muzyka: klik
Ochrona słysząc strzały szybko przybiegła do mieszkania
Addelaine, zabezpieczona w pistolety. Zjawili się niestety o kilka minut za
późno. Levinson w chaotyczny sposób tłumaczyła to, co przed chwilą miało
miejsce. Jeden z funkcjonariuszy wzywał pogotowie, a drugi zaś słuchał, jak
adwokatka wyjaśniała całe zajście, podczas gdy Irwin starał się utrzymywać Mali
przy życiu.
- To był Sean Fletcher – zarzekała – Albo jakiś pieprzony
snajper wynajęty przez niego.
Gestykulowała, chcąc jak najlepiej i najszybciej opisać
sytuację. Potrzebowała prędko pozbyć się wszystkich i uporządkować sprawy, by
przygotować się na spotkanie z Seanem, a także nie budzić żadnych podejrzeń.
Na szczęście, każda rzecz szła zgodnie z planem. Pogotowie
przyjechało w przeciągu piętnastu minut, a po pół godzinie Mali została zabrana
do szpitala. Ashton pod opieką funkcjonariusza postanowił pojechać do szpitala
i powiadomić Caluma. Ona natomiast obiecała, że spotkają się, kiedy już będzie
w siedzibie ASIS. Była świetną kłamczuchą, zwłaszcza pod presją czasu.
Policja pojawila się chwilę po odjeździe karetki. Los nie
mógł być dla niej aż tak łaskawy, by postawić na slużbie kogoś innego niż
Andre. Starała się jak najbardziej ukrócić ich konwersację i jechać na
spotkanie z Seanem. Odpowiednio się do tego przygotowała. Broń postanowiła
trzymać blisko siebie, w kieszeni płaszcza. Musiała być ubezpieczona, w końcu
mógł zawsze zastawić na nią pułapkę, żeby usunąć ją z tego świata. Tak byłoby
łatwiej.
Addelaine z pomocą nawigacji ruszyła samochodem w wybrane
przez Seana miejsce. Adres, który otrzymała doprowadził ją do samego centrum
miasta. Było tam tłoczno, prawie jak na Time Square.
Ulica, którą otrzymała poprzez sms, skierowała ją do
pobliskiego domu, przypominającego przeciętny domek rodzinny.
Z zewnątrz słyszała rozbrzmiewającą muzykę.
Niechętnie i z delikatnym wahaniem wchodziła po schodach, aż
stanęła przed samymi drzwiami. Obejrzała je wzrokiem dość dokładnie. Żadne
nazwisko nie było wyryte na drewnie, numer domu również.
Addelaine zapukała raz, ale odpowiedziała jej cisza.
Zaczekała chwilę, zerkając na zasłony w oknie, czy aby się nie ruszają. Poza
ciszą, odpowiadała jej tylko cisza. Zwątpiła w siebie i pragnęła stąd odejść,
ale wewnętrzna siła, którą w sobie trzymała oraz cała nienawiść, jaką żywiła do
Seana nie pozwalała jej na to. Była za blisko, by się poddać. W końcu osiągała
swój cel – odnalezienie Fletchera i poddanie go karze. Nie mogła się przecież
wycofać.
Wsunęła dłoń do kieszeni kurtki i mocno zacisnęła ją na
rękojeści. Jej szczęka trochę drżała, jakby z zimna, chociaż temperatura była
na plusie, a słońce dopiero zachodziło. Wiedziała, że to nerwy i musi się
opanować. Ostatnią rzeczą, jaką chciała by Sean zauważył, to jej zdenerwowanie.
Addelaine uderzyła dwa razy pięścią w drzwi, które po kilku
sekundach uchyliły się. Zaczekała moment, zanim odważyła się wejść. Ostrożnie
przeszła przez próg domu, rozglądając się. Każdy jej zmysł stał się ostrzejszy.
Wnętrze domu wyglądało na stare, jakby od dawna nikt w nim
nie mieszkał. Ściany były szare, obdrapane i poplamione od zacieków lub
innych.. rzeczy. W niektórych miejscach podłogi, panele zaczynały odstawać. Addelaine
zauważyła również ślady krwi.
Brunetka starała się zachować ciszę i iść powoli, prawie że
na palcach. Zachowywała bezpieczeństwo, chociaż nie musiała się zbytnio starać.
Muzyka stawała się coraz głośniejsza, do tego stopnia, że umiała już rozpoznać
gatunek, a także samą piosenkę. Doris Day rozbrzmiewała w całym domu, śpiewając
Dream a little dream of Me.
Dotarla do schodów prowadzących na drugie piętro, jednak nie
poszła nimi, gdy zobaczyła wejście do salonu. Po środku znajdował się stolik, a
na nim leżały znajome jej papiery. Bez przemyślenia ruszyła do pomieszczenia,
by odebrać dokumenty. Wzięła je do ręki i obejrzała, sprawdzając czy to na
pewno one, a nie sfałszowane akta, które miały być pułapką.
- Mamy czas – usłyszała zza pleców męski, ciężki głos –
Możesz jeszcze raz je przeczytać, jeśli chcesz.
Levinson odwróciła się i ujrzała go - po raz pierwszy -
twarzą w twarz.
Był znacznie wyższy od niej. Chudy, blady, o czarnych
lokowanych włosach opadających na twarz i zgarbionej postawie ciała. Jego ręce
były pokryte licznymi tatuażami. Czarne ubrania komponowały się z jego burzą
ciemnych loków. Swoim mroczym, prawie palącym spojrzeniem przyprawiał o
dreszcze.
Stał za biurkiem, ze skrzyżowanymi rękoma, bokiem opierając
się o półkę z zakurzonymi książkami. W ustach trzymał nieodpalonego papierosa.
Patrzył na Addelaine dosyć oceniająco, z lekkim zaskoczeniem, jakby..
spodziewał się kogoś innego. Lepszego, a może gorszego? Sama do końca nie
wiedziała, co ma o tym myśleć. Milczała i po prostu wgapiała się w niego, jak w
swoje trofeum. Była w szoku, bo nie spodziewała się tak szybkiego spotkania, a
w dodatku na tyle łatwego.
Sean widząc jej reakcje, zaśmiał się pod nosem. Rozłożył
ręce i zrobił dwa kroki w jej stronę.
- Żadnych słów? Pytań? – rzucił obojętnie i schował dłonie w
kieszenie.
Addelaine ocknęła się i widząc, jak blisko niej jest,
przeszła na koniec pokoju.
- Dlaczego spotykasz się ze mną tutaj? – zapytała nieśmiało
– To dosyć oblegane przez ludzi miejsce.
- Właśnie – odparł – Dlatego łatwo zniknąć w ich tłumie.
Levinson spojrzała na dokumenty, a później na Seana,
machając nimi.
- Dlaczego mi je oddajesz?
- Żebyś je dokładnie przeczytała, Addelaine – odpowiedział ze
spokojem, wciąż patrząc prosto w jej oczy. Na jego twarzy widniał wciąż
zadziorny uśmiech.
Brunetka prychnęła i popatrzyła w okno.
- Zrobiłam to już dawno – warknęła.
- Niedokładnie – szybko wtrącił – Gdybyś to zrobiła, nie
byłoby cię tutaj. Nie szukałabyś mnie, a Ashton znajdowałby się tam, gdzie
powinien.
Sean wyraźnie dał znać adwokatce, że wie o jego wyjściu.
Zaklęła, bo sądziła, że chociaż ta informacja pomaga jej być o krok przed nim.
- O czym ty mówisz? – zapytała, starając się go zrozumieć.
- O tym, że zabójca twojego brata jest codziennie obok
ciebie – oświadczył – Spójrz w akta.
Na myśl o bracie, w Addelaine zagotowało się. Jej wzrok
momentalnie stał się gniewny. Oczy pociemniały, a bicie serca przyśpieszyło.
Sięgnęła do kartek i odnalazła dzień, którego nie potrafiła zapomnieć. Zaczęła
czytać notatki z tej daty. Zeznania były bardzo dobrze opisane, a treść pokazywała,
że Ashton dostąpił się zabójstwa. Addelaine zmarszczyła brwi. Przecież to
czytała, nie pominęłaby tak ważnej dla siebie informacji. W pewnej chwili
przestała myśleć logicznie i wyciągnęła z kieszeni pistolet, celując prosto w
Seana.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez tyle lat szukałam potwora, który zniszczył mi życie i... wypuściłam go na wolność? - zapytała jego, ale i również samą siebie, ale starała się opanować, więc po sekundzie dodała - Blefujesz. I myślisz, że w to wszystko uwierzę
– zaśmiała się szaleńczo.
- Nie musisz – powiedział z lekkością – Wystarczy, że
zapytasz Ashtona o ten dzień. Ta data jest dla niego bardzo wyjątkowa. Na pewno
będzie pamiętał dzień w którym to wszystko się zaczęło.
Levinson nagle wyłączyła się. Zaczęła mieć wątpliwości.
Próbowała poskładać sobie wszystko w jedną całość.
- Wiem, co myślisz… - szepnął do jej ucha i zaczął obchodzić
ją dookoła – Serce i rozsądek walczą ze sobą – powiedział z lekkim
rozbawieniem, bawiąc się z nią w grę pełną manipulacji – Rozum mówi ci, że
jesteś adwokatem, który sprawdza takie rzeczy i musi mieć niezbite dowody, a
serce podpowiada, żeby mnie zabić, bo w końcu nienawidziłaś mnie przez lata –
wyjaśniał, praktycznie czytając w jej myślach – Ale… co jeśli, nienawidziłaś
złego człowieka? – spytał, stając przed kobietą i przyciskając klatkę piersiową
do lufy pistoletu, który trzymała – Co wygra, Addelaine Levinson? Emocje, czy
rozsądek? Twój wybór.
Addelaine oddychała energicznie i nierównomiernie. Do jej
oczu napłynęły łzy. Zaciskała zęby, a czasem nawet i oczy, żeby nie hamować się
i strzelić prosto w pierś Seana, ale umiała wyrzucić ze swojej głowy
wątpliwości, jakie się pojawiły po rozmowie z nim.
- Wspominał ci już, jak ważna jest dla niego Caitlin i
zrobiłby wszystko, by ją odzyskać? – dopytywał – Dosłownie WSZYSTKO?
- Co o niej wiesz? – spytała, wyrywając się z zamyśleń.
- Wiele – rzucił – Na przykład to, że jej szuka. Ale nie
znajdzie.
- Niby dlaczego?
- Na to pytanie również zostawiłem ci odpowiedź – powiedział
wyraźnie rozbawiony – Między kartkami.
Levinson po minucie walki z samą sobą opuściła broń.
Ścisnęła w dłoni dokumenty i ruszyła do wyjścia, krzycząc tylko.
- To nie koniec, Fletcher.
Chwiejnym krokiem dotarła do drzwi i uciekła z tego
nawiedzonego przez Seana domu.
Nie mogła uwolnić swoich myśli, które krążyły wokół pytań
„Co jeśli..”. Oddech uwiązł w jej gardle, nie potrafiła wziąć ponownie
powietrza w swoje płuca. Nie była w stanie poradzić sobie z emocjami, które
tłumiła. Łzy płynęły po jej policzkach, a makijaż, który wcześniej zdobił jej
twarz, teraz tylko ją szpecił i brudził. Przypominała obłąkaną lub pijaną
kobietę.
Adwokatka ledwie szła ulicą, cały świat wirował przed jej
oczami, a nogi plątały się do takiego stopnia, że wiele razy musiała podeprzeć
się o mur czy ścianę, dopóki nie straciła sił i upadła na ziemię. Obie dłonie
ułożyła płasko na chodniku i podniosła się. Rozejrzała się dookoła. Żaden z
przechodniów nawet na nią nie spojrzał, a gdy przypadkiem już to zrobił,
przechodził obok udając, że nic się nie stało. Wiedziała, że empatia była czymś
bardzo rzadkim w obecnych czasach, ale nie sądziła, że kiedykolwiek stanie się
aż tak niewidzialna, a w pewnym sensie nawet odrzucająca, bo skoro nikt nie
odważyl się jej pomóc, oznaczało to, że budziła niechęć.
Jakimś cudem, po kilku potyczkach i przerwach na wzięcie
głębokiego oddechu, udało jej się przedostać na drugą stronę. Zamazanym od łez
wzrokiem, kilka minut szukała swojego samochodu, błąkając się po parkingu.
Przypadkowo, przez oparcie na jednym, włączyła alarm. Szybko uciekla, jak
najdalej od auta sygnalizując włamanie, tym samym odnajdując swój wóz. Wsiadła
i drżącymi rękoma zapięła po kilku próbach pasy, po czym uruchomiła samochód. Z
rozpędem wyjechała z parkingu, kierując się tylko w jedno możliwe miejsce,
gdzie mogła zaznać spokój i otrzymać wszystkie odpowiedzi.
W przeciągu pół godziny dotarła pod siedzibę ASIS, gdzie
powinien był przebywać Ashton. Zerknęła w okna jego pokoju i widziała poruszającą
się postać. Nie czekała ani chwili dłużej, nawet nie zamknęła samochodu.
Wbiegła do placówki, szybko pokazując przepustkę i pokierowała się do
pomieszczenia w którym obecnie był Irwin. Bez pukania, wtargnęła do jego
pokoju, gdzie Ashton właśnie przechodził z kuchni do salonu.
- Siadaj – warknęła ostro.
- Kolejne przesłuchanie? – spytał znudzony – Wiesz, już nie
jesteśmy na tym etapie, Levinson.
Opadł obojętnie na fotel, patrząc na nią bez jakichkolwiek
emocji.
- 30-ty marca – rzuciła – Opowiadaj.
- Addelaine, o co..
Dopiero wtedy zauważył jej zdenerwowanie i niecodzienne
zachowanie. Nigdy wcześniej nie widział jej bez opanowania, a jej zazwyczaj
stoicki spokój naprawdę mu imponował. Coś się zmieniło, a fakt że była tak
rozchwiana emocjonalnie nie wskazywał niczego dobrego.
- OPOWIADAJ! – wrzasnęła, a jej włosy prawie stały dęba.
Desperacja i chęć poznania prawdy opanowała ją całkowicie.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – odkrzyknął, wstając z
miejsca – Chcesz mi coś powiedzieć?
- Podobno to ważna dla ciebie data.
- Data? – zmarszczył czoło, ale gdy sobie przypomniał,
zrozumiał o co chodzi adwokatce. A przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. –
Dzień, w którym poznałem Caitlin… - wspominał, po czym dodał – Dzień
morderstwa.
Addelaine rozszerzyła oczy i otworzyła usta. Poczuła dziwny
ścisk w żoądku. Ogarnął ją nieprzyjemny chłód. Traciła kontrolę.
- Jakiego morderstwa? – wydusiła z siebie, na jednym wdechu,
ale jej wargi już drżały, a oczy były zaszklone.
- Faceta Giny – odpowiedział obojętnie, patrząc na nią ze
zdziwieniem – Jakie to ma znaczenie? – Irwin wzruszył ramionami, czekając na
odpowiedź adwokatki, kiedy ta tępo i w milczeniu patrzyła na niego, dopóki z
jej policzka nie poleciała pierwsza łza.
- On miał rację – szepnęła – To.. to byłeś ty.
- O czym ty kurwa znowu mówisz? – zapytał zirytowany,
podchodząc do kobiety, jednak ona się odsunęła.
Addelaine puszczały nerwy, a wszystkie emocje jakie w sobie
kłębiła, właśnie wychodziły na wolność. Miała wrażenie, że za moment jej głowa
rozpadnie się na kawałki. Ale to ona rozpadała się, wewnątrz.
- Zabiłeś go – wyznała, delikatnie łkając i patrząc na Ashtona
z wyrzutem, po czym wrzasnęła – Zabiłeś mojego brata!
Brunetka ruszyła na Ashtona i pchnęła go, ale ten prawie ani
drgnął. Różnica między ich siłą była ogromna, zwłaszcza, że kobieta była wtedy
zraniona i zagubiona. Nie miała nawet szans na walkę z nim, jednak i tak
uderzała pięściami w jego klatkę piersiową krzycząc i wyzywając od morderców.
Ashton chciał ją chwycić i uspokoić, ale przede wszystkim próbował przypomnieć
sobie wydarzenia z tamtego dnia, by móc się wytłumaczyć. Levinson jednak nie
zamierzała słuchać, ani dopuścić go do siebie. Już nie.
- Poświęciłam ci wszystko! – szlochała krzycząc – Byłeś moim
kluczem do mordercy, którym myślałam, że jest Sean!
- A więc tym dla ciebie byłem? – spytał z wyrzutem, chociaż
wiedział, że w tej sytuacji nie powinien czepiać się o jej słowa, a ratować i
bronić samego siebie. Jednak poczucia bycia wykorzystanym w niego uderzyło.
- Jak śmiesz! – syknęła i zamachnęła się, by wymierzyć
mężczyźnie siarczysty cios w policzek, jednak ten prędko ją powstrzymał,
chwytając dłoń i zatrzymując przed swoją twarzą.
- Nawet się nie waż – wypowiedział słowa przez zaciśnięte
zęby, mierząc ją ostrym spojrzeniem.
Addelaine wyrwała się spod jego uścisku i odsunęła.
- Nienawidzę cię – wyznała – Zmarnowałam dziesięć lat
swojego życia na szukanie zabójcy mojego brata, z którym jeszcze
współpracowałam. Jesteś nikim, a jedynie potworem! – rzucała obelgami w jego
kierunku – Pożałujesz tego – obiecała wściekle, po czym wybiegła z jego pokoju.
Ashton w pewnym momencie ich rozmowy zrozumiał, o czym kobieta
mówił. Wiedział wtedy, że popełnił duży błąd potęgując awanturę podczas ich
spotkania. Addelaine wszystko źle odebrała.
Levinson uciekła z budynku, od razu podążając do auta i
wsiadając do niego, po czym się zamykając. Zamknęła oczy, jednak to nie
powstrzymało niekontrolowanego płaczu, jaki wybuchł tuż po oparciu głowy o
siedzenie. Z jej drobnego ciała wydobył się krzyk pełen gniewu, żalu i
ogromnego bólu, który od dłuższego czasu próbowała wyrzucić. Przez dziesięć lat
trzymała w sobie tęsknotę za bratem, a także nienawiść do oprawcy, który
spowodował jego śmierć. Ale trzymała w sobie również uczucia, które wyniszczały
ją od wewnątrz – rozczarowanie samą sobą oraz bezsilność. I mimo że teraz
wypuściła na wolność cały ból, jaki jej towarzyszył, to nie pomagało w zaznaniu
spokoju. Bo poznanie prawdy spowodował, że jeszcze bardziej zawiodła się na
sobie. Uwolniła człowieka, którego szukała latami i chciała ukarać. Naiwność,
łatwowierność i głupota, jakiej się dopuściła zżerała ją, właśnie w tej chwili.
Zaciśniętymi pięściami uderzała w swoje kolana, a później w
kierownicę. Otworzyła oczy i niespodziewanie powstrzymała się. Prawą dłonią
sięgnęła do płaszcza. Wzięła do rąk schowaną tam wcześniej broń.
Levinson chwilę patrzyła na pistolet, a później uniosła
wzrok i spojrzała w okno pokoju Ashtona.