środa, 27 czerwca 2018

Rozdział 37

muzyka: klik

NIE WAŻ SIĘ CZYTAĆ BEZ MUZYKI! 
____

Michael natychmiast ruszył na pomoc przyjacielowi, który wciąż wył z bólu. Uniósł ręce, by przygotować się do podniesienia Caluma, ale krzyczał tak przeraźliwie i głośno, że obawiał się, iż mały dotyk zrobi mu jeszcze większą krzywdę. Złapał się za głowę i spojrzał na Addelaine błagalnym spojrzeniem, wołającym o pomoc. Ona w przeciągu chwili otrząsnęła się i ruszyła do mężczyzn, starając się jak najmniej zaszkodzić Hoodowi.
Ashton położył dłonie na ścianie, asekurując się od upadku. Wpatrywał się ślepo w ziemię, a jego oczy zaczęły łzawić. Otworzył usta, by wziąć więcej powietrza niż zazwyczaj. Ledwo utrzymywał się na nogach.
Sean z uśmiechem na twarzy podszedł do blondyna i poklepał go po ramieniu. Objął go agresywnie i przycisnął, po czym szepnął.
- Powinieneś uważniej dobierać przyjaciół, Irwin.
Jeszcze raz uderzył płaską dłonią w jego plecy, po czym zwołał swoich towarzyszy i pokierował ich do wyjścia, gdzie sam chwile później zmierzył. Zatrzymał się na chwilę przy wyjściu, by pożegnać się z adwokatką.
- Do zobaczenia, nigdy, panno Levinson - rzucił krótko, a ona posłała mu wrogie spojrzenie.
Chwilę później, już go nie było.
Michael oplótł rękę Caluma wokół barek i objął go z boku. Ciemnowłosy zaciskał zęby, by nie wrzeszczeć z bólu, ale nie był w stanie wytrzymać nawet dotknięcia stopą chłodnej podłogi.
- Musimy jechać do szpitala - poradziła Levinson, ocierając twarz z łez i potu - Ashton, pomóż Michaelowi go podnieść - poprosiła, chociaż w jej słowach nie pojawiło się żadne słowo “proszę”. Wiedziała jednak, że jeśli od niego tego po prostu nie zarząda, to tego nie wykona.
Ale Ashton ani drgnął, nawet nie rzucił okiem na swojego przyjaciela. Wzrok miał przez cały czas wbity w podłogę i stał tam, w takiej niewygodnej pozycji, w bezruchu, niczym zahipnotyzowany. W jego głowie jednak panował zupełny chaos, nad którym on sam nie potrafił zapanować. Tysiące wspomnień związanych z Caitlin przelatywało przed jego oczami i za moment znikało, zupełnie jak ona. Pewne wątki zaczęły się układać w jedną spójną całość - listy, które pisał i nie dostawał odpowiedzi, dostarczane przez Caluma; milczenie Michaela ilekroć wspominał o swojej ukochanej; nadzieja, którą obaj robili spotykając się z nim w więzieniu i powtarzając, że wciąż ma szansę ją odnaleźć. Czuł pulsacyjny ból, rozsadzający go od środka. Myślał, że za chwilę popadnie w obłęd.
- Ashton! - wrzasnęła - Wiem, że to wszystko tobą wstrząsnęło, ale proszę…
Irwin niespodziewanie się odwrócił i ruszył ochoczo na Addelaine, która impulsywnie zaczęła się wycofywać, aż do momentu, gdy trafiła na ścianę i pisnęła ze strachu. Podszedł do niej i pięścią uderzył z całej siły w cegłę, tuż obok jej twarzy. Krew trysnęła z jego dłoni, spływając dosyć szybko na podłogę.
- Gdzie leży? - zapytał chłodno i cicho, jakby tylko ona miała to usłyszeć.
- Ashton, rozumiem, ale naprawdę później o tym porozmawiamy, teraz…
- Gdzie.leży. - powtórzył swoje pytanie, zbliżając usta, z których o mało nie spływała piana, do jej twarzy, akcentując oba słowa wyraźnie, by zaznaczyć jasno, że nie zamierza ruszyć się bez odpowiedzi.
Addelaine zacisnęła mocno wargi, jakby chciała wyperswadować samej sobie mówienie w tym momencie prawdy. W głębi duszy jednak wiedziała, że Irwin im nie pomoże, jeśli nie dowie się wszystkiego tu i teraz. Jego przyjaciele zbyt długo z tym zwlekali, a w tej chwili potrzebowali każdej pary rąk, żeby uratować Caluma. Musiała więc dać mu to, czego pragnął.
- Na cmentarzu Rookwood - odparła Levinson, wzdychając ciężko - Czy teraz nam pomożesz?
W jej głosie dało się wyczuć błaganie.
- Nie - odparł bezlitośnie, odwracając się i idąc do wyjścia.
Adwokatka stanęła niczym zamurowana. Otworzyła usta ze zdziwienia i patrzyła, jak blondyn oddala się. Nie mogła pozwolić mu tak po prostu odejść, kiedy jego przyjaciel walczył o życie.
- Irwin! - krzyknęła za nim brunetka, a ten się odwrócił i obrzucił ją spojrzeniem, którego z pewnością tak łatwo nie zdoła zapomnieć. Nigdy wcześniej nie widziała w nikim takiego żalu i gniewu, poza jedną osobą. Sobą, gdy patrzyła w lustro tuż po tym, jak dowiedziała się o śmierci brata.
- Niech cierpi - burknął - To nic w porównaniu do tego, co przechodzę ja - wyznał, a po jego policzku spłynęła łza.
Ashton zostawił ich samych. Ludzi, których uważał za przyjaciół porzucił, nie zamierzając wracać czy biec po pomoc. Wyszedł z budynku i udał się w stronę najbliższej drogi, po czym zaczął iść pieszo wzdłuż niej, nie licząc się z kilometrami, jakie musiał przebyć.
Jego serce pękło. Na milion kawałków, których nikt nie był w stanie skleić, a już na pewno nie wszystkich. Czuł się zdradzony, oszukany, skrzywdzony. Najgorszym jest zawieść się na osobach, w których widziało się tak wiele, kochało, broniło się i uzależniło do takiego stopnia, że ich nieobecność sprawiała ból. W jednej chwili całe jego życie przestało mieć sens. Ale czy można mu się dziwić? Natrudniej jest przecież pogodzić się z utratą kogoś bliskiego, kto znaczył i właściwie znaczył dla ciebie wszystko. A on jednego dnia stracił nie tylko Caitlin, ale również swoich przyjaciół. Zwyczajnie ich skreślił.
Idąc poboczem, spostrzegł nadjeżdżające auto. Nic sobie nie myśląc, wyszedł na ulicę i stanął na środku drogi. Rozłożył ręce i spojrzał w niebo cierpliwie czekając. Oddychał powoli, ze spokojem, jakby naprawdę było to jedyną rzeczą jakiej chciał i był na to gotowy.
Srebrny ford wydał z siebie głośny dźwięk klaksonu i zwinnie wyminął mężczyznę, zjeżdżając z ulicy i o mały włos nie wpadając do rowu. Ashton obejrzał się za nim, na twarzy ukazując rozczarowanie.
Wrzasnął głośno, wyrzucając z siebie chociaż odrobinę gniewu, jaki mu towarzyszył. Krzyczał przez dobre dwie minuty, zanim złapał go kaszel. Opadł na kolana i wzrokiem odprowadzał odjeżdżający samochód. Rozpłakał się, siedząc pośrodku jezdni. Czuł się taki bezsilny.

~*~

Jakie to dziwne, że człowiek przeżywa najgorszy dzień w swoim życiu, a dla innych jest on zupełnie normalny. Tego doświadczali właśnie Addelaine i Michael, eskortując Caluma do szpitala. Mieli szczęście, że Ashton nie wypożyczył sobie samochodu Andre, dzięki któremu szybko dotarli do pomocy. Mężczyzna trafił na salę obserwacyjną w przeciągu kilku minut od momentu, kiedy lekarz go zobaczył. Wtedy czas, jakby się zatrzymał. Drzwi sali zamknęły się, a oni zostali we dwójkę na korytarzu czekając na werdykt.
Działania lekarzy toczyły się koło dwóch godzin. Po obserwacji Hood przenoszony był z sali do sali - tu na zabieg, tu na rentgen, a tutaj na opatrunki. W końcu medycy wyszli i oświadczyli, że chłopak przeżyje, ale minie sporo czasu, zanim wróci do siebie, o ile w pełni to zrobi. Mimo tak pozytywnych słów, ani Levinson, ani Clifford nie potrafili odetchnąć z ulgą. On oparł się o ścianę, a ona przełknęła ciężko ślinę i rzuciła krótko, że musi już iść. Potrzebowała wiedzieć jedynie, że Calum żyje, a kiedy ta informacja dotarła, nie potrafiła już dusić się w miejscu, w którym obecnie się znajdowała. Szukała ucieczki.
Michael to rozumiał. Pożegnał adwokatkę, a sam poszedł na drugi oddział, gdzie leżała Mali. Nie miał serca, by zachować te wydarzenia dla siebie.
Usiadł na krześle tuż przy jej łóżku. Ciemnowłosa smacznie spała, zupełnie nieświadoma tego, co za chwilę miała usłyszeć. Mężczyzna delikatnie ścisnął jej ramię, a ona powoli otworzyła oczy. Gdy go ujrzała, uśmiechnęła się słabo, ale kiedy nie odpowiedział tym samym, jej twarz spoważniała. Pomógł jej podnieść się do pozycji siedzącej, po czym złapał za dłoń i zaczął mówić.
Płakała. Tak głośno, że ordynator zdołał ją usłyszeć z drugiego końca korytarza i przyszedł sprawdzić co się dzieje. Pomagał Michaelowi ją utrzymać w łóżku, kiedy ta starała się wyrwać, by pobiec do swojego brata. Krzyczała, że chce go zobaczyć, nie zważywszy na swoje samopoczucie czy ranę postrzałową. Michael w ostatniej chwili oplótł ją ramionami i przyciągnął do siebie. Nie miała siły walczyć, więc po prostu się w niego wtuliła i cały swój gniew, nienawiść oraz cierpienie wlała w jego koszulkę poprzez płynące łzy. A on ściskał ją. Z całej swojej siły, bo zasługiwała na to, po tym, co się wydarzyło. I nie puszczał, dopóki sama z wycieńczenia nie usnęła. Wtedy powoli odsunął jej ciało i ułożył na łóżku, pozwalając odpocząć.
Wstał. I wyszedł, żeby wrócić do swojego przyjaciela.
Całe ich życie stoczyło się tak szybko.
Michael zajął miejsce na krześle stojącym w szpitalnym holu. Naprzeciwko niego, mieścił się pokój Caluma. Przez zamieszczoną szybę widział łóżko oraz leżące na nim ciało przyjaciela. Ściany nie były na tyle grube, żeby nie mógł słyszeć równomiernego pikania aparatury badającej puls serca. Clifford splótł obie dłonie i przyłożył do brody. Łokcie oparł na kolanach. Smutnym wzrokiem doglądał Hooda, nie zamierzając ruszać się już nigdzie. Potrzebował zostać z nim całą noc, nie tylko ze względu na przyjaźń, ale także na wyrzuty sumienia. Czuł się po części winny temu, co się wydarzyło. Gdyby to nie on przekonał Caluma do zatajenia prawdy, Sean nie miałby powodu do porwania i katowania go. Nie potrafił wyrzucić z głowy tej myśli, więc podjął próbę zmniejszenia tego niesamowitego ciężaru i po prostu bycia dla swojego przyjaciela w chwili, gdy zamierzał spać czy zamierzał się obudzić. Bo obecnie, tylko on mu został. Tylko on był w stanie mu pomóc.
Addelaine wróciła do głównej siedziby służb specjalnych. Zanim jednak przeszła przez próg drzwi, przesiedziała około godziny w samochodzie, zastanawiając się, jak inaczej mogła potoczyć się ta sytuacja. I chociaż wiedziała, że czasu nikt nie jest w stanie cofnąć, zawracała sobie tym głowę, jakby miało to jakieś znaczenie. A nie miało. Mleko zostało rozlane, a każdy musiał się z tym zmierzyć na swój sposób. Ona też i po godzinie wreszcie to sobie uświadomiła.
Wysiadła i podążyła do bagażnika, z którego wyjęła spożywczą siatkę, w którą zapakowała produkt z odwiedzonego przed przyjazdem sklepu nieopodal. Zamknęła auto i weszła do budynku, kierując się powoli w stronę pokoju Ashtona. Wychodząc z samochodu, widziała, jak firanki falują między balkonem, a progiem wejściowym.
Podążała korytarzem, mijając funkcjonariuszy, którzy tylko zerkali na nią, a później odwracali wzrok, aby nie wyjść na tych, co się gapią niczym najwięksi plotkarze. Ale obgadywali ją, za plecami. Tuż po tym, jak zdążyła ich minąć. Miała rozmazany makijaż, potargane włosy i brudne ubrania. Ale zupełnie o to nie dbała. Chciała, jak najszybciej zostać sama i tylko to się dla niej liczyło.
Jeden ze strażników znalazł ją przechodzącą do następnego korytarza. Zdobył się na odwagę, by ją zatrzymać.
- Panno Levinson, jest Pani proszona… - zawołał.
- Jutro - odburknęła, nie dając mu dokończyć i kontynuuowała podróż do pokoju.
- Ale Dyrektor główny prosi Panią…
- Jutro - warknęła ostrzej, ponownie mu przerywając, po czym przyśpieszyła kroku.
Gdy już dotarła do swojego celu, otworzyła drzwi, jakby do siebie. Ale to nie w swoim mieszkaniu chciała właśnie teraz być. Jej świątynia, za którą do tej pory je uważała, stała się nagle obca. Tętniła negatywną energią i przyprawiała o smutne, nieprzyjemne i bolesne wspomnienia.
Wiedziała, że go nie zastanie. Ta nieobecność nawet jej nie zdziwiła i nie pchała do poszukiwań, bo miała świadomość, że poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, gdzie leży Caitlin nie było bezzasadne. W głębi duszy nawet liczyła na to, że go nie będzie.
Rozejrzała się dookoła, by mieć pewność. Stała pośród pustego pokoju, w którym wcale nie czuła się lepiej. Czuła za to o wiele więcej złości, gniewu oraz żalu. Jakby Ashton jeszcze wcześniej tu przyszedł i wyładował się, chociaż każdy mebel wydawał się nietknięty. Tylko atmosfera stała się… zszarpnięta. Ale poniekąd rozumiała Irwina. Bo do tej pory myślała, że najsłabsze w życiu jest poczucie samotności. Jednak najsłabszym jest bycie z ludźmi, którzy sprawiają, że czujesz się samotny, a to właśnie go spotkało dzięki niej i jego przyjaciołom.
Usiadła na fotelu i wyjęła z siatki półlitrową butelkę whisky oraz swój portfel, z którego wystawało zdjęcie. Addelaine palcami wysunęła je i wzięła do rąk, by się przyjrzeć postaci na fotografii. Młody, brunet o szerokim uśmiechu i pięknych, szczęśliwych oczach, patrzył prosto na nią, kiedy łzy zaczęły znów spływać po jej policzkach. Dzisiejszy dzień sprawił, że cały ból wrócił. Przeszła już raz w życiu przez czas, gdy nie wiedziała co czuje, kogoś jej brakowało, ale odrzucała wszystkich. I ten mrok znów do niej wracał. Bo nie była gotowa na to, by ponownie kogoś stracić. Musiała na nowo nauczyć się, że bez względu na to co zdobywamy, prędzej czy później to tracimy. Schowała w dłoni zdjęcie i sięgnęła po szklankę znajdującą się na stoliku i przelała do niej niewielką ilość trunku. Patrząc tępo w otwarte drzwi balkonowe, popijała spokojnie alkohol.

4 komentarze:

  1. i tak nie wierzę, że cait nie żyje. pomyślałam, że może pojawi się w ostatnim rozdziale i tak to się zakończy. żebyśmy sami mogli utworzyć swoją dalszą historię, ich razem, rozumiecie, co nie

    ps ashton skarbie </3

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uważam że Caitlin powinna pozostać martwa bo pamiętam jak Pepe po ożywieniu Ashtona mówiła że po tych komentarzach że bez Cienia to to fan fiction nie istnieje to chciała go w końcu nie ożywiać żeby pokazać że i bez niego byłoby to wszystko sensowne. Więc może to zrobić z Caitlin, nie ożywiać jej. Dla mnie tak byłoby najlepiej. Addelaine dla mnie jest super postacią bo jest taką twardą i stanowczą panią adwokat w przeciwieństwie do słabej i płaczliwej Caitlin i jak teraz Addelaine jest właściwie główną postacią kobiecą to tak powinno zostać i tyle. Bez Caitlin.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Cait żyje, bo jest jedną z moich ulubionych bohaterek tego ff i wiem, że akcja mogłaby się rozgrywać bez niej , ale wciąż liczę...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz