Ścieżka poprowadziła Addelaine do opustoszałego magazynu. Teren wokół zdawał się być bezludny, w pobliżu nie znajdowały się nawet domy czy budynki firmowe. Ogromna pakamera stała pusta pośrodku dosłownie niczego, poza otaczającym ją lasem i niedaleką ulicą główną. Levinson zanim wyłoniła się zza drzew, podopinała ostatnie zatrzaski kamizelki i ruszyła do wielkich czerwonych drzwi, pokrytych rdzą.
Ostrożnie i uważnie wkroczyła do magazynu, nasłuchując, czy ktoś aby nie jest w pobliżu. Wewnątrz panowała ciemność. Małe drobinki światła od latarek antyterrorystów przebijały się przez niektóre okna. Przynajmniej dzięki temu wiedziała, w którym kierunku zmierzają. Na jej szczęście, byli daleko od niej, więc mogła sama rozejrzeć się po tajemniczym miejscu z nadzieją, że znajdzie Ashtona jako pierwsza, najlepiej błąkającego się w samotności.
Mimo braku eleganckich szpilek, dźwięk jej kroków odbijał się echem od nagich ścian za każdym razem, gdy szurnęła przypadkiem nogą. Nie była wyszkoloną policjantką, więc nie zadziwiała siebie swoim fajtłapstwem.
Weszła po schodach na piętro, a jej oczom ukazał się ciemny długi korytarz, rodem z prawdziwego horroru. Kroczyła niepewnie, trzymając między palcami nieodbezpieczoną broń. Chociaż przeszła kurs strzelania, naprawdę nie chciała wykonywać jakiegokolwiek ruchu z udziałem pistoletu w obawie, że kogoś może skrzywdzić.
Dźwięk kroków zaczął się dwoić. Ręką sunęła po ścianie, idąc ślepo w głąb, jednak gdy odgłos zdawał się być wyraźniejszy, przystanęła i impulsywnie wstrzymała oddech, jakby miało jej to pomóc. Ktoś jakby przyśpieszył tempa, tupocząc ochotliwie nogami, a Addelaine momentalnie zmroziło na myśl, że za moment zostanie schwytana.
Niespodziewanie, na jej ustach znalazła się dłoń. Druga ręka natomiast ścisnęła brzuch, pociągając do tyłu, aż uderzyła o potężne ciało. Próbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt silny, by mogła się mu oprzeć. Nieznajomy szarpnął nią, przesuwając się tym samym ku mniejszemu korytarzowi i schował się z adwokatką za ścianą. Gdy kroki stawały się coraz bardziej wyraźniejsze, a Addelaine wciąż próbowała się uwolnić, mężczyzna obrócił ją ku sobie.
- To ja - szepnął Ashton, po czym ponownie zakrył jej usta - Ani słowa.
Dreszcz emocji spadł na ich barki, gdy kroki umilkły tuż przy nich. Trwało to chwilę, jednak wystarczyło, by Addelaine zamknęła ze strachu oczy, a Ashton przyparł plecami mocno do ściany, starając się nie pokazać nawet małego fragmentu ubrania. Levinson była przekonana, że ktoś, kto właśnie przechodził obok nich mógł z łatwością usłyszeć bicie jej serca i drżenie ciała. Odetchnęła jednak z ulgą, gdy odgłos powolnego marszu znów był słyszalny, a w dodatku coraz słabszy.
Irwin pociągnął brunetkę za niewielki kontener, by skryć się przed innymi krążącymi po tym miejscu ludźmi.
- Co ty tutaj robisz?! - jego szept przypominał wrzask, jednak bezgłośny.
- Hmm.. no nie wiem.. może próbuję wydostać nas stąd żywych?! - odpowiedziała podobną reakcją do mężczyzny.
Ashton westchnął ciężko i na chwilę zamilkł, starając się pomyśleć nad wyjściem z tej sytuacji.
- Na samym dole są bomby - poinformował Irwin - Mamy trzydzieści minut, chyba że na miejscu są saperzy.
- Zapomnij - burknęła Levinson - Prędzej spieprzą i nas zostawią, niż pomogą.
Addelaine po swoich słowach wreszcie odbezpieczyła broń i już miała wyjść z ukrycia, gdy Ashton zatrzymał ją i odwrócił w swoją stronę.
- Czego mi nie mówisz? - spytał.
Adwokatka wiedziała, że w końcu spotka się z tym pytaniem i mimo wszystko będzie musiała zmierzyć się z całą prawdą.
- Ashton, pomyśl - powiedziała - Skoro zaoferowano ci świadka koronnego, dlaczego Sean chciał cię w więzieniu lub blisko siebie?
- Nie rozumiem - warknął - O co tu chodzi?
- O to, że to wszystko jest grą - odparła - A w dodatku okazało się, że podwójną - wyjaśniła ze smutkiem w głosie - Przykro mi…
- Czyli, że…
- Tak - odpowiedziała prędko - Dlatego musisz się stąd wydostać i zniknąć.
- Dlaczego?
- Bo masz powód, by żyć - mruknęła, a następnie nachyliła się w jego stronę i przysunęła usta prosto do jego ucha, szepcząc dyskretnie.
Ashton energicznie odepchnął od siebie kobietę, nie dowierzając w to, co przed chwilą od niej usłyszał. Stał przez kilka minut w bezruchu, a jej nawoływanie zupełnie do niego nie docierało. Właśnie analizował dokładnie, czy to, o czym mówiła Addelaine mogło mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości, a nie było jedynie fikcją.
- Prze..praszam.. - wydukał - Ale ja.. muszę teraz coś zrobić.
Blondyn odwrócił się i odszedł w milczeniu, kierując się na parter. Addelaine chciała go zawołać, jednak wiedziała, że każdy głośniejszy dźwięk sprowadzi ją na klęskę. Postanowiła dogonić Ashtona, zanim będzie za późno. W ciemności nie było to najłatwiejsze. Nie spostrzegła, kiedy jej współpracownik znalazł się już na dole, gdzie czekał na niego nikt inny, jak Sean. Postanowiła wstrzymać się z atakiem na mężczyzn i obserwować całą akcję ze schodów.
- Irwin, jak lewe skrzydło ? - spytał Fletcher, opierając się o ledwo stojący stolik i wyciągając z ust prawie dopalonego papierosa.
- Czyste - burknął, pytając po chwili - Co dalej? Zamierzamy ich trochę postraszyć?
Blondyn wyciągnął zza spodni niewielki pistolet, dając tym samym odpowiednią sugestię.
- Jeszcze nie - zdecydował Sean, po czym spojrzał na swój zegarek, odliczający godzinę wybuchu.
Rzucił peta na ziemię, a następnie przydeptał butem. Przy drzwiach stało dwóch wysokich facetów z karabinami, co chwila sprawdzając, czy nikt nie przedostał się do wewnątrz.
Ashton nie potrafił dłużej czekać i powstrzymywać swojej ciekawości.
- Wiedziałeś, że będą próbować mnie wypuścić? - rzucił pewnie swoje pytanie, bez żadnych ogródek, co wzbudziło zainteresowanie Seana.
Słysząc w jego głosie zarzut, uniósł i skierował głowę ku blondynowi.
- Skąd miałbym to wiedzieć?
Irwin wzruszył ramionami.
- Przeczucie? - zaśmiał się - A może świadomość, że ciebie chcieliby bardziej?
Ashton pomimo tylko przemykającego światła zauważył, jak kąciku ust Seana unoszą się, tworząc chytry uśmiech. I wszystko stało się dla niego jasne, a słowa Addelaine wiarygodne. Nic więcej nie potrzebował, by być tego przekonany.
- Skąd miałeś cynk? - zadał kolejne pytanie, na które Fletcher był bardziej skłonny do odpowiedzi.
Ciemnowłosy już miał świadomość, że nie może brnąć dalej w kłamstwo, jakie zostało zdemaskowane. Podszedł bliżej Irwina powolnym krokiem, stając tuż naprzeciwko, by dzieliły ich twarze jedynie milimetry. Może nie widzieli siebie doskonale, ale obaj czuli na sobie wzajemny gniewny wzrok.
- Od osoby, która zawsze, nawet pomimo swojej śmierci była o krok przed tobą - wyznał cicho, by tylko on mógł to usłyszeć.
Po tej informacji, w uszach wszystkich obecnych rozbrzmiał dźwięk odbezpieczanego pistoletu, który spoczywał w rękach Ashtona, ale tylko Sean mógł poczuć lufę dotykającą jego podbrzusza. Mruknął kpiąco.
- A więc to o to chodziło, kiedy Ticks powiedział ci dziesięć pieprzonych lat temu, że jeszcze będziesz chciał, żebym siedział, co? - Irwin szybko połączył fakty, przypominając sobie wydarzenia z przeszłości - I ty tak po prostu odwróciłeś się ode mnie.. A podobno w tym biznesie jest się rodziną - zadrwił, ale spotkał się jedynie z kolejnym rozbawieniem swojego “przyjaciela”.
