnie podarte w kolanach. Promienie słoneczne padały na jego umięśnioną klatkę piersiową. W ustach trzymał papierosa, którego zapewne kupili mu przyjaciele. Zaciągał się, a jednocześnie rzucał na nią pogardliwy wzrok. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Irwin wycigął fajkę z ust, po czym wyrzucił poza balkon i momentalnie wrócił do swojego pokoju, by się w nim skryć. Usiadł na łóżku, a potem dłońmi przetarł twarz. Jego włosy były roztrzepane i nieogarnięte, a kiedy Calum kilka godzin temu zwrócił na nie uwagę, odparł tylko:
- Tak jak moje życie.
Czuł się zagubiony. Od kilku miesięcy każdy dzień był dla niego zagadką. W dodatku ostatnio poświęcał całego siebie, by ratować innych. Caluma, Michaela, Caitlin, a nawet Addelaine, która nie potrafiła patrzeć już na niego, jak na człowieka. Doskonale wiedział, że stracił w jej oczach, po tym, jak zachował się na sali rozpraw. Ale ona tego nie rozumiała. Nie rozumiała, w jakiej sytuacji został postawiony Ashton, ani w jakim świecie tkwi, tkwił i tkwić będzie. Jego życie nigdy nie było usłane różami – składało się z szantaży, awantur, bijatyk i mordów. Codziennie toczył walkę o przetrwanie – nie swoje, a swoich bliskich. I czekał, aby to w końcu się skończyło. Z tym, że jeszcze nigdy nie widział końca…
Addelaine wtargnęła do pokoju Ashtona, niczym do swojego. Pomieszczenie niczym nie przypominało więzienia. Mężczyzna miał wszystko, czego mógł zapragnąć. Co prawda nie był to wielki apartament, ale wystarczające miejsce na tymczasowy nocleg.
Ściany były koloru szarego. W prawym kącie stało dość szerokie jednoosobowe łóżko, a na nim znajdował się duży materac. Tuż obok znajdowała się dwudrzwiowa wnękowa szafa w kolorze białym. Było w niej pusto – Ashton nie zabrał ze sobą niczego, nawet ubrań. Nie miał na to czasu. Agencja miała zapewnić mu nowe, czyste koszule oraz spodnie na czas pobytu. Po lewej stronie znajdował się szklany stolik oraz dwa białe fotele. Na jednej ze ścian wisiało obramowane zdjęcie starego dębu stojącego samotnie na środku pola. Naprzeciwko od foteli stał niewielki telewizor, a podłogę zdobił kwadratowy biały dywan. Można było śmiało powiedzieć, że ten pokój miał lepsze standardy niż niektóre mieszkania w dzielnicach Adelaide czy Sydney.
Addelaine zajęła miejsce na krześle i obserwowała bacznie Ashtona. On natomiast patrzył na nią, z lekką złością, wyrzutem i rozczarowaniem. Oboje doskonale wiedzieli, jak ciężkie będzie to spotkanie. Jednocześnie mieli świadomość, o czym będą rozmawiać i jakie słowa padną. Mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę po raz pierwszy od dłuższego czasu. Dawno nie mieli odwagi patrzeć na siebie w ten sposób.
- Jak mniemam, miałeś spotkanie z szefostwem – przerwała ciszę – Satysfakcjonujące?
Ashton prychnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że tak – burknął, po czym wstał i pochylił się, żeby podciągnąć nogawkę swoich spodni – Najlepszym punktem programu było to.
Blondyn wkazał na swoją kostkę. Spoczywała na niej duża metalowa opadka z czujnikiem. Zielona kropka na pasku pojawiała się i znikała. Czerwona miała zaświecić się na kilka sekund w momencie, gdy Irwin przekroczy określoną granicę. A potem mogło stać się najgorsze.
- Wolałam, żeby warunki przedstawili Oni – powiedziała cicho, zerkając na nogę blondyna.
Ashton wstał z miejsca i zaczął iść w kierunku Addelaine. Utykał, bo nie mógł przyzwyczaić się do ciężaru spoczywającego na prawej kostce.
- Doprawdy? – zapytał podnozsąc ton głosu – Bo co? Bo nie umiałabyś mnie zrobić w chuja osobiście, więc wynajęłaś sobie do tego ludzi?
Levinson także podniosła się z fotela, po czym uderzyła płaską dłonią o stolik.
- Powinieneś być wdzięczny za szansę, jaką dostałeś – warknęła ostro – Wystarczy, że pomożesz im schwytać Fletchera, a Oni dadzą ci wolność – objaśniła – Ja zamiast zajmować się woimi sprawami, będę ganiać za twoją dziewczyną, więc naprawdę nie masz na co narzekać, Irwin.
Brunetka po opanowaniu się, ponownie usiadła. Odwróciła wzrok od mężczyzny, by spojrzeć w okno i spróbować uspokoić się.
- Czy ty kiedykolwiek… no wiesz.. przestajesz być taką sztywną jędzą? – zapytał wprost Ashton, rozkładając ręce w geście poddania się.
- Hmm… - udała teatralnie zastanowienie, po czym z powagą spojrzała na niego i odpowiedziała krótko – Nie.
Nagle drzwi od pomieszczenia otwarły się.
- Raz była całkiem wyluzowana – napomknął rozbawiony Calum, kiedy wszedł w towarzystwie Michaela do pokoju Ashtona, wspominając ich jedno wspólne wyjście – Pamiętacie jak…
- Tak – wtrącił Michael, śmiejąc się – Już rozumiem, dlaczego zdecydowałaś się przestać pić alkohol.
Levinson wywróciła oczami i wzruszyła ramionami na widok towarzyszy Irwina.
- Miło, że jesteśmy wszyscy w komplecie – odezwała się, pomijając temat wytkniętej przez nich imprezy – Czy dostaliście niezbędne informacje na temat Fletchera? Kiedy zaczynacie działać?
- Natychmiast – warknął Irwin – Tylko jak to możliwe, że ty masz nam w tym wszystkim pomagać? – spytał podejrzliwie, krzyżując ręce na klatce piersiowej i czekając na wiadomość bez ekscytacji.
Uniosła brwi, patrząc na więźnia z niedowierzaniem. Nie sądziła, że nie jest świadomy całej sytuacji.
- Wciąż jestem twoim adwokatem i jednocześnie jedyną deską ratunku – odparła – Sprawa Seana nie jest mi obca, o czym doskonale wie ASIS. Jestem w stanie trochę powęszyć z wami, dlatego jeszcze dziś pojedziemy na małe spotkanie z kilkoma osobami, które mogą nam pomóc, tuż po tym, jak rozmówię się z głównodowodzącym naczelnikiem.
- Cóż, mam nadzieję, że nie wyjeżdżamy poza miasto, bo inaczej podróż może być wybuchowa – Hood rzucił małą docinkę, zerkając na nogę swojego przyjaciela.
- Spokojnie, jeśli będzie taka potrzeba, zwiększą zasięg – objaśniła działanie magicznej opaski – My też musimy mieć zabezpieczenie, Irwin – próbowała się obronić.
- Z tego co zdążyłem się dowiedzieć, to był twój pomysł – zaatakował ją Hood, stając tuż obok Irwina. Michael natomiast zerkał w okno, chcąc odizolować się od napiętej atmosfery. On jedyny nie chciał brać udziału w tej przepychance słów, a tylko pomóc Ashtonowi stanąć na nogi.
Addelaine już miała naskoczyć na mężczyznę, sugerując Irwinowi, by znalazł sobie lepszego adwokata, ale zdecydowała odpowiedzieć po prostu na jego zarzuty.
- Zaskoczeni? Po ostatnim numerze na sali rozpraw, zaufanie jakim cię darzyłam, Ashton, spadło do minimum – wytłumaczyła – Zobaczymy, czy jesteś w stanie je odbudować.
- I vice versa – warknął ostro blondyn.
- To nie zabrzmiało, jak przeprosiny – odparła Addelaine, uśmiechając się sztucznie. – W przeciwieństwie do ciebie, ja cię zaufaniem obdarowałam, ale ty mnie nigdy.
- Nie masz nawet pojęcia ile poświę…
- Muszę już iść – przerwała mu nagle – Podobno są jakieś informacje w sprawie Caitlin, więc chyba to jest istotniejsze niż nasza konwersacja.
Michael i Calum spojrzeli na siebie znacząco. Hood podrapał się po głowie, ale przemilczał sprawę i spotkał się z kolejnym groźnym spojrzeniem swojego kolegi.
Nim Irwin zdążył odpowiedzieć na słowa adwokatki, ona wyszła. Oparła się o ścianę i westchnęła ciężko. Spotkania z Ashtonem nie należały do najłatwiejszych, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, do których się przyczynił. Chęci niesienia mu pomocy spadły, mimo że miała świadomość, że mógł działać w dobrych intencjach, ale to było za mało. Zaufanie, jakim obdarowała go Addelaine zniknęło. Opinia, jakiej się trzymała również. Znów był oszustem, a przede wszystkim przestępcą. Przestała pracować z nim, by go uratować. Współpracowała z nim tylko dlatego, że chciała uratować i rozgrzeszyć samą siebie. Dobro Ashtona nie leżało już w koszyku jej priorytetów. Skoro z zimną krwią odebrał jej godność, wartość i uznanie w społeczeństwie, ona nie potrafiła podarować mu jego pragnień. Pozastawiała wiele haczyków, a także ustaliła odpowiednie granice, aby zabezpieczyć tym razem ich relacje. Między innymi wybrała ograniczającą opaskę, która wybuchnie w chwili, gdy Ashton zbuntuje się i postanowi uciec.
Nie czekając ani chwili dlużej, ruszyła w stronę pokoju konferencyjnego, gdzie czekało na nią wiele osób w celu ustalenia planu działań, a także przedyskutowania prawy Caitlin. Addelaine chciała ją znaleźć nie tyle, co dla Ashtona, ale dla siebie. Zmieniła plan gry. Ona mogła być jej kartą przetargową i motywować Irwina do współpracy. Czemu więc miałaby nie skorzystać z tak dobrego pomysłu, jaki podsunęły jej służby specjalne Australii? Musiała pójść na ten układ, jeśli oni chcieli pójść na jej. Negocjowali, aż w końcu doszli do porozumienia. Trwało to aż cztery godziny. Później pozostało tylko wyciągnąć Irwina z więzienia, zrobić go swoim niewolnikiem i uruchomić niecny plan. I chociaż Addelaine towarzyszyły wyrzuty sumienia i czuła się, jakby zdradziła kogoś sobie bliskiemu, zrobiła to.
- Addelaine! – zawołał Calum – Levinson, stój!
Brunetka zatrzymała się, gdy jeden z przyjaciół Ashtona przerwał jej podróż na konferencję.
- Boże Święty, jesteś zdecydowanie cholerną wersją ludzką migreny – wrzasnęła poirytowana, odwracając się do mężczyzny – Czego?
Ciemnowłosy zatrzymał się przed nią i dyszał ze zmęczenia. Oparł dłoń o ścianę i próbował złapać oddech. Gdy mu się to wreszcie udało, popatrzył na nią ze strachem w oczach.
- Nie możesz szukać Caitlin – powiedział błagalnym głosem, jakby chciał ją o to poprosić.
Brunetka zaśmiała się pod nosem i popatrzyła na Caluma z politowaniem, czekając na logiczne wyjaśnienie jego prośby.
- Po prostu zaufaj mi i Michaelowi – rzucił – Ona nie wróci, choćby nie wiem jak Ashton chciał, a ty byś się starała.
Addelaine pociągnęła mężczyznę za rękę, skręcając w jeden z korytarzy. Calum o mały włos nie przewrócił się, kiedy adwokatka nagle nim szarpnęła. Gdy zniknęli z widoku kamer i wszystkich ochroniarzy w budynku, kobieta wbiła w Caluma swój piorunujący wzrok i zapytała dobitnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że obaj doskonale wiecie, gdzie ona się znajduje i ukrywacie prawdę przed Ashtonem.
Calum odwrócił wzrok, dodając tylko szeptem:

- W tym przypadku lepsze jest kłamtwo niż prawda. 

niedziela, 14 stycznia 2018

Rozdział 23

muzyka klik | klik

W pomieszczeniu panowała ciemność. Światło z korytarza słabo oświetlało podłogę.  Ashton otworzył oczy i spojrzał w zardzewiałe kraty. Dźwięk uderzającej pały o metal odbijał się echem. Ochrona budziła więźniów na śniadanie.  Blondyn westchnął ciężko i zwrócił głowę do ściany, na której przyklejone były zdjęcia i list. Ostatni list, jaki napisał do Caitlin trzy dni temu i którego nie wysłał. Ściągnął kawałek kartki, po czym spojrzał na tekst. Przetarł twarz dłonią, a potem złapał się za czoło i zaczął czytać. 

"Droga Caitlin, 

Nie wiem, który z kolei list piszę, ale.. ten będzie ostatnim. Wszystkie inne traktowałem, jak rachunek sumienia, mający rozgrzeszyć mnie chociaż w 20% krzywd, jakie wyrządziłem, chociaż miałem świadomość, że nie działa to nie działa w ten sposób. I chyba w końcu zrozumiałem, że możliwość na to, żebyś żyła spokojnie i bezpiecznie, to życie beze mnie. Bo byłem, jestem i zawsze będę zagrożeniem. 

Miałem szansę na ucieczkę z tego pieprzonego psychiatryka. Przypisano mi najlepszą adwokatkę, która zrobiłaby wszystko, by mi pomóc. I prawie się udało.

Ale dostałem też wybór.

Moją wolność albo Twoją. 

Wiem, że Sean Cię miał. Jest człowiekiem honorowym, więc wiem też, że już wszystko w porządku. I cieszę się. 

Odkąd Cię poznałem, wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Zakochałem się w Tobie bezgranicznie. I na jedynej rzeczy, na jakiej mi zależało i zależy nadal to Twoje szczęście. Mam nadzieję, że teraz je otrzymasz. A ja otrzymam rozgrzeszenie, bo w końcu czyjeś dobro postawiłem ponad swoje.... "

Oczy mężczyzny zaszkliły się. Zgniótł kartkę w dłoni i odrzucił, a ta odbiła się o ścianę i potoczyła na środę celi. Tkwił cały czas w tych samych wspomnieniach, a kiedy doszła do niego świadomość, że zamknął już jedyną drogę, która mogła zaprowadzić je do rzeczywistości, umierał wewnętrznie. Jakby kotwica, która wciąż trzymała go przy życiu opadła na samo dno. Musiał zaakceptować fakt, że już na zawsze będą otaczały go te trzy ściany i kraty, od jakich chciał jak najszybciej się uwolnić. Skazał się na wieczność. Sam, z własnej woli. By ją ocalić.

- Ty, poeta - zawołał ochroniarz, zatrzymując się przy kracie i otwierając ją - Wyłaź, masz widzenie. 

Ashton wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na mężczyznę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nigdy wcześniej nie widział tego ochroniarza na służbie, a rzadko zdarzało się, by któryś z nich był tutaj nowy. Ten zaś był dość młody, zdawało się, że w jego wieku. Niechętnie ruszył z łóżka i podszedł do kraty, aby facet mógł założyć mu kajdanki. Cały czas bacznie go obserwował. Postępował zgodnie z zasadami, zachowywał się, jakby miał kilkuletnie doświadczenie w tym zawodzie, ale Ashtonowi wciąż coś nie odpowiadało. Potrzebował czasu, by zrozumieć co.

Szedł przed wysokim brunetem prosto do sali widzeń i zaklinał w duchu, że nie mógł być za nim. Potrzebował go obejrzeć. To nie była zwykła ciekawość, czy zainteresowanie. On zwyczajnie mu się nie podobał, odkąd go tylko zobaczył. To może wydawać się dziwne, ale wystarczyły dwie minuty, by Irwin zauważył coś niepokojącego.

Po przejściu całego korytarza i zejściu piętro niżej, by dotrzeć do pomieszczenia widzeń, ochroniarz najpierw zapukał do drzwi, a później je otworzył, żeby wpuścić więźnia do środka. Kiedy Ashton wszedł do pokoju i zobaczył, kto siedzi na krześle i czeka na rozmowę z nim, nie mógł w to uwierzyć. Zaklął w duchu, a jego ciało ogarnął strach zmieszany z wyrzutami sumienia. To była Ona.

- Addelaine? - zapytał, jąkając się.

Nawet nie poświęciła sekundy, by na niego spojrzeć. Patrzyła w ścianę, tuż za przygotowanym dla niego krzesłem i milczała. Ashton wiedział, że czeka, aż usiądzie naprzeciwko niej, aby mogła przeprowadzić z nim małą konwersację i stresował się tym. Nie miał pojęcia co mógłby jej powiedzieć. Czy wytłumaczyć wszystko i liczyć na zrozumienie? Przeprosić? Po takiej sytuacji czułby po tym wszystkim niedosyt. Nie było słów, ani działań, które mogłyby to wszystko naprawić. Nie próbował wyobrazić sobie, jak zażenowana, rozczarowana i załamana Addelaine musiała się czuć. Ale ona również nie wiedziała, jak czuł się On.

Blondyn zajął miejsce naprzeciwko adwokatki. Popatrzył na ochroniarza, który nagle opuścił pomieszczenie. Zmarszczył czoło oglądając jego wyjście. Nigdy wcześniej ochrona nie zostawiała go "sam na sam" z osobą widzącą. W dodatku po ostatnich wydarzeniach te działania powinny zostać zaostrzone, a nie złagodzone.

- Masz jakieś rzeczy osobiste w celi? - zapytała, nawet nie patrząc mu w oczy. 

Addelaine wypisywała jeden z dokumentów. Zdawała się być bardzo skupioną na swojej pracy.

