Krople deszczu odbijały się o parapet, kiedy Ashton przysłuchiwał się im, siedząc przy lekko uchylonym oknie. Stopę ułożył wygodnie na fotelu, a rękę oparł na kolanie i przysłuchiwał się szalejącej na zewnątrz burzy. Obok fotela, na stoliku, leżała juź chłodna herbata, którą przygotowała Addelaine kilka godzin temu, kierując się troską i dobrymi intencjami. Ale to było za mało, żeby uśmierzyć ból blondyna, jaki tętnił się wewnątrz jego działa.
Co chwila marszczył brwi, lekko mrużąc przy tym oczy, aby powstrzymać kolejne łzy chętne spłynięcia po jego policzkach.
Nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo zagubiony. Czuł niewyobrażalną pustkę, w całym ciele. Jakby wyrwano mu część jego samego. Pytanie: Kim jestem? Kim w ogóle teraz będę? co chwila przebiegało w jego myślach, jako podsumowanie każdego wspomnienia.
To ona pozwalała mu wierzyć w siebie. Dzięki niej znajdował siłę do życia. Tylko z nią widział jego sens. W tej chwili wszystko stało się czarne, jak za dzieciństwa, gdy niespodziewanie należało dorosnąć i dojrzeć, ale to było trudne, bo każda wokół rzecz przerażała. Miał wrażenie, że od nowa musi postawić kroki, ale nie był pewny, czy tego chce.
Blondyn oparł głowę o ścianę i spojrzał w sufit. W tym momencie pragnął tylko, aby zniknęło to całe cierpienie, które nim zawładnęło. Potrzebował wyciszyć albo całkowicie wyciszyć swój umysł. Czuł, jak powoli dochodzi do obłędu. Niczego teraz nie pragnął bardziej niż pocieszenia wśród przyjaciół, ale zdał sobie sprawę, że ich zwyczajnie nie ma. Bo żaden przyjaciel by nie postąpił w taki sposób.
Ale miał także wątpliwości, czy Michael lub Calum byliby w stanie go pocieszyć albo doprowadzić do porządku. Nawet najlepszy psycholog mógłby nie dać rady. Miał wrażenie, że już umarł, a jego duch krążył jedynie po korytarzu w poszukiwaniu ukojenia. Poza zwykłym umieraniem od wewnątrz, nie czuł już zupełnie niczego.
Michael stał tuż przy wyjściu pokoju w towarzystwie Addelaine, a także Dave’a, który gdy tylko się dowiedział, jak wygląda sytuacja, poprosił swoją podopieczną o spotkanie. Zanim jednak udało mu się dostać do Ashtona, wraz z adwokatką byli zobowiązani do stoczenia wielkiej wojny z szefem służb, który nie wykazywał żadnego pocieszenia względem braku odpowiedzialności Addelaine w stosunku do więźnia, któremu dała wolną rękę i który krążył po ulicach miasta bez opieki strażników. O mały włos, a Irwin wróciłby do więzienia, gdyby nie kolejne, ale również ostatnie obietnice Addelaine.
- Jak długo tam siedzi? - spytał w końcu wuj Irwina, przerywając ciszę, a w jego głosie Levinson wyczuła przerażenie.
Sama wydawała się być zdezorientowana. Dochodziła do siebie i jeszcze nie kontrolowała wszystkiego, w tym czasu. Wydarzenia co chwila się zmieniały, w zastraszalnie szybkim tempie. W jednej chwili musiała wziąć się w garść i walczyć o Ashtona, a w drugiej walczyć ponownie z nim samym. To było naprawdę wykańczające psychicznie. Zwłaszcza, że z każdej strony czuła odtrącenie. Nagle z perfekcyjnej adwokatki, która zawsze dostaje to, czego chce, stała się popychadłem, jakim ktoś musiał kierować.
- Nie wiem… - odparła - Dwie godziny, może trzy? - zgadywała nieśmiało, wzruszając ramionami - Nie zmuszałam go do żadnych czynności, zważywszy na okoliczności. Niedawno dowiedział się, że najbliższa mu osoba od kilku lat nie żyje, więc nacisk na cokolwiek byłby nie na miejscu.
Obserwowali go jeszcze chwilę. Ale to było zbyt trudne, oglądać, jak się stacza.
Dave sięgnął po dłoń kobiety i szybko przeprowadził ją za drzwi. Michael poszedł tuż za nimi, chcąc sprawdzić, czego będzie tyczyła się ich rozmowa.
- Ale wiesz, że musisz mu powiedzieć prawdę? - powiedział półgłosem Dave, starając się, by Ashton niczego z ich rozmowy nie usłyszał - Całą prawdę?
- Ja… - już kobieta miała coś wydukać, krzyknąć czy rzucić obelgę w stronę swojego przełożonego, który brudną robotę po raz kolejny zwalał na nią, ale ktoś im przerwał.
- A więc macie dla mnie więcej nowinek? - usłyszeli zza pleców.
Addelaine odwróciła się, a w progu stał już Ashton. Samo jego spojrzenie nie oznaczało niczego dobrego. Nie wspominając już o napinających się mięśniach rąk i pulsujących żyłach, dosłownie jakby krew w jego ciele zawrzała. Jej serce zabiło szybciej.
Brunetka chwyciła jego dłoń, a gdy w końcu splotła ją ze swoją, poprowadziła mężczyznę z powrotem na fotel. Ashton potulnie usiadł, zarzucając nogę na nogę i z wyższością popatrzył na adwokatkę, nie chcąc dawać jej przewagi, a wręcz przeciwnie - wolał wywrzeć na niej presję.
Levinson przysunęła krzesło stojące w drugiej części pokoju i usiadła naprzeciwko swojego klienta. Ciężko przełknęła ślinę i wypuściła powietrze z ust. Długo zastanawiała się, jak zacząć, ale z sekundy na sekundę zdawała sobie sprawę, że nie będzie tutaj dobrego rozpoczęcia, ani zakończenia. Gdy Ashton się dowie, co zbroiła, momentalnie przyjdzie burza w towarzystwie tornada i nie będzie już co zbierać.
- Odkąd zaczęłam cię bronić, wiedziałam, że są tylko dwie opcje - zaczęła ze spokojem po tym, jak wzięła kubek jego herbaty do rąk. Nawet nie upił łyka, więc stwierdziła, że sama skorzysta, kiedy już tak czy siak się marnuje. - Jedną z nich była nasza współpraca i wygrana rozprawa.
- drugą współpraca ze służbami - dokończył za adwokatkę - Rozumiem, że nie zgodzili się, bo mają ciepłe serce.
Addelaine pokiwała przecząco głową. Drugi raz wpuściła masę powietrza do swoich płuc, po czym wypuściła, starając się rozluźnić. Przed nią stało właśnie najgorsze z najgorszych. Przerażała ją reakcja, z jaką mogła się spotkać.
Wtedy nie wiedziałam, że to nie Sean jest winny śmierci mojego brata - oznajmiła, chociaż trochę próbując się usprawiedliwić, nawet przed samą sobą - Przyznaję, że miałam sporą obsesję, by dać mu to, na co zasłużył. Z początku myślałam, że jesteś taki sam. Nie darzyłam cię sympatią, a prośba Dave’a była dla mnie czymś niewykonalnym. Ale zmieniłeś mój punkt widzenia i zobaczyłam w tobie człowieka. Kiedy dowiedziałam się, że na sali rozpraw poświęciłeś się dla dobra mnie, dla dobra ogółu i pokazałeś, że jesteś czymś więcej, niż tym, jakim ludzie cię malują, postanowiłam skorzystać z oferty służb. - wyjaśniała pośpiesznie - Sean również wiedział, że taka oferta wciąż wisi.
Blondyn pochylił się w przód, a łokcie oparł na kolanach. Splótł dłonie i uniósł brwi, mierząc kobietę morderczym wzrokiem. Widział, jak jej palce u rąk podejrzanie drżą, a język zaczyna się plątać. Jąkała się, zacinała, odwracała spojrzenie, by nie spotkać się z ciemnością, jaka opanowała Ashtona przez te kłamstwa, jakimi go zasypywali do tej pory.
- Do rzeczy, Levinson - warknął ostro, jakby już wiedział, co zamierza mu powiedzieć adwokatka.
Oni po prostu wolą bardziej dostać Seana niż ciebie… - wyszeptała, zamykając oczy i zaciskając mocno usta, jakby powstrzymywała się przed słowami pchającymi się na język.
- Co chcesz mi powiedzieć, Addelaine?
- Że za schwytanie Seana.. otrzymasz status świadka koronnego - oświadczyła drżącym głosem, spodziewając się już gniewu Irwina - I na to się zgodziliśmy...
Ashton uformował z dłoni pięść i z całą siłą, jaka właśnie powstała z jego złości, uderzył w stolik, zostawiając na szklanym blacie sporej wielkości pęknięcie.
- Ash… - wtrącił Michael, który przysłuchiwał się wszystkiemu zza ściany wraz z Davem.
- TO NIE BYŁA TWOJA DECYZJA! - wrzasnął Ashton - Żadnego z Was! - wytknął palcem Michaela.
Irwin wstał i pokręcił się po pokoju, łapiąc się za głowę. Omal nie wyrwał sobie włosów. Przetarł twarz dłońmi, starając się ułożyć w umyśle każdą informację, jaka dotarła do niego w przeciągu tych kilku dni. Nie potrafił uwierzyć, jak bardzo został oszukany i skrzywdzony. Ci ludzie odwiedzali go przez dziesięć lat i uśmiechali się do niego, nazywając się przyjaciółmi. Ta kobieta zdobyła jego zaufanie, by potem okraść go z całego dobra, jakie jej ofiarował.
Miał wrażenie że osiągnął już ostatecznego dna. W pokoju zrobiło się nagle duszno i potrzebował wydostać się z tego miejsca jak najszybciej, zanim by się udusił i stracił przytomność. Zwinnie wyminął Clifforda oraz swojego wuja, by podążyć do drzwi.
- Posłuchaj mnie, Ashton - złapała go szybko za rękę i powstrzymała przed wyjściem - Wiem, że ciężko jest utrzymać otwarte serce i umysł, kiedy zdaje nam się, że nawet sami przyjaciele nas krzywdzą, ale…
- Bez urazy - warknął, patrząc na jej dłoń, spod której uścisku chwilę później się wyszarpnął - Ale jeśli zrobisz to jeszcze raz, złamię ci pieprzoną rękę.
Nie minęło pięć sekund, gdy Addelaine odpuściła i pozwoliła opuścić mu pokój. Jego krzyk niósł się w jej głowie, paraliżując całe ciało. Nikogo nie widziała jeszcze w takiej furii i dopiero teraz rozumiała, dlaczego nosił pseudonim “Cień”, którego ogarniał mrok. Ujrzała mrok. W nim. A najgorsze było to, że sama go potęgowała.
- Musimy więc porozmawiać z nim w inny sposób - wymyślił sprytnie Clifford, jakby zupełnie nie przejął się sytuacją, jaką zastał, po czym spoważniał - Bardziej drastyczny.
- A więc teraz chcesz stosować na nim szantaż? - wrzasnęła oburzona adwokatka, ocknąwszy się po chwili - Co jest z wami nie tak?
- To nie byłby szantaż, a negocjacje.
- Hmmm… jesteś pewny, że słowa - uniosła w tym momencie ręce i w powietrzu pokazała palcami cudzysłów - Hej, pomóż nam schwytać Fletchera, a my damy ci więcej szczegółów na temat Caitlin i cię uwolnimy - opuściła dłonie - Wcale nie brzmią jak szantaż? - spytała, a następnie podsumowała jego pomysł - Poza tym, zważywszy na to, co miałabym w waszym imieniu powiedzieć, jest zwyczajnie okrutne.
- Addelaine, nie możemy pozwolić mu upaść - poprosił Dave błagalnie - Nie teraz, kiedy możemy dać mu wolność.
- Daj spokój! Przecież jesteś adwokatem! - zawołał, wzruszając ramionami Michael - Nie powiesz mi, że nie masz tego typu daru przekonywania.
Tak, mam - odparła Addelaine, odwróciwszy się do niego - Ale pomimo wielu podejrzeń, jednak mam też serce.
Po raz pierwszy dla Levinson nie liczyła się godność albo własne dobro. Liczył się przyjaciel, którego zawiodła i postanowiła to odbudować. Nie obchodziła jej opinia innych.
Brunetka wybiegła za swoim dotychczasowym klientem. Odnalazła go w korytarzu, idącego prosto do wyjścia. Już prawie był przy drzwiach.
- Ashton, proszę! - wołała, truchtając za nim - Zaczekaj!
- Czego?! - wrzasnął, odwracając się do niej - Zapomniałaś wspomnieć o czymś jeszcze?
- Właściwie, to tak - mruknęła, gdy wreszcie go dogoniła.
Irwin nawet nie myśląc, ani nie wahając się złapał adwokatkę za ramię i z impetem pchnął na ścianę korytarza, aż z jej ust wydobył się cichy jęk. Jeden ze strażników już zaczął ruszać jej na ratunek, wysuwając z etui broń gazową, ale Levinson uniosła drugą dłoń w geście zatrzymania.
- Sam nie wiem na co mam teraz ochotę… na zjedzenie dobrego obiadu, czy oderwanie ci głowy, jeśli nie powiesz mi wszystkiego? - powiedział oschle, patrząc oczami przepełnionymi niespotykanym mrokiem na kobietę, która próbowała się wyrwać z jego uścisku.
- Opowiem ci wszystko, ale dopiero, jak zgodzisz się pomóc - postawiła jasno swoje warunki, które po chwili spotkały się z głośnym śmiechem Ashtona - Uwierz mi, że każdy chciał, żebym zrobiła to w o wiele gorszy sposób, ale ja chcę z tobą współpracować, Ashton.
- Niby dlaczego miałabyś to zrobić, poza tym, że masz z tego korzyść?
- Już nie mam - odpowiedziała obojętnie - To nie Sean zabił mi brata, więc to nie kwestia odegrania się, a doprowadzenia sprawy do końca, by tajniacy dali ci spokój. Chcę to zrobić, bo zasługujesz na spokój, a nie zasługujesz na rozdrapywanie kolejnych ran po latach.
Addelaine bacznie obserwowała, jak Ashton walczy ze sobą. Pragnienie poznania prawdy o Caitlin i tego, co mogą nieść za sobą następne sekrety było wyjątkowo silne i niepowstrzymane. I chociaż bał się tego, co może przynieść szczerość, czuł potrzebę zaznajomienia się z historią, która go ominęła, bo dziesięć lat spędził w więzieniu.
Jego serce krwawiło. Umysł był na skraju wytrzymałości. Balansował pomiędzy chęcią życia, a śmierci. Trudno było nawet stwierdzić, czy myślał racjonalnie, czy może już zwariował. Ale gdy Addelaine Levinson, jego adwokatka, wyciągnęła do niego rękę z prośbą o współpracę ich dwójki, a także wzajemne zaufanie, musiał podjąć decyzję. Czy wolał zaufać obcej osobie, która dosłownie przez przypadek znalazła się w jego życiu i którą w przeciągu kilku sekund znienawidził, bo zdradziła? Czy wolał zaufać adwokatce, która zdecydowała się zbratać z nim na własnych warunkach niż proponowane? Czy wolał zaufać kobiecie, którą w podobny sposób skrzywdził los?
Być może był w rozsypce. Ale nadal był Cieniem.
A Cień wiedział, że przyjaciół należy trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
- Zrobię to - wyznał w końcu, podając jej rękę - Pomogę go złapać.
- W… w.. w porządku - wydukała zaskoczona, że poszło tak łatwo.
- Ale nie robię tego dla ciebie. Robię to dlatego, że ten wasz sukces jest moją jedyną, pierdoloną opcją.
niech się to już skończy, bo nie chce mi się tego czytać
OdpowiedzUsuń