muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=lMiryutApRk
Nadszedł dzień, który od początku nie miał należeć do najszczęśliwszych. Nad całym miastem unosiły się ciemne gęste chmury zwiastujące deszcz. Piesi poruszali się po ulicach wyjątkowo szybciej niż zazwyczaj, jakby chcieli prześcignąć ponurą pogodę, jednak to nie ona była powodem, dla którego przyśpieszyli tempo.
Brunetka z niechęcią podniosła się z łóżka. Podeszła do szafy, którą później rozsunęła i zaczęła przebierać między wieszakami. Wybrała białą gładką flanelową koszulę zapinaną na guziki, ale nie było to czymś nadzwyczajnym, ponieważ miała takich kilka. Różniły się tylko materiałem lub rodzajem guzików. Z dolnej półki dobrała granatowe spodnie z wysokim stanem, a z kolejnego wieszaka ściągnęła marynarkę. Pociągnęła za drzwi szafy, by ją zamknąć, a kiedy ta się zasunęła – lustrzana część i własne odbicie stanęło przed kobietą. Patrzyła prosto w swoją twarz, lekko trzymając przygotowane ubrania. Przyglądała się sobie samej, starając się uzyskać odpowiedzi na pytania, które nękały ją nawet w snach.
Czy postępuje dobrze?
Czy podjęła dobrą decyzję?
Nie było już odwrotu, a ona wciąż próbowała utwierdzić się w swoich działaniach. Delikatny błysk w oczach, jaki dostrzegła gapiąc się na siebie, wyglądał całkiem przekonująco. W końcu widziała go nawet u Ashtona, co było prawie cieniem nadziei i spontanicznie pchnęło ją do wykonania ruchu. Dopiero później miała okazję go przemyśleć, ale wtedy było już za późno.
Addelaine starała się odpędzić złe myśli, zastępując je czymś przyjemniejszym. Poszła do łazienki, pod prysznic, gdzie wyobrażała sobie już koniec tego horroru i siebie za kilka miesięcy, siedzącą na ławce, jedzącą swoje ulubione lody w czasie urlopowym. Lecz nawet myśl o lodach w ulubionym smaku, nie poprawiała jej nastroju. Kiedy przypominała sobie, jak dumna z siebie była, gdy ukończyła studia z oceną bardzo dobrą oraz tytułem, a później spełniała się jako prawnik z determinacją broniąc niewinnych ludzi dopóki nie trafiły w jej ręce akta jego i całe zamieszanie spadło na jej głowę, pochmurniała i ogarniał ją smutek. Przebrnięcie przez tę historię i trafienie do takiej osoby jak Ashton, było trudniejsze niż myślała.
Kobieta zaparzyła kawę, przelała ją do kubka i przeszła do salonu, gdzie włączyła telewizję i zmieniła kanał na jeden z informacyjnych. Odłożyła pilota, a potem przeszła na balkon, siadając w progu drzwi i patrząc w niebo jednocześnie słuchając wiadomości.
- To już dzisiaj jeden z najniebezpieczniejszych więźniów, którego w schwytaniu musiały pomagać służby specjalne opuści warunkowo na dwa dni swoją celę dzięki determinacji adwokat Addelaine Levinson – zawiadamiała reporterka – Czy prawniczka oszalała chcąc wypuścić na wolność Ashtona Cienia Irwina? A może wszystko jest częścią pewnego spisku? Znajdujemy się już przed budy… - kontynuowała, ale brunetka postanowiła się wyłączyć i z każdym upitym łykiem kawy, coraz bardziej wyciszała swój umysł.
Zamknęła na chwilę oczy i powolnie wdychała powietrze. Zdawało się jej, że wie z czym będzie musiała się niedługo zmierzyć, ale to co działo się w ostatnich tygodniach, kiedy media rozpowszechniły informacje o zwolnieniu warunkowym przerosło jej oczekiwania. Zastanawiała się, jak potoczą się wydarzenia, kiedy uda jej się wygrać proces. Albo czy go przeżyje, bo ludzie zdecydowanie będą gotowi wyjść na miasto i zlinczować najpierw Ashtona, a potem ją.
Spakowała wszystkie niezbędne dokumenty do torby i opuściła mieszkanie zamykając je na klucz. Zanim wyszła z bloku mieszkalnego, upewniła się czy przed jej klatką nie czyhają wścibscy dziennikarze. Na szczęście lub jej nieszczęście, cała zgraja fotoreporterów czekała już przed bramą więzienia licząc na dobrej jakości zdjęcia.
Addelaine popędziła do auta, a potem zajęła miejsce za kierownicą. Westchnęła ciężko, zanim przekręciła kluczyk w stacyjce. To było jej „teraz albo nigdy”. Mimo zawahań wybrała „teraz”.
