czwartek, 31 lipca 2014
poniedziałek, 28 lipca 2014
EPILOG
Playlista > KLIK
I nie chcę pozwolić temu odejść,
nie chcę stracić kontroli,
chcę tylko zobaczyć z tobą gwiazdy.
I nie chcę mówić "Żegnaj"
niech ktoś powie mi, dlaczego?
Chcę tylko zobaczyć z tobą gwiazdy.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek w moim życiu zajdzie tyle zmian. Wszystko przyszło tak nagle. Co lepsze - nie było możliwości wycofania się. Ktoś niespodziewanie wtargnął butami do mojego świata bez pukania, a potem puf! Zniknął, zostawiając po sobie ten sam chaos, z którym przyszedł.
Nigdy nie pomyślałabym, że będzie to takie ciężkie. Jedno krótkie słowo "Żegnaj", nie mogące przejść przez moje gardło, skierowane do niego. Ha! Nie spodziewałam się nawet, że pewnego dnia w ogóle będę musiała je wypowiedzieć. Życie lubi płatać figle, nie?
Gdyby ktokolwiek spytał, jak sobie wyobrażałam koniec naszej historii - nie przewidziałabym takiego scenariusza. To zakończenie nie istniało w mojej głowie, nie przeszło mi przez myśl.
Dlaczego?
Czemu więc właśnie tak to wszystko się skończyło?
Przecież życie wystarczająco dawało nam w kość, musiało krzywdzić nas jeszcze w taki sposób?
Zaciskałam powieki, a łzy swobodnie płynęły po moich policzkach bez żadnego wstydu, zażenowania.
Tak. Płakałam.
Za nim.. bo tęskniłam...
A tęskniłam bardzo, chociaż minęło tylko kilka dni odkąd nie słyszałam upierdliwego śmiechu, nie irytowałam się przez sprośne komentarze ani nie czułam motylków w brzuchu z powodu tego jedynego w swoim rodzaju dotyku. Aczkolwiek wiedziałam, że już nigdy żadna z tych rzeczy nie wydarzy się, więc co miałam innego robić? Mogłam tylko płakać, wyrzucać swój gniew i ból.
Brakowało mi człowieka, który przewrócił moje życie do góry nogami; który zmienił moje życie w piekło; który pokazał mi ciemną stronę tego świata; którego miałam dość za każdym razem we wszystkich znaczeniach tego słowa. Brakowało mi człowieka, który zabrał mi wolność, okłamywał mnie i wykorzystywał.
Ale przede wszystkim... brakowało mi człowieka, który nauczył mnie bycia silną.
Człowieka, który mnie uratował;
który otworzył się, wyjawiając swoje najmroczniejsze sekrety.
Człowieka, który zaufał mi i właśnie przy mnie pokazał swoją prawdziwą twarz - był w pełni sobą.
Brakowało mi Ashton'a Cienia Irwin'a. Tak, dokładnie jego. Przestępcy, kryminalisty, potwora, ale człowieka. Blondyna z uroczymi lokami na głowie, piwnymi oczami, w które mogłam wpatrywać się dzień i noc; jego wkurzającego, ale i cudownego śmiechu. Tego chłopaka, który umiał mnie pocieszyć i rozbawić.
Jego tylko i aż.
Stojąc nad ogromnym dołem, zaciągałam nosem. Patrzyłam na nową inskrypcję wygrawerowaną na nagrobku, wspominając rozmowę, od której nasza wspólna historia zaczęła się.
Wychodząc z baru, mój telefon po raz kolejny zawibrował. Na wyświetlaczu ukazał się zablokowany numer. Ten sam, który dzwonił kilka minut wcześniej, godzinę wcześniej, a także wczoraj. W końcu nie wytrzymałam i odebrałam połączenie.
- Lepiej, żeby była to darmowa pizza, bo inaczej wkurzę się za te upierdliwe telefony z kolejną ankietą, którą nie jestem zainteresowana, jasne? - oświadczyłam znudzona wydzwaniającym natrętem.
- Witaj, Caitlin... - usłyszałam dziecinny głos, nieco chłopięcy - Czy tak młoda i atrakcyjna dziewczyna powinna przechadzać się ulicami Sydney o później porze? - zapytał, chcąc mnie prawdopodobnie przerazić.
- Wow, dziecko, nie wiem w jakim miejscu się znajdujesz, ale w Sydney jest południe. Za dużo komputera, wyjdź z domu, popatrz na słońce, bo prawdopodobnie zapomniałeś, jak ono wygląda - zażartowałam, wsiadając do mojego samochodu.
- Niestety słoneczko, ale mówię o zupełnie innym dniu... i pewnej nocy... - brzmiał tajemniczo, czasem nawet przerażająco.
- Sądzę, że nie rozmawiam z tatą, który jako jedyny ma prawo mnie pouczać - odpysknęłam - Koniec żartów - zarządziłam, zachowując powagę - Znamy się? Kto mówi?
- Jeszcze nie, ale jestem osobą, która niedługo będzie miała bardzo duże znaczenie dla ciebie...
Z każdym wspomnieniem łzy płynęły coraz szybciej. Czułam na swoim ramieniu dłoń Luke'a, który widząc mój stan postanowił mnie wesprzeć chociażby zwykłym dotykiem. Mój wzrok wbity był w trumnę, która zaraz miała iść do ziemi. Pogrzeb był skromny. Nie znalazło się na nim wiele osób. Właściwie mogłabym zliczyć na palcach wszystkich obecnych. Chłopcy zadbali o dyskrecję oraz prywatność. Policja, z którą mieliśmy aktualnie na pieńku - tak, w tym również ja - uszanowała naszą wolę i pozwoliła na spokojne pożegnanie zmarłego. Uścisnęłam dłoń Hemmings'a, znajdującą się na moim ramieniu, kiedy zabierano trumnę, aby powoli i ostrożnie umieścić ją w wykopanym dole. Nie wytrzymałam napięcia. Rozległ się mój głośny szloch. Wszystkie negatywne emocje zebrały się we mnie i zawładnęły moim ciałem, nie zezwalając na blokadę czy pohamowanie. Ból był ogromny. Psychiczny, nie fizyczny.
Dlaczego?
Ponieważ poznałam go. Pokazał mi swój świat, całego siebie. Pochłonęłam jego historię, niczym definicję ze szkolnego podręcznika od biologii czy fizyki. Nie mogłam oceniać tego człowieka przez pryzmat przestępstw, których dokonał, ani okrucieństw, których się dostąpił, jak inni. Znałam Ashton'a Irwin'a, znałam Cienia, ale co najważniejsze - rozumiałam go. Nie broniłam, ale wiedziałam czemu postąpił tak, jak postąpił. To zrozumienie pozwoliło mi na wybaczenie każdej złej rzeczy, której się dostąpił.
Chciałabym zapomnieć;
Zapomnieć, żeby nie odczuwać bólu. Oglądając jednak jego pochówek widziałam każdy dzień, godzinę, minutę oraz sekundę spędzoną w jego towarzystwie. Każda kość w moim ciele odczuwała ten przykry ból. Pragnienie jego bliskości; słuchania słów, wychodzących z jego idealnych ust; obrazu złości czy też możliwości kłótni z nim było istną ogromne....
Ale także niewykonalne.
Jego już nie było.
Umarł.
Odszedł.
Przepadł.
Czułam jak moje serce pękało na miliony kawałków, których nie uda się już nigdy zebrać w jedną całość. Coś we mnie umarło.
Coś mi zabrano, coś straciłam.
On był jak narkotyk, od którego uzależnienie było zbyt duże, abym mogła je pokonać. Stał się moją codziennością, bez znaczenia jakie relacje mieliśmy. Myśl o byciu w jego towarzystwie, dzielenie się dniem - czy dobrym, czy złym. Zabijał mnie fakt, że to koniec.
Uroczystość pogrzebowa zakończyła się. Ciało Ashton'a zostało umieszczone w grobie, przy którym stałam. Zaczerwienione oczy, w których ledwo widać było tęczówki czytały po raz enty wygrawerowany napis "RIP". Ciężko przełknęłam ślinę, znowu zaciągając kilka razy nosem.
To wszystko moja wina, tylko i wyłącznie moja. Jego śmierć nie miałaby miejsca, gdyby nie nasze spotkanie. Ja miałam tam zginąć. Przyszedł tam, żeby mnie uratować. Oddał za mnie swoje własne życie. Na moich oczach umierał.
Nigdy sobie tego nie wybaczę.
"Chciałem cię chronić, będąc twoim cieniem..."
Najbardziej bolesne słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam w swoim życiu. Ostatnie słowa.
Ponownie rozpłakałam się. Ashton pozostanie w mojej pamięci już na zawsze. Nie wyrzucę go z mojej głowy, żadnej rzeczy z nim związanej. Nie chcę.
- Caitlin... - usłyszałam za swoimi plecami głos Michael'a.
Wstałam z miejsca, otrzepując swoje spodnie z piachu. Odwróciłam się w stronę ciemnowłosego, którego wyraz twarzy był jak najbardziej adekwatny do całego nastroju panującego w tym miejscu. Patrzył na mnie ze smutkiem, spoglądając co chwilę w tył, na grób swojego przyjaciela. Przytłaczały go emocje. Miałam ochotę znów przeprosić Michael'a za wydarzenia, które wynikły z mojego powodu, ale wiedziałam, że nie miał ochoty ich słuchać. Kolejny raz powiedziałby "to nie twoja wina", chociaż wydawało mi się, że wcale tak nie uważał. Nienawidził mnie, tak samo, jak reszta. Zabrałam członka ich rodziny, brata, najlepszego przyjaciela, osobę, dla której rzucili całe swoje prywatne życie. Nie mogli więc tak po prostu odpowiedzieć "W porządku, jest okej", bo było to kłamstwem.
- Nie płacz, proszę... - mruknął cicho, kiedy spuściłam wzrok.
- To już koniec, Cait - wtrącił Luke, wzruszając ramionami - Odzyskałaś wolność, będziesz mogła wrócić do normalności - objął mnie, mówiąc opanowanym głosem.
- Widzisz Luke... - zdjęłam jego rękę z mojego ramienia. Odwróciłam się w stronę nagrobku Ashton'a, a następnie spojrzałam ponownie na dane z płyty grobowej. - Problem tkwi w tym, że ja nie chcę mojej dawnej normalności, bo stał się nią Ashton. Wraz z nim nadeszły pewne zmiany. Moją zwykłością i codziennością zaczął być on, a teraz... teraz on zniknął, ale reszta została. Jednak to nie współgra bez niego, rozumiecie? Cały mój świat legł w gruzach, straciłam życie, które miałam - westchnęłam, wracając wzrokiem do przyjaciół Irwin'a.
- Przestań! - zganił mnie delikatnie - Żyjesz, więc wszystko ułoży się, tak, jak powinno.
Zaśmiałam się.
- Nie... - pokręciłam głową - Myślisz, że zginąć można tylko od broni? - zapytałam, po czym sama udzieliłam odpowiedzi - Nie. Czasami nie potrzeba pistoletu albo noża, żeby kogoś zabić. W niektórych sytuacjach wystarczy zwykłe "Żegnaj".
Popatrzyłam w górę. Chmury przesuwały się w szybkim tempie po niebie. Pogoda dopisywała, nie komponując się z motywem pogrzebowym. Ale kto o nią dbał w takiej sytuacji?
Kątem oka uchwyciłam ciemny zarys postaci na dalekim wzgórzu. Cała scena wyglądała, jakby ktoś podróżował do nieba. Odchodził. Niewielki cień przemknął przez trawnik na górce, a później zniknął wraz z konturami. Przywidzenia? Możliwe. Pozwoliły mi one jednak ostatecznie pogodzić się ze śmiercią Ashton'a. Kąciki moich ust uniosły się, a ostatnie łzy spłynęły po moich policzkach.
Przegrałeś część swojej egzystencji,
w wojnie przeciwko samemu sobie.
Oh, światła...
rozświetlają światła smutku,
mówią ci, że czas już odejść.
_________________________________________________________
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!! Słyszycie mój płacz, krzyk i wszystko inne?! TO KONIEC! KONIEC KONIEC KONIEC CIENIA OMFG. Nie sądziłam, że to będzie tak boleć, ale... boli! Mimo że zagwarantowałam drugą część o której będę więcej pisała niżej to.. czuję pustkę.
No cóż... nie mogę powiedzieć, że nie jestem nieco smutna z powodu wczorajszych wiadomości, jakie podostawałam i chodzi mi głównie o te anonimowe na asku. Rozumiem, że Wam nie spodobał się koniec, ale to naprawdę powód, żeby aż tak mnie 'nienawidzić' ?
Chodzi o to, że... to jest moje opowiadanie i to ja decyduję, jak ono wygląda. Gdybym pisała je pod każdą Waszą prośbę czy byłoby ono zaskakujące? Fajne? Nie, nie sądzę. Byłoby nudne i przewidywalne. Najbardziej zabolało mnie to, że po rozdziale, od razu kilka osób z Was skreśliło Pułapkę. Czytaliście rozdział 22 Cienia? Bo właśnie potraktowaliście drugą część tak samo, jak ludzie potraktowali Ashton'a. Wiem, to głupie brać przykład z fanfic'a, ale to co napisałam w tamtym rozdziale jest prawdziwe. Niektórzy ocenili "książkę po okładce". Skąd wiecie, jak będzie wyglądała Pułapka? Nie znacie nawet fabuły, a już ją skreślacie, bo Ashton sobie nie żyje. Nawet nie wiecie, co mam w planach, ale już i tak jest to złe. Trochę mi przykro. Oczywiście nie jest to skierowane do wszystkich, ani do tych osób, których reakcje wywołane były automatycznie.
Oczywiście, jeśli ktoś nie chce czytać drugiej części - Nie zmuszam. To Wasza wola.
Przechodząc do przyjemniejszej części, czyli do najwspanialszych czytelników Cienia pod słońcem.
To opowiadanie zawsze będzie znaczyło dla mnie wiele dzięki Wam. Sprawiliście, że w pewnym stopniu zaczęłam wierzyć w siebie, poczułam się potrzebna.. no i lubiana lol chociaż trochę, bo lubicie mnie prawda? haha! Dziękuję Wam, że daliście mi szansę na rozwinięcie skrzydeł, że mogłam pokazać Wam co potrafię. Dziękuję, że weszliście na tego bloga i przeczytaliście jeden rozdział, a następnie czytaliście dalej. Tym co weszli i wyszli też w sumie dziękuję. Dziękuję za wszystkie tweety, wiadomości i komentarze, które od Was dostałam. Wywoływaliście na mojej twarzy uśmiech non stop - nadal to robicie! Byliście moją odskocznią od problemów.
Możecie sobie gratulować, bo to głównie Wy przyczyniliście się do kontynuacji Cienia. Zapewne skończyłabym go po 10tym rozdziale, gdyby nie Wasze prośby i pytania o następne rozdziały.
Wspaniale było poznać tak cudownych ludzi jakimi jesteście Wy. Czułam się niesamowicie mogąc z Wami rozmawiać. Nawiązaliśmy fajną relację za którą również Wam dziękuję. Zawsze będziecie dla mnie ważni.
Poza tym - wczoraj pobiliśmy wszystkie możliwe rekordy. Około 400 osób online, ponad 300 komentarzy oraz 22 tysiące wejść w ciągu 24h oraz numer 1 w trendach polskich > #CIEŃFINAŁ. Nawet nie wiecie ile dla mnie to wszystko znaczy. Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Chciałabym również podziękować całej ekipie Cienia, która przyczyniała się do różnych rzeczy.
- Marcie i Dagmarze (horansplash & ashxt0nlove) za prowadzenie CIEŃNEWS
- Role-Playerom (niestety nie znam wszystkich imion i nicków) za prowadzenie kont i odwalanie świetnej roboty.
- Marysi (irwinxhat) za okładki, headery oraz ogólną grafikę.
- Wszystkim szabloniarniom oraz szabloniarkom, które sprawiły, że blog wyglądał niesamowicie!
- Kamili oraz Kasi (CarmeLove17 & ThatKatherina) za nagrywanie cover'ów oraz zgodę na ich użycie. (Chyba w końcu żadnego nie użyłam, ale zrobię to w drugiej części, calm down)
- Dziewczynom z fanpejdża Cień fanfiction za założenie oraz prowadzenie.
- Założycielce grupy Cień/Cieńfamily.
- Ali (alicee_ok) Wiktorii (oskija) Ani (besidexclifford) Agacie (awmyclifford) za pomoc w muzyce, inspiracji i rozdziałach.
- Marcie jeszcze raz (horansplash) za całokształt.
- Sylwii (GladYouCame_xx) za motywację i ogrom wsparcia.
- Autorce genialnego zwiastunu Cienia i już niedługo zwiastunu Pułapki - @sekjut
- Tobie za to, że tutaj wszedłeś/aś i zostałeś/aś ze mną.
- Fanpejdżom - 5 seconds of summer Poland, Ashton Irwin Polska, 5 seconds of summer Fanfiction PL.
- Jeszcze raz Tobie
- Wszystkim polecającym Cienia.
- I Tobie
- Katalogom za przyjęcie.
- Oh i Tobie drogi czytelniku!
- Tobie, Tobie, Tobie, bo czytelnicy byli największą i najważniejszą zbiorowością tutaj! x
Robię dzisiaj livestream, czyli o dokładnie 13.00, powiem może coś na temat Pułapki, dam jakieś hinty etc. Pogadamy też o innych rzeczach. Jeśli ktoś jest zainteresowany LINK > KLIK Zapraszam serdecznie.
Pułapka będzie na tym blogu. Wattpad > KLIK Prolog - 20 sierpnia.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko, KOCHAM WAS!
niedziela, 27 lipca 2014
Rozdział 46 #CIEŃFINAŁ
* W rozdziale występują sceny śmierci (Nie są jakoś drastycznie opisane, ale zwracam tylko na to uwagę)
Mjuzik : <KLIK>
Caitlin's POV
Stałam pośród ciemnego lasu, nie wiedząc kompletnie gdzie byłam. Prawdopodobnie zbliżała się noc. Nie widziałam niczego poza obfitującymi w liście drzewami. Żadna droga nie wydawała mi się znajoma podczas podróży w to miejsce.
Calum wrócił do przytomności, jednak Logan i Connor nie zamierzali dać mu spokoju. Zadawali brunetowi liczne ciosy, popychali go i pośpieszali. Idąc z nim pod ramię, zauważyłam, że jego nos oraz skroń silnie krwawią. Nie oznaczało to niczego dobrego - same kłopoty.
Calum nie zdołałby utrzymać się sam na nogach. Jego stan pogarszał się, a moje przerażenie wzrastało. Doznał silnego urazu głowy. Co, jeśli stało mu się coś poważnego?
Z nadzieją wyczekiwałam ratunku ze strony Ashton'a. Było mi wstyd, że w czasie naszej podróży przez mój umysł przeszła myśl, iż specjalnie zostawił mnie w mieszkaniu, żeby ułatwić Logan'owi sprawę. Od razu jednak ugryzłam się w język i wyzwałam od najgorszych. Jak mogłam coś takiego stwierdzić? Ashton nie byłby do tego zdolny. Logan zabił jego ojca, a poza tym - nie wystawiłby mu swojego najlepszego przyjaciela. Calum znaczył dla niego wiele, traktował go, jak brata.
Chciałam, aby wszystko dobiegło końca. Liczyłam w głębi duszy na szczęśliwe zakończenie tego całego wydarzenia, ale w pewnym sensie wiedziałam, że to nie nastąpi. Nie było możliwości ucieczki. Przed nami kroczył Logan, tuż obok Ticks, a tyły obstawiali dwaj uzbrojeni mężczyźni, ubrani na czarno. Noc była zimna, a nawet bardzo zimna. Miałam na sobie jedynie biały podkoszulek oraz szare dresowe spodnie. Moje ramiona co kilka minut pokrywały wyraźne dreszcze, ale czy ktoś zwracał na to uwagę? Nie. W tym przedsięwzięciu chodziło przecież o moje złe samopoczucie.
Mówiłam do Calum'a cicho, błagając, aby pozostał przytomny. Sprawdzałam jego puls, który ledwo wyczuwałam. Widząc, jak jego powieki opadają, obleciał mnie strach. Nie byliśmy bliskimi sobie osobami, ani bratnimi duszami, ale na pewno nie chciałam, żeby stała się temu chłopakowi krzywda. Był jednym z przyjaciół Ashton'a, którzy wiele dla mnie zrobili. To on uratował mnie, kiedy zostałam porwana. Dzięki niemu trafiłam do szpitala i przeżyłam. Zależało mi więc na jego przetrwaniu.
Zatrzymaliśmy się nieopodal starego tartaku. Wyglądał na nieodwiedzany od kilku dobrych lat. Mężczyźni otoczyli nas, tworząc krąg. Staliśmy na środku. Podtrzymywałam Calum'a, który brał ciężkie wdechy. Mimo to, cieszyłam się, że po prostu żyje.
Logan wysunął swoją dłoń na wprost, posyłając Connor'owi znaczące spojrzenie.
- Proszę bardzo, rób swoje - oznajmił, unosząc brwi. Wyraził zgodę na coś, o czym do tej pory nie mieliśmy pojęcia. Gdy Connor wystąpił z kręgu, swoim ruchem dał nam do zrozumienia, co zamierza zrobić.
Ticks zdjął rękę Calum'a z mojego ramienia, po czym popchnął mnie prosto w ramiona Logan'a. Ten zacisnął dłonie na moich nadgarstkach, utrzymując mnie blisko siebie. Odwrócił mnie tak, abym stała tyłem do niego. Plecami uderzyłam o jego klatkę piersiową, kiedy mnie przyciągnął. Chciał, abym oglądała nadchodzące widowisko.
Calum padł na kolana, nie mogąc znaleźć czegokolwiek do oparcia swojego ciężaru. Słabł, co doskonale można było zauważyć. Connor natomiast miał to gdzieś. Właściwie, to działało na jego korzyść. Obchodziła go jedynie zemsta. To Calum był tym, który wyniósł mnie z budynku, obezwładniając Ticks'a. Dzięki niemu nie zostałam zabita, ani zgwałcona. On uderzył Connor'a. To właśnie za to brunet próbował się odegrać. Nie mógł znieść poprzedniej przegranej. Czuł potrzebę pokazania, co potrafi.
Ticks podszedł do utrzymującego się na kolanach Hood'a. Na jego twarzy pojawił się szeroki, pełny triumfu uśmiech. Sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyjął z niej kastet. Otworzyłam usta w geście przerażenia.
- Nie, nie, nie... - powtarzałam, stojąc niczym skamieniała. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie miało mieć miejsce.
Założywszy narzędzie na swoje palce, Connor nie czekał na ponaglenia czy okrzyki. Cisnął pięścią w brzuch Calum'a, a następnie w jego twarz. Powalił bruneta dwoma ciosami, ale i tak było to mało satysfakcjonujące. Nie zostawił go. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się, kiedy spostrzegłam, że przyjaciel Ashton'a nie wykonuje żadnych ruchów tylko przyjmuje zadawane mu ciosy, zapewne nieświadomie, z powodu braku przytomności. Siła Logan'a była nie do zdarcia. Connor nie przestawał. Odczuwałam jego uderzenia na własnym ciele. Znaczył głębokie cięcia na moim sercu, wewnątrz mnie. Ten widok był okropny, a myśl, że nie mogłam powstrzymać Connor'a - o wiele gorsza.
- Zostaw go! - wrzeszczałam desperacko - Zabijesz go!
W odpowiedzi otrzymałam zmieszane śmiechy Connor'a i Logan'a. Mój apel nie powstrzymywał ich, a motywował. Strach oraz cierpienie były niczym pokarm dla tych dwóch okrutnych ludzi; zaspokajałam ich głód. Nie potrafiłam przestać. Próbowałam opanować się, aby dawać im jak najmniej satysfakcji, aczkolwiek w takiej sytuacji było to niemożliwe.
- Dość! - wyszlochałam, patrząc na leżącego Calum'a, zalanego krwią. Szarpałam rękoma, ale na nic zdawała się moja aktywność.
W końcu Connor zaprzestał swoich ataków, jakby wylał z siebie całą złość, wyżywając się na Calumie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała przy głębokich oddechach. Pot spływał z jego czoła. Patrzył pogardliwie na Calum'a, jak na śmiecia, który znalazł się na właściwym miejscu. Splunął na chłopaka, chcąc jeszcze bardziej go poniżyć.
Logan puścił mnie, gdy Ticks zrobił kilka kroków w tył. Od razu udałam się do Calum'a. Klęknęłam obok niego i obróciłam jego ciało tak, żebym mógł leżeć na plecach. Sprawdziwszy jego tętno, które było wyczuwalne, zaczęłam wołać imię bruneta, by przywrócić go do przytomności. Calum nie odpowiadał. Powoli popadałam w rozpacz.
- Potwory - wyrzuciłam z siebie - Pieprzeni wariaci!
- Nie, kochanie... - odezwał się Ticks, szczerząc zęby - My tylko dajemy niektórym do zrozumienia, że rządzimy tym miastem - roześmiał się.
- Jesteś pewny, że wy? - zapytałam, unosząc brew.
Ambicje Connor'a wędrowały zdecydowanie za wysoko. Zbyt daleko do tytułu władcy miał zarówno on jak i Logan, ale chyba byłam pierwszą osobą, która starała się ich o tym uświadomić.
- Właśnie, Ticks - wtrącił Logan, podchodząc do swojego przyjaciela bliżej - Jesteś pewny, że my? - powtórzył moje pytanie, spoglądając na niego pełen ciekawości.
- Noooo... - zaciągał słowa i dukał zdezorientowany - A nie?
- Nie - odparł Logan, a na jego twarzy wymalowała się powaga, śmiertelna powaga.
Nagle usłyszałam słaby jęk Connor'a. Jego oczy rozszerzyły się. Z otwartych ust zaczęła lać się krew. Dopiero wtedy spostrzegłam, jak Fletcher ściska w ręku nóż, pobrudzony ciemno czerwoną cieczą. Ticks patrzył na Logan'a, którego zwał przyjacielem z zaskoczeniem, nie wiedząc, co i dlaczego wydarzyło się przed chwilą. Stłumiłam swój krzyk, zamykając usta dłońmi, zauważając co zrobił brunet. Patrzyłam, jak ciało Connor'a opadało na ziemię, nie dowierzając własnym oczom. Logan dźgnął nożem własnego przyjaciela. Wbił ostrze w jego klatkę piersiową. On umierał.
- Nigdy nie było żadnego "MY", Connor - szepnął Fletcher, oglądając śmierć bruneta - Dziękuję za wykonaną robotę, ale twój czas niestety dobiegł końca - oświadczył.
Logan szturchnął bruneta, a ten runął na ziemię. Jego oczy automatycznie zamknęły się. Myślałam, że to jakiś koszmar, nieśmieszny żart. To nie mogła być rzeczywistość. Powtarzałam sobie w głowie, że muszę być silna, ale z każdą minutą było coraz gorzej. Ten człowiek był niepoczytalny.
Nie potrafiłam oderwać wzroku od ciała martwego Connor'a. Zbierało mi się na wymioty; myślałam, że zemdleję. Doznawałam silnych zawrotów głowy. Chciałam zrozumieć tą całą grę, w której uczestniczyłam; dlaczego Logan krzywdził tyle osób. Tkwiłam w tym wszystkim sama. Miałam tylko swoje myśli, które nie stanowiły żadnej pomocy.
- A więc.. - odezwał się Logan - Co my tutaj mamy... - spojrzał na mnie, po czym na Calum'a - Szara myszka oraz ledwo żywy i niepotrzebny nikomu kundel, którego wykopali z domu - wymieniał rozbawiony.
Traktował nas, jak pionki w swojej głupiej zabawie. Torturował fizycznie jak i psychicznie. Doskonale znał nasze słabości i wiedział w jaki sposób nas pokonać. Czułam się bezradna i bezbronna. Mogłam się jedynie poddać.
Uszy każdego z nas niespodziewanie zarejestrowały głośny szelest liści, oznaczający czyjeś nadejście. Jako pierwsze zauważyłam czarne kozaki. Lustrując długie, szczupłe nogi, mój wzrok szedł w górę, aż dotarł do znajomej twarzy. Gina kroczyła powolnie w naszą stronę, patrząc obojętnie na każdego. Z uniesioną głową dołączyła do Logan'a. Nie mogłam uwierzyć, że byłam na tyle głupia i nie wpadłam na to, iż jest jego wtyczką. Posłałam dziewczynie spojrzenie pełne rozczarowania, na co odpowiedziała cmoknięciem ust.
- Co ty do diabła tutaj robisz? - zapytał wkurzony Logan - Miałaś pilnować Irwin'a! - krzyknął zirytowany jej obecnością.
- Nie martw się - dziewczyna odparła, siląc się na półuśmiech - Ashton jest tam, gdzie być powinien.
Jej słowa przyprawiły mnie o większą dawkę nerwów, jakbym miała ich nie wystarczająco mało. Nie miałam pojęcia, jak powinnam odebrać informację Giny. Co to miało w ogóle znaczyć? Skrzywdziła go? Zabiła? Modliłam się, aby moje przypuszczenia były błędne. Ashton musiał żyć, nie widziałam innej możliwości. Na pewno już był w drodze. Pozostało nam tylko czekać.
Gina podeszła do leżącego na ziemi Connor'a. Uniosła brwi, przyglądając się chłopakowi. Dotknęła go nogą, ale ani drgnął.
- Urządził sobie drzemkę? - zadała pytanie, wyraźnie zainteresowana jego sytuacją.
- Nie - Logan pokręcił głową - Zabiłem go - wzruszył ramionami, jakby śmierć najlepszego przyjaciela nie robiła mu różnicy. Właściwie, taka była prawda. Logan nigdy nie uważał Ticks'a za przyjaciela, co udowodnił swoim czynem. Relacje z ludźmi były przereklamowane i wymagały poświęceń więc każdemu człowiekowi nadawał taką samą rangę - kukiełki. Zdecydował, że Connor nie jest już potrzebny i wyeliminował go, aby dalej dążyć do zwycięstwa. Chory psychopata. Zbyt wysokie ambicje pochłonęły Fletcher'a do tego stopnia, że jego racjonalne myślenie przepadło.
Gina zmarszczyła brwi, jakby chciała zamaskować swoje zaskoczenie. Udała, że spodziewała się takiego zachowania po swoim współpracowniku, chociaż ja dobrze wiedziałam, że było inaczej. W jej oczach spostrzegłam złość, a także nienawiść. Może Connor był dla niej kimś ważnym? Nie wiem.
W tym samym momencie Calum odzyskał przytomność. Kasłał i pluł krwią przez kilka sekund. Podniósł się na rękach do pozycji siedzącej. Przysunęłam się do niego, obejmując jego barki ramionami. Całe moje ciało trzęsło się. W normalnych warunkach mogłabym stwierdzić, że powodem było zimno, ale odczuwałam strach, ogromny strach. Wraz z Hood'em czekaliśmy na to, co miało wydarzyć się dalej.
- Powiedz mi, Logan... - odezwała się Gina, całkiem opanowanym tonem - To Ashton zabił mojego chłopaka, tak? - spytała, krzyżując dłonie.
Logan uniósł brew, zaintrygowany pytaniem dziewczyny
- Mówiłem ci już, słońce - mruknął - Widziałem to na własne oczy - uśmiechnął się, puszczając jej oczko - Spokojnie, gdy tylko rozprawimy się z tą dwójką, zajmiemy się Cieniem - oświadczył, zwracając się ciałem w naszą stronę. Zadrżałam na widok jego ciemnych, pełnych mroku oczu.
- Tylko widzisz... - powiedziała Gina, nie odpuszczając tematu - Tak się składa, że rozmawiałam z nim dzisiaj - poinformowała brunetka - I brzmiał o wiele bardziej wiarygodnie, niż ty - warknęła, przyjmując obronną postawę.
Logan i Gina równocześnie sięgnęli swoimi dłońmi do kieszeni. Wyciągnąwszy pistolety, skierowali je wzajemnie na siebie, odbezpieczając. Dwaj mężczyźni będący z Fletcher'em również byli gotowi wystrzelić pociski w stronę dziewczynę, aczkolwiek ktoś skutecznie pozbawił ich takowej możliwości. Kule trafiły w rewolwery, które trzymali w dłoniach. Broń wypadła im z rąk. Zdezorientowani, zaczęli szukać wzrokiem napastnika ukrytego w lesie.
- Chyba nie sądziłeś, że będę na tyle głupia, aby przyjść tu sama - pokręciła głową z dezaprobatą Gina.
- Skarbie, po tobie można spodziewać się wszystkiego więc przyznaję, miałem taką nadzieję.
- Ty sukinsynu - szepnęła gniewnie - Zabiłeś Mark'a, tak samo, jak ojca Ashton'a! - wygarnęła mu, potrząsając bronią.
- Gi... każdy kiedyś musi umrzeć... - powiedział, nie zwracając uwagi na ból dziewczyny - A śmierć z moich rąk... to czysta przyjemność i zaszczyt.
Podczas ich zaciętej dyskusji, która nie miała końca, szukałam drogi ucieczki. Zawiesiłam rękę Calum'a na swoich barkach i podniosłam go. Ludzie Logan'a od razu zawiadomili go o moich ruchach, jednak nie mógł nic na to poradzić. Gina wciąż trzymała go na muszce. Gdyby tylko zdecydował się drgnąć, brunetka zastrzeliłaby go bez żadnych wahań czy wyrzutów sumienia. Wyglądała na zdeterminowaną. W dodatku na drzewie lub gdzieś w lesie znajdował się jej pomocnik. Kto wie, czy nie było ich dwóch lub trzech? A może cała grupa?
Wykorzystałam więc szansę, którą dała mi Gina, bo nie sprzeciwiała się naszemu odejściu i wraz z Calum'em skierowaliśmy się w stronę tartaku. Zatrzymaliśmy się tuż za żerdziami drewna, przygotowanymi prawdopodobnie na transport do fabryki. To dziwne, gdyż to miejsce naprawdę nie przypominało często odwiedzanego, ale przecież nie miałam czasu na dłuższe zastanawianie się nad historią tartaku. Oparłam zranionego Calum'a o świeżo ścięty pień drzewa plecami. Jego słaby oddech bardzo mnie martwił. Grymas na jego twarzy dawał mi do zrozumienia, że cierpi. Gładził ręką brzuch, sycząc z bólu. Powtarzał, że nic mu nie jest, ale to kłamstwo było mi za dobrze znane, abym mogła w nie uwierzyć.
Złapałam dłońmi koniec materiału jego koszulki, a następnie ubranie w celu sprawdzenia obrażeń. To, co zobaczyłam, spowodowało kolejne zawroty w mojej głowie oraz pisk. Pięknie wyrzeźbiony brzuch szpeciły wyraźne i głębokie rozcięcia. Idealnie opalona skóra Calum'a zalana była krwią. Miałam nadzieję, że jego kości są całe i zdrowe. Sądząc po jego ciężkim oddechu, mogłam podejrzewać połamane żebra. On musiał jak najszybciej dostać się do szpitala.
Czerwona ciecz spływała także po twarzy bruneta. Pogładziłam jego policzek, delikatnie oglądając twarz. Spojrzał na mnie nieco zaskoczony, jakby nie spodziewał się takiej troski z mojej strony.
- Co? - zapytałam.
- Nic... - burknął, zdejmując moją dłoń - Sprawdź, jak wygląda sytuacja - poprosił - A potem pójdziemy do lasu, od drugiej strony - przedstawił swój plan, na co skinęłam i wykonałam jego prośbę.
Zbliżyłam się do drewnianej ściany tartaku. Wychyliłam się, obserwując sytuację. Starałam się również usłyszeć, o czym dyskutowali Gina wraz z Logan'em. Przymrużyłam oczy, aby wyostrzyć obraz i wyciszyłam się.
Zza krzaków wyszli dwaj kolejni mężczyźni. Jeden z nich ubrany na czarno, jak ludzie Logan'a - prowadził drugiego - niższego, najwyraźniej przyjaciela Giny, bo widząc go, dziewczyna przeraźliwie krzyknęła. Cofnęła się, jakby Logan wystraszył ją swoją przebiegłością.
- Myślałaś, że wziąłem ze sobą tylko tych dwóch? - spytał - Idiotka - prychnął - Czas na ciebie Gina. Miło było popatrzeć jak wkopujesz własnych znajomych - zaśmiał się. Jego ludzie podnieśli swoją broń, celując w dziewczynę. Odbezpieczyli pistolety. - Oh, tak "ps", zabijałem twojego chłoptaska z taką samą przyjemnością, z jaką właśnie teraz moi znajomi zabiją ciebie - oświadczył.
Rozległy się strzały.
Patrzyłam na tragedię niczym zahipnotyzowana. Horror? Mało powiedziane. Nigdy w życiu nie przechodziłam przez coś tak strasznego. Brunetka padła na ziemię, a ja odczułam skurcze blisko serca, a może nawet i w sercu. Emocje, które mi towarzyszyły były ogromne. Myślałam, że za moment dostanę zawału. Jeśli ktokolwiek opowiedziałby wszystko, co tutaj widziałam - ciężko byłoby mi uwierzyć. Jednak to działo się naprawdę. Wydarzenia były prawdziwe. Zapierające dech w piersiach, okrutne i obrzydliwe, ale prawdziwe.
Biegiem wróciłam do Calum'a. Pomagając mu wstać, w skrócie opowiedziałam, co takiego wydarzyło się, gdy spytał mnie o strzały. Jąkałam się, nie mogłam znaleźć słów, a kiedy odszukałam je - nie chciały przejść przez moje gardło. Jakimś cudem, udało nam się porozumieć i dogadać. Ruszyliśmy za tartak, idąc w stronę lasu. To właśnie tam mieliśmy szansę na ucieczkę lub chociaż na zgubę. Zyskalibyśmy wtedy na czasie.
W połowie drogi usłyszałam syreny alarmowe. Policja była blisko, ktoś ją zawiadomił. Poczułam ulgę, nie mogłam się doczekać momentu, w którym funkcjonariusze nas znajdą i nareszcie będziemy bezpieczni.
Chciałam teraz pojechać do ciotki Eleanor. Przytulić się do niej, powiedzieć jak bardzo ją kocham i jak ważna jest dla mnie. Została moją ostatnią rodziną w Sydney, nasza więź była specjalna. Później zadzwoniłabym do Cassie, aby wyznać jej, że podczas walki o swoje życie myślałam o niej, ponieważ wiele dla mnie znaczy. Moim marzeniem było również znaleźć się w objęciach Ashton'a i usłyszeć jego głos.
Niespodziewanie coś przemknęło po mojej nodze, rozcinając skórę. Zawyłam, potykając się. Ból przeszył moje ciało. Struga krwi rozlała się na nodze, a także moich zniszczonych spodniach. Calum zdołał utrzymać się o własnych siłach, gdy moja dłoń automatycznie dotknęła zranionego miejsca. Odwróciliśmy się. Logan stał kilka metrów dalej, kręcąc głową przecząco. W dłoni ściskał rewolwer.
- Mała, naiwna Caitlin Teasel - krzyknął, widząc ból w moich oczach - Serio? Wydawało ci się, że drugi raz pozwolę ci uciec? - spytał, nie oczekując mojej odpowiedzi - Skończę to, co zacząłem, jeśli pozwolisz - oznajmił, podnosząc broń.
Moje serce zatrzymało się na widok wycelowanego we mnie pistoletu. Nie miałam dokąd uciec, nie mogłam się ukryć. To był mój koniec. Żałowałam jedynie, że wyglądał on tak żałośnie. Gdybym miała możliwość, na pewno wybrałabym zupełnie inny rodzaj śmierci, ale przede wszystkim pożegnałabym się z tymi, którzy wiele dla mnie znaczyli. Moja historia zostałaby wtedy zakończona. W takich okolicznościach nie było mowy o jakichkolwiek pożegnaniach. Pozostało mi jedynie wyobrażać sobie cierpienie przyjaciół i rodziny; zapłakaną Cassie na wiadomość o moim pogrzebie; pełną depresji ciotkę Eleanor, która musiałaby zadbać o całą uroczystość, zaskoczonych znajomych z dawnej szkoły oraz dalszą rodzinę i jej smutek.
Przełknęłam ślinę i pozwoliłam łzom na swobodne spłynięcie po moich policzkach. Strach odszedł, jakbym mentalnie przygotowała się na koniec mojego życia. Nie zamierzałam karmić Logan'a swoim przerażeniem czy motywować go do działania. Pogodziłam się z przegraną i byłam gotowa na odejście. Czekałam cierpliwie, aż pociągnie za spust, a kula uderzy prosto w moje serce. Wolałam zginąć, niż patrzeć jak pozostali giną przeze mnie.
- Nawet się nie waż bydlaku - usłyszałam głos mojego anioła, o który błagałam od samego początku.
Ashton wyszedł zza drzew w towarzystwie uzbrojonego Hemmings'a. W duszy skakałam ze szczęścia, widząc pomoc. Michael pojawił się obok, ratując Calum'a od upadku. Podał mi pistolet, w razie potrzeby, chociaż i tak był pewien, że takowa nie nastąpi. Poklepał mnie po ramieniu, pytając cicho, czy jestem cała. Przytaknęłam, wracając wzrokiem do Logan'a.
- Policja już tu jest - oświadczył Ashton - Co teraz zamierzasz gnoju?
Luke, widząc stan Calum'a natychmiast powędrował do niego, dopytując się o szczegóły. Cały czas kontrolował kątem oka sytuacje, co by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Ashton zaciskał swoje dłonie w pięści, próbując się kontrolować. Zmuszał się do spokoju. Wiedział, że jest tutaj policja, która zajmie się Logan'em. Rozumiał, że musi się zmienić, a to miał być jego pierwszy krok. Zachowanie spokoju, co da mu tylko i wyłącznie przewagę.
Kąciki ust Logan'a uniosły się, tworząc tajemniczy, a zarazem niebezpieczny uśmiech.
- Nie rozumiem, co cię tak bawi Fletcher? Fakt, że za moment będziesz błagał o litość, czy może to, że skończysz w pudle? - wtrącił Michael, zadając arogancko pytanie.
- Chętnie ci powiem, Clifford - zwrócił się do ciemnowłosego, którego kolorowe pasemka zanikły z powodu braku większego światła. Wyszczerzył się. - Zamierzałem zabić dziś kochaniutką Caitlin... - mówił, udając zastanowienie - Ale nastąpiła zmiana planów.
- O czym ty mówisz do cholery, pajacu? - wykrztusił z siebie Calum.
- Mówię o kimś, kto jest ważniejszy niż jakaś niska, wkurzająca suka - warknął - Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że wpadłeś Ashton - rzucił, zmieniając swój cel.
Wstrzymany oddechy.
Strzały.
Jeden.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Piąty....
A za nimi kolejne.
Calum pociągnął mnie za rękę w dół. Upadłam, chowając głowę, jak rozkazał. Przez chwilę ostrzeliwali się wzajemnie, gdy Logan rozpoczął swój atak. Bicie mojego serca nienaturalnie przyśpieszyło. Miałam ochotę krzyczeć, błagać, aby przestali. Zatkałam uszy, żeby uciszyć strzały. Nie wytrzymywałam napięcia. Podniosłam głowę, kiedy dźwięki strzałów pojawiały się coraz rzadziej.Wszystkie kule, pędzące z prędkością światła w kierunku Logan'a nie dotarły do określonego celu. Luke oraz Michael pudłowali. Fletcher zdążył dość szybko z naszego pola widzenia. Nie wiedzieliśmy dlaczego tak prędko zwiał, dopóki nie usłyszeliśmy syknięcia z lewej strony.
Dwa pociski.
Aż dwa pociski wylądowały w klatce piersiowej Ashton'a.
Krzyk.
Mój krzyk, a nawet wrzask. Paniczny wrzask, desperackie wołanie i szloch. Jego szeroko otwarte oczy spotkały się z moimi. Moje serce pękało. To się działo naprawdę. Umięśnione ciało cofnęło się o kilka kroków, a później powoli spadało, aż dotknęło zazielenionego podłoża na moich oczach. Łzy niepohamowanie spływały po moich policzkach. Odtwarzałam w głowie tylko jedno słowo - Zwariowałam. Chciałam zwariować, chciałam, żeby to był pieprzony sen, z którego za moment miałam się wybudzić.
Wpadłam w histerię. Rzuciłam się do biegu, ale powstrzymał mnie Michael, obejmując ramionami. Pragnęłam być obok Ashton'a, właśnie teraz, ale jego przyjaciel powstrzymywał mnie. Nie wiedziałam dlaczego, może sam doznał szoku. Jego oczy załzawiły się. Patrzył na blondyna tym samym spojrzeniem, co ja - pełnym bólu.
- Caitlin - usłyszałam cichy szept Ashton'a.
Moje wargi drżały. Oddech zatrzymał się na kilka sekund.
- Nie rób mi tego, proszę - odpowiedziałam, czując jak w środku moja dusza zamyka się, zanika.
- Chcia.. Chcia.. - dukał, a moje serce rozrywało się - Chciałem cię chronić, będąc twoim cieniem... - wymamrotał, następnie kaszląc - Przepraszam...
Powieki Ashton'a opadły.
Odszedł.
________________________________________________
Wiem, pójdę do piekła.
ps. Pamiętajcie, że jutro epilog koło 12-13!
Kocham Was..... xx
Mjuzik : <KLIK>
Caitlin's POV
Stałam pośród ciemnego lasu, nie wiedząc kompletnie gdzie byłam. Prawdopodobnie zbliżała się noc. Nie widziałam niczego poza obfitującymi w liście drzewami. Żadna droga nie wydawała mi się znajoma podczas podróży w to miejsce.
Calum wrócił do przytomności, jednak Logan i Connor nie zamierzali dać mu spokoju. Zadawali brunetowi liczne ciosy, popychali go i pośpieszali. Idąc z nim pod ramię, zauważyłam, że jego nos oraz skroń silnie krwawią. Nie oznaczało to niczego dobrego - same kłopoty.
Calum nie zdołałby utrzymać się sam na nogach. Jego stan pogarszał się, a moje przerażenie wzrastało. Doznał silnego urazu głowy. Co, jeśli stało mu się coś poważnego?
Z nadzieją wyczekiwałam ratunku ze strony Ashton'a. Było mi wstyd, że w czasie naszej podróży przez mój umysł przeszła myśl, iż specjalnie zostawił mnie w mieszkaniu, żeby ułatwić Logan'owi sprawę. Od razu jednak ugryzłam się w język i wyzwałam od najgorszych. Jak mogłam coś takiego stwierdzić? Ashton nie byłby do tego zdolny. Logan zabił jego ojca, a poza tym - nie wystawiłby mu swojego najlepszego przyjaciela. Calum znaczył dla niego wiele, traktował go, jak brata.
Chciałam, aby wszystko dobiegło końca. Liczyłam w głębi duszy na szczęśliwe zakończenie tego całego wydarzenia, ale w pewnym sensie wiedziałam, że to nie nastąpi. Nie było możliwości ucieczki. Przed nami kroczył Logan, tuż obok Ticks, a tyły obstawiali dwaj uzbrojeni mężczyźni, ubrani na czarno. Noc była zimna, a nawet bardzo zimna. Miałam na sobie jedynie biały podkoszulek oraz szare dresowe spodnie. Moje ramiona co kilka minut pokrywały wyraźne dreszcze, ale czy ktoś zwracał na to uwagę? Nie. W tym przedsięwzięciu chodziło przecież o moje złe samopoczucie.
Mówiłam do Calum'a cicho, błagając, aby pozostał przytomny. Sprawdzałam jego puls, który ledwo wyczuwałam. Widząc, jak jego powieki opadają, obleciał mnie strach. Nie byliśmy bliskimi sobie osobami, ani bratnimi duszami, ale na pewno nie chciałam, żeby stała się temu chłopakowi krzywda. Był jednym z przyjaciół Ashton'a, którzy wiele dla mnie zrobili. To on uratował mnie, kiedy zostałam porwana. Dzięki niemu trafiłam do szpitala i przeżyłam. Zależało mi więc na jego przetrwaniu.
Zatrzymaliśmy się nieopodal starego tartaku. Wyglądał na nieodwiedzany od kilku dobrych lat. Mężczyźni otoczyli nas, tworząc krąg. Staliśmy na środku. Podtrzymywałam Calum'a, który brał ciężkie wdechy. Mimo to, cieszyłam się, że po prostu żyje.
Logan wysunął swoją dłoń na wprost, posyłając Connor'owi znaczące spojrzenie.
- Proszę bardzo, rób swoje - oznajmił, unosząc brwi. Wyraził zgodę na coś, o czym do tej pory nie mieliśmy pojęcia. Gdy Connor wystąpił z kręgu, swoim ruchem dał nam do zrozumienia, co zamierza zrobić.
Ticks zdjął rękę Calum'a z mojego ramienia, po czym popchnął mnie prosto w ramiona Logan'a. Ten zacisnął dłonie na moich nadgarstkach, utrzymując mnie blisko siebie. Odwrócił mnie tak, abym stała tyłem do niego. Plecami uderzyłam o jego klatkę piersiową, kiedy mnie przyciągnął. Chciał, abym oglądała nadchodzące widowisko.
Calum padł na kolana, nie mogąc znaleźć czegokolwiek do oparcia swojego ciężaru. Słabł, co doskonale można było zauważyć. Connor natomiast miał to gdzieś. Właściwie, to działało na jego korzyść. Obchodziła go jedynie zemsta. To Calum był tym, który wyniósł mnie z budynku, obezwładniając Ticks'a. Dzięki niemu nie zostałam zabita, ani zgwałcona. On uderzył Connor'a. To właśnie za to brunet próbował się odegrać. Nie mógł znieść poprzedniej przegranej. Czuł potrzebę pokazania, co potrafi.
Ticks podszedł do utrzymującego się na kolanach Hood'a. Na jego twarzy pojawił się szeroki, pełny triumfu uśmiech. Sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyjął z niej kastet. Otworzyłam usta w geście przerażenia.
- Nie, nie, nie... - powtarzałam, stojąc niczym skamieniała. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie miało mieć miejsce.
Założywszy narzędzie na swoje palce, Connor nie czekał na ponaglenia czy okrzyki. Cisnął pięścią w brzuch Calum'a, a następnie w jego twarz. Powalił bruneta dwoma ciosami, ale i tak było to mało satysfakcjonujące. Nie zostawił go. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się, kiedy spostrzegłam, że przyjaciel Ashton'a nie wykonuje żadnych ruchów tylko przyjmuje zadawane mu ciosy, zapewne nieświadomie, z powodu braku przytomności. Siła Logan'a była nie do zdarcia. Connor nie przestawał. Odczuwałam jego uderzenia na własnym ciele. Znaczył głębokie cięcia na moim sercu, wewnątrz mnie. Ten widok był okropny, a myśl, że nie mogłam powstrzymać Connor'a - o wiele gorsza.
- Zostaw go! - wrzeszczałam desperacko - Zabijesz go!
W odpowiedzi otrzymałam zmieszane śmiechy Connor'a i Logan'a. Mój apel nie powstrzymywał ich, a motywował. Strach oraz cierpienie były niczym pokarm dla tych dwóch okrutnych ludzi; zaspokajałam ich głód. Nie potrafiłam przestać. Próbowałam opanować się, aby dawać im jak najmniej satysfakcji, aczkolwiek w takiej sytuacji było to niemożliwe.
- Dość! - wyszlochałam, patrząc na leżącego Calum'a, zalanego krwią. Szarpałam rękoma, ale na nic zdawała się moja aktywność.
W końcu Connor zaprzestał swoich ataków, jakby wylał z siebie całą złość, wyżywając się na Calumie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała przy głębokich oddechach. Pot spływał z jego czoła. Patrzył pogardliwie na Calum'a, jak na śmiecia, który znalazł się na właściwym miejscu. Splunął na chłopaka, chcąc jeszcze bardziej go poniżyć.
Logan puścił mnie, gdy Ticks zrobił kilka kroków w tył. Od razu udałam się do Calum'a. Klęknęłam obok niego i obróciłam jego ciało tak, żebym mógł leżeć na plecach. Sprawdziwszy jego tętno, które było wyczuwalne, zaczęłam wołać imię bruneta, by przywrócić go do przytomności. Calum nie odpowiadał. Powoli popadałam w rozpacz.
- Potwory - wyrzuciłam z siebie - Pieprzeni wariaci!
- Nie, kochanie... - odezwał się Ticks, szczerząc zęby - My tylko dajemy niektórym do zrozumienia, że rządzimy tym miastem - roześmiał się.
- Jesteś pewny, że wy? - zapytałam, unosząc brew.
Ambicje Connor'a wędrowały zdecydowanie za wysoko. Zbyt daleko do tytułu władcy miał zarówno on jak i Logan, ale chyba byłam pierwszą osobą, która starała się ich o tym uświadomić.
- Właśnie, Ticks - wtrącił Logan, podchodząc do swojego przyjaciela bliżej - Jesteś pewny, że my? - powtórzył moje pytanie, spoglądając na niego pełen ciekawości.
- Noooo... - zaciągał słowa i dukał zdezorientowany - A nie?
- Nie - odparł Logan, a na jego twarzy wymalowała się powaga, śmiertelna powaga.
Nagle usłyszałam słaby jęk Connor'a. Jego oczy rozszerzyły się. Z otwartych ust zaczęła lać się krew. Dopiero wtedy spostrzegłam, jak Fletcher ściska w ręku nóż, pobrudzony ciemno czerwoną cieczą. Ticks patrzył na Logan'a, którego zwał przyjacielem z zaskoczeniem, nie wiedząc, co i dlaczego wydarzyło się przed chwilą. Stłumiłam swój krzyk, zamykając usta dłońmi, zauważając co zrobił brunet. Patrzyłam, jak ciało Connor'a opadało na ziemię, nie dowierzając własnym oczom. Logan dźgnął nożem własnego przyjaciela. Wbił ostrze w jego klatkę piersiową. On umierał.
- Nigdy nie było żadnego "MY", Connor - szepnął Fletcher, oglądając śmierć bruneta - Dziękuję za wykonaną robotę, ale twój czas niestety dobiegł końca - oświadczył.
Logan szturchnął bruneta, a ten runął na ziemię. Jego oczy automatycznie zamknęły się. Myślałam, że to jakiś koszmar, nieśmieszny żart. To nie mogła być rzeczywistość. Powtarzałam sobie w głowie, że muszę być silna, ale z każdą minutą było coraz gorzej. Ten człowiek był niepoczytalny.
Nie potrafiłam oderwać wzroku od ciała martwego Connor'a. Zbierało mi się na wymioty; myślałam, że zemdleję. Doznawałam silnych zawrotów głowy. Chciałam zrozumieć tą całą grę, w której uczestniczyłam; dlaczego Logan krzywdził tyle osób. Tkwiłam w tym wszystkim sama. Miałam tylko swoje myśli, które nie stanowiły żadnej pomocy.
- A więc.. - odezwał się Logan - Co my tutaj mamy... - spojrzał na mnie, po czym na Calum'a - Szara myszka oraz ledwo żywy i niepotrzebny nikomu kundel, którego wykopali z domu - wymieniał rozbawiony.
Traktował nas, jak pionki w swojej głupiej zabawie. Torturował fizycznie jak i psychicznie. Doskonale znał nasze słabości i wiedział w jaki sposób nas pokonać. Czułam się bezradna i bezbronna. Mogłam się jedynie poddać.
Uszy każdego z nas niespodziewanie zarejestrowały głośny szelest liści, oznaczający czyjeś nadejście. Jako pierwsze zauważyłam czarne kozaki. Lustrując długie, szczupłe nogi, mój wzrok szedł w górę, aż dotarł do znajomej twarzy. Gina kroczyła powolnie w naszą stronę, patrząc obojętnie na każdego. Z uniesioną głową dołączyła do Logan'a. Nie mogłam uwierzyć, że byłam na tyle głupia i nie wpadłam na to, iż jest jego wtyczką. Posłałam dziewczynie spojrzenie pełne rozczarowania, na co odpowiedziała cmoknięciem ust.
- Co ty do diabła tutaj robisz? - zapytał wkurzony Logan - Miałaś pilnować Irwin'a! - krzyknął zirytowany jej obecnością.
- Nie martw się - dziewczyna odparła, siląc się na półuśmiech - Ashton jest tam, gdzie być powinien.
Jej słowa przyprawiły mnie o większą dawkę nerwów, jakbym miała ich nie wystarczająco mało. Nie miałam pojęcia, jak powinnam odebrać informację Giny. Co to miało w ogóle znaczyć? Skrzywdziła go? Zabiła? Modliłam się, aby moje przypuszczenia były błędne. Ashton musiał żyć, nie widziałam innej możliwości. Na pewno już był w drodze. Pozostało nam tylko czekać.
Gina podeszła do leżącego na ziemi Connor'a. Uniosła brwi, przyglądając się chłopakowi. Dotknęła go nogą, ale ani drgnął.
- Urządził sobie drzemkę? - zadała pytanie, wyraźnie zainteresowana jego sytuacją.
- Nie - Logan pokręcił głową - Zabiłem go - wzruszył ramionami, jakby śmierć najlepszego przyjaciela nie robiła mu różnicy. Właściwie, taka była prawda. Logan nigdy nie uważał Ticks'a za przyjaciela, co udowodnił swoim czynem. Relacje z ludźmi były przereklamowane i wymagały poświęceń więc każdemu człowiekowi nadawał taką samą rangę - kukiełki. Zdecydował, że Connor nie jest już potrzebny i wyeliminował go, aby dalej dążyć do zwycięstwa. Chory psychopata. Zbyt wysokie ambicje pochłonęły Fletcher'a do tego stopnia, że jego racjonalne myślenie przepadło.
Gina zmarszczyła brwi, jakby chciała zamaskować swoje zaskoczenie. Udała, że spodziewała się takiego zachowania po swoim współpracowniku, chociaż ja dobrze wiedziałam, że było inaczej. W jej oczach spostrzegłam złość, a także nienawiść. Może Connor był dla niej kimś ważnym? Nie wiem.
W tym samym momencie Calum odzyskał przytomność. Kasłał i pluł krwią przez kilka sekund. Podniósł się na rękach do pozycji siedzącej. Przysunęłam się do niego, obejmując jego barki ramionami. Całe moje ciało trzęsło się. W normalnych warunkach mogłabym stwierdzić, że powodem było zimno, ale odczuwałam strach, ogromny strach. Wraz z Hood'em czekaliśmy na to, co miało wydarzyć się dalej.
- Powiedz mi, Logan... - odezwała się Gina, całkiem opanowanym tonem - To Ashton zabił mojego chłopaka, tak? - spytała, krzyżując dłonie.
Logan uniósł brew, zaintrygowany pytaniem dziewczyny
- Mówiłem ci już, słońce - mruknął - Widziałem to na własne oczy - uśmiechnął się, puszczając jej oczko - Spokojnie, gdy tylko rozprawimy się z tą dwójką, zajmiemy się Cieniem - oświadczył, zwracając się ciałem w naszą stronę. Zadrżałam na widok jego ciemnych, pełnych mroku oczu.
- Tylko widzisz... - powiedziała Gina, nie odpuszczając tematu - Tak się składa, że rozmawiałam z nim dzisiaj - poinformowała brunetka - I brzmiał o wiele bardziej wiarygodnie, niż ty - warknęła, przyjmując obronną postawę.
Logan i Gina równocześnie sięgnęli swoimi dłońmi do kieszeni. Wyciągnąwszy pistolety, skierowali je wzajemnie na siebie, odbezpieczając. Dwaj mężczyźni będący z Fletcher'em również byli gotowi wystrzelić pociski w stronę dziewczynę, aczkolwiek ktoś skutecznie pozbawił ich takowej możliwości. Kule trafiły w rewolwery, które trzymali w dłoniach. Broń wypadła im z rąk. Zdezorientowani, zaczęli szukać wzrokiem napastnika ukrytego w lesie.
- Chyba nie sądziłeś, że będę na tyle głupia, aby przyjść tu sama - pokręciła głową z dezaprobatą Gina.
- Skarbie, po tobie można spodziewać się wszystkiego więc przyznaję, miałem taką nadzieję.
- Ty sukinsynu - szepnęła gniewnie - Zabiłeś Mark'a, tak samo, jak ojca Ashton'a! - wygarnęła mu, potrząsając bronią.
- Gi... każdy kiedyś musi umrzeć... - powiedział, nie zwracając uwagi na ból dziewczyny - A śmierć z moich rąk... to czysta przyjemność i zaszczyt.
Podczas ich zaciętej dyskusji, która nie miała końca, szukałam drogi ucieczki. Zawiesiłam rękę Calum'a na swoich barkach i podniosłam go. Ludzie Logan'a od razu zawiadomili go o moich ruchach, jednak nie mógł nic na to poradzić. Gina wciąż trzymała go na muszce. Gdyby tylko zdecydował się drgnąć, brunetka zastrzeliłaby go bez żadnych wahań czy wyrzutów sumienia. Wyglądała na zdeterminowaną. W dodatku na drzewie lub gdzieś w lesie znajdował się jej pomocnik. Kto wie, czy nie było ich dwóch lub trzech? A może cała grupa?
Wykorzystałam więc szansę, którą dała mi Gina, bo nie sprzeciwiała się naszemu odejściu i wraz z Calum'em skierowaliśmy się w stronę tartaku. Zatrzymaliśmy się tuż za żerdziami drewna, przygotowanymi prawdopodobnie na transport do fabryki. To dziwne, gdyż to miejsce naprawdę nie przypominało często odwiedzanego, ale przecież nie miałam czasu na dłuższe zastanawianie się nad historią tartaku. Oparłam zranionego Calum'a o świeżo ścięty pień drzewa plecami. Jego słaby oddech bardzo mnie martwił. Grymas na jego twarzy dawał mi do zrozumienia, że cierpi. Gładził ręką brzuch, sycząc z bólu. Powtarzał, że nic mu nie jest, ale to kłamstwo było mi za dobrze znane, abym mogła w nie uwierzyć.
Złapałam dłońmi koniec materiału jego koszulki, a następnie ubranie w celu sprawdzenia obrażeń. To, co zobaczyłam, spowodowało kolejne zawroty w mojej głowie oraz pisk. Pięknie wyrzeźbiony brzuch szpeciły wyraźne i głębokie rozcięcia. Idealnie opalona skóra Calum'a zalana była krwią. Miałam nadzieję, że jego kości są całe i zdrowe. Sądząc po jego ciężkim oddechu, mogłam podejrzewać połamane żebra. On musiał jak najszybciej dostać się do szpitala.
Czerwona ciecz spływała także po twarzy bruneta. Pogładziłam jego policzek, delikatnie oglądając twarz. Spojrzał na mnie nieco zaskoczony, jakby nie spodziewał się takiej troski z mojej strony.
- Co? - zapytałam.
- Nic... - burknął, zdejmując moją dłoń - Sprawdź, jak wygląda sytuacja - poprosił - A potem pójdziemy do lasu, od drugiej strony - przedstawił swój plan, na co skinęłam i wykonałam jego prośbę.
Zbliżyłam się do drewnianej ściany tartaku. Wychyliłam się, obserwując sytuację. Starałam się również usłyszeć, o czym dyskutowali Gina wraz z Logan'em. Przymrużyłam oczy, aby wyostrzyć obraz i wyciszyłam się.
Zza krzaków wyszli dwaj kolejni mężczyźni. Jeden z nich ubrany na czarno, jak ludzie Logan'a - prowadził drugiego - niższego, najwyraźniej przyjaciela Giny, bo widząc go, dziewczyna przeraźliwie krzyknęła. Cofnęła się, jakby Logan wystraszył ją swoją przebiegłością.
- Myślałaś, że wziąłem ze sobą tylko tych dwóch? - spytał - Idiotka - prychnął - Czas na ciebie Gina. Miło było popatrzeć jak wkopujesz własnych znajomych - zaśmiał się. Jego ludzie podnieśli swoją broń, celując w dziewczynę. Odbezpieczyli pistolety. - Oh, tak "ps", zabijałem twojego chłoptaska z taką samą przyjemnością, z jaką właśnie teraz moi znajomi zabiją ciebie - oświadczył.
Rozległy się strzały.
Patrzyłam na tragedię niczym zahipnotyzowana. Horror? Mało powiedziane. Nigdy w życiu nie przechodziłam przez coś tak strasznego. Brunetka padła na ziemię, a ja odczułam skurcze blisko serca, a może nawet i w sercu. Emocje, które mi towarzyszyły były ogromne. Myślałam, że za moment dostanę zawału. Jeśli ktokolwiek opowiedziałby wszystko, co tutaj widziałam - ciężko byłoby mi uwierzyć. Jednak to działo się naprawdę. Wydarzenia były prawdziwe. Zapierające dech w piersiach, okrutne i obrzydliwe, ale prawdziwe.
Biegiem wróciłam do Calum'a. Pomagając mu wstać, w skrócie opowiedziałam, co takiego wydarzyło się, gdy spytał mnie o strzały. Jąkałam się, nie mogłam znaleźć słów, a kiedy odszukałam je - nie chciały przejść przez moje gardło. Jakimś cudem, udało nam się porozumieć i dogadać. Ruszyliśmy za tartak, idąc w stronę lasu. To właśnie tam mieliśmy szansę na ucieczkę lub chociaż na zgubę. Zyskalibyśmy wtedy na czasie.
W połowie drogi usłyszałam syreny alarmowe. Policja była blisko, ktoś ją zawiadomił. Poczułam ulgę, nie mogłam się doczekać momentu, w którym funkcjonariusze nas znajdą i nareszcie będziemy bezpieczni.
Chciałam teraz pojechać do ciotki Eleanor. Przytulić się do niej, powiedzieć jak bardzo ją kocham i jak ważna jest dla mnie. Została moją ostatnią rodziną w Sydney, nasza więź była specjalna. Później zadzwoniłabym do Cassie, aby wyznać jej, że podczas walki o swoje życie myślałam o niej, ponieważ wiele dla mnie znaczy. Moim marzeniem było również znaleźć się w objęciach Ashton'a i usłyszeć jego głos.
Niespodziewanie coś przemknęło po mojej nodze, rozcinając skórę. Zawyłam, potykając się. Ból przeszył moje ciało. Struga krwi rozlała się na nodze, a także moich zniszczonych spodniach. Calum zdołał utrzymać się o własnych siłach, gdy moja dłoń automatycznie dotknęła zranionego miejsca. Odwróciliśmy się. Logan stał kilka metrów dalej, kręcąc głową przecząco. W dłoni ściskał rewolwer.
- Mała, naiwna Caitlin Teasel - krzyknął, widząc ból w moich oczach - Serio? Wydawało ci się, że drugi raz pozwolę ci uciec? - spytał, nie oczekując mojej odpowiedzi - Skończę to, co zacząłem, jeśli pozwolisz - oznajmił, podnosząc broń.
Moje serce zatrzymało się na widok wycelowanego we mnie pistoletu. Nie miałam dokąd uciec, nie mogłam się ukryć. To był mój koniec. Żałowałam jedynie, że wyglądał on tak żałośnie. Gdybym miała możliwość, na pewno wybrałabym zupełnie inny rodzaj śmierci, ale przede wszystkim pożegnałabym się z tymi, którzy wiele dla mnie znaczyli. Moja historia zostałaby wtedy zakończona. W takich okolicznościach nie było mowy o jakichkolwiek pożegnaniach. Pozostało mi jedynie wyobrażać sobie cierpienie przyjaciół i rodziny; zapłakaną Cassie na wiadomość o moim pogrzebie; pełną depresji ciotkę Eleanor, która musiałaby zadbać o całą uroczystość, zaskoczonych znajomych z dawnej szkoły oraz dalszą rodzinę i jej smutek.
Przełknęłam ślinę i pozwoliłam łzom na swobodne spłynięcie po moich policzkach. Strach odszedł, jakbym mentalnie przygotowała się na koniec mojego życia. Nie zamierzałam karmić Logan'a swoim przerażeniem czy motywować go do działania. Pogodziłam się z przegraną i byłam gotowa na odejście. Czekałam cierpliwie, aż pociągnie za spust, a kula uderzy prosto w moje serce. Wolałam zginąć, niż patrzeć jak pozostali giną przeze mnie.
- Nawet się nie waż bydlaku - usłyszałam głos mojego anioła, o który błagałam od samego początku.
Ashton wyszedł zza drzew w towarzystwie uzbrojonego Hemmings'a. W duszy skakałam ze szczęścia, widząc pomoc. Michael pojawił się obok, ratując Calum'a od upadku. Podał mi pistolet, w razie potrzeby, chociaż i tak był pewien, że takowa nie nastąpi. Poklepał mnie po ramieniu, pytając cicho, czy jestem cała. Przytaknęłam, wracając wzrokiem do Logan'a.
- Policja już tu jest - oświadczył Ashton - Co teraz zamierzasz gnoju?
Luke, widząc stan Calum'a natychmiast powędrował do niego, dopytując się o szczegóły. Cały czas kontrolował kątem oka sytuacje, co by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Ashton zaciskał swoje dłonie w pięści, próbując się kontrolować. Zmuszał się do spokoju. Wiedział, że jest tutaj policja, która zajmie się Logan'em. Rozumiał, że musi się zmienić, a to miał być jego pierwszy krok. Zachowanie spokoju, co da mu tylko i wyłącznie przewagę.
Kąciki ust Logan'a uniosły się, tworząc tajemniczy, a zarazem niebezpieczny uśmiech.
- Nie rozumiem, co cię tak bawi Fletcher? Fakt, że za moment będziesz błagał o litość, czy może to, że skończysz w pudle? - wtrącił Michael, zadając arogancko pytanie.
- Chętnie ci powiem, Clifford - zwrócił się do ciemnowłosego, którego kolorowe pasemka zanikły z powodu braku większego światła. Wyszczerzył się. - Zamierzałem zabić dziś kochaniutką Caitlin... - mówił, udając zastanowienie - Ale nastąpiła zmiana planów.
- O czym ty mówisz do cholery, pajacu? - wykrztusił z siebie Calum.
- Mówię o kimś, kto jest ważniejszy niż jakaś niska, wkurzająca suka - warknął - Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że wpadłeś Ashton - rzucił, zmieniając swój cel.
Wstrzymany oddechy.
Strzały.
Jeden.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Piąty....
A za nimi kolejne.
Calum pociągnął mnie za rękę w dół. Upadłam, chowając głowę, jak rozkazał. Przez chwilę ostrzeliwali się wzajemnie, gdy Logan rozpoczął swój atak. Bicie mojego serca nienaturalnie przyśpieszyło. Miałam ochotę krzyczeć, błagać, aby przestali. Zatkałam uszy, żeby uciszyć strzały. Nie wytrzymywałam napięcia. Podniosłam głowę, kiedy dźwięki strzałów pojawiały się coraz rzadziej.Wszystkie kule, pędzące z prędkością światła w kierunku Logan'a nie dotarły do określonego celu. Luke oraz Michael pudłowali. Fletcher zdążył dość szybko z naszego pola widzenia. Nie wiedzieliśmy dlaczego tak prędko zwiał, dopóki nie usłyszeliśmy syknięcia z lewej strony.
Dwa pociski.
Aż dwa pociski wylądowały w klatce piersiowej Ashton'a.
Krzyk.
Mój krzyk, a nawet wrzask. Paniczny wrzask, desperackie wołanie i szloch. Jego szeroko otwarte oczy spotkały się z moimi. Moje serce pękało. To się działo naprawdę. Umięśnione ciało cofnęło się o kilka kroków, a później powoli spadało, aż dotknęło zazielenionego podłoża na moich oczach. Łzy niepohamowanie spływały po moich policzkach. Odtwarzałam w głowie tylko jedno słowo - Zwariowałam. Chciałam zwariować, chciałam, żeby to był pieprzony sen, z którego za moment miałam się wybudzić.
Wpadłam w histerię. Rzuciłam się do biegu, ale powstrzymał mnie Michael, obejmując ramionami. Pragnęłam być obok Ashton'a, właśnie teraz, ale jego przyjaciel powstrzymywał mnie. Nie wiedziałam dlaczego, może sam doznał szoku. Jego oczy załzawiły się. Patrzył na blondyna tym samym spojrzeniem, co ja - pełnym bólu.
- Caitlin - usłyszałam cichy szept Ashton'a.
Moje wargi drżały. Oddech zatrzymał się na kilka sekund.
- Nie rób mi tego, proszę - odpowiedziałam, czując jak w środku moja dusza zamyka się, zanika.
- Chcia.. Chcia.. - dukał, a moje serce rozrywało się - Chciałem cię chronić, będąc twoim cieniem... - wymamrotał, następnie kaszląc - Przepraszam...
Powieki Ashton'a opadły.
Odszedł.
________________________________________________
Wiem, pójdę do piekła.
ps. Pamiętajcie, że jutro epilog koło 12-13!
Kocham Was..... xx
poniedziałek, 21 lipca 2014
Rozdział 45
Edited: Piosenka do rozdziału, bo jedna czytelniczka stwierdziła, że pasuje, a ja nie miałam czasu wybrać <klik>
Ashton's POV
Przyjaciel.
Kim on jest?
Czy taką osobą nie powinien być człowiek, który poszedłby za tobą w ogień?
Który nigdy nie okłamałby cię? Nie skrzywdziłby w żaden sposób?
Więc dlaczego do jasnej cholery on mi to zrobił? Uważałem go za osobę, której mogłem ufać, a on mnie zdradził. Na samo wspomnienie o nim, szlag mnie trafiał. Jakim cudem byłem tak ślepy i głupi? Czemu nie zauważyłem, że ten bydlak śmieje się prosto w moją twarz, w duchu nabijając się z mojej naiwności?
Przechodziłem obok baru, w którym pracowała Caitlin, zastanawiając się nad całym swoim życiem. Nie mogłem uwierzyć we wszystko, co aktualnie działo się wokół mnie. To jakaś paranoja, jedna wielka paranoja. Życie robi sobie ze mnie żarty, wystawia mnie non stop na próby, których ja nie wytrzymuję. Bo jak mogę przyjmować tak silne ciosy? Nawet najlepszy bokser byłby w stanie utrzymać się przy napływie tak mocnych uderzeń. Chociaż, jeśli chodzi o ból fizyczny, on zawsze jakoś przejdzie. Ale psychiczny? Wariuję, nie potrafię się trzymać, nie chcę.
- Irwin! - usłyszałem za swoimi plecami.
Od razu poznałem ten głos. Nie zwolniłem tempa. Spuściłem głowę, zakładając kaptur. Udałem, że nic do mnie nie dotarło. Towarzyszył mi brak czasu. Za dużo spraw krążyło wokół mnie, abym teraz mógł zatrzymać się na pogaduszki czy ciasto z herbatką. Chłopak jednak nie odpuścił, kilka razy zawołał mnie po imieniu. Gdy jednak zobaczył mój brak zainteresowania, zaczął biec w moim kierunku, chcąc mnie dogonić. W kieszeni bluzy zaciskałem już pięści. Wybrał nieodpowiedni moment.
Kiedy jego dłoń dotknęła mojego ramienia, puściły mi nerwy. Obróciłem się. Popchnąłem bruneta na najbliższy mur. Przycisnąłem swoją rękę do jego szyi, a drugą zaś trzymałem ciało. Byłem wściekły, a ten gnój tylko potęgował mój gniew. Czego chciał ode mnie akurat dzisiaj? Powinien był najpierw sprawdzić, czy mój humor nadaje się na rozmowę zamiast zaczepiać mnie na starcie.
- Posłuchaj, kundlu - syknąłem do jego ucha - Nie zabiłem cię ze względu na Caitlin, ale jak widzisz teraz jej tu nie ma - oświadczyłem grzecznym tonem, aby uświadomić dzieciaka - Ten dzień jest dla mnie bardzo pechowy, więc jeżeli za moment nie zabierzesz swojego zawszonego tyłka z mojej drogi... - urwałem, odsuwając się od niego tak, aby spojrzeć mu w oczy - Twoje wnętrzności wylądują na tym chodniku w przeciągu trzydziestu sekund - zagroziłem, puszczając chłopaka i czekając aż pójdzie.
- Caitlin nie jest z tobą? - spytał, jakby chciał się upewnić. W dodatku zmieniał temat, co nie spodobało mi się, gdyż moim aktualnym marzeniem było jego odejście.
Wziąłem powietrze do ust, a po chwili je wypuściłem. Odnosiłem wrażenie, że mały Georgey jest ślepy. Przez umysł przeszła mi także myśl, że Bóg nie podarował mu mózgu, tak samo jak Ginie, chociaż on wyglądał na trochę mądrzejszego od niej. A może po prostu udawał?
- A widzisz ją tutaj? Z tego co wiem, nie jest posiadaczką pelerynki niewidki - zadrwiłem.
- Ashton, musisz ją znaleźć - jego ton wydał się poważny; uniosłem brew - Logan chce ją porwać. Ma wtyczkę, która o wszystkim go informuje.
Ponownie przycisnąłem chłopaka do ściany. Moje oczy w ciągu kilku sekund stały się ciemne. Poczułem, jak moje ciało przepełnia niezwykły gorąc, a żyły szybko pulsują.
- Jaką wtyczkę? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.
W tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Posłałem pogardliwe spojrzenie ledwo oddychającemu George'owi. Odebrałem przychodzące połączenie od Luke'a.
- Osobiście wykopię ci dół, jeżeli przynosisz mi kolejne złe wieści - pogroziłem.
- Stary, Cait i Cal zniknęli - oznajmił mi Hemmings.
- Jak to zniknęli? - zapytałem zaskoczony, przenosząc swój wzrok na George'a.
- Drzwi były otwarte, w mieszkaniu nikogo nie ma, a na podłodze jest krew - zdawał relację Luke, denerwując mnie.
Doskonale wiedziałem, co to oznacza. Ten przeklęty gówniarz mówił prawdę.
- Logan - warknąłem, czując jak moje całe ciało zaczyna się gotować. Nie przewidziałem tego. Kolejny błąd, który popełniłem. Zachowałem się niedojrzale, miałem ochotę zrobić sobie krzywdę.
Splunąłem na chodnik.
- Jedź do Hurstville - zarządziłem, rozłączając się tuż po wypowiedzianych słowach.
Ruszyłem w kierunku parkingu, nie zwracając uwagi na George'a. Wysłałem wiadomość Michael'owi, aby jak najszybciej zlokalizował mojego wroga. Nienawiść w moim ciele wzrosła. Nie marzyłem o niczym innym, jak o rozerwaniu Logan'a Fletcher'a na strzępy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że czułem, iż właśnie to zrobię, gdy tylko go zobaczę. Powiedziałem Caitlin, że nie zabiję tego szmaciarza, a tymczasem mój umysł pokazywał mi scenę, podczas której ginie z moich rąk.
Wyjechałem na drogę, ze zwiększoną prędkością.
Dociskałem pedał gazu z każdą myślą o Fletcherze, nie mogąc znieść swojej porażki. Wskaźnik na liczniku prędkości unosił się, a samochód przyśpieszał. Nie dbałem o to. Nawet gdybym spowodował wypadek, miałbym to gdzieś. Gdzieś w mojej głowie ukazywał się obraz więzionej Caitlin, a także Calum'a i tylko on ratował mnie przed popełnieniem samobójstwa albo zrobieniem innego głupstwa. Nie mogłem ich zostawić. Zbyt wiele dla mnie znaczyli.
Miałem nadzieję, że dopadnę tego gnoja i zadam mu tyle bólu, na ile zasłużył. Przez ten cały czas oszukiwał mnie, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. A teraz pogrywa ze mną, porywając moich przyjaciół. Nie ma pojęcia do czego jestem zdolny, zwłaszcza, gdy moim ciałem włada tylko i wyłącznie złość. Ciężko kontrolować moje nerwy. Mimo że nie chciałem zranić Caitlin, miałem cichą nadzieję, że gdy zobaczę Logan'a - zabiję go.
Nawet nie spostrzegłem, kiedy zjechałem na drugą stronę autostrady. Dopiero, gdy samochód naprzeciwko jechał prosto na mnie, obudziłem się, jakby ze snu i zacząłem kontrolować jazdę. Jak najszybciej przeniosłem się na swój pas. Oczywiście kierowca auta nie oszczędził sobie trąbienia na mnie, niczym na wariata. Skierowałem się na pobocze, a następnie zatrzymałem.
Oparłem swoją głowę o kierownice, ciężko oddychając. To było za wiele. Myśl, że mam spotkać się z człowiekiem, który zabił mojego ojca i zamienił moje życie w piekło; sprawić mu cierpienie, a później po prostu oddać policji mnie niszczyła.
Nie mogłem tego zrobić, nie potrafiłem. Chęć pocięcia go na kawałki i wysłania w pudle na komisariat była ogromna. Najchętniej zamordowałbym całą jego rodzinę. Zmiażdżyłbym go, jak okropnego robaka, szkodnika, który nie jest potrzebny na tym świecie. Zawadza, jest przeszkodą.
Wysiadłem z wozu. Musiałem uspokoić swój puls oraz nerwy. Bez Caitlin było o wiele ciężej. W myślach wymieniałem powody, dla których powinienem zwolnić tempo, zrobić krok do tyłu i wziąć głęboki wdech, a później zacząć działać. Calum i ona byli jednym z nich, aczkolwiek silniejszym okazywał się kontrargument, czyli morderca mojego ojca i chęć zemsty na nim.
Kiedy tylko samochód zatrzymał się na terenie posiadłości, wysiadłem z niego i pognałem do domu. Drzwi otworzyłem z hukiem, żeby dać znać domownikom, iż mój humor jest poniżej poziomu zerowego. Nie miałem czasu na pogaduszki, ani nic z tych rzeczy. Teraz moim obowiązkiem było znalezienie Calum'a oraz Caitlin.
Korytarzem biegł Michael. W dłoniach trzymał stertę kartek. Ominął mnie, prosząc, abym poszedł za nim. Skierował się do salonu. Rzucił dokumenty na kanapę, zabierając z nich jedynie niewielką mapę. Rozłożył ją na stole. Na papierze pozaznaczał różnymi kolorami miejsca, gdzie samochód Logan'a był ostatnio widziany. Opuszkami palców śledziłem narysowaną flamastrami drogę przejazdu Nissana Pathfinder'a.
- Wiezie ich do lasu? - spytałem zaskoczonym głosem, jakby sam siebie - Mało oryginalne.
- Bawi się w seryjnego mordercę - zaśmiał się Michael.
W tym samym czasie, usłyszeliśmy hałas, dźwięk uderzenia. Dobiegał on zza drzwi. Razem z Michael'em popatrzyliśmy w stronę wejścia. Staliśmy, niczym wryci. Ktoś uderzył w drzwi? Po chwili klamka opadła, a zdyszany Luke wpadł do domu, prawie padając na ziemię. Jego blond włosy opadły na czoło; po twarzy spływał pot. Hemmings spojrzał w naszym kierunku z przerażeniem, jakby niósł ze sobą jakąś straszną wiadomość. Moje ciśnienie natychmiastowo podniosło się. Z zainteresowaniem przyglądaliśmy się młodszemu przyjacielowi, który przypominał spanikowanego nastolatka.
- Ash, przysięgam, że jechałem tak szybko, jak mogłem. Gdybym wiedział, że on tam się zjawi to... - mówił szybko, sepleniąc i plącząc się.
- Okej, wyluzuj - powstrzymałem go przed kolejnymi wyjaśnieniami - Wiem, że to nie twoja wina, jasne?
Luke oparł dłonie na swoich kolanach, próbując złapać oddech. Wyglądał na człowieka, który dosłownie kilka sekund temu skończył swój pierwszy maraton. Wydawało mi się, że jest nieco rozczarowany sam sobą, że po raz kolejny nie podołał zadaniu. Poklepałem blondyna po ramieniu, aby dodać mu otuchy. Żaden z nas nie spodziewał się tak szybkiej reakcji Logan'a - nawet ja. Zazwyczaj jego zagrania były opóźnione, ale najwyraźniej wziął parę lekcji od swojego brata. Być może przestudiował jego pamiętniki, o ile Sean takowe pisał. Sam by się nie nauczył.
Od samego początku pobytu Caitlin w szpitalu, Lucas stał się nadopiekuńczy. Rozumiałem go, męczące wyrzuty sumienia nie pozwalały mu na normalne życie. Chciał zapewnić Caitlin bezpieczeństwo, tak, jak ja. Dbał o nią, zamartwiał się, a przede wszystkim - pilnował się, aby nie popełnić błędu.
Nie zrobił tego.
Przenieśliśmy się do garażu. Otworzyłem wszystkie szafki. Luke oraz Michael rozpoczęli pakowanie, a ja zabrałem się za wybór sprawnych i szybkich aut. Miałem ich masę, a wiedziałem, że tego dnia przydadzą się najlepsze. W głowie ułożyłem plan, który skończy się dla nas wszystkich szczęśliwie, jeżeli tylko się powiedzie.
Do garażu nagle wpadła Gina, która wcześniej była dziwnie nieobecna. Z uniesioną brwią oglądała nasze poczynania, pytając chłopaków, co takiego robią. Idiotka. Widziała przecież, że pakują broń do toreb, więc po jaką cholerę zadawała tak tępe pytania? Liczyła na jakąkolwiek dyskusję z nami? Właśnie w tej chwili? Kretyn zauważyłby, że jesteśmy zajęci.
Brunetka oparła się o ścianę, wołając mnie. Oczekiwała odpowiedzi na swoje pytania. Cmoknęła ustami, ponaglając mnie. Zdobyła nareszcie moją uwagę. Odwróciłem wzrok, patrząc ze znudzeniem na dziewczynę.
- Gdzie jedziecie? - zapytała piskliwym głosem.
- Uratować Caitlin, Logan ją ma - odparłem, wracając do pracy.
Podniosłem maskę jednego z wozów, aby sprawdzić jego silnik oraz poziom oleju. Przyglądałem się maszynie, nie chcąc pominąć nawet małego szczegółu, który mógłby zaważyć na tej akcji. Musieliśmy wykonać naszą robotę szybko i sprawnie. Nie było czasu na pomyłki.
- Oh - mruknęła, grzebiąc w tylnej kieszeni swoich spodni - Przykro mi.
- Dlaczego? - spytałem, zanim ona zdążyła zacząć kolejny temat, żeby nam poprzeszkadzać.
Poszedłem na tyły samochodu, obejrzeć zawieszenie. Gdy uznałem, że ten wóz będzie idealny na jazdę po lesie, otworzyłem bagażnik, pozwalając chłopakom pakować torby.
- Gdyż jej nie uratujecie - dziewczęcy głosik momentalnie zmienił się w dojrzały i głęboki.
Nim zareagowałem, Gina twardo ściskała w swojej dłoni pistolet, celując we mnie. Zatrzymałem się, ale kompletnie nie przejąłem. Stwierdziłem, że może po prostu ma okres, który oddziałuje na jej nastrój. Widocznie udzielił jej się nasz, przejęła się, zwariowała i nie kontroluje swoich emocji. Cóż, mamy jednak ze sobą coś wspólnego.
- Zawsze jesteś taka głupia, czy robisz sobie czasami dzień wolny? - zapytał Luke, śmiejąc się.
Razem z Michael'em odpowiedzieliśmy tym samym. Nikt nie spodziewał się, że Gina mówi poważnie i ma ze sobą pewien problem. Dopiero, gdy wystrzeliła pocisk w oponę mojego mustanga, zrozumiałem, że nie żartuje. Wiedziała, jak można mnie zranić. Powietrze zaczęło uchodzić z opony, a gniew pulsujący w moich żyłach wrósł.
- Nie zrobiłaś tego... - wysyczałem, pełny złości.
- Czas wyrównać rachunki, Ashton - powiedziała dziewczyna, celując następnie w Luke'a.
Dzięki Bogu blondyn schował się za czarnego Range Rover'a w ostatniej chwili. Gdyby tego nie zrobił, Gina postrzeliłaby go w pierś. Wątpię, żeby udało mu się wtedy przeżyć. Znając jej szczęście - trafiłaby prosto w serce. Skończyło się na stłuczonej szybie samochodu, za co i tak wkurzyłem się niesamowicie. Zapłaci mi za to wszystko.
- Popierdoliło cię?! - wydarłem się - Jakie rachunki? Gdzie twój mózg do cholery?!
- Już nie pamiętasz? - spytała, patrząc na mnie z nienawiścią.
- Gina, zwariowałaś - wtrącił Michael.
- Stul pysk! - krzyknęła, kierując na niego pistolet - Ten sukinsyn zabił osobę, która była dla mnie wszystkim! - oznajmiła w końcu.
Osłupiałem. Kompletnie nie wiedziałem, o kim mówi ta dziewczyna. Kilka minut zastanawiałem się, czy nie zwariowała, bo na to wyglądało. Nie przypominałem sobie, abym zabił kogokolwiek z jej przyjaciół albo rodziny. Nic z tych rzeczy. Strzelałem do ludzi tylko w ostateczności, a moje ofiary mógłbym zliczyć na palcach. Na pewno pamiętałbym kogoś, kto miałby powiązania z Giną. Nic jednak nie przychodziło do mojej głowy. Jeżeli czegoś nie pamiętałem - nie miało to miejsca.
- Nikogo nie zabiłem - broniłem się - W ostatnim czasie zginęła tylko jedna osoba - człowiek Logan'a, nikt inny - wyjaśniłem.
- A co powiesz na chłopaka z ciemnej ulicy, który błagał o życie? - zapytała, podnosząc brew. W jej oczach zauważyłem kłębiące się łzy, czekające tylko na przepłynięcie przez policzki - To był mój chłopak ty świnio - obraziła mnie - Człowiek, dla którego oddałabym życie, a ty tak po prostu go zabiłeś.
- Pierdol się, Gina - odparłem - Nie zabiłem żadnego chłopaka z ciemnej ulicy - odpowiedziałem - Radziłbym ci zaprzestać czytania kryminałów, bo masz rozdwojenie jaźni albo zacznij opisywać lepiej osoby, bo twój chłopczyk z ciemnej uliczki, którego pewnie znalazłaś w bajce, nic mi nie mówi.
- To było kilka miesięcy temu, kiedy wróciłeś do Sydney - mówiła - Po zabójstwie swojego tatusia...
- Nie zabiłem go - wtrąciłem, a moje dłonie formowały się w pięści - Logan to zrobił.
Oczy Giny stały się szersze. Opuściła broń. Sprawiała wrażenie zaskoczonej, jakby ta wiadomość do niej nie dotarła lub znała zupełnie inną wersję. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała. Cały czas patrzyła na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Zadziwiające, jak jedna informacja potrafi wywołać takie emocje u człowieka. Zastanawiałem się, czy oprócz najbliższych mi osób jakakolwiek inna osoba wątpiła w to, że ja dopuściłem się ojcobójstwa. Chyba nikt poza nimi. Wszyscy tępo wierzyli w to, co wypisywały media. Każdy z tych ludzi, czytając te bzdety, podpisywał się pod nimi, nie znając prawdy. Nikt nie chciał jej poznać. Wystarczały im wszelkie artykuły, czy programy telewizyjne.
Jacy ludzie są żałośni.
To dlatego właśnie szukałem zdrajcy, aby udowodnić im wszystkim błąd; pokazać głupotę. Głupotę, która nie zna granic. Moja sytuacja pokazuje jedynie, jakie życie jest niesprawiedliwe, a raczej ludzie. Ale na jedno i to samo wychodzi, bo w końcu to ludzie tworzą społeczność, a społeczność sprawia, że życie staje się okrutne. Bo to ludzie są okrutni. Ludzie to potwory, które są w stanie cię zniszczyć, bo mają taki kaprys; taki charakter.
Wystarczy jedna osoba, która nie chce pozostawić po tobie suchej nitki, a za nią pójdą miliony. Bo przecież nieliczni mają swoje własne zdanie. Po co myśleć samemu, skoro ktoś robi to za ciebie? Idziesz za tłumem, większością, masz szanse na wygraną - to jest najważniejsze. Skoro jesteś wygranym, to co innego może się jeszcze liczyć? Nie ma znaczenia, czy krzywdzisz kogoś niewinnego. To wygrana ma sens. Wystarczy, że zamydlisz komuś oczy; komuś, kto jest łatwowierny i naiwny. Czy nie jest to proste? Jest.
Dlaczego?
Bo taka właśnie jest większość.
Naiwna, głupia i ślepa.
Moja sytuacja jest tego dowodem.
- Logan mówił... - szepnęła, ale zdołałem usłyszeć jej słowa.
- A więc masz kontakt z Logan'em - skrzyżowałem ręce, podnosząc brew.
Nie spodziewałem się, że Gina kiedykolwiek będzie dyskutować z Logan'em. Zawsze powtarzała, że nie cierpi jego osoby. Trzymała się blisko niego, aby mieć dostęp do narkotyków, nic poza tym. Odkąd nasza sprawa stanęła na cienkiej linii, odsunęła się od mojego byłego przyjaciela, a przynajmniej tak twierdziła.
- Brawo - prychnęła - A jak myślisz, skąd wiedział, gdzie znajduje się aktualnie Caitlin? - zapytała, a wtedy moje usta otwarły się. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie powiedziała ta dziewczyna.
- Byłaś jego wtyczką... - mruknąłem, nie do końca pewny swoich słów, jakbym mówił coś niemożliwego.
Skinęła.
Patrzyłem na nią. Bez żadnych emocji; bez pogardy; bez uśmiechu, ani złości. Prawdopodobnie nie dotarły do mnie z początku jej słowa. Wyciszyłem się na moment, blokując reakcje. Pytałem się w myślach, czy dobrze usłyszałem. Może chciała tylko mnie sprowokować? Nie wiedziałem.
- Blefujesz - burknął Michael.
- Ty naprawdę uważasz, że nie byłam w stanie zrobić czegoś takiego? - spytała, kierując swoje słowa do ciemnowłosego - Dwa tygodnie po nieobecności Mark'a, Logan przyszedł do mnie, zawiadamiając iż widział, jak Ashton postrzelił mojego faceta. Zaoferował pomoc przy zemście, więc czemu miałabym nie wziąć w tym udziału?
- Ponieważ to nie ja go zabiłem, a ten kretyn, ty tępa idiotko! - wybuchłem - Jeszcze nie chwytasz? Logan chce tylko jednego - władzy - dojdzie do niej po trupach, zniszczy każdego! Myślisz, że jego pragnieniem było ci pomóc? W takim układzie musisz mieć orzecha zamiast mózgu! - krzyczałem.
- Stary, nie mogę uwierzyć, jakim cudem spoufalałeś się z taką kretynką - usłyszałem głos Luke'a zza samochodu. Wciąż chował się za autem, bojąc się o swoje życie.
- Zamknij się! - razem z Giną zganiliśmy młodego.
- Gina, Ashton tego dnia wrócił do Sydney, a tej nocy spotkał Caitlin, uciekającą przed Logan'em, który zapewne był winny śmierci twojego chłopaka - tłumaczył Michael, dyplomata - Zamordował ojca Ashton'a, żeby uniemożliwić mu dalszą kontrolę miasta.
- Nie wierzę - odparła.
Wyciągnąłem swoją broń, kierując ją na Ginę. Dziewczyna zadrżała, myśląc, że za chwilę jej żywot się zakończy.
- Gówno mnie obchodzi, czy wierzysz w to, czy nie - zabrałem głos - Mogę ci spisać nazwiska osób, które zabiłem, ale gwarantuję ci, że twojego chłoptasia na niej nie ma. Nigdy bym cię nie skrzywdził, Gina, bo stanowiłaś dla mnie tak samo ważną osobę, jak inni. Do dzisiaj - powiedziałem.
Odłożyłem pistolet na stolik, spoglądając na nią. W moich oczach można było zobaczyć rozczarowanie. Kolejna osoba, która mi nie ufała; kolejna, która zdradziła. Zawiodłem się na niej. Pomimo jej głupoty, uważałem ją za przyjaciółkę, w końcu łączyło nas coś więcej jeszcze kilka miesięcy temu.
- Opuścisz ten dom. Nie chcę cię więcej widzieć. - oznajmiłem, będąc śmiertelnie poważnym.
Przełknęła ślinę. W tym momencie udowodniłem jej, że nie miałem nic wspólnego ze śmiercią jej chłopaka, a ona dobrze o tym wiedziała. Miała również świadomość, że zraniła mnie w pewien sposób i nie wybaczę jej zdrady. Mogła od razu porozmawiać ze mną na ten temat, a tymczasem wolała mścić się za morderstwo, z którym nie miałem nic wspólnego. Byłem jedynie w połowie jego świadkiem.
Nie przeprosiła, bo nie widziała w tym sensu, ja również. Wyszła z garażu, gdy łzy zaczęły spływać po jej policzkach i poszła spakować swoje rzeczy. Wzruszyłem ramionami, powracając do poprzedniej czynności. Nic innego nie pozostało mi do roboty. Musiałem wdrążyć swój plan w życie. Skupianie się na negatywach nie wyszłoby mi na dobre.
Torby zostały załadowane do dwóch samochodów. Czułem się bezpieczniej, mając dwa pojazdy do dyspozycji niż jeden.
Luke szykował się do odjazdu. Wsiadł do auta, zamykając drzwi. Odpalił samochód, a następnie otworzył okna. Założył okulary przeciwsłoneczne, w których zazwyczaj jeździł. Nie wiem, o co dokładnie chodziło - czy próbował poddać się najnowszym trendom, czy może starał się wykreować na czarny charakter. Zapalił jednego papierosa, czekając tylko na moje pozwolenie dotyczącej wyjazdu.
Podszedłem do drzwi od strony kierowcy. Hemmings brał właśnie kolejnego bucha.
- Gotowy? - zapytałem, a chłopak skinął - Dzisiaj masz dodatkową robotę.
- Co? - odparł zdziwiony - Chcesz zrobić to dzisiaj?
- Tak - potwierdziłem - To idealna okazja - mruknąłem.
Uderzyłem płaską dłonią o drzwi auta, dając Luke'owi znak gotowości. Blondyn włączył muzykę w radiu. Wrzucił bieg wsteczny, a później wyjechał z garażu. Wykonałem ten sam ruch, kiedy wraz z Michael'em zajęliśmy miejsca w drugim samochodzie.
Wiedziałem, że to będzie jedna z trudniejszych akcji w całym moim życiu.
Ashton's POV
Przyjaciel.
Kim on jest?
Czy taką osobą nie powinien być człowiek, który poszedłby za tobą w ogień?
Który nigdy nie okłamałby cię? Nie skrzywdziłby w żaden sposób?
Więc dlaczego do jasnej cholery on mi to zrobił? Uważałem go za osobę, której mogłem ufać, a on mnie zdradził. Na samo wspomnienie o nim, szlag mnie trafiał. Jakim cudem byłem tak ślepy i głupi? Czemu nie zauważyłem, że ten bydlak śmieje się prosto w moją twarz, w duchu nabijając się z mojej naiwności?
Przechodziłem obok baru, w którym pracowała Caitlin, zastanawiając się nad całym swoim życiem. Nie mogłem uwierzyć we wszystko, co aktualnie działo się wokół mnie. To jakaś paranoja, jedna wielka paranoja. Życie robi sobie ze mnie żarty, wystawia mnie non stop na próby, których ja nie wytrzymuję. Bo jak mogę przyjmować tak silne ciosy? Nawet najlepszy bokser byłby w stanie utrzymać się przy napływie tak mocnych uderzeń. Chociaż, jeśli chodzi o ból fizyczny, on zawsze jakoś przejdzie. Ale psychiczny? Wariuję, nie potrafię się trzymać, nie chcę.
- Irwin! - usłyszałem za swoimi plecami.
Od razu poznałem ten głos. Nie zwolniłem tempa. Spuściłem głowę, zakładając kaptur. Udałem, że nic do mnie nie dotarło. Towarzyszył mi brak czasu. Za dużo spraw krążyło wokół mnie, abym teraz mógł zatrzymać się na pogaduszki czy ciasto z herbatką. Chłopak jednak nie odpuścił, kilka razy zawołał mnie po imieniu. Gdy jednak zobaczył mój brak zainteresowania, zaczął biec w moim kierunku, chcąc mnie dogonić. W kieszeni bluzy zaciskałem już pięści. Wybrał nieodpowiedni moment.
Kiedy jego dłoń dotknęła mojego ramienia, puściły mi nerwy. Obróciłem się. Popchnąłem bruneta na najbliższy mur. Przycisnąłem swoją rękę do jego szyi, a drugą zaś trzymałem ciało. Byłem wściekły, a ten gnój tylko potęgował mój gniew. Czego chciał ode mnie akurat dzisiaj? Powinien był najpierw sprawdzić, czy mój humor nadaje się na rozmowę zamiast zaczepiać mnie na starcie.
- Posłuchaj, kundlu - syknąłem do jego ucha - Nie zabiłem cię ze względu na Caitlin, ale jak widzisz teraz jej tu nie ma - oświadczyłem grzecznym tonem, aby uświadomić dzieciaka - Ten dzień jest dla mnie bardzo pechowy, więc jeżeli za moment nie zabierzesz swojego zawszonego tyłka z mojej drogi... - urwałem, odsuwając się od niego tak, aby spojrzeć mu w oczy - Twoje wnętrzności wylądują na tym chodniku w przeciągu trzydziestu sekund - zagroziłem, puszczając chłopaka i czekając aż pójdzie.
- Caitlin nie jest z tobą? - spytał, jakby chciał się upewnić. W dodatku zmieniał temat, co nie spodobało mi się, gdyż moim aktualnym marzeniem było jego odejście.
Wziąłem powietrze do ust, a po chwili je wypuściłem. Odnosiłem wrażenie, że mały Georgey jest ślepy. Przez umysł przeszła mi także myśl, że Bóg nie podarował mu mózgu, tak samo jak Ginie, chociaż on wyglądał na trochę mądrzejszego od niej. A może po prostu udawał?
- A widzisz ją tutaj? Z tego co wiem, nie jest posiadaczką pelerynki niewidki - zadrwiłem.
- Ashton, musisz ją znaleźć - jego ton wydał się poważny; uniosłem brew - Logan chce ją porwać. Ma wtyczkę, która o wszystkim go informuje.
Ponownie przycisnąłem chłopaka do ściany. Moje oczy w ciągu kilku sekund stały się ciemne. Poczułem, jak moje ciało przepełnia niezwykły gorąc, a żyły szybko pulsują.
- Jaką wtyczkę? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.
W tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Posłałem pogardliwe spojrzenie ledwo oddychającemu George'owi. Odebrałem przychodzące połączenie od Luke'a.
- Osobiście wykopię ci dół, jeżeli przynosisz mi kolejne złe wieści - pogroziłem.
- Stary, Cait i Cal zniknęli - oznajmił mi Hemmings.
- Jak to zniknęli? - zapytałem zaskoczony, przenosząc swój wzrok na George'a.
- Drzwi były otwarte, w mieszkaniu nikogo nie ma, a na podłodze jest krew - zdawał relację Luke, denerwując mnie.
Doskonale wiedziałem, co to oznacza. Ten przeklęty gówniarz mówił prawdę.
- Logan - warknąłem, czując jak moje całe ciało zaczyna się gotować. Nie przewidziałem tego. Kolejny błąd, który popełniłem. Zachowałem się niedojrzale, miałem ochotę zrobić sobie krzywdę.
Splunąłem na chodnik.
- Jedź do Hurstville - zarządziłem, rozłączając się tuż po wypowiedzianych słowach.
Ruszyłem w kierunku parkingu, nie zwracając uwagi na George'a. Wysłałem wiadomość Michael'owi, aby jak najszybciej zlokalizował mojego wroga. Nienawiść w moim ciele wzrosła. Nie marzyłem o niczym innym, jak o rozerwaniu Logan'a Fletcher'a na strzępy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że czułem, iż właśnie to zrobię, gdy tylko go zobaczę. Powiedziałem Caitlin, że nie zabiję tego szmaciarza, a tymczasem mój umysł pokazywał mi scenę, podczas której ginie z moich rąk.
Wyjechałem na drogę, ze zwiększoną prędkością.
Dociskałem pedał gazu z każdą myślą o Fletcherze, nie mogąc znieść swojej porażki. Wskaźnik na liczniku prędkości unosił się, a samochód przyśpieszał. Nie dbałem o to. Nawet gdybym spowodował wypadek, miałbym to gdzieś. Gdzieś w mojej głowie ukazywał się obraz więzionej Caitlin, a także Calum'a i tylko on ratował mnie przed popełnieniem samobójstwa albo zrobieniem innego głupstwa. Nie mogłem ich zostawić. Zbyt wiele dla mnie znaczyli.
Miałem nadzieję, że dopadnę tego gnoja i zadam mu tyle bólu, na ile zasłużył. Przez ten cały czas oszukiwał mnie, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. A teraz pogrywa ze mną, porywając moich przyjaciół. Nie ma pojęcia do czego jestem zdolny, zwłaszcza, gdy moim ciałem włada tylko i wyłącznie złość. Ciężko kontrolować moje nerwy. Mimo że nie chciałem zranić Caitlin, miałem cichą nadzieję, że gdy zobaczę Logan'a - zabiję go.
Nawet nie spostrzegłem, kiedy zjechałem na drugą stronę autostrady. Dopiero, gdy samochód naprzeciwko jechał prosto na mnie, obudziłem się, jakby ze snu i zacząłem kontrolować jazdę. Jak najszybciej przeniosłem się na swój pas. Oczywiście kierowca auta nie oszczędził sobie trąbienia na mnie, niczym na wariata. Skierowałem się na pobocze, a następnie zatrzymałem.
Oparłem swoją głowę o kierownice, ciężko oddychając. To było za wiele. Myśl, że mam spotkać się z człowiekiem, który zabił mojego ojca i zamienił moje życie w piekło; sprawić mu cierpienie, a później po prostu oddać policji mnie niszczyła.
Nie mogłem tego zrobić, nie potrafiłem. Chęć pocięcia go na kawałki i wysłania w pudle na komisariat była ogromna. Najchętniej zamordowałbym całą jego rodzinę. Zmiażdżyłbym go, jak okropnego robaka, szkodnika, który nie jest potrzebny na tym świecie. Zawadza, jest przeszkodą.
Wysiadłem z wozu. Musiałem uspokoić swój puls oraz nerwy. Bez Caitlin było o wiele ciężej. W myślach wymieniałem powody, dla których powinienem zwolnić tempo, zrobić krok do tyłu i wziąć głęboki wdech, a później zacząć działać. Calum i ona byli jednym z nich, aczkolwiek silniejszym okazywał się kontrargument, czyli morderca mojego ojca i chęć zemsty na nim.
~*~
Kiedy tylko samochód zatrzymał się na terenie posiadłości, wysiadłem z niego i pognałem do domu. Drzwi otworzyłem z hukiem, żeby dać znać domownikom, iż mój humor jest poniżej poziomu zerowego. Nie miałem czasu na pogaduszki, ani nic z tych rzeczy. Teraz moim obowiązkiem było znalezienie Calum'a oraz Caitlin.
Korytarzem biegł Michael. W dłoniach trzymał stertę kartek. Ominął mnie, prosząc, abym poszedł za nim. Skierował się do salonu. Rzucił dokumenty na kanapę, zabierając z nich jedynie niewielką mapę. Rozłożył ją na stole. Na papierze pozaznaczał różnymi kolorami miejsca, gdzie samochód Logan'a był ostatnio widziany. Opuszkami palców śledziłem narysowaną flamastrami drogę przejazdu Nissana Pathfinder'a.
- Wiezie ich do lasu? - spytałem zaskoczonym głosem, jakby sam siebie - Mało oryginalne.
- Bawi się w seryjnego mordercę - zaśmiał się Michael.
W tym samym czasie, usłyszeliśmy hałas, dźwięk uderzenia. Dobiegał on zza drzwi. Razem z Michael'em popatrzyliśmy w stronę wejścia. Staliśmy, niczym wryci. Ktoś uderzył w drzwi? Po chwili klamka opadła, a zdyszany Luke wpadł do domu, prawie padając na ziemię. Jego blond włosy opadły na czoło; po twarzy spływał pot. Hemmings spojrzał w naszym kierunku z przerażeniem, jakby niósł ze sobą jakąś straszną wiadomość. Moje ciśnienie natychmiastowo podniosło się. Z zainteresowaniem przyglądaliśmy się młodszemu przyjacielowi, który przypominał spanikowanego nastolatka.
- Ash, przysięgam, że jechałem tak szybko, jak mogłem. Gdybym wiedział, że on tam się zjawi to... - mówił szybko, sepleniąc i plącząc się.
- Okej, wyluzuj - powstrzymałem go przed kolejnymi wyjaśnieniami - Wiem, że to nie twoja wina, jasne?
Luke oparł dłonie na swoich kolanach, próbując złapać oddech. Wyglądał na człowieka, który dosłownie kilka sekund temu skończył swój pierwszy maraton. Wydawało mi się, że jest nieco rozczarowany sam sobą, że po raz kolejny nie podołał zadaniu. Poklepałem blondyna po ramieniu, aby dodać mu otuchy. Żaden z nas nie spodziewał się tak szybkiej reakcji Logan'a - nawet ja. Zazwyczaj jego zagrania były opóźnione, ale najwyraźniej wziął parę lekcji od swojego brata. Być może przestudiował jego pamiętniki, o ile Sean takowe pisał. Sam by się nie nauczył.
Od samego początku pobytu Caitlin w szpitalu, Lucas stał się nadopiekuńczy. Rozumiałem go, męczące wyrzuty sumienia nie pozwalały mu na normalne życie. Chciał zapewnić Caitlin bezpieczeństwo, tak, jak ja. Dbał o nią, zamartwiał się, a przede wszystkim - pilnował się, aby nie popełnić błędu.
Nie zrobił tego.
Przenieśliśmy się do garażu. Otworzyłem wszystkie szafki. Luke oraz Michael rozpoczęli pakowanie, a ja zabrałem się za wybór sprawnych i szybkich aut. Miałem ich masę, a wiedziałem, że tego dnia przydadzą się najlepsze. W głowie ułożyłem plan, który skończy się dla nas wszystkich szczęśliwie, jeżeli tylko się powiedzie.
Do garażu nagle wpadła Gina, która wcześniej była dziwnie nieobecna. Z uniesioną brwią oglądała nasze poczynania, pytając chłopaków, co takiego robią. Idiotka. Widziała przecież, że pakują broń do toreb, więc po jaką cholerę zadawała tak tępe pytania? Liczyła na jakąkolwiek dyskusję z nami? Właśnie w tej chwili? Kretyn zauważyłby, że jesteśmy zajęci.
Brunetka oparła się o ścianę, wołając mnie. Oczekiwała odpowiedzi na swoje pytania. Cmoknęła ustami, ponaglając mnie. Zdobyła nareszcie moją uwagę. Odwróciłem wzrok, patrząc ze znudzeniem na dziewczynę.
- Gdzie jedziecie? - zapytała piskliwym głosem.
- Uratować Caitlin, Logan ją ma - odparłem, wracając do pracy.
Podniosłem maskę jednego z wozów, aby sprawdzić jego silnik oraz poziom oleju. Przyglądałem się maszynie, nie chcąc pominąć nawet małego szczegółu, który mógłby zaważyć na tej akcji. Musieliśmy wykonać naszą robotę szybko i sprawnie. Nie było czasu na pomyłki.
- Oh - mruknęła, grzebiąc w tylnej kieszeni swoich spodni - Przykro mi.
- Dlaczego? - spytałem, zanim ona zdążyła zacząć kolejny temat, żeby nam poprzeszkadzać.
Poszedłem na tyły samochodu, obejrzeć zawieszenie. Gdy uznałem, że ten wóz będzie idealny na jazdę po lesie, otworzyłem bagażnik, pozwalając chłopakom pakować torby.
- Gdyż jej nie uratujecie - dziewczęcy głosik momentalnie zmienił się w dojrzały i głęboki.
Nim zareagowałem, Gina twardo ściskała w swojej dłoni pistolet, celując we mnie. Zatrzymałem się, ale kompletnie nie przejąłem. Stwierdziłem, że może po prostu ma okres, który oddziałuje na jej nastrój. Widocznie udzielił jej się nasz, przejęła się, zwariowała i nie kontroluje swoich emocji. Cóż, mamy jednak ze sobą coś wspólnego.
- Zawsze jesteś taka głupia, czy robisz sobie czasami dzień wolny? - zapytał Luke, śmiejąc się.
Razem z Michael'em odpowiedzieliśmy tym samym. Nikt nie spodziewał się, że Gina mówi poważnie i ma ze sobą pewien problem. Dopiero, gdy wystrzeliła pocisk w oponę mojego mustanga, zrozumiałem, że nie żartuje. Wiedziała, jak można mnie zranić. Powietrze zaczęło uchodzić z opony, a gniew pulsujący w moich żyłach wrósł.
- Nie zrobiłaś tego... - wysyczałem, pełny złości.
- Czas wyrównać rachunki, Ashton - powiedziała dziewczyna, celując następnie w Luke'a.
Dzięki Bogu blondyn schował się za czarnego Range Rover'a w ostatniej chwili. Gdyby tego nie zrobił, Gina postrzeliłaby go w pierś. Wątpię, żeby udało mu się wtedy przeżyć. Znając jej szczęście - trafiłaby prosto w serce. Skończyło się na stłuczonej szybie samochodu, za co i tak wkurzyłem się niesamowicie. Zapłaci mi za to wszystko.
- Popierdoliło cię?! - wydarłem się - Jakie rachunki? Gdzie twój mózg do cholery?!
- Już nie pamiętasz? - spytała, patrząc na mnie z nienawiścią.
- Gina, zwariowałaś - wtrącił Michael.
- Stul pysk! - krzyknęła, kierując na niego pistolet - Ten sukinsyn zabił osobę, która była dla mnie wszystkim! - oznajmiła w końcu.
Osłupiałem. Kompletnie nie wiedziałem, o kim mówi ta dziewczyna. Kilka minut zastanawiałem się, czy nie zwariowała, bo na to wyglądało. Nie przypominałem sobie, abym zabił kogokolwiek z jej przyjaciół albo rodziny. Nic z tych rzeczy. Strzelałem do ludzi tylko w ostateczności, a moje ofiary mógłbym zliczyć na palcach. Na pewno pamiętałbym kogoś, kto miałby powiązania z Giną. Nic jednak nie przychodziło do mojej głowy. Jeżeli czegoś nie pamiętałem - nie miało to miejsca.
- Nikogo nie zabiłem - broniłem się - W ostatnim czasie zginęła tylko jedna osoba - człowiek Logan'a, nikt inny - wyjaśniłem.
- A co powiesz na chłopaka z ciemnej ulicy, który błagał o życie? - zapytała, podnosząc brew. W jej oczach zauważyłem kłębiące się łzy, czekające tylko na przepłynięcie przez policzki - To był mój chłopak ty świnio - obraziła mnie - Człowiek, dla którego oddałabym życie, a ty tak po prostu go zabiłeś.
- Pierdol się, Gina - odparłem - Nie zabiłem żadnego chłopaka z ciemnej ulicy - odpowiedziałem - Radziłbym ci zaprzestać czytania kryminałów, bo masz rozdwojenie jaźni albo zacznij opisywać lepiej osoby, bo twój chłopczyk z ciemnej uliczki, którego pewnie znalazłaś w bajce, nic mi nie mówi.
- To było kilka miesięcy temu, kiedy wróciłeś do Sydney - mówiła - Po zabójstwie swojego tatusia...
- Nie zabiłem go - wtrąciłem, a moje dłonie formowały się w pięści - Logan to zrobił.
Oczy Giny stały się szersze. Opuściła broń. Sprawiała wrażenie zaskoczonej, jakby ta wiadomość do niej nie dotarła lub znała zupełnie inną wersję. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała. Cały czas patrzyła na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Zadziwiające, jak jedna informacja potrafi wywołać takie emocje u człowieka. Zastanawiałem się, czy oprócz najbliższych mi osób jakakolwiek inna osoba wątpiła w to, że ja dopuściłem się ojcobójstwa. Chyba nikt poza nimi. Wszyscy tępo wierzyli w to, co wypisywały media. Każdy z tych ludzi, czytając te bzdety, podpisywał się pod nimi, nie znając prawdy. Nikt nie chciał jej poznać. Wystarczały im wszelkie artykuły, czy programy telewizyjne.
Jacy ludzie są żałośni.
To dlatego właśnie szukałem zdrajcy, aby udowodnić im wszystkim błąd; pokazać głupotę. Głupotę, która nie zna granic. Moja sytuacja pokazuje jedynie, jakie życie jest niesprawiedliwe, a raczej ludzie. Ale na jedno i to samo wychodzi, bo w końcu to ludzie tworzą społeczność, a społeczność sprawia, że życie staje się okrutne. Bo to ludzie są okrutni. Ludzie to potwory, które są w stanie cię zniszczyć, bo mają taki kaprys; taki charakter.
Wystarczy jedna osoba, która nie chce pozostawić po tobie suchej nitki, a za nią pójdą miliony. Bo przecież nieliczni mają swoje własne zdanie. Po co myśleć samemu, skoro ktoś robi to za ciebie? Idziesz za tłumem, większością, masz szanse na wygraną - to jest najważniejsze. Skoro jesteś wygranym, to co innego może się jeszcze liczyć? Nie ma znaczenia, czy krzywdzisz kogoś niewinnego. To wygrana ma sens. Wystarczy, że zamydlisz komuś oczy; komuś, kto jest łatwowierny i naiwny. Czy nie jest to proste? Jest.
Dlaczego?
Bo taka właśnie jest większość.
Naiwna, głupia i ślepa.
Moja sytuacja jest tego dowodem.
- Logan mówił... - szepnęła, ale zdołałem usłyszeć jej słowa.
- A więc masz kontakt z Logan'em - skrzyżowałem ręce, podnosząc brew.
Nie spodziewałem się, że Gina kiedykolwiek będzie dyskutować z Logan'em. Zawsze powtarzała, że nie cierpi jego osoby. Trzymała się blisko niego, aby mieć dostęp do narkotyków, nic poza tym. Odkąd nasza sprawa stanęła na cienkiej linii, odsunęła się od mojego byłego przyjaciela, a przynajmniej tak twierdziła.
- Brawo - prychnęła - A jak myślisz, skąd wiedział, gdzie znajduje się aktualnie Caitlin? - zapytała, a wtedy moje usta otwarły się. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie powiedziała ta dziewczyna.
- Byłaś jego wtyczką... - mruknąłem, nie do końca pewny swoich słów, jakbym mówił coś niemożliwego.
Skinęła.
Patrzyłem na nią. Bez żadnych emocji; bez pogardy; bez uśmiechu, ani złości. Prawdopodobnie nie dotarły do mnie z początku jej słowa. Wyciszyłem się na moment, blokując reakcje. Pytałem się w myślach, czy dobrze usłyszałem. Może chciała tylko mnie sprowokować? Nie wiedziałem.
- Blefujesz - burknął Michael.
- Ty naprawdę uważasz, że nie byłam w stanie zrobić czegoś takiego? - spytała, kierując swoje słowa do ciemnowłosego - Dwa tygodnie po nieobecności Mark'a, Logan przyszedł do mnie, zawiadamiając iż widział, jak Ashton postrzelił mojego faceta. Zaoferował pomoc przy zemście, więc czemu miałabym nie wziąć w tym udziału?
- Ponieważ to nie ja go zabiłem, a ten kretyn, ty tępa idiotko! - wybuchłem - Jeszcze nie chwytasz? Logan chce tylko jednego - władzy - dojdzie do niej po trupach, zniszczy każdego! Myślisz, że jego pragnieniem było ci pomóc? W takim układzie musisz mieć orzecha zamiast mózgu! - krzyczałem.
- Stary, nie mogę uwierzyć, jakim cudem spoufalałeś się z taką kretynką - usłyszałem głos Luke'a zza samochodu. Wciąż chował się za autem, bojąc się o swoje życie.
- Zamknij się! - razem z Giną zganiliśmy młodego.
- Gina, Ashton tego dnia wrócił do Sydney, a tej nocy spotkał Caitlin, uciekającą przed Logan'em, który zapewne był winny śmierci twojego chłopaka - tłumaczył Michael, dyplomata - Zamordował ojca Ashton'a, żeby uniemożliwić mu dalszą kontrolę miasta.
- Nie wierzę - odparła.
Wyciągnąłem swoją broń, kierując ją na Ginę. Dziewczyna zadrżała, myśląc, że za chwilę jej żywot się zakończy.
- Gówno mnie obchodzi, czy wierzysz w to, czy nie - zabrałem głos - Mogę ci spisać nazwiska osób, które zabiłem, ale gwarantuję ci, że twojego chłoptasia na niej nie ma. Nigdy bym cię nie skrzywdził, Gina, bo stanowiłaś dla mnie tak samo ważną osobę, jak inni. Do dzisiaj - powiedziałem.
Odłożyłem pistolet na stolik, spoglądając na nią. W moich oczach można było zobaczyć rozczarowanie. Kolejna osoba, która mi nie ufała; kolejna, która zdradziła. Zawiodłem się na niej. Pomimo jej głupoty, uważałem ją za przyjaciółkę, w końcu łączyło nas coś więcej jeszcze kilka miesięcy temu.
- Opuścisz ten dom. Nie chcę cię więcej widzieć. - oznajmiłem, będąc śmiertelnie poważnym.
Przełknęła ślinę. W tym momencie udowodniłem jej, że nie miałem nic wspólnego ze śmiercią jej chłopaka, a ona dobrze o tym wiedziała. Miała również świadomość, że zraniła mnie w pewien sposób i nie wybaczę jej zdrady. Mogła od razu porozmawiać ze mną na ten temat, a tymczasem wolała mścić się za morderstwo, z którym nie miałem nic wspólnego. Byłem jedynie w połowie jego świadkiem.
Nie przeprosiła, bo nie widziała w tym sensu, ja również. Wyszła z garażu, gdy łzy zaczęły spływać po jej policzkach i poszła spakować swoje rzeczy. Wzruszyłem ramionami, powracając do poprzedniej czynności. Nic innego nie pozostało mi do roboty. Musiałem wdrążyć swój plan w życie. Skupianie się na negatywach nie wyszłoby mi na dobre.
Torby zostały załadowane do dwóch samochodów. Czułem się bezpieczniej, mając dwa pojazdy do dyspozycji niż jeden.
Luke szykował się do odjazdu. Wsiadł do auta, zamykając drzwi. Odpalił samochód, a następnie otworzył okna. Założył okulary przeciwsłoneczne, w których zazwyczaj jeździł. Nie wiem, o co dokładnie chodziło - czy próbował poddać się najnowszym trendom, czy może starał się wykreować na czarny charakter. Zapalił jednego papierosa, czekając tylko na moje pozwolenie dotyczącej wyjazdu.
Podszedłem do drzwi od strony kierowcy. Hemmings brał właśnie kolejnego bucha.
- Gotowy? - zapytałem, a chłopak skinął - Dzisiaj masz dodatkową robotę.
- Co? - odparł zdziwiony - Chcesz zrobić to dzisiaj?
- Tak - potwierdziłem - To idealna okazja - mruknąłem.
Uderzyłem płaską dłonią o drzwi auta, dając Luke'owi znak gotowości. Blondyn włączył muzykę w radiu. Wrzucił bieg wsteczny, a później wyjechał z garażu. Wykonałem ten sam ruch, kiedy wraz z Michael'em zajęliśmy miejsca w drugim samochodzie.
Wiedziałem, że to będzie jedna z trudniejszych akcji w całym moim życiu.
_____________________________________________________
Hm, nie mam nic do dodania. Chyba nawet mi wyszedł ten rozdział, myślałam, że będzie gorzej.
Przepraszam, że niektórych wystraszyłam usunięciem swojego twittera. Potrzebowałam tych 3-4 dni bez swojego profilu. I odpoczęłam, chociaż trochę. Także teraz już jestem, dziękuję za wsparcie, jakie otrzymałam od Was. Czytałam wszystkie wiadomości, jesteście wspaniali.
A więc... aby się odwdzięczyć... PROMO 2 części! Jesteśmy przed samym finałem wow wow, a więc mogę już udostępnić mały sneak peak nadchodzącej części. ZWIASTUN DOPIERO PO KOŃCU PIERWSZEJ CZĘŚCI, TO NIE JEST ZWIASTUN, TO TYLKO PROMO!:)
Promo, a także zwiastun autorstwa genialnej @sekjut, bardzo dziękuję! Love you!
Promo, a także zwiastun autorstwa genialnej @sekjut, bardzo dziękuję! Love you!
Na nową część zostanie również zmieniony szablon, a żeby trochę zmienić wygląd, bo jak dobrze wiecie - szybko się nudzę wszystkim.
KOCHAM WAS!
Dziękuję za prawie milion i prawie 250 tysięcy na wattpad!
wtorek, 15 lipca 2014
Rozdział 44
Do wszystkich, którzy nie czytają notek. Zacznijcie to robić, bo niektórzy z Was zadają pytania na które znajdą odpowiedzi właśnie tam. Piszę je dla Was i do Was. Zróbcie mi tą przyjemność, uszanujcie moją pracę i po prostu je czytajcie.
-----
Minęło może pięć albo sześć godzin, a my ciągle siedzieliśmy w tej samej pozycji, nie ruszając się z miejsc. Ashton nie spał, cały czas oddychał głęboko, mając zaciśnięte dłonie na mojej koszulce. Kilka razy wiercił się, jakby było mu niewygodnie, ale gdy tylko próbowałam się podnieść, aby umożliwić mu zmianę miejsca - przyciągał mnie do siebie prosząc, żebym została. Nie zamierzałam odejść, ale on tego nie rozumiał. Strach przewyższał logiczne myślenie. Obawiał się utraty kolejnej osoby. Nie walczyłam z nim teraz, wiedząc przez co przechodził. Oparłam swoje łokcie na jego barkach, a dłońmi gładziłam jego głowę. Powieki co chwila opadały ze zmęczenia. Potrzebowałam snu, aczkolwiek bałam się zamknąć oczy i obudzić po jakimś czasie. Czuwanie nad Ashton'em stało się rzeczą pierwszorzędną.
W mieszkaniu został sam Calum, który zajął łóżko w sypialni. Michael oraz Luke zostali wysłani przez Ashton'a do Hurstville. Sądzę, że tak po prostu było dla niego lepiej. Im więcej osób przy nim się kręciło, tym gorsze było jego samopoczucie. Potrzebował spokoju, ewentualnie mnie.
Nie rozmawiał z nikim. Ostatni raz odezwał się, kiedy Clifford wraz z Hemmings'em chcieli zostać, aby okazać mu wsparcie. Odmówił. Nie miał sił kłócić się z Calum'em, który brnął w zaparte. Tym razem dał mu wygrać. Na prośbę Ashton'a, Calum poszedł spać, pozwalając mi zaopiekować się swoim przyjacielem.
Zostaliśmy więc w salonie, wtuleni w siebie. Pozwoliliśmy sobie na kilka godzin ciszy i ukojenie nerwów, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ash.. - mruknęłam, a blondyn mocniej ścisnął materiał mojej koszulki, dając mi znać, że nie śpi - Może zrobię kawę lub herbatę?
Na moje pytanie odpowiedział tak samo, jak na każde inne. Przytulił się do mnie bardziej, jakbym za chwilę miała odejść i już nigdy nie wrócić. Jego całe ciało było gorące, a nawet rozpalone. Przez chwilę miałam wrażenie, że ma gorączkę. Miałabym ogromne wyrzuty sumienia, gdyby przez mój długi język chłopak zachorował.
- Ashton... - powtórzyłam.
- Nie potrafię o tym zapomnieć, nie mogę.. - szepnął z bezradnością - Mam ochotę wyjść i pojechać do niego, żeby go zabić - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Myśli nie dawały mu spokoju. Na pewno wspominał każde spotkanie z Logan'em, gdzie szans na zabicie go było mnóstwo. Nie zrobił tego, gdyż nie miał o niczym pojęcia. Dręczyło go sumienie. Czuł, że zawiódł ojca, nie dopełnił zemsty. Przysiągł na jego grobie, że znajdzie tego, kto zniszczył życie jemu, a także jego rodzinie. Teraz, kiedy poznał prawdę, nie mógł wybaczyć sobie żadnego spotkania, które kończyło się podaniem ręki oraz uśmiechem. Uśmiechał się do zabójcy, zdrajcy i oszusta. Podawał mu rękę, mówił o swoich sekretach, pomagał mu, a Logan bezwstydnie wszystko przyjmował. Ashton nie potrafił sobie wybaczyć błędu, który popełnił. W nocy przez kilka godzin tępo patrzył na zdjęcie swojego rodzica, obarczając się całą winą. Świadomość, że bezpodstawnie robił krzywdę sobie oraz innym przytłaczała go. Gdyby wiedział, że szuka Logan'a, całe jego życie potoczyłoby się inaczej. Nie musiałby zabijać tylu osób, decydować się na dokonanie tak wielu strasznych rzeczy. Obraz każdego morderstwa czy innego przestępstwa ukazywał się, gdy tylko zamykał oczy.
Odsunęłam swoją głowę. Dłonią uniosłam podbródek Ashton'a, aby spojrzał prosto w moje oczy.
- Nie musisz o tym zapominać - odpowiedziałam - Wystarczy, że pozwolisz sobie ruszyć dalej. Wiem, że to ciężkie, ale jesteś silny, uda ci się, rozumiesz?
Blondyn ciężko westchnął.
- Jesteś jedyną osobą, która powstrzymuje mnie przed urwaniem temu gnojowi łba - warknął.
Moje dłonie przeniosły się na jego policzki. Delikatnie musnęłam różowe, pełne wargi Ashton'a. Pragnęłam naprawić wszystko. Gdybym tylko potrafiła, swoimi pocałunkami odesłałabym go do świata, w którym problemy nie istniały. Wymazałabym z pamięci słowa, które padły z moich ust kilka godzin temu. Pozwoliłabym mu na całkowite oddanie się relaksowi; wziąłby głęboki oddech, zatrzymał na kilka chwil. Dopiero teraz rozumiałam, jak wiele spraw go przytłaczało. Widziałam troskę w jego oczach, kiedy mówił o mieszkaniu, że jest ono do mojej dyspozycji. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę zależało mu na mnie; zależało mu, abym wiodła spokojne życie. Oboje popełniliśmy błędy, ale taka jest właśnie kolej rzeczy. Uczymy się na swych potyczkach. Naszym zadaniem jest również odnajdywanie w nich plusów. Oczywiście pesymistom będzie o wiele trudniej, ale kto powiedział, że ja czy Ashton nimi jesteśmy? Określanie, kim Ashton jest akurat w tej sytuacji byłoby czystą głupotą, ale mogłam śmiało stwierdzić, że ja doszukiwałam się pozytywów.
Znalazłam je.
On był tym pozytywem.
Gdyby nie te wydarzenia, nasze drogi nie splotłyby się w żaden sposób. Nigdy nie dostałabym telefonu od przeklętego prześladowcy; nigdy nie spotkałabym Ashton'a Cienia Irwin'a; nigdy nie siedziałabym na kolanach kryminaliście, pocieszając go i starając się okazać mu wsparcia. Wiem, że to okrutne - doszukiwać się plusów w takich sytuacjach, ale to była czysta prawda. Ashton pomimo swojego złego życia był czymś dobrym. Urozmaicał moją szarą, zwykłą i nudną codzienność. Zmieniłam się - nie na gorsze, czy lepsze - po prostu zmieniłam się.
On również, bo w końcu.. jeśli mojej osoby nie byłoby tutaj, Irwin jechałby teraz do Logan'a, aby go zamordować. Jeżeli cofniemy się bardziej w przeszłość... możliwe jest, że nigdy nie poznałby prawdy. Błądziłby cały czas po świecie, zabijając.
Mogę uznać się więc za jego szczęście w nieszczęściu, ale zawsze w pewnym stopniu szczęście.
Zastanawiałam się, co z naszą przyszłością. Z czasem uświadomiłam sobie, że rzeczywistość w której żyłam przed spotkaniem Ashton'a już w ogóle nie wzbudzała mojego zainteresowania. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, jednak życie bez wysokiego blondyna o pięknych, piwnych oczach straciłoby dla mnie sens. Obawa, że któregoś dnia oboje wrócimy na swoje poprzednie ścieżki, wzrastała z sekundami, minutami, a także godzinami. Nie chciałam rozstawać się z nim nawet na krótką chwilę. Mimo to, czas działał na naszą niekorzyść, płynął nieubłaganie szybko.
Czułam jego ciepły oddech na moim karku. Długie i zwinne palce z łatwością dostały się pod materiał mojej koszulki. Błądził dłońmi po moich plecach, zostawiając jedynie przyjemne dreszcze na skórze. Jego dotyk był taki delikatny, kojący. Pozornie wydawał się spokojny; wiedziałam, że rozrywa go od środka, mimo że nie okazuje żadnych negatywnych emocji, aby mnie nie denerwować. Chciałam być tu dla niego i tylko dla niego; poprawiać mu samopoczucie; zauważyć chociażby drgnięcie kącików ust, ale nic nie mogło sprawić, iż Ashton zapomniałby na dosłownie sekundę o informacji, którą mu przekazałam. Mogłam robić wszystko - grać, jak on by zagrał, udawać jego marionetkę, aczkolwiek żadna z tych rzeczy nie wymazałaby mu z pamięci moich słów. Musiałam zaakceptować naturę Ashton'a - to, jakim był człowiekiem. Siedząc przy nim, obejmując go i przyjmując jego pocałunki, domyślałam się, że układa w swojej głowie plan zabójstwa Logan'a. Nie wspominał o tym, ale zdążyłam go poznać.
-----
Minęło może pięć albo sześć godzin, a my ciągle siedzieliśmy w tej samej pozycji, nie ruszając się z miejsc. Ashton nie spał, cały czas oddychał głęboko, mając zaciśnięte dłonie na mojej koszulce. Kilka razy wiercił się, jakby było mu niewygodnie, ale gdy tylko próbowałam się podnieść, aby umożliwić mu zmianę miejsca - przyciągał mnie do siebie prosząc, żebym została. Nie zamierzałam odejść, ale on tego nie rozumiał. Strach przewyższał logiczne myślenie. Obawiał się utraty kolejnej osoby. Nie walczyłam z nim teraz, wiedząc przez co przechodził. Oparłam swoje łokcie na jego barkach, a dłońmi gładziłam jego głowę. Powieki co chwila opadały ze zmęczenia. Potrzebowałam snu, aczkolwiek bałam się zamknąć oczy i obudzić po jakimś czasie. Czuwanie nad Ashton'em stało się rzeczą pierwszorzędną.
W mieszkaniu został sam Calum, który zajął łóżko w sypialni. Michael oraz Luke zostali wysłani przez Ashton'a do Hurstville. Sądzę, że tak po prostu było dla niego lepiej. Im więcej osób przy nim się kręciło, tym gorsze było jego samopoczucie. Potrzebował spokoju, ewentualnie mnie.
Nie rozmawiał z nikim. Ostatni raz odezwał się, kiedy Clifford wraz z Hemmings'em chcieli zostać, aby okazać mu wsparcie. Odmówił. Nie miał sił kłócić się z Calum'em, który brnął w zaparte. Tym razem dał mu wygrać. Na prośbę Ashton'a, Calum poszedł spać, pozwalając mi zaopiekować się swoim przyjacielem.
Zostaliśmy więc w salonie, wtuleni w siebie. Pozwoliliśmy sobie na kilka godzin ciszy i ukojenie nerwów, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ash.. - mruknęłam, a blondyn mocniej ścisnął materiał mojej koszulki, dając mi znać, że nie śpi - Może zrobię kawę lub herbatę?
Na moje pytanie odpowiedział tak samo, jak na każde inne. Przytulił się do mnie bardziej, jakbym za chwilę miała odejść i już nigdy nie wrócić. Jego całe ciało było gorące, a nawet rozpalone. Przez chwilę miałam wrażenie, że ma gorączkę. Miałabym ogromne wyrzuty sumienia, gdyby przez mój długi język chłopak zachorował.
- Ashton... - powtórzyłam.
- Nie potrafię o tym zapomnieć, nie mogę.. - szepnął z bezradnością - Mam ochotę wyjść i pojechać do niego, żeby go zabić - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Myśli nie dawały mu spokoju. Na pewno wspominał każde spotkanie z Logan'em, gdzie szans na zabicie go było mnóstwo. Nie zrobił tego, gdyż nie miał o niczym pojęcia. Dręczyło go sumienie. Czuł, że zawiódł ojca, nie dopełnił zemsty. Przysiągł na jego grobie, że znajdzie tego, kto zniszczył życie jemu, a także jego rodzinie. Teraz, kiedy poznał prawdę, nie mógł wybaczyć sobie żadnego spotkania, które kończyło się podaniem ręki oraz uśmiechem. Uśmiechał się do zabójcy, zdrajcy i oszusta. Podawał mu rękę, mówił o swoich sekretach, pomagał mu, a Logan bezwstydnie wszystko przyjmował. Ashton nie potrafił sobie wybaczyć błędu, który popełnił. W nocy przez kilka godzin tępo patrzył na zdjęcie swojego rodzica, obarczając się całą winą. Świadomość, że bezpodstawnie robił krzywdę sobie oraz innym przytłaczała go. Gdyby wiedział, że szuka Logan'a, całe jego życie potoczyłoby się inaczej. Nie musiałby zabijać tylu osób, decydować się na dokonanie tak wielu strasznych rzeczy. Obraz każdego morderstwa czy innego przestępstwa ukazywał się, gdy tylko zamykał oczy.
Odsunęłam swoją głowę. Dłonią uniosłam podbródek Ashton'a, aby spojrzał prosto w moje oczy.
- Nie musisz o tym zapominać - odpowiedziałam - Wystarczy, że pozwolisz sobie ruszyć dalej. Wiem, że to ciężkie, ale jesteś silny, uda ci się, rozumiesz?
Blondyn ciężko westchnął.
- Jesteś jedyną osobą, która powstrzymuje mnie przed urwaniem temu gnojowi łba - warknął.
Moje dłonie przeniosły się na jego policzki. Delikatnie musnęłam różowe, pełne wargi Ashton'a. Pragnęłam naprawić wszystko. Gdybym tylko potrafiła, swoimi pocałunkami odesłałabym go do świata, w którym problemy nie istniały. Wymazałabym z pamięci słowa, które padły z moich ust kilka godzin temu. Pozwoliłabym mu na całkowite oddanie się relaksowi; wziąłby głęboki oddech, zatrzymał na kilka chwil. Dopiero teraz rozumiałam, jak wiele spraw go przytłaczało. Widziałam troskę w jego oczach, kiedy mówił o mieszkaniu, że jest ono do mojej dyspozycji. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę zależało mu na mnie; zależało mu, abym wiodła spokojne życie. Oboje popełniliśmy błędy, ale taka jest właśnie kolej rzeczy. Uczymy się na swych potyczkach. Naszym zadaniem jest również odnajdywanie w nich plusów. Oczywiście pesymistom będzie o wiele trudniej, ale kto powiedział, że ja czy Ashton nimi jesteśmy? Określanie, kim Ashton jest akurat w tej sytuacji byłoby czystą głupotą, ale mogłam śmiało stwierdzić, że ja doszukiwałam się pozytywów.
Znalazłam je.
On był tym pozytywem.
Gdyby nie te wydarzenia, nasze drogi nie splotłyby się w żaden sposób. Nigdy nie dostałabym telefonu od przeklętego prześladowcy; nigdy nie spotkałabym Ashton'a Cienia Irwin'a; nigdy nie siedziałabym na kolanach kryminaliście, pocieszając go i starając się okazać mu wsparcia. Wiem, że to okrutne - doszukiwać się plusów w takich sytuacjach, ale to była czysta prawda. Ashton pomimo swojego złego życia był czymś dobrym. Urozmaicał moją szarą, zwykłą i nudną codzienność. Zmieniłam się - nie na gorsze, czy lepsze - po prostu zmieniłam się.
On również, bo w końcu.. jeśli mojej osoby nie byłoby tutaj, Irwin jechałby teraz do Logan'a, aby go zamordować. Jeżeli cofniemy się bardziej w przeszłość... możliwe jest, że nigdy nie poznałby prawdy. Błądziłby cały czas po świecie, zabijając.
Mogę uznać się więc za jego szczęście w nieszczęściu, ale zawsze w pewnym stopniu szczęście.
Zastanawiałam się, co z naszą przyszłością. Z czasem uświadomiłam sobie, że rzeczywistość w której żyłam przed spotkaniem Ashton'a już w ogóle nie wzbudzała mojego zainteresowania. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, jednak życie bez wysokiego blondyna o pięknych, piwnych oczach straciłoby dla mnie sens. Obawa, że któregoś dnia oboje wrócimy na swoje poprzednie ścieżki, wzrastała z sekundami, minutami, a także godzinami. Nie chciałam rozstawać się z nim nawet na krótką chwilę. Mimo to, czas działał na naszą niekorzyść, płynął nieubłaganie szybko.
Czułam jego ciepły oddech na moim karku. Długie i zwinne palce z łatwością dostały się pod materiał mojej koszulki. Błądził dłońmi po moich plecach, zostawiając jedynie przyjemne dreszcze na skórze. Jego dotyk był taki delikatny, kojący. Pozornie wydawał się spokojny; wiedziałam, że rozrywa go od środka, mimo że nie okazuje żadnych negatywnych emocji, aby mnie nie denerwować. Chciałam być tu dla niego i tylko dla niego; poprawiać mu samopoczucie; zauważyć chociażby drgnięcie kącików ust, ale nic nie mogło sprawić, iż Ashton zapomniałby na dosłownie sekundę o informacji, którą mu przekazałam. Mogłam robić wszystko - grać, jak on by zagrał, udawać jego marionetkę, aczkolwiek żadna z tych rzeczy nie wymazałaby mu z pamięci moich słów. Musiałam zaakceptować naturę Ashton'a - to, jakim był człowiekiem. Siedząc przy nim, obejmując go i przyjmując jego pocałunki, domyślałam się, że układa w swojej głowie plan zabójstwa Logan'a. Nie wspominał o tym, ale zdążyłam go poznać.
- Chciałabym wybić ci z głowy pomysły, które zapewne teraz chodzą po twojej głowie - mruknęłam do ucha Ashton'a, nawijając na palec kosmyk jego włosów.
- Nie zniosę myśli, że ten sukinsyn chodzi bezkarnie po Sydney, a ja siedzę jak ten kołek, nie reagując - wyszeptał. Czułam, jak na moich plecach jego dłonie zaciskają się w pięści. Opuszkami palców pogładziłam jego policzek, czekając aż się rozluźni. Kiedy już udało mu się opanować, dokończył swoją wypowiedź - Obiecuję ci, że on będzie ostatnią osobą, którą zabiję.
~*~
Zbliżała się godzina szósta rano. Siedziałam na blacie kuchennym, machając nogami. Czekałam na głośny gwizdek czajnika, informujący o ugotowanej wodzie. Ustawiłam rzędem trzy nowe kubki, w których zamierzałam zaparzyć herbatę dla siebie oraz chłopców. Z niewielkiego radia umieszczonego na ladzie wypływały dźwięki muzyki, hity lat osiemdziesiątych. Przeklęłam, słysząc po raz enty w swoim całym żywocie piosenkę "Radio Ga Ga" zespołu Queen. W głowie malował mi się obraz tańczącej ciotki Eleanor, która przy okazji szorowała stoliki w barze. George w tym samym czasie śpiewał do mopa, dając nam pokaz umiejętności wokalnych.
Wracając do przeszłości zdałam sobie sprawę, jak wiele się zmieniło. Odkąd w moim życiu pojawił się Ashton, pogrzebałam wszelkie cele życiowe. Kiedyś pragnęłam zarabiać ogromne sumy, aby móc iść na wymarzone studia, jednak po jakimś czasie przestałam o nich myśleć. Skupiłam się na odnalezieniu mojego prześladowcy, a także ratowaniu swojego życia. Aktualnie nie posiadałam marzeń, ani pragnień. Przywykłam do nowego życia, zaczęło mi ono pasować, pomimo niebezpieczeństw. Co za ironia losu.
Irwin pojawił się w kuchni na czas. Wlałam wodę do kubków, parząc herbatę. Blondyn nie czekał, aż wsypię cukier; od razu przelał całą zawartość do swoich ust. Oparł się plecami o blat jednej z szafek, krzyżując nogi. Niektóre końcówki jego włosów były jeszcze wilgotne po niedawno odbytej kąpieli. Przyłożył obwiniętą bandażem dłoń do ust, ziewając.
- Prześpij się - poradziłam, widząc na twarzy Ashton'a zmęczenie. Nie zmrużył oka przez całą noc. Potrzebował snu.
Chłopak pokręcił przecząco głową, odpowiadając, iż da sobie radę. Nie próbowałam kłócić się z nim, bo wiedziałam, że nie mam szans. Jeżeli Ashton Irwin coś postanowi - nie ma możliwości powstrzymania go. Dowodem był chociażby wczorajszy incydent.
Całe mieszkanie zostało zniszczone. Mogłam powiedzieć, że nie nadawało się do użytku, a przynajmniej salon. Należało wstawić nowe okna, kupić meble oraz akcesoria. Nie wspomnę już o ścianach i podłodze w opłakanym stanie.
- Nie zabiję go - oznajmił głośno, wprawiając mnie w osłupienie.
- Co? - spytałam, mając wrażenie, że się przesłyszałam - Mówisz poważnie?
- Będzie cierpiał - odparł - Zadam mu tyle bólu, ile on zadał mi - jego wyznania momentami mnie przerażały - Ale nie zabiję go. Oddam Logan'a w ręce policji i oczyszczę się z zarzutów.
Nie potrafiłam wyrazić swojej dumy, a także szczęścia, kiedy usłyszałam słowa Ashton'a. Byłam pewna, że podjęcie takiej decyzji wymagało wiele trudu, dlatego tak bardzo ucieszyłam się, gdy zmienił swoje zdanie. Ta myśl zdecydowanie wyjdzie na jego korzyść.
Rzuciłam się w ramiona chłopaka, całując go w policzek.
- Mam nadzieję, że cały twój plan powiedzie się.
Ashton wysilił się na uśmiech. Spojrzał na radio, po czym zaczął nucić starą piosenkę.
- Moja mama ją lubiła - wspomniał.
Sięgnęłam po dłoń blondyna, a następnie ścisnęłam ją.
- Jestem pewna, że wróci do miasta i wyjaśnicie sobie parę kwestii - powiedziałam, dodając chłopakowi wsparcia.
Naszą rozmowę przerwał jednak Calum.
Ashton wysilił się na uśmiech. Spojrzał na radio, po czym zaczął nucić starą piosenkę.
- Moja mama ją lubiła - wspomniał.
Sięgnęłam po dłoń blondyna, a następnie ścisnęłam ją.
- Jestem pewna, że wróci do miasta i wyjaśnicie sobie parę kwestii - powiedziałam, dodając chłopakowi wsparcia.
Naszą rozmowę przerwał jednak Calum.
- Czemu do diabła słuchacie Lady Gagi? - z końca mieszkania dobiegł krzyk.
- Czasami zastanawiam się kto jest głupszy. On czy Hemmings - stwierdził Ashton, przewracając oczami, a następnie odpowiedział przyjacielowi głośno - To Queen, ty idioto!
Około minuty później, Calum wyszedł z łazienki. Na jego biodrach spoczywał biały, bawełniany ręcznik. Sam ręcznik, nic poza nim. Mogłam podziwiać opalone i wyrzeźbione ciało Calum'a. Stał naprzeciwko mnie oraz Ashton'a, który zdecydowanie nie wyrażał zadowolenia wyglądem swojego przyjaciela.
- Ubierz się, nie jesteś tu sam - burknął, przechodząc obok niego.
Na twarzy Calum'a wymalował się szczeniacki uśmiech. Rozbawiła go reakcja Ashton'a. Zachował się, jak zazdrosny dzieciak. Nie chcąc jednak irytować blondyna, Hood wsunął przez głowę koszulkę z nadrukiem Santa Cruz, a później udał się do sypialni, żeby ubrać spodnie. Ja natomiast przeszłam do salonu, zmierzając w kierunku balkonu. Usiadłam na podłodze, ściskając w dłoni kubek z herbatą. Oglądałam otaczające blok osiedle, pełne roślinności, ale również spalin. Na wprost budynku znajdował się parking, a po lewej stronie sklepy oraz bar mojej ciotki, który został już otwarty. Popijałam powoli herbatę, przyglądając się chmurom, wyraźnie zwiastującym opady. Zastanawiałam się przez chwilę nad planami Ashton'a dotyczącymi Logan'a. Nie miałam pojęcia w jaki sposób wystawi swojego byłego przyjaciela policji, co najbardziej mnie martwiło. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała jest Ashton w więzieniu. Jaką mogłam mieć pewność, że władze wysłuchają wersji Ashton'a? Możliwe, że od razu go zamkną bez żadnej dyskusji.
Wzdrygnęłam się, kiedy dyskusję w moich myślach przerwał sam Ashton, dotykając nagle mojego ramienia. Podniosłam głowę, patrząc na jego pełną powagi twarz. Przełknął ciężko ślinę, odwracając wzrok, jakby bał się powiedzieć to, co nękało go w myślach.
- Wy..wychodzę - zająknął się.
- Gdzie? - spytałam zdziwiona jego postanowieniem.
- Jadę do Hurstville przygotować się na spotkanie z Fletcher'em. Muszę pobyć przez chwilę sam, przemyśleć parę rzeczy, a później pojechać do niego.
Przytaknęłam. Odłożyłam kubek z herbatą, a później wstałam. Objęłam Ashton'a, obdarowując go ciepłym, wypełnionym troską uściskiem. Dodawałam mu wsparcia, starając się polepszyć jego nastrój.
- Za jakieś pół godziny powinien przyjechać Luke - oświadczył - A na razie musisz przeżyć Calum'a - mruknął z niezadowoleniem.
- Czemu ich wymieniasz? - zapytałam.
- Calum ostatnimi czasy jest wiecznie napalony - odparł, na co odpowiedziałam śmiechem.
- Czujesz się zagrożony?
- W życiu! - prychnął - O niego? Skądże - pokręcił głową - Jakby zmierzyć nasze...
- Nie kończ - wtrąciłam, domyślając się o czym zamierza mówić blondyn.
Ashton pożegnał mnie, a później swojego przyjaciela. Wyszedł z mieszkania, zostawiając naszą dwójkę zdaną na siebie. Ja i Calum nie rozmawialiśmy dość często. O wiele ciężej przychodziła mi dyskusja z nim, niż z resztą chłopaków. Wydawało mi się, że między nami jest pewna przepaść albo bariera, której po prostu nie jesteśmy w stanie pokonać. Potrafimy przebywać w swoim towarzystwie, mówić sobie wzajemnie "cześć", spytać o cokolwiek, ale nic poza tym. Nie potrafiłam wyjść z tej dziwnej, ograniczającej strefy tak samo jak on. Chociaż... nie rozważyłam jednego faktu. Możliwe, że Calum'owi w ogóle nie przeszkadzała nasza relacja.
Usiadłam na podłodze. Rozpoczęłam porządkowanie tego całego huraganu, który dopadł to mieszkanie dzień wcześniej. Zbierałam z ziemi połamane meble, a rzeczy, które w jakiś fenomenalny sposób nie zostały zniszczone odkładałam na bok. Brunet zaś oparł się o ścianę, przyglądając mi się z zainteresowaniem, a także podziwem.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam za swoimi plecami rozbawiony głos Calum'a.
Około minuty później, Calum wyszedł z łazienki. Na jego biodrach spoczywał biały, bawełniany ręcznik. Sam ręcznik, nic poza nim. Mogłam podziwiać opalone i wyrzeźbione ciało Calum'a. Stał naprzeciwko mnie oraz Ashton'a, który zdecydowanie nie wyrażał zadowolenia wyglądem swojego przyjaciela.
- Ubierz się, nie jesteś tu sam - burknął, przechodząc obok niego.
Na twarzy Calum'a wymalował się szczeniacki uśmiech. Rozbawiła go reakcja Ashton'a. Zachował się, jak zazdrosny dzieciak. Nie chcąc jednak irytować blondyna, Hood wsunął przez głowę koszulkę z nadrukiem Santa Cruz, a później udał się do sypialni, żeby ubrać spodnie. Ja natomiast przeszłam do salonu, zmierzając w kierunku balkonu. Usiadłam na podłodze, ściskając w dłoni kubek z herbatą. Oglądałam otaczające blok osiedle, pełne roślinności, ale również spalin. Na wprost budynku znajdował się parking, a po lewej stronie sklepy oraz bar mojej ciotki, który został już otwarty. Popijałam powoli herbatę, przyglądając się chmurom, wyraźnie zwiastującym opady. Zastanawiałam się przez chwilę nad planami Ashton'a dotyczącymi Logan'a. Nie miałam pojęcia w jaki sposób wystawi swojego byłego przyjaciela policji, co najbardziej mnie martwiło. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała jest Ashton w więzieniu. Jaką mogłam mieć pewność, że władze wysłuchają wersji Ashton'a? Możliwe, że od razu go zamkną bez żadnej dyskusji.
Wzdrygnęłam się, kiedy dyskusję w moich myślach przerwał sam Ashton, dotykając nagle mojego ramienia. Podniosłam głowę, patrząc na jego pełną powagi twarz. Przełknął ciężko ślinę, odwracając wzrok, jakby bał się powiedzieć to, co nękało go w myślach.
- Wy..wychodzę - zająknął się.
- Gdzie? - spytałam zdziwiona jego postanowieniem.
- Jadę do Hurstville przygotować się na spotkanie z Fletcher'em. Muszę pobyć przez chwilę sam, przemyśleć parę rzeczy, a później pojechać do niego.
Przytaknęłam. Odłożyłam kubek z herbatą, a później wstałam. Objęłam Ashton'a, obdarowując go ciepłym, wypełnionym troską uściskiem. Dodawałam mu wsparcia, starając się polepszyć jego nastrój.
- Za jakieś pół godziny powinien przyjechać Luke - oświadczył - A na razie musisz przeżyć Calum'a - mruknął z niezadowoleniem.
- Czemu ich wymieniasz? - zapytałam.
- Calum ostatnimi czasy jest wiecznie napalony - odparł, na co odpowiedziałam śmiechem.
- Czujesz się zagrożony?
- W życiu! - prychnął - O niego? Skądże - pokręcił głową - Jakby zmierzyć nasze...
- Nie kończ - wtrąciłam, domyślając się o czym zamierza mówić blondyn.
Ashton pożegnał mnie, a później swojego przyjaciela. Wyszedł z mieszkania, zostawiając naszą dwójkę zdaną na siebie. Ja i Calum nie rozmawialiśmy dość często. O wiele ciężej przychodziła mi dyskusja z nim, niż z resztą chłopaków. Wydawało mi się, że między nami jest pewna przepaść albo bariera, której po prostu nie jesteśmy w stanie pokonać. Potrafimy przebywać w swoim towarzystwie, mówić sobie wzajemnie "cześć", spytać o cokolwiek, ale nic poza tym. Nie potrafiłam wyjść z tej dziwnej, ograniczającej strefy tak samo jak on. Chociaż... nie rozważyłam jednego faktu. Możliwe, że Calum'owi w ogóle nie przeszkadzała nasza relacja.
Usiadłam na podłodze. Rozpoczęłam porządkowanie tego całego huraganu, który dopadł to mieszkanie dzień wcześniej. Zbierałam z ziemi połamane meble, a rzeczy, które w jakiś fenomenalny sposób nie zostały zniszczone odkładałam na bok. Brunet zaś oparł się o ścianę, przyglądając mi się z zainteresowaniem, a także podziwem.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam za swoimi plecami rozbawiony głos Calum'a.
- Oglądam panele - odpowiedziałam, wywracając oczami - Sprzątam, nie widzisz?
Zamilkł, wciąż obserwując moje poczynania. W końcu zrezygnował, oznajmiając, iż idzie poszukać miotły, żeby mi pomóc. Byłam zszokowana. Calum Hood wyraził chęć pomocy, a w dodatku przy sprzątaniu! Niewiarygodne.
W międzyczasie w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk pukania. Podniosłam się z podłogi ociężale. Po nieprzespanej nocy odczuwałam ból w całym moim ciele. Z trudem poruszałam się po mieszkaniu, aczkolwiek nie narzekałam, gdyż nie usiedziałabym nawet pięciu minut na kanapie, patrząc w sufit. To miejsce było w opłakanym stanie. Musiałam coś robić, aby całkowicie nie załamać się psychicznie. Gdybym bezczynnie siedziała, zaczęłabym prowadzić w myślach kolejny monolog, co na pewno przyniosłoby niezadowalające efekty.
- To pewnie Irwin, zapomniał czegoś - usłyszałam krzyk Calum'a z końca korytarza.
Ruszyłam do drzwi. Uśmiechnęłam się na myśl, że znów zobaczę Ashton'a. Po otwarciu drzwi, moja twarz przybrała zupełnie inny wyraz.
- Czego zapo... - urwałam - Mój Boże - pisnęłam.
Pistolet stykał się z moim czołem. Palec Logan'a znajdował się na spuście. Mógł w każdej chwili wypalić. Wszedł do mieszkania. Nakazał mi cofać się, wciąż celując we mnie. Tuż za nim wszedł Ticks. Szłam do tyłu, dopóki nie uderzyłam o parapet na którym znajdowały się kwiatki. Drżącą dłonią przesunęłam jedną doniczkę, która spadła. Uderzyła o podłogę. Ziemia wysypała się na panele; zmieszała się z rozbitymi kawałkami doniczki.
- Caitlin, co jest? - usłyszałam głos Calum'a.
Dźwięk ciężkich i szybkich kroków był coraz wyraźniejszy. Ręka Logan'a zacisnęła się na mojej szyi. Docisnął broń do mojej skroni, czekając tylko aż Calum wyjdzie zza ściany. Uśmiechał się dumnie. Po moich policzkach spływały łzy.
Calum pojawił się w salonie. Jego oczy stały się szersze na widok trzymającego mnie Fletcher'a. Brunet puścił mi oczko. Calum wsunął swoją dłoń pod koszulkę w poszukiwaniu rewolweru, aczkolwiek zostawił go w łazience, przed kąpielą. Był bezbronny.
Zanim spróbował zareagować w jakikolwiek sposób, ubrana na ciemno postać, stojąca tuż za nim, uderzyła w jego głowę metalową rurą. Oczy chłopaka w ciągu sekundy zamknęły się, a ciało runęło na ziemię. Stracił przytomność. Moje usta zakrył dłonią Logan, gdy zaczęłam krzyczeć, wzywając pomoc. Zacisnął swoją rękę na mojej talii. Wysoki facet, który zaatakował Calum'a podszedł do nas. Zakleił moje usta taśmą. Próbowałam wyswobodzić się z uścisku, jednak byłam za słaba. Na widok krwi wypływającej spod głowy Calum'a moje serce przyśpieszyło. Spojrzałam przerażona na Logan'a, który śmiejąc się patrzył na leżącego przyjaciela Ashton'a z pogardą. Kopnął go w brzuch, sprawdzając jego przytomność. Chciałam go powstrzymać, ale nie miałam możliwości.
Logan ścisnął moje ramię, ciągnąc do przodu. Nieznajomy mi mężczyzna, który wcześniej zajmował się Calum'em stanął teraz przede mną. Zdjął swoją kominiarkę.
Mogłam się tego spodziewać.
Kąciki jego ust uniosły się.
- Cień zapomniał o jednym - powiedział dumnie Conor - My zawsze jesteśmy o krok do przodu.
Zamilkł, wciąż obserwując moje poczynania. W końcu zrezygnował, oznajmiając, iż idzie poszukać miotły, żeby mi pomóc. Byłam zszokowana. Calum Hood wyraził chęć pomocy, a w dodatku przy sprzątaniu! Niewiarygodne.
W międzyczasie w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk pukania. Podniosłam się z podłogi ociężale. Po nieprzespanej nocy odczuwałam ból w całym moim ciele. Z trudem poruszałam się po mieszkaniu, aczkolwiek nie narzekałam, gdyż nie usiedziałabym nawet pięciu minut na kanapie, patrząc w sufit. To miejsce było w opłakanym stanie. Musiałam coś robić, aby całkowicie nie załamać się psychicznie. Gdybym bezczynnie siedziała, zaczęłabym prowadzić w myślach kolejny monolog, co na pewno przyniosłoby niezadowalające efekty.
- To pewnie Irwin, zapomniał czegoś - usłyszałam krzyk Calum'a z końca korytarza.
Ruszyłam do drzwi. Uśmiechnęłam się na myśl, że znów zobaczę Ashton'a. Po otwarciu drzwi, moja twarz przybrała zupełnie inny wyraz.
- Czego zapo... - urwałam - Mój Boże - pisnęłam.
Pistolet stykał się z moim czołem. Palec Logan'a znajdował się na spuście. Mógł w każdej chwili wypalić. Wszedł do mieszkania. Nakazał mi cofać się, wciąż celując we mnie. Tuż za nim wszedł Ticks. Szłam do tyłu, dopóki nie uderzyłam o parapet na którym znajdowały się kwiatki. Drżącą dłonią przesunęłam jedną doniczkę, która spadła. Uderzyła o podłogę. Ziemia wysypała się na panele; zmieszała się z rozbitymi kawałkami doniczki.
- Caitlin, co jest? - usłyszałam głos Calum'a.
Dźwięk ciężkich i szybkich kroków był coraz wyraźniejszy. Ręka Logan'a zacisnęła się na mojej szyi. Docisnął broń do mojej skroni, czekając tylko aż Calum wyjdzie zza ściany. Uśmiechał się dumnie. Po moich policzkach spływały łzy.
Calum pojawił się w salonie. Jego oczy stały się szersze na widok trzymającego mnie Fletcher'a. Brunet puścił mi oczko. Calum wsunął swoją dłoń pod koszulkę w poszukiwaniu rewolweru, aczkolwiek zostawił go w łazience, przed kąpielą. Był bezbronny.
Zanim spróbował zareagować w jakikolwiek sposób, ubrana na ciemno postać, stojąca tuż za nim, uderzyła w jego głowę metalową rurą. Oczy chłopaka w ciągu sekundy zamknęły się, a ciało runęło na ziemię. Stracił przytomność. Moje usta zakrył dłonią Logan, gdy zaczęłam krzyczeć, wzywając pomoc. Zacisnął swoją rękę na mojej talii. Wysoki facet, który zaatakował Calum'a podszedł do nas. Zakleił moje usta taśmą. Próbowałam wyswobodzić się z uścisku, jednak byłam za słaba. Na widok krwi wypływającej spod głowy Calum'a moje serce przyśpieszyło. Spojrzałam przerażona na Logan'a, który śmiejąc się patrzył na leżącego przyjaciela Ashton'a z pogardą. Kopnął go w brzuch, sprawdzając jego przytomność. Chciałam go powstrzymać, ale nie miałam możliwości.
Logan ścisnął moje ramię, ciągnąc do przodu. Nieznajomy mi mężczyzna, który wcześniej zajmował się Calum'em stanął teraz przede mną. Zdjął swoją kominiarkę.
Mogłam się tego spodziewać.
Kąciki jego ust uniosły się.
- Cień zapomniał o jednym - powiedział dumnie Conor - My zawsze jesteśmy o krok do przodu.
____________________________________________________________________
Badoom tsssssssssssssssssss. Męczyłam się z tym, co pewnie zauważycie. Niestety. Nic specjalnego jak dla mnie. Trochę Cashtlin, większość pierdolenia Caitlin i... satysfakcjonujący mnie koniec. Nic więcej.
Przepraszam, nie wiem co się ostatnio dzieje. Chyba się wypalam. Wszystko mnie irytuje, mam takie dziwne odczucia i ogólnie jest słabo. Czuję się z tym wszystkim sama, bez wsparcia, brak mi jakiejkolwiek motywacji. Nic, po prostu nic. Jak już myślałam po 42 i 43, że będzie dobrze, bo oba rozdziały wypłynęły ze mnie bardzo łatwo i szybko, tak teraz znów wróciłam na to samo. Przytłacza mnie to, jestem smutna i zła. Nie chcę czegoś takiego, nie umiem nic z tym zrobić. Widząc Wasze tweety i komentarze, gdzie piszecie jak czekacie na Cienia mam ochotę płakać, bo nie jestem w stanie Wam go podarować na czas. To dla mnie masakra.
Skasowałam/Wyłączyłam konto na ask.fm. Zbyt dużo dostawałam wiadomości "Kiedy rozdział" co tylko potęgowało moją irytacje, powodowało presję i ciężko mi było się z tym uporać. Sądzę, że tak będzie dla mnie lepiej.
Proszę Was o cierpliwość i wyrozumiałość.
Kilka uwag do części drugiej. Banner promujący (tak, ten wyżej) już jest. Podziękowania dla @irwinxhat.Video promujące będzie koło finału promującego. Uwaga! Video promujące to NIE ZWIASTUN. To tylko mały przedsmak. Kochana @sekjut, którą pozdrawiam i wielbię ponad życie stworzy zwiastun również do drugiej części. Jest także autorką promo.
Opis będę wypełniała jakoś po epilogu. Będzie on pod opisem pierwszej części.
DRUGA CZĘŚĆ BĘDZIE PISANA RÓWNIEŻ NA TYM BLOGU. Sądzę, że jest to bardziej komfortowe dla Was.
Wstępnie mówiłam, że drugą część zacznę publikować 9 sierpnia, ale nastąpiły zmiany. Robię przerwę. Nie wiem czy tygodniową, czy dwutygodniową czy może miesięczną. Nie pytajcie o to. Potrzebuję tego. Mimo że część drugą pisze mi się teraz znacznie lepiej (tak, piszę ją już od miesiąca) niż pierwszą, wiem, że może to się zmienić. Chcę trochę odpocząć.
Kocham Was, dziękuję za wszystko. Trzymajcie się. x
środa, 9 lipca 2014
Rozdział 43
Playlista > klik
Pomyśl sobie, że nadchodzi taki dzień, w którym wszystko zależy od ciebie. Masz dwa wyjścia, a spośród nich możesz wybrać tylko jedno. Oba według twojego uznania nie przyniosą korzyści nikomu, ale musisz zdecydować się na któreś czy tego chcesz czy nie. Twoja głowa wręcz huczy. Przedstawiasz w myślach argumenty oraz kontrargumenty, próbując podjąć jakąś decyzje, jednak jest to zbyt trudne. W dodatku swoim wyborem zranisz bliską ci osobę. Nie masz pojęcia, która opcja będzie gorsza, ponieważ skutki poznasz dopiero w przyszłości. Pozostaje ci zastanawianie się i wyobrażenia, a one mogą się nie sprawdzić. Możesz popełnić błąd, mylić się. Kiedy popełnisz błąd - poniesiesz konsekwencje. Oczywiście, że tego nie chcesz, ale nic na to nie poradzisz. Nie zmienisz przebiegu życia, tak już jest i musisz pogodzić się z tym, co się dzieje. Rzeczywistość w której żyjemy jest okrutna, los jest okrutny. Coś o tym wiem.
Ashton szybkim ruchem zamknął swój portfel, chowając go do spodni. Oparł swoje dłonie na biodrach, stając naprzeciwko mnie i czekając. W ogóle nie domyślał się, co zamierzam mu powiedzieć. Utrudniał mi sprawę. Patrząc za plecy Ashton'a, widziałam błagalne spojrzenie Michael'a. Jego wyraz twarzy mówił mi "Nie rób tego". Nie wyglądało to na rozkaz, a raczej na prośbę. Wydawało mi się, że miał pojęcie, co za chwilę wydarzy się na oczach wszystkich tu zebranych. Niestety, dłużej nie mogłam ukrywać przed Ashton'em prawdy, a już zwłaszcza nie po tym, przez co ostatnio przeszliśmy. On obiecał mi bezpieczeństwo, z czego się wywiązuje. Dowodem jest chociażby mieszkanie, w którym mam przebywać oraz ochrona. Ponadto otworzył się przede mną, opowiadając o swoim życiu, a także odpowiedział na wszelkie moje pytania. Nie kłamał, obdarzył mnie zaufaniem i wyjawił swoje sekrety. Okłamywanie osoby, która dała mi szanse nie wyszłoby mi na dobre.
- Co masz mi do powiedzenia? - ponaglił unosząc jedną brew.
- Ja... - urwałam.
Zamknęłam usta, tworząc cienką poziomą linię. Nie wiedziałam jak to wyjaśnić, o czym wspomnieć, a co zachować, aby nie rzucić go na głęboką wodę. Chciałam opowiedzieć Ashton'owi wszystko stopniowo, żeby załagodzić ten ból, który za chwilę miał się pojawić.
Byłam żałosna. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że w jakiś sposób uda mi się zmniejszyć to cierpienie? Jego przyjaciel zabił mu tatę. Człowiek z którym imprezował, popełniał przestępstwa i rozmawiał kiedyś codziennie dokonał mordu na jego rodzicu! Dla każdego z nas ojciec jest specjalną osobą w życiu, jak i matka. Niemożliwe jest bycie obojętnym w takiej sprawie.
- Wiem kto zabił twojego ojca... - mruknęłam tak cicho, jak tylko potrafiłam z nadzieją, że Ashton tego nie usłyszy.
Jego dolna warga opadła, co oznaczało, że moje słowa dotarły do jego uszu. Nie spuszczał ze mnie swojego wzroku. Widziałam tą dezorientację w jego oczach. Na pewno nie spodziewał się, że poruszę ten temat. Bo w końcu z jakiego powodu miałam to robić? To nie było w ogóle moim interesem. Gdyby Logan nie uświadomił mnie o swoim czynie, prawdopodobnie nigdy nie wtrąciłabym się w tą sprawę, wiedząc ile Ashton zniósł obelg, przekleństw, oszczerstw i cierpień. Niestety, sytuacja wymagała mojego wtargnięcia. Irwin marszczył co chwila czoło, próbując analizować to, co właśnie usłyszał. Natomiast ja popatrzyłam na podłogę, splatając swoje dłonie. Nerwowo przecierałam palcami po skórze, obawiając się jego reakcji. Nie wiedziałam, co może sobie myśleć, jednak wątpiłam, iż jest to cokolwiek pozytywnego.
- Caitlin... - warknął z wrogością. Nie zadawał pytań. Czekał na moją odpowiedź.
Kątem oka zauważyłam Michael'a kręcącego przecząco głową. Spojrzałam na niego przepraszająco. On nie rozumiał, jak ciężko mi nosząc tą wiadomość w sobie. Nie podzieliłam się tym z nikim innym, jedynie z Cliffordem, który radził sobie doskonale zatrzymując ten sekret dla siebie. Jak to robił? Nie mam pojęcia. Może unikał Ashton'a albo starał się nie rozmawiać z nim o ojcu. Ze mną było inaczej. Nosiłam ogromne brzemię. Mało tego, ciążyła nade mną klątwa lub prześladowało fatum. Różne rzeczy przypominały mi o tajemnicy, którą skrywałam. Czułam, że muszę powiedzieć prawdę.
- To Logan - odparłam na wdechu - Logan zabił twojego ojca, Ashton - przedłużyłam swoją wypowiedzieć wzdychając cicho - Wyznał mi to, kiedy byłam więziona. Liczył, że mnie zabije, a potem ciebie i...
- Niemożliwe - zaprotestował, marszcząc czoło. Miałam wrażenie, że nie uwierzył w moje słowa, jednak gdy próbował skończyć swoją wypowiedź, zmieniłam zdanie. - Tej nocy imprezowaliśmy razem, ja wtedy byłem w... - urwał, ponownie otwierając usta, jakby przypomniał sobie pewien urywek z tamtego feralnego dnia. Cofnął się o kilka kroków. Jego oczy wydawały się takie puste, bez życia. Wypuścił powietrze, jednocześnie rozszerzając oczy prawie do wielkości piłeczek ping-pongowych.
- Nie.. - szepnął - Nie, nie, nie! - wydarł się łapiąc się za głowę. Przypominał paranoika albo osobę, która nagle zobaczyła ducha. Miałam wrażenie, że za moment dostanie zawału. - Nie zrobił tego - wysyczał przez zaciśnięte zęby, wskazując na mnie palcem - Kłamiesz!
- Przepraszam - szepnęłam.
- NIE! - powtórzył podnosząc głos.
Nagle jego oczy stały się ciemne. Piękne piwne tęczówki zmieniły swój kolor na przerażającą czerń. Z rykiem uderzył pięścią w szklany stół. Odłamki szkła rozsypały się po podłodze. Zadrżałam, gdy Ashton podniósł pozostałości stolika, a następnie rzucił nim o białą ścianę pozostawiając na niej czarne rysy.
- Nie mógł mi tego zrobić.. nie.. nie.. nie... - mówił popadając w histerię. Podszedł do nowo zakupionej białej szafki. Złapał za końce drewna, a następnie przewrócił z całą złością, która od niego emanowała. Podniósł doniczkę znajdującą się na parapecie, po czym rzucił nią prosto w okno. Wybił szybę. Impulsywnie zacisnęłam dłoń na swoich ustach, aby stłumić krzyk. Ashton wpadł w istny szał, z którego nie można było go wydostać. Brał do ręki najbliżej leżące niego rzeczy. Unosił je, a później z impetem cisnął w każdą ścianę, która w niektórych miejscach rozpadała się. Przewracał meble, uderzał w podłogę, kopał wszystko, co było tylko możliwe. Krew ściekała po jego dłoniach, ale nawet tego nie zauważał. A może po prostu miał to gdzieś? Tak, to prawidłowa odpowiedź.
Tego właśnie się obawiałam. Utraty Ashton'a, jako człowieka. Zamknął się szczelnie w kuli wypełnionej ciemnością i złą energią. Doprowadzał się do autodestrukcji. Niszczył wszystko, co stanęło mu na drodze, w tym siebie, nieświadomie. Piękne mieszkanie stało się ruderą w przeciągu kilku minut. Nikt nie był w stanie go powstrzymać. Oglądaliśmy dewastację tego miejsca ze strachem. Niepoczytalność Ashton'a sięgnęła ostatniego stopnia.
Ta wiadomość była dla niego szokująca. Jego cały świat legł w gruzach. Mogłam tylko wyobrażać sobie, co czuł w tym momencie. Ocena jego zachowania w tej sytuacji byłaby co najmniej nieodpowiednia. Doskonale rozumiałam jego reakcję. Własna matka odwróciła się od niego, wyjechał z miasta, a potem przez dłuższy czas szukał tego, który zniszczył jego życie mając go praktycznie pod nosem. Na pewno czuł się poniżony. Kilkakrotnie widział się z Logan'em, który nigdy nie wyznał mu, iż dokonał sądu ostatecznego na jego ojcu. Stał tuż obok Fletcher'a nie raz, widząc ten szyderczy uśmiech na jego twarzy, ale nigdy nie wpadł na pomysł, że to on był zdrajcą. Nie obarczał go, nie brał pod uwagę. Pokazał tym swoją naiwność. Dał mu się przechytrzyć.
Michael zawołał swojego przyjaciela, ale w odpowiedzi dostał jedynie kontynuację równania mieszkania z ziemią. Nie dbając o koszty napraw, Ashton robił wszystko, aby tylko rozładować swój gniew. Nic nie miało dla niego większego znaczenia, odkąd dowiedział się, że Logan - człowiek, którego uważał jeszcze kilka miesięcy temu za przyjaciela zabił jego ojca, a później wrobił go w przestępstwo zamykając każdą możliwą dobrą drogę życiową. To dzięki niemu Ashton tułał się po świecie z wyrzutami sumienia, będąc nieszczęśliwą istotą, która nie mogła znaleźć swojego miejsca na planecie.
Domyślałam się, co w tym momencie musiał czuć. Krzyczał, uderzał pięściami w podłogę, rzucał lampą o ścianę, dopóki całkowicie jej nie zepsuł, aczkolwiek nic z tych rzeczy nie potrafiło pozbawić go bólu jaki czuł wewnątrz. Uderzał dalej i dalej, w każde możliwe miejsce z nadzieją, że po pewnym czasie przestanie cierpieć.Słabł, ale fizycznie. Jeśli chodzi o psychikę, działało to na odwrót. Ból stawał się większy, nie do zniesienia.
Pomieszczenie wyglądało niczym po przejściu huraganu, ale Ashton nie przestawał. Był bliski wyrywania sobie włosów, jakby pragnął wyrzucić z siebie słowa, które kilka minut temu wyszły z moich ust. Chciał zapomnieć o tej informacji, przestać myśleć, nie słuchać niczego. Żadna wiadomość nie wstrząsnęła nim tak, jak ta.
Zastygłam w miejscu, przyglądając się temu zdarzeniu. Obserwowałam każde poczynanie Ashton'a, powtarzając sobie w głowie, iż to moja wina i ja muszę to naprawić. Inna możliwość nie istniała. Aczkolwiek próba zrobienia kroku w przód wymagała odwagi, której mi brakowało. Akurat teraz, gdy on mnie potrzebował..
- Calum, zabierz ją - zarządził Michael, wskazując ruchem głowy na mnie.
Szybko wyswobodziłam się uścisku bruneta, gdy ten próbował chwycić mnie za ramię.
- Nigdzie nie idę - sprzeciwiłam się.
- Caitlin, jego stan się pogarsza - próbował przemówić mi do rozumu Hood.
- Nie zostawię go - syknęłam, posyłając przyjacielowi Ashton'a wrogie spojrzenie.
Przełamałam się i ruszyłam w kierunku Irwin'a. Znajdując się przed nim, dotknęłam jego ręki. Towarzyszył mi stres zmieszany ze strachem, ale dodawałam sobie otuchy, powtarzając w głowie, że nie jestem sama. Nic nie może mi się stać. Pomimo całej furii, która władała Ashton'em wierzyłam, że mnie nie skrzywdzi. Skoro nigdy nie zamierzał, nie zrobi tego teraz. Spieprzyłam, fakt, ale potrzebował mnie. Moja obecność tutaj była pewnym obowiązkiem. Słowa, które go zraniły padły z moich ust. Całej sytuacji byłam winna ja.
Nie zostawię go.
A już na pewno nie teraz.
Mówiłam do niego, próbując nawiązać jakiś kontakt. Jego ciało było całe rozgrzane. Pot spływał z jego czoła. Oddychał nierówno, szybko, za szybko. Serce waliło jak oszalałe, zarówno moje jak i blondyna. Chciałam, żeby na mnie spojrzał. Spróbowałabym porozumieć się z nim wzrokowo. Było to trudniejsze, niż myślałam.
- Ashton - powiedziałam z pełną powagą w głosie, który mimo wszystko drżał - Proszę..
Piwne oczy obdarzyły mnie spojrzeniem. Nie widziałam w nich błysku, jak zazwyczaj gdy byliśmy razem - tylko ja i on. Żadnej iskierki, zero uśmiechu. Dreszcze przeszywały mnie od stóp do głów. Chłodny wzrok, który wbijał się w moją twarz zaczął powodować drętwienie moich nóg. Tryskał złością, wściekłością, nienawiścią. Po raz pierwszy obserwował mnie tak, że włosy prawie stawały mi dęba.
Jego duże dłonie zacisnęły się na moich ramionach. Zajęczałam, kiedy sprawił mi ból. Pchnął mnie na ścianę. Ciało Ashton'a stykało się z moim. Zlustrował mnie pogardliwie, jakby czuł do mnie wstręt. Zaparło mi dech w piersiach.
- Wiedziałaś przez tyle czasu i nic mi nie powiedziałaś - zarzucił - Jak mogłaś, Caitlin? Zaufałem ci do cholery! - walnął płaską dłonią w ścianę, krzycząc prosto w moją twarz - Dlaczego?! - pytał.
- Zrobiła to z tego samego powodu, dla którego zabroniłem jej cokolwiek ci mówić! - wtrącił Michael, widząc, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta i niebezpieczna - Żeby takie coś nie miało miejsca - wyjaśnił - Żyłeś tą wiadomością, Ashton! Niczego więcej nie oczekiwałeś od życia! W końcu przestałeś, odpuściłeś. Żadne z nas nie chciało, abyś znowu wracał do tego wszystkiego i cierpiał.
- Faktycznie, nie cierpię - zadrwił - Zamierzaliście zachować to w sekrecie kurwa! Przyjaciele tak nie postępują! Są szczerzy do bólu! - wydzierał się, czując urazę. Miał rację, oszukałam go. Michael również, ale nasze intencje były zupełnie inne. Zależało nam jedynie, aby Ash wrócił do życia zamiast wciąż myśleć o przeszłości.
- Zabiję go - huknął - Będzie umierał w męczarniach, a ja będę rozkoszował się jego błaganiem o litość - mówił w złości - Wyrwę każdy organ z jego ciała i przerobię na trofeum! Zakopię skurwiela żywcem!
- Nie - wtrąciłam, a jego ciemne, pełne mroku oczy znów spotkały się z moimi - Nie jesteś taki, Ashton.
- Gówno o mnie wiesz! - krzyknął, uderzając mną drugi raz o pionową płaską powierzchnię niczym piłką. Puścił mnie, gdy krzyknęłam. Zauważyłam czerwone ślady wokół nadgarstków. Przetarłam dłońmi piekące miejsca, nie dowierzając, że to się dzieje. - Jestem potworem, takim samym jak ten szmaciarz! Przestań więc szukać wyjaśnień i nie broń mnie, bo właśnie to jest moje prawdziwe oblicze! Jestem Cieniem, mordercą i zamierzam popełnić kolejną zbrodnię, rozumiesz? Czy mam ci to kurwa przeliterować?
- Opanuj to! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
Ashton znowu zacisnął dłonie tym razem na moich ramionach, z większą siłą. Był niczym w hipnozie, z której nie potrafił się wybudzić. Miotał mną. W pewnej chwili, do moich myśli doszło, że nie zawaha się mnie uderzyć.
- Widzę, że chcesz być kolejną na mojej liście - warknął gniewnie, ale nie przeraził mnie. Musiałam uzbroić się w nerwy, gdyż moje przerażenie tylko oznaczałoby jego wygraną. Żywił się strachem, to motywowało go do dalszego upokarzania, a także znęcania się nade mną.
- Ashton, zostaw ją.. - mruknął Calum idąc w naszym kierunku.
- Nie podchodź - rozkazałam zwracając się do przyjaciela Irwin'a, a następnie przeniosłam swój wzrok na blondyna - Spójrz na mnie - poprosiłam - Nie daj się ponosić emocjom, Ashton.
Nasze oczy znowu się spotkały. Twarze zbliżały się do siebie, zmniejszając odległość między nami. Mijały sekundy i minuty, a chłopak toczył zaciętą walkę ze sobą. Widziałam, jak wielką trudność mu to sprawia, ale jeśli udałoby mu się zapanować nad złością, byłby to pierwszy krok do powrotu na dobrą ścieżkę.
Poczułam jak jego uścisk rozluźnia się. Opuścił wzrok ciężko dysząc. Pokonał to. Jego pokaleczone szkłem dłonie z moich ramion przemieściły się na ścianę. Stał przede mną próbując unormować swój oddech. Pragnienie zabijania, wydzierania się i niszczenia zanikało. Patrzył w ziemię z szeroko otwartymi oczami. Po jego czole spływał pot. Zaciskał szczękę co chwilę, jakby miało to w czymś pomóc. Całe ciało blondyna drżało. Jego mięśnie napinały się. Żyły na rękach, które wcześniej pulsowały z niesamowitą szybkością zwolniły swoje tempo.
Jego dłonie zsunęły się ze ściany pozostawiając jedynie ślady krwi. Kołysał się niebezpiecznie, mogąc za moment stracić przytomność. Powieki jego oczu były otwarte jedynie do połowy.
Ręką sięgnął za tył koszulki, gdzie schowaną miał broń. Wyjął ją i odbezpieczył. Pisnęłam, kiedy blondyn przyłożył pistolet do swojej głowy. Podniósł swój wzrok, a wtedy zobaczyłam jego załzawione oczy. Zaciskał wargi próbując powstrzymać płacz. Atak agresji zakończył się, ale przyszedł czas na kolejną fazę. O wiele, wiele gorszą.
- O w mordę - wymsknęło się z ust Michael'a.
Calum gotów do powstrzymania Ashton'a już kierował się w jego stronę. W porę Luke zatrzymał przyjaciela. Mógł pogorszyć sprawę.
- Pamiętasz jak mówiłaś, że jestem słaby? - spytał szeptem - Miałaś rację, jestem kurwa słaby - powiedział obojętnie.
- Nie.. Ashton, nie możesz tego zrobić.. - kręciłam przecząco głową, a łzy spływały po moich policzkach.
- Jestem skończony, rozumiesz? Spieprzył mi życie! Nie mam powodu by tutaj siedzieć i patrzeć jak wszystko nadal się pierdoli! - krzyknął.
- Masz mnie! - odpowiedziałam tak samo głośno, szlochając - Ja jestem tym powodem i chcę nim być!
Blondyn wciąż trzymał broń przy swojej twarzy. Jego palec zaciskał się na spuście. Modliłam się, aby nie wypalił. Towarzyszyła mi cicha nadzieja, że nie ma w nim nabojów. Milczał, dysząc. Patrzył na mnie tak obco i beznamiętnie. Zastanawiał się, czy powinien to zrobić. Przez jego myśli przeplatały się tylko dwa słowa: tak albo nie. My zaś przeżywaliśmy horror. Nikt z nas nie podchodził bliżej, aby nie wystraszyć Ashton'a. Bóg jeden wie, co mógł zrobić, gdy któraś osoba postawiłaby krok do przodu.
- Potrzebujesz mnie tak samo, jak ja ciebie - zacytowałam jego wypowiedź sprzed kilku tygodni, zaciągając nosem.
Po jego policzku spłynęła łza. Na twarzy chłopaka wyraźnie odbijał się smutek. Zdawałam sobie sprawę z tego, że czuł, jakby cały jego świat upadł. Ktoś zadał mu cios, nokautując. Przestał widzieć pozytywy. Przez tą informację skupiał się tylko i wyłącznie na minusach życia.
Pragnęłam dać mu chociaż odrobinę nadziei, wiary. Być powodem, dla którego zostanie na tym świecie, walczyć o tą dobroć skrytą wewnątrz jego ciała. Siedzieć z nim, właśnie teraz w tej chwili, wesprzeć go i pocieszyć, naprawić jako człowieka...
Ashton zamknął oczy, po czym odsunął od swojej głowy pistolet. Puścił go, a narzędzie runęło z hukiem na ziemię. W pewnym momencie on sam padł na kolana, otwierając oczy. Wyglądał na zmęczonego.
Wszystkim.
Zbłądzeniem, popełnianiem zbrodni, niewiedzą, bólem, cierpieniem, oszustwami i tajemnicami. Miał tego wszystkiego dość. Jego serce rozdarte było na miliony kawałeczków, a nikt nie był w stanie tego zmienić. Nawet ja nie byłam pewna, czy mogłam je chociażby posklejać ze świadomością, iż ono nigdy nie będzie takie samo.
Zawsze mogłam spróbować, dlatego tak właśnie postąpiłam.
Ukucnęłam przy Ashton'ie, przyciągając go do siebie. Objęłam go. Trzymałam w swoich ramionach, szlochającego, a zarazem milczącego chłopaka, co budziło we mnie przerażenie. Nie odwzajemnił mojego uścisku, nie wykonał choćby jednego, małego ruchu. Spojrzałam kątem oka na jego przyjaciół. Nie mieli pojęcia co robić, ani mówić. Nigdy wcześniej nie widzieli Ashton'a w tak fatalnym stanie. Wbito mu nóż w plecy. W dodatku zrobił to Logan, z moją pomocą, gdyż to ja oznajmiłam wszem i wobec, iż jest on mordercą. Czułam się strasznie. Udzielił mi się jego smutek. Poczucie winy nie ustępowało. Moim zamiarem nie było sprawienie bólu chłopakowi, a jednak to zrobiłam. Same chęci przestały się liczyć.
- Zabił mojego ojca - szepnął odsuwając się ode mnie - Zabił go.. - mówił, jakby dopiero teraz to wszystko do niego docierało - Wszystko, co zrobiłem... to jego wina... sukinsyn wykreował mnie na potwora... jestem potworem.. - stwierdzał, uświadamiając sobie samemu błędy.
- Nie jesteś - odpowiedziałam, ujmując jego twarz w dłonie - To on nim jest.
- Ashton... - Michael pochylił się nad swoim przyjacielem - Nie pozwól sobie upaść. Nie załamałeś się wcześniej więc nie załamuj się i teraz - poradził ciemnowłosy.
Calum i Luke podeszli do blondyna. Obaj wzięli jego ręce i przewiesili przez swoje barki, następnie podciągając Ashton'a. Przenieśli go na kanapę, gdzie usiadł wzdychając ciężko. Odwrócił swoją twarz w stronę wybitego okna. Prawdopodobnie zastanawiał się, co później może wydarzyć się w jego życiu. Widząc jego oczy, w których tkwił sam żal poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Ścisnęłam jego rękę, dając mu do wiadomości, że nie jest samotny.
- Spójrz na mnie - mruknęłam cicho, czekając aż jego oczy spotkają się z moimi - Jesteśmy tutaj, ja jestem..
Pociągnął mnie za rękę zmuszając do wstania. Z desperacją przyciągnął mnie do siebie tak, że musiałam usiąść na jego kolanach, nie mając innego wyjścia. Nie protestowałam, zachowywałam się jak mała kukiełka albo służąca, robiąc to, co Ashton chciał, bo wiedziałam, że tego właśnie teraz potrzebował. Nie zniósłby odrzucenia. Poza tym brakowało mi jego dotyku. Pojawiła się szansa rekompensaty więc skorzystałam z niej, mając nadzieję, że w minimalnym stopniu ukoję ból blondyna. Poczułam, jak jego ręce oplatają moją talię. Ścisnął materiał mojej koszulki z dużą siłą. Położył głowę na moim barku, chowając twarz w moim ciele. Oddychał głęboko, jakby próbował uspokoić swoje nerwy. Pozwoliłam mu na wyciszenie się.
- Nie zostawiaj mnie, proszę... - usłyszałam cichą prośbę wypowiedzianą przez niego zachrypniętym i pełnym obaw głosem.
- Nie zamierzam - odpowiedziałam prosto do ucha blondyna, gładząc go po głowie.
O niczym innym nie marzyłam, jak o możliwości trzymania go w swoich ramionach. Nie miałam pojęcia, co wydarzy się jutro czy po jutrze. Najważniejszym było dla mnie dobro Ashton'a. Chciałam mówić mu teraz, że będzie dobrze. Będąc przy nim wiedziałam, że tak właśnie będzie. Możliwe, że popełniłam błąd wprowadzając go do swojego serca. Brnęłam w to uczucie, popadając głębiej i głębiej. Ale jakie to miało znaczenie? Uświadomiłam sobie, że jest on osobą przy której wolałabym budzić się rano i zasypiać wieczorami. Nie było więc mowy o odwrocie.
Ashton szybkim ruchem zamknął swój portfel, chowając go do spodni. Oparł swoje dłonie na biodrach, stając naprzeciwko mnie i czekając. W ogóle nie domyślał się, co zamierzam mu powiedzieć. Utrudniał mi sprawę. Patrząc za plecy Ashton'a, widziałam błagalne spojrzenie Michael'a. Jego wyraz twarzy mówił mi "Nie rób tego". Nie wyglądało to na rozkaz, a raczej na prośbę. Wydawało mi się, że miał pojęcie, co za chwilę wydarzy się na oczach wszystkich tu zebranych. Niestety, dłużej nie mogłam ukrywać przed Ashton'em prawdy, a już zwłaszcza nie po tym, przez co ostatnio przeszliśmy. On obiecał mi bezpieczeństwo, z czego się wywiązuje. Dowodem jest chociażby mieszkanie, w którym mam przebywać oraz ochrona. Ponadto otworzył się przede mną, opowiadając o swoim życiu, a także odpowiedział na wszelkie moje pytania. Nie kłamał, obdarzył mnie zaufaniem i wyjawił swoje sekrety. Okłamywanie osoby, która dała mi szanse nie wyszłoby mi na dobre.
- Co masz mi do powiedzenia? - ponaglił unosząc jedną brew.
- Ja... - urwałam.
Zamknęłam usta, tworząc cienką poziomą linię. Nie wiedziałam jak to wyjaśnić, o czym wspomnieć, a co zachować, aby nie rzucić go na głęboką wodę. Chciałam opowiedzieć Ashton'owi wszystko stopniowo, żeby załagodzić ten ból, który za chwilę miał się pojawić.
Byłam żałosna. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że w jakiś sposób uda mi się zmniejszyć to cierpienie? Jego przyjaciel zabił mu tatę. Człowiek z którym imprezował, popełniał przestępstwa i rozmawiał kiedyś codziennie dokonał mordu na jego rodzicu! Dla każdego z nas ojciec jest specjalną osobą w życiu, jak i matka. Niemożliwe jest bycie obojętnym w takiej sprawie.
- Wiem kto zabił twojego ojca... - mruknęłam tak cicho, jak tylko potrafiłam z nadzieją, że Ashton tego nie usłyszy.
Jego dolna warga opadła, co oznaczało, że moje słowa dotarły do jego uszu. Nie spuszczał ze mnie swojego wzroku. Widziałam tą dezorientację w jego oczach. Na pewno nie spodziewał się, że poruszę ten temat. Bo w końcu z jakiego powodu miałam to robić? To nie było w ogóle moim interesem. Gdyby Logan nie uświadomił mnie o swoim czynie, prawdopodobnie nigdy nie wtrąciłabym się w tą sprawę, wiedząc ile Ashton zniósł obelg, przekleństw, oszczerstw i cierpień. Niestety, sytuacja wymagała mojego wtargnięcia. Irwin marszczył co chwila czoło, próbując analizować to, co właśnie usłyszał. Natomiast ja popatrzyłam na podłogę, splatając swoje dłonie. Nerwowo przecierałam palcami po skórze, obawiając się jego reakcji. Nie wiedziałam, co może sobie myśleć, jednak wątpiłam, iż jest to cokolwiek pozytywnego.
- Caitlin... - warknął z wrogością. Nie zadawał pytań. Czekał na moją odpowiedź.
Kątem oka zauważyłam Michael'a kręcącego przecząco głową. Spojrzałam na niego przepraszająco. On nie rozumiał, jak ciężko mi nosząc tą wiadomość w sobie. Nie podzieliłam się tym z nikim innym, jedynie z Cliffordem, który radził sobie doskonale zatrzymując ten sekret dla siebie. Jak to robił? Nie mam pojęcia. Może unikał Ashton'a albo starał się nie rozmawiać z nim o ojcu. Ze mną było inaczej. Nosiłam ogromne brzemię. Mało tego, ciążyła nade mną klątwa lub prześladowało fatum. Różne rzeczy przypominały mi o tajemnicy, którą skrywałam. Czułam, że muszę powiedzieć prawdę.
- To Logan - odparłam na wdechu - Logan zabił twojego ojca, Ashton - przedłużyłam swoją wypowiedzieć wzdychając cicho - Wyznał mi to, kiedy byłam więziona. Liczył, że mnie zabije, a potem ciebie i...
- Niemożliwe - zaprotestował, marszcząc czoło. Miałam wrażenie, że nie uwierzył w moje słowa, jednak gdy próbował skończyć swoją wypowiedź, zmieniłam zdanie. - Tej nocy imprezowaliśmy razem, ja wtedy byłem w... - urwał, ponownie otwierając usta, jakby przypomniał sobie pewien urywek z tamtego feralnego dnia. Cofnął się o kilka kroków. Jego oczy wydawały się takie puste, bez życia. Wypuścił powietrze, jednocześnie rozszerzając oczy prawie do wielkości piłeczek ping-pongowych.
- Nie.. - szepnął - Nie, nie, nie! - wydarł się łapiąc się za głowę. Przypominał paranoika albo osobę, która nagle zobaczyła ducha. Miałam wrażenie, że za moment dostanie zawału. - Nie zrobił tego - wysyczał przez zaciśnięte zęby, wskazując na mnie palcem - Kłamiesz!
- Przepraszam - szepnęłam.
- NIE! - powtórzył podnosząc głos.
Nagle jego oczy stały się ciemne. Piękne piwne tęczówki zmieniły swój kolor na przerażającą czerń. Z rykiem uderzył pięścią w szklany stół. Odłamki szkła rozsypały się po podłodze. Zadrżałam, gdy Ashton podniósł pozostałości stolika, a następnie rzucił nim o białą ścianę pozostawiając na niej czarne rysy.
- Nie mógł mi tego zrobić.. nie.. nie.. nie... - mówił popadając w histerię. Podszedł do nowo zakupionej białej szafki. Złapał za końce drewna, a następnie przewrócił z całą złością, która od niego emanowała. Podniósł doniczkę znajdującą się na parapecie, po czym rzucił nią prosto w okno. Wybił szybę. Impulsywnie zacisnęłam dłoń na swoich ustach, aby stłumić krzyk. Ashton wpadł w istny szał, z którego nie można było go wydostać. Brał do ręki najbliżej leżące niego rzeczy. Unosił je, a później z impetem cisnął w każdą ścianę, która w niektórych miejscach rozpadała się. Przewracał meble, uderzał w podłogę, kopał wszystko, co było tylko możliwe. Krew ściekała po jego dłoniach, ale nawet tego nie zauważał. A może po prostu miał to gdzieś? Tak, to prawidłowa odpowiedź.
Tego właśnie się obawiałam. Utraty Ashton'a, jako człowieka. Zamknął się szczelnie w kuli wypełnionej ciemnością i złą energią. Doprowadzał się do autodestrukcji. Niszczył wszystko, co stanęło mu na drodze, w tym siebie, nieświadomie. Piękne mieszkanie stało się ruderą w przeciągu kilku minut. Nikt nie był w stanie go powstrzymać. Oglądaliśmy dewastację tego miejsca ze strachem. Niepoczytalność Ashton'a sięgnęła ostatniego stopnia.
Ta wiadomość była dla niego szokująca. Jego cały świat legł w gruzach. Mogłam tylko wyobrażać sobie, co czuł w tym momencie. Ocena jego zachowania w tej sytuacji byłaby co najmniej nieodpowiednia. Doskonale rozumiałam jego reakcję. Własna matka odwróciła się od niego, wyjechał z miasta, a potem przez dłuższy czas szukał tego, który zniszczył jego życie mając go praktycznie pod nosem. Na pewno czuł się poniżony. Kilkakrotnie widział się z Logan'em, który nigdy nie wyznał mu, iż dokonał sądu ostatecznego na jego ojcu. Stał tuż obok Fletcher'a nie raz, widząc ten szyderczy uśmiech na jego twarzy, ale nigdy nie wpadł na pomysł, że to on był zdrajcą. Nie obarczał go, nie brał pod uwagę. Pokazał tym swoją naiwność. Dał mu się przechytrzyć.
Michael zawołał swojego przyjaciela, ale w odpowiedzi dostał jedynie kontynuację równania mieszkania z ziemią. Nie dbając o koszty napraw, Ashton robił wszystko, aby tylko rozładować swój gniew. Nic nie miało dla niego większego znaczenia, odkąd dowiedział się, że Logan - człowiek, którego uważał jeszcze kilka miesięcy temu za przyjaciela zabił jego ojca, a później wrobił go w przestępstwo zamykając każdą możliwą dobrą drogę życiową. To dzięki niemu Ashton tułał się po świecie z wyrzutami sumienia, będąc nieszczęśliwą istotą, która nie mogła znaleźć swojego miejsca na planecie.
Domyślałam się, co w tym momencie musiał czuć. Krzyczał, uderzał pięściami w podłogę, rzucał lampą o ścianę, dopóki całkowicie jej nie zepsuł, aczkolwiek nic z tych rzeczy nie potrafiło pozbawić go bólu jaki czuł wewnątrz. Uderzał dalej i dalej, w każde możliwe miejsce z nadzieją, że po pewnym czasie przestanie cierpieć.Słabł, ale fizycznie. Jeśli chodzi o psychikę, działało to na odwrót. Ból stawał się większy, nie do zniesienia.
Pomieszczenie wyglądało niczym po przejściu huraganu, ale Ashton nie przestawał. Był bliski wyrywania sobie włosów, jakby pragnął wyrzucić z siebie słowa, które kilka minut temu wyszły z moich ust. Chciał zapomnieć o tej informacji, przestać myśleć, nie słuchać niczego. Żadna wiadomość nie wstrząsnęła nim tak, jak ta.
Zastygłam w miejscu, przyglądając się temu zdarzeniu. Obserwowałam każde poczynanie Ashton'a, powtarzając sobie w głowie, iż to moja wina i ja muszę to naprawić. Inna możliwość nie istniała. Aczkolwiek próba zrobienia kroku w przód wymagała odwagi, której mi brakowało. Akurat teraz, gdy on mnie potrzebował..
- Calum, zabierz ją - zarządził Michael, wskazując ruchem głowy na mnie.
Szybko wyswobodziłam się uścisku bruneta, gdy ten próbował chwycić mnie za ramię.
- Nigdzie nie idę - sprzeciwiłam się.
- Caitlin, jego stan się pogarsza - próbował przemówić mi do rozumu Hood.
- Nie zostawię go - syknęłam, posyłając przyjacielowi Ashton'a wrogie spojrzenie.
Przełamałam się i ruszyłam w kierunku Irwin'a. Znajdując się przed nim, dotknęłam jego ręki. Towarzyszył mi stres zmieszany ze strachem, ale dodawałam sobie otuchy, powtarzając w głowie, że nie jestem sama. Nic nie może mi się stać. Pomimo całej furii, która władała Ashton'em wierzyłam, że mnie nie skrzywdzi. Skoro nigdy nie zamierzał, nie zrobi tego teraz. Spieprzyłam, fakt, ale potrzebował mnie. Moja obecność tutaj była pewnym obowiązkiem. Słowa, które go zraniły padły z moich ust. Całej sytuacji byłam winna ja.
Nie zostawię go.
A już na pewno nie teraz.
Mówiłam do niego, próbując nawiązać jakiś kontakt. Jego ciało było całe rozgrzane. Pot spływał z jego czoła. Oddychał nierówno, szybko, za szybko. Serce waliło jak oszalałe, zarówno moje jak i blondyna. Chciałam, żeby na mnie spojrzał. Spróbowałabym porozumieć się z nim wzrokowo. Było to trudniejsze, niż myślałam.
- Ashton - powiedziałam z pełną powagą w głosie, który mimo wszystko drżał - Proszę..
Piwne oczy obdarzyły mnie spojrzeniem. Nie widziałam w nich błysku, jak zazwyczaj gdy byliśmy razem - tylko ja i on. Żadnej iskierki, zero uśmiechu. Dreszcze przeszywały mnie od stóp do głów. Chłodny wzrok, który wbijał się w moją twarz zaczął powodować drętwienie moich nóg. Tryskał złością, wściekłością, nienawiścią. Po raz pierwszy obserwował mnie tak, że włosy prawie stawały mi dęba.
Jego duże dłonie zacisnęły się na moich ramionach. Zajęczałam, kiedy sprawił mi ból. Pchnął mnie na ścianę. Ciało Ashton'a stykało się z moim. Zlustrował mnie pogardliwie, jakby czuł do mnie wstręt. Zaparło mi dech w piersiach.
- Wiedziałaś przez tyle czasu i nic mi nie powiedziałaś - zarzucił - Jak mogłaś, Caitlin? Zaufałem ci do cholery! - walnął płaską dłonią w ścianę, krzycząc prosto w moją twarz - Dlaczego?! - pytał.
- Zrobiła to z tego samego powodu, dla którego zabroniłem jej cokolwiek ci mówić! - wtrącił Michael, widząc, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta i niebezpieczna - Żeby takie coś nie miało miejsca - wyjaśnił - Żyłeś tą wiadomością, Ashton! Niczego więcej nie oczekiwałeś od życia! W końcu przestałeś, odpuściłeś. Żadne z nas nie chciało, abyś znowu wracał do tego wszystkiego i cierpiał.
- Faktycznie, nie cierpię - zadrwił - Zamierzaliście zachować to w sekrecie kurwa! Przyjaciele tak nie postępują! Są szczerzy do bólu! - wydzierał się, czując urazę. Miał rację, oszukałam go. Michael również, ale nasze intencje były zupełnie inne. Zależało nam jedynie, aby Ash wrócił do życia zamiast wciąż myśleć o przeszłości.
- Zabiję go - huknął - Będzie umierał w męczarniach, a ja będę rozkoszował się jego błaganiem o litość - mówił w złości - Wyrwę każdy organ z jego ciała i przerobię na trofeum! Zakopię skurwiela żywcem!
- Nie - wtrąciłam, a jego ciemne, pełne mroku oczy znów spotkały się z moimi - Nie jesteś taki, Ashton.
- Gówno o mnie wiesz! - krzyknął, uderzając mną drugi raz o pionową płaską powierzchnię niczym piłką. Puścił mnie, gdy krzyknęłam. Zauważyłam czerwone ślady wokół nadgarstków. Przetarłam dłońmi piekące miejsca, nie dowierzając, że to się dzieje. - Jestem potworem, takim samym jak ten szmaciarz! Przestań więc szukać wyjaśnień i nie broń mnie, bo właśnie to jest moje prawdziwe oblicze! Jestem Cieniem, mordercą i zamierzam popełnić kolejną zbrodnię, rozumiesz? Czy mam ci to kurwa przeliterować?
- Opanuj to! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
Ashton znowu zacisnął dłonie tym razem na moich ramionach, z większą siłą. Był niczym w hipnozie, z której nie potrafił się wybudzić. Miotał mną. W pewnej chwili, do moich myśli doszło, że nie zawaha się mnie uderzyć.
- Widzę, że chcesz być kolejną na mojej liście - warknął gniewnie, ale nie przeraził mnie. Musiałam uzbroić się w nerwy, gdyż moje przerażenie tylko oznaczałoby jego wygraną. Żywił się strachem, to motywowało go do dalszego upokarzania, a także znęcania się nade mną.
- Ashton, zostaw ją.. - mruknął Calum idąc w naszym kierunku.
- Nie podchodź - rozkazałam zwracając się do przyjaciela Irwin'a, a następnie przeniosłam swój wzrok na blondyna - Spójrz na mnie - poprosiłam - Nie daj się ponosić emocjom, Ashton.
Nasze oczy znowu się spotkały. Twarze zbliżały się do siebie, zmniejszając odległość między nami. Mijały sekundy i minuty, a chłopak toczył zaciętą walkę ze sobą. Widziałam, jak wielką trudność mu to sprawia, ale jeśli udałoby mu się zapanować nad złością, byłby to pierwszy krok do powrotu na dobrą ścieżkę.
Poczułam jak jego uścisk rozluźnia się. Opuścił wzrok ciężko dysząc. Pokonał to. Jego pokaleczone szkłem dłonie z moich ramion przemieściły się na ścianę. Stał przede mną próbując unormować swój oddech. Pragnienie zabijania, wydzierania się i niszczenia zanikało. Patrzył w ziemię z szeroko otwartymi oczami. Po jego czole spływał pot. Zaciskał szczękę co chwilę, jakby miało to w czymś pomóc. Całe ciało blondyna drżało. Jego mięśnie napinały się. Żyły na rękach, które wcześniej pulsowały z niesamowitą szybkością zwolniły swoje tempo.
Jego dłonie zsunęły się ze ściany pozostawiając jedynie ślady krwi. Kołysał się niebezpiecznie, mogąc za moment stracić przytomność. Powieki jego oczu były otwarte jedynie do połowy.
Ręką sięgnął za tył koszulki, gdzie schowaną miał broń. Wyjął ją i odbezpieczył. Pisnęłam, kiedy blondyn przyłożył pistolet do swojej głowy. Podniósł swój wzrok, a wtedy zobaczyłam jego załzawione oczy. Zaciskał wargi próbując powstrzymać płacz. Atak agresji zakończył się, ale przyszedł czas na kolejną fazę. O wiele, wiele gorszą.
- O w mordę - wymsknęło się z ust Michael'a.
Calum gotów do powstrzymania Ashton'a już kierował się w jego stronę. W porę Luke zatrzymał przyjaciela. Mógł pogorszyć sprawę.
- Pamiętasz jak mówiłaś, że jestem słaby? - spytał szeptem - Miałaś rację, jestem kurwa słaby - powiedział obojętnie.
- Nie.. Ashton, nie możesz tego zrobić.. - kręciłam przecząco głową, a łzy spływały po moich policzkach.
- Jestem skończony, rozumiesz? Spieprzył mi życie! Nie mam powodu by tutaj siedzieć i patrzeć jak wszystko nadal się pierdoli! - krzyknął.
- Masz mnie! - odpowiedziałam tak samo głośno, szlochając - Ja jestem tym powodem i chcę nim być!
Blondyn wciąż trzymał broń przy swojej twarzy. Jego palec zaciskał się na spuście. Modliłam się, aby nie wypalił. Towarzyszyła mi cicha nadzieja, że nie ma w nim nabojów. Milczał, dysząc. Patrzył na mnie tak obco i beznamiętnie. Zastanawiał się, czy powinien to zrobić. Przez jego myśli przeplatały się tylko dwa słowa: tak albo nie. My zaś przeżywaliśmy horror. Nikt z nas nie podchodził bliżej, aby nie wystraszyć Ashton'a. Bóg jeden wie, co mógł zrobić, gdy któraś osoba postawiłaby krok do przodu.
- Potrzebujesz mnie tak samo, jak ja ciebie - zacytowałam jego wypowiedź sprzed kilku tygodni, zaciągając nosem.
Po jego policzku spłynęła łza. Na twarzy chłopaka wyraźnie odbijał się smutek. Zdawałam sobie sprawę z tego, że czuł, jakby cały jego świat upadł. Ktoś zadał mu cios, nokautując. Przestał widzieć pozytywy. Przez tą informację skupiał się tylko i wyłącznie na minusach życia.
Pragnęłam dać mu chociaż odrobinę nadziei, wiary. Być powodem, dla którego zostanie na tym świecie, walczyć o tą dobroć skrytą wewnątrz jego ciała. Siedzieć z nim, właśnie teraz w tej chwili, wesprzeć go i pocieszyć, naprawić jako człowieka...
Ashton zamknął oczy, po czym odsunął od swojej głowy pistolet. Puścił go, a narzędzie runęło z hukiem na ziemię. W pewnym momencie on sam padł na kolana, otwierając oczy. Wyglądał na zmęczonego.
Wszystkim.
Zbłądzeniem, popełnianiem zbrodni, niewiedzą, bólem, cierpieniem, oszustwami i tajemnicami. Miał tego wszystkiego dość. Jego serce rozdarte było na miliony kawałeczków, a nikt nie był w stanie tego zmienić. Nawet ja nie byłam pewna, czy mogłam je chociażby posklejać ze świadomością, iż ono nigdy nie będzie takie samo.
Zawsze mogłam spróbować, dlatego tak właśnie postąpiłam.
Ukucnęłam przy Ashton'ie, przyciągając go do siebie. Objęłam go. Trzymałam w swoich ramionach, szlochającego, a zarazem milczącego chłopaka, co budziło we mnie przerażenie. Nie odwzajemnił mojego uścisku, nie wykonał choćby jednego, małego ruchu. Spojrzałam kątem oka na jego przyjaciół. Nie mieli pojęcia co robić, ani mówić. Nigdy wcześniej nie widzieli Ashton'a w tak fatalnym stanie. Wbito mu nóż w plecy. W dodatku zrobił to Logan, z moją pomocą, gdyż to ja oznajmiłam wszem i wobec, iż jest on mordercą. Czułam się strasznie. Udzielił mi się jego smutek. Poczucie winy nie ustępowało. Moim zamiarem nie było sprawienie bólu chłopakowi, a jednak to zrobiłam. Same chęci przestały się liczyć.
- Zabił mojego ojca - szepnął odsuwając się ode mnie - Zabił go.. - mówił, jakby dopiero teraz to wszystko do niego docierało - Wszystko, co zrobiłem... to jego wina... sukinsyn wykreował mnie na potwora... jestem potworem.. - stwierdzał, uświadamiając sobie samemu błędy.
- Nie jesteś - odpowiedziałam, ujmując jego twarz w dłonie - To on nim jest.
- Ashton... - Michael pochylił się nad swoim przyjacielem - Nie pozwól sobie upaść. Nie załamałeś się wcześniej więc nie załamuj się i teraz - poradził ciemnowłosy.
Calum i Luke podeszli do blondyna. Obaj wzięli jego ręce i przewiesili przez swoje barki, następnie podciągając Ashton'a. Przenieśli go na kanapę, gdzie usiadł wzdychając ciężko. Odwrócił swoją twarz w stronę wybitego okna. Prawdopodobnie zastanawiał się, co później może wydarzyć się w jego życiu. Widząc jego oczy, w których tkwił sam żal poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Ścisnęłam jego rękę, dając mu do wiadomości, że nie jest samotny.
- Spójrz na mnie - mruknęłam cicho, czekając aż jego oczy spotkają się z moimi - Jesteśmy tutaj, ja jestem..
Pociągnął mnie za rękę zmuszając do wstania. Z desperacją przyciągnął mnie do siebie tak, że musiałam usiąść na jego kolanach, nie mając innego wyjścia. Nie protestowałam, zachowywałam się jak mała kukiełka albo służąca, robiąc to, co Ashton chciał, bo wiedziałam, że tego właśnie teraz potrzebował. Nie zniósłby odrzucenia. Poza tym brakowało mi jego dotyku. Pojawiła się szansa rekompensaty więc skorzystałam z niej, mając nadzieję, że w minimalnym stopniu ukoję ból blondyna. Poczułam, jak jego ręce oplatają moją talię. Ścisnął materiał mojej koszulki z dużą siłą. Położył głowę na moim barku, chowając twarz w moim ciele. Oddychał głęboko, jakby próbował uspokoić swoje nerwy. Pozwoliłam mu na wyciszenie się.
- Nie zostawiaj mnie, proszę... - usłyszałam cichą prośbę wypowiedzianą przez niego zachrypniętym i pełnym obaw głosem.
- Nie zamierzam - odpowiedziałam prosto do ucha blondyna, gładząc go po głowie.
O niczym innym nie marzyłam, jak o możliwości trzymania go w swoich ramionach. Nie miałam pojęcia, co wydarzy się jutro czy po jutrze. Najważniejszym było dla mnie dobro Ashton'a. Chciałam mówić mu teraz, że będzie dobrze. Będąc przy nim wiedziałam, że tak właśnie będzie. Możliwe, że popełniłam błąd wprowadzając go do swojego serca. Brnęłam w to uczucie, popadając głębiej i głębiej. Ale jakie to miało znaczenie? Uświadomiłam sobie, że jest on osobą przy której wolałabym budzić się rano i zasypiać wieczorami. Nie było więc mowy o odwrocie.
_______________________________________
Yay, yay, jestem kopnięta bo dodaję rozdział o 2 w nocy. Lubię robić Wam niespodzianki.
Widzicie? Tak to funkcjonuje, znaczy.. ja tak funkcjonuje. Zero pytań "Kiedy rozdział", full motywujących komentarzy i pik pik pach pach wena jest.
3 rozdziały i koniec Cienia wooohooooooooooooooooooooooooooooooooooooo! Excited? I am.
Płakałam jak pisałam ten rozdział, bo.. Ashton... tak bardzo mi go szkoda.
Yay, yay, jestem kopnięta bo dodaję rozdział o 2 w nocy. Lubię robić Wam niespodzianki.
Widzicie? Tak to funkcjonuje, znaczy.. ja tak funkcjonuje. Zero pytań "Kiedy rozdział", full motywujących komentarzy i pik pik pach pach wena jest.
3 rozdziały i koniec Cienia wooohooooooooooooooooooooooooooooooooooooo! Excited? I am.
Płakałam jak pisałam ten rozdział, bo.. Ashton... tak bardzo mi go szkoda.
*Mogą pojawić się błędy, bo jest noc, a ja niestety cierpię na zmęczenie łamane na bezsenność. Końcówka może być najbardziej spierdolona, albo tak od połowy, bo już ledwo sprawdzałam za drugim razem.
Obiecuję, że nie będę spieprzać tak drugiej części! Będę bardziej wszystko kontrolować, dbać i w ogóle.
SZUKAM KOGOŚ KTO BIEGLE WŁADA J. ANGIELSKIM (Chodzi o tłumaczenie tekstu z polskiego na angielski) Pilnieeeee. Pisać na twitter @perfcalvm albo e-mail paulineszek@op.pl Z góry dziękuję.
Przypominam o spotkaniu 12 lipca, kolumna zygmusia, godzina 16.00 od strony schodów przy tunelu na dole.
Czy coś jeszcze...
Nic, poza tym, że Was kocham!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nic, poza tym, że Was kocham!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Obserwatorzy
Szablon
Fantazja
zxvzxvz
zxvzxvz