- Zamierzasz mnie zabić? - zmienił temat - Och, chcę zobaczyć, jak próbujesz.
Sean uniósł rękę, a wtedy wszyscy jego towarzysze skierowali swoje karabiny prosto w Ashtona.
- Liczyłem na to - uśmiechnął się Irwin.
- Jeśli myślisz, że pomogą ci w tym twoi niebiescy przyjaciele, to musisz wiedzieć, że niestety zostałeś sam.
- Lubię słyszeć, jak bardzo błędnie myślisz - zaśmiał się Ashton - Przysłowie mówi, że należy trzymać blisko wrogów niż przyjaciół - powiedział - Ale ja wolę mieć ich znacznie bliżej.
Blondyn uniósł prawą dłoń, a wtedy Addelaine wycelowała w Seana i wystrzeliła, jednak nie spodziewała się takiego odrzutu broni, co zmieniło nieco kierunek pocisku. Kula otarła się o ramię Seana, sprawiając, że jego nogi lekko ugięły się, a prawy bok pod wpływem uderzenia uciekł w przód. Ciemnowłosy syknął.
Dźwięk wystrzału odbił się echem po całym magazynie. Gdy zapadła cisza, Sean wyprostował się. Jego morderczy wzrok skrył się pod burzą loków, przysłaniającą twarz. Spojrzał na swoją rozdartą koszulę na ramieniu i spływającą powoli krew.
- Ashton… Ashton.. - sarkastyczny śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu - W mojej grze, tylko ja mogę mieć asa w rękawie…
Addelaine zauważyła czerwoną kropkę świecącą się na środku koszuli Ashtona. Irwin zerknął na nią, po czym rzucił się do biegu, zanim pocisk zdążył wystrzelić. Skrył się za jednym z kontenerów, kiedy strzały co najmniej z trzech stron, padały właśnie w jego stronę. Sean natomiast odwrócił się w stronę miejsca, z którego padł strzał w jego kierunku. Ich spojrzenia ponownie się spotkały. Widziała, jak gniewnie na nią patrzył i wiedziała doskonale, jak to zamierzało się skończyć. Gdy przestępca dłonią sięgał do kieszeni, Addelaine zerwała się do biegu, uciekając przed pociskami, które chwilę później prawie deptały jej po piętach. Podążyła najbliższym korytarzem, a zdeterminowany Sean pognał tuż za nią.
Obrazy za mijanymi oknami były rozmazane, zamglone. Drzwi na końcu korytarza zdawały się oddalać, zamiast przybliżać. Dwie minuty biegu przeciągały się w nieskończoność, dopóki nie przedostała się do kolejnego pomieszczenia, które okazało się być schodami ewakuacyjnymi. Gwałtownie zatrzasnęła drzwi i prędko rozejrzała się za jakimkolwiek przedmiotem mogącym je zablokować, jednak nic nie znajdowało się w pobliżu. Ruszyła więc ku górze, bo tylko to jej zostało - kolejna ucieczka.
W przeciągu kilku sekund znalazła się na dachu budynku wokół którego kroczyły ostatnie zespoły służb, dopiero przebijający się do środka, po usłyszeniu strzałów. Reszta już przeczesywała pomieszczenia, jednak nie dotarła tak wysoko.
- Cholera, a miałaś taki potencjał - usłyszała za swoimi plecami ciężki, zachrypiały głos - Aż szkoda mi cię zabijać. Ale cóż… takie rzeczy zostają w rodzinie, prawda? - nawiązał do Logana, który przyczynił się do śmierci brata adwokatki.
Addelaine drżącymi dłońmi wycelowała w stronę przestępcy, odsuwając się od niego, by stworzyć większy dystans. Ten natomiast ciągle zbliżał się do niej pewnym krokiem.
- Stój albo strzelę - wydała policyjną komendę, ale na nic się ona nie zdała - Powtarzam!
- Nie rozśmieszaj mnie - Sean nawet się nie wahał - Myślałaś, że to wszystko dobrze się dla ciebie skończy? Że będziesz z nim bezpieczna? - dopytywał, w międzyczasie wyjmując swój pistolet i przygotowując go do działania - Och, błagam. To nie pieprzona bajka - warknął, a potem dynamicznie skierował lufę w stronę kobiety i pociągnął za spust, nie mając żadnych skrupułów. Głośny huk rozległ się w zasięgu całego lasu, a pocisk ruszył prosto na Addelaine, uderzając w jej klatkę piersiową. Brunetka padła na ziemię, tracąc kontakt ze światem, o co od początku chodziło Seanowi. Unieruchomił ją, po czym zbliżył się do jej ciała. Ze spokojem i mnóstwem czasu, ustawił pistolet tak, by kula wbiła się prosto w środek jej głowy. Myślał o tym zabójstwie dość długo, zastanawiając się, czy aby nie skazać kobiety na coś o wiele gorszego, w końcu przysporzyła mu tak wiele problemu. Ale miał dość zabaw, gdy gra toczyła się o taką stawkę. Stawkę jego życia i jego wolności.
- Żegnaj, Addelaine Levinson - powiedział z nutką troski w głosie i już miał pociągnąć za spust, gdy nagle padł kolejny strzał.
Sean rozszerzył oczy i otworzył usta wypuszczając całe powietrze z płuc. Wydał z siebie cichy jęk, a potem opuścił głowę, zerkając na swoją koszulkę. Tworzyła się na niej coraz większa, ciemna plama w postaci krwi. Po raz pierwszy jego pewność siebie zawiodła. Nigdy nie nosił kamizelki ochronnej, która tym razem uratowałaby jego życie. Zawsze miał obok siebie ludzi, którzy byli jego plecami oraz oczami, a teraz ich nie było. Nie pobiegli za nim, nie osłaniali go. W tym momencie zrozumiał, że jego własna gra obróciła się przeciwko niemu.
Ostatnimi siłami odwrócił się, a za nim spostrzegł stojącego Ashtona w towarzystwie Michaela ubranego identycznie, jak jeden z jego ludzi, z włosami skrytymi pod czapką z daszkiem i bluzą z kapturem. Dopiero wtedy zobaczył, jak łatwo został oszukany w ciemnościach, w których niejednokrotnie czuł się bezpieczny.
Ashton podszedł do niego, szybko obezwładniając. Miał ochotę zrobić więcej - oddać kolejny strzał lub uderzyć tak mocno, by Sean więcej nie otworzył już oczu. Ale chciał zrobić przyjemność policji oraz służbom, które tak długo go szukały. Zrobił to też dla samego siebie. Pozwolił losowi zdecydować, czy Fletcher przeżyje czy może spędzi dożywocie po tym, jak go znajdą.
Zamiast przejmować się nim, podbiegł prędko do Addelaine.
- Addelaine! - krzyknął - Addelaine, Addelaine, obudź się! - wziął ją w swoje objęcia, ciągle powtarzając jej imię.
Leżała przez chwilę w bezruchu, jakby z jej ciała miało za chwilę uciec życie. Ocknęła się po kilku sekundach, czując ucisk w klatce piersiowej. Kaszlnęła kilka razy i starała się unieść głowę, by zobaczyć, co się dzieje z jej ciałą. Kula utkwiła w kamizelce, na szczęście.
- Uciekaj - wyszeptała - Uciekaj, zanim cię dorwą, Irwin - poprosiła.
- Nie.. nie zostawię cię.
- Nie jestem Calumem - odparła - Jestem tylko twoim prawnikiem.
- Jesteś rodziną, Levinson - warknął, potrząsając nią, gdy zobaczył, jak jej powieki powoli zaczynają opadać.
- Wiesz już, gdzie jest twoja rodzina - mruknęła - Jeszcze się spotkamy, idź - ponaglała, słysząc ciężkie przypominające wojskowe obuwie, tupiące na schodach.
Ashton ze smutnym wzrokiem i bólem serca, ciągnięty przez Michaela, ugiął się i ruszył na drugą stronę dachu, gdzie miała znajdować się drabina. Prędko ulotnili się z wolnej przestrzeni, na której każdy mógł ich schwytać.
Addelaine znowu, odwróciła swoją głowę w stronę ledwo oddychającego Seana, który również na nią patrzył z wrogością. Jej jednak towarzyszył spokój.
- Oddaję ci nóż, który twój brat wbił mi w serce - szepnęła, patrząc w jego oczy, gdy policja wkroczyła na dach - Wreszcie się go pozbyłam - oświadczyła, słabo uśmiechając się.
Oglądała, jak antyterroryści przewracają przestępcę na brzuch nie dbając o jego ból i skuwają. Patrzyła, jak jego oczy tracą morderczy błysk, a krzyk pełen cierpienia obijał się o jej uszy. Widząc jak zaczynają wyprowadzać go z tego miejsca, zamknęła oczy i pełna spokoju po raz drugi odpłynęła.