Gdy dotarła na miejsce, ledwo przecisnęła się samochodem przez tłum protestujących ludzi pomieszanych z pracownikami gazet oraz stacji radiowych i telewizyjnych. Jej serce zaczęło bić szybciej, w nieregularnym tempie, a dłonie pociły się. Żałowała, że poświęciła tak mało czasu na przemyślenie swoich decyzji. Ale nie mogła w tej chwili już się tym zadręczać. Po raz kolejny musiała postawić na profesjonalizm, pokazać klasę, odwagę i zareprezentować się jak najlepiej, a przede wszystkim zaprezentować dobrze Ashtona i okazać mu wsparcie, nawet jeśli nie miała na to najmniejszej ochoty i jej samej go brakowało.
Pośpiesznie zeszła schodami do głównego holu, gdzie wszyscy już czekali. Jednak kiedy jej telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Numer zastrzeżony” zatrzymała się. Wróciła do pomieszczenia, w którym znajdowało się zejście schodami i odebrała przychodzące połączenie.
- Domyślam się, że z niecierpliwością czekałaś na mój telefon – zachrypiały ciężki męski głos rozbrzmiał w słuchawce, a ciało Addelaine zadrżało.
- Kto mówi? – spytała, chociaż doskonale wiedziała, że to On.
- Naprawdę panno Levinson? Musimy się w to bawić? A może potrzebujesz dowodu?
- Wydaje mi się, że dla ciebie to nie jest problem – odparła – Spotkanie byłoby najlepszym z nich – warknęła ostro.
Roześmiał się.
- Jesteś znana z tego, że dostajesz to czego chcesz – powiedział – Ja również, droga Addelaine. W ten sposób nasze drogi się połączyły, czyż nie? Tylko, że twoja ścieżka jest tą mniej szczęśliwą, gdyż popełniasz na niej spore błędy.
- Ach tak? Wydaje mi się, że to ty go popełniłeś prawie dwanaście lat temu.
- Czy wiesz z jakimi konsekwencjami spotkasz się wypuszczając Irwina? Psujesz całą grę, a wiesz, że w grach nie można iść na skróty, prawda? – pytał – Czy on w ogóle wie, dlaczego go bronisz i po co? Zdradziłaś mu ten mały sekret, a może ja mam to zrobić?
- Wiesz co możesz zrobić? Przygotować się na nasze spotkanie, bo przysięgam ci że będzie ono dla ciebie ostatnim – powiedziała ostro, wyraźnie zdenerwowana i rozłączyła się.
Głowę oparła o ścianę ciężko oddychając. Czy to naprawdę był On? Zadzwonił do niej, właśnie teraz? Ten dzień nie mógł być dla niej gorszy. Kiedy potrzebowała znaleźć w sobie siłę, musiała stoczyć jeszcze większą walkę z nerwami oraz stresem, jaki spowodował jeden telefon, na który tak naprawdę długo czekała, a pojawił się w najmniej odpowiedniej sytuacji.
Levinson odczekała jeszcze pięć minut, zanim ruszyła do czekających na nią towarzyszy. Ashton wyglądał inaczej, kiedy jego ciało nie było przysłonięte brudnym pomarańczowym kombinezonem z wyszytym numerem identyfikacyjnym na prawej górnej kieszonce. Tym razem nosił biały t-shirt i czarne spodnie oraz ciemne wiązane buty. Ochroniarz właśnie rozpinął jego kajdanki. Wsunął kluczyk do zamka i przekręcił go, a metal rozluźnił się i uwolnił dłonie Irwina, a później jego nogi. Mężczyzna pomasował poranione nadgarstki, które wcześniej zdobił ciężki metal. Na jego lewej kostce u nogi znalazła się niewielka aktywna bransoleta, którą podczas swojego pobytu na zewnątrz musiał nosić. Jednak pomimo tej małej ozdoby odczuł ulgę, że w końcu ze swobodą może poruszać rękoma oraz nogami i gdy tylko spostrzegł swoją adwokat, delikatnie pomachał w jej kierunku, na co odpowiedziała słabym, ale szczerym uśmiechem.
- Mam coś dla ciebie – powiedziała nieco nieśmiało, gdy już do niego podeszła, po czym zerknęła do swojej torebki i zaczęła w niej szperać. Gdy już odnalazła mały upominek dla swojego klienta, podała mu go.
- Okulary? – zapytał – Słońce zbliżyło się do naszej planety i razi do tego stopnia, że nie mogę bez nich iść?
Addelaine energicznie pokręciła przecząco głową.
- Przydadzą ci się przy wyjściu, do czegoś innego – odpowiedziała cicho.
Ashton tylko skinął głową, ponieważ doskonale wiedział, co Addelaine miała na myśli. To samo spotkało go dziesięć lat temu pod sądem, a także podczas transportu ludzi. Okrzyki, obelgi, oskarżenia i pogardliwe spojrzenia. W pewnym stopniu spodziewał się takiego przebiegu wydarzeń. Przecież nie mógł oczekiwać, że po kilku latach społeczeństwo rozgrzeszy go i oczyści z win. Był realistą, a w dodatku nie cierpiał ludzi przez stereotypy, które wytwarzali. Wystarczyły nam plotki i „inny” wygląd, by ocenić drugiego człowieka i przypisać mu pewną łatkę. Żadnemu nie potrzebna była historia czy przeszłość lub prawda. My sami ją kreowaliśmy.
Z tego powodu czuł pewien żal w stosunku do Addelaine, bo miał świadomość, że cały trud, jaki na siebie zrzuciła pójdzie na marne. Słowa jednej osoby nie wystarczą, by zmienić pogląd całego społeczeństwa. Wydawało mu się, że jako adwokat z doświadczeniem powinna to wiedzieć. A tymczasem tylko ona jedna spośród tylu profesjonalistów, jakich mu przydzielano, próbuje odeprzeć wszelkie ataki i wciąż się stara nawet wtedy, gdy spotyka się z wielkim murem stojącym pomiędzy nimi, czyli jego niechęcią. W pewnym sensie, jej determinacja mu imponowała.
- Gotowy? – spytała go kobieta, jednak pytanie kierowała również do siebie, jakby po raz ostatni chciała potwierdzić swoją decyzje słowami swojego klienta.
- T-tak – odparł, a Levinson wyczuła w jego głosie wahanie.
Brunetka wzięła głęboki wdech i położyła dłoń na jego ramieniu, chcąc mimo wszystko dodać mu wsparcia.
- Nie jesteś sam, Ashton – wydusiła z siebie, chociaż wolała, żeby to on pocieszał ją lub zrobił to nawet ktokolwiek inny, kto po prostu powiedziałby, że nie ma nic złego w tym, co robi.
Czuła na sobie wzrok Andre i nie patrząc na niego wiedziała, że z irytacją wywracał oczami. Jego zazdrość była niemal namacalna. Addelaine starała się go ignorować tak samo, jak przez ostatnie dwa lata. Nigdy nie była zainteresowana jego istnieniem, w tym również jego ingerencją w swoje życie, jednak jej ojciec widział to inaczej. Dlatego ich drogi splotły się znowu, tutaj, w tym mieście. I chociaż jemu całkiem podobały się ich spotkania, ona modliła się, aby wreszcie przestali się widywać.
- Idziemy – oświadczyła krótko i ruszyła w stronę wyjścia, dając po drodze kolejne instrukcje – W drodze do auta nie zatrzymujcie się i przede wszystkim nie odpowiadajcie na żadne pytania lub… oskarżenia.
- Oskarżenia? – dopytywał Michael idąc tuż przy niej i Ashtonie.
- Obelgi również – dodała zerkając na Irwina, który skinął głową.
Ochroniarz uchylił drzwi, a wyścig szczurów rozpoczął się w przeciągu sekund. Andre złapał Ashtona za ramię i rzucił mu pogardliwe spojrzenie. Addelaine natomiast ruszyła przed nich, aby paparazzi nie mieli dobrego kadru na zdjęcia.
- Panno Levinson, czy to pani wybrała sprawę Cienia, czy może on wybrał panią?
- Bez komentarza – ucinała krótko Addelaine.
- Morderca!
- Nie wychodź na ulicę wariacie, bo spłoniesz żywcem! – ostre okrzyki były tłumione przez co chwilę rzucających pytania dziennikarzy.
- Kogo teraz zabijesz?
- Bez komentarza.
- Panno Addelaine, czy to rodzaj pewnej zagrywki, czy pani po prostu oszalała?
- Bez komentarza!
- Psychol!
- Wariatka!
Addelaine przepuściła Andre prowadzącego Ashtona i przystanęła na chwilę, kończąc szybko pytania.
- Nie liczcie na dobry materiał, bo go nie otrzymacie ani ode mnie, ani od mojego klienta, wstrętne i głodne hieny - warknęła patrząc w obiektywy paparazzi.
Ashton mknął do przodu, chociaż nie było wyrażone to jego wolą. Andre popychał go w kierunku auta, by mógł jak najszybciej się w nim znaleźć. Ale jego instynkt nakazywał mu się wycofać do środka budynku, do swojej celi, którą uważał za swoje miejsce. Pomimo świadomości, że jego wyjście chcąc lub nie chcąc odbędzie się w taki sposób, nie wyobrażał sobie tego. Miał nadzieję, że ta chwila potoczy się inaczej, a on sam opuści więzienie bez czyjegoś popędzania, przystając na schodach i oglądając rażące słońce, które unosiło się na niebie. Liczył na deszcz, na ulewę w momencie, gdy wyjdzie na zewnątrz, bo potrzebował poczuć krople wody uciekające z chmur na swojej skórze. Pragnął paść na kolana przy najbliższym trawniku, żeby opuszkami palców dotknąć zazielenionych roślin.
Tymczasem w przeciągu minuty, która zdawała się być niekończącą się godziną, został wepchnięty do samochodu z przyciemnionymi szybami. A gdy był już w nim zamknięty i chciał rozsiąść się wygodnie i dopiąć pas, auto ruszyło z piskiem opon tuż po tym jak Calum i Michael do niego dotarli i w pośpiechu opuścili teren więzienia, aby nikt nie zobaczył dokąd się udają i ich nie śledził. Czuł się niczym zwierze na uwięzione na smyczy, przywiązane do swoich błędów oraz konsekwencji, które przez nie ponosił. I chociaż wiedział, że tak być musi – nie umiał pozbyć się rozczarowania i towarzyszącej mu złości względem całej tej sytuacji.
Addelaine odetchnęła z ulgą. Wszystko do tej pory przebiegło zgodnie z planem. Ashtonowi nie spadł włos z głowy i był transportowany właśnie do swojego lokum. Rozluźniła się i ułożyła wygodnie głowę, zamykając oczy, by powrócić do zastanawiającego telefonu.
Ashton natomiast mógł nareszcie poświęcić chwilę, by rozkoszować się widokiem, który wypadł na dziesięć lat z jego pamięci. Piękne duże drzewa o intensywnym zielonym kolorze liści; wąskie ulice, po których przejeżdżały setki aut; ciemne zachmurzone niebo, z którego już za chwilę mógł spaść deszcz. Te wszystkie drobne szczegóły nagle miały dla niego ogromne znaczenie i wywoływały w nim pozytywne emocje.
Całą drogę, która wszystkim innym wydawała się być nudna i monotonna, Ashton przeżywał i bacznie obserwował, nawet kiedy zatrzymywali się na światłach. Podziwiał każdy mały detal i szczegół – świeżo pomalowaną ławkę, latające gołębie, migające zielone światło na przejściu dla pieszych. Może jeszcze nie był dosłownie na zewnątrz, bo nadal tkwił w aucie, które przewoziło go w bezpieczne miejsce, to świat już był dla niego zniewalającym i wyjątkowym. Porównywał go z tym, który ostatni raz widział dziesięć lat temu, a przede wszystkim – teraz go doceniał.
Gdy wóz zatrzymał się na kolejnych światłach, mężczyzna oglądał park po przeciwnej ulicy, w którym bawiły się dzieci, a dorośli spacerowali. W pewnym momencie zauważył kogoś znajomego. Średniej długości naturalne blond włosy, których nie sposób było zapomnieć, sukienkę, którą już kiedyś widział i ten niski wzrost, identyczny, jak w jej przypadku…
- Zatrzymaj samochód – rozkazał Irwin – Zatrzymaj!
Głos Ashtona wybudził wszystkich ze snu lub rozmyśleń.
- Co się stało? – zapytał Calum, chwytając blondyna za nadgarstek, kiedy chciał otworzyć drzwi.
- Irwin, co ty robisz? – dodała Addelaine ze zdenerwowaniem.
Ashton popatrzył na nich szaleńczym spojrzeniem pełnym smutku, ale również i nadziei. Niespodziewanie pojawił się w jego oczach błysk, jakiego nigdy wcześniej nie widzieli. Co chwila zerkał znowu na park, by zobaczyć, czy ona nadal tam jest, czy nie miał omamów. Zwrócił się do brunetki, błagając.
- Proszę Addelaine, zatrzymaj auto – powiedział, szybko dodając – Chyba… chyba widziałem Caitlin – wyznał, a prawniczka patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co mówił.
Calum i Michael popatrzyli na siebie pytająco, a później znów spojrzeli na Ashtona będącego prawie że w amoku. Zachowywał się niczym małe dziecko stęsknione za rodzicem. Szarpał za klamkę drzwi w nadziei, że wreszcie się odblokuje. Niczego więcej nie potrzebował.
- Zrób to – powtórzyła Addelaine nagle, zwracając się do kierowcy, po czym spotkała się ze sprzeciwem Andre.
- Oszalałaś?! Ledwo wyszedł z więzienia, a ty…
Addelaine przerwała jego kolejne osądy, wtrącając.
- Samochód. Ma. Się. Zatrzymać. W. Tej. Chwili. – zaznaczała powoli jasno i głośno każde wypowiadane słowo.
Auto zjechało na pobocze, a gdy kierowca zgasił silnik, a zamki odblokowały się, Ashton wybiegł kierując się w głąb parku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz