muzyka: klik
Andre wjechał autem na podjazd, stając przed ogrodzeniem
wielkiego budynku. Addelaine nie czekając na niego, wysiadła z auta i pobiegła
w stronę wejścia. Zignorowała idącego do niej ochroniarza, chcącego sprawdzić
jej tożsamość. Jej nogi nagle odnalazły siłę by poruszać się z szybką
prędkością i odnaleźć Ashtona. Jej ubrania były zaplamione krwią, która wciąż
płynęła z jej ramienia.
- Irwin, Irwin.. – ciche wołanie wydobywało się z jej ust.
Była słaba, bardzo. W całym biegu wykorzystywała już ostatki
swoich sił.
- Ashton! – krzyknęła desperacko – Błagam! – łkała – Niech
ktoś go sprowadzi.
Jeden z funkcjonariuszy zareagował i czym prędzej pobiegł do
pokoju przestępcy, żeby go przyprowadzić. Brunetka oparła się o ścianę, dysząc
ciężko. Andre kłócił się z ochroniarzem, by go wpuścił, tłumacząc sytuację,
która zaszła kilka godzin wcześniej. Po okazaniu policyjnej legitymacji,
przekroczył wejście, szybko biegnąc na pomoc adwokatce.
W tym czasie, Ashton i Michael zjawili się na korytarzu.
Na jej widok, oczy blondyna stały się szersze. Stanął niczym
zamurowany. Był zmieszany, nie wiedział, co robić. Wyglądała strasznie, jak po
przejściu ciężkiej bitwy. Jej eleganckie ubrania były brudne od ziemi oraz
krwi, tak jak twarz i ręce.
- Le.. Addelaine? – zapytał zagubiony.
- Sean.. – mruknęła – Ma Caluma…
Cały świat przed nią zawirował. Sufit zdawał się być na
dole, a podłoga na górze. Wszyscy znajdujący się tuż przy niej zdublowali się.
Przymknęła lekko oczy, po czym uchyliła je, aż w końcu same opadły. Jej nogi
ugięły się, a ciało zaczęło upadać na ziemię. Ashton rzucił się do biegu i w
ostatnim momencie chwycił ciało kobiety kilka centymetrów nad podłogą, ratując
ją od silnego upadku. Rozejrzał się po ludziach, którzy przyglądali się całej
sytuacji.
- Na co kurwa czekacie?! – krzyknął pretensjonalnie pytając
i nakazał – Wezwijcie pomoc i sprowadzcie tego waszego przełożonego!
~*~
Addelaine obudziła się w
towarzystwie przerażającego bólu głowy. Delikatnie i powoli otwierała oczy, ale
światło lampy zawieszonej na suficie raziło ją do tego stopnia, że musiała
przysłonić je dłonią. Podniosła się do pozycji siedzącej i właśnie wtedy
zauważyła, że znajduje się w pokoju Ashtona, a raczej jego sypialni. Jej wspomnienia
przywróciły ostatnie zdarzenia, a także przypomniały o zranionym ramieniu. Gdy
na nie spojrzała, ujrzała dobrze zaciśnięty bandaż.
- Nie mogę uwierzyć w to, co się
stało – wychrypiała.
- Odpoczywaj – poradził Michael.
- Jak możesz? – spytała.
Brunetka wstała z łóżka, chwiejąc
się na nogach. Clifford chciał ją asekurować, jednak odepchnęła go i obdarowała
chłodnym spojrzeniem. Tylko przez chwilę patrzył na nią pytająco, bo później
już zrozumiał.
- Ty wiesz… - wydusił z siebie, a
na jego twarzy można było dostrzec zmartwienie.
Levinson uśmiechnęła się
złośliwie, po czym wyraz jej twarzy ponownie spoważniał.
- Powinniście byli mu o wszystkim
powiedzieć! – krzyknęła, kiedy w jej oczach zbierały się łzy – Zasługiwał na
prawdę!
Michael podbiegł do kobiety i
przyłożył do jej ust dłoń. Przycisnął adwokatkę do ściany, gdy ta zaczęła
piszczeć.
- Czy będąc w więzieniu lub wychodząc z niego po dziesięciu
pieprzonych latach, chciałabyś usłyszeć taką prawdę, Addelaine!? Chciałabyś?! –
cicho pytał brunetkę z wyrzutem.
Gdy oboje usłyszeli wołanie znajomego głosu, Michael odsunął
się od Addelaine, puszczając ją wolno. Kobieta wzięła głęboki wdech i oparła
się o ścianę. Kiedy Irwin ponownie zawołał imię swojego przyjaciela, ten
przeszedł do pokoju głównego, a adwokatka poszła za nim, kiedy uspokoiła pracę
serca, by nie wzbudzać wątpliwości.
- Addelaine! Gdzie jest Cal? – gdy
tylko Ashton ją zobaczył, zaczął rzucać pytaniami wyraźnie zdesperowany,
chodząc po pokoju – Co się stało? Dlaczego nas zostawiliście?
- On… on.. znalazł kartkę –
dukała – Sean zagroził, że zabije Mali, jeśli…. – zrobiła pauzę i zerknęła na
Michaela, który patrzył na nią błagalnym spojrzeniem, jakby już wiedział, co
dalej powie.
- Jeśli co!?
- Nie wywiezie mnie z domu, na
jakieś pustkowie – skłamała – Tam na nas czekali… Calum kazał mi uciekać i
walczył…
- I tak po prostu go zostawiłaś?! – wtrącił się w jej
opowieść, pytając pretensjonalnym głosem i rzucając jej gniewne spojrzenie.
- Czemu patrzysz na mnie w ten sposób? – spytała z wyrzutem
- Kazał mi uciekać! – wrzasnęła Addelaine, oburzona jego brakiem
wyrozumiałości.
Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem i dalej wykłócał
się z kobietą.
- A gdyby kazał ci skoczyć z mostu, też byś to zrobiła!?
Addelaine zaczęła gotować się ze złości. Jej twarz poczerwieniała.
Powoli traciła nad sobą panowanie. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Ashton nie
umie postawić się w jej sytuacji i działa tak impulsywnie. To nie ona podjęła
decyzję bycia bohaterem tej akcji, a Calum. Gdyby miała możliwość pomocy,
zrobiłaby to. Ale dwóch mężczyzn im groziło, Sean ją gonił, a Bóg jeden
wiedział tylko, ilu jeszcze ich było.
- Jak mieliśmy się wyjść z tego cało, co?! – próbowała
wytłumaczyć mu sytuację – Otoczyli nas, nie mieliśmy broni, niczego! Calum
chciał, żebym chociaż ja uciekła i dała Wam znać o całym zdarzeniu, byśmy razem
wspólnymi siłami..
- Uratowali go? – prychnął – Naprawdę myślisz, że to takie
proste?
- Może nie proste, ale…
- Ale niewykonalne – odparł – Dałaś Seanowi to, czego
chciał. On niczego nie oddaje, bo ma na to ochotę – wyjaśnił – Słabo odwalasz
robotę zwaną przekonywaniem mnie, że postąpiłaś dobrze.
Levinson odwróciła wzrok i skierowała go ku ścianie,
próbując się uspokoić, a również i skryć łzy, jakie krążyły w jej oczach.
Zaciskała usta, oddychając głęboko. Dopadła ją migrena, a ból ramienia nasilał
się z każdym krzykiem i oskarżeniami Ashtona. Obrywała za coś, czego sama padła
ofiarą. Żałowała, że nadstawiała głowę do tego stopnia za przyjaciół Irwina.
Wiedziała, że to nie jest odpowiedni czas, ale prawda aż cisnęła jej się na
język i miała ogromne trudności z trzymaniem jej w sobie.
- Mam dość – warknęła ostro – Mam dość twojego gniewu, który
wyrzucasz na mnie, chociaż ta cała chora sytuacja nie dzieje się z mojej winy!
– wykrzyczała.
- A może dzieje się z mojej?!
- Nie – odpowiedziała ze spokojem – Ale pojęcia nie masz,
jak to wszystko jest popieprzone, Irwin.
- Więc mi wyjaśnij – Ashton stanął przed nią ze splecionymi
rękoma na klatce piersiowej.
Addelaine uśmiechnęła się grymaśnie pod nosem, powstrzymując
łzy.
- Żałuję, że nie zostałam tam, żeby ten palant mnie zabił –
wyznała ze złością w głosie, licząc że powiedziała to jedynie w myślach.
Blondyn podszedł do kobiety, patrząc jej prosto w oczy.
- Czytaj z moich ust – nakazał – I tak miałbym to w dupie –
oznajmił ostro – Problem w tym, że w tej sytuacji znajdujesz się nie ty, a mój
przyjaciel.
- Przyjaciel – prychnęła, a łza popłynęła po jej policzku.
Addelaine ostatni raz zmierzyła się wzrokiem z Ashtonem. W
jej oczach zobaczył smutek, jakiego nigdy wcześniej nie widział i wtedy już
wiedział, że jej serce zostało przez niego nadszarpnięte, a emocje powoli
wydostawały się na zewnątrz. Pękała od środka, ale jego to już nie obchodziło.
Liczył się tylko Calum i walka o jego życie. A także prawda, jaką skrywała
adwokatka.
Levinson zacisnęła mocno pięści i zwinnie wyminęła Ashtona,
by skierować się do wyjścia. Już miała ciągnąć za klamkę, gdy ciężka dłoń
przycisnęła mocno drzwi do framugi, blokując kobiecie przejście. Zadrżała,
kiedy drzwi trzasnęły.
- Nie myśl sobie, że wyjdziesz bez jakiejkolwiek odpowiedzi
na moje pytania – syknął – Pożałujesz, jeśli to zrobisz – ostrzegł Irwin.
- Twoje dziecinne zachowanie nie wygra tej walki – poradziła
przestępcy – A odpowiedzi nie powinieneś szukać u mnie - mruknęła ze smutkiem, zerkając tylko na
sekundę w stronę Michaela, po czym ponownie pociągnęła za klamkę i odsunęła
drzwi, odpychając Ashtona, który po jej słowach nawet już się z nią nie
siłował.
Opuściła pokój zostawiając dwóch mężczyzn samych.
Ashton jednak zdążył zauważyć ten gest, jakim adwokatka
obdarowała jego przyjaciela. Natychmiast zwrócił się do niego, patrząc morderczym
wzrokiem. Można było powiedzieć, że w jego ciemnych oczach za moment mogły
zapalić się płomienie, co skutkowałoby wielkimi szkodami.
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał przez zaciśnięte
zęby, a jego dłonie już formowały się w pięści.
Michael stał w ciszy, uciekając od mrocznego wzroku Ashtona.
Jego dłonie zaczęły się pocić, a w jego myślach powtarzały się prośby, by Irwin
zamknął temat. W głębi duszy wiedział jednak, że tak łatwo nie pójdzie.
Addelaine dała mu zbyt wiele wskazówek mówiących, że za ostatnimi wydarzeniami
stoi coś więcej niż tylko on sam. Gdzieś, w tym milczeniu Michaela, kryła się
przyczyna.
Kąciki ust blondyna uniosły się, formując sarkastyczny
uśmiech. Odwrócił wzrok i powolnym krokiem podszedł do Clifforda, zatrzymując
się przed jego twarzą. Dopiero wtedy zwrócił głowę i zmierzył go ostrym,
mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
- W porządku – mruknął obojętnie, a później jego głos stał
się twardy i ciężki – Kiedy odbijemy Caluma, dam wam kolejną szansę na
wyjaśnienia – oświadczył chłodno, kładąc dłoń na jego karku. Chwilę później
zacisnął palce na jego skórze i przyciągnął głowę ciemnowłosego bliżej tak, by
prawie zetknęła się z jego – Ale to będzie ostatnia okazja, jaką dostaniecie,
więc lepiej żebyście obaj przemyśleli, czy chcecie drugi raz odpowiedzieć
milczeniem.
Irwin po swoim ostrzeżeniu puścił przyjaciela gwałtownie i
odsunął się. Zabrał z fotela kurtkę ostatni raz rzucając Michaelowi groźne
spojrzenie i wyszedł, aby odszukać Addelaine i rozpocząć jakiekolwiek
działania.
Tajemnice wystarczająco go zmotywowały.
~*~
Addelaine drżała jeszcze przez
dobre dwadzieścia minut, jakie minęły od jej rozmowy z Ashtonem. Siedząc w sali
konferencyjnej omawiała następne działania, tuż po tym, jak opowiedziała
służbom, co jej się przydarzyło. Ich celem było teraz odbicie Caluma, a także
schwytanie Seana. Żadna z tych rzeczy nie należała do najłatwiejszych.
Dokładnie dwunastu ludzi szperało
w dokumentach, śledziło monitory i wykonywało telefony, chodząc od ściany do
ściany, ruszając cały świat i rozpatrując każdą opcję. Poza nią. Ona pośród
tego tłumu po prostu siedziała przy biurku, z opartymi łokciami na blacie i ze
splecionymi dłońmi, którymi podpierała głowę, patrząc się wprost. Sama szukała
wyjścia z tej sytuacji, jednocześnie zastanawiając się, jak ta sprawa tak
bardzo stała się zagmatwana. Sprawiała wrażenie człowieka będącego na skraju
wytrzymałości i nikt nie mógł jej się dziwić. Przez ten cały czas chowała się
za żelazną skorupą i jednym celem, za którym stał ogromny i dramatyczny powód.
A teraz wszystko się zmieniło. Pewne pytania znalazły swą odpowiedź – jak na
przykład Sean i jego niewinność w przypadku przestępstwa, za które go ścigała,
czy sama Caitlin i jej zaginięcie. Natomiast bez odpowiedzi pozostawało
pytanie, dlaczego Sean chce ją mieć, a Ashtona utrzymać w więzieniu.
Musiała porozmawiać z Irwinem,
czy tego chciała czy nie. Kolejne prześledzenie jego życiorysu, przy wspólnej
współpracy mogłoby zaowocować rozwiązaniem sprawy, ale aktualnie nie potrafiła
zmusić się do spotkania z nim. Nie po słowach, które padły zarówno z jej, jak i
jego ust.
- Panno Levinson – wyrwał ją z
rozmyśleń oficer prowadzący akcję, w której uczestniczyli – Proszę się powołać
na immunitet.
- Immunitet? – spytała, jakby
sama siebie i nagle doznała olśnienia – Oczywiście… - szepnęła, po czym
powiedziała głośno – Jeśli zgłoszę napaść na siebie, jako adwokata, część sądu,
czyli organ państwa…
- Wszystkie służby są Pani u stóp
– dokończył za nią funkcjonariusz – Musi tylko Pani wypełnić oświadczenia i
dostarczyć…
Brunetka przestała słuchać
mężczyzny. Wstała od stołu i skierowała się ku wyjściu, pędząc do sekretariatu,
gdzie chwilę później otrzymała odpowiednie dokumenty. Wypisanie kilkustronnicowych
papierków zajęło jej około pięciu minut. Potem wybiegła z pomieszczenia, od
razu kierując się na parking.
Wypełnione dokumenty leżały na
miejscu pasażera, zapięte teczką i podpisane nazwiskiem Addelaine. Brunetka z
zapiętymi pasami wyjechała spod terytorium służb specjalnych i skierowała się
ku prokuraturze. Piętnaście minut po rozpoczęciu podróży ponownie wykonała
telefon do znajomego prokuratora, by upewnić się, iż ich spotkanie jest
aktualne. Gdy potwierdził swój przyjazd do sądu, rozłączyła się, a następnie
nogą cisnęła w pedał gazu. Ramię wciąż bolało, ale starała się nie skupiać na
swoim cierpieniu. Jej myśli krążyły wokół Seana. Determinacja wróciła i znów
chciała jak najbardziej go pogrążyć i schwytać, nawet jeśli to nie on był
sprawcą tragedii, jaka przydarzyła się jej rodzinie.
Na jej telefonie zaczęły pojawiać
się przychodzące połączenia – jedno po drugim. Nadawcą był Ashton. Początkowo
starała się go ignorować, jednak po trzydziestym telefonie oraz milionie
wiadomości, postanowiła odebrać od niego rozmowę, chociaż wcale nie miała na to
ochoty. W jej głowie jednak zapaliła się mała żarówka, że być może Sean odezwał
się do niego i stawia warunki, o których chce jej powiedzieć. Niestety,
przeliczyła się.
- Gdzie jesteś?! – ostrym, wręcz
karcącym tonem zaczął ich konwersację Irwin.
- W drodze – burknęła, patrząc
przed siebie.
- Czy postradałaś do końca
zmysły?! – wrzeszczał niczym opętany – Fletcher chciał dorwać waszą dwójkę,
myślisz, że nadal tego nie chce?! – zarzucał – Jeszcze mu się wystawiasz! Halo?
Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Tak – odparła – Po prostu
chwilę zajmuje mi ogarnięcie tych wszystkich głupot, które mi mówisz za jednym
razem.
- Jadę, Levinson – oświadczył –
Powiedz, gdzie dokładnie jesteś. Muszę wiedzieć, czy jestem blisko.
- Kto dał ci w ogóle pozwolenie?!
– oburzyła się.
Niespodziewane uderzenie w
samochód przerwało ich rozmowę. Ciemny bus jadący z naprzeciwka wjechał z
impetem w samochód adwokatki przecinając skrzyżowanie i wjeżdżając na czerwonym
świetle. Czarny mercedes Levinson odbił się od auta, obracając się o sto
osiemdziesiąt stopni na środku ulicy i zatrzymując się. Zawiasy w drzwiach
samochodu zniszczyły się, a same drzwi opadły w dół. Wszystkie szyby pękły.
Cały bok auta był mocno stłuczony, wgnieciony i zarysowany.
Kolejne dwa auta również uderzyły
w siebie powodując drugi wypadek.
Poduszki bezpieczeństwa otworzyły
się w celu zmniejszenia obrażeń kierowcy. Addelaine w momencie uderzenia
zobaczyła jedynie błysk, a później zapadła ciemność. Straciła przytomność, gdy
jej głowa z wielką siłą runęła w kierownicę. Po jej skroni zaczęła spływać
krew.
- Halo! Wszystko w porządku?!
Halo?! – zza samochodu dochodził męski głos.
Ktoś zaczął przygniatać poduszki,
aby powietrze z nich zeszło. Addelaine walczyła ze sobą, by się dobudzić, gdy
podświadomie słyszała słowa mężczyzny. Po kilkunastu sekundach udało jej się
odzyskać przytomność. Była słaba, wykończona. Delikatnie uniosła powieki, ale
wszystko co widziała, było rozmazane. Mogła dostrzec tylko kontury.
Nagle, poczuła ucisk przy szyi.
Mosiężne dłonie oplotły jej skórę, a palce zaczęły się zaciskać. Próbowała
złapać powietrze, jednak jedyne co mogła zrobić, to zachłysnąć się w pierwszej
minucie walki. Dłońmi oplotła nadgarstki napastnika i starała się uwolnić, ale
brakło jej sił.
Ktoś ją dusił – wtedy już
wiedziała, że wypadek nie był przypadkiem, a celem zamierzonym.
Czekała ją śmierć.
mam nadzieję, że następne rozdziały będą lepsze. życzę weny!
OdpowiedzUsuń