Brunetka lekkim krokiem weszła do pomieszczenia niosąc w
rękach stertę dokumentów. Tuż przed sobą zobaczyła znajomego mężczyznę, który
ze skrzyżowanymi rękoma stał i przyglądał się zza szyby. Levinson podeszła i
przywitała się z Michaelem, a później spojrzała w miejsce, któremu tak
zahipnotyzowało przyjaciela jej klienta. Za szybą siedział Ashton, ale nie sam.
Towarzyszył mu Calum.
Jednak nie on był zaskoczeniem, jakie malowało się na twarzy
Clifforda, a później adwokatki. Był nim Ashton. Zupełnie inny Ashton – Promienny, uśmiechnięty, możnaby rzec, że szczęśliwy. A
to zdawało się być niemożliwe, jak myślała Addelaine. Sądziła, że taka osoba
jaką był On, nie jest w stanie uśmiechnąć się szczerze, normalnie, prawie jak
dziecko na widok nowej zabawki czy cukierka. Ale On właśnie taki był. I nie
była w stanie pomyśleć, że spotkanie z przyjacielem po kilku latach mogło
zdziałać takie cuda.
- Mija godzina, odkąd rozmawiają – zagadał Clifford,
wyraźnie zadowolony.
- Myślisz, że Calum może być kluczem do sukcesu? – zapytała,
cały czas oglądając Irwina. Rozmawiał tak ochoczo i żywo, jak nigdy wcześniej.
Mrok, który wcześniej widziała w jego oczach zniknął. Twarz, która wydawała się
zmęczona, teraz była jasna i pogodna. Szeroki uśmiech nie schodził z jego ust.
Mężczyzna, który siedział przed nią wcale nie przypominał klienta, z którym
musiała się użerać.
- Myślę, że im więcej bliskich Ashtona, tym zdrowszy się
wydaje – stwierdził – Zaczyna myśleć, potrzebować i czuć. Aż w końcu, może
pewnego dnia zechce chcieć wyjść.
- Może dziś będzie ten dzień – powiedziała, mając nadzieje.
Calum wstał, a Ashton razem z nim. Objęli się, chociaż
Irwinowi trudność sprawiały kajdanki. Addelaine obserwowała, jak blondyn
zaciska dłoń na koszulke swojego przyjaciela. Widziała tę tęsknotę, potrzebę
ciepła i troski, jakiej szukał Irwin. I zrozumiała, że w pewnym sensie to może
mieć głębsze dno i sens, którego szukała w Ashtonie. Rodzina i przyjaciele,
czyli najbliżsi, którzy mogą wyciągnąć go z tego bagna. Jednak w centrum tego
rozwiązania pojawiał się mur zwany Caitlin Teasel, który był nie do przejścia,
jak na razie.
Gdy przyjaciel Irwina opuscił pomieszczenie, Addelaine
zajęła jego miejsce. Przywitała się z Irwinem, któremu humor nadal dopisywał
pomimo zmiany wizytorów. Levinson odetchnęła z ulgą i modliła się, aby to
oznaczało, że dzisiejsze spotkanie przyniesie jakieś owocne efekty.
- Miła rozmowa? – spytała Addelaine, zajmując miejsce
naprzeciwko swojego klienta.
- Nadrabianie straconego czasu – rzucił krótko, posyłając
jej wymowne spojrzenie.
- Niedługo go nadrobicie, w przyjemniejszych miejscach niż..
– przerwała, oglądając ściany prawie pustego, starego i po prostu brzydkiego
pokoju, po czym dodała – To.
Ashton zmarszczył czoło i popatrzył na adwokatkę pytająco.
- O czym ty mówisz?
- Złożyłam wniosek o warunkowe wyjście – oznajmiła, jakby to
było nic niezwykłego – Kilka. Wniosków.
Blondyn zamilkł i opadł ciałem na oparcie krzesła, wpatrując
się w kobietę z niedowierzaniem. Jego wargi rozszerzyły się, jakby zamierzał
coś powiedzieć, jednak żadne słowa nie padły z jego ust. Powtarzał sobie słowa
Addelaine w głowie i próbował zrozumieć, analizować, uwierzyć. Aż w końcu
dotarło do niego, że to co mówiła nie było obietnicą rzuconą na wiatr, a rzeczywistością.
Ona walczyła o jego wyjście, o ponowne ujrzenie świata. I wtedy jego serce
zaczęło bić dwa razy szybciej, gdyż wiedział, jaka przyszłość nadchodziła
zarówno dla niego, jak i dla niej.
Addelaine wciąż gadała, ględziła, opowiadała, a Ashton tkwił
w milczeniu, tylko potakując głową i od czasu do czasu siląc się na uśmiech.
Kiedy była w trakcie relacjonowania swojej historii o składaniu wniosku, on
szukał wyjścia z sytuacji i grał na czas, którego było niewiele. Musiał znaleźć
odpowiedni plan, który nikogo nie kosztowałby wiele, a już na pewno nie jego.
Zbyt dużo miał do stracenia, nie mógł pozwolić sobie na większe problemy.
- Ale gdy już wyjdziesz, będziemy mogli wspólnie zająć się
szukaniem Caitlin…
- Zapomnij o niej – napokmnął – To już nieważne.
Addelaine nagle otrząsnęła się z transu swego rodzaju
hipnozy w formie monologu. O mało nie zakrztusiła się własną śliną. Spojrzała
na Irwina niczym na wariata, chociaż w jej mniemaniu nim był, ale skoro dziś
ich konwersacje tak dobrze szły, a przynajmniej do tego momentu, dlaczego miała
sobie o tym przypominać? Wolała traktować go, jako normalnego człowieka.
- C..Co? – wydukała – Jeszcze dwa dni temu nie dawałeś mi
szans na rozmowę i informacje, dopóki nie znajdę Caitlin – przypomniała – Skąd ta
zmiana?
Jego serce znów zabiło szybciej, a w głowie pojawiła się
wielka burza. Co robić? Co jej powiedzieć? Co wymyślić, aby dała sobie spokój?
Jak sprawić, aby przestała pytać?
- Uznałem, że to bez sensu – odparł oschle, zerkając w
ścianę, aby nie spotkać jej świdrującego wzroku. Miała piękne duże oczy, ale one
zadawały więcej pytań niż ona sama. – No wiesz, skoro od dziesięciu lat nie
kontaktowała się ze mną, a teraz nawet nie da się jej znaleźć, po co mam się
trudzić? – Starał się wybrnąć z sytuacji, kłamiąc.
Addelaine prychnęła, a ciało Ashtona ogarnął wtedy gorąc.
Nie tak łatwo było ją oszukać i zbyć.
- Ty tak uznałeś? – spytała – Czy może Calum?
- Calum? – odpowiedział pytaniem – A co ma Calum z tym
wspólnego?
- Nie wydawał się być zadowolony widząc mnie, w dodatku
szukającą Caitlin – wyznała – Właściwie, to bardzo jasno powiedział mi, że nie
powinieneś jej szukać.
Ashton spuścił głowę i zaczął przecierać palcami. Zaczął
zastanawiać się nad słowami Caluma. Ich dzisiejsza rozmowa oraz temat Caitlin
również miał dziwny wydźwięk. Być może przeczucia Addelaine wcale nie pojawiy
się bez powodu. Ale, jeśli faktycznie Calum wiedziałby coś więcej o Caitlin, to
Michael również, a wtedy cała układanka nie miałaby najmniejszego sensu. A może
jednak?
- Nie, Calum nie ma nic wspólnego z moją decyzją –
odpowiedział szczerze, aczkolwiek nie zamierzał zdradzać niczego poza tym.
Wpływ na jego zachowanie miał ktoś inny. Ktoś, kto obiecał i dał mu o wiele
więcej niż adwokatka.
Godzinę przed spotkaniem z Levinson, Irwin został zawołany
na kolację. W kajdankach oraz towarzystwie ochroniarzy spacerował korytarzem
prosto do stołówki, na której czekało jedzenie przygotowane dla więźniów. Mijał
rozwścieczonych psychopatów, chcących wydostać się zza krat, rzucających
wyzwiskami morderców, pedofilów i złodziei. Ignorował ich zachowania, starał
się nie zwracać uwagi na słowa, jakie szły w jego kierunku, aby nie dać się
sprowokować. I wybrnął z tego całkiem dobrze, jednak nie miał pojęcia, że idzie
w pułapkę, która już długo na niego czekała.
- Stary, zamkniesz drzwi na końcu korytarza? – poprosił ochroniarz,
swojego drugiego kolegę – Ja przetransportuje tego bałwana.
Gdy ten skinął głową i ruszył za prośbą towarzysza,
mężczyzna zabrał Ashtona i poprowadził go w głąb korytarza, po czym skręcili w
stronę stołówki. Zanim do niej dotarli, mężczyzna chwycił blondyna za szyję i
popchnął na ścianę. Później, przycisnął ramię do jego gardła, by odciąć mu
dopływ powietrza. Ashton starał się złapać go za ręce, jednak uniemożliwiały mu
ten ruch kajdanki. Łańcuch łączący nogi oraz ręce był zdecydowanie za krótki,
by mógł chwycić mężczyznę i uwolnić się spod uścisku.
- Proszę, proszę, jaki waleczny – zaśmiał się facet – Masz pozdrowienia.
- Od… kogo.. – wykrztusił Irwin.
- Naprawdę potrzebujesz pytać? – Umięśniony i wysoki
mężczyzna przycisnął swoją rękę mocniej – Wiesz, Ashton… Plotki szybko się
roznoszą… - powiedział – I bardzo mu się nie podobają.
- O czym ty mówisz?
- O twoim wyjściu, które załatwia ta wariatka Levinson –
wyjaśnił szybko – Kiedy w końcu ją spławisz?
Tętno Ashtona stawało się coraz słabsze, a jego twarz
poczerwieniała.
- Staram się… - prawie pisnął.
- Staraj się bardziej! – wrzasnął ciemnowłosy – Jeżeli wygra
sprawę, a ty wyjdziesz na wolność, pożegnasz się z Caitlin Teasel na zawsze –
zagroził, po czym puścił blondyna.
Ashton zakasłał kilkakrotnie i wziął pięć głębokich wdechów,
zanim ocucił się i dotarło do niego, co przed chwilą uslyszał.
- On ma Caitlin? – spytał.
Mężczyzna zbliżył się do niego, a potem ścisnął dłoń na jego
włosach i uniósł głowę, aby patrzeć prosto w oczy Ashtona.
- A kluczem do jej wolności jest Twoje miejsce tutaj –
postawił warunki – Wybieraj – warknął, a następnie złapał blondyna za ramię i
poprowadził do stołówki, jak gdyby sytuacja mająca miejsce chwilę temu wcale
nie zaistniała.
Po raz pierwszy Ashtona ogarnęła panika, bo jego cały świat
okazał się być zagrożonym i tylko od niego zależało, jak gra ma się potoczyć.
- W porządku – odpuściła Addelaine, ale tylko Ashtonowi –
dokładnie w tym momencie, bo wcale nie zamierzała puścić jego słów koło ucha.
Nie była naiwna, ani głupia, żeby uwierzyć w brednie, które wygadywał i
oczywiście zdecydowała się temu przyjrzeć z bliska, a w dodatku uznała za swój
nowy cel odnalezienie Caitlin, chociaż Irwin miał o tym nie wiedzieć. A więc
grała słodką idiotkę, by wyciągnąć ze swojego klienta jak najwięcej. – To co
teraz chciałbyś w zamian za informacje?
Blondyn wzruszył ramionami.
- Nic – mruknął cicho, po czym dopowiedział nieco głośniej –
Powiem ci wszystko, co tylko będziesz chciała.
Addelaine patrzyła na niego, niczym wryta. Miała wrażenie,
że Ashton wziął złe leki albo w ogóle ich nie wziął. Bo skoro był tak miły i
łagodny, to nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Czyli będziesz ze mną współpracował i wyrażasz właśnie
chęć wyjścia stąd? – dopytała dla pewności.
Irwin uśmiechnął się pod nosem.
- Znudził mi się kolor ścian – wymyślił – Muszę wyjść, żeby
chociaż kupić inny i przemalować swoją celę. Może na zielono? Podobno uspokaja.
Brunetka wywróciła oczami. Sięgnęła po swój notes i
otworzyła go. Następnie wyciągnęła z torebki dyktafon, który po chwili
uruchomiła. Jeszcze raz spojrzała na Ashtona pytająco, prosząc o potwierdzenie
swoich decyzji. Ten zaś skinął głową na znak gotowości. Kobieta ujęła długopis
w dłoń i odezwała się jako pierwsza.
- Zaczynamy?
___
___
Może być trochę pomieszany, bo bez edycji, ale następny będzie lepszy xx.