- Nie - odpowiedział krótko, mierząc kobietę gniewnym wzrokiem. Wciąż musiał grać mściwego mordercę bez serca. Z każdej strony patrzyły na niego kamery, a ściany miały w końcu uszy. Ponadto, wszyscy odgrywali tutaj jakieś podejrzane przedstawienie, o którym nie miał zielonego pojęcia. - Nie zabrali ci licencji adwokata?

- Zostałam zawieszona, ale to kwestia kilku dni, żebym mogła odzyskać licencję - odparła obojętnie - Dobrze więc, do zobaczenia, panie Irwin.

Addelaine zabrała swoje rzeczy ze stolika i wyszła, a tuż po niej zjawił się ochroniarz. Pomógł Ashtonowi wstać, po czym odprowadził do drzwi i powolnym krokiem odprowadzał go do celi. Irwin przez chwilę myślał, że to tylko chory sen. Jednak kiedy w końcu miał okazję iść za mężczyzną podającym się za ochroniarza, coś przykuło jego uwagę. A mianowicie broń.

Pistolet, jaki skrywał w kaburze różnił się od tych, jakie mieli pozostali ochroniarze. Wtedy Ashton uświadomił sobie, że mężczyzna wcale nie pracował w więzieniu. Facet trzymając Irwina za ramię, gwałtownie szarpnął nim i skręcił w nieznajomy korytarz. Przyśpieszyli tempa. Ochroniarz co chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić czy nikt za nimi nie idzie. 

- Co do... - warknął Irwin, szarpiąc się - Puszczaj mnie! - próbował się wyswobodzić, jednak facet zdecydowanie był silniejszy.

W przeciągu chwili dotarli do dużych, metalowych drzwi. Brunet pchnął je, a potem Ashtona. Ten mając problem ze złapaniem równowagi, przechodząc przez próg drzwi, upadł na ziemię. Zaklął pod nosem, kiedy poczuł lekkie pieczenie na przetartych dłoniach i kolanach. Gdy otworzył oczy, które wcześniej przed upadkiem zamknął, ujrzał czarne lakierowane szpilki. Spojrzał w górę, a tuż przed nim stała Addelaine, ze skrzyżowanymi rękoma. 

- Wstawaj, nie mamy czasu - zawołała ochoczo.

Drzwi auta rozsunęły się, a z wnętrza wyłonili się Calum oraz Michael. Pomachali do swojego przyjaciela i gestem dłoni zachęcili do wejścia. Ashton powoli wstał z ziemi i zmierzył wszystkich wzrokiem. Domniemany ochroniarz właśnie przed nim zdejmował swój strój i zakładał mundur, który kiedyś już widział. Wsiadł na miejsce pasażera, obok kierowcy i czekał na odjazd.

Ashton popatrzył niepewnie na Addelaine. 

- Co Wy zrobiliście? - spytał zaskoczony - Co się dzieje? 

- Podpisaliśmy za ciebie pakt z samym diabłem - szepnęła do jego ucha, po czym spotkali się wzrokiem. Brunetka wyminęła go i wsiadła do czarnego SUV'a, czekając aż Irwin zrobi to samo. Zajął miejsce naprzeciwko niej. Chwilę później odjeżdżali spod drzwi wyjścia ewakuacyjnego numer 4 i opuszczali teren więzienny.

- Możesz im wszystkim pomachać, bo już tam nie wracasz, stary - powiedział uśmiechnięty Calum, kiedy zauważył, jak Ashton wpatruje się w budynek więzienia.

- Mogę wiedzieć, co do cholery się stało?! - wrzasnął wściekły, zwracając się do swoich przyjaciół i Addelaine - Przegraliśmy rozprawę, więc jakim cudem wychodzę z więzienia?

- Widzi Pan, Panie Irwin - zagadała Levinson - Ja zawsze walczę o swoje. A że Pana sprawa została mi przypisana, podeszłam do tego dosyć osobiście i zdobyłam to, co jest moje. 

Ashton zacisnął dłonie spoczywające na jego kolanach w pięści. Jego całe ciało ogarnął nieprzyjemny gorąc.

- Porozmawiałam z kim trzeba - wydusiła z siebie - Nie było łatwo, ale się udało. Później przyjdzie czas na wyjaśnienia.

- Ale ja nie mogę wyjść z tego przeklętego więzienia! - warknął wściekle, ale dla Addelaine brzmiało to bardziej, jak foch małego dziecka.

- Oficjalnie wciąż w nim jesteś - odparła brunetka, zwracając głowę ku swojemu klientowi - Ashton Irwin miał widzenie ze swoją adwokatką Addelaine Levinson, z którą ostro się pokłócił. W gniewie rzucił się na bezbronną kobietę i już prawie ją uderzył, ale ochroniarz zdążył zareagować. Odesłany został do izolatki. Termin powrotu jest nieznany. - kobieta przedstawiła Ashtonowi sytuację, jaka została spisana w protokole więziennym.

Ashton nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Otworzył usta z wrażenia i opadł na fotel nie odzywając się już więcej.

~*~

Gdy dotarli do umówionego miejsca, samochód zatrzymał się, a ich szofer - starszy mężczyzna koło pięćdziesięciu lat, o siwych włosach i delikatnym zaroście, rozsunął drzwi SUV'a. Ich oczom ukazał się wielki, nowoczesny, czteropiętrowy budynek ogrodzony metalowymi kratami pod napięciem. Zamiast ścian, widniały duże prostokątne okna z szybami o lustrzanym efekcie. Nie było możliwości, aby ktokolwiek zobaczył, co dzieje się wewnątrz. Addelaine wyszła na zewnątrz, po czym podeszła do bramy. Zadzwoniła domofonem na recepcję i powiadomiła o swojej obecności. Chwilę później, wróciła do swojego klienta i jego przyjaciół.

- Życzę wam miłego dnia - powiedziała z uśmiechem.

- Gdzie jesteśmy? - spytał Michael, patrząc na idących w ich stronę dobrze zbudowanych oraz uzbrojonych mężczyzn w mundurach. Addelaine wskazała na tabliczkę wiszącą przy samym domofonie.

- O kurwa - wydusił z siebie Calum - Chyba właśnie się podnieciłem.

- ASIS - szepnął Irwin - Jak ty... - Zerknął na Addelaine, która tylko wzruszyła ramionami.

Dwóch funkcjonariuszy zaprosiło więźnia w towarzystwie Michaela i Caluma do środka.

- To prawdziwy mundur? A ten gnat? Pokażecie mi resztę zabaweczek? - dopytywał Calum, który wyraźnie był fanem australijskich tajnych służb wywiadu.

- Stary, postaraj się czasem zamknąć - rzucił obojętnie Irwin - Na przykład teraz.

Calum zignorował słowa kolegi. Przyjaciele Ashtona od razu przekroczyli próg terenu strzeżonego, nie czekając na niego czy adwokatkę. Ich zainteresowanie tym miejscem oraz ludźmi było zbyt ważne, żeby marnowali czas. 

Addelaine już zamierzała wsiadać do auta, kiedy blondyn zatrzymał ją, pociągając ją za rękę i odwracając do siebie.

 - Nie masz pojęcia, co robisz.

- Wiem doskonale, co robię - warknęła równie ostro, co On, pochylając się - Prowokuję, manipuluję, zdobywam informacje, nakłaniam do zeznań i działań, atakuję i walczę o to, czego chcę - wymieniała kolejno - Nie żyję w pieprzonym mroku, nie ukrywam się przed jakimś psychopatą czy mu odpuszczam, jak robisz to ty, Irwin.

- Nie wiesz z kim masz do czynienia, Addelaine - krzyczał Ashton, cały czas kłócąc się z adwokatką - Znam Seana kilkanaście lat, wiem do czego ten sukinsyn jest zdolny! Ja jestem mordercą, złodziejem i każdego rodzaju przestępcą, jakich mogłabyś wymienić, a i tak nie umiem przewidzieć żadnego jego ruchu. Zwyczajnie się go boję, bo nie wiem do czego jest zdolny. 

- Mam do czynienia z potworem, który zabił mi brata i musi za to zapłacić - krzyknęła - Nie pozwolę, żeby chodził po tym świecie bezkarnie, otaczając mrokiem i strachem innych ludzi, rozumiesz?

- Problem polega na tym, że poza otaczającym ludzi mrokiem - powiedział - On sam nim jest.

- MAM.TO.GDZIEŚ. - powiedziała, akcentując każdy wyraz.

- Do tego jestem ci potrzebny? - zapytał, zerkając na nią z wyrzutem - Do rozegrania twojej osobistej wendety? 

- Z Seanem umiałeś zawrzeć umowę, dlaczego nie miałbyś zrobić tego ze mną? - odpowiedziała pytaniem, starając się zmienić temat zanim Ashton dotknie jej sumienia - Pomóż mi go dorwać, a ja pomogę ci odnaleźć Caitlin.

- Już raz próbowałaś się dogadać ze mną na tych zasadach. 

- Teraz mam za plecami wyszkolonych ludzi ze służb wywiadu, którzy zrobią wszystko żeby dostać Seana w swoje ręce. W dodatku mają o wiele ciekawszą ofertę w zamian za jego głowę. Nie chcę ci ubliżać, ale on jest dla nich cenniejszy niż ty. Kiedy zaproponowałam im wymianę i kilka innych bonusów, okazało się, że są zainteresowani. 

Irwin prychnął.

- Co w przypadku, kiedy powiem, że to dla mnie trochę za mało?

- To jest tylko jeden punkt oferty, jaką przygotowali - oświadczyła - Reszta będzie dla ciebie wisienką na torcie.

- W porządku, ale co w przypadku, kiedy złapanie przez nich Seana to dla ciebie za mało? - dopytywał - Nie wierzę, że masz z tego tylko to i jest ci z tym dobrze.

- To tylko to, o czym ty powinieneś wiedzieć - syknęła ostro, po czym wyrwała się z jego uścisku i wsiadła do auta. W tym samym czasie jeden z mężczyzn podszedł do Ashtona i złapał go za ramię, by zaprowadzić go do pomieszczenia, w którym za chwilę miało się rozpocząć ich spotkanie.

- No tak - zaśmiał się pod nosem i mruknął - Bo przecież w każdym rozwiązaniu jest jakiś haczyk.

~*~

Minęło pół godziny, zanim Addelaine dotarła do domu, by po ciężkich dwóch dniach walki o teoretyczną wolność Irwina w końcu odpocząć.  Czasami nie czuła niczego i to niszczyło ją jako człowieka. Była niczym maszyna, bez uczuć, żadnych resztek człowieczeństwa. Było jej lepiej, kiedy nie przejmowała się, nie myślała i nie kierowała emocjami, a jedynie chorą obsesją, z którą szła przez życie trzymając się przy okazji zasady "po trupach do celu". W przypadku Ashtona trzymała ją ogromna nadzieja na to, że w końcu osiągnie zamierzone cele i wszystko wyjdzie na prostą, a ona sama zazna spokoju. Chociaż może to właśnie czyniło ją człowiekiem? Głupi fakt, że nie mogła doczekać się ujęcia Seana? 

Weszła do budynku, a następnie poszła do windy, by wjechać na wybrane piętro. Kiedy maszyna zatrzymała się, a drzwi rozsunęły, Addelaine wysiadła i zaczęła iść w stronę mieszkania. Zatrzymała się, kiedy do jej uszu dobiegła rozmowa dwóch osób.

- Musisz stąd iść, teraz - Addelaine usłyszała w korytarzu głos Charlotte - Ona za chwilę może tu być.

- Mała, chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji - ciężki męski ton obił się o uszy Levinson. 

Charlotte nigdy nie sprowadzała przyjaciół do ich mieszkania, a już na pewno nie mężczyzn. Tym bardziej Addelaine była zaskoczona, słysząc jej rozmowę z facetem tuż przed drzwiami ich domu. Skręciła w korytarz wiodący do ich mieszkania i zobaczyła ową dwójkę - Charlotte stojącą w progu, a nieznajomego, wysokiego mężczyznę o delikatnych, ciemnych blond lokach wystających spod kaptura.

- Charlie? - zagadała, zatrzymując się kilka metrów od nich. Mężczyzna popatrzył na nią, a później na Charlotte, która wbijała w niego przerażony wzrok. Uśmiechnął się do niej lekko, a następnie zwrócił do brunetki.

- Ty zapewne jesteś Addelaine - powiedział, podchodząc do niej pewnym krokiem. Jego akcent brzmiał na silny brytyjski, co zaskoczyło kobietę, bo rzadko spotykała w tej okolicy anglików.

- A ty kim jesteś? - spytała trochę chamsko, jednak nie śmiała się poprawić. Jakoś nie odczuła wyrzutów sumienia ze względu na swoje podejście do tego człowieka po tym, jak usłyszała kawałek ich rozmowy. Nie brzmiał przyjacielsko. 

Obejrzała go dokładnie. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe, smukłą twarz i niskie czoło, które przysłaniały kosmyki lokowanych włosów. Głęboko niebieskie oczy zdawały się być naprawdę hipnotyzujące. Przez kurtkę można było zauważyć mięśnie na jego ramionach. Do tego ten brytyjski akcent, który Addelaine wydawał się być całkiem seksowny, co już budziło w niej podejrzenia. Wyglądał zdecydowanie dobrze, aż za dobrze. Coś musiało tu nie grać.

- Miło cię poznać, jestem Will - wyciągnął ku niej dłoń, przedstawiając się z uśmiechem na ustach.

