czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 40

Addelaine w towarzystwie Ashtona weszła do ogromnej sali, na środku której znajdował się okrągły stół, mieszczący około dwunastu osób. Na lewej ścianie od strony wejścia mieściła się podłużna przyciemniana szyba, a na przeciwnej ścianie wisiała biała tablica, po której można było pisać markerem, oczywiście tylko zmywalnym. Ashton spostrzegł pisaki w kącie, leżące na stole. Obok nich leżała sterta dokumentów. Z brązowej teczki wystawał kawałek fotografii, jednak nie zidentyfikował po fragmencie, co lub kto na niej gości.
- Muszę przyznać, panno Levinson - rzucił dyrektor wydziału do spraw kryminalnych z niechęcią - Że z trudem szefostwo przełknęło wybryki pani, a także pani klienta. Nie mogą się doczekać wyjaśnień w postaci sprawozdania.
- Naturalnie - odparła Addelaine, wykonując ruch skinięcia głową, dzięki któremu ukryła ciężkie przełknięcie śliny - Dziękujemy za wyrozumiałość. Pragnę dodać, dyrektorze, że to pierwszy i ostatni taki wybryk. Razem z moim klientem możemy zapewnić, że to się więcej nie powtórzy. 
Brunetka wyraziła wyniosłym tonem dyrektorowi ASIS swoją skruchę, a gdy Ashton to usłyszał, prychnął wywracając oczami i odwrócił wzrok. Usiadł na jednym z krzeseł przy stole. Splótł ręce na piersi i skoncentrował się na papierach, które leżały na blacie, starając się prześwidrować oczami teczkę. Addelaine usiadła obok niego, naprzeciwko stojącego dyrektora. Widząc niesamowitą konsternację Irwina, dłonią sięgnęła po teczkę. Gdy położyła na niej palce, szybkim gestem przysunęła ją bliżej siebie, zwracając tym samym uwagę Ashtona. Popatrzył na nią niepewnie, ale gdy spiorunowała go wzrokiem, prosząc przy tym o skupienie, domyślił się, że chce go odciągnąć od informacji.
Funkcjonariusz podszedł do tablicy i zaczął się dogłębnie przyglądać zawartym na niej rozrysunku planu działania. Podrapał się palcami po brodzie, po czym pomasował lewą skroń, aż wreszcie zdjął okulary, a następnie odwrócił się do dwójki swoich gości.
- Plan brzmi obiecująco - przyznał dyrektor - Ale jak zamierza pani zwabić nasz cel, skoro zostaliśmy już spaleni?
- Otóż, panie dyrektorze.. Sean Fletcher specjalizuje się w grach… - zaczęła spokojnie i powoli - Jego ulubioną są karty, w których by wygrać, należy trzymać asa w rękawie. A my tego asa mamy, więc zdecydujemy się zagrać.
Addelaine uśmiechnęła się ochoczo i z żywiołem wstała z miejsca. Zaczęła ruszać się po pokoju, opowiadając misterny plan, który siedział w jej głowie, gdy nie mogła wpłynąć na Ashtona. Czuła się, niczym ryba w wodzie, mówiąc mu o wszystkich swoich pomysłach.
- Emocje - szepnęła z ekscytacją - Przedstawienie emocjonalne będzie kluczem do naszego zwycięstwa.
Ashton pokręcił głową z niedowierzaniem. Ich brak rozsądnego myślenia doprowadzał go do granic możliwości. Wszystko brzmiało pięknie i kolorowo, ale właśnie… kończyło się tylko na brzmieniu. 
- To nie jest zwykła gra Addelaine! - krzyknął, wtrącając się w jej monolog - To pieprzona gra mroku. Nie opiera się na przyjaźni, lojalności czy sentymentach. A już na pewno nie w przypadku Seana.
- Nie wierzę, że powiedział ci wszystko tylko po to, żeby dać mi reprymendę - odparła - Nie raz opowiadałeś, jak byliście ze sobą blisko. Był praktycznie twoim nauczycielem, Ashton. Łączyła was więź. 
- To wariat - powiedział - Potwór, a nie lojalny przyjaciel.
- Nawet największy potwór ma w sobie chociaż procent człowieczeństwa, Irwin - nie ustępowała kobieta.
- Ten twój potwór z procentem człowieczeństwa doprasza się, żebym spędził dożywocie w więzieniu - burknął.
- Bo gdy jesteś na wolności, nie czuje odpowiedniego stopnia władzy - wyjaśniła - Boi się, że ktoś go będzie wygryzał, rywalizował z nim lub przewyższał. Nie dostał szansy współpracy. A co, jeśli mu ją zaoferujesz?
Blondyn podniósł się wyraźnie rozzłoszczony słowami adwokatki. Nie mógł uwierzyć w to, jak sobie wszystko zaplanowała i liczyła, że pójdzie to dosłownie, jak po maśle.
- A więc teraz mam być wtyczką? Świetnie.
Ashton wzruszył ramionami i pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. Ruszył do wyjścia, bo nie zamierzał słuchać więcej bzdur, jakie wypowiadała Levinson. Już po jej dwóch pierwszych zdaniach uznał to zły pomysł, więc nie chciał tracić czasu na więcej.
- Nie - rzuciła krótko, by go zatrzymać - Masz tylko się z nim spotkać po raz pierwszy, a potem po raz drugi, kiedy już wkroczymy i będzie po wszystkim.
Dyrektor wywiadu odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę dwójki. Delikatnie poddenerwowany spojrzał na nich znacząco, dając do zrozumienia, że nie jest to czas na kłótnie lub debaty, bo to powinno się odbywać poza jego obecnością.
- W porządku - odparł obojętnie - Ale nie pójdę bez towarzystwa - powiedział, dodając kolejną abstrakcję do całego planu i doskonale wiedząc, że ani ona ani dyrektor na ten warunek nie spoczną.
Zapewnimy ci ochronę i… - Levinson już miała kontynuować, ponieważ zupełnie nie zrozumiała, co Ashton ma na myśli, więc ponownie jej przerwał.
Nie tego typu towarzystwa.
- Wykluczone - warknął dyrektor po tym, jak uderzył pięścią w stół - Nie pozwolę na to, żeby ten przestępca dostał do ręki broń.
Dyrektor główny Australijskiego wywiadu był człowiekiem w podeszłym wieku. Siwe włosy już nie skrywały się w gąszczu młodych brązowych kosmyków. Jego broda również dawała oznaki starości. Powoli przybierał posturę “dziadka”, któremu należałoby sprawić laskę, bo dłuższe stanie wyraźnie sprawiało mu problem. Zdawać by się mogło, że ten mężczyzna powinien już siedzieć na tarasie z nogami ułożonymi na stoliku, popalając fajkę w trakcie emerytury, ale tak nie było. I nie przez to, że był jeszcze w pewnym sensie za młody, aby dostąpić tego zaszczytnego odpoczynku finansowanego przez państwo. Miał już odpowiednie predyspozycje do zwolnienia tempa, ale był stanowczo za dobry, żeby mógł tak po prostu odejść i prowadzić sielankowe życie. 
Henry Wileton - bo tak właśnie się nazywał - był człowiekiem honoru, który za wszelką cenę wykonywał zadania, jakie przypisano mu na służbie. Prawo było dla niego prawem, czyli zasadami, które należy przestrzegać, bezdyskusyjnie. Miał także swoje lata, a co za tym szło - spostrzeżenia i opinie, których nie sposób było złamać lub zmienić. Nic dziwnego więc, że słysząc wymogi przestępcy, o mały włos, a go nie wyśmiał. Sama Addelaine stwierdziła, że Ashton żyje chyba w jakiejś mało realnej bajce, jeśli liczy na to, że stanie się posiadaczem broni, chodzącym w dodatku z nią po ulicach miasta. Opinia publiczna by ich zszargała, gdyby tylko się dowiedziała, a akurat tego w zupełności nie było im trzeba. Ostatnią rzeczą, jakiej Levinson teraz potrzebowała, był kolejny skandal w mediach.
- Panie Wileton, dołącze do Ashtona i będę osobą, która przechowa broń - starała się nakłonić dyrektora, wychodząc z propozycją.
O ile dyrektor mógłby się skłonić ku jej negocjacjom, Ashton nie był na tyle przychylny.
- Ty? - prychnął Irwin ponownie - Nie powinien jechać ze mną ktoś wyspecjalizowany?
- Jestem wyspecjalizowana - oburzyła się brunetka - Znam cię najlepiej ze wszystkich.
- W ogóle mnie nie znasz - rzucił gniewnie, by dać sygnał adwokatce, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.
- Pod pewnym kątem owszem - wykłócała się, aż w końcu odpuściła i zwróciła się do osoby, z którą powinna negocjować warunki - Dlatego moje towarzystwo jest niezbędne, dyrektorze.
- Nie zmienia to jednak faktu, że nie puszczę waszej dwójki samych - odpowiedział ze spokojem, czekając na kolejne propozycje Levinson.
- Oczywiście, bierzemy ludzi - przystanęła na warunki dotyczące wsparcia. 
Addelaine nie była ryzykantką. Nie w przypadku Seana Fletchera. Jeśli oferowano jej zabezpieczenie w postaci dodatkowych ludzi tworzących tłum, korzystała z tej usługi. Już raz się sparzyła i aby mogła uciec, poświęcał się Calum. Zdecydowała, że już niczego nie będzie robiła na własną rękę, a przynajmniej nie w przypadku tej sprawy.
- Oczywiście - powtórzył za nią Ashton, parodiując jej cieniutki bardzo kobiecy głos - Żeby bardziej przykuć uwagę bandytów.
- Chyba nie sądziłeś, że wszyscy będą ci bezgranicznie ufać i puszczą cię samego? - spytała bezpośrednio swojego klienta, który zignorował jej komentarz i postanowił zaczekać na werdykt ich obecnego sędziego.
Starszy facet westchnął ciężko i zamknął akta sprawy, które już wcześniej sobie przygotował. Machnął lekko ręką, jakby sam gest miał być pozwoleniem, ale Addelaine potrzebowała również jasnego komunikatu. Błagalnym spojrzeniem starała się wymusić jak najszybciej odpowiedź, żeby przygotować się już do działania i kiedy dyrektor w końcu odpuścił, wydając zgodę, podeszła tylko do niego i uścisnęła dłoń, a potem skierowała się do wyjścia, pociągając za sobą Irwina.
- Nigdy więcej nie próbuj niszczyć moich planów - warknęła, po czym wróciła prędko do tematu - Przygotuj się, a ja zbiorę ludzi. Zaczynamy od zaraz.
- Wtajemniczysz mnie chociaż? - spytał.
- Nie mam do czego - odpowiedziała - Ty jesteś naszym źródłem, więc to Twoje zadanie. - wyjaśniła ostro. 
Ashton nie przewidział, że plan, który znajdował się na tablicy w sali konferencyjnej był zapewne jednym wielkim blefem, bo sama Levinson była w kropce i mogła liczyć tylko na niego, bo jako jedyny znał albo mógł poznać miejsce pobytu Seana. To dawało mu również przewagę.
- Więc? - ponagliła, czekając na jakieś informacje.
- Załatw mi poszerzenie kilometrów - wskazał wzrokiem na bransoletę z czipem - Wybieramy się do Sydney. Tam najłatwiej go znaleźć.

3 komentarze:

  1. ������������

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz krótsze te rozdziały :/

    OdpowiedzUsuń
  3. omg jak ostatnie rozdziały ciężko mi się czytało, tak ten bardzo mi się podobał! nie mogę się doczekać powrotu do Sydney, tyle wspomnień ah

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz