- Że co, do cholery?! - wrzasnęła, po czym zakasłała mocno, czując silny ucisk przy żebrach - Calum i Michael go zamknęli w jakimś starym bunkrze, żeby po prostu tam zgnił?!
- Nie rozumiesz - odparł - Connor był całym tym złem, przez które to wszystko ma miejsce - Ashton próbował jak najlepiej zobrazować Addelaine całą historię związaną z ich wrogiem - To był popieprzony, psychiczny morderca, a w dodatku cwany manipulant. Musiał zapłacić za wszystkie wyrządzone nam krzywdy.
- I czego w tej chwili ode mnie oczekujesz? - zapytała - Że będę wyrozumiała lub miła? Jakbyś mnie nie znał - ironizowała - Zamordowaliście człowieka!
- Bo na to zasługiwał - wydarł się Ashton, uderzając dłonią o kierownicę.
Nastała cisza. Addelaine była równie wściekła, co blondyn, ale nie wiedziała, co może więcej powiedzieć, niż po prostu go skarcić, niczym małe dziecko. Broniła go cały ten czas, w pewnym sensie nawet ufała, a on nie powiedział jej tak istotnej rzeczy. Zastanawiała się, co jeszcze mógł przed nią zataić.
Kobieta zauważyła, jak Irwin zmienia trasę. Domyśliła się, gdzie próbuje ją zabrać i natychmiastowo przerwała ciszę, by mu przeszkodzić.
- Nie ma czasu na szpital - zarzekała się - Zawieź mnie do Andre - nakazała, a on spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Jesteś pewna? - dopytał, a w jego głosie słychać było troskę.
- W takim stanie na pewno go jakoś zniosę - powiedziała, a gdyby mogła to wzruszyłaby nawet ramionami - Będę za bardzo skupiona na bólu, żeby go słuchać.
Addelaine podała Ashtonowi adres. W przeciągu kilku minut dotarli pod strzeżone osiedle, na które wpuściła ich ochrona. Po wyjściu, Irwin szybko okrył adwokatkę swoim płaszczem by zasłonić ślady krwi. Objął ją i prowadził do klatki, a później do windy. Po dotarciu na czwarte piętro, pośpiesznie pognali pod drzwi przyjaciela Levinson. Ashton zaczął agresywnie bić pięścią w drzwi, czekając aż policjant otworzy.
Pojawił się w przejściu, ubrany tylko w spodnie dresowe. Jego umięśniona klatka piersiowa nie zrobiła jednak wrażenia na Addelaine. Nie w takim stanie. Spojrzała jedynie błagalnie w jego oczy.
- Powinienem pytać? - rzucił krótko, gdy ją ujrzał.
Wyglądała źle, bardzo. Była blada, a jej ubrania zakrwawione. Ashton zarzucił jej rękę na swoje barki, żeby pomóc jej iść.
- Niekoniecznie - burknęła pod nosem, po czym ruszyła do jego domu, nawet nie prosząc o wejście.
Addelaine poprosiła Ashtona, by poprowadził ją do kuchni. Ponawigowała go. Doskonale znalazła każdy zakątek tego mieszkania. Nie raz była tutaj gościem.
Przestronny apartament urządzony w nowoczesnym stylu robił dość duże wrażenie. Andre zainwestował większość swoich oszczędności, by mieć dom, o jakim marzył. Brakowało mu w nim jedynie rodziny, ale to był odrębny temat, który doskonale Addelaine znała. Kiedyś był przyjacielem nie tylko jej, ale również jej ojca. Wszystko odmieniło się tego jednego, feralnego dnia.
- Muszę wrócić do biurowca - oznajmiła, gdy opadła na kanapę.
Wzięła głęboki wdech.
- Odpocznij - powiedział Irwin - Ja mam sprawę do załatwienia. Kiedy już się z nią uporam, wrócę po ciebie.
Irwin nie musiał się tłumaczyć, czy nawet wspominać dokąd jedzie. Brunetka już wiedziała, co dokładnie planuje.
- Wykluczone - uderzyła dłonią w kawowy stół znajdujący się naprzeciwko niej - Nie możesz tam pójść, na pewno nie sam.
- Będę z Michaelem.
- Nie robi to dużej różnicy, kiedy idziecie tylko we dwójkę - odparła - Potrzebujecie wsparcia.
Andre stał i przyglądał się bacznie dwójce, która go odwiedziła. Miał wiele pytań, ale za bardzo bał się dyskusji z Addelaine, by móc wypowiedzieć je głośno. Dlatego sam próbował wyciągnąć jakieś wnioski i ułożyć całą historię.
- Daj spokój - machnął ręką - Przynajmniej zginiemy robiąc to, co kochamy. Igranie z ogniem.
- Czy słyszałeś chociaż jedno słowo, które wypowiedziałam? - zapytała ze spokojem - Nie pozwolę Wam na taką samowolkę.
Levinson zignorowała kolejne komentarze Irwina i wyciągnęła telefon. Brunetka szybko wystukała z pamięci numer do biura służb. Grzecznie przedstawiła się, wyjaśniła w skrócie sytuację i poprosiła o dodatkowy zespół specjalny wraz z zezwoleniem na akcję. Chwilę zajęło jej przekonywanie jednego z szefów, by wyraził zgodę na ich działania. Nie była zaskoczona spotykaniem się z odmową w obecnych sytuacjach. To było istne szaleństwo. Każdego dnia ich życie stawało się coraz to bardziej niebezpieczne. Nikt nie chciał ryzykować.
Koniec końców jej dar przekonywania przezwyciężył i dziesięć osób pod jego rozkazami miało przygotować się do wyjazdu. Addelaine przekazała wszystko Ashtonowi, który z zadowoleniem przyjął informacje. Brakowało mu takiego tempa i nutki niebezpieczeństwa, a teraz miał tego aż nadto. Mimo to, wcale nie czuł się z tym faktem źle. To go nakręcało i sprawiało, że chciało mu się robić coś więcej, niż tylko chodzić po tym nieszczęsnym świecie.
Levinson miała złe przeczucia i nie ukrywała tego. Kilkakrotnie ostrzegała swojego klienta o pułapkach i oceniała szanse niebezpieczeństwa, którymi Ashton zupełnie się nie przejmował. Prosiła, by na siebie uważał, a także na innych, ale on podchodził do tego na zbyt lekkomyślnie. Nie traktował jej słów poważnie, bo był pewny, że wykona swoją robotę perfekcyjnie i nic nikomu nie zagrozi. No chyba, że pojawi się Sean.
Kiedy blondyn wyjechał, Levinson nie czuła tak wielkiego strachu, jak po godzinie bez żadnego braku kontaktu. Nie miała telefonu, ani auta, a w dodatku jej stan fizyczny nie pozwalał na jakąkolwiek pomoc czy towarzystwo. Czuła się bezsilnie.
Mijała kolejna godzina, a brunetka stukała z blat stolika, przy którym usiadła, tempo patrząc się na ścianę. Jej zachowanie znacznie się zmieniło, gdy na stole zawibrował telefon, powiadamiając o smsie. Szybko wzięła komórkę do ręki mając nadzieję, że to właśnie Ashton. Niestety, było o wiele gorzej.
"Dzisiejszego wieczoru, niech poleje się krew."
- Mój Boże.. - szepnęła, widząc wiadomość, a wtedy Andre na nią spojrzał pytająco. Bez zawahania odpowiedziała mu. - On wie. On wszystko wie.
- Addelaine, spokojnie - mężczyzna z uniesionymi dłońmi w geście poddania podchodził do niej powoli i spokojnie. Widząc jej przerażenie, ostatnią rzeczą jakiej chciał, była awantura, więc starał się jak najlepiej uspokoić sytuację.
- N..nie.. mogę - wydukała nerwowo, po czym wstała z miejsca i ruszyła w stronę korytarza.
Przykucnęła na podłodze i sięgnęła po buty, by za moment nałożyć je na swoje stopy. Niezdarnie wiązała sznurówki adidasów, podczas gdy on ją obserwował. Nałożyła lekko zakrwawiony płaszcz na siebie.
- Addelaine - odezwał się w końcu, ale kiedy spotkał się z milczeniem, powtórzył jej imię ostrzej - Addelaine!
Kobieta złapała się za głowę, licząc że ten ruch wyciszy jego głos i migrenę, która wciąż jej towarzyszyła. Toczyła wewnętrzną bitwę, by podjąć jakąkolwiek decyzję. Myślała logicznie i wiedziała, że nie jest w stanie prowadzić, ani dojechać na miejsce w porę, żeby wszystko powstrzymać. Ale jednocześnie nie potrafiła siedzieć i czekać na telefon. Zajmując miejsce na kanapie, naprzeciwko zegara, ciągle obserwowała ruch wskazówek, odliczając czas. I to zabijało ją od środka. Ta cholerna niewiedza.
- Muszę im pomóc! - wyrzuciła z siebie wreszcie, pozwalając rękom swobodnie opaść - Po prostu muszę.
- Ledwie utrzymujesz się na nogach - stwierdził, mierząc ją od góry do dołu wzrokiem - A co dopiero, gdybyś miała gdzieś iść.
- Czego tutaj nie rozumiesz? - spytała z wyrzutem, stając między korytarzem, a salonem - To cholerna pułapka! Zginą, jeśli ktoś tego nie powstrzyma!
Niespodziewanie ich dyskusję przerwały wiadomości, które z około piętnastominutowym wyprzedzeniem pojawiły się w telewizji. Lekki kobiecy głos wydobył się z głośników informując, iż przerywają transmisję, by nadać nowe istotne informacje. Addelaine przestała kłócić się z Andrew i na tyle prędko, na ile pozwoliło jej ciało i jego obecne możliwości, przemknęła przez korytarz, by zobaczyć co się dzieje.
Spojrzała w ekran telewizora, który stał w salonie. Wiadomości zostały przerwane. Ładna, blondwłosa młoda dziewczyna siedząca za eleganckim biurkiem z białą kartką położoną na blacie, widniała przed kamerą, podając informację z ostatniej chwili.
- Właśnie otrzymaliśmy najświeższe wieści z niedużej wsi tuż pod miastem Addelaide. Nastąpił wybuch stodoły, gdzie miała miejsce mieć obława jednego z długo poszukiwanych przestępców. Udział w niej brało...
- Tylko nie to... - szepnęła, a jej oczy zaszkliły się.