Stałam na kamiennej ścieżce przed żelaznym ogrodzeniem, przyglądając się otoczeniu. Chłodny wiatr podwiewał sukienkę, wywołując dreszcze na mojej skórze. Wrzesień, cholerny wrzesień. Nigdy nie lubiłam tego miesiąca, tak samo jak nadchodzącej pory roku – jesieni. Ciągłe deszcze i nieustanne zimno sprawiały, że ciężko było mi myśleć pozytywnie. Ostatnio zastanawiałam się, czy nie jest to tylko wymówka. Wydaję mi się, że staram się usprawiedliwić tymi wszystkimi czynnikami fakt, że ja już nie potrafię zauważać plusów. Dzień w dzień poddawałam się złemu nastrojowi.
Usiadłam pośród płaskich i stojących nagrobków. Niektóre z
nich były połamane lub pokruszone. Większość płyt nagrobkowych zarośnięta
chwastami stapiała się z ziemią. Jedna z nich natomiast wyróżniała się swoją
świeżością. Zrobiona z marmuru pionowa płyta z niedawno odnowioną inskrypcją.
Przykucnęłam i przesunęłam opuszkiem palca wzdłuż płyty z
widocznym napisem „Ashton Irwin 1993 – 2014”. Pod powiekami poczułam łzy.
Tęsknota uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Moje myśli gnały w szalonym tempie,
ukazując każde wspomnienie związane z chłopakiem, który leżał pod ziemią i
zostawił mnie na tym świecie samą.
Wyjęłam z kieszeni wisiorek, który został mi podarowany kilkanaście miesięcy temu. Podeszłam do wazonu, gdzie znajdowały się stare, zwiędłe kwiaty. Wyjęłam je, a następnie wyrzuciłam. Ich miejsce zajęły nowe, białe chryzantemy. Ozdobiłam je wisiorkiem z literą "C". Postanowiłam zostawić go właśnie tutaj.
- Już mi się nie przyda.. - szepnęłam, jakby do martwego chłopaka - Bo nie ochronisz mnie nigdy więcej...
Wyjęłam z kieszeni wisiorek, który został mi podarowany kilkanaście miesięcy temu. Podeszłam do wazonu, gdzie znajdowały się stare, zwiędłe kwiaty. Wyjęłam je, a następnie wyrzuciłam. Ich miejsce zajęły nowe, białe chryzantemy. Ozdobiłam je wisiorkiem z literą "C". Postanowiłam zostawić go właśnie tutaj.
- Już mi się nie przyda.. - szepnęłam, jakby do martwego chłopaka - Bo nie ochronisz mnie nigdy więcej...
Minęło pół roku. Przez sześć miesięcy nie pogodziłam się z
faktem, że Ashton’a nie ma już ze mną. Odszedł, a ja wciąż wracałam do
wspomnień, żyjąc w swoim wyimaginowanym świecie. Konał na moich oczach, w moich ramionach, a ja byłam bezradna. Nie mogłam nic z tym zrobić. Czułam się koszmarnie, jakby cząstka mnie umarła razem z nim. Ktoś wbił mi w plecy sztylet, który wciąż tam jest i sprawia mi ból tak samo intensywny jak za pierwszym razem. Liczyłam, że za chwilę usłyszę
dzwonek lub pukanie do drzwi, a gdy je otworzę, ujrzę właśnie jego. Straciłam
kolejną osobę, na której mi zależało.
Wszystko wydawało się szare i puste. Nic nie miało dla mnie sensu. Nie potrafiłam cieszyć się małym blaskiem słońca, spędzonym dniem z przyjaciółmi, podwyżką czy nowymi ciuchami kupionymi na wyprzedaży. Życie nie uszczęśliwiało mnie w żaden sposób.
Wszystko wydawało się szare i puste. Nic nie miało dla mnie sensu. Nie potrafiłam cieszyć się małym blaskiem słońca, spędzonym dniem z przyjaciółmi, podwyżką czy nowymi ciuchami kupionymi na wyprzedaży. Życie nie uszczęśliwiało mnie w żaden sposób.
- Jesteś pewna, że nie? Sądzę, że był to wspaniały prezent, który warto zachować –
usłyszałam za swoimi plecami znajomy, głęboki głos, który poznałabym wszędzie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i powoli odwróciłam w stronę osoby, która
wypowiedziała te słowa.
Brązowe z blond pasemkami nastroszone włosy nie zaskoczyły
mnie specjalnie. Przecież ten chłopak zawsze uwielbiał bawić się kolorami.
Okrągłe, niewielkie, srebrne kolczyki w uszach; ciemna, skórzana kurtka;
czarne, dziurawe spodnie. Nic się nie zmieniło. Michael wciąż był tym samym
człowiekiem. Jego styl pozostał, tak samo jak i szeroki uśmiech, którym mnie
obdarzył. Było miło znowu go zobaczyć.
- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię tutaj zobaczę - oznajmił nieco wyniośle.
- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię tutaj zobaczę - oznajmił nieco wyniośle.
- Jestem tutaj co tydzień – odparłam, przesuwając się i
robiąc miejsce chłopakowi na ławce naprzeciwko grobu. Wrzucił do wazonu
stojącego blisko płyty jedną, białą lilię, a następnie zajął miejsce obok
mnie.
- Czyli nie jestem jedynym.. – mruknął patrząc na inskrypcję.
- Który nie potrafi zapomnieć? – zapytałam dla pewności.
- Zapomnieć? Nie… - pokręcił przecząco głową – Zapomnieć o
Ashtonie to jak zapomnieć słów swojej ulubionej piosenki... nie da się – odparł
– Nie jestem jedyną osobą, która nie jest w stanie zaakceptować faktu, iż już
go z nami nie ma.
- Minęło tyle czasu... - mruknęłam, próbując powstrzymać łzy.
- Minęło tyle czasu... - mruknęłam, próbując powstrzymać łzy.
Nie mogłam nie zgodzić się z Michael’em.
Może wydaje się to co najmniej śmieszne, ale ja nie
potrafiłam tak po prostu pogrzebać Ashton’a. Zbyt wiele nas łączyło, abym mogła
żyć spokojnie bez wracania do przeszłości. On sprawiał, że czułam złość,
smutek, szczęście, nienawiść, radość, przyjemność, każde uczucie, które
udowadniało, że żyję, że jestem na tym świecie ciałem i duszą.
Ale to już nie jest mój świat, świat
jaki sobie wymarzyłam. Tracę czas w smutnej, otaczającej mnie rzeczywistości.
Jest mi ciężko. To minęło, a ja nie umiem sobie z tym poradzić.
Zadziwiający jest fakt, że całe moje życie toczy się tak,
jak sobie wymarzyłam te dwanaście miesięcy temu. Mam pieniądze i szansę na
studia, przeniosłam się do innej pracy, obok mnie znajdują się przyjaciele i
troskliwy, kochający chłopak przy którym czuję się w miarę bezpiecznie, jednak
nic mnie nie zadowala. Nie teraz, nie kiedy każde moje pragnienie uległo
diametralnej zmianie.
- To w końcu przejdzie – mruknął, obejmując mnie ramieniem.
- Michael… - szepnęłam – Ty chyba sam już w to nie wierzysz…
~*~
Spędzony czas z Michael'em minął dość szybko. Rozeszliśmy się, powracając na własne ścieżki prowadzące do realnego życia, w którym nie ma miejsca na wspomnienia. Biegniemy, tkwimy w zamkniętym kole pełnym błędów, krążymy wokół niego, bo wyjście nie jest możliwe. Wyjścia nie ma. Nie możemy nic poradzić na to, co dzieje się w naszym życiu.
Przekroczyłam próg drzwi wejściowych domu Cassie, w którym
jak zwykle pachniało lawendą. Jej matka zawsze dbała o każdy zakątek tego
miejsca, zależało jej na schludności i komforcie. Dobre wrażenie domu
rodzinnego było podstawą. Z tego powodu dziwił mnie fakt, że tacy pedanci jakimi są
rodzice Cas, zostawili jej pod opieką swoje lokum. Ta dziewczyna nie miała jakichkolwiek zasad jeśli chodziło o porządek.
- Dlaczego twoi rodzice nie wzięli cię ze sobą do Stanów? –
zapytałam, kiedy zdejmowałam swój płaszcz.
- Nie chciałam z nimi jechać – odparła biorąc ode mnie
ubranie.
Powiesiła je w szafie, która stała w korytarzu.
- Czemu nie? Lubisz USA – zdziwiła mnie wypowiedź
przyjaciółki.
- Pokłóciliśmy się – przyznała, zanim zaczęłam ciągnąć ją za język – Od miesięcy
proszę o nowe auto, a co dostaję w zamian? Ich wyjazd do Stanów
Zjednoczonych – mówiła wyraźnie zirytowana, idąc do kuchni.
Brunetka od razu pognała do szafy, gdzie zazwyczaj trzymała
popcorn. Znalazła dwie paczki. Zabrała się za przygotowanie przekąski, podczas
gdy ja usiadłam na blacie jednej z dolnych szaf. Wzięłam do ręki jabłko
znalezione w koszyku z owocami, a następnie ugryzłam owoc, czekając aż Cassie
zrobi posiłek.
- Po co zmieniasz samochód? Nissan Altima to dobry wóz –
powiedziałam przyglądając się jej poczynaniom.
- Mam go już dwa miesiące, Caitlin! – oburzyła się, jakby
moje stwierdzenie było co najmniej przerażające – Wyszedł nowy Mustang
Convertible, a ja nie zniosę już dłużej tego grata.
- Skoro nazywasz swój samochód gratem po dwóch miesiącach to
jak mam nazwać moje BMW, którego jestem posiadaczką od roku? – spytałam, unosząc brwi.
- Gruz to chyba odpowiednie słowo – wzruszyła ramionami, a
następnie zabrała miskę z popcornem – Jakim cudem jeszcze nim jeździsz? –
zapytała całkowicie poważnie, kierując się do salonu.
Ruszyłam za dziewczyną ignorując jej pytanie. Cassie nie
znała wartości pieniądza. Właściwie, ona nie znała wartości żadnej kupionej
rzeczy. Wszystko mogła wymienić na nowe w przeciągu tygodnia tylko dlatego, że
zaczęła się nudzić. Kasa nie grała roli, miała jej wystarczająco dużo, aby sprawiać sobie nowe drobiazgi bez żadnego poczucia utraty bogactwa znajdującego się na jej koncie bankowym. Przywykłam już do charakteru mojej przyjaciółki. Jej wyolbrzymianie pewnych rzeczy nie robiło na mnie wrażenia. Rozumiałam, że jest takim typem człowieka.
Cassie zaprosiła mnie do siebie ze względu na wyjazd swoich
rodziców. Nie preferowała siedzenia samej w wielkim domu więc zgodziłam się
przyjechać do niej, chociażby z powodu wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Przeżyłam wiele będąc sama w mieszkaniu i
zdecydowanie nie chciałabym, aby Cas spotkało to samo. Mimo że nie ma już
Cienia, a Logan znajduje się w ośrodku zamkniętym, wolałam po prostu być pewną,
że Cassie jest cała i zdrowa.
Fakt, że rodzice Cassie wyjechali, a my zostałyśmy same w
jej domu nie zraził dziewczyny do zaniechania piątkowego wieczoru z horrorami. Cassie uwielbiała strach. Często żartowała z duchów, a także seryjnych morderców. Wszystkie kawały zakończyły się, kiedy fikcja stała się rzeczywistością. Podczas sześciu miesięcy nic się nie wydarzyło, więc brunetka nie widziała żadnych przeszkód, aby wrócić do tradycji. Włożyła
do odtwarzacza DVD, a po chwili na ekranie telewizora pojawił się tytuł
filmu.
Krwawa Mary.
Przez całe dwie godziny oglądania tego horroru miałam ochotę
uderzyć Cassie co najmniej trzydzieści razy. Jestem pewna, że brunetka obudziła
wszystkich swoich sąsiadów, a kilku z nich rozważało wezwanie policji za
zakłócanie ciszy nocnej. Było po dwudziestej trzeciej. I tak właśnie zachowywała się przy każdym seansie. Krzyczała, wiła się po kanapie, zakrywała poduszką, a potem żartowała ze swoich reakcji. Mnie natomiast trafiał szlag. Intensywność jej pisków przyprawiała mnie o ból głowy. Film przestawał mnie przerażać z każdą kolejną minutą i przewidywalnym okrzykiem Cassie. Siedziałam spokojnie, podpierając dłonią swoją głowę i czekając na koniec horroru. A kiedy on następował czułam ogromną ulgę.
- Pieprzę to, Cassie – burknęłam, naciskając guzik na
pilocie – Więcej nie oglądam z tobą horrorów! – zganiłam przyjaciółkę, jak tylko na
ekranie telewizora pojawił się czarny obraz.
Wstałam z miejsca, aby wyjąć płytę z odtwarzacza. Brunetka
śmiała się histerycznie. Ja nie żartowałam, nie rozumiałam
nawet co tak ją bawi. Słyszało ją pół osiedla! Wstydem jest oglądanie z nią
filmów. Dziewczyna powinna dziękować Bogu, że nikt nie zdążył wezwać policji. Rodzice Cas prawdopodobnie już nigdy więcej nie zostawiliby jej samej.
Jeden straszny film wystarczył mi, jeśli chodziło o noc z Cassie. Gdybym miała zgodzić się na kolejny, musiałabym zaopatrzyć się w zatyczki do uszu. Na szczęście brunetka nie kwestionowała mojego zdania i pozwoliła mi na udanie się do jej pokoju. Tam właśnie miałyśmy zamiar spać, a przedtem porozmawiać.
Pokój Cassie całkowicie się zmienił. Jak już mówiłam – ona
uwielbia zmiany więc nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, że w jej
„królestwie” pojawiły się nowe „bogactwa”. Dzięki Bogu zostawiła błękitny kolor
ścian, bo różowego – który miała w zamiarze – nie zniosłabym za żadne skarby.
Miałyśmy już przebierać się w piżamy, gdy nagle na piętrze niżej
usłyszałyśmy huk. Wymieniłyśmy się zdezorientowanymi spojrzeniami. Moje serce zabiło szybciej, kiedy ten sam
dźwięk usłyszałam po raz drugi. Patrzyłam na Cassie z przerażeniem, stojąc
nieruchomo. Dziewczyna zamknęła szufladę szafki, którą wcześniej otworzyła, aby
wyjąć piżamę. Nogi Cassie zaczęły powoli kierować ją w stronę drzwi. Pociągnęła za klamkę, otwierając je. Wyszła
na zewnątrz pokoju, podchodząc niepewnie do barierki przy schodach. Popatrzyła
w dół, gdzie światło wciąż się paliło. Nie zgasiłyśmy go więc jak na razie
wszystko pozostawało bez zmian. Cassie odwróciła się w moją stronę, kiwając
głową, abym podeszła. Nie minęła minuta, a ja już byłam przy niej. Nikogo nie
było na dole.
W pewnym momencie do naszych uszu dotarł dziwny szelest,
ledwo słyszalny. Cassie jęknęła lekko, jakby zachłysnęła się powietrzem.
Widziałam napływające do jej oczu łzy.
Westchnęłam głęboko, po czym zrobiłam krok w stronę schodów.
Dodając sobie w myślach odwagi, powoli zeszłam na dół, zbadać sytuację. Cicho,
na palcach kroczyłam przez korytarz przysłuchując się dźwiękom. Nie do końca
wiedziałam skąd one dobiegały. Sprawdzałam każde pomieszczenie na parterze,
gdzie otwarte były drzwi.
Zbliżałam się do salonu. Ciężko oddychając, wychyliłam
delikatnie głowę, aby sprawdzić czy w pomieszczeniu nikogo nie ma. Wrzasnęłam, gdy poczułam dłoń na swoim ramieniu. Z paniki zaczęłam krzyczeć i skakać, natarczywie
uderzając rękoma w mojego napastnika. Przestałam, kiedy w moje palce zaplątały się brąz kosmyki.
- Na Boga, Cassie! – pisnęłam, tupiąc wściekła nogą – Jesteś
normalna!?
- Dzięki! – fuknęła, pocierając swoją skórę na rękach.
Podrapałam ją paznokciami. – Pomyślałam, że może się przydać – wysunęła zza
pleców mopa.
- I koniecznie musiałaś się skradać, prawda? – spytałam
kpiąco.
Wyrwałam z rąk brunetki mopa i odwróciłam się w stronę
salonu. Obie weszłyśmy do pomieszczenia, starannie je oglądając, jednak nic nie zostało
naruszone. Wszystko było w porządku.
Słysząc kolejny szelest i resztę dziwnych dźwięków, jak na
przykład zderzenie się metalowych narzędzi usłyszałyśmy wyraźnie z końca
korytarza. Od razu ruszyłyśmy w tamtą stronę, dochodząc do drzwi od piwnicy.
Rzuciłam Cassie znaczące spojrzenie. To jej piwnica, ona musiała iść pierwsza.
- Nie ma mowy – zaprotestowała.
- Nie zejdę tam, przecież nie wiem nawet jak to miejsce
wygląda – odparłam – Nie zapraszałaś mnie nigdy do piwnicy.
- Oh, wybacz! – prychnęła – Zapomniałam, że powinnam
oprowadzić cię po tym miejscu – ironizowała brunetka – Może jeszcze miałam cię
zaprosić zachęcająco, w stylu: Hej, Caitlin! Witaj w moim domu, najpierw
zabiorę cię do piwnicy, gdzie poznasz moich współlokatorów – pająki. Nazywają
się Jeremy oraz Judith i mają odnóża! Co powiesz na podwójną randkę!? – pisnęła wkurzona.
Popatrzyłam na nią obojętnie. Pociągnęłam za klamkę drzwi prowadzących do piwnicy. Otworzyłam je, a następnie przytrzymałam, żeby
przepuścić Cassie. Ani mi się śniło zejść tam, kompletnie nie znając tego
miejsca.
- No dalej – zachęciłam – Jako właścicielka domu musisz
zejść pierwsza, żeby przedstawić mi swoich współlokatorów. Kultura tego wymaga. – drwiłam z przyjaciółki.
Dziewczyna posłała mi piorunujące spojrzenie, przechodząc
obok mnie. Gdy jej stopa zetknęła się z pierwszym schodkiem, prowadzącym na sam
dół, usłyszałam cichy jęk obrzydzenia. Cassie bała się panicznie ciemności.
Czasami zastanawiałam się, jak śpi w nocy bez włączonej lampki, ale wyjaśniła,
że to przyzwyczajenie. Zamyka na noc pokój kluczem, aby mieć pewność, że nikt
nie przeszkodzi jej we śnie.
Gdy Cassie była już na samym dole piwnicy, ja zabrałam się
do zejścia w razie pomocy. Sięgnęłam po mop, a następnie wyjęłam z kieszeni
telefon. Włączyłam w nim lampę błyskową, żeby cokolwiek widzieć. Powoli
schodziłam do piwnicy, będąc czujną. Nie słyszałam kroków, ani głosów Cassie,
co potęgowało moje zdenerwowanie.
Schody były brudne i zakurzone. Starałam się nie patrzeć na
sufit, gdyż domyślałam się, co tam może się znajdować. Również nie należę do
fanów pająków, więc wolałabym nie spoglądać w górę, żeby nie narobić hałasu.
Miałyśmy większy problem. Takiego hałasu na pewno nie narobiły pająki.
- Caitlin! Pomocy! – usłyszałam szloch zmieszany z krzykiem.
Przyśpieszyłam kroku, schodząc po schodach. Mało brakowało,
a miałabym bliskie spotkanie z podłogą. Skierowałam się w miejsce, skąd
dobiegał głos panikującej Cassie. Podniosłam do góry mopa, będąc w gotowości do
walki. Najechałam światłem na miejsce, w którym zauważyłam ruch.
Cassie stała na szafie, podskakując i krzycząc. Nie
wiedziałam, o co dokładnie chodzić. Zatrzymałam się, oglądając jej zachowanie
zdezorientowana. Wskazywała palcem na podłogę. Po chwili do moich uszu dobiegł
szelest. Przesunęłam dłoń w której trzymałam telefon. Otworzyłam usta, kiedy
zobaczyłam, co było powodem wrzasków mojej przyjaciółki.
Brązowe pudełko z różnymi narzędziami leżało przewrócone na
ziemi. Zamknęłam oczy, zbierając w sobie pozytywną energię. Liczyłam, że przyniesie mi ona spokój, bo właśnie zaczynało mi go brakować. Po tym jak zobaczyłam krzątające się zwierzę, miałam ochotę wrzeszczeć ze złości. Stworzenie o szarym kolorze sierści z czarnymi paskami na ogonie przeglądało właśnie klucze, a także śrubokręty.
- Szop – powiedziałam, patrząc na przyjaciółkę z
politowaniem.
- Nie podchodź! One pewnie gryzą! Uciekaj, Caitlin! Ja już i
tak jestem martwa! – krzyczała, płacząc.
Wywróciłam oczami, oglądając pomieszczenie. W ostatniej
chwili ujrzałam niewielką wnękę pod jednym ze stołów, którą prawdopodobnie
zwierzę dostało się do piwnicy. Odsunęłam stolik, na którym później stanęłam.
Mopem starałam się odgonić drapieżnika od pudełka, którym właśnie się zajmował.
Nakierowałam go na dziurę, zamykając resztę dróg, którymi mógłby przejść. Bez
żadnego problemu, szop opuścił dom Cassidy. Zakryłam tekturową nakładką dziurę
i przystawiłam stół, aby więcej podobna sytuacja nie miała miejsca. Pomogłam
zejść przyjaciółce z szafki. Gdy tylko stanęła o własnych nogach na podłodze,
rzuciła się na mnie, obejmując i dziękując za uratowanie życia. Miałam
wrażenie, że tkwię w tandetnej komedii. Czasami Cassie przechodziła samą
siebie. Wiadomo więc, czemu dziewczyna nadrabiała wyglądem. Na szczęście Bóg
dał jej chociaż to.
Wróciłyśmy na górę, zamykając piwnicę na klucz.
Stwierdziłyśmy, że gdyby znowu nastał hałas, dochodzący z tego pomieszczenia,
nie będziemy sprawdzać, co się dzieje. Oczywiście to postanowienie na pewno nie
wytrzymałoby długo, gdyż ciekawość zawsze wygrywa, ale warto było spróbować.
Pognałyśmy do pokoju Cassie. Rozłożyłam się na łóżku,
czekając aż dziewczyna poradzi sobie z laptopem. Urządzenie zbuntowało się, więc brunetka zaczęła używać siły. Ja natomiast powoli stawałam się senna. Zamknęłam oczy, usypiając. Odgłos dzwoniącego telefonu ledwo został zarejestrowany przez mój zmysł słuchu. Nie zwracałam uwagi na to, z kim Cassie rozmawia, dopóki nagle z jej ust nie uciekł pisk.
- Mój Boże – usłyszałam, natychmiastowo otwierając oczy.
Cassie siedziała na podłodze, tuż przy telewizorze, z telefonem w dłoni.
Zmieniłam swoją pozycję na siedzącą, przyglądając się niespokojnie brunetce.
Cassie przełknęła ciężko ślinę, wpatrując się w ekran
komórki. Otworzyła usta, wydychając powietrze. Spojrzała na mnie zaszklonymi,
przerażonymi oczami, jakby za chwilę miało wydarzyć się coś strasznego.
- Co się dzieje? – zapytałam.
Dziewczyna znowu zerknęła na telefon.
- Gratulacje, zamknęłaś drzwi frontowe. Zapomniałaś o
tylnych, słoneczko. – powtórzyła wiadomość, która przed momentem dotarła do jej uszu drżącym głosem.
Raptownie zsunęłam się z pościeli, podbiegając do drzwi.
Przekręciłam klucz w zamku. Wrzałam w środku. To
jakieś żarty? To znowu się dzieje? Tym razem Cassie? Myślałam, że to zamknięty
rozdział, który był ostatnim. Widzę jednak, że książka ma jednak kolejną część.