Zmierzchało już, a dom, w którym wcześniej Addelaine
spotkała się z Seanem, nie wydawał się być już nawet w kilku procentach
przyjaznym wizualnie. Nocą samo centrum miasta Adelaide nie budziło poczucia
bezpieczeństwa czy spokoju. Straszna chata była położona w dzielnicy, w której
wieczorami żaden bezdomny nie chciał spać na ulicy, a którą młodzież nie
zamierzała się przechadzać.
Czwórka odważnych ochotników stanęła przed budynkiem w równym
rzędzie, przyglądając się drzwiom oraz oknom. Szyby były brudne, z trudem można
były ujrzeć, co kryje się wewnątrz upiornego domu. Ale to nie wydawało się
zaskakujące. W końcu Sean nie chciał, by ktokolwiek widział, co dzieje się w
środku.
Ashton postawił pierwszy krok do przodu, a za nim podążył
Calum, później Michael. Addelaine wahała się chwilę, ale pobiegła za nimi w
obawie, że zostanie na zewnątrz sama z ochroną, która również im towarzyszyła.
Bez nich nie otrzymaliby zgody na jakikolwiek wyjazd, a zwłaszcza w takie
miejsce.
Irwin otworzył drzwi i podążył korytarzem, bacznie obserwując
każdy detal pomieszczenia. Było to straszne miejsce, które stało się jeszcze bardziej
niepokojące, gdy z każdego pokoju zaczęła rozbrzmiewać muzyka. Znowu.
Na ramionach Levinson pojawiły się dreszcze, co zauważył
Michael. Przystanął i gestem dłoni zachęcił adwokatkę o pójście przodem, przed
nim, by zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa. Brunetka podziękowała nieśmiałym
uśmiechem i podążyła za Calumem, wolnym krokiem.
W zasięgu wzroku nie było żadnej żywej duszy poza nimi.
Tylko cisza i mrok. Ashton i Calum skradali się powoli w taki sposób, by nawet
nie było słychać ich kroków. Addelaine była zdumiona ich zwinnością, sprytem i
opanowaniem. Co kilka sekund słyszała krótkie „cśśś..” skierowane w swoją
stronę, gdy za mocno tupała szpilkami w podłogę lub zatrzymanie ręką, kiedy
wyczuwali pułapkę.
Kiedy dotarli do wejścia salonu, Irwin nie przechodząc do
pokoju, wychylił tylko rękę i przesunął dłonią po ścianie w celu odnalezienia
włącznika światła. Gdy mu się to udało, oświetlenie uruchomiło się i nastała
jasność, ukazując cały dom.
Od wizyty adwokatki nic się nie zmieniło. Meble oraz ich
ułożenie było takie samo. Zupełnie, jakby Sean wyszedł i nie pozostawił nic po
sobie.
- Poszło nam za łatwo – burknął Calum, zdając się być
rozczarowanym.
- Niemożliwe, że nas się nie spodziewał –
- Dajcie spokój – rzuciła poirytowana czekaniem i
zastanawianiem się – Poszedł sobie, a my mamy czas, żeby trochę poszperać i nie
zamierzam tego marnować.
Addelaine ruszyła do salonu, aby sprawdzić miejsce, z
którego wcześniej rozmawiał z nią Sean. W momencie przekroczenia przejścia,
każde z nich usłyszało krótki dźwięk przypominający naciąganie linki, a później
świst.
- Cholera – wyrwało się z ust Ashtona – Levinson!
Najbliżej stojący kobiety, Michael rzucił się na nią i całą
swoją siłą popchnął na podłogę. Dało się usłyszeć cichy wystrzał, a następnie
dłuższy krzyk i huk. Clifford i Levinson padli na ziemię, jednak stało się to o
sekundę za późno. Mały pocisk przetarł mocno ramię ciemnowłosego, tworząc
krwawiącą ranę.
Michael syknął z bólu. Calum ukląkł przy przyjacielu, żeby
sprawdzić skaleczenie, natomiast Addelaine podniosła się do pozycji siedzącej i
szybko wzrokiem odszukała lokalizację wystrzału. Niewielki pistolet był
zamontowany przy końcu ściany, a w przejściu przyczepiona była nitka, która
naciągała spust broni. Łatwe, ale skuteczne.
Levinson oddychała szybko i nieregularnie. Przeżyła szok.
Jeszcze nigdy wcześniej nie spotykała się z takimi zagraniami. Siedziała i
wgapiała się w pistolet, odgarnąwszy włosy z czoła i trzymając się za głowę.
Zastanawiała się, czy rzeczywiście się dzieje.
- To zabrzmi dość kontrowersyjnie, ale poszło wam całkiem
nieźle – skomentował Ashton – Przynajmniej nie udało mu się was zabić na samym
wstępie.
Adwokatka spiorunowała swojego klienta spojrzeniem.
- W porządku? – spytał Michael, z trudem podnosząc się z
podłogi.
- To chyba ja powinnam zapytać o to ciebie – odparła –
Dziękuję.
Irwin w międzyczasie rozglądał się po pomieszczeniu.
Rozpoczął od sufitu, by sprawdzić, czy przypadkiem nie czeka na nich więcej
niespodzianek. Później zaś zaczął szukać źródła rozbrzmiewającej muzyki. Gdy
tylko je odnalazł, od razu wyłączył dźwięk. Miał dość tego „budowania klimatu”.
Następnie zaczął przeszukiwać półki oraz szafy.
- Nawet go tutaj nie było… - powiedział cicho Ashton.
- Co? – cała trójka zawołała jednocześnie.
Irwin jeszcze raz spojrzał na sufit. Tym razem dostrzegł
coś, co podejrzewał od samego początku. Podbiegł do przeciwnej ściany i
przysunął do niej krzesło stojące w roku. Zdjął mieszczącą się na samej górze
kratkę, a z wnętrza dziury wyciągnął małe urządzenie i pokazał je reszcie.
- To był pieprzony hologram – oświadczył swoim towarzyszom.
- Nie… nie… nie możliwe.. – wydukała co raz bardziej
zaskoczona Addelaine.
- Wow – wydusił z siebie Hood, po czym zwrócił się do
brunetki – Teraz to jestem przekonany, że ty nawet podstawówki nie zdałaś, bo
spostrzegawczości i logicznego myślenia to ci bardzo brakuje.
Irwin i Clifford wywrócili oczami, słysząc podsumowanie
kolegi.
- Rozejrzyjcie się na górze, poszukajcie bandaży lub
jakichkolwiek opatrunków dla naszego bohatera – poprosił dwójkę – My zajmiemy
się dolną częścią. Tylko OSTROŻNIE.
Addelaine wstała i ruszyła po schodach w górę, ignorując
swojego towarzysza, którego wyznaczył jej sam Irwin. Tym razem była bardziej
rozważna w swoich ruchach i zanim weszła do jakiegokolwiek pokoju, upewniała
się, że jest to bezpieczne. Calum zaś postanowił się rozdzielić i pozostawił
dla siebie resztę pomieszczeń, do których adwokatka nie zaglądała.
Levinson trafiła do dziecięcego pokoju, pełnego zabawek i
fotografii. Do głowy przyszedł jej nawet pomysł, że jest to rodzinny dom Seana,
ale to również mogło stanowić zagrywkę przestępcy, która miała na celu ich
zmylić. Przeglądała każdą rzecz dokładnie, ale traktowała je z dystansem.
Niespodziewanie, usłyszała głośne wyzwiska rzucane przez
Caluma, w drugim pokoju. Rzuciła wszystkie oglądane rzeczy i pokierowała się do
drugiego pomieszczenia, tym razem patrząc pod nogi, a także przed siebie. Hood
przebywał w sypialni, gdzie znajdowało się łóżko, jedna szafa z lustrem, komoda
i kilka obrazów wiszących na ścianach. Całość została utrzymana w starodawnym
stylu – meble były w kolorach jasnego drewna, kołdra schowana w kwiatowej
pościeli, a okna zakryte białymi firankami na wzór chaftu. Panele były stare,
skrzypiały.
- Co się stało? – zapytała Levinson, a wtedy Hood odwrócił
się.
- Addelaine, musimy wyjść – oznajmił stanowczo.
Jego twarz przybrała poważny wyraz. Dłoń oplótł wokół jej
nadgarstka i już miał podążać do drzwi, gdy kobieta wyszarpnęła się spod
uścisku i przystanęła, patrząc na niego pytająco. Zmarszczyła brwi i czekała na
wyjaśnienia.
- Dlaczego? – spytała zdziwiona – Mówiłeś już Ashtonowi i
Michaelowi?
- Tu chodzi o nas – wydukał, zaciskając dłoń w pięść.
- O nas?
- Tak. Muszę ci coś pokazać. – odparł krótko, nie wdając się
w głębsze szczegóły.
- Co takiego? – dopytywała wciąż nie rozumiejąc – Teraz?
- Proszę cię – powiedział bezradnie – Po prostu ze mną
chodź.
Hood ponownie sięgął po jej rękę. Cały drżał.
Addelaine obserwowała roztrzęsionego mężczyznę. W jego pięści
spostrzegła białe kawałki papieru. Wyszarpnęła ponownie dłoń i tym razem
złapała jego, by sprawdzić co przed nią ukrywa. Bez zbędnego sprzeczania się
pokazał jej swoje znalezisko. Addelaine patrzyła na prostokątną kartę „Asa” z
talii, na którym wymalowana była trupia czaszka. Momentalnie puściła ją,
całkowicie wystraszona.
- Co to ma znaczyć?! – wrzasnęła.
- Jeśli nie pójdziesz ze mną, ona zginie – wyznał, a w jego
głosie dało się wyczuć błaganie oraz desperację.
Levinson westchnęła ciężko i oparła się o komodę, szukając
rozwiązania z tej chorej sytuacji. Doskonale wiedziała, że chodziło o Mali. To
był właśnie As, którego Sean trzymał w swoim rękawie. Spodziewał się
wszystkiego. Przyjazdu i pretensji Addelaine do Ashtona, ich rozejmu i powrotu
do tego miejsca. Każdą rzecz przewidział, a w dodatku odpowiednio zaplanował.
Pytanie pozostawało tylko jedno – po co? W jakim celu to zrobił? Do czego
dążył? Domyślała się jednak, że odpowiedź skrywał właśnie Calum, dlatego
zgodziła się wykonać to zadanie. Ciekawość była silniejsza.
- W porządku – powiedziała, chociaż te słowa z trudem wyszły
z jej ust – Jak wyjdziemy niezauważeni? – zapytała.
- Na górze jest drugie wyjście – wytłumaczył, po czym dodał,
zanim Addelaine zdążyła pomyśleć o czymś nieodpowiednim – Dostalem instrukcję.
Nie tracąc czasu, szybko uciekli z domu wyjściem opisanym w
na tylnej stronie karty. Zeszli po schodach umiejscowionych na zewnątrz budynku,
a potem opuścili teren posiadłości od tylnej strony, idąc następnie w stronę
dużego placu, który znajdował się w samym centrum miasta. Czym prędzej zamówili
taksówkę. Addelaine zajęła miejsce pasażera z tyłu, a Calum usiadł obok
kierowcy, podając mu adres. Robił to dosyć dyskretnie.
- Dokąd jedziemy? – spytała, kiedy nie usłyszała nazwy miejsca,
ani ulicy.
- Nie mogę ci powiedzieć, dopóki nie będziemy na miejscu –
odpowiedział Hood i były to ostatnie jego słowa, do końca ich podróży.
Jechali około godziny, wyjeżdżając na zupełne obrzeża
miasta. Addelaine czuła się, jakby została porwana. Co chwila zerkała w
telefon, na który wydzwaniał raz Ashton, a raz Michael. W pewnym momencie
wyłączyła komórkę w obawie, że ją namierzą i podążą za nimi, co zapewne zepsuło
plany Seana. Z drugiej strony bała się, co może ją spotkać, jeśli jednak nie
powiadomi mężczyzn. Calum zrobiłby wszystko dla siostry, którą dopiero
odnalazł. Dlaczego więc miałby nie zabić adwokatki, by uratować Mali?
Wreszcie taksówka zatrzymała się. Addelaine wysiadła tuż po
tym, gdy Calum zapłacił za przejazd. Zaskoczył ją widok, który ujrzała po
wyjściu z auta.
- Dlaczego tutaj jesteśmy? – zapytała zdziwiona przybyciem
akurat w to miejsce – Calum? – zwróciła się do mężczyzny.
Calum milczał. Wzrok wbił w ziemię, a na jego twarzy widać
było wyraźnie smutek oraz wstyd zmieszany ze strachem. Brał głęboki wdech za
wdechem, wpuszczając chłodne powietrze do swoich płuc. Ręce trzymał w
kieszeniach spodni i delikatnie kręcił górną częścią ciała, jakby miało mu to
pomóc w odstresowaniu. Czekał, aż taksówkarz odjedzie i zostaną sami, by móc
wyznać, co się dzieje.
Kiedy wóz ruszył, Levinson ponagliła mężczyznę.
- Calum, co było twoim zadaniem? – spytała po raz kolejny, a
wtedy ciemnowłosy uniósł głowę i spojrzał na nią.
- Miałem pokazać ci, gdzie jest Caitlin – wypowiedział z
trudem słowa.
Addelaine otworzyła usta, by już coś powiedzieć, ale zamiast
tego rozejrzała się po okolicy w nadziei, że źle odebrała jego sugestie. Odszukała
znak na drodze, który wskazałby jej miejscowość, w której się znajdują.
Potrzebowała się upewnić, a gdy to zrobiła, wydusiła z siebie tylko:
- Mój Boże…