sobota, 6 stycznia 2018

Rozdział 22

Mijał drugi tydzień, odkąd Ashton wrócił za więzienne kraty, Dave próbował opanować sytuację w biurze, Calum i Michael starali się do niego dotrzeć i z nim porozmawiać, a Addelaine umierała wewnętrznie w domu, w swoim pokoju. To był dziewiąty dzień, od kiedy nie pojawiała się w żadnym innym pomieszczeniu, nie licząc łazienki oraz kuchni. Ale gdy wychodziła, jedynie szybko przemykała i po chwili już jej nie było. 
Wyglądała, jak wrak człowieka. Nie odbierała telefonów i nie rozmawiała z nikim, poza swoim głosem w umyśle. Czasem Charlotte zapukała do jej pokoju, prosząc o chociaż słowo, jednak za każdym razem spotykała się z ciszą i odbijającym się echem oddechem Addelaine - ciężkim i pustym. 
Brunetka siedziała raz na łóżku, a raz pod drzwiami na podłodze. Jej wzrok skierowany był na ścianę lub w stronę okna, ale niczego nie oglądała czy podziwiała. Utknęła zagubiona w swoim umyśle. A to właśnie w nim działy się najstraszniejsze rzeczy, które niszczyły ją od środka.
Tyle emocji kłębiło się w środku niej. Była wściekła, rozczarowana, załamana tym, jak naiwnym człowiekiem stała się na przestrzeni dwóch miesięcy. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo dała się zmanipulować, a później oszukać na oczach wszystkich ludzi, u których walczyła o uznanie i straciła je przez kogoś zwanego Ashton Cień Irwin. Nie chodziło tutaj przecież o jakiegoś młodocianego złodziejaszka, a o prawdziwego przestępce, którego służby szukały długi czas. I chociaż była od początku wrogo nastawiona w stosunku do niego – wreszcie mu zaufała, a w dodatku to zaufanie zdawało się jej odwzajemnione. I kiedy przypominała to sobie, giew narastał, bo jednocześnie zapamiętywała, jak głupio dała się mu oszukać.
Ale czuła także pustkę, bo straciła Ashtona. Straciła osobę, na którą potrafiła się otworzyć w TEN sposób. Może i był krętaczem, mordercą i skazańcem, ale zbudowała z nim relację, której nie umiała stworzyć z nikim innym. Zdawało jej się, że ją rozumiał. Może i była uparta, ale on trafiał w jej czułe punkty, o których istnieniu nawet nie wiedziała. Zmieniał jej punkt widzenia na świat, bo był jednym z tych ludzi, którzy nie gonili za czasem, a postanowili się zatrzymać, żeby w końcu zapytać, co u niej i jak ona się czuję, zamiast ciągle ględzić i martwić się o siebie. Pomimo swoich problemów, jego obchodziła ona i jej zmagania z życiem. Dlatego w jej sercu pojawił się mrok, bo Ashton momentalnie zniknął. Dla niej – na zawsze.
Nie płakała już, ani nie piła. Tylko pierwsze trzy dni obfitowały w alkohol i łzy. Każdy kolejny dzień był długi, szary i smutny. Godzinami leżała w łóżku, a potem wstawała, żeby usiąść w innym miejscu swojego pokoju i nadal nic nie robić, a jedynie siedzieć. W pewnym sensie szukała miejsca, w którym ucieknie od samej siebie, chociaż doskonale wiedziała, że ono nie istnieje. W jej głowie odbywała się trudna walka ze sobą, swoim sumieniem i wyrzutami, jakie wciąż gdzieś w niej tkwiły. Nie mogła przeboleć przegranej, w dodatku w taki sposób. Przy każdym łyku wody, pojawiał się obraz sali rozpraw i słów Irwina. Wiedziała, że zawiodła. Siebie, rodziców, Dave’a, a przede wszystkim Jego – osobę, dla której zdecydowała się na ten zawód. Swojego nieżyjącego brata. Na myśl o nim, czuła ogromny ból w sercu, a wspomnienia wracały. Zdarzenie, które próbowała wyrzucić ze swojej głowy, powtarzało się cały czas, niczym film, który w kółko ktoś cofał. To było druzgocące, dołujące i wyniszczające.
Do drzwi zadzwonił dzwonek, ale Addelaine nawet nie drgnęła, by je otworzyć. Wiedziała, że Charlotte wyszła jakąś godzinę temu. I tak nie widziała sensu, by z kimkolwiek rozmawiać w obecnym stanie oraz sytuacji. Co, gdyby odwiedzała ją właśnie prasa, policja lub Dave? Nie miała ochotę na rozmowę, a jej żali i tak nikt by nie chciał słuchać. Zawsze musiała radzić sobie sama, więc pozostawała przy takiej postawie.
Jednak wizytor nie odpuszczał. Dźwięk dzwonka rozbrzmiewał w mieszkaniu przez dobre pięć minut, jakby odwiedzający wiedział, że ktoś jest w domu i tą osobą jest właśnie Addelaine.
Wstała z podłogi i wyszła z pokoju, by przejść przez korytarz i znaleźć się przy wejściowych drzwiach. Agresywnie pociągnęła za klamkę, aby zobaczyć, kto próbuje zakłócić jej ciszę i wewnętrzną rozterkę, ale gdy tylko spojrzała przed siebie, od razu popchnęła drzwi, żeby się zamknęły. Niestety jeden z jej gości wsunął swoją dłoń, a później rękę, by ją powstrzymać.
- Addelaine, proszę. Wysłuchaj nas. – poprosił błagalnie Michael, patrząc na nią.
Wyglądała strasznie, jakby niedawno wróciła z balu Halloween. Była blada, niczym ściana. Pod podkrążonymi oczami widniały jeszcze ślady rozmazanego makijażu, po kilkudniowym płaczu. Włosy były potargane, przetłuszczone. Oczy puste, jakby uciekło z nich życie. Stała zgarbiona, na ugiętych nogach, bo nie miała na tyle siły, by utrzymać się w normalnej pozycji. Zdawała się być niższa i krucha. Aż strach było ją dotknąć w obawie, że za moment się rozpadnie, jak kostka cukru.
Kobieta posłała wrogie spojrzenie w stronę mężczyzny, po czym ironicznie uśmiechnęła się i pchnęła drzwi.
- Wybacz, ale spasuję – oświadczyła, starając się jak najszybciej zamknąć drzwi, jednak Calum pomógł przyjacielowi przepchnąć drzwi wraz z kobietą, która oparła się o ścianę, aby nie upaść. Michael szybko wszedł do mieszkania i złapał kobietę, jednak ta szybko wyrwała się z jego uścisku.
- Po cholerę tu przyszliście, hm? – zapytała z wyrzutem, a jej twarz poczerwieniała ze złości – Stanąć w kolejce? Nie musicie. Jeśli nie zabiorą mi licencji, osobiście wpieprzę was do więzienia, do tej samej celi, co wasz przeklęty kolega.
- Zaczynam myśleć, że należysz do grona tych głupich ludzi, dla których instrukcja musi być nawet na szamponie – skwitował Calum, który wszedł tuż po swoim przyjacielu i od razu rozsiadł się wygodnie na kanapie – Czy naprawdę nie zauważyłaś, że w całej tej sytuacji są pewne niedociągnięcia i jest to zdecydowana gra?
- Och no tak, przepraszam – zadrwiła Levinson, wchodząc tuż za nim do salonu – Byłam zajęta ratowaniem swojej całej reputacji po tym, jak Ashton ją zszargał beznamiętnie.
- Nie wyglądasz w tej chwili na kogoś, kto ratuje swoją reputację – zauważył Hood, po czym spotkał się z piorunującym spojrzeniem Michaela.
- Addelaine, to wszystko jest grą – wtrącił Clifford, zanim Calum zdążyłby zdenerwować adwokatkę na tyle, że wyrzuciłaby ich ponownie z domu. Nie pytała jednak o szczegóły, ani nie prosiła o wyjaśnienia, co dawało mu znać, że nie jest zainteresowana już tą sprawą albo dobrze udaje.
- Ashton podobno dał ci o tym znać – dodał Hood, zakładając nogę na nogę. Sięgnął po pilot do telewizora i już chciał go włączyć, kiedy zobaczył stłuczony ekran. – Wow, faktycznie dbasz o tę reputację. Po prostu nie oglądasz tego, co o tobie mówią. – powiedział, starając się dojść do jakiegoś rozwiązania i gdy uznał, że odkrył całą tajemnicę, pogratulował kobiecie sarkastycznie – Co za błyskotliwy i świetny pomysł! Jak dobrą musiałaś mieć imprezę, skoro rozwaliłaś cacko za kilka tysięcy?
- Za moment mogę rozwalić samochód, którym tu przyjechałeś – zagroziła, a ciemnowłosy zamilkł i pozwolił Michaelowi kontynuować temat.
- Powiedział nam, że wiesz o wszystkim – oświadczył – Że nam wszystko wytłumaczysz…
- No cóż, zasugerował mi dosyć znacząco w sądzie, że to wszystko było jedną wielką grą – odparła, kpiąc ostro.
Addelaine świadoma, że przyjaciele Ashtona czekają z nadzieją na jej pozytywny odzew, zdecydowała się przemilczeć sprawę i przejść do kuchni po szklankę wody. Nagle coś zakłuło ją w klatce piersiowej, a serce zabiło szybciej na myśl, że to wszystko było manipulacją Seana, która w dodatku mu się udała i uszła na sucho. Ale nie miała stuprocentowej pewności, bo równocześnie to znowu Irwin i jego spółka mogli szykować jej nieprzyjemny dowcip.
Ciemnowłosa upiła łyk wody i wzięła kilka wdechów. Niespodziewanie szklanka wyleciała z jej rąk i rozbiła się na drobne kawałki, gdy Addelaine przypomniała sobie słowa Irwina w szpitalu.
- Musimy coś z tym zro...
- Addelaine – warknął ostro, krztusząc się, a gdy zamilkła i spojrzała na niego, a on dotknął jej dłoni leżącej na łóżku – Nie wiem, jak bardzo Sean musiał zaleźć ci za skórę, ale ja znam go lepiej i wiem, że brnięcie w jego grę spowoduje tylko większe straty, niż jest to warte. Dlatego właśnie nigdy nie śpieszyłem się do wyjścia z więzienia.
- Jaką grę?
- Sądzę, że dowiesz się o niej w swoim czasie... - szepnął i ponownie zwrócił się do ściany, szybko zamykając oczy, by zblokować wspomnienia związane z Fletcherem….
- Mój Boże… - szepnęła – To faktycznie jest gra…
Addelaine pobiegła raptem do swojego pokoju, nie sprzątając nawet szkła, które zbiło się w kuchni. Mężczyźni popatrzyli na siebie zszokowani, kiedy chwilę później pojawiła się z koszulą, marynarką i spodniami w ręku.
- Wyjaśnisz nam, co się w tej chwili dzieje? – zapytał Hood, patrząc na brunetkę szeroko otwartymi oczyma.
- Mam spotkanie – oznajmiła z powagą w głosie, a potem spotkała się z głośnym „Co?!” – Ashton mówił, że w każdym rozwiązaniu tkwi haczyk – zaczęła prędko wyjaśniać – Oznacza to, że Sean musiał mieć coś, co sprawiło, że Ashton wolał zostać w więzieniu niż z niego wyjść.
Michael i Calum wciąż patrzyli na kobietę niezrozumiale, starając się znaleźć wskazówkę, którą ona trzymała już w garści. Addelaine szybko pobiegła do łazienki przebrać się i doprowadzić do porządku, podczas gdy dwaj przyjaciele Ashtona rozwiązywali zagadkę.
- Musi chodzić o Levinson – szepnął Hood – Co, jeśli Fletcher chciał ją zabić, dlatego Ashton się wycofał?
Michael chodził po pokoju, oglądając ściany, jakby chciał znaleźć na nich podpowiedzi. Analizował słowa Irwina, które przekazała im adwokatka, a także tok myślenia Caluma, jednak jego wyjaśnienie wydawało mu się zbyt łatwe i błache. Tu nie mogło chodzić tylko o Addelaine. Ashton ją lubił, ale nie do tego stopnia, by niszczyć sobie znowu życie.
Addelaine wyszła z łazienki i zaczęła zbierać wszystkie dokumenty do torebki.
- Hej! – krzyknął Calum – Zaczekaj, co robisz?!
- Jadę ratować Irwina – zawiadomiła swoich towarzyszy – I osobę, którą chroni przed Seanem.
Ciemnowłosy oraz brunet poczuli się zbici z tropu. Kiedy Addelaine wyszła z mieszkania i zostawiła ich zupełnie samych, jakby o nich zapomniała, jeszcze raz wymienili się spojrzeniami. W pewnym momencie pomyśleli o tym samym rozwiązaniu i wiedzieli, że jest ono prawidłowe, a także niesie za sobą mnóstwo kłopotów.
- Caitlin – powiedzieli cicho zgodnie.
- Kurwa – zaklął Hood – Musimy ją powstrzymać, Clifford.
- Addie, to ty? – z telefonu dobiegł zmartwiony głos Andre – Jak się czujesz, przyjechać do ciebie? Wszystko w porządku? Ja.. przepraszam cię za wszystko i chcia..
- Zamknij się i przekieruj połączenie do twojego szefa– zarządziła, biegnąc do swojego auta.
- C..c…o? – wydukał zaskoczony – Ale p..pp…po co?
- Mam dla niego propozycję dotyczącą pana Irwina – zaczęła mówić oficjalnie, by przygotować się do spotkania, które miało nastąpić za niedługo.
- Nie wierzę – warknął – Po tym wszystkim, co ten wariat ci zrobił…
- Nawet jeśli ten wariat da mi tysiąc powodów, żeby tę sprawę zostawić, zawsze znajdę ten jeden, przez który nie odpuszczę – wtrąciła mężczyźnie, zanim zdążył rzucić kolejne obelgi – Przekieruj mnie do kurwy nędzy albo złożę na ciebie cholerną skargę.
Nagle usłyszała dźwięk połączenia. Andre nie pożegnał się, ani nie powiedział nic więcej poza tym, co zdążyła usłyszeć przed swoimi słowami. A jeżeli nie wtrącał już nic, to wiedziała, że między ich znajomością nastąpił definitywny koniec. Ale jakoś jej to nie przeszkadzało.
- Pani Levinson - przywitał wyniośle adwokatkę ciężki i zachrypiały głos - Czy jeszcze powinienem zachowywać Pani tytuł, czy został on już odebrany?
Addelaine zaśmiała się pod nosem i wyklęła starszego mężczyznę w myślach.
- Do rzeczy, panie Hemsworth - zagaiła z uśmiechem na ustach, szukając swojego samochodu na parkingu - Potrzebuję skontaktować się z szefem ASIS.
Usłyszała, jak starszy mężczyzna mało nie opluł się wodą, którą obecnie popijał.
- Po takich okolicznościach, jakie cię spotkały, prosisz mnie o spotkanie z szefami ASIS... - powiedział prawie szeptem, analizując każde zagranie oraz słowa Addelaine, a później zwrócił się do niej ponownie - Jak bardzo głupia lub zdesperowana jesteś?
- Przestałam być - odparła równie poważnym tonem, co mężczyzna - Postanowiłam, ze tym razem ja porozdaję karty w małej grze.
- O czym ty do cholery jasnej mówisz?
- Nie chce Pan wiedzieć.
- Chcę, dlatego do cholery jasnej pytam.
- W porządku – westchnęła – Stwierdziłam, że po trzech dniach pijaństwa, a łącznie dziewięciu dniach depresji, czas podbić świat, dać panu Irwinowi szansę na poprawę, a ASIS ciekawą ofertę.
- Cholera, nie sądziłem, że jest Pani aż tak popieprzona – stwierdził prawie wrzeszcząc – Dlaczego ja w ogóle marnuję czas na tę dyskusję…
- Proponuję wymianę – oznajmiła ostro, otwierając drzwi do auta i siadając na miejscu kierowcy.
- Wymianę? – spytał zaciekawiony, licząc, że adwokatka rozbawi go jeszcze bardziej – Niech zgadnę, dotyczy ona Irwina – zaśmiał się.
- Dokładnie – powiedziała – Mam kogoś cenniejszego niż On.

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz