poniedziałek, 14 maja 2018

Rozdział 33

muzyka: klik

Addelaine zaciskała dłonie na nadgarstkach obcego mężczyzny z całej siły, jednak w żaden sposób nie pomogło jej to w uwolnieniu się. Była zbyt słaba, a w dodatku zdana na samą siebie. Powoli brakło jej powietrza i tym samym traciła kontakt ze światem. Powieki powolnie opadały, zamykając oczy. Opuściła ręce w momencie zapadania ciemności i poddała się. A przynajmniej tak mogło się wydawać.

Poruszyła prawą nogą - z bólem, ale jednak była ona sprawna i wciąż utrzymywała się na pedale gazu. Sprawdziła lewą kończynę - również wszystko było w porządku. Wtedy znalazła zupełnie nową drogę ucieczki i postanowiła zrealizować swój pomysł. 

W momencie ostatniego wdechu, przycisnęła gaz i zaczęła odpuszczać sprzęgło. Silnik zawarczał głośno, a samochód z niesamowitą prędkością ruszył do przodu. Otwarte drzwi od strony kierowcy uderzyły w napastnika i powaliły go na ziemię. Auto zatrzymało się na najbliższej latarni. 

Addelaine odetchnęła z ulgą, chociaż wiedziała, że prawdziwa walka dopiero się zaczyna. Odnalazła ostatki sił i zabrała z fotela dokumenty, po czym wyczołgała się z wozu. Na kolanach ruszyła do ucieczki, prosto, przed siebie. 

Gdy dotarła do jednego z budynków, wspomagając się, wstała na nogi. Zboczyła z głównej ulicy, oglądając się co chwila za siebie. Potykała się, a raz nawet upadła, jednak podniosła się, bo trzymała się nadziei, która pozwoli jej przetrwać.  Kurczowo ściskała rękoma swój brzuch, w okolicach żeber, w który wbiła się kierownica podczas uderzenia. Odczuwała mdłości, a w jej głowie wciąż wszystko wirowało. Próbowała jak najdłużej utrzymać świadomość i kontakt ze światem, by uciec i znaleźć bezpieczne miejsce do schronienia się.  Była cała poobijana i zakrwawiona. Asekurując się ścianami bloków, szlajała się niezdarnie pomiędzy ciemnymi uliczkami, aż w końcu dotarła do głównych alei, znajdujących się kilka przecznic od wypadku, w którym uczestniczyła. 

Przystanęła na moment, by wziąć głębszy wdech, jednak każde wpuszczenie powietrza do płuc sprawiało jej ogromny ból. Nie wiedziała, gdzie jest. Kilkoro ludzi mijało ją, obrzucając spojrzeniem pełnym obrzydzenia i pogardy albo strachu. Wołała szeptem o pomoc. Nie była w stanie wysilić się na krzyk. Błagalnie patrzyła na przechodzących obok niej mężczyzn oraz kobiet, wyciągając dłoń, ale oni tylko odsuwali się i przyśpieszali kroku. Nie umiała pohamować łez. 

I wtedy ujrzała go - na głównym skrzyżowaniu, rozglądającego się. Jej serce zabiło szybciej. Czym prędzej rzuciła się do biegu i skryła w ciemnej ulicy, za kontenerami ze śmieciami. Podsunęła nogi pod brodę. Dłonią zatkała swoje usta, by nikt nie usłyszał jej szlochu, a nawet oddechu. I czekała, modląc się, by jej nie znalazł. Po raz pierwszy była tak blisko śmierci, że zaczęła bać się o własne życie. Nigdy wcześniej jej się to nie przytrafiało, ale odkąd poznała Ashtona i podzieliła jego historię, przestawała ukrywać coraz więcej emocji. Nie była już tą samą twardą kobietą bez serca, która spojrzeniem sprawiała, że padałeś na kolana i wyznawałeś wszystkie swoje grzechy. Stała się otwarta, delikatna i krucha. 

Minęło około dziesięciu minut, nim zdecydowała się wyjść z ukrycia. Niepewnym krokiem podchodziła do głównej ulicy, której nie przecinał już żaden przechodzień. Jej oczy powoli opadały, a oddech stawał się słabszy. Nogi zaplątały się i już leciała na ziemię, gdy nagle ktoś uchronił ją przed upadkiem.

- Drugi raz w ciągu dnia? To już rutyna - wypowiedział na wdechu, biorąc kobietę w swoje ramiona.

- Ashton... - westchnęła, zerkając na niego ostatnimi siłami.

- Proszę, nie mów mojego imienia w ten sposób, bo czuję się, jak anioł, który właśnie spadł ci z  nieba i popadam w samozachwyt - poprosił żartobliwie, uśmiechając się szelmowsko po czym przeniósł prawą rękę pod nogi adwokatki, by unieść jej ciało.

Levinson ogarnęło dziwne ciepło. Odczuła spokój, a przede wszystkim poczuła się bezpiecznie. Zamknęła oczy i odpłynęła.

Po wzięciu Addelaine na swe ręce, szybko ruszył w stronę pozostawionego auta przy ulicy. Chwilę siłował się z drzwiami, by je otworzyć, ale gdy już to zrobił, delikatnie postawił Addelaine na ziemi i pomógł jej zasiąść na miejscu pasażera. Zamknął drzwi i rozejrzał się po ulicy, by sprawdzić, czy są bezpieczni. Nie był tego pewny pomimo nie zauważenia podejrzanych zachowań. Czuł się obserwowany i nie uważał tego za przewrażliwienie. Ale te właśnie odczucia popchnęły go do szybkich reakcji. W przeciągu krótkiej chwili wsiadł do samochodu, wsadził kluczyki do stacyjki i odjechał. 

~*~

Addelaine obudziła się po piętnastu minutach. Zauważając przemieszczające się budynki i drzewa, od razu wyprostowała się, chcąc stanąć na równe nogi i uciekać. Opanował ją ból, który dał o sobie znać w momencie, gdy poderwała się do góry. Syknęła ostro i opadła na siedzenie, znów łapiąc się za żebra. Kiedy jednak zauważyła, kto jest kierowcą auta, spokojnie ułożyła się na miejscu i unormowała oddech.

- C...co... co się stało? - wydukała, zerkając na Ashtona.

- Cóż.. zemdlałaś.. znowu... wpadając prosto w moje ręce - oświadczył łagodnie, by Levinson przyjęła do wiadomości ten fakt, po czym dodał nieco przemądrzałym i złośliwym głosem - Wiesz, że nie musisz się posuwać do tak ekstremalnych kroków, by zdobyć trochę mojej uwagi, nie?

Brunetka zdołała spiorunować swojego towarzysza wzrokiem, a następnie odwrócić się od niego, do okna.

- Mój widok musi dostarczać ci naprawdę dużo hm... rozrywki? - rzuciła ironicznie - W końcu praktycznie umieram - zakrztusiła się, czując ucisk w klatce piersiowej, jakby coś ją przygniatało.

- Kiedyś próbowano mnie zabić - wyznał - Wyglądało to o wiele gorzej, niż stan w którym obecnie jesteś.

Kobieta przemilczała jego komentarz.

- Dlaczego mnie uratowałeś? Myślałam, że po tym, co stało się wcześniej będziesz pierwszą osobą, która mnie dobije przy możliwej okazji - zmieniła szybko tok dyskusji.

- Zwykłe "Dziękuje" będzie w tym przypadku, jak najbardziej na miejscu - stwierdził, nawet na nią nie zerkając.

- Poważnie, Irwin - burknęła.

- Powiedzmy, że zostałaś zaadoptowana przez grupę niecodziennych przyjaciół, którzy lubią sobie czasem kogoś zabić.  

- Jesteś ranna? Trochę krwi spływa z twojej twarzy.. - zauważył, podczas podróży.

- Muszę...  te dokumenty... - wydukała, ściskając w dłoni teczkę.

- Nie w tym stanie - powiedział ostro - Zabiorę cię do oddziału, gdzie czeka już opieka medyczna - oświadczył, po czym spytał - Pamiętasz, co się wydarzyło?

Brunetka pokręciła z niezadowoleniem głową, po czym dotknęła swojego czoła. Spojrzała następnie na pokrwawione ręce i wtedy zaczynała sobie przypominać. Miała tylko małe przebłyski.

- Miałam wypadek, samochód uderzył w.... - urwała, gdyż kompletnie nie wiedziała, co się wydarzyło - Jakiś mężczyzna... podszedł i zaczął mnie dusić...

- Jack? Sean? - dopytywał Irwin.

- Nie..nie wiem... - mruknęła, chowając twarz w dłonie - Słabo widziałam... ale to nie był nikt znajomy - zapewniała.

Irwin oparł się o siedzenie, wbijając stopę w pedał gazu i ruszając z impetem, gdy zapaliło się zielone światło. Widząc stan adwokatki, nie zamierzał ciągnąć tematu i dalej jej zadręczać wydarzeniami, które miały miejsce, chociaż mógłby - z czystej złośliwości. Ale uznał, że Addelaine wystarczająco dostała w kość za zdradę i pozostawienie Caluma, którego i tak zamierzał uratować. W pewnym sensie odczuł wobec niej współczucie i żal, pomimo że nie był tego typu osobą. Coś jednak nakazywało mu się przejąć skrzywdzoną kobietą i nałożyć na siebie pewne zobowiązania. 

- Cholera - rzucił krótko w celu rozluźnienia atmosfery - Ty i ja musimy być naprawdę bardzo wysoko na liście Seana zatytułowanej "Osoby, których nienawidzę". 

- Wiesz... ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam teraz usłyszeć była właśnie prawda - zaśmiała się delikatnie, ale widząc jego zakłopotanie postanowiła pójść z tematem w nieco innym kierunku - Jeżeli mnie ściga, to z jakiegoś powodu, a z pewnością jest nim uwolnienie cię z więzienia. Tylko dlaczego twoja wolność jest dla niego takim problemem? - zapytała.

Blondyn wzruszył obojętnie ramionami, sam zastanawiając się nad powodami, jakimi kierował się Sean. Znał go dobrze, aż za dobrze. Doskonale wiedział, że niczego nie robił bez przyczyny. Zawsze musiał mieć ukryty cel, korzyść lub... istotne informacje, które pchały go do takich, a nie innych czynów. A jak się okazywało, to właśnie mogło być kluczem do rozwiązania całej zagadki.

- Czekaj... - wydusił z siebie, jakby nagle doznał olśnienia.

Ashton niespodziewanie zjechał z drogi, kierując pojazd na pobocze. Gwałtownie zatrzymał się i wyciągnął komórkę z kieszeni, wybierając czyiś numer. Addelaine spojrzała na niego pytająco, kiedy zobaczyła, jak jego twarz pobladła i stała się poważna. 

- To nie problem... - wyznał - A zemsta. 

- Nie rozumiem... - szepnęła Addelaine, a wtedy Irwin oderwał się od rozmowy z nią, rozpoczynając kolejną.

- Michael? - spytał, gdy usłyszał po drugiej stronie męski głos - Kiedy ostatnio składałeś wizytę Ticksowi?

2 komentarze:

  1. nie rozumiem jednego... jak to możliwe, że Ashton dzwoni do Caluma? przecież Sean go ma
    a tak poza tym to fajny rozdział, aż przypomniały mi się początki cienia i jeszcze Ticks... ah, czekam na spotkanie z nim

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak miło wrócić do czytania po prawie rocznej przerwie. W tydzień nadrobiłam dwie części, bo totalnie je zapomniałam. Trzecia część wciągnęła mnie równie mocno, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Dołączam się do pytania w jaki sposób Ash zadzwonił do Caluma? ♡

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon
Fantazja
zxvzxvz