muzyka: klik
Jeśli szczęśliwe zakończenia
kiedykolwiek znalazłyby swoje istnienie, korzystałabym właśnie z przepięknej
pogody opanowującej Sydney, spędzając czas ze swoim ukochanym księciem.
Ale moje życie to niestety nie
bajka, a szczęśliwe zakończenia nie istnieją, nie tutaj.
Minął tydzień. Pełne siedem dni,
odkąd dowiedziałam się, że Ashton żyje. Co robiłam w tym czasie? Jak toczyły
się moje losy? Oto odpowiedź. Moje życie lub ja zatrzymaliśmy się, pogrążając w
ciszy, która zastąpiła rozmowy oraz czynności życiowe. Milczenie stało się moją
nową przyjaciółką, która nie chciała mnie opuścić nawet na krok. Powinnam być
szczęśliwa, że posiadam tak lojalnych przyjaciół czy może nie?
Siedziałam na podłodze, każdego
dnia w tym samym miejscu. Uznałam to za rytuał. Gdyby nie fakt, że jakoś udało
mi się stawać na nogi, aby znaleźć w prawie pustej lodówce cokolwiek do
jedzenia, pewnie już leżałabym na ziemi martwa.
Na mojej skórze po trzech dniach
przestały pojawiać się dreszcze z powodu zimnej terakoty. Mój organizm przyzwyczaił
się do temperatury panującej w mieszkaniu. Nie przeszkadzał mi smród zmieszany
z unoszącym się w domu powietrzem. Nie obchodziło mnie, skąd dochodził. Jakbym
nie miała lepszych zmartwień; niestety miałam.
Przeziębiłam się, jeżeli chodzi o
minusy całej tej mojej terapii szokowej, czy jak w ogóle mogłam nazwać
siedzenie w jednym miejscu i wgapianie się w ścianę naprzeciwko. Ślęczałam na
dnie, próbując odnaleźć siebie, a także powody, dla których powinnam wyjść z
tego bagna. Wyobrażałam sobie, jak stoję na Time Square w Nowym Jorku. Ktoś
biegnie do autobusu, ktoś pędzi do pracy, a ktoś inny po prostu przechodzi nie
zwracając na mnie uwagi. Ludzie mnie mijają, skupiając się na sobie, bo u nich
czas biegnie, natomiast mój zegarek w pewnym momencie zatrzymał się, jakby jego
bateria wysiadła. A więc stałam, a oni szli zachowując się, jakbym była
niewidzialna.
Kalendarz wskazywał środę, chociaż
był czwartek kolejnego tygodnia. Właśnie w czwartek coś się zmieniło. Wstałam,
a potem zebrałam resztki jedzenia z podłogi. Przeszłam chwiejnym krokiem do
kuchni, odnalazłam śmietnik, gdzie zostawiłam jedzenie. Zaczęłam sprzątać. Sama
do końca nie wiedziałam dlaczego to robię, ale potrzebowałam zmiany. Świat
nadal był mi obojętny, wciąż milczałam i nie chciałam nikogo widzieć. Telefony
urywały się. Znajomi z pracy, ciotka, Cassie, nieznane numery, a także
zastrzeżone, których było najwięcej. Zgadywałam, że Ashton szukał kontaktu. W
desperacji ukrył swój numer licząc, że tym razem odbiorę i zgodzę się na
rozmowę.
Nie odpowiedziałam na żadną
wiadomość. Zgrywałam osobę niedostępną; taką, która nie istnieje. Nikt mnie nie
widział, a jedynie o mnie słyszał. Zabawne, jak szybko zmieniłam się z osoby
rzeczywistej na fikcyjną w teorii.
Przez kilka dni zastanawiałam się,
czego wszyscy ode mnie oczekują? Nie potrafiłam przyjąć Ashtona z otwartymi
ramionami. To tak, jakby wbił mi nóż w plecy mówiąc „przepraszam, nie
chciałem”, a ja odpowiedziałabym wtedy „nie szkodzi, nic się nie stało” albo jakbym dała mu drugą kulę do postrzelenia mnie, ponieważ za pierwszym razem chybił. Widząc
jak umiera, przez moją głowę przeplatała się masa myśli. Byłam zagubiona,
zrozpaczona i martwa psychicznie. Próbowałam się odbudować, odnaleźć, a gdy
rozpoczęłam wspinaczkę on wrócił i zepchnął mnie ponownie na dno.
A ja nie umiałam się odbić, bo nie
dane mi było uciec. Zamknięto mnie w tym świecie, niczym w pokoju bez drzwi czy
okien. Wspomnienia mnie atakowały, Ashton wydzwaniał wraz z przyjaciółmi, a
temat nie cichł.
Ale taki właśnie był Ashton.
Pojawiał się, po czym znikał zostawiając tylko wydarzenia tkwiące w pamięci. Nieprzewidywalny,
niemądry, pochopny i cwany. Nie pasował do mnie, a ja nie pasowałam do niego.
Dlatego nasze drogi nie splotą się w żadnym wypadku.
Czasami pocieszałam się myśląc o
całym swoim życiu, jak o śnie z którego nie potrafiłam się wybudzić. To niosło
ze sobą ulgę – krótką, ale potrzebną. Brakowało mi sił, aby w duchu krzyczeć;
wydzierać się mając nadzieję, że usłyszy mnie świat.
Aż pewnego dnia przestałam szukać
rozwiązań. Usiadłam na kanapie, podkuliłam nogi, a głowę oparłam na kolanach.
Spoglądałam w ekran wyłączonego telewizora. Zaczęłam nucić. Wydałam z siebie na
nowo dźwięki, które spowiły w pewnym stopniu otaczający mnie mrok. Nuciłam
kołysankę. Piękną, spokojną, przynoszącą uśmiech na ustach. Tą samą, którą
śpiewała mi mama, kiedy miewałam koszmary lub nie mogłam spać. Postanowiłam
wrócić do tych wspomnień, bo one dodawały mi sił. Pomimo braku matki obok
siebie, czułam jej bliskość i to, jak na mnie patrzy. Dzięki niej nie upadałam,
chociaż ochota na poddanie się przychodziła często.
Znajdowałam się w potrzasku.
Potrzebowałam siły – czegoś, co odbiłoby mnie od dna. Musiałam wziąć się za
siebie, zanim byłoby za późno. Na tej półkuli wciąż istnieli ludzie, którym na
mnie zależało. Ciotka na pewno nie chciałaby widzieć mnie w takim stanie, a ja
nie zamierzałam umierać na jej oczach, ani duchowo, ani cieleśnie.
~*~
Dzwonek do drzwi rozbrzmiał w mieszkaniu. Opierając dłonie na
blacie kuchennym przy którym siedziałam, wstałam, a później skierowałam się
powoli do przedpokoju. Uchyliłam drzwi, ale widząc rękę pokrytą tatuażami
natychmiast popchnęłam je do przodu, aby znowu się zamknęły. Nie miałam szans z
Ashtonem, który zdeterminowany odepchnął kawał drewna i wparował do
pomieszczenia, jakby do swojego własnego lokum ogłaszając, że musimy porozmawiać.
Prychnęłam, przytrzymując drzwi. Wskazałam palcem na wyjście, dając mu do
zrozumienia, że nie jestem w nastroju, aby dyskutować z nim na jakikolwiek
temat. Ale on jak zwykle był nieugięty.
Chwytając mnie za łokieć, przeciągnął mnie przez korytarz do salonu. Nie
siliłam się na protest doskonale wiedząc, że na nic to się nie zda. Usiadłam
więc na kanapie, czując niejaką ulgę, kiedy uścisk jego dłoni rozluźnił się.
- Nie odzywałaś się przez siedem dni, nie zjawiałaś się w pracy,
Caitlin, zwariowałaś?! - wydarł się, stojąc nade mną.
Rozsiadłam się na kanapie, spoglądając na blondyna spode łba.
- Szczerze mówiąc, chyba tak i chętnie skorzystam z leczenia -
odparowałam - Skoro już dostałeś swoją odpowiedź, wynocha - warknęłam.
- Posłuchaj mnie – poprosił błagalnym głosem. Podszedł do mnie i
już siadał, ale wstałam i odsunęłam się.
- Nie, to ty mnie posłuchaj Ashton - powiedziałam oschle - Masz dwie
minuty, żeby zejść mi z oczu albo dzwonię na policję i opowiem im o twoich
najściach, zarówno dzisiejszym jak i pozostałych.
- Myślisz, że wcześniej cię nachodziłem? – spytał unosząc brwi.
- A kto inny? Nie ma świąt, żeby Mikołaj to robił – ironizowałam.
- Widzieliśmy się tylko raz, po imprezie w barze - oznajmił.
- A więc po to wróciłeś, żeby sprawdzić kto zajmuje twoje miejsce
i robi sobie ze mnie żarty? – zaśmiałam się, patrząc na niego z politowaniem.
- Caitlin, nie żartowałem sobie z ciebie!
- Mam dość twojego widoku, wyjdź.
- Hej! – zawołał – Nie rozumiesz, że się martwię? To, że nie
widzisz mojego przerażenia i zdenerwowania wcale nie oznacza, że go nie ma!
Pokręciłam głową, rezygnując z dalszej konwersacji. Machnęłam
ręką, a potem skręciłam w stronę kuchni w celu zrobienia herbaty i odnalezienia
tabletek uspokajających, gdyż czułam jak w moim ciele zaczyna robić się gorąco.
- Wysłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia! - krzyknął - Musisz
być taką cholerną ignorantką?!
- Co takiego?! - pisnęłam oburzona.
Odwróciłam się na pięcie, piorunując Irwina wzrokiem. To
niewiarygodne, że nachodził mnie, niszcząc moje zdrowie, a dodatkowo mnie
krytykował. Sam sprawił, że nie chcę na niego patrzeć.
- Zrobiłem to dla ciebie! –
krzyknął, powstrzymując mnie przed monologiem – Chciałem, żebyś była bezpieczna
niezależnie, jaką niosło to za sobą cenę. Fakt, nie wybrałem najlepszego
pomysłu, ale mam wielu wrogów, którzy chcieliby skrzywdzić bliskie mi osoby –
odparł – Każdy myśli, że nie żyję więc mój temat cichnie.
Ashton westchnął po skończonej
przemowie, przyglądając się mi oraz mojej reakcji. Wyczekiwał odpowiedzi, ale
odebrało mi mowę. Patrzył na mnie ze smutkiem, a to nie pozwalało mi na
racjonalne myślenie. Znowu mieszał w mojej głowie. Nie byłam pewna, czy kłamie.
Nie potrafiłam go rozgryźć, wyczytać z jego twarzy odpowiedzi. Grał albo był
szczery. Ale ja mogłam tylko polemizować i strzelać tak, jak w totolotku. Ta
liczba lub tamta, wygrana lub przegrana, szczęście lub cierpienie.
- Jesteś nienormalny – wypuściłam
ze swoich ust słowa wraz z powietrzem.
- Nie – odpowiedział pewnie – Może
trochę… ale po prostu bałem się, że cię stracę… - wymamrotał, nie spuszczając
ze mnie wzroku.
Bałem się,
że cię stracę.. Bałem się, że cię stracę… Bałem się…
Zacisnęłam usta, tłumiąc w sobie
krzyk. Pieprzony manipulant. Jedyne co miał w zanadrzu, to zabawa moimi
uczuciami. Dobierał odpowiednie słowa, które powodowały, że moje serce miękło.
Powtarzał, że zależy mu na mnie, przynoszę mu szczęście i dobro, jestem jego
cholernym aniołem stróżem. Wchłaniałam każdą obietnicę i komplement, jak ta
idiotka. I nawet tym razem, gdy tak bardzo mnie zranił, moje serce po jego
wyznaniu zabiło szybciej, bo chciało uwierzyć.
Podeszłam do blondyna. Dzieliło nas
kilka centymetrów. Powstrzymywałam pragnienie złożenia pocałunku na jego
ustach. Walczyłam z bólem, a także ze wschodzącym szczęściem z powodu jego
obecności. Chciałam dotknąć jego skóry, spleść nasze dłonie i uśmiechnąć się na
jego widok. Patrząc w jego oczy widziałam nas. Całujących się na masce Mustanga;
śpiących w paskudnym motelu po pościgu. Ale wtedy zobaczyłam również drugie
zwierciadło. Moment, w którym Ashton nakrył mnie w pokoju rodziców; grożenie
Danowi bronią; postrzelenie George’a.
Przybliżyłam swoją twarz wciąż
obserwując chłopaka. Był gotów wziąć mnie w swoje ramiona. Jego ręce drżały.
Klatka piersiowa unosiła się i opadała. Pragnął mnie tak samo, jak ja jego.
Błysk w oku, który widziałam ostatni raz pół roku temu znowu się ujawnił. Oboje
byliśmy na głodzie. On stał się moim narkotykiem, a ja jego. Ale nasze potrzeby
znacznie się różniły.
Stanęłam na palcach. Zbliżyłam
swoje usta do ucha Ashtona, przełykając nerwowo ślinę. Do moich oczu napływały
łzy. Już miałam to powiedzieć. Wyznać, że tęskniłam; że życie bez niego nie
miało sensu; że umierałam w środku. Ale nie potrafiłam. Już nie widziałam
ratunku. Dla niego, dla mnie, dla nas.
- Straciłeś – szepnęłam wyraźnie,
zamykając oczy.
Kolejne słowo, które uderzyło w
Ashtona. Patrzyłam jak wyraz twarzy chłopaka gwałtownie ulega zmianie. Zacisnął
usta, zaczerwienił się i zamilkł. Nie takiej odpowiedzi spodziewał się po tak
słabej i małej osóbce za jaką mnie uważał. Zapewne nie sądził, że uda mi się
sprzeciwić jego urokowi.
Nie głowiłam się nad tym, co mógł
czuć. Być może posmutniał lub ogarnęła go złość. A może nie przejął się moją
odpowiedzią? Chociaż nawet sobie zadałam cios. Wymierzyłam nam obojgu policzek.
Przekreśliłam nasze szanse. Aczkolwiek postąpiłam słusznie. Po raz kolejny
dałabym się omotać, a finał byłby taki sam. Komplet dobrych słów, pewien czas
wspólnych przeżyć, a później rozłąka. I tak w kółko.
Nagle duża dłoń zacisnęła się na moim
nadgarstku. Ashton zatrzymał mnie i obrócił twarzą do siebie. Powaga na jego
twarzy i skupienie w jego oczach przerażało mnie od stóp do głów. Wszystkie
jego mięśnie były spięte. Wypuszczał nerwowo powietrze, próbując się uspokoić.
Dał mi do zrozumienia, że wkurzyłam go i to bardzo. Niespodziewanie kąciki jego
ust drgnęły, unosząc się. Na twarzy wciąż widniał grymas, ale teraz przypominał
lekko rozbawionego. Wrócił do formy, zaczął zachowywać się jak typowy Ashton.
Właśnie dlatego miałam ochotę dać mu najzwyczajniej w pysk, co nie stanowiło
nowości. Na każdym naszym spotkaniu moja dłoń zaciskała się w gotowości do
uderzenia.
- Powtórz to – powiedział opanowanym
tonem – Ale patrząc mi prosto w oczy – dodał – Powiedz, że nic do mnie nie
czułaś, nie czujesz i nigdy nie będziesz czuć, a odejdę. Powiedz mi, że nic nas
nie łączyło i nie łączy. Każ mi spierdalać, a wtedy sobie pójdę. – oznajmił
swoje warunki.
Gra słów. Ulubiona rozrywka Irwina.
Uwielbiał się droczyć, otrzymywać to, co chciał. Nie odchodził bez niczego. Zagotowało
się w moim ciele. Na końcu języka miałam już te wszystkie obelgi, kazania i
prośby o odejście, ale zdecydowałam się powstrzymać na krótką chwilę, bo
zapragnęłam czegoś więcej niż jego samego odejścia.
Prawdy.
Zgodziłam się wziąć udział w
zabawie, ale na moich zasadach.
- Jeżeli odpowiesz na moje pytanie.
- Słucham?.
Ashton wyprostował się, posyłając
mi uśmiech. Wydawało mu się, że spytam o jego uczucia, tęsknotę lub o to, gdzie
był. Obrałam inną taktykę.
- Czy gdybym była bezpieczna, a to,
co dzieje się teraz nie miałoby miejsca, wróciłbyś? – wyrzuciłam z siebie
pytanie, które miało rozwiać moje wszelkie wątpliwości.
Nastała cisza.
Ashton puścił moją rękę, po czym
odsunął się. Spuścił wzrok. Podrapał się po karku, ale to nie pomogło mu w
znalezieniu odpowiedzi lub wyjaśnienia, które popchnęłoby mnie ku wybaczeniu.
Teraz to on znalazł się w potrzasku, z którego nie umiał się wydostać, bo zastawiłam
na niego zbyt dobrą pułapkę.
- Cait.. – wyszeptał.
- Idź do diabła – zaakcentowałam
każdy wyraz, patrząc mu w oczy, o co wcześniej prosił.
Czułam jak do moich oczu napływają
słone łzy. Przestałam słyszeć jego błagania czy też prośby o wysłuchanie.
Usłyszałam wystarczająco, aby stwierdzić, że Ashton Cień Irwin dbał tylko o
siebie i własne potrzeby.
Koniec naszej rozmowy uświetnił
dzwonek mojego telefonu. Przetarłam oczy rękawem bluzy, aby kłębiące się w
oczach łzy nie popłynęły po moich policzkach. Wskazałam palcem na drzwi, aby
Ashton sam odnalazł drogę do wyjścia. W tym samym czasie odebrałam telefon.
- Nie powinnaś być martwa? –
usłyszałam głos, którego z całego serca nienawidziłam.
Wysunęłam dłoń, kładąc ją na klatce
piersiowej Ashtona. Zatrzymałam go przed opuszczeniem mojego mieszkania.
Blondyn spojrzał na mnie pytająco, ale ja zajęłam się rozmową.
- Ty powinieneś być za kratkami,
ale jak widać, nie zawsze dostajemy to, czego chcemy – warknęłam siląc się na
sarkazm i uśmiechając się, mimo że prześladowca nie mógł tego zobaczyć.
- Uważaj, Caitlin… Każde złe słowo
ma swoją cenę – pogroził.
- Czego ode mnie chcesz?! –
wydarłam się.
- Przesyłam ci jedynie
pozdrowienia, od Cassidy, słoneczko.
Jęknęłam cicho. Moje oczy stały się
szersze. Zamknęłam usta dłonią, którą wcześniej zablokowałam Ashtonowi
przejście. Zrobiło mi się słabo.
- Co z nią zrobiłeś, gdzie ona
jest? – dopytywałam wpadając w histerię.
Ashton pomachał przed moimi oczami,
aby zwrócić na siebie uwagę. Wysunął płaską dłoń, po czym uderzał w nią palcami
dając mi tym sygnał, żebym włączyła opcję głośnomówiącą. Od razu zmieniłam
ustawienia telefonu, żeby dać chłopakowi możliwość słuchania.
- Jeszcze nic – burknął – Ale wiesz
jak to jest, czas leci, a gdy znajdę pomysł…
- Dlaczego to robisz.. – załkałam –
Kim jesteś…
- Cofnij się w przeszłość, a na
pewno znajdziesz odpowiedź na swoje pytania – odezwał się po kilku sekundach,
mówiąc ozięble, a po chwili dźwięk zakończonego połączenia przerwał ciszę,
która opanowała pokój, gdy razem z Ashtonem zamilkliśmy analizując wypowiedź
tajemniczego prześladowcy.
- On ma Cassie… - drżącym głosem
poinformowałam Irwina o wiadomości, którą przekazał mi wcześniej nieznajomy –
Ma moją Cassie…
Ashton dotknął dłonią mojego barku,
po czym popchnął mnie ku sobie. Wpadłam w jego ramiona gwałtownie,
automatycznie obejmując jego ciało. Oparł swój podbródek na mojej głowie tuż po
tym, jak złożył krótki pocałunek na moim czole. Pierwszy raz od dłuższego czasu
poczułam się dobrze, bezpiecznie.
- Znajdę ją – mruknął – Znajdę
Cassie.
- Zrób to – wycedziłam – I znajdź
jego – popatrzyłam w piwne oczy Ashtona – Zanim policja znajdzie ciebie.
Bo szukali go przy pomocy listu
gończego, w całym Sydney.
___________________________________________________
Hello!
A więc pierwsza sprawa.
ZGŁOSIŁAM CIENIA DO KONKURSU NA BLOG ROKU 2014!! Wow, to dla mnie już sukces, że w ogóle śmiałam to zrobić. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Parę słów dotyczących konkursu.
Kiedy klikniecie na obrazek przeniesie on Was na stronę poświęconą Cieniowi. Konkurs składa się z 3 etapów. Pierwszy to zgłaszanie blogów i weryfikacja zgłoszenia, co już przeszłam, drugi to część Wasza czyli głosowanie.
Głosowanie niestety sms'owe, dlatego na wstępie mówię: DO NICZEGO NIE ZMUSZAM. Wysyłacie SMS-y, jeżeli chcecie i uważacie, że blog na to zasłużył. To Wasza dobra wola, za co oczywiście podziękuję, odwdzięczę się spoilerami, częstszym dodawaniem rozdziałów, czymkolwiek, jak tylko będę mogła i potrafiła. (nie przekupuję, to tylko będzie podzięka, relax) Ten etap zacznie się w lutym, a kiedy się zacznie podam Wam treść oraz numer na który można wysyłać głosy. Reasumując: Jeżeli chcecie, aby Cień został blogiem roku lub uważacie, że zasłużył na ten tytuł - Bardzo proszę o głosy.
Potem jest trzeci etap, czyli ustawianie blogów w 'ranking blogów z największą ilością głosów internautów' oraz ocena Jury. Tak jak widzicie, głosy się liczą bo dodają punktów, jeśli u jury wypadnie się słabo. 23 lutego wyniki.
To tyle odnośnie konkursu.
Od razu dziękuję za wszelką pomoc, wsparcie i starania!
Druga sprawa, to taka której właściwie chyba nie mam... >.<
Miłego wieczoru!
I miłego